Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystkie barwy roku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wszystkie barwy roku - ebook

Dzień Babci, Dzień Przytulania, Wielkanoc, zagubiona w czasie i przestrzeni tajemnicza Wigilia… To tylko niektóre z tematów, które wzięły na swój warsztat polskie pisarki.

Historie refleksyjne, pełne radości i smutku, współczesne, ale również te zaklęte w przeszłości. Żartobliwe, poważne, lekkie, ale zawsze niosące nadzieję, pokazujące, że wszystko jest w naszych rękach.

Dwanaście opowiadań, dwanaście historii, które bawią, wzruszają, zmuszają do refleksji. Mieszanka stylów sprawia, że każdy czytelnik znajdzie tu coś dla siebie. Z przyjemnością odbyłam podróż do świata postaci wykreowanych przez trzynaście świetnych pisarek. Serdecznie polecam!

Joanna Wolf, blog NIEnaczytana

Pasjonujące opowieści na każdą porę roku. Uniwersalne, dające nadzieję na lepsze jutro. Opowiadania absolutnie bezkonkurencyjne w swojej wymowie. Polskie pisarki w szczytowej formie!

Wioleta Sadowska

Autorki opowiadań: Hanna Greń, Edyta Świętek, Anna Klejzerowicz, Hanna Urbankowska, Iwona Walczak, Iwona Czarkowska, Karolina Kubilus, Iwona Żytkowiak, Monika Orłowska, Joanna Sykat, Joanna Kruszewska, Magdalena Kawka, Małgorzata Hayles

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7674-759-0
Rozmiar pliku: 4,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Regina tępym wzrokiem wpatrywała się w leżącą przed nią kopertę, na której widniało imię i nazwisko nadawcy, niby obce, a jednak dobrze znane. Krystyna Lasek. Tak brzmiało panieńskie nazwisko matki, a babcia miała na imię Krystyna. Ale babcia od dawna już nie żyła, więc to zapewne przypadkowa zbieżność.

Młoda kobieta zagryzła wargi, niepewna, co powinna uczynić. Najprościej byłoby po prostu oddać matce ten list, wszak właśnie do niej był adresowany. Tylko że Regina nie miała najmniejszej ochoty na odwiedziny w rodzinnym domu i oglądanie szarej, zmęczonej twarzy niestarej jeszcze kobiety i na wysłuchiwanie krytycznych uwag wiecznie niezadowolonego ojca.

Po długim namyśle, dwóch kawach i trzech papierosach podjęła decyzję. Włączyła czajnik, a gdy woda zaczęła wrzeć, otworzyła pokrywkę i przytrzymała kopertę nad parą. Potem delikatnie podważyła paznokciem róg i przekonała się, że klej w istocie rozmiękł, tak jak to zawsze bywało w szpiegowskich filmach czy powieściach sensacyjnych. Regina jeszcze raz zastanowiła się nad słusznością własnego postępowania, wreszcie odsunęła na bok wyrzuty sumienia, złapała odklejony rożek i pociągnęła.

Postanowiła, że przeczyta list i wtedy zdecyduje. Jeśli treść będzie zawierać jakieś istotne informacje, zaklei go i odda matce, jeśli zaś znajdują się w nim jedynie pozdrowienia lub inne nieważne słowa, podrze go, wyrzuci i tym samym uniknie wizyty, która jawiła jej się tak samo miło, jak rwanie trzonowców.

Na wszelki wypadek przeżegnała się, czyniąc tym samym Boga wspólnikiem nieetycznego czynu, wyjęła z koperty arkusz papieru zapisany drobnym pismem, rozprostowała i zaczęła czytać. Po chwili krzyknęła lekko ze zdumienia, a krągłe, eleganckie litery rozmazały się przed oczami wypełnionymi łzami. Niecierpliwym gestem przetarła twarz wierzchem dłoni i ponownie spojrzała na list.

Droga córko.

Wiele lat minęło od naszego ostatniego spotkania. Ufam, że pozostajesz w zdrowiu i jesteś szczęśliwa z mężczyzną, którego wybrałaś sobie na męża, i że Twoja córka Regina wyrosła na mądrą, piękną kobietę. Nie wiem, czy narodziły Ci się inne dzieci, nie wiem nawet, czy dalej mieszkasz tam, gdzie kiedyś, i czy otrzymasz ten list. Wierzę jednak, że dobry Pan Bóg sprawi, że będę mogła załatwić tę ostatnią ważną sprawę.

Heleno, jestem już stara i w każdej chwili mogę spodziewać się ryku trąb wzywających mnie na Sąd Ostateczny, dlatego muszę pomyśleć o ostatniej woli. Jesteś moim jedynym dzieckiem. Utarło się, że to dzieci dziedziczą po rodzicach, ale Ty przecież dawno temu zdecydowałaś, że nie chcesz być moją córką. Dlatego chcę poznać moje wnuki. Proszę, żeby przyjechały do mnie na kilka dni, żebym mogła ocenić, czy powinnam oddać w ręce któregoś z nich to, czym Ty kiedyś wzgardziłaś.

Krystyna Lasek

Ps. Lepiej niech się pospieszą, bo nie mam już dużo czasu. Mogę trochę poczekać, ale jeśli do końca stycznia żaden z Twoich potomków się nie pojawi, moje mienie zapiszę obcym ludziom.

Regina wolno odłożyła list na stół, zapaliła papierosa i podparłszy brodę pięścią, pogrążyła się w zadumie. Przez głowę przelatywały myśli w formie zdań zakończonych wykrzyknikiem. Babcia Krysia żyje! Rodzice mnie okłamali! Ale jak mama tak mogła?! Dlaczego?!

To ostatnie pytanie wydało jej się najważniejsze. Dawno temu Tomasz Izbicki przywołał do siebie małą, zalęknioną dziewczynkę i suchym, obojętnym głosem oznajmił, że babcia Krysia nie żyje, a obecna przy tej rozmowie Helena nie zaprotestowała ani słowem, chociaż to właśnie jej matkę mąż tak bezpardonowo uśmiercił. Regina doskonale wiedziała, że ojciec całkowicie podporządkował sobie żonę, ale zgoda na uznanie własnej matki za zmarłą to już chyba lekka przesada!

Dziewczyna jak przez mgłę pamiętała babcię Krystynę. W jej wspomnieniach wysoka, smukła kobieta kucała przed płaczącą dziewczynką i nie zważając na to, że końce długich, kruczoczarnych warkoczy zamiatają pokryte pyłem podwórze, obwiązywała chusteczką podrapane i krwawiące, pulchne kolanko. To był ostatni raz, kiedy Regina widziała babcię. Teraz postanowiła to zmienić.

Podeszła do okna i skrzywiła się na widok białych płatków, padających gęsto i nieprzerwanie. Śnieg zaczął sypać trzy dni temu i ani na chwilę nie przestał, zamieniając trawniki w białe dywany, a ulice i chodniki w składowiska szarej brei, rozjeżdżonej kołami setek samochodów i rozdeptanej setkami stóp. Wzdrygnęła się na myśl o czekającej ją długiej jeździe, ale zaraz odegnała ją, podeszła do szafy w przedpokoju i wydobyła podróżną torbę. Postanowiła nie przejmować się niesprzyjającą podróży aurą. Czas na wyjazd był idealny – wczoraj skończyła pracę nad ostatnim pilnym zleceniem, a kolejne zobowiązała się wykonać do połowy lutego, miała zatem na to ponad miesiąc. Wszystko dobrze się złożyło, pomyślała. Tylko ta cholerna pogoda!

Zbliżywszy się ponownie do okna, przez chwilę wpatrywała się w padające z zachmurzonego nieba płatki, wreszcie oderwała wzrok od przygnębiającego widoku i wróciła do pakowania.

– Mogą tirowcy, dostawcy i kierowcy autobusów, to mogę i ja – oświadczyła głośno, chcąc w ten sposób dodać sobie odwagi. Ponad czterysta kilometrów w śnieżycy jednak trochę ją przerażało.

Pakowanie nie zajęło dużo czasu. Nie wiedząc, jak zostanie przyjęta, zabrała tylko dwie zmiany odzieży i trochę osobistych drobiazgów oraz tablet, bez którego nigdzie się nie ruszała. Wolała wprawdzie pracować na laptopie, ale uznała go za zbędny balast. Jeśli sytuacja rozwinie się tak, że będzie musiała zostać w Strudze trochę dłużej, i tak będzie trzeba przyjechać do domu i pozałatwiać różne sprawy.

Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na mieszkanie, Regina wystawiła torbę na korytarz, wyjęła klucze i zamknęła drzwi. Schyliwszy się, złapała uszy bagażu, gdy naraz dobiegł ją męski głos, jak zawsze sztucznie przyjazny, przez co jeszcze bardziej przerażający.

– Dawno się nie widzieliśmy. Tęskniłaś?

– Wyszedłeś? – wyjąkała, wkładając cały wysiłek, by nie okazać strachu. Już w następnej chwili miała ochotę uderzyć się pięścią w usta. Głupiej już chyba nie można było zapytać. – Jak było pod celą? Trafiły ci się jakieś fajne chłopaki do miłości? – dodała natychmiast, chcąc za jednym zamachem zatrzeć tamto niewydarzone pytanie i jednocześnie trafić Marka w czuły punkt.

– Ty kurwo!

Zamachnął się pięścią, lecz cios chybił celu. Regina w ostatniej chwili odskoczyła, a dłoń trafiła w ścianę, kalecząc kostki o szorstki tynk.

– Jeśli jestem kurwą, to czemu od dziesięciu lat robisz wszystko, żeby się ze mną przespać? – Przesunęła się dwa kroki w stronę schodów. – Daj mi wreszcie spokój, bo pójdę na policję i szlag trafi ten twój warunek!

Po jego wyrazie twarzy poznała, że uderzyła celnie, zresztą nie było to trudne do wydedukowania. Marek dostał pięć lat, z czego odsiedział tylko trzy, a zatem musiał wyjść na warunkowe zwolnienie. Inna możliwość nie wchodziła w grę.

On chyba też zdał sobie sprawę z tego, że sytuacja jest dla niego niekorzystna, odsunął się bowiem i uniósł w górę ręce na znak kapitulacji.

– Sorry, siostrzyczko. – Ostatnie słowo wymówił z gryzącą ironią. – To było niepotrzebne. Ale musimy pogadać.

– Nie mamy o czym.

– O mieszkaniu – oświadczył, niezrażony jej chłodnym tonem i wskazał ręką drzwi, jakby chciał, by stało się oczywiste, które mieszkanie ma na myśli. – Ono jest moje.

– Czyżby?

Uniosła w górę brew w wyrazie wystudiowanego zdziwienia. Marek zaklął, doskoczył i chwycił ją za wolną rękę, ściskając mocno, boleśnie.

– Dziadkowie zawsze mówili, że to mi je zapiszą. Jest moje. I ty też jesteś moja! – Nie panował już nad sobą. Przycisnął Reginę do ściany i szarpnął zamek kurtki; drugą ręką chwycił dziewczynę za brodę i zasłonił jej usta. – Otwórz drzwi! – polecił, przyciskając tak mocno, że poczuła jego wzwód. Zawartość żołądka powędrowała jej do gardła. Z trudem przełknęła ślinę, nie chcąc dawać mu satysfakcji. Udała, że szuka kluczy w torebce, czekając sposobnej chwili.

Wziął to za dobrą monetę i uśmiechnął się z triumfem.

– Wreszcie będę cię miał, ty czarownico. Będę cię brał w nieskończoność, spuszczę się w każdy twój otwór, a potem zacznę od początku. A ty będziesz błagać o więcej.

Regina zamknęła klucze w pięści, uniosła rękę i uderzyła go w głowę. Stała za blisko, by cios mógł zrobić mu krzywdę, ale moment zaskoczenia wystarczył do osłabienia refleksu Marka i pozwolił na wyrwanie się z jego uścisku. Złapała torbę, lecz znowu znalazł się przy niej, zaciskając palce na jej ramieniu i wbijając jak szpony. W akcie desperacji wzięła solidny zamach. Torba nie ważyła zbyt wiele, ale jej ciężar wystarczył, by uderzony w głowę mężczyzna puścił ramię dziewczyny. Oszołomiony, zatoczył się na ścianę, dzięki czemu wyminęła go i pobiegła ku schodom. Miała nadzieje, że zdąży odjechać, zanim on oprzytomnieje i ponownie spróbuje ją zatrzymać.

Z torbą w ręce i torebką dyndającą na ramieniu wypadła z bloku i popędziła w stronę sąsiedniego budynku. Nie zatrzymała się przy nim, lecz pobiegła dalej. Po tym, jak trzy razy porysowano jej karoserię, wpadła na pomysł, by parkować samochód w pewnym oddaleniu od domu, i zwyczaj ten został jej do dziś, choć od tamtych wydarzeń minęły ponad trzy lata. Wrzucając torbę na tylne siedzenie, Regina, mimo rozdygotania i przemożnej chęci do płaczu, uśmiechnęła się złośliwie.

Marek wcale nie był tak inteligentny, jak to sobie wyobrażał, skoro dał się wówczas nabrać na ten prosty, niemal prymitywny wybieg. Tamte incydenty oczywiście zgłosiła na policję, wskazała też prawdopodobnego sprawcę, lecz rodzice dali Markowi alibi, twierdząc, że od powrotu z pracy aż do rana nie opuścił domu. Wobec tego policjant musiał go wyeliminować, a innych podejrzanych nie było. Sprawa kwalifikowała się do umorzenia, o czym sierżant poinformował poszkodowaną znużonym głosem, nie siląc się nawet na udawanie, że jest mu z tego powodu przykro.

– Dobrze, że nie zdążyła pani oddać wozu do lakiernika – stwierdził, czym wprawił ją w dobry humor. Jeszcze długo po jej wyjściu zastanawiał się, co takiego było w jego słowach, że dziewczyna nagle błysnęła słonecznym uśmiechem.

Tymczasem Regina właśnie wtedy uświadomiła sobie, że Marek, mimo wykształcenia i pozornej ogłady, jest zwyczajnym głupcem. Gdyby po pierwszym zniszczeniu samochodu odczekał tydzień lub dwa, zdążyłaby go wyremontować, a wówczas ponowny atak uderzyłby ją mocno po kieszeni. Ale on porysował auto trzy razy z rzędu, a gdy potem, już świeżo polakierowane, parkowała w pewnym oddaleniu od domu, nie wpadł na to i chyba po prostu sobie odpuścił.

– Pewnie wreszcie zatrybił, że w ten sposób mnie nie złamie – mruknęła, sadowiąc się za kierownicą.

Przekręciwszy kluczyk, wyjechała na osiedlową ulice. Mijając Marka, zmierzającego w stronę przystanku autobusowego, nie zdołała się powstrzymać. Zatrąbiła, a gdy spojrzał w jej stronę, pomachała mu wesoło. Parsknęła śmiechem, ujrzawszy, jak jego wargi układają się w słowa „ty kurwo”, i dodała gazu. Zaraz jednak posmutniała; tym razem jej się udało, lecz co będzie później?

Po dziesięciu minutach zostawiła za sobą Bielsko-Białą, mknąc do celu, znajdującego się przy granicy z Niemcami, i z każdym kilometrem narastało w niej pragnienie, by już nigdy nie wracać do tego miasta, w którym mieszkali rodzice, przez tyle lat ślepi na jej krzywdę, i człowiek, który powinien być opoką, a tymczasem był jej prześladowcą. Początkowo miała zamiar tylko odwiedzić babcię, ale w głowie powoli krystalizował się plan. Gdyby wypalił, raz na zawsze uwolniłaby się od prześladowcy, poczułaby się bezpieczna. Wiedziała, że nie zazna chwili spokoju, teraz, gdy Marek opuścił więzienne mury, że będzie musiała cały czas oglądać się przez ramię. Nie chciała i nie zamierzała tak żyć.

– Znowu uciekam – powiedziała głośno, lecz nie poczuła zawstydzenia.

Nie była tchórzem, po prostu zdawała sobie sprawę z własnych ograniczeń. Marek przewyższał ją siłą fizyczną, a nie znała żadnych sztuk walki, które mogłyby skompensować jej niedostatki. „Jeśli wiesz, że nie masz szans na wygraną, uciekaj”, mawiał jeden z jej szkolnych kolegów. Nigdy nie spytała, gdzie zdobył tę wiedzę, ale przyznała mu wtedy rację i wkrótce wykorzystała dobrą radę. Teraz również postanowiła tak zrobić.

Zostawiwszy za sobą Tuplice, Regina docisnęła pedał gazu. Droga była pusta i sucha, a widoczność doskonała. Słońce odbijało się w leżącym na przydrożnych polach śniegu, krzesząc srebrne iskierki. Zaparkowany pod mijanym niedawno sklepem radiowóz dawał niemal stuprocentową gwarancję, że na drodze nie czeka niespodzianka w postaci funkcjonariusza mierzącego z „suszarki” do przejeżdżających samochodów. Przyspieszyła, nie sądząc, by tutejszy komisariat czy posterunek dysponował flotą pojazdów składającą się z więcej niż trzech.

Przejechała Strugę, zanim zdążyła zareagować na głos nawigacji informujący, że miejsce docelowe znajduje się po prawej stronie. Dopiero wtedy zorientowała się, że wpisała w aplikację tylko miejscowość, bez sprecyzowania adresu. Uświadomiła sobie też, że te kilka domów, które przed chwilą mignęły po prawej i lewej stronie drogi, to właśnie Struga. Cała.

Zawróciła na pustej drodze i po chwili skręciła w lewo. Stojąc przed koniecznością wyboru kierunku, zawsze skręcała w lewo. Ten nawyk został jej z czasów, gdy namiętnie grywała w „komnatówki”. Zajechała pod najbliższy dom, wysiadła i poszła w stronę budynku gospodarczego, w którym przed chwilą zniknęła jakaś kobieta. Teraz znów pojawiła się na podwórzu i spojrzała z nieskrywaną ciekawością na nadchodzącą.

– Dzień dobry – przywitała się Regina, przywołując na twarz uśmiech, najbardziej ujmujący z całej kolekcji tych przeznaczonych dla klientów firmy zajmującej się grafiką komputerową i projektowaniem stron www, którym zazwyczaj przedstawiała się jako menadżer projektu. Fakt, że prócz niej w firmie nie pracował nikt inny, wolała zazwyczaj pomijać milczeniem.

– Dzień dobry – odpowiedziała kobieta przyjaźnie, odwzajemniając uśmiech. – Pani do mnie?

– Nie, chyba nie. Szukam domu Krystyny Lasek. Może się pani orie…

– To po drugiej stronie – przerwała jej, machnięciem ręki precyzując, o którą drugą stronę chodzi, po czym dorzuciła, jakby nie dowierzając zdolnościom Reginy do rozpoznania znaczenia wcześniejszego gestu: – Musi pani skręcić w stronę Tuplic, a zaraz potem w prawo, w taką wąską, polną drogę. Dom jest zaraz za laskiem.

Dziewczyna podziękowała i odeszła szybko, nie chcąc wdawać się w pogawędkę, widziała bowiem w oczach kobiety z trudem maskowaną ciekawość. Pojechała we wskazanym kierunku, lecz gdy na horyzoncie zamajaczył lasek, przystanęła. Bała się tego spotkania i teraz, gdy była już tak blisko celu, chciała je odwlec bodaj o kilka minut. Nie dało się przewidzieć, jak zostanie przyjęta.

Nie zważając na mróz, otworzyła okno i zapaliła papierosa, chcąc się nawdychać nikotyny na zapas, babcia bowiem mogła należeć do osób nietolerujących papierosowego dymu. Po chwili zauważyła, że zaczęło się ściemniać, doszła więc do wniosku, że nie może już dłużej zwlekać. Kto wie, czy nie przyjdzie jej jeszcze dzisiaj wracać do Bielska? Wrzuciła niedopałek do popielniczki, zamknęła okno i ruszyła wolno, obserwując z ciekawością okolicę. Trudno było stwierdzić, czy mijane pola są uprawne, czy może stanowią nieużytki, wszystko bowiem pokrywała cienka warstwa białego puchu. Śniegu było tu mało, znacznie mniej niż na Podbeskidziu. Zakrył płaskie pola i leciutko przyprószył gałęzie drzew.

– Gdzie ten dom? – mruknęła, gdyż według słów tamtej kobiety powinien stać zaraz za laskiem.

Widocznie ich definicja słowa „zaraz” znacznie się różniła, dom pojawił się bowiem dopiero, gdy przejechała jeszcze trzy kilometry. Nieduży, zbudowany z czerwonej cegły, otoczony brzozami, mający za sąsiedztwo wąski strumyk, skojarzył się Reginie z wymarzonym domkiem Ani Shirley. Niski płot pochylił się pod naporem wichrów i lat; huśtająca się na jednym zawiasie furtka zgrzytnęła przeraźliwie, gdy dziewczyna pchnęła ją i weszła na ścieżkę prowadzącą do drzwi. Nie zauważyła dzwonka, zapukała więc, zrazu delikatnie, potem znacznie mocniej. Już wyciągała rękę, by zapukać po raz trzeci, gdy usłyszała ciche kroki. Po chwili szczęknęła klamka, drzwi się uchyliły i w progu stanęła kobieta. Czas wyrył na jej twarzy głębokie zmarszczki, zamienił czerń warkoczy w biel, lecz sylwetka pozostała smukła, a plecy wyprostowane. Czarne oczy spoglądały z napięciem w twarz dziewczyny.

– Regina? – spytała kobieta niepewnie, zanim padły słowa powitania.

Dostrzegłszy skinienie głową, objęła wnuczkę i przycisnęła do piersi. Długo tak trwały, potem odsunęły się od siebie, jednakowo niepewne, jak zachować się w nowej dla nich obu sytuacji.

Regina pierwsza przerwała krępujące milczenie.

– Przeczytałam twój list i postanowiłam przyjechać – powiedziała, uznawszy, że musi wytłumaczyć powody tego nagłego najazdu.

Babcia pokiwała głową, a na jej twarzy pojawił się pozbawiony radości uśmiech.

– Rozumiem. Wejdź, dziecko. Pewnie jesteś głodna po podróży?

– Nie bardzo, w końcu to tylko trochę ponad czterysta kilometrów. Ale kawy to bym się napiła.

Babcia znów odpowiedziała uśmiechem, tym razem szczerym, rozświetlającym oczy wesołym blaskiem. Poprowadziła wnuczkę do kuchni, gdzie wskazała miejsce za stołem okrytym ceratowym obrusem w wesołą, żółtozieloną kratę.

– Jestem stara i przywiązana do tradycji – oznajmiła, stawiając czajnik na żeliwnej blasze kaflowego pieca. – Nigdy nie miałam salonu, a skoro całe życie obywałam się bez niego, to i na starość nie jest mi potrzebny. – Nie masz żadnego bagażu? – spytała nagle, a na jej twarzy odmalował się wyraz zawodu. Ten sam zawód dało się słyszeć w głosie, gdy zadała następne pytanie, zanim wnuczka zdążyła odpowiedzieć na pierwsze: – Masz zamiar zaraz wracać?

– Mam rzeczy w aucie. – Regina zauważyła w oczach babci błysk radości i zdecydowała się na szczerość: – Nie wiedziałam, czy będę tu mile widziana. Czy będę mogła zostać dłużej.

– A chcesz?

– Bardzo chcę.

Czajnik zagwizdał. Krystyna odwróciła się w stronę pieca i zajęła parzeniem kawy, a Regina w tym czasie rozglądała się po kuchni. Meble sprawiały wrażenie bardzo starych, podobnie stojące na piecu emaliowane garnki, ozdobione kwietnymi wzorami. Ale ściany lśniły nową farbą, w oknie wisiała śnieżnobiała firanka, a w domu nie wyczuwało się tego charakterystycznego zapachu, który unosił się w większości starych domów, zwłaszcza tych zamieszkałych przez starych ludzi.

Babcia postawiła na stole szklanki wypełnione po brzegi aromatyczną kawą, wyjęła z szafki miskę z kruchymi ciastkami, wyglądającymi na domowy wypiek, usiadła i wsypała do swojej szklanki trzy czubate łyżeczki cukru. Zauważywszy zdumienie wnuczki, roześmiała się głośno.

– Wiem, że to niezdrowo, ale co z tego? Myślisz, że przez to umrę zbyt młodo?

Na to Regina nie znalazła odpowiedzi, więc tylko odwzajemniła uśmiech i zamieszała kawę, likwidując kożuch. Potem podniosła szklankę do ust.

– Wyśmienita – pochwaliła. – Po drodze zatrzymałam się na kawę, ale to był błąd, bo zapłaciłam osiem zeta za coś, co smakowało jak gorące szczyny.

W czarnych oczach Krystyny zamigotały wesołe błyski.

– Nigdy nie piłam szczyn, więc wierzę ci na słowo.

Dziewczyna parsknęła śmiechem. Chciała coś powiedzieć, lecz babcia zrobiła to pierwsza, a jej słowa tak ją zaskoczyły, że zachłysnęła się i rozkaszlała, prychając na stół kropelkami kawy.

– Kiedy zmarła moja córka?

Babcia przeczekała atak kaszlu wnuczki, spokojnie przetarła ceratowy obrus i wpatrzyła się w dziewczynę, oczekując odpowiedzi. Regina pozbyła się wreszcie z tchawicy resztek płynu i spojrzała prosto w czarne oczy, tak podobne do jej własnych.

– Kto ci powiedział, że mama nie żyje? To jakieś szaleństwo, nie rozumiem…

– Nikt mi nie musiał nic mówić – przerwała jej babcia. – Powiedziałaś, że to ty przeczytałaś mój list, więc…

– Otwarłam go bez jej wiedzy. – Smagłe policzki Reginy jeszcze bardziej pociemniały pod wpływem rumieńca wstydu. – Wiem, że nie powinno się tak robić, ale byłam strasznie ciekawa, a wiedziałam, że ona nigdy mi nie powie, co jest w liście. O ile w ogóle by go przeczytała. Dlatego jej go nie oddałam. Od pewnego czasu nie utrzymuję kontaktów z rodzicami.

– Nie rozumiem – stwierdziła babcia bezradnie. – Z twoich słów wynika, że mieszkasz oddzielnie, ale ja wysłałam go do Heleny, na adres jej teściów. Dlaczego trafił do twoich rąk?

– Wyprowadziliśmy się od dziadków ponad dziesięć lat temu – wyjaśniła Regina. – Rodzice wybudowali dom. Dziadkowie zapisali mi to mieszkanie w testamencie, dlatego teraz ja tam mieszkam.

Krystyna pokiwała głową ze zrozumieniem i smutkiem jednocześnie.

– Mieszkanie w mieście pewnie jest sporo warte. Co innego leżące odłogiem grunty i poniemiecki dom. Lepiej nie licz na zbyt wiele.

W głosie zabrzmiała ironia podszyta smutkiem i Regina dopiero teraz zrozumiała, jak babcia odebrała jej nagłe pojawienie się w progu.

– Nie przyjechałam po żaden cholerny spadek! – wrzasnęła, oburzona posądzeniem. – Wiesz, gdzie mam twój majątek? Przyjechałam, bo chciałam cię odwiedzić, porozmawiać. Ciągle pamiętam tamto lato, kiedy opatrywałaś mi kolano, a ja się darłam wniebogłosy. Pamiętam smak ogórków zrywanych prosto z krzaka, czy jak tam się to nazywa. I smak wody z sokiem ze świeżo zerwanych wiśni. I bajki o dobrych wróżkach i złych czarownicach. Kiedy przeczytałam list, zatęskniłam do tamtych chwil. Opłakałam cię dawno temu, a tu los nagle dał mi jeszcze jedną szansę. Musiałam z niej skorzystać!

Krystyna milczała podczas tej przemowy i tylko co jakiś czas kręciła głową, jakby nie dowierzała słowom wnuczki.

– Jako dziecko byłaś zależna od rodziców, ale już od dawna jesteś dorosła. Nie mogliby powstrzymać cię od przyjazdu tutaj, gdybyś chciała mnie odwiedzić. Widocznie jednak nie chciałaś albo chciałaś nie dość mocno.

Regina nie zamierzała informować babci o kłamstwie, którym rodzice karmili ją od tylu lat. Nie chciała sprawiać starej kobiecie przykrości, a poznanie prawdy i tak nie miało już znaczenia. Nie odmieniłoby przeszłości. Lecz posądzenie, że nie odwiedzała babci z braku chęci, tak ją zabolało, że zapomniała o swoim postanowieniu.

– Masz rację – przyznała. W głosie wibrowała wściekłość. – Nie chciałam. Po co miałabym chcieć? Przecież ty nie żyłaś!

Wykrzyczawszy te słowa, oprzytomniała. Gniew minął nagle, zastąpiony zażenowaniem, i dziewczyna zasłoniła usta dłonią, jakby ten gest mógł sprawić, że czas się cofnie i będzie mogła zmienić brzmienie wypowiedzi. Ale czas się nie cofnął, a słowa padły, trafiając prosto w serce Krystyny.

– Tak ci powiedzieli? – bardziej stwierdziła, niż zapytała, a ujrzawszy niechętne skinienie, pokiwała głową ze smutkiem. – W pewnym sensie mieli rację – mruknęła, jakby do siebie. – Ja umarłam dla nich, a oni dla mnie.

– Dlaczego? Co się stało?

Regina wbiła w babcię zaciekawiony wzrok, lecz nie doczekała się odpowiedzi. Zamiast tego Krystyna wstała i poszła do sieni. Zrzuciła papcie i włożyła rozczłapane botki, nie trudząc się zaciąganiem zamków. Sięgnąwszy po wiszącą na haczyku kurtkę, spojrzała na wnuczkę i przywołała ją ruchem dłoni.

– Ubierz się, pójdziemy do stodoły.

Wyszła na podwórze, nie oglądając się. Dziewczyna pospieszyła za nią w biegu naciągając kurtkę. Sznurówki, których nie zdążyła zawiązać, wlokły się za nią, podskakując w rytmie kroków.

Widok domu z tej strony wyraźnie świadczył, że budynek lata świetności ma już za sobą. Przydałby mu się solidny remont, pomyślała Regina, patrząc na urwaną rynnę, popękane dachówki i ukruszone cegły. Łatwo bowiem było się domyślić, że babci nie stać na wielkie inwestycje. Ale nie ma tragedii, pocieszyła się natychmiast. Solidna niemiecka robota, skonkludowała. Dom ma ze sto lat, a wygląda lepiej niż bloki zbudowane czterdzieści lat temu.

Stodoła znajdowała się w dużo gorszym stanie. Drewniane wrota częściowo spróchniały, odsłaniając puste wnętrze, na samym środku szczyt dachu mocno opadł, tworząc coś na kształt paraboli. Widać było, że o ten budynek dawno nikt nie dbał.

Krystyna przesunęła skobel i pchnęła wrota, które rozwarły się ze zgrzytem dawno nieoliwionych zawiasów.

– Nie używam stodoły od czasu, gdy wydzierżawiłam sąsiadowi pola – wyjaśniła, widząc, że wnuczka wodzi wokół zdumionym wzrokiem. – Nie jest mi potrzebna, a on ma swoją, więc nie było sensu ładować pieniędzy w remont. Wejdźmy.

Wnętrze świeciło pustkami, tylko w jednym rogu stała jakaś pordzewiała maszyna z długimi zębami, w której Regina domyśliła się urządzenia do spulchniania gleby. Krystyna przesunęła po niej wzrokiem i zapatrzyła się w drugi kąt, oddzielony od reszty pomieszczenia barierką z dwóch żerdzi. W podłodze widniał rowek do odprowadzania wilgoci. Dziewczyna nagle przypomniała sobie wystającą na zewnątrz rurę, z której do zbiornika na obornik kapała cuchnąca ciecz.

– Tu było miejsce dla krowy, prawda?

Krystyna zwróciła się ku niej z uśmiechem.

– Jednak nie wszystko zapomniałaś. Uwielbiałaś tu przesiadywać, choć oni ci zabraniali, bo zawsze wracałaś do domu brudna jak nieboskie stworzenie i śmierdząca oborą.

– To dlatego przestaliśmy tu przyjeżdżać? – Regina chwyciła pomarszczoną dłoń babci, gdy nagle w głowie pojawił się pewien obraz. – Pamiętam jakąś awanturę. Ojciec na ciebie krzyczał, a mama jak zwykle popłakiwała, nie odzywając się ani słowem. Machał ci rękami przed twarzą, ale ty się go nie bałaś. Nazwałaś go zasrańcem! – zawołała ze śmiechem, który zaraz zamarł. – Kazałaś mu się wynosić razem z tym małym diabłem – dorzuciła już szeptem.

Krystyna wolno skinęła głową, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w róg pomieszczenia.

– Tu się to wszystko zaczęło – powiedziała cicho, jakby do siebie. – I tu się skończyło, kiedy ten… – zmełła w ustach jakieś słowo – wymordował kotki, które ty uwielbiałaś. Kazałam im się wynosić. Im, nie tobie – podkreśliła, patrząc na wnuczkę z napięciem.

– A oni cię uśmiercili, żebym przestała jęczeć, że chcę do babci – domyśliła się Regina. – Kto wymordował kotki? Mój brat?

Wymówiła ostatnie słowo ze źle skrywaną odrazą. Starsza kobieta rzuciła jej szybkie spojrzenie i pokręciła głową.

– Nie. To znaczy tak, zrobił to Marek, ale on nie jest twoim bratem.

Regina zaniemówiła. Słyszała to od niego wiele razy, kiedy ukradkiem ocierał się o nią, lub dotykał jej w sposób, w jaki brat nigdy nie powinien dotykać siostry. Albo kiedy w nocy onanizował się w jej obecności, wymawiając przy tym jej imię.

Wiedziała, że miał już cztery lata, gdy rodzice wzięli ślub, ale mama tłumaczyła to różnymi trudnościami. Jakimi, tego nigdy bliżej nie sprecyzowała, a córka nie wnikała, gdyż właściwie niespecjalnie ją to obchodziło. Teraz doszła do wniosku, że popełniła błąd.

– W takim razie kim on jest? I dlaczego rodzice mnie okłamali? Ty wiesz?

Podobnie jak przedtem, w domu, zamiast odpowiedzieć, Krystyna poszła do wyjścia, więc dziewczyna niechętnie podreptała za nią. Babcia nie wyszła jednak ze stodoły, lecz podeszła do spróchniałej drabiny prowadzącej na stryszek.

– Tu się to zaczęło – powiedziała, kierując niewidzący wzrok na wnuczkę. – Hela zrzucała stamtąd siano, kiedy on wszedł do środka. Twój ojciec – uściśliła. – Szukał jakiegoś kolegi z wojska, ale zamiast niego znalazł ją. Moją Helenkę. Miała zaledwie osiemnaście lat i nie znała życia. Kiedyś dziewczęta ze wsi nie były tak śmiałe. Ale i tak z nim poszła.

Krystyna otrząsnęła się na tamto wspomnienie…

Zwabił ją dochodzący ze stodoły śmiech. Poszła tam, ciekawa, któż to odwiedził Helenkę i przy tym wywołał taką wesołość. Córka była poważną dziewczyną, w dodatku samotnicą, przedkładającą dobrą książkę nad towarzystwo rówieśników, dlatego koleżanki rzadko ją odwiedzały. Zaintrygowana Krystyna pchnęła wrota stodoły.

Mężczyzna trzymający w objęciach jej córkę był ubrany po miejsku. Wysoki, postawny, całował właśnie Helenkę tak, jakby miał do tego prawo, a ona najwyraźniej nie zamierzała protestować, skoro zarzuciła mu ręce na szyję. Gdy jego ręka przesunęła się z pleców na pierś, Krystyna poczuła krew napływającą do twarzy.

– Helka!

Całująca się para zamarła w bezruchu, potem Helena gwałtownie wyzwoliła się z objęć i spojrzała na matkę, nerwowo mnąc skraj bluzki przy rozchełstanym dekolcie. Mężczyzna odwrócił się w stronę Krystyny i mogła teraz stwierdzić, że jest bardzo przystojny, lecz starszy od Heleny o co najmniej dziesięć lat. A może to tylko złudzenie, wywołane nobliwym garniturem?

– Kim pan jest i co tu robi?

– Wszedłem, żeby zapytać o drogę, i nawet nie podejrzewałem, że w starej stodole napotkam miłość mojego życia.

Pod wpływem jawnego pożądania w jego wzroku Helena pokraśniała i odpowiedziała mu spojrzeniem pełnym zachwytu. Ale Krystyna zachwytu nie czuła. Słowa mężczyzny wydały jej się zbyt egzaltowane, prócz tego wyczuła w głosie fałszywą nutę. Coś tu było nie tak. Na oszustów miała wyjątkowo wyczulone ucho, wszak za takiego właśnie kiedyś wyszła. Też prawił słodkie słówka i całował do utraty tchu, a potem zostawił samą, w ciąży i bez pieniędzy, pędząc za następną miłością. Nie dość, że nie miała od niego żadnej pomocy, to jeszcze przysporzył jej kłopotów, wziąwszy potajemnie pożyczkę, którą potem musiała spłacać. Gdy wreszcie sędzia ogłosił koniec ich małżeństwa, poczuła się szczęśliwsza niż wtedy, gdy wychodziła za mąż. Dlatego teraz nie uwierzyła słowom nieznajomego.

– Na Skrzetuskiego pan nie wygląda, a z niej żadna kniaziówna, chociaż też Helena – warknęła, ujrzawszy, że chwycił Helkę za rękę i przyciągnął do siebie, a ona popatrzyła mu w oczy z oddaniem pokornego cielęcia.

– Nazywam się Tomasz Izbicki – przedstawił się z wymuszonym uśmiechem. – Mieszkam w Bielsku-Białej, pracuję we fiacie jako kierownik odcinka. Jestem poważnym człowiekiem, nie żadnym podrywaczem. Ale… – Urwał, usłyszawszy pogardliwe prychnięcie, i zacisnął szczęki, co nadało przystojnej twarzy wyraz brutalności. Zaraz jednak znów przywołał uśmiech, chyba się nie domyślając, jak nieszczery. – Pani nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia?

Chciała zaprzeczyć, gdy pamięć znów podsunęła wspomnienie jej własnych losów, i tylko bezradnie potrząsnęła głową…

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: