Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wiersze wybrane - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 października 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wiersze wybrane - ebook

Ewa Lipska jest jedną z najlepiej dziś rozpoznawalnych poetek. Jej wiersze w istotny sposób wpisują się w panoramę polskiej poezji ostatnich pięciu dekad. Zyskały uznanie krytyki. Uklasyczniły się w podręcznikach. I są też – po prostu – czytane, dzięki czemu stanowią ważną część krajobrazu naszej współczesności.
Bez słów zapisanych przez autorkę „Ludzi dla początkujących” nie wiedzielibyśmy czegoś ważnego o naszym czasie i o nas samych. Warto więc te słowa przypominać, warto do nich wracać. Okazją do takiego powrotu jest obszerny i znakomicie przygotowany zbiór zatytułowany ”Wiersze wybrane".

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61298-86-1
Rozmiar pliku: 758 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

My

My – rocznik powojenny otwarty na oścież –

w pełnokomfortowym stanie swojego ciała

czytamy Sartre’a i książki telefoniczne.

Rozważamy uważnie wszelkie trzęsienia ziemi.

My. Rocznik powojenny ze spokojnych doniczek.

Wyprowadzony z bezspornych statystycznych wyliczeń.

Niedosłyszany w hałasie początku.

Cierpiący na bezsenność i do ćmy podobny.

Powołany do koncentracji nad.

Do naszych dni prowadzą zardzewiałe drzwi.

Schody które przeżyły hodowcę kanarków.

Wodospad kroków. Pogrzeb z orkiestrą.

I krzyk tłuczonych garnków.

Schodzimy powoli. Bardzo powoli. Z powagą drzewa.

Jest może siódma rano. Dzień zbyt dokładnie dojrzewa

i niekiedy przyjmuje smak gnijącego jabłka.

Najrozmaitsi ludzie gwałtownie wybiegają.

Ze schodów. Z bram. Z hoteli. Z ust. Tu i tam.

Obłąkani po łokcie pensjonariusze świata.

Przeklinają. Przystają opłaceni na parkingach.

My zazdrościmy tym

którzy w wysokich sznurowanych butach

przeszli przez wojnę.

Zazdrościmy

nocy oszczędnie po małym kawałeczku

rozdzielanych między hełmy znużone.

Strzałów jak ognie sztuczne do ust poniesionych.

Wulgarnych wzruszeń nagłego ocalenia.

O tamtym świcie

z miasta lęk wywożono na taczkach

i wymiatano kule.

Choć w twarzach jeszcze nie wystygło drżenie

pozlepiano hejnałem gruzy i wyzwolenie

i poranione mury do hymnu wstawały.

Ludzie na wolność klaskali. Bramy się otwierały.

W bramach kobiety rodziły dzieci:

nas. Jakże odświętnych. Powołanych jeszcze przed świtem.

Odpornych na ciało. Otrząśniętych z chrzęstu broni.

Oddano narodzeniem naszym cześć – zabitym.

A pamięć przestrzeloną dźwigamy

już my.Mogę

Wymyślać mogę wszystko od początku.

Mam tę możliwość: wyżynną prowincję

czyli Wyobraźnię. Dobry grunt pod zamek

lub duży pokój z oknem na południe

i dla spacerów płochliwych firanek.

Trony bez królów i głowy bez koron.

Anarchia czasu ciągła jak aleja.

Tam wyrok życia wydaje się celny

wielce bogaty gdy zbieramy liście.

Mogę być sobą lub tryumfem wodza

z kości słoniowej z bogatego szkła

i z ciekawości co jeszcze się stanie

gdy w przewspółczesnej ukażę się porze

na złotokonnym zwycięskim rydwanie.

Mogę być sobą i sterować nocą

by się w nietrwałe nie zapuszczać lądy

i pustej doby nie trzymać w ramionach.

Myśli powtarzać by zostały po nas

znowu dla kogoś. Dla tych samych odkryć.Jesteśmy

Ani z pewników. Ani z Biblii świętej.

Ani z historii. Ani z ziemi Ziemi.

Ani z poległych. Ani z tych mniej więcej.

I ani z próżni. I ani z kamieni.

Zbyteczne myśleć o świata genezach.

Rozbierać ciało na cyfry i wieki.

Z braku założeń nie liczmy na tezy.

Biegniemy naprzód ciągle stojąc w miejscu.

Jesteśmy z wyobraźni. Przypadku. I słowa

które słowem się stały. I ciałem. I światem.

Nasze kroki – to czasu jest pierwsza połowa.

Kroki czasem przystają. I czas staje czasem.

Chcesz wiedzieć to co będzie. I to co już było.

Zejdź z wiedzy nieumyślnej. I z umyślnych twierdzeń.

Ani wstecz ani naprzód nic się nie zmieniło.

I to co masz po prawej masz po lewej ręce.Tak samo

Człowiek to taki zwykły człowiek:

jak pierwszy człowiek drugi człowiek.

Różnimy się jedynie tak bardzo podobnie

i przepadamy jak kamienie w wodę.

Ktoś później nas wyławia – ktoś cenny ocenia

ile w nas wody płynie a ile kamienia.

Od trzeciorzędu już tak rządujemy

żądni mapy i władzy. Wojny i pokoju.

Aż do ostatka swoich cech żyjemy.

I doświadczeni w cyfrach i wymiarach

figurujemy w kalkulacji świata.

Człowiek to taki zwykły człowiek:

potrafi zżyć się nawet z sobą.

Coś w sobie z sieci ma. Coś z ciała.

Na połów swoich własnych powiek

wypływa oko z okiem. Z okien

ciekawość przeźroczysta cała

już pierwszym się widokiem stała.

Bo człowiek to jest zwykły człowiek:

jak pierwszy człowiek drugi człowiek.

Jeden za drugim. Krok za krokiem.

Z wyrokiem czasu praw i nocy.

Tak samo: przedtem teraz potem.Udźwignąć noc

Udźwignąć noc potrafię jeszcze.

Zamknijcie tylko wszystkie drzwi.

Niech tylko noc zostanie ze mną

i niech ulice się rozejdą

do miejsc skąd zaczynają być.

Niech wieczny mędrzec tego świata

już umrze wreszcie. Przepis czynów

zostanie w zwojach pergaminu

do których muchy się przylepią.

Udźwignąć noc potrafię jeszcze.

Ktoś mi przeszkadza. Światło świeci.

To po przeciwnej stronie miasta

na spacer wyszły czyjeś dzieci

klaskając w ręce

bo w grobach przemarzły.

To jeszcze mędrzec się postarał:

w tę noc dla dzieci wyobraził

przepyszną ucztę Baltazara.

Aż gwiazdy wstały i na palcach

zaczęły się do dzieci tłoczyć.

Znużona patrzę w drzwi otwarte.Może

Może zostanie mi jeszcze

wyblakła jak wiersz nadaremny

fotografia. Ostatnie rozstanie

niebo deszczem rozegra na bębnach.

I dzień stanie dzień stanie dzień stanie

w twojej szarej wyblakłej sukience

w fotografii tak małej tak zwięzłej

że zacisnąć można w jednej ręce.

I już nie wiem już nie wiem już nie wiem

czy ty byłaś czy jesteś czy będziesz

może patrzysz i z żalu ta szarość

może tylko niedbale się cieszysz

może myślisz że starość już starość

teraz do mnie gwałtownie się spieszy.

Ty stanęłaś i czekasz. Ja w drodze.

Ty stanęłaś w oczach otwartych.

A ja patrzeć nie mogę nie mogę.

Przeto patrzę śmiertelnie uparta.Cisza

Mój lęk nie mniejszy niż Europa.

I drzwi plecami odwrócone w lęku.

I w lęku stoję odwrócona.

I pada deszcz nieprzemakalny.

I cisza stoi między nami

na drugim piętrze kamienicy.

Po twarzy twojej twarzy mojej

deszcz przeprowadza się kroplami

z drugiego piętra kamienicy

i dźwiga drwiny odrobinę.

Tak w nocy stałaś. I ja stałam.

I cisza stała między nami.

Coraz bardziej pusto cię czytam. Ktoś szczególnie czeka na tę chwilę jak na ślub albo na pociąg.

Coraz bardziej pusto cię widzę.

Coraz trudniej jest teraz o komfort:

mieć sąsiadów przyjaciół rodzinę.

Pełna cisza stoi między nami

i nie wierzy w czyjąkolwiek winę.Pogoń

Dom mój wysyłam w pogoń za pamięcią.

Drzwi prowadzą i klucze zwisają im z pysków.

Potem schody i schody jak banda opryszków

z kołnierzami poręczy. Podniesione w górę.

Po nich szepty spełzają. Ach właśnie te szepty

te przekleństwa szalone. Podciszane chóry

moich najdalszych bliskich.

Piec wymarły choć w biegu rozgrzany już wielce

rozpłoniony na nowo intymnym rumieńcem

lub schamiały przez wieczność niezatartych zdań.

Między pełnymi ludźmi. Ciszą. Bajką z Królem

owiniętą w kwiat biały. Rażoną piorunem.

Wysuszoną przez słońce na tron i na kość.

Pokój pierwszy. Niezgodny. Na którą był stronę?

Obraz wisiał skurczony. Łóżko rozwiedzione.

Pokój drugi. Rozległy jak płaska polana.

Rozszerzony u czoła a zgięty w kolanach.

Przemykający ścieżką poprzez zwarty jar

w którym gubi kalectwo: niewspółmierność miar.

Pokój trzeci od słowa nazwany posłowiem

biegnie zawsze ostatni.

W pogoń za pamięcią.Brzeg

Kto ten zamek tak ogłuszył

że w umarłym stroju stoi.

Czyja młodość przestarzała

ściera czasem kurz z pokoi.

I wygląda smutno z okien

przymierzając różne twarze.

Czyje serce jeszcze bije

wolniuteńko w mdłym zegarze.

Żart okrutny. Nie poznaję

twego głosu chociaż krzyczysz.

I lat naszych popękanych

nie potrafię się doliczyć.

Żart okrutny. Nie wiem nawet

z jakich idę linii rąk.

Nie znam siebie. Ani ciebie.

Kto jest Stamtąd. Kto jest Stąd.

Żart okrutny. Moje imię

z imion wszystkich ktoś wywołał.

Lata raz rzucone w wodę

zataczały wkoło koła.

Coraz większe. Coraz więcej.

Coraz częściej czas mój biegł.

Koła biegły coraz gęściej.

I wyraźniej ciemniał brzeg.Puchar

Ileż ma doświadczenia ten dzwonowy puchar!

Wdowiec. Epokę stracił już lat temu wiele.

Odporny na przeczucia i na wszelkie straty.

Można mu pozazdrościć tej pogody ducha.

Świetnie trzyma się w czasie: czas jakże mu chętnie

wciąż nowe przypisuje toasty z dni płynnych.

Sprzyja mu sztuczność świata z muzealnej włóczki

przezorność którą dzisiaj na wieki utrwalił

pełna znajomość ziemi i wszelakich doznań.

Milczy jakby z kamienia choć wewnętrznie ludzki.

Od prawieków czci mądrość. Jej tylko jest dłużny.

Rozumie jak przelewa się z pustego w próżne.

Teraz ogląda filmy współczesne i z nudów

podziw czyjś nad nim samym sięgający do dna.

I marzy by raz pęknąć i ból wszelki poznać:

być wolnym jak sen który nie śnił się nikomu.Szyby

Jak ciężko jest patrzyć w te szyby podłużne.

Kobiety półsenne róż z twarzy strzepują.

A obok posępni przechodzą podróżni.

Za nimi jest pejzaż. Wojsko maszeruje.

W pejzażu są stoły. Na stołach jest wino.

Przy stole dziewczyna. W dziewczynie jest śmiech.

A w śmiechu jest smutek. A wszystko jak w kinie

w tych szybach podłużnych. W dziewczynie jest śmiech.

I ciężko jest patrzyć. Kobiety półsenne.

W kobietach jest miłość. W miłości jest kres.

A potem już tylko są szyby podłużne

i smutek. Podróżni. W miłości jest kres.

W podróżnych jest pociąg. Stukają w nich koła.

A w kołach jest wieczność. W wieczności jest strach.

A w strachu jest cisza. A w ciszy najciszej.

W podróżnych jest pociąg. I ciągła kół gra.

Jak ciężko jest patrzyć. Wojsko maszeruje.

W żołnierzu jest kula. A w kuli jest śmierć.

A w śmierci jest wszystko i nic nie ma w śmierci.

A w śmiechu jest smutek. W miłości jest kres.

Przy stole dziewczyna. W dziewczynie jest serce.

A w sercu jest żołnierz. W żołnierzu jest kula.

I ciało żołnierza już ziemia przytula.

I płacze dziewczyna. Mijają podróżni.

Noc chłodna przegląda się w szybach podłużnych.Kobieta w czerni

Trudno domyślić się ile ma lat

kobieta wiecznie ubrana na czarno.

Dzień przypadł do niej kiedy spotkać szła

syna co życie do ziemi zagarnął.

Drzewa. Wystrzały krwią w zieleń strzelały.

I wreszcie poczuł co to znaczy strach

chłopiec w okopie swą śmiercią zdumiony

– aż tak zdumiony że bólu nie słyszał.

A słyszał tyle że trudno mu współczuć.

Dzień przypadł do niej gdy naprzeciw szła.

Dzień przypadł do niej i przypadła cisza

i przywaliła zbyt nagłe cmentarze.

Kobieta w czerni. W ciszy. W lęku. W twarzy.

W ciszy. W dniu. W ciszy. I w bramie cmentarnej.

Kobieta pamięcioletnia.Wrażenia z wycieczki do muzeum

A tu widzimy bohatera:

jakże podobny w swym milczeniu

do światła uśpionego teraz

cieniem wspartego na ramieniu

daty – co z kurzu szaf wyrasta.

A tu widzimy rozstrzelanych:

tak rozstrzelanych że aż żywych

w takiej pamięci że słyszymy

krew rozchlapaną na papierze

i choć nie chcemy – umieramy.

A tu widzimy nasze ciała:

tak nasze że nie poznajemy

zamknięte w szklanych futerałach

i tak dalekie że aż bliskie

– aż w piersiach tępy ból czujemy.Wolny przekład z Szekspira

W oczy mi patrzysz wciąż tak samo

jak w tysiąc pierwszym roku rano

kiedy w szeroką moją suknię

twoje wplątało się kolano.

Miłość przez wieki się nie zmienia.

Kamień jak był tak jest z kamienia.

Rzeka jak była tak jest rzeczna.

I wieczna miłość jest odwieczna.

I myślisz o mnie wciąż tak samo

jak myślał książę z którym nieraz

huśtałam zwinnie się na drzewach

nadworną będąc jego damą.

Miłość przez wieki się nie zmienia.

Czas na mym życiu zdarł kopyta.

Jak mnie żegnałeś tak mnie żegnasz.

Jak mnie witałeś tak mnie witasz.

Z przekory czasu znów jesteśmy.

Jego wskazówek podopieczni.

Tik tak. Współcześni. Średnio-wieczni.

Tik tak. Weseli. Smutni. Sprzeczni.

Tik tak. Powoli światła gasną.

Tik tak. W miłości wiecznej zasnął

książę współczesny. Przeszły. I

współcześnie przeszły. Jakby nic

odchodzi chyłkiem. W noc wyrusza.

Jak gdyby w ręku trzymał jeszcze

swą rolę godną Poloniusza.* * *

Dotąd doszliśmy. Tu się rozwiązały

koniec z początkiem. Przekłady Homera

na brzegu siedząc przeglądamy teraz.

Nikt nie przypływa po nas. Puste oceany.

Spokój gwałtowny. Może to już sierpień.

Może strach. Rozegrany przez nas umiejętnie.

Jest mi tak jakby już było za późno.

Może to sierpień. Ale drzew tu nie ma

a sierpień zawsze dojrzewa na drzewach.

Nikt nie przypływa. Homerycki żart

i wiatr z kamieni nam wróży jak z kart.

Nikt nie przypływa.Pełnia

Przyjdź do mnie jeszcze

– już więcej nie przychodź.

Chcę widzieć cię jeszcze

– nie chcę widzieć wcale.

Zawsze myślę że łatwiej – gdyby łatwiej było –

zapełnić pustą beczkę z której dno ubyło.

Niekiedy wiem – gdy czuję pod stopami

ruch pokoleń i całą ich okrężną drogę

i całą ich stanowczość próżną między dolinami –

że zejdę nieco w lewo na rozstaje

i poprzez stado niezapominajek

w amfiladę pokoi wejdę

jak w historię.

I wtedy za mną przyjdź

– wtedy nie przychodź wcale.

I głośno czytaj mi Biblię

– milcz.

Brak mi wzroku na miejsca które sens przetrwały.

Na twarz bez profilu. Jest tak doskonała

że mogłaby już umrzeć.

Brak mi wiedzy że jestem bo jestem na pewno

sprawdzona jak ułamek. Mój ranny dylemat:

bądź ze mną dzisiaj

– nie bądź ze mną wcale.

Słucham jak trwale ustala się ziemia

i dzień niepełny.

W tym właśnie jest pełnia.Za tyle lat

Za tyle lat na ile będą wyglądać

o ile dojrzeją do mówienia o nich

za tyle lat powrócę popatrzeć na chwilę

dom mój krokiem skończonym przypomnieć.

Drzwi otwarte. Och przeciąg! Nie zamknąłeś mój drogi

i rozmowy nasze uleciały.

Teraz świat je podsłucha. Teraz świat je rozniesie.

Będą jeszcze raz umierały.

Jak niewiele się zmienia.

Pokój godny zaproszeń na herbatę.

W krzesłach lekko wytartych drżą jeszcze nasze cienie.

Już półcienie. Wypełzły przez lato.

Stół pokryty wyznaniem. Moim. Twoim. Już nie wiem.

Talon szczęścia. Niewykupiony.

Zawsze byłeś niedbały. Jeszcze kwiaty dla ciebie

stoją chude wyschnięte zdumione.

Jeszcze wiersze. Ach wiersze wsparte niemym porywem

teraz z ręki do ręki przenoszę.

Ale wiersze jak wiersze. Ale wiersze jak życie.

Może tylko trochę bardziej siwe.Niechętnie

A gdybym umarła naprawdę – nic by się nie działo.

Zebrałaby się rodzina z czarnymi chorągwiami.

Może by się im nawet przez chwilę płakać udało.

Słońce szłoby normalnie. A dzieci machając nogami

siedziałyby wysoko na chmurach.

Nikt nie przerwałby dzwonków spotkań telefonów

wyborów nowego Napoleona nowego Chagalla

nowego kapelusza na lato. A stara

Biblia byłaby nadal starą.

Może byś usiadł na chwilę

otworzył na oścież ręce

i patrzyłbyś patrzyłbyś patrzyłbyś.

Przez chwilę tylko. Nie więcej.

Dlatego

umieram niechętnie.List

Kiedy umrę napisz mi list.

Długi list – jak świat nieobeszły.

Napisz jak w życiu umierasz. Jak poetom

zbiory wierszy tego lata przeszły.

Jak otwierasz widoki przez okno.

Czy zapinasz na wietrze płaszcz.

I czy rzeki w deszczu jeszcze mokną

albo suche płyną odwrotnie.

I czy dalej się dziwisz że poeta W.

pisze tak bardzo podobnie jak poeta A.

I że pan w czerwonej koszuli lubi z tobą mówić.

I że dwa dodać dwa też równa się dwa.

Napisz jak chodzisz teraz:

ostrożniej? bardziej smutno? czy w berecie?

Napisz jak w życiu umierasz.

Na list twój czekam. Wiesz przecież.

A jeśli będę umiała

odpiszę ci i przez sen podam.

Albo przyjdę. Tak bardzo bym chciała.

Ale nie wiem jaka będzie pogoda.Bez tytułu

Nie czekaj na mnie. Pozamykaj drzewa.

Im wytłumaczysz. Pomyślane na to.

Liściom nic nie mów. Im mówić nie trzeba.

Niech się odwrócą w piątą stronę świata.

Drzwi pozamykaj. Już to im wystarczy.

Ale nie na klucz. Tylko tak na niby.

Wiatrowi powiedz. Wstrząśnie ramionami

i w noc powieje. To dobre alibi.

I powiedz oknom co pilnują domu

wiecznie z oczami swoimi na warcie.

Już wszystko. Więcej nie powiedz nikomu.

Odepchnij chmury pochmurne uparcie.

Nie czekaj na mnie i słów nie otwieraj.

Noc jest zbyt stroma. Stroń od takiej nocy.

Noc jest zbyt stroma i nie czekaj na mnie.

Dzisiaj nie przyjdę. Dziś muszę umierać.Alfabetyczny spis tytułów

11 września 2001

2001

31 grudnia 1999

8 października 1995

A jednak miłość

A myśmy biegli

Albatros i grawer

Album

Aldeburgh

Alergicy

Apteka

Autostopowicz

Babcia

Bajka

Balkon

Bez tytułu

Bez wyjścia

Bezludna wyspa

Bezradność

Boeing 704

Bóg prosi

Brzeg

Café Museum

Chłopcy

Chodzi o to

Chwila

Ciasto ze śliwkami

Cisza

Co jakiś czas

Coraz dalej

Córeczka Z.

Czarny Klasztor Nietoperzy

Czekam

Czy pamięta pan, panie profesorze…

Daltoniści

Depresja

Dlaczego tak się cieszysz że ocalałeś?

Dlatego

Do Marianny Büttrich

Do ptaka

Do widzenia ludzie

Dom

Dom Dziecka

Dom Spokojnej Młodości

Dom Spokojnej Starości

* * * (Dotąd doszliśmy…)

Droga pani Schubert…

Drzazga

Dwa listy

Dwugłos

Dyktando

Dyskoteka

Dzieci z moich wierszy

Dzieci

Dzień Żywych

Ech…

Egzamin

Ericsson, synku

Fakty

Gadulstwo świata

Gdzie Indziej

Gdzieś Tam

Głos

Głowa

Godziny poza godzinami

Grudzień

Grupa turystów

Hannah Arendt

Hasło

* * * (Historia znowu kiedyś…)

Honor tragedii

Hymn mgły

I po co ci ta śmierć

Instrukcja obsługi

Ja – Oni

Ja

Jesień

Jesteśmy

Jeszcze raz nasz komputer

Jeśli istnieje Bóg

John Keats

Kalwin

Karta gwarancyjna

* * * (Kiedy mówimy o starości…)

Kiedy w moim kraju umiera wielki poeta

Klamka

Kobieta w czerni

Kogut

Kolarze

Kombatanci miłości

Kraj podobny do innych

Kraków

Krzyk mody

Lekcja muzyki

Lekcja poezji

Lektury

Lęk (I)

Lęk (II)

List

Listy kondolencyjne, które przynosi ostatnio poczta…

Live Update

Ludzie dla początkujących

Mała dziewczynka podglądająca naród

Marcel

Martwa natura

Martwy punkt

Maszyna do zmywania naczyń

Mgła

Miasteczko Świat

Miasteczko

Miłość (I)

Miłość (II)

Miód

Młody Niemiec na spotkaniu autorskim

Mogę

Moi tłumacze

Moja samotność

Moja siostra

Moment nieuwagi

Może będzie lepiej

Może Bóg woli pączki

Może

Mój kraj

Mój przyjaciel ekstrawertyk

Mój przyjaciel introwertyk

Mówię do mojego kraju

My 1998

My

Myjnia samochodowa

Na brzegach

Na przejściu granicznym

Na spotkaniu autorskim

* * * (Na Twój pogrzeb…)

Naciśnij Enter

Nad brzegiem koncertu

Nadzór

Naleśniki z serem

Nasz komputer

Nauka

Nerwica

Nic nie jest pewne

Nie planujmy podróży

* * * (Nie uratowała mnie powódź…)

* * * (Nie zostałem wybitnym mężem stanu…)

Niechętnie

Niedorzeczność

Niedyskrecja

Nieobecność

Niepewność

Nikt

Nowy Jork miasto porwane

Nowy wiek

Numer Jeden

O czym myśli dziewczyna na lekcji gramatyki języka polskiego

Obywatel małego kraju

Od tej chwili

Odezwa

Oko jastrzębia

On

Oni

Opera mydlana

Opera

Orkiestra

Ostatnie słowa

Ostrzeżenie

Otchłań

Otchłań, która nas łączy…

Pamięć

Pan Schmetterling czyta Thomasa Bernharda

Pełnia

Peron

Pewność

Pierwsza miłość

Pierwszy dzień wiosny

Pismo poety

Placebo

Plama

Po latach

Początek tygodnia

Podczas świąt

Poeta

Poeta? Zbrodniarz? Szaleniec?

Pogłos

Pogoń

Pogrzeb

Pomarańcza Newtona

Pomarańcza Newtona. Epoka

Pomarańcza Newtona. Grawitacja

Pomarańcza Newtona. Los

Pomarańcza Newtona. Nieskończoność

Pomarańcza Newtona. Pochodzenie

Pomnik

Popołudnie

Postscriptum

Powieść, którą mógłbym dla pani napisać…

Próba

Prywatna własność

Przechowalnia ciemności

Przed sklepem

Przeprowadzka

Przesłanie

Przesłuchanie

Psi węch

Puchar

Pucharowa środa

Pytania na spotkaniu autorskim

Razem

Recepta

René wrócił

Ręce

Rozum

Rtęć

Ruch

Ruszają konie

S.O.S.

Sekwens

Sen

Siedemnaście rudych wiewiórek

Sklepy zoologiczne

Sokowirówka

Solista

Spinoza

Spokój

Sprawy miłości intymnej

Sprint

Stagnacja

Stamtąd

Stół rodzinny

Stypendyści czasu

Sufler

Susza

Sytuacja

Szalona

Szeregowcy miłości

Szpak

Szyby

Świt

Tak samo

Takie czasy

Tamto

Telefoniczna sekretarka

Testament

Tragarze

Tramwaj

Trąbki

Trochę włóczki

Trójkąt

Trzęsienie ziemi

Tu pracuję

Tu

Turyści słów

Ucz się śmierci

Udźwignąć noc

Uwaga: stopień

W popielicach mgły

Wady wzroku

* * * (Warto umrzeć…)

Według zegara kwiatowego Linneusza

Widzę je wszędzie

Wolność

Wolny przekład z Szekspira

Wrażenia z wycieczki do muzeum

Wspólnicy zielonego wiatraczka

Wybaczcie mi to

Wybieramy wolność

Wyjście awaryjne

Wypadek

Wyznanie mężczyzny od którego kobieta odchodzi jak lato i powraca jak lato

Z cyklu: Wielkie awarie

Z daleka

Z listu (I)

Z listu (II)

Z listu (III)

Z podróży (I)

Z podróży (II)

Z podróży (III)

Z sennika

Za tyle lat

Zachwyt

Zaćmienie księżyca

Zakon turystów

Zaloty

Zapach

Zaręczyny

Zawdzięczam życiu

Zdarzenia

* * * (Zdobądź się wreszcie na jakiś ludzki krok…)

Ziemska siłownia

Zło

Zły dzień

Znak zapytania

Zwątpienie

Zwierzenia emigranta

Zwierzenia kurtyzany

Zwierzenia racjonalisty

Życiorys

Żywi nie są cierpliwi
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: