Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wilki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 października 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Wilki - ebook

„To była największa przygoda mojego życia! Chciałbym, żeby się powtórzyła.
Nagle coś wielkiego i szarego wystrzeliło, zawróciło, rozpędziło się i ani się obejrzałem, jak wilczysko skoczyło i ogromnymi łapami trzepnęło mnie w klatkę piersiową. Cios był potężny. Zachwiałem się na nogach i tylko cudem nie runąłem na ziemię. Nie był to koniec wystawiania mnie na próbę. Nie zdążyłem jeszcze wyjść z szoku po uderzeniu, gdy wilk stanął przy moim boku i poczułem na dłoni jego wielkie ostre zębiska. Trzymał ją spokojnie, ale bardzo stanowczo. Trzymał i patrzył mi w oczy swoimi brązowymi ślepiami, jakby chciał zapytać: «I co teraz, koleżko?» – fragment książki

„Wiem, że wśród moich czytelników jest wielu ludzi młodych, przez co niezwykle wrażliwych. Muszę was ostrzec. Gdyby ta książka była tylko o wilkach, nie zawracałbym wam głowy, bo przecież wiecie, że przyroda potrafi być brutalna. Ta książka jest jednak również o tym, jak okropne rzeczy ludzie robili i robią wilkom, jednym z najbardziej prześladowanych dużych ssaków. Dlatego poproście rodziców, żeby tę książkę przejrzeli, zanim weźmiecie ją do ręki, albo przeczytali ją razem z wami” – Adam Wajrak

Adam Wajrak, dziennikarz przyrodnik, mieszkaniec Puszczy Białowieskiej, w swojej najnowszej książce opowiada o latach tropienia wilków i przyjaźni z tymi najbardziej fascynującymi drapieżnikami Europy.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-832-681-780-9
Rozmiar pliku: 17 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POCZĄTEK,

czyli skąd Nuria, Antonia

i ja wzięliśmy się w Puszczy

^(•) ^(•) ^(•) ^(•) ^(•) ^(•)

– Nie chcę takiego psa! – oświadczyłem stanowczo Nurii. – Nie chcę i już. Coś, co Nuria właśnie mi przedstawiała, wyglądało kiczowato: rude, z białym kołnierzem i białymi skarpetami. Do tego pękaty kadłubek na cienkich długich łapkach. I łeb z odstającymi uszami, które po załamaniu zamieniały się w klapnięte uszy. Długi pysk, trochę jak u mrówkojada, a na jego końcu spory nochal. Do tego małe rezolutne oczka. Stojące przede mną zwierzę miało w sobie coś z owczarka szkockiego, co musiało być skutkiem dawnej fascynacji mieszkańców puszczańskich wiosek (albo pobliskiej Hajnówki) filmem „Lassie, wróć!”. A jak wiadomo, to film dla egzaltowanych dziewczyn. Ja byłem fanem Szarika z „Czterech pancernych” i psa Cywila, czyli owczarków, prawdziwych psów, które przypominały wilka.

– Gdzieś ty ją znalazła? – zapytałem.

– Bawiła się z dziećmi przed Zakładem. Pomyślałam, że ją wezmę. Ale spokojnie, będę ją miała na spółkę ze Staszkiem – odpowiedziała Nuria.

NIE CHCĘ TAKIEGO PSA! – oświadczyłem stanowczo Nurii. – Nie chcę i już.

Staszek Śnieżko to jej kolega z Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży, w którym Nuria robiła właśnie doktorat. Dobrze wiedziałem, jak ta spółka będzie wyglądać w praktyce. Kundelka wyląduje w naszym domu. No właśnie, kundelka! Nie chciałem nawet myśleć o tym, co nas czeka w związku z posiadaniem suczki: kłopoty z cieczką i odganianie się od okolicznych psich kawalerów.

Nigdy nie miałem psa, choć marzyłem o nim przez całe dzieciństwo. Zawsze sobie wyobrażałem, że ten pierwszy pies będzie super. I oczywiście będzie przypominał wilka. Moja wizja nabrała kolorów, kiedy kilka lat wcześniej miałem okazję chodzić na spacery z prawdziwymi wilkami. Nie łudziłem się, oczywiście, że mogę mieć prawdziwego wilka. Ale niechby to było coś podobnego. Jak choćby te wspaniałe psy pociągowe z Arktyki, z której właśnie wróciłem. Tymczasem Nuria się uparła. I co było robić?

– Popatrz, ona miała niedawno złamaną łapkę – powiedziała. W tej chwili już wiedziała, że wygrała.

– Jak ją nazwiemy? – zapytałem zrezygnowany.

– Nazwiemy ją Antonia – zdecydowała Nuria. Słyszałem to imię już wcześniej. Nuria i jej przyjaciółka Rosa powtarzały czasem zdanie pochodzące z jakiegoś hiszpańskiego kabaretu, które weszło do języka potocznego: „Antonia, jaka ty jesteś ordynarna!”. Mówiły to na takiej zasadzie, jak my mówimy: „Kocham pana, panie Sułku”. A więc Antonia? Pasowało jak ulał, pomyślałem złośliwie. I tak moje marzenie o psie, który przynajmniej trochę przypomina wilka, odeszło w niebyt.

Wilki tkwiły mi w głowie nie tylko dlatego, że chodziłem kiedyś na spacery z najprawdziwszymi wilkami, ale również dlatego, że duża część naszego życia kręciła się wokół nich. A dokładnie tego, co zabiły. Niemal codziennie ruszaliśmy z Nurią do lasu na poszukiwanie ich ofiar. W domu czekała na nas, oczywiście, cała masa zwierzaków, które znacie z „Kuny za kaloryferem”. Tak naprawdę jednak zamieszkaliśmy w Puszczy nie dla ratowania kun, bocianów, sów, borsuków czy wydry Julka, tylko właśnie przez wilki i rysie.

Najpierw powinienem wam chyba opowiedzieć, jak to się wszystko zaczęło – skąd się wziąłem w Puszczy Białowieskiej. Pierwszy raz przejechałem do Puszczy Białowieskiej z wycieczką szkolną w 1988 roku. Zobaczyłem las pełen wielkich drzew, ale też zgnilizny, dziwnych grzybów oraz mroku, jakiego nie widziałem wcześniej w żadnym innym lesie. Puszcza nie przypadła mi do gustu i tak naprawdę trochę mnie przeraziła. Dlatego gdy w 1992 roku znajoma z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego namawiała mnie na artykuły o kłusownikach masakrujących białowieskie rysie, pojechałem do Puszczy bez entuzjazmu. Ale tym razem wydała mi się miejscem niezwykłym, pełnym fascynujących tajemnic. Być może patrzyłem na nią inaczej, bo miał mi ją kto pokazać. Za sprawą zabitych rysiów poznałem Karola Zuba, Bogusię i Włodka Jędrzejewskich, Henryka Okarmę oraz Krzyśka Schmidta, czyli badaczy dużych drapieżników z Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży. To oni wprowadzili mnie w niezwykły świat ostatniej prawdziwej puszczy, a także białowieskich wilków i rysiów. Zresztą nie tylko mnie.

Jesienią 1992 roku Henryk wybrał się swoim „maluchem” do Hiszpanii. Dojechał na samo jej południe, czyli do Parku Narodowego Doñana, gdzie opowiadał o wilkach i Puszczy. Jego opowieści dotarły do studentki biologii Uniwersytetu w Sewilli, niejakiej Nurii Selvy Fernandez. Gdy kilka lat później, w 1995 roku, Nuria skończyła studia i jak przystało na świeżo upieczoną absolwentkę, nie bardzo wiedziała, co ze sobą począć, przypomniała sobie opowieści Henryka. Napisała do niego. Drugi list z prośbą o staż wysłała do włoskiego badacza borsuków. A ponieważ Henryk odpowiedział, a włoski badacz borsuków nie, Nuria spakowała plecak i ruszyła do nieznanego kraju, gdzieś na wschodzie Europy. Miała tu zostać wolontariuszką w wilczym projekcie badawczym. Od tego czasu upłynęło równo 20 lat. Muszę wam przypomnieć, że świat w 1995 roku wyglądał zupełnie inaczej niż w 2015, kiedy piszę tę książkę. Dziś podróż z Hiszpanii do Polski jest prawie tak samo prosta jak z Warszawy do Krakowa, wtedy jednak była to prawdziwa wyprawa na drugi koniec kontynentu. Samolot kosztował majątek. Internet dopiero raczkował i wysłanie maila było dużym wydarzeniem. Nuria nie mogła ot tak wpisać w wyszukiwarkę „Puszcza Białowieska”, żeby dowiedzieć się, co to za miejsce i jak tu dojechać. Polska nie była w Unii Europejskiej, a od świata, po którym teraz swobodnie podróżujemy, oddzielały nasz kraj granice, wizy i paszporty. Używało się gotówki, a miejsca, w których można było płacić kartą kredytową, były w Polsce nieliczne (nie mówiąc już o bankomatach). Tymczasem Nuria, lądując w Warszawie, nie miała przy sobie złotówek – były one uznawane na świecie za walutę egzotyczną i żaden hiszpański bank ich nie wymieniał. Do tego w 1995 roku w obiegu były stare i nowe złote: za tę samą rzecz można było zapłacić sto nowych złotych albo milion starych, co mogło zdezorientować cudzoziemca. Dlatego też Henryk, który był bardzo przejęty przyjazdem wolontariuszki z Hiszpanii, postanowił zapewnić jej spokojny przejazd z Warszawy do Białowieży. Szukał kogoś, kto odbierze dziewczynę z lotniska w stolicy i wsadzi ją do pociągu jadącego do Hajnówki. Znał dwie osoby, którym mógł powierzyć tę misję. Jedną z nich byłem ja, drugą mój przyjaciel Piotr Jachowicz (obecnie scenarzysta), z którym często odwiedzałem Białowieżę. A że siedziałem akurat w fiordzie Hornsund na Spitsbergenie w traperskiej chatce pod Górą Wrzasku, gdzie zbierałem materiały do pracy naukowej kolegi na temat mew bladych, na lotnisko wybrał się Piotrek, razem ze swoją siostrą Kasią. Kiedy zobaczyli wychodzącą z samolotu Nurię w niebieskiej czapeczce (umówili się, że to będzie znak rozpoznawczy), od razu wymyślili, że będzie z nas znakomita para. Późnym latem wróciłem do Polski, a Piotrek i Kasia, zamiast z uwagą słuchać o moich arktycznych przygodach, wbijali mi do głowy, że natychmiast muszę jechać do Białowieży, bo poznam tam kogoś niezwykłego. Mieli nosa. Kiedy w końcu dotarłem do Puszczy i w domu naszych przyjaciół, Haliny i Karola Zubów, zobaczyłem Nurię, to na jej widok zatkało mnie z zachwytu. W życiu nie widziałem takich pięknych, kruczoczarnych włosów. Siedziałem więc i się na nią gapiłem, co, jak mi później powiedziała Nuria, wyglądało strasznie głupio. Nic jednak nie mogłem na to poradzić, bo z miejsca się zakochałem. Ale Nuria śmiertelnie poważnie traktowała swoje obowiązki wolontariuszki i nie miała głowy do moich zalotów. Za pomocą specjalnego odbiornika i anteny namierzała wilki, które miały obroże z nadajnikami. Śmigała za nimi na rowerze po Puszczy, a ja, nie mając wyjścia, musiałem ostro pedałować za nią. Rok później planowaliśmy nasze wspólne życie w Białowieży.

Właściwie było to jedyne miejsce, w którym mogliśmy być razem. W grę nie wchodziła ani Sewilla, ani Warszawa. W Białowieży Nuria mogła robić wymarzony doktorat, a ja mogłem pisać o zwierzętach. Wkrótce okazało się, że doktorat Nurii nie będzie o wilkach albo rysiach, ale o czymś z pozoru zupełnie nieatrakcyjnym, ba, wręcz obrzydliwym.

– A może byś tak spróbowała badać padlinę i padlinożerców? – usłyszała Nuria od Henryka Okarmy. Niby paskudny temat, ale Nuria czuła, że byłoby to wielkie wyzwanie i przygoda. Mogłaby się zająć wszystkim: od maleńkich sikor, przez sprytne kruki, rude lisy, po majestatyczne bieliki. Ale najważniejsze było to, że aby znaleźć padlinę, musielibyśmy tropić rysie, a przede wszystkim wilki, i poznać na wylot ich życie. Zresztą nie tylko tropić wilki, ale też uczestniczyć w ich łapaniu i zakładaniu im nadajników. Ja oczywiście zamierzałem się w to zaangażować – nie tylko po to, żeby pomagać Nurii, ale też dlatego, że było to dla mnie fascynujące. Nuria przyjęła propozycję, mieliśmy więc przed sobą kilka lat niezwykłych przygód i ciężkiej pracy. I kiedy ta praca trwała w najlepsze, pochłaniając nas całkowicie, a na dodatek co chwila ktoś podrzucał nam bociana czy kunę, które trzeba było wychować, nagle pojawiła Antonia. Jakbyśmy mieli mało innych kłopotów! Nie byłem tym zachwycony.

Kiedy tak kręciłem nosem na widok kundelki przyprowadzonej do domu przez Nurię, nie wiedziałem jeszcze, że jest ona psem zupełnie niezwykłym. Darem niebios. I że to właśnie ona pomoże nam poznać świat wilków. Zawdzięczam jej choćby słynne zdjęcie watahy sześciu biegnących wilków, które widzicie na okładce tej książki. Nie udałoby mi się go zrobić, gdyby nie to, czego się nauczyłem, przemierzając las z Antonią. O tym właśnie jest ta książka. Zresztą nie tylko o tym, ale też o strachu przed wilkami, który towarzyszy prawie wszystkim Europejczykom. Przywiozłem go do Puszczy i tu się go pozbyłem.

^(•) ^(•) ^(•) ^(•) ^(•) ^(•)

ANTONIA: długi pysk jak u mrówkojada, a na jego końcu spory nochal. Do tego małe rezolutne oczka.WILK z pocztówki

^(•) ^(•) ^(•) ^(•) ^(•) ^(•)

Zanim stwierdzicie, że jestem bezduszną kreaturą, która nie chciała porzuconego psa, bo uroiła sobie posiadanie psa podobnego do wilka, muszę wam coś opowiedzieć. Będzie to historia tragedii, która przydarzyła się pewnej wilczej rodzinie. W maju 1993 roku robotnicy leśni trafili w Puszczy Białowieskiej na wilcze gniazdo. Nie wiem, czy było w norze, w zagłębieniu pod wykrotem, czy może pod gęstym świerkiem. Dzięki badaniom genetycznym możemy stwierdzić, że wilki z tego miotu były potomkami watahy z Puszczy Ladzkiej. To najbardziej wysunięty na północny zachód cypel Puszczy Białowieskiej. Gniazdo musiało się znajdować w tej okolicy. Nie wiem, kim dokładnie byli ludzie, którzy odkryli szczenięta, ani ilu ich było. Wiem tylko, że prawdopodobnie mieli ze sobą rower. (Do tego, skąd to przypuszczenie, jeszcze dojdziemy). Jak znaleźli gniazdo? Myślę, że przypadkiem. Już dawno minęły czasy, gdy ludzie zwalczali wilki, wyszukiwali ich gniazda, po to żeby na nich zarobić. Władze dawno przestały wypłacać nagrody za zabite szczenięta.

NASZ BIAŁOWIESKI KAZAN był w pierwszej połowie lat 90. prawdziwą gwiazdą.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: