Working It - ebook
Ebook
31,50 zł
Audiobook
107,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Working It - ebook
Emmy marzy o modowej karierze w Nowym Jorku. Zostaje asystentką w jednej z agencji modelingowej, a praca pod rządami Fiony staje się koszmarem. Tylko Ben, niesamowicie przystojny model trzyma ją w tym miejscu. Gdy ich romans nabiera tempa, przeszłość mężczyzny wychodzi na jaw. Ich świat zmienia się całkowicie...
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7642-915-1 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od autorki
Nie zamierzałam pisać tej książki z podwójną narracją. Najpierw napisałam ją z perspektywy Emmy, ale Ben nie chciał się zamknąć. Wciąż słyszałam w głowie jego głos, więc w końcu ustąpiłam, dając mu pięć minut i dodając kilka opisów z jego perspektywy. Nie to planowałam. Może było to nieco niekonwencjonalne, ale gdy Ben coś każe, staram się być grzeczną dziewczynką i słuchać. Potrafi być bardzo przekonujący. Sami zobaczycie.Prolog
Dziś
Minął miesiąc, odkąd widziałam go po raz ostatni, ale moje ciało wciąż wyczuwało, że jest blisko. Skóra na karku mrowiła, a ręce same zaciskały się wokół pasa, jakby próbowało nie rozpaść się na drobne kawałki.
Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam wychodzącego przez szklane drzwi Bena Shawa z bagażem w dłoni. Był taki przystojny. Moje serce ścisnęło się boleśnie.
Dawno wyparte wspomnienia nagle powróciły. Jego wielkie dłonie dotykające moich bioder, pełne wargi muskające moją szyję… Te wszystkie dzikie wyznania, które szeptał mi do ucha. To, jak jego piękne usta układały się w półuśmieszek, gdy starałam się mu odmówić. Moje serce, choć złamane, biło tylko dla niego. Moje dłonie pragnęły go dotykać, moje ciało żądało jego bliskości. A ja nic nie mogłam z tym zrobić.
W zeszłym miesiącu rzuciłam pracę i wyjechałam z Nowego Jorku, by wrócić do rodzinnego domu w Tennessee, gdzie mogłam czuć się bezpiecznie. A teraz stałam na krawężniku przed LaGuardią, jednym z najruchliwszych lotnisk świata, by spotkać się z Benem, facetem, przez którego odeszłam.
Jeszcze mnie nie zauważył. Odrywając od niego wzrok, skupiłam się na tym, jak stąd zwiać. Odwróciłam się i zaczęłam pstrykać palcami, chcąc przywołać taksówkarza, ale ten przejechał obok, jakbym w ogóle nie istniała. A to zaskoczenie… Pieprzeni nowojorscy taksówkarze. Kiedy znów się odwróciłam, oczy Bena skanowały stojące w rzędzie samochody. Stałam ledwie kilka metrów od niego, ale mnie nie widział. Poczułam zarówno ulgę, jak i wielki żal.
– Emmy…
Tembr jego głosu sprawił, że kolana się pode mną ugięły. Zamknęłam oczy. Jak śmiał się do mnie w ogóle odzywać? Jakiś czas temu stracił do tego prawo. W piekle powinno być specjalne miejsce dla byłych chłopków, którzy zapłodnili jakąś obcą kobietę. Podniosłam rękę i spróbowałam zatrzymać kolejną taksówkę. Nic z tego.
– Emmy, poczekaj…
Zmniejszył dzielący nas dystans i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Nie dotykaj mnie. Odsunęłam się od niego gwałtownie. Nie mogłam znieść dotyku jego ciepłych palców na mojej skórze. Wywołałoby to tylko wspomnienia, które starałam się trzymać w ryzach. Obserwowałam przejeżdżające samochody. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w twarz.
– Co tam u dziecka?
Nie mogłam się powstrzymać. Kątem oka widziałam, że przełyka ślinę i wpycha ręce do kieszeni.
– Powinniśmy porozmawiać.
– Nie mam ci nic do powiedzenia.
– Ale ja mam. Jest kilka rzeczy, o których powinnaś wiedzieć.
Niby o czym powinnam wiedzieć?
Obróciłam się, żeby się z nim skonfrontować, smagając go włosami po twarzy. Miał podkrążone oczy. Wyglądał koszmarnie. Widać było, że bezsenność znów uderzyła w niego z pełną mocą. Kiedyś mi powiedział, że tylko wtedy, gdy śpię obok, jest w stanie ją kontrolować. Zamknęłam oczy na krótką chwilę, ale wspomnienia powróciły. Myśli o jego rozgrzanym ciele, o tym, jak mamrotał przez sen i dotykał ustami tego delikatnego miejsca na mojej szyi, znów się pojawiły.
Mój żołądek aż podskoczył. Trzymaj się, Emmy… Wzięłam głęboki wdech, chcąc się jakoś obronić przed łzami, które napływały do moich oczu.
Ten wysoki, piękny mężczyzna miał władzę nad wszystkimi moimi zmysłami. Wyglądał tak wspaniale, że musiałam walczyć z siłami przyciągania, żeby nie rzucić się w jego ramiona. Mimo że minęło trochę czasu, moje ciało nie zapomniało.
Nie mogłam uwierzyć, że kiedyś myślałam, iż mógł być mój. Patrząc w jego orzechowe oczy, które okalały ciemne rzęsy, poczułam tysiąc różnych emocji. To, jak na mnie patrzył, jego męski zapach… Nagle oszalałam, zawładnęła mną tęsknota tak wielka, że pochłonęła mnie całą. Już zawsze miało tak być. Kochałam go. Kochałam każdą cząstką siebie. Nie było możliwości, żeby się pogodzić z jego utratą. Patrzenie na niego wymagało zbyt wiele wysiłku. To tak, jakby patrzeć na słońce. Zamrugałam, zerkając na brudny chodnik. Potrzebowałam chwili, by zebrać myśli.
– Jest mój kierowca. – Wskazał stojący przy krawężniku czarny sedan. – Pozwól mi zabrać cię do domu i wszystko wyjaśnić.
Podniósł moją walizkę, po czym spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami.
Czułam, że mój opór topnieje i znika. Właśnie dlatego odeszłam, dlatego nie odbierałam jego telefonów. Miał zamiar mi powiedzieć, że jej nie kocha i że to wszystko było tragiczną pomyłką. Boże, pomóż mojemu złamanemu sercu, ale napawałam się tym! Znałam siebie i wiedziałam, że nie mogę żyć w jej cieniu, wiedząc, że mają wspólną przeszłość, ale byłam grzeczną dziewczynką z Południa, więc podążyłam za Benem do samochodu.Emmy
Cztery miesiące wcześniej
Przeklinając zawartość swojej garderoby, wyciągnęłam granatową ołówkową spódnicę i kremową jedwabną bluzkę. Mimo że nosiłam już ten zestaw na początku tygodnia, moje pole do popisu było dość ograniczone. Miałam plan, że jak tylko dostanę pensję, wszystko od razu wydam na ciuchy, jeśli oczywiście utrzymam się w tej pracy. Sama nie wiedziałam, która z wersji jest bardziej prawdopodobna – to, że mnie wyleją, czy to, że sama odejdę. Przez ostatnie dwa tygodnie pracowałam dla agencji modelek i modeli Status Model Management w Nowym Jorku. Byłam prostą dziewczyną ze wsi i przeczuwałam, że to się skończy jakąś porażką, ale przynajmniej dobrze płacili.
Włożyłam bluzkę w spódnicę i spojrzałam na swój profil w lustrze. Fuj. Jak bania. Przeczesałam górną szufladę w poszukiwaniu majtek uciskowych i szybko założyłam je pod spódnicę, przeklinając głośno w trakcie całej tej operacji. Boże, te gacie były okropne. Rozpuściłam włosy i lekko natapirowałam końcówki. Powinnam za te włosy podziękować mamie. Szybko wklepałam podkład na cienie pod oczami i pomalowałam usta błyszczykiem. No, o wiele lepiej. Po raz ostatni spojrzałam na siebie w lustrze. Nieźle. Daleko mi było do supermodelki, ale wyglądałam porządnie. Spojrzałam na zegar. Cholera, byłam spóźniona.
Na stopy wsunęłam jedyną parę szpilek, jaką posiadałam – cieliste pumpy, które według mnie pasowały do wszystkiego – i ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę drzwi. Zważywszy na to, że miałam na sobie obcisłą spódnicę do kolan i te cholerne majtki hamujące przepływ krwi, chodzenie było dużym wyzwaniem. Szybko złapałam muffiny, które upiekłam wczoraj dla szefowej i kolegów, a potem wyszłam z mieszkania.
Czerwcowy wiaterek tańczył wokół moich kostek, kiedy szłam tętniącą życiem ulicą. Mijałam mnóstwo żółtych taksówek. Zapach spalin, ciepłego chleba i moczu wypełniał powietrze, walcząc o uwagę przechodniów. Sprzedawca hot dogów uśmiechnął się do mnie, gdy przechodziłam obok. Niemal zostałam rozjechana przez rowerzystę w czasie pokonywania jezdni. W oddali widziałam budynek MetLife. Nagle dopadła mnie ogromna tęsknota za domem. To miejsce nijak się miało do Tennessee.
Mimo że mieszkałam tu już kilka tygodni, byłam pewna, że do nowojorskich korków nie jestem w stanie się przyzwyczaić. Czasem się zastanawiałam, czy aby nie wzięłam na siebie zbyt wiele, ale to mi nie przeszkadzało w stawianiu kolejnych kroków.
Kiedy dotarłam do pracy, byłam już spóźniona, więc pognałam na tych swoich obcasach przez miękki dywan w holu i skierowałam się w stronę biura asystenta, tuż obok pokoju szefostwa. Kilka osób podniosło głowy, gdy przechodziłam, zastanawiając się w duchu, czy w wieku dwudziestu dwóch lat może mi wysiąść serce.
Poczułam ciężkie, egzotyczne perfumy przeplatające się z zapachem skóry i aż musiałam się powstrzymać od kichnięcia. Sama siedziba agencji, zbudowana z matowego szkła, była bardzo nowoczesna, a dwudzieste piętro oferowało piękny widok na Central Park. Uwielbiałam patrzeć na zielone korony drzew. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zatęsknię za tym widokiem, ale w Nowym Jorku to całkiem możliwe.
Moje biurko było usiane przynajmniej dwunastoma samoprzylepnymi karteczkami, a każda z nich zawierała prawie niemożliwe do odczytania wiadomości zapisane niedbałym pismem Fiony. Cholera. Czyli siedzi w pracy od rana. Kompletnie nie rozumiałam, dlaczego woli się komunikować ze mną za pośrednictwem karteczek. Nigdy jeszcze nie napisała do mnie e-maila – albo coś krzyczy ze swojego pokoju, albo coś bazgrze, a ja muszę zgadywać, co napisała. Oderwałam pierwszą z karteczek, która była w miarę czytelna. „Sprowadzić Bena”.
Opadłam na krzesło i zaczęłam układać te wszystkie wiadomości. Jedną karteczkę, która ewidentnie była zapisana hieroglifami, włożyłam do plastikowej koszulki i zajęłam się resztą. Najpierw starałam się odgadnąć, o którego Bena jej chodzi. Sprawdziłam bazę i zobaczyłam, że w agencji jest trzech. Dwóch z nich nie pracowało przez kilka ostatnich miesięcy, więc uznałam, że chodzi jej o Bena Shawa, jednego z najpopularniejszych modeli. Wzięłam głęboki oddech i wykręciłam jego numer.
– Tak? – odpowiedział niski głos.
– Hmm, hej. Tu Emmy Clarke ze Status. Fiona chciałaby się z tobą dzisiaj zobaczyć.
– Okej. – Chyba był trochę poirytowany. – O której?
Otworzyłam jej kalendarz, karcąc się w myślach, że nie przygotowałam sobie tej informacji wcześniej. Na szczęście mój komputer chciał dziś współpracować i szybko załadował dane. Fiona była wolna przed południem.
– Możesz przyjść o którejkolwiek chcesz przed południem.
– Jasne – odparł. – Będę późnym rankiem.
I rozłączył się bez pożegnania.
Westchnęłam i odłożyłam telefon. Czyli zadanie numer jeden wykonane. Nie było aż tak źle. Teraz musiałam się zająć e-mailami. Lubiłam mieć dostęp do wewnętrznych mechanizmów, jakimi rządzi się agencja, a Status Model Management była jedną z najpotężniejszych w Nowym Jorku, często wygrywającą kontrakty opiewające na siedmiocyfrowe kwoty. Moja szefowa, Fiona, reprezentowała wyłącznie modeli. Nie dogadywała się z kobietami. Kiedyś nawet powiedziała, że nie znosi estrogenu.
Moim zadaniem, jako jej asystentki, było ogarnianie bazy modeli i przekazywanie jej informacji dotyczących zleceń specjalnych. Gdy przychodziły prośby o konkretny kolor włosów, oczy, wzrost i wagę, musiałam przejrzeć bazę i znaleźć idealnego faceta, po czym wysłać zdjęcia do akceptacji Fionie. Ta praca miała swoje plusy. Głównym była oczywiście możliwość gapienia się przez cały dzień na seksownych mężczyzn. I jeszcze mi za to płacili.
Musiałam znać najdrobniejsze szczegóły dotyczące każdego modela, by móc określić, który z nich się nadaje do konkretnej pracy – do sesji w magazynie, na wybieg, do sesji fitness czy lifestyle – zanim oddam portfolio Fionie. Miałam dostęp do najintymniejszych informacji dotyczących kilkuset młodych mężczyzn, z którymi pracowaliśmy. Musiałam znać wielkość stopy każdego z nich, ich dziwactwa, a nawet takie fakty, jak ten, że Nico nie może pracować z Sebastianem, ponieważ kiedyś się spotykali i nie skończyło się to zbyt dobrze. Albo ten, że Leo nie może przebywać w pobliżu tiulu i piór, bo ma fobię.
Moim zadaniem było dopilnować, żeby wszystko na planie szło gładko. Wiele razy fotografowie okazywali się gorsi niż modele – wymagający, nadęci, z tendencją do poniżania modeli, gdy coś nie szło po ich myśli. Już zdążyłam się nauczyć, że część mojej pracy to mediacje – musiałam uspokoić sytuację, sprostać wymaganiom fotografa i dogadać się z modelem.
Oczywiście, moim największym wyzwaniem było radzenie sobie z Fioną Stone, sukowatą Brytyjką, dyrektorką agencji. Ona to dopiero była rzadkim gatunkiem. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką, niesamowicie piękna, idealnie pasowała do tych wszystkich ślicznych ludzi, którzy pracowali dla niej. Bystra, jeśli chodzi o prowadzenie biznesu, w kontaktach międzyludzkich radziła sobie dość słabo. Była cwana, przebiegła i przede wszystkim bezlitosna. Twardo negocjowała w imieniu modeli, często zapewniając im dzięki temu większe zarobki i lepsze kontrakty, ale rządziła żelazną (zadbaną) ręką. A ja miałam przyjemność użerać się z nią na co dzień. Szczęściara…
Moje niewielkie biurko stało zaraz po prawej stronie drzwi do jej biura, tak że mogła spojrzeć z wysokości swojego nieskazitelnego czerwonego fotela i zobaczyć, czym się akurat zajmuję. Tak więc zakupy online, przeglądanie Facebooka i prywatnych wiadomości odpadały.
Pogratulowałam sobie, że nie byłam recepcjonistką czy asystentką producenta. One wyglądały na jeszcze bardziej nieszczęśliwe. Ja przynajmniej wylądowałam na stanowisku asystentki pani dyrektor! Wywracając oczami, przypomniałam sobie, jak potwornie niepewna byłam podczas swojego pierwszego dnia pracy pośród tych wszystkich stylowych kobiet. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że praca z Fioną będzie całkiem nowym rodzajem tortur. Skrytykowała wszystko: od moich brązowych włosów poprzez brak stylu aż do południowego akcentu.
W pierwszy piątkowy wieczór poszłam na happy hour z Gunnarem i innymi asystentami. Zapewniał mnie wtedy, że Fiona ma taki styl bycia i wcale mnie nie nienawidzi. Najwyraźniej już wytrzymałam dłużej niż trzy poprzednie asystentki razem wzięte. Gunnar okazjonalnie pracował z Fioną, więc wiedział, o czym mówi. Po jego przemowie udało mi się przekonać samą siebie, że mogę wszystko. Że osiągnę sukces tam, gdzie inni polegli. Nie było mowy, żebym się poddała i uciekła z podwiniętym ogonem. To była moja pierwsza prawdziwa praca, i to w Nowym Jorku. Uda mi się! A wiedząc, że w planach były wyjazdy do Paryża i Mediolanu, jeszcze mocniej chciałam, żeby mi się udało. W moim domu nikt nie miał takich możliwości. Byłabym głupia, gdybym zrezygnowała tylko dlatego, że nie lubię swojej szefowej.
Moje rozmyślania nagle przerwał brytyjski akcent Fiony.
– Przestań się ślinić i przyprowadź tu swój tyłek.
Cholera! Na ekranie mojego komputera widniało akurat zdjęcie półnagiego modela. Ups… Podniosłam się z krzesła i poprowadziłam swój ustrojony w obcisłą spódnicę tyłek do biura szefowej. Była nienagannie ubrana, jak zawsze. Miała na sobie lnianą sukienkę od Versace, jaskrawofioletowy szal i szpilki od Prady, najwyższe, jakie w życiu widziałam. Przy nich Empire State Building wypadał naprawdę blado. Jej włosy były spięte w luźny kok, a piękną twarz okalały pojedyncze ciemne kosmyki.
– Tak, pani Stone?
– Wiesz, która jest godzina?
Jej drogo odziana stopa uderzała rytmicznie o podłogę, podczas gdy jej wzrok nawet nie podniósł się zza ekranu komputera. Stuk, stuk, stuk.
O cholera. Czy to było podchwytliwe pytanie?
– Hmm, dziesiąta…
Oparła się na fotelu, przyglądając mi się badawczo.
– I?
I? I co? Spojrzała na mnie karcąco, przez co serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Oblał mnie zimny pot. Po dziesięciu sekundach martwej ciszy, podczas której z obrzydzeniem omiatała mnie wzrokiem, sprawiając, że chciałam się schować za doniczką, w końcu się odezwała:
– Pora na moją herbatę.
Racja. Jej herbata. Jakież to brytyjskie… Podreptałam w stronę niewielkiej kuchni tak szybko, jak szybko pozwalały mi na to spódnica, majtki i szpilki, by podgrzać wodę. Do filiżanki wrzuciłam torebkę English Breakfast i wyszłam stamtąd akurat wtedy, gdy ktoś wchodził do biura. Wspaniale… Byłam pewna, że oberwę za wpuszczanie nieproszonych gości.
– Ben, kochany, wejdź.
Fiona wskazała skórzaną sofę stojącą przed jej biurkiem.
Czyli to był Ben Shaw. Zobaczenie go na ekranie komputera to jedno, a spojrzenie na to smakowite ciacho na żywo to zupełnie coś innego. Aż zaczęłam się ślinić… Był wysoki, pełen gracji, miał ciemne włosy, szerokie ramiona, wyraźnie zarysowaną szczękę i pełne usta, które były stworzone do całowania.
Zastanawiałam się przez chwilę, czy zostanę obsztorcowana za to, że wpuściłam kogoś do jej biura bez zapowiedzi, ale Fiona była cała w skowronkach.
Benjamin Riley Shaw, złoty chłopak agencji. Nasz najbardziej rozchwytywany model, najlepiej zarabiający, z najwyższą prowizją. Widząc go po raz pierwszy na żywo, przestałam się zastanawiać, dlaczego tak jest. Miał niezwykłą aurę – aż promieniował. Moje oczy nieświadomie zwracały się w jego kierunku. Był najbardziej zniewalającą osobą w pomieszczeniu. Przez to, że chwilę wcześniej przejrzałam jego metryczkę, czułam się dość nieswojo, ale i nieco pewniej. Wzrost: 190 centymetrów, oczy: orzechowe, włosy: brązowe, rozmiar stopy: 46 centymetrów, rozmiar garnituru: 42L, wewnętrzna długość nogawki: 86 centymetrów…
Patrzyłam w ciszy, jak Fiona wstaje z fotela, obchodzi biurko i nachyla się, ocierając się piersiami o jego tors. Ucałowała powietrze na wysokości jego policzków, a on wciąż stał bez ruchu, grzecznie pozwalając jej na to, ale nie odwzajemniając jej czułości. Podobało mi się to z jakiegoś powodu. Fiona była straszną suką.
– Wspaniale cię widzieć, Ben, ale czy potrzebujesz czegoś, mój drogi? – zapytała, odsuwając się tylko odrobinę.
Fuj… Nie za mało tej prywatnej przestrzeni?
Ben odsunął się od niej w wyjątkowo elegancki sposób.
– Podobno miałem się tu dzisiaj zjawić – odparł beznamiętnie.
Od razu przeniosła wzrok na mnie, a ja poczułam, że filiżanka w mojej dłoni zaczyna się trząść. Jej morderczy wzrok mnie sparaliżował. Żądała wyjaśnień.
– Ale twoja… notka… Było napisane, żeby sprowadzić Bena – wymamrotałam.
Jego wzrok powędrował w moją stronę, na co mój żołądek aż podskoczył. Spokojnie… Jego oczy miały orzechowy kolor i było widać w nich tyle smutku i nieszczęścia, że aż mnie zmroziło. Kiedy tak wpatrywał się we mnie, moje jajniki wykonały taniec, całkowicie przeciwstawiając się ograniczeniom nałożonym przez majtki uciskowe. Ten gość czynił istne spustoszenie w moim libido.
Z trudnością odwróciłam wzrok i skupiłam się na Fionie, która dramatycznie wzdychała.
Po chwili odparła szyderczo:
– Chciałam, żebyś sprawdziła Bena, jego wymiary, i zadzwoniła do projektanta.
Pokręciła głową, jakbym była totalną idiotką.
Znów spojrzałam na Bena, a filiżanka zadygotała na spodeczku. Starałam się zanieść herbatę na jej biurko, ale jego wzrok sprawiał, że to stało się niewykonalne. Filiżanka wraz ze spodkiem upadły z impetem na podłogę.
Naczynia roztrzaskały się, spryskując gorącą wodą moje nieosłonięte ubraniem miejsca. Rany, ależ to było gorące! Skrzywiłam się i zrobiłam krok w tył, starając się ocenić straty. Cholera! Wielka ciemna plama rozlewała się na beżowym dywanie, a ja wyglądałam jak podekscytowany szczeniak, który zsikał się przed jednym z najprzystojniejszych modeli na świecie. Weź się w garść!
Na twarzy Bena pojawił się grymas, a Fiona wydała z siebie jęk niezadowolenia.
– To niebywałe, że ona potrafi w ogóle chodzić i mówić w tym samym czasie. Jest z Tennessee – rzuciła, jakby to wszystko wyjaśniało.
Moja twarz płonęła. Byłam zażenowana. Lubiłam swoje wiejskie wychowanie i nie zamieniłabym go na żaden prestiż ani designerskie metki. Nie byłam z Londynu, wielkie mi rzeczy. Nie mogłam jej pozwolić na to, by mnie tak traktowała.
– Przepraszam, zajmę się tym – powiedziałam i z podniesionym czołem ruszyłam w kierunku swojego biurka.Ben
Tennessee, co? To wyjaśniało tę słodką melodyjność w jej głosie. Asystentka Fiony… Po pierwsze była kobietą. Po drugie wciąż była kobietą. Fiona nie dogadywała się z nikim tej samej płci.
Gdyby nie te krągłości, wyglądałaby tak niewinnie w tej swojej ołówkowej spódnicy i wpuszczonej bluzce. Ale do diabła, te krągłości… Apetyczny tyłek i duże piersi. Nie gap się, człowieku! Nie chcesz chyba, żeby ci stanął.
Jej niewinność była urocza, inna. Delikatny róż zakwitł na jej policzkach, a zęby wbiły się głęboko w dolną wargę. Miała ciemne włosy założone za uszy. Spojrzała mi w oczy; wyglądała na zagubioną, a po chwili filiżanka już leżała na podłodze. Przez moment obawiałem się, że cały Manhattan – albo Fiona – połkną ją w całości i wyplują. Chciałem się nią zaopiekować. To było dziwne i obce. I niezbyt mile widziane. Nie znałem tej dziewczyny. Nie powinna mnie obchodzić. A jednak obchodziła. Nie mogłem zaprzeczyć tej nagłej chemii, temu tłumionemu dreszczowi, gdy napotkałem jej wzrok, temu powiewowi świeżego powietrza. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nic nie poczułem, obserwując, jak wije się niepewnie przede mną.
Fiona spojrzała na mnie, owijając dłoń wokół mojego bicepsa i przypominając mi, po co się tu zjawiłem.
– No cóż, jak już tu jesteś, mój drogi, możesz mnie zabrać na lunch.
– Jasne – odparłem automatycznie.
Dobrze znałem te jej gierki. Chciała mnie zobaczyć, ale nie zamierzała się do tego przyznać. Dobrze to znałem, ale ta śliczna dziewczynka jeszcze nie. A teraz została potraktowana jak jakiś wiejski głupek.
Gdyby była świadoma moich prawdziwych intencji, nie patrzyłaby tak na mnie tymi swoimi szaroniebieskimi oczami. Gdyby wiedziała, jak zdemoralizowany jestem, poleciałaby do Tennessee, nie odwracając się za siebie. Taką jak ona zjadłbym w całości. Posiadłbym ją. Tak, ta myśl była kusząca. Obserwowałem ją z zainteresowaniem, zastanawiając się nad kolejnym ruchem.
– Przepraszam, zajmę się tym.
Tennessee podniosła głowę i ruszyła w stronę swojego biurka. Jej pewność siebie była w strzępach.
Patrząc, jak odchodzi, pomyślałem, że fajnie będzie się nią zabawić. Pewnie jest miękka i niewinna. Te jej idealne kształty wręcz się prosiły o moje dłonie. No ale Fiona – pewnie szybko pokazałaby pazurki, a zbyt wiele dla mnie zrobiła. Cholera, była moją menedżerką. Nie miałem zamiaru zrobić nic głupiego, na przykład przespać się z jej asystentką tylko po to, żeby ją wkurzyć. Niezbyt dobry ruch dla mojej kariery… Mój kutas będzie musiał zostać w spodniach.Emmy
Szepty dobiegające z pokoju Fiony powstrzymały mnie przed powrotem. Przejrzałam szufladę w poszukiwaniu dodatkowej rolki papierowych ręczników, które tam trzymałam. Czekałam, aż wyjdą, żeby posprzątać ten cały bałagan, ale oni zdawali się nie spieszyć. Nie słyszałam dyskusji, bo mówili szeptem.
Za każdym razem, gdy sobie przypominałam, jak na mnie patrzył, moje serce podskakiwało. Wątpię, żeby ludzi interesowało w nim coś poza wyglądem. Ale ja, o dziwo, chciałam go poznać. To była głupia myśl i nie miałam pojęcia, skąd się nagle wzięła. Może to ta moja małomiasteczkowość, wiejska gościnność lub coś takiego. Chciałam się zaopiekować tym facetem, wygładzić zmarszczki, które miał na czole. Głębia jego oczu, które wpatrywały się we mnie o sekundę za długo…
Jakby moje myśli odciągnęły go od Fiony, Ben nagle wyszedł z jej biura.
– Poparzyłaś się?
Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć pytanie. A tak, moje nogi. Upokorzenie skutecznie zablokowało ból, ale teraz, gdy o tym wspomniał, poczułam, że trochę pieką. Gdy tak patrzył na mnie w skupieniu, musiałam przypomnieć swoim ustom, jak się mówi.
– Tylko na nogach – wydukałam.
Doskonale. Postawcie przede mną pięknego faceta, a ja zamienię się w mamroczącą idiotkę. Ta praca nie działała zbyt dobrze na moje poczucie własnej wartości.
Jego oczy opadły na moje nagie golenie, a ja od razu zapomniałam o bólu.
Nagle obok niego pojawiła się Fiona. Wrzuciła pomadkę do torebki marki Fendi (to coś kosztowało więcej niż mój miesięczny zarobek), podniosła głowę i zaczęła ostentacyjnie pociągać nosem.
– Co to za zapach? – Na jej twarzy pojawił się grymas. Patrzyła to na Bena, to na mnie. Jedyne, co czułam, to niebiański zapach upieczonych przeze mnie pyszności, który wydostawał się z pojemnika na biurku. – Śmierdzi jak przetworzony cukier.
– Upiekłam jagodowe muffiny. – Podniosłam pokrywę i poczułam cudowny zapach, który przypomniał mi, że na rzecz ubrania się w coś reprezentatywnego i wyprostowania włosów zrezygnowałam dziś ze śniadania. – Chciałabyś jedną, zanim je zaniosę do kuchni?
Ben spojrzał na podłogę, jakby chciał ukryć uśmiech, a Fiona spojrzała na mnie, jakbym była szalona. Jaki znów miała problem? Zdaje się, że mój gest był głupim pomysłem. Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę. Byłam dumna z moich muffinów, ale pogarda kapiąca z jej czerwonych ust natychmiast mi uświadomiła, że przynoszenie smacznych wypieków do agencji modeli równało się zabiciu szczeniaczka.
Fiona jęknęła i powoli poszła w swoją stronę. Zerknęłam na moje poparzone herbatą nogi. Moja wiara w siebie umarła.
– Hej, dziewczyno od muffinów… – Głos Bena był niski i władczy. Zerknęłam na niego, a on nagrodził mnie tym swoim seksownym spojrzeniem. – Zadbaj o to, żeby przyłożyć lód na te oparzenia.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, ale udało mi się przytaknąć. Odwrócił się na pięcie i udał się za Fioną, uśmiechając się do siebie.
Chichot, który po chwili do mnie dotarł, uświadomił mi boleśnie, że współpracownicy już pewnie obstawiają, jak długo tu zabawię.Emmy
Dziękowałam bogom, że był piątek, kiedy przywlekłam swój żałosny tyłek do mieszkania, które dzieliłam z Ellie. Jedyne, czego chciałam, to włożyć dresy, zjeść zamówioną chińszczyznę i wypić kilka litrów taniego wina.
Ellie była w kuchni, kiedy przyjechałam, i chyba miała podobne plany. Właśnie otwierała wino, a raczej mocowała się z korkiem. Nasz korkociąg był kupą złomu.
– Emmy! – zawołała, gdy mnie zobaczyła. – Przeżyłaś kolejny tydzień?
– Tak jest. – Zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na zabałaganiony stół. – Dzięki Bogu.
– To dobrze, bo trochę się martwiłam, że nie dasz rady. Wiesz, szansa na mieszkanie przez trzy miesiące w Paryżu… Mogłabym za to pracować nawet dla samego szatana. A nawet urodziłabym mu dzieci.
Wybuchłam śmiechem i przyjęłam kieliszek wypełniony winem aż po brzegi.
– Zanim się puścisz z szatanem… Wiem na pewno, że nie kupiła mi biletu.
Ellie poprawiła swoje seksowne nerdowskie okulary i upiła łyk wina.
– Jeśli tak długo udało ci się przetrwać te jej wahania nastrojów i gówniarskie obelgi, to jesteś dzielna. Ja odpuściłabym już pierwszego dnia. Jak to szło? Szyk rodem z Kmarta?
Aż się wzdrygnęłam na to wspomnienie. To był mój pierwszy dzień. Siedziałyśmy w jej wystawnym biurze, rozmawiając o moich zadaniach i obowiązkach. Nagle Fiona wspomniała o biurowym dress codzie. Powiedziała, że musi dbać o wizerunek firmy i mój szyk rodem z Kmarta nie będzie tolerowany. Byłam ubrana zgodnie z dress code’em, a przynajmniej tak myślałam: czarne spodnie, koszula na guziki… Fiona nie wiedziała, że kilka niepochlebnych komentarzy mnie nie odstraszy.
Zawsze chciałam od życia więcej. Dzięki wsparciu rodziców dobrze znałam swoją wartość. Specjalizowałam się w komunikacji i kreacji mody. Nie potrzebowałam Ligi Bluszczowej ani sześciocyfrowych ofert pracy. Pragnęłam tylko wyłamać się z finansowego kryzysu, jakim była egzystencja od wypłaty do wypłaty.
Żyłam skromnie, wciąż rozmyślając o amerykańskim śnie. Źle wynagradzani, ciężko pracujący rodzice. Mobilny dom w maleńkim miasteczku w Tennessee. Młodszy brat wygrażający każdemu chłopakowi, który okazał mi choć cień zainteresowania. Jako dzieciak wspinałam się na drzewa, byłam cheerleaderką, a w liceum mogłam sypiać u koleżanek.
Po otrzymaniu dyplomu i zdobyciu pracy jako asystentka w prestiżowej agencji modelingu w Nowym Jorku, wiedziałam, że jestem na dobrej drodze. Czułam, że uda mi się spełnić marzenia.
Moja współlokatorka wyciągnęła na blat krakersy i ser, odciągając mnie skutecznie od moich myśli. Popijała to wszystko winem, a ja patrzyłam na nią z uśmiechem. Była dziewczyną z ikrą, niezwykle zabawną, a ja byłam szczęśliwa, że to właśnie u niej wynajmowałam pokój. Nasze historie były zupełnie różne. Ellie była pyskatą nowojorczanką, która nie pozwalała, by ktokolwiek choć zerknął na nią z dezaprobatą. Ja byłam jej przeciwieństwem: pomagałam kaczkom pokonać jezdnię i nie potrafiłam przejść obok bezdomnego, nie dając mu kilku dolarów.
– Okej, musimy cię przygotować na tę twoją europejską przygodę! Będziesz potrzebowała zmiany. Wylaszczymy cię dla tych gorących modeli. Nowe ciuchy. Fryzura. Zero węglowodanów. Wino się nie liczy… – rzuciła Ellie, nakłaniając mnie do kolejnego łyka.
Jej entuzjazm mnie rozbawił.
– Spokojnie! Nie będzie przecież żadnych modeli – zapewniłam.
Nie potrzebowałam biletu w jedną stronę do miasta złamanych serc, wciąż jednak nie mogłam przestać myśleć o Benie Shawie. Te seksowne oczy, pełne usta…
Myślałam o nim ciągle od naszego niezręcznego spotkania wypełnionego rozlewaniem herbaty na dywan i handlowaniem jagodowymi muffinami. To Ben był powodem, dla którego ja i Fiona miałyśmy jechać do Paryża i Mediolanu. Jako agencyjny złoty chłopak został zaangażowany do kilku kampanii w najgorętszych stolicach mody. A Fiona, bardzo słabo ukrywając fakt, że się w nim zwyczajnie buja, powiedziała, że zawsze z nim podróżuje, gdy tylko wyjeżdża na zagraniczne zlecenia. Nie mogłam jej winić. Sama prawie się w nim zabujałam.
Ellie zamyślona kręciła kieliszkiem.
– Powinnyśmy zadbać o to, żebyś kogoś bzyknęła jeszcze przed wyjazdem. Inaczej będziesz strasznie napalona.
– Co? Jestem profesjonalistką.
Ellie pokręciła głową i parsknęła. Nie chciałam być tą, która ją boleśnie uświadomi, że większość modeli to geje.
W końcu przestała się na mnie gapić, wzięła menu restauracji i wykręciła numer.
– Poproszę dwie sałatki ze szpinakiem i grillowanym kurczakiem…
Podniosłam pytająco brew.
– Żadnych węglowodanów – rzuciła szeptem.
To było trochę przygnębiające: usłyszeć od współlokatorki, że musisz schudnąć. Jasne, mogłabym zrzucić parę kilo, ale szpinak? Serio?
– Przez kilka następnych miesięcy będziesz przebywała głównie w towarzystwie modeli – wyjaśniła, gdy skończyła zamawiać.
Chyba nie rozumiała, że będę pracować, a nie szukać męża. Znów przypomniałam sobie Bena. Jak Boga kocham, już nigdy w życiu nie zjem żadnych węglowodanów…
Kiedy razem z Fioną poszli na lunch, przejrzałam jego teczkę. Mogłam spokojnie powęszyć. Był idealny. Podręcznikowy. Gdybym miała opisać swojego idealnego faceta, to Ben Shaw byłby tym, którego zesłałby mi Bóg, Kupidyn czy ktokolwiek inny. Wysoki, barczysty, z ciekawymi rysami twarzy. Mój puls przyspieszył, kiedy zobaczyłam jego zdjęcia bez koszulki, a potem jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam go w bokserkach. Gładkie, krągłe mięśnie, złota skóra, sześciopak, nabrzmiałe usta, piękne oczy. Już byłam gotowa zdjąć majtki pod biurkiem, kiedy wróciła Fiona. Szybko pozamykałam jego zdjęcia, przeklinając się w duchu, że nie wysłałam kilku na swoje prywatne konto do późniejszej inspekcji.
Pokręciłam głową, żeby pozbyć się erotycznych myśli. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, to zakochać się w modelu, z którym pracuję. Będę musiała zachować jasność umysłu, jeśli miałam zamiar przetrwać te kilka miesięcy tuż obok niego. Nie wspominając o tym, że muszę się zaopatrzyć w duże opakowanie baterii… Tak, dodatkowa torba pełna baterii powinna wystarczyć.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnejPodziękowania
Nie przetrwałabym procesu pisarskiego bez moich czytelników. Żałuję, że nie mogę dać wam wszystkim po jednorożcu i starym, dobry uścisku. Dziękuję, że wciąż mnie wspieracie – jestem pod wrażeniem! Zawdzięczam wam wszystko i KOCHAM WAS! Dziękuję, że dzięki wam to wszystko stało się realne. Najlepsze jeszcze przede mną!
WIELKIE DZIĘKI dla niezwykłych modeli, którzy wspierali proces twórczy; dla niesamowitego Dona Hooda, przyjacielskiego Leviego Allena i niezwykle zaangażowanego Scotta Mosleya za to, że podzielili się ze mną swoją wiedzą. Wszyscy oni poświęcili swój cenny czas na to, by odpowiedzieć na moje pytania i dostarczyć mi szczerych informacji o swoich przygodach. Dodatkowo dziękuję Sophie Campbell, która opowiedziała mi o swoich doświadczeniach jako dziewczyny modela. To było niezwykle pomocne, moja mała! Wszyscy w mojej książce jesteście gwiazdami.
Dziękuję moim krytykom i recenzentom za to, że pomogli mi przemienić maszynopis w powieść. Padając na kolana, chciałam podziękować pięknej Sali Powers i niesamowicie utalentowanej Kylie Scott. Myślę, że to nie przypadek, że obie jesteście z Australii. Ewidentnie dodają wam tam coś do wody… Dziękuję również pannie Ellie za wielkie wsparcie i miłość.
Heather Maven, jesteś niezwykle pomocnym krytykiem i cudotwórczynią, jeśli chodzi o powalające zapowiedzi książek. Jejku! I jeszcze Carmen Erickson – dziękuję ci za redaktorskie wsparcie.
Mojemu ukochanemu mężowi, który jest inspiracją moich książek, dziękuję szczególnie mocno. Moja prawdziwa miłość zabija dla mnie pająki, przynosi rosół, kiedy jestem chora, i pozwala się budzić w środku nocy tylko dlatego, że miałam zły sen i nie mogę zasnąć. Kocham cię ponad wszystko, słodziaku. Najlepszemu. Mężowi. Na. Świecie. To błogosławieństwo, że mogę ci towarzyszyć w tej podróży! Buziak!
Nie zamierzałam pisać tej książki z podwójną narracją. Najpierw napisałam ją z perspektywy Emmy, ale Ben nie chciał się zamknąć. Wciąż słyszałam w głowie jego głos, więc w końcu ustąpiłam, dając mu pięć minut i dodając kilka opisów z jego perspektywy. Nie to planowałam. Może było to nieco niekonwencjonalne, ale gdy Ben coś każe, staram się być grzeczną dziewczynką i słuchać. Potrafi być bardzo przekonujący. Sami zobaczycie.Prolog
Dziś
Minął miesiąc, odkąd widziałam go po raz ostatni, ale moje ciało wciąż wyczuwało, że jest blisko. Skóra na karku mrowiła, a ręce same zaciskały się wokół pasa, jakby próbowało nie rozpaść się na drobne kawałki.
Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam wychodzącego przez szklane drzwi Bena Shawa z bagażem w dłoni. Był taki przystojny. Moje serce ścisnęło się boleśnie.
Dawno wyparte wspomnienia nagle powróciły. Jego wielkie dłonie dotykające moich bioder, pełne wargi muskające moją szyję… Te wszystkie dzikie wyznania, które szeptał mi do ucha. To, jak jego piękne usta układały się w półuśmieszek, gdy starałam się mu odmówić. Moje serce, choć złamane, biło tylko dla niego. Moje dłonie pragnęły go dotykać, moje ciało żądało jego bliskości. A ja nic nie mogłam z tym zrobić.
W zeszłym miesiącu rzuciłam pracę i wyjechałam z Nowego Jorku, by wrócić do rodzinnego domu w Tennessee, gdzie mogłam czuć się bezpiecznie. A teraz stałam na krawężniku przed LaGuardią, jednym z najruchliwszych lotnisk świata, by spotkać się z Benem, facetem, przez którego odeszłam.
Jeszcze mnie nie zauważył. Odrywając od niego wzrok, skupiłam się na tym, jak stąd zwiać. Odwróciłam się i zaczęłam pstrykać palcami, chcąc przywołać taksówkarza, ale ten przejechał obok, jakbym w ogóle nie istniała. A to zaskoczenie… Pieprzeni nowojorscy taksówkarze. Kiedy znów się odwróciłam, oczy Bena skanowały stojące w rzędzie samochody. Stałam ledwie kilka metrów od niego, ale mnie nie widział. Poczułam zarówno ulgę, jak i wielki żal.
– Emmy…
Tembr jego głosu sprawił, że kolana się pode mną ugięły. Zamknęłam oczy. Jak śmiał się do mnie w ogóle odzywać? Jakiś czas temu stracił do tego prawo. W piekle powinno być specjalne miejsce dla byłych chłopków, którzy zapłodnili jakąś obcą kobietę. Podniosłam rękę i spróbowałam zatrzymać kolejną taksówkę. Nic z tego.
– Emmy, poczekaj…
Zmniejszył dzielący nas dystans i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Nie dotykaj mnie. Odsunęłam się od niego gwałtownie. Nie mogłam znieść dotyku jego ciepłych palców na mojej skórze. Wywołałoby to tylko wspomnienia, które starałam się trzymać w ryzach. Obserwowałam przejeżdżające samochody. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w twarz.
– Co tam u dziecka?
Nie mogłam się powstrzymać. Kątem oka widziałam, że przełyka ślinę i wpycha ręce do kieszeni.
– Powinniśmy porozmawiać.
– Nie mam ci nic do powiedzenia.
– Ale ja mam. Jest kilka rzeczy, o których powinnaś wiedzieć.
Niby o czym powinnam wiedzieć?
Obróciłam się, żeby się z nim skonfrontować, smagając go włosami po twarzy. Miał podkrążone oczy. Wyglądał koszmarnie. Widać było, że bezsenność znów uderzyła w niego z pełną mocą. Kiedyś mi powiedział, że tylko wtedy, gdy śpię obok, jest w stanie ją kontrolować. Zamknęłam oczy na krótką chwilę, ale wspomnienia powróciły. Myśli o jego rozgrzanym ciele, o tym, jak mamrotał przez sen i dotykał ustami tego delikatnego miejsca na mojej szyi, znów się pojawiły.
Mój żołądek aż podskoczył. Trzymaj się, Emmy… Wzięłam głęboki wdech, chcąc się jakoś obronić przed łzami, które napływały do moich oczu.
Ten wysoki, piękny mężczyzna miał władzę nad wszystkimi moimi zmysłami. Wyglądał tak wspaniale, że musiałam walczyć z siłami przyciągania, żeby nie rzucić się w jego ramiona. Mimo że minęło trochę czasu, moje ciało nie zapomniało.
Nie mogłam uwierzyć, że kiedyś myślałam, iż mógł być mój. Patrząc w jego orzechowe oczy, które okalały ciemne rzęsy, poczułam tysiąc różnych emocji. To, jak na mnie patrzył, jego męski zapach… Nagle oszalałam, zawładnęła mną tęsknota tak wielka, że pochłonęła mnie całą. Już zawsze miało tak być. Kochałam go. Kochałam każdą cząstką siebie. Nie było możliwości, żeby się pogodzić z jego utratą. Patrzenie na niego wymagało zbyt wiele wysiłku. To tak, jakby patrzeć na słońce. Zamrugałam, zerkając na brudny chodnik. Potrzebowałam chwili, by zebrać myśli.
– Jest mój kierowca. – Wskazał stojący przy krawężniku czarny sedan. – Pozwól mi zabrać cię do domu i wszystko wyjaśnić.
Podniósł moją walizkę, po czym spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami.
Czułam, że mój opór topnieje i znika. Właśnie dlatego odeszłam, dlatego nie odbierałam jego telefonów. Miał zamiar mi powiedzieć, że jej nie kocha i że to wszystko było tragiczną pomyłką. Boże, pomóż mojemu złamanemu sercu, ale napawałam się tym! Znałam siebie i wiedziałam, że nie mogę żyć w jej cieniu, wiedząc, że mają wspólną przeszłość, ale byłam grzeczną dziewczynką z Południa, więc podążyłam za Benem do samochodu.Emmy
Cztery miesiące wcześniej
Przeklinając zawartość swojej garderoby, wyciągnęłam granatową ołówkową spódnicę i kremową jedwabną bluzkę. Mimo że nosiłam już ten zestaw na początku tygodnia, moje pole do popisu było dość ograniczone. Miałam plan, że jak tylko dostanę pensję, wszystko od razu wydam na ciuchy, jeśli oczywiście utrzymam się w tej pracy. Sama nie wiedziałam, która z wersji jest bardziej prawdopodobna – to, że mnie wyleją, czy to, że sama odejdę. Przez ostatnie dwa tygodnie pracowałam dla agencji modelek i modeli Status Model Management w Nowym Jorku. Byłam prostą dziewczyną ze wsi i przeczuwałam, że to się skończy jakąś porażką, ale przynajmniej dobrze płacili.
Włożyłam bluzkę w spódnicę i spojrzałam na swój profil w lustrze. Fuj. Jak bania. Przeczesałam górną szufladę w poszukiwaniu majtek uciskowych i szybko założyłam je pod spódnicę, przeklinając głośno w trakcie całej tej operacji. Boże, te gacie były okropne. Rozpuściłam włosy i lekko natapirowałam końcówki. Powinnam za te włosy podziękować mamie. Szybko wklepałam podkład na cienie pod oczami i pomalowałam usta błyszczykiem. No, o wiele lepiej. Po raz ostatni spojrzałam na siebie w lustrze. Nieźle. Daleko mi było do supermodelki, ale wyglądałam porządnie. Spojrzałam na zegar. Cholera, byłam spóźniona.
Na stopy wsunęłam jedyną parę szpilek, jaką posiadałam – cieliste pumpy, które według mnie pasowały do wszystkiego – i ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę drzwi. Zważywszy na to, że miałam na sobie obcisłą spódnicę do kolan i te cholerne majtki hamujące przepływ krwi, chodzenie było dużym wyzwaniem. Szybko złapałam muffiny, które upiekłam wczoraj dla szefowej i kolegów, a potem wyszłam z mieszkania.
Czerwcowy wiaterek tańczył wokół moich kostek, kiedy szłam tętniącą życiem ulicą. Mijałam mnóstwo żółtych taksówek. Zapach spalin, ciepłego chleba i moczu wypełniał powietrze, walcząc o uwagę przechodniów. Sprzedawca hot dogów uśmiechnął się do mnie, gdy przechodziłam obok. Niemal zostałam rozjechana przez rowerzystę w czasie pokonywania jezdni. W oddali widziałam budynek MetLife. Nagle dopadła mnie ogromna tęsknota za domem. To miejsce nijak się miało do Tennessee.
Mimo że mieszkałam tu już kilka tygodni, byłam pewna, że do nowojorskich korków nie jestem w stanie się przyzwyczaić. Czasem się zastanawiałam, czy aby nie wzięłam na siebie zbyt wiele, ale to mi nie przeszkadzało w stawianiu kolejnych kroków.
Kiedy dotarłam do pracy, byłam już spóźniona, więc pognałam na tych swoich obcasach przez miękki dywan w holu i skierowałam się w stronę biura asystenta, tuż obok pokoju szefostwa. Kilka osób podniosło głowy, gdy przechodziłam, zastanawiając się w duchu, czy w wieku dwudziestu dwóch lat może mi wysiąść serce.
Poczułam ciężkie, egzotyczne perfumy przeplatające się z zapachem skóry i aż musiałam się powstrzymać od kichnięcia. Sama siedziba agencji, zbudowana z matowego szkła, była bardzo nowoczesna, a dwudzieste piętro oferowało piękny widok na Central Park. Uwielbiałam patrzeć na zielone korony drzew. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zatęsknię za tym widokiem, ale w Nowym Jorku to całkiem możliwe.
Moje biurko było usiane przynajmniej dwunastoma samoprzylepnymi karteczkami, a każda z nich zawierała prawie niemożliwe do odczytania wiadomości zapisane niedbałym pismem Fiony. Cholera. Czyli siedzi w pracy od rana. Kompletnie nie rozumiałam, dlaczego woli się komunikować ze mną za pośrednictwem karteczek. Nigdy jeszcze nie napisała do mnie e-maila – albo coś krzyczy ze swojego pokoju, albo coś bazgrze, a ja muszę zgadywać, co napisała. Oderwałam pierwszą z karteczek, która była w miarę czytelna. „Sprowadzić Bena”.
Opadłam na krzesło i zaczęłam układać te wszystkie wiadomości. Jedną karteczkę, która ewidentnie była zapisana hieroglifami, włożyłam do plastikowej koszulki i zajęłam się resztą. Najpierw starałam się odgadnąć, o którego Bena jej chodzi. Sprawdziłam bazę i zobaczyłam, że w agencji jest trzech. Dwóch z nich nie pracowało przez kilka ostatnich miesięcy, więc uznałam, że chodzi jej o Bena Shawa, jednego z najpopularniejszych modeli. Wzięłam głęboki oddech i wykręciłam jego numer.
– Tak? – odpowiedział niski głos.
– Hmm, hej. Tu Emmy Clarke ze Status. Fiona chciałaby się z tobą dzisiaj zobaczyć.
– Okej. – Chyba był trochę poirytowany. – O której?
Otworzyłam jej kalendarz, karcąc się w myślach, że nie przygotowałam sobie tej informacji wcześniej. Na szczęście mój komputer chciał dziś współpracować i szybko załadował dane. Fiona była wolna przed południem.
– Możesz przyjść o którejkolwiek chcesz przed południem.
– Jasne – odparł. – Będę późnym rankiem.
I rozłączył się bez pożegnania.
Westchnęłam i odłożyłam telefon. Czyli zadanie numer jeden wykonane. Nie było aż tak źle. Teraz musiałam się zająć e-mailami. Lubiłam mieć dostęp do wewnętrznych mechanizmów, jakimi rządzi się agencja, a Status Model Management była jedną z najpotężniejszych w Nowym Jorku, często wygrywającą kontrakty opiewające na siedmiocyfrowe kwoty. Moja szefowa, Fiona, reprezentowała wyłącznie modeli. Nie dogadywała się z kobietami. Kiedyś nawet powiedziała, że nie znosi estrogenu.
Moim zadaniem, jako jej asystentki, było ogarnianie bazy modeli i przekazywanie jej informacji dotyczących zleceń specjalnych. Gdy przychodziły prośby o konkretny kolor włosów, oczy, wzrost i wagę, musiałam przejrzeć bazę i znaleźć idealnego faceta, po czym wysłać zdjęcia do akceptacji Fionie. Ta praca miała swoje plusy. Głównym była oczywiście możliwość gapienia się przez cały dzień na seksownych mężczyzn. I jeszcze mi za to płacili.
Musiałam znać najdrobniejsze szczegóły dotyczące każdego modela, by móc określić, który z nich się nadaje do konkretnej pracy – do sesji w magazynie, na wybieg, do sesji fitness czy lifestyle – zanim oddam portfolio Fionie. Miałam dostęp do najintymniejszych informacji dotyczących kilkuset młodych mężczyzn, z którymi pracowaliśmy. Musiałam znać wielkość stopy każdego z nich, ich dziwactwa, a nawet takie fakty, jak ten, że Nico nie może pracować z Sebastianem, ponieważ kiedyś się spotykali i nie skończyło się to zbyt dobrze. Albo ten, że Leo nie może przebywać w pobliżu tiulu i piór, bo ma fobię.
Moim zadaniem było dopilnować, żeby wszystko na planie szło gładko. Wiele razy fotografowie okazywali się gorsi niż modele – wymagający, nadęci, z tendencją do poniżania modeli, gdy coś nie szło po ich myśli. Już zdążyłam się nauczyć, że część mojej pracy to mediacje – musiałam uspokoić sytuację, sprostać wymaganiom fotografa i dogadać się z modelem.
Oczywiście, moim największym wyzwaniem było radzenie sobie z Fioną Stone, sukowatą Brytyjką, dyrektorką agencji. Ona to dopiero była rzadkim gatunkiem. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką, niesamowicie piękna, idealnie pasowała do tych wszystkich ślicznych ludzi, którzy pracowali dla niej. Bystra, jeśli chodzi o prowadzenie biznesu, w kontaktach międzyludzkich radziła sobie dość słabo. Była cwana, przebiegła i przede wszystkim bezlitosna. Twardo negocjowała w imieniu modeli, często zapewniając im dzięki temu większe zarobki i lepsze kontrakty, ale rządziła żelazną (zadbaną) ręką. A ja miałam przyjemność użerać się z nią na co dzień. Szczęściara…
Moje niewielkie biurko stało zaraz po prawej stronie drzwi do jej biura, tak że mogła spojrzeć z wysokości swojego nieskazitelnego czerwonego fotela i zobaczyć, czym się akurat zajmuję. Tak więc zakupy online, przeglądanie Facebooka i prywatnych wiadomości odpadały.
Pogratulowałam sobie, że nie byłam recepcjonistką czy asystentką producenta. One wyglądały na jeszcze bardziej nieszczęśliwe. Ja przynajmniej wylądowałam na stanowisku asystentki pani dyrektor! Wywracając oczami, przypomniałam sobie, jak potwornie niepewna byłam podczas swojego pierwszego dnia pracy pośród tych wszystkich stylowych kobiet. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że praca z Fioną będzie całkiem nowym rodzajem tortur. Skrytykowała wszystko: od moich brązowych włosów poprzez brak stylu aż do południowego akcentu.
W pierwszy piątkowy wieczór poszłam na happy hour z Gunnarem i innymi asystentami. Zapewniał mnie wtedy, że Fiona ma taki styl bycia i wcale mnie nie nienawidzi. Najwyraźniej już wytrzymałam dłużej niż trzy poprzednie asystentki razem wzięte. Gunnar okazjonalnie pracował z Fioną, więc wiedział, o czym mówi. Po jego przemowie udało mi się przekonać samą siebie, że mogę wszystko. Że osiągnę sukces tam, gdzie inni polegli. Nie było mowy, żebym się poddała i uciekła z podwiniętym ogonem. To była moja pierwsza prawdziwa praca, i to w Nowym Jorku. Uda mi się! A wiedząc, że w planach były wyjazdy do Paryża i Mediolanu, jeszcze mocniej chciałam, żeby mi się udało. W moim domu nikt nie miał takich możliwości. Byłabym głupia, gdybym zrezygnowała tylko dlatego, że nie lubię swojej szefowej.
Moje rozmyślania nagle przerwał brytyjski akcent Fiony.
– Przestań się ślinić i przyprowadź tu swój tyłek.
Cholera! Na ekranie mojego komputera widniało akurat zdjęcie półnagiego modela. Ups… Podniosłam się z krzesła i poprowadziłam swój ustrojony w obcisłą spódnicę tyłek do biura szefowej. Była nienagannie ubrana, jak zawsze. Miała na sobie lnianą sukienkę od Versace, jaskrawofioletowy szal i szpilki od Prady, najwyższe, jakie w życiu widziałam. Przy nich Empire State Building wypadał naprawdę blado. Jej włosy były spięte w luźny kok, a piękną twarz okalały pojedyncze ciemne kosmyki.
– Tak, pani Stone?
– Wiesz, która jest godzina?
Jej drogo odziana stopa uderzała rytmicznie o podłogę, podczas gdy jej wzrok nawet nie podniósł się zza ekranu komputera. Stuk, stuk, stuk.
O cholera. Czy to było podchwytliwe pytanie?
– Hmm, dziesiąta…
Oparła się na fotelu, przyglądając mi się badawczo.
– I?
I? I co? Spojrzała na mnie karcąco, przez co serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Oblał mnie zimny pot. Po dziesięciu sekundach martwej ciszy, podczas której z obrzydzeniem omiatała mnie wzrokiem, sprawiając, że chciałam się schować za doniczką, w końcu się odezwała:
– Pora na moją herbatę.
Racja. Jej herbata. Jakież to brytyjskie… Podreptałam w stronę niewielkiej kuchni tak szybko, jak szybko pozwalały mi na to spódnica, majtki i szpilki, by podgrzać wodę. Do filiżanki wrzuciłam torebkę English Breakfast i wyszłam stamtąd akurat wtedy, gdy ktoś wchodził do biura. Wspaniale… Byłam pewna, że oberwę za wpuszczanie nieproszonych gości.
– Ben, kochany, wejdź.
Fiona wskazała skórzaną sofę stojącą przed jej biurkiem.
Czyli to był Ben Shaw. Zobaczenie go na ekranie komputera to jedno, a spojrzenie na to smakowite ciacho na żywo to zupełnie coś innego. Aż zaczęłam się ślinić… Był wysoki, pełen gracji, miał ciemne włosy, szerokie ramiona, wyraźnie zarysowaną szczękę i pełne usta, które były stworzone do całowania.
Zastanawiałam się przez chwilę, czy zostanę obsztorcowana za to, że wpuściłam kogoś do jej biura bez zapowiedzi, ale Fiona była cała w skowronkach.
Benjamin Riley Shaw, złoty chłopak agencji. Nasz najbardziej rozchwytywany model, najlepiej zarabiający, z najwyższą prowizją. Widząc go po raz pierwszy na żywo, przestałam się zastanawiać, dlaczego tak jest. Miał niezwykłą aurę – aż promieniował. Moje oczy nieświadomie zwracały się w jego kierunku. Był najbardziej zniewalającą osobą w pomieszczeniu. Przez to, że chwilę wcześniej przejrzałam jego metryczkę, czułam się dość nieswojo, ale i nieco pewniej. Wzrost: 190 centymetrów, oczy: orzechowe, włosy: brązowe, rozmiar stopy: 46 centymetrów, rozmiar garnituru: 42L, wewnętrzna długość nogawki: 86 centymetrów…
Patrzyłam w ciszy, jak Fiona wstaje z fotela, obchodzi biurko i nachyla się, ocierając się piersiami o jego tors. Ucałowała powietrze na wysokości jego policzków, a on wciąż stał bez ruchu, grzecznie pozwalając jej na to, ale nie odwzajemniając jej czułości. Podobało mi się to z jakiegoś powodu. Fiona była straszną suką.
– Wspaniale cię widzieć, Ben, ale czy potrzebujesz czegoś, mój drogi? – zapytała, odsuwając się tylko odrobinę.
Fuj… Nie za mało tej prywatnej przestrzeni?
Ben odsunął się od niej w wyjątkowo elegancki sposób.
– Podobno miałem się tu dzisiaj zjawić – odparł beznamiętnie.
Od razu przeniosła wzrok na mnie, a ja poczułam, że filiżanka w mojej dłoni zaczyna się trząść. Jej morderczy wzrok mnie sparaliżował. Żądała wyjaśnień.
– Ale twoja… notka… Było napisane, żeby sprowadzić Bena – wymamrotałam.
Jego wzrok powędrował w moją stronę, na co mój żołądek aż podskoczył. Spokojnie… Jego oczy miały orzechowy kolor i było widać w nich tyle smutku i nieszczęścia, że aż mnie zmroziło. Kiedy tak wpatrywał się we mnie, moje jajniki wykonały taniec, całkowicie przeciwstawiając się ograniczeniom nałożonym przez majtki uciskowe. Ten gość czynił istne spustoszenie w moim libido.
Z trudnością odwróciłam wzrok i skupiłam się na Fionie, która dramatycznie wzdychała.
Po chwili odparła szyderczo:
– Chciałam, żebyś sprawdziła Bena, jego wymiary, i zadzwoniła do projektanta.
Pokręciła głową, jakbym była totalną idiotką.
Znów spojrzałam na Bena, a filiżanka zadygotała na spodeczku. Starałam się zanieść herbatę na jej biurko, ale jego wzrok sprawiał, że to stało się niewykonalne. Filiżanka wraz ze spodkiem upadły z impetem na podłogę.
Naczynia roztrzaskały się, spryskując gorącą wodą moje nieosłonięte ubraniem miejsca. Rany, ależ to było gorące! Skrzywiłam się i zrobiłam krok w tył, starając się ocenić straty. Cholera! Wielka ciemna plama rozlewała się na beżowym dywanie, a ja wyglądałam jak podekscytowany szczeniak, który zsikał się przed jednym z najprzystojniejszych modeli na świecie. Weź się w garść!
Na twarzy Bena pojawił się grymas, a Fiona wydała z siebie jęk niezadowolenia.
– To niebywałe, że ona potrafi w ogóle chodzić i mówić w tym samym czasie. Jest z Tennessee – rzuciła, jakby to wszystko wyjaśniało.
Moja twarz płonęła. Byłam zażenowana. Lubiłam swoje wiejskie wychowanie i nie zamieniłabym go na żaden prestiż ani designerskie metki. Nie byłam z Londynu, wielkie mi rzeczy. Nie mogłam jej pozwolić na to, by mnie tak traktowała.
– Przepraszam, zajmę się tym – powiedziałam i z podniesionym czołem ruszyłam w kierunku swojego biurka.Ben
Tennessee, co? To wyjaśniało tę słodką melodyjność w jej głosie. Asystentka Fiony… Po pierwsze była kobietą. Po drugie wciąż była kobietą. Fiona nie dogadywała się z nikim tej samej płci.
Gdyby nie te krągłości, wyglądałaby tak niewinnie w tej swojej ołówkowej spódnicy i wpuszczonej bluzce. Ale do diabła, te krągłości… Apetyczny tyłek i duże piersi. Nie gap się, człowieku! Nie chcesz chyba, żeby ci stanął.
Jej niewinność była urocza, inna. Delikatny róż zakwitł na jej policzkach, a zęby wbiły się głęboko w dolną wargę. Miała ciemne włosy założone za uszy. Spojrzała mi w oczy; wyglądała na zagubioną, a po chwili filiżanka już leżała na podłodze. Przez moment obawiałem się, że cały Manhattan – albo Fiona – połkną ją w całości i wyplują. Chciałem się nią zaopiekować. To było dziwne i obce. I niezbyt mile widziane. Nie znałem tej dziewczyny. Nie powinna mnie obchodzić. A jednak obchodziła. Nie mogłem zaprzeczyć tej nagłej chemii, temu tłumionemu dreszczowi, gdy napotkałem jej wzrok, temu powiewowi świeżego powietrza. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nic nie poczułem, obserwując, jak wije się niepewnie przede mną.
Fiona spojrzała na mnie, owijając dłoń wokół mojego bicepsa i przypominając mi, po co się tu zjawiłem.
– No cóż, jak już tu jesteś, mój drogi, możesz mnie zabrać na lunch.
– Jasne – odparłem automatycznie.
Dobrze znałem te jej gierki. Chciała mnie zobaczyć, ale nie zamierzała się do tego przyznać. Dobrze to znałem, ale ta śliczna dziewczynka jeszcze nie. A teraz została potraktowana jak jakiś wiejski głupek.
Gdyby była świadoma moich prawdziwych intencji, nie patrzyłaby tak na mnie tymi swoimi szaroniebieskimi oczami. Gdyby wiedziała, jak zdemoralizowany jestem, poleciałaby do Tennessee, nie odwracając się za siebie. Taką jak ona zjadłbym w całości. Posiadłbym ją. Tak, ta myśl była kusząca. Obserwowałem ją z zainteresowaniem, zastanawiając się nad kolejnym ruchem.
– Przepraszam, zajmę się tym.
Tennessee podniosła głowę i ruszyła w stronę swojego biurka. Jej pewność siebie była w strzępach.
Patrząc, jak odchodzi, pomyślałem, że fajnie będzie się nią zabawić. Pewnie jest miękka i niewinna. Te jej idealne kształty wręcz się prosiły o moje dłonie. No ale Fiona – pewnie szybko pokazałaby pazurki, a zbyt wiele dla mnie zrobiła. Cholera, była moją menedżerką. Nie miałem zamiaru zrobić nic głupiego, na przykład przespać się z jej asystentką tylko po to, żeby ją wkurzyć. Niezbyt dobry ruch dla mojej kariery… Mój kutas będzie musiał zostać w spodniach.Emmy
Szepty dobiegające z pokoju Fiony powstrzymały mnie przed powrotem. Przejrzałam szufladę w poszukiwaniu dodatkowej rolki papierowych ręczników, które tam trzymałam. Czekałam, aż wyjdą, żeby posprzątać ten cały bałagan, ale oni zdawali się nie spieszyć. Nie słyszałam dyskusji, bo mówili szeptem.
Za każdym razem, gdy sobie przypominałam, jak na mnie patrzył, moje serce podskakiwało. Wątpię, żeby ludzi interesowało w nim coś poza wyglądem. Ale ja, o dziwo, chciałam go poznać. To była głupia myśl i nie miałam pojęcia, skąd się nagle wzięła. Może to ta moja małomiasteczkowość, wiejska gościnność lub coś takiego. Chciałam się zaopiekować tym facetem, wygładzić zmarszczki, które miał na czole. Głębia jego oczu, które wpatrywały się we mnie o sekundę za długo…
Jakby moje myśli odciągnęły go od Fiony, Ben nagle wyszedł z jej biura.
– Poparzyłaś się?
Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć pytanie. A tak, moje nogi. Upokorzenie skutecznie zablokowało ból, ale teraz, gdy o tym wspomniał, poczułam, że trochę pieką. Gdy tak patrzył na mnie w skupieniu, musiałam przypomnieć swoim ustom, jak się mówi.
– Tylko na nogach – wydukałam.
Doskonale. Postawcie przede mną pięknego faceta, a ja zamienię się w mamroczącą idiotkę. Ta praca nie działała zbyt dobrze na moje poczucie własnej wartości.
Jego oczy opadły na moje nagie golenie, a ja od razu zapomniałam o bólu.
Nagle obok niego pojawiła się Fiona. Wrzuciła pomadkę do torebki marki Fendi (to coś kosztowało więcej niż mój miesięczny zarobek), podniosła głowę i zaczęła ostentacyjnie pociągać nosem.
– Co to za zapach? – Na jej twarzy pojawił się grymas. Patrzyła to na Bena, to na mnie. Jedyne, co czułam, to niebiański zapach upieczonych przeze mnie pyszności, który wydostawał się z pojemnika na biurku. – Śmierdzi jak przetworzony cukier.
– Upiekłam jagodowe muffiny. – Podniosłam pokrywę i poczułam cudowny zapach, który przypomniał mi, że na rzecz ubrania się w coś reprezentatywnego i wyprostowania włosów zrezygnowałam dziś ze śniadania. – Chciałabyś jedną, zanim je zaniosę do kuchni?
Ben spojrzał na podłogę, jakby chciał ukryć uśmiech, a Fiona spojrzała na mnie, jakbym była szalona. Jaki znów miała problem? Zdaje się, że mój gest był głupim pomysłem. Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę. Byłam dumna z moich muffinów, ale pogarda kapiąca z jej czerwonych ust natychmiast mi uświadomiła, że przynoszenie smacznych wypieków do agencji modeli równało się zabiciu szczeniaczka.
Fiona jęknęła i powoli poszła w swoją stronę. Zerknęłam na moje poparzone herbatą nogi. Moja wiara w siebie umarła.
– Hej, dziewczyno od muffinów… – Głos Bena był niski i władczy. Zerknęłam na niego, a on nagrodził mnie tym swoim seksownym spojrzeniem. – Zadbaj o to, żeby przyłożyć lód na te oparzenia.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, ale udało mi się przytaknąć. Odwrócił się na pięcie i udał się za Fioną, uśmiechając się do siebie.
Chichot, który po chwili do mnie dotarł, uświadomił mi boleśnie, że współpracownicy już pewnie obstawiają, jak długo tu zabawię.Emmy
Dziękowałam bogom, że był piątek, kiedy przywlekłam swój żałosny tyłek do mieszkania, które dzieliłam z Ellie. Jedyne, czego chciałam, to włożyć dresy, zjeść zamówioną chińszczyznę i wypić kilka litrów taniego wina.
Ellie była w kuchni, kiedy przyjechałam, i chyba miała podobne plany. Właśnie otwierała wino, a raczej mocowała się z korkiem. Nasz korkociąg był kupą złomu.
– Emmy! – zawołała, gdy mnie zobaczyła. – Przeżyłaś kolejny tydzień?
– Tak jest. – Zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na zabałaganiony stół. – Dzięki Bogu.
– To dobrze, bo trochę się martwiłam, że nie dasz rady. Wiesz, szansa na mieszkanie przez trzy miesiące w Paryżu… Mogłabym za to pracować nawet dla samego szatana. A nawet urodziłabym mu dzieci.
Wybuchłam śmiechem i przyjęłam kieliszek wypełniony winem aż po brzegi.
– Zanim się puścisz z szatanem… Wiem na pewno, że nie kupiła mi biletu.
Ellie poprawiła swoje seksowne nerdowskie okulary i upiła łyk wina.
– Jeśli tak długo udało ci się przetrwać te jej wahania nastrojów i gówniarskie obelgi, to jesteś dzielna. Ja odpuściłabym już pierwszego dnia. Jak to szło? Szyk rodem z Kmarta?
Aż się wzdrygnęłam na to wspomnienie. To był mój pierwszy dzień. Siedziałyśmy w jej wystawnym biurze, rozmawiając o moich zadaniach i obowiązkach. Nagle Fiona wspomniała o biurowym dress codzie. Powiedziała, że musi dbać o wizerunek firmy i mój szyk rodem z Kmarta nie będzie tolerowany. Byłam ubrana zgodnie z dress code’em, a przynajmniej tak myślałam: czarne spodnie, koszula na guziki… Fiona nie wiedziała, że kilka niepochlebnych komentarzy mnie nie odstraszy.
Zawsze chciałam od życia więcej. Dzięki wsparciu rodziców dobrze znałam swoją wartość. Specjalizowałam się w komunikacji i kreacji mody. Nie potrzebowałam Ligi Bluszczowej ani sześciocyfrowych ofert pracy. Pragnęłam tylko wyłamać się z finansowego kryzysu, jakim była egzystencja od wypłaty do wypłaty.
Żyłam skromnie, wciąż rozmyślając o amerykańskim śnie. Źle wynagradzani, ciężko pracujący rodzice. Mobilny dom w maleńkim miasteczku w Tennessee. Młodszy brat wygrażający każdemu chłopakowi, który okazał mi choć cień zainteresowania. Jako dzieciak wspinałam się na drzewa, byłam cheerleaderką, a w liceum mogłam sypiać u koleżanek.
Po otrzymaniu dyplomu i zdobyciu pracy jako asystentka w prestiżowej agencji modelingu w Nowym Jorku, wiedziałam, że jestem na dobrej drodze. Czułam, że uda mi się spełnić marzenia.
Moja współlokatorka wyciągnęła na blat krakersy i ser, odciągając mnie skutecznie od moich myśli. Popijała to wszystko winem, a ja patrzyłam na nią z uśmiechem. Była dziewczyną z ikrą, niezwykle zabawną, a ja byłam szczęśliwa, że to właśnie u niej wynajmowałam pokój. Nasze historie były zupełnie różne. Ellie była pyskatą nowojorczanką, która nie pozwalała, by ktokolwiek choć zerknął na nią z dezaprobatą. Ja byłam jej przeciwieństwem: pomagałam kaczkom pokonać jezdnię i nie potrafiłam przejść obok bezdomnego, nie dając mu kilku dolarów.
– Okej, musimy cię przygotować na tę twoją europejską przygodę! Będziesz potrzebowała zmiany. Wylaszczymy cię dla tych gorących modeli. Nowe ciuchy. Fryzura. Zero węglowodanów. Wino się nie liczy… – rzuciła Ellie, nakłaniając mnie do kolejnego łyka.
Jej entuzjazm mnie rozbawił.
– Spokojnie! Nie będzie przecież żadnych modeli – zapewniłam.
Nie potrzebowałam biletu w jedną stronę do miasta złamanych serc, wciąż jednak nie mogłam przestać myśleć o Benie Shawie. Te seksowne oczy, pełne usta…
Myślałam o nim ciągle od naszego niezręcznego spotkania wypełnionego rozlewaniem herbaty na dywan i handlowaniem jagodowymi muffinami. To Ben był powodem, dla którego ja i Fiona miałyśmy jechać do Paryża i Mediolanu. Jako agencyjny złoty chłopak został zaangażowany do kilku kampanii w najgorętszych stolicach mody. A Fiona, bardzo słabo ukrywając fakt, że się w nim zwyczajnie buja, powiedziała, że zawsze z nim podróżuje, gdy tylko wyjeżdża na zagraniczne zlecenia. Nie mogłam jej winić. Sama prawie się w nim zabujałam.
Ellie zamyślona kręciła kieliszkiem.
– Powinnyśmy zadbać o to, żebyś kogoś bzyknęła jeszcze przed wyjazdem. Inaczej będziesz strasznie napalona.
– Co? Jestem profesjonalistką.
Ellie pokręciła głową i parsknęła. Nie chciałam być tą, która ją boleśnie uświadomi, że większość modeli to geje.
W końcu przestała się na mnie gapić, wzięła menu restauracji i wykręciła numer.
– Poproszę dwie sałatki ze szpinakiem i grillowanym kurczakiem…
Podniosłam pytająco brew.
– Żadnych węglowodanów – rzuciła szeptem.
To było trochę przygnębiające: usłyszeć od współlokatorki, że musisz schudnąć. Jasne, mogłabym zrzucić parę kilo, ale szpinak? Serio?
– Przez kilka następnych miesięcy będziesz przebywała głównie w towarzystwie modeli – wyjaśniła, gdy skończyła zamawiać.
Chyba nie rozumiała, że będę pracować, a nie szukać męża. Znów przypomniałam sobie Bena. Jak Boga kocham, już nigdy w życiu nie zjem żadnych węglowodanów…
Kiedy razem z Fioną poszli na lunch, przejrzałam jego teczkę. Mogłam spokojnie powęszyć. Był idealny. Podręcznikowy. Gdybym miała opisać swojego idealnego faceta, to Ben Shaw byłby tym, którego zesłałby mi Bóg, Kupidyn czy ktokolwiek inny. Wysoki, barczysty, z ciekawymi rysami twarzy. Mój puls przyspieszył, kiedy zobaczyłam jego zdjęcia bez koszulki, a potem jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam go w bokserkach. Gładkie, krągłe mięśnie, złota skóra, sześciopak, nabrzmiałe usta, piękne oczy. Już byłam gotowa zdjąć majtki pod biurkiem, kiedy wróciła Fiona. Szybko pozamykałam jego zdjęcia, przeklinając się w duchu, że nie wysłałam kilku na swoje prywatne konto do późniejszej inspekcji.
Pokręciłam głową, żeby pozbyć się erotycznych myśli. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, to zakochać się w modelu, z którym pracuję. Będę musiała zachować jasność umysłu, jeśli miałam zamiar przetrwać te kilka miesięcy tuż obok niego. Nie wspominając o tym, że muszę się zaopatrzyć w duże opakowanie baterii… Tak, dodatkowa torba pełna baterii powinna wystarczyć.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnejPodziękowania
Nie przetrwałabym procesu pisarskiego bez moich czytelników. Żałuję, że nie mogę dać wam wszystkim po jednorożcu i starym, dobry uścisku. Dziękuję, że wciąż mnie wspieracie – jestem pod wrażeniem! Zawdzięczam wam wszystko i KOCHAM WAS! Dziękuję, że dzięki wam to wszystko stało się realne. Najlepsze jeszcze przede mną!
WIELKIE DZIĘKI dla niezwykłych modeli, którzy wspierali proces twórczy; dla niesamowitego Dona Hooda, przyjacielskiego Leviego Allena i niezwykle zaangażowanego Scotta Mosleya za to, że podzielili się ze mną swoją wiedzą. Wszyscy oni poświęcili swój cenny czas na to, by odpowiedzieć na moje pytania i dostarczyć mi szczerych informacji o swoich przygodach. Dodatkowo dziękuję Sophie Campbell, która opowiedziała mi o swoich doświadczeniach jako dziewczyny modela. To było niezwykle pomocne, moja mała! Wszyscy w mojej książce jesteście gwiazdami.
Dziękuję moim krytykom i recenzentom za to, że pomogli mi przemienić maszynopis w powieść. Padając na kolana, chciałam podziękować pięknej Sali Powers i niesamowicie utalentowanej Kylie Scott. Myślę, że to nie przypadek, że obie jesteście z Australii. Ewidentnie dodają wam tam coś do wody… Dziękuję również pannie Ellie za wielkie wsparcie i miłość.
Heather Maven, jesteś niezwykle pomocnym krytykiem i cudotwórczynią, jeśli chodzi o powalające zapowiedzi książek. Jejku! I jeszcze Carmen Erickson – dziękuję ci za redaktorskie wsparcie.
Mojemu ukochanemu mężowi, który jest inspiracją moich książek, dziękuję szczególnie mocno. Moja prawdziwa miłość zabija dla mnie pająki, przynosi rosół, kiedy jestem chora, i pozwala się budzić w środku nocy tylko dlatego, że miałam zły sen i nie mogę zasnąć. Kocham cię ponad wszystko, słodziaku. Najlepszemu. Mężowi. Na. Świecie. To błogosławieństwo, że mogę ci towarzyszyć w tej podróży! Buziak!
więcej..