Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wszystkie szaleństwa Anglików - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystkie szaleństwa Anglików - ebook

Dlaczego Anglicy zagłosowali tak szaleńczo za Brexitem? Jak udało im się zbudować a potem rozmontować imperium? Skąd bierze się ich ksenofobia i poczucie wyższości? Jak godzą konserwatyzm z liberalizmem i chłód z seksoholizmem?

Dlaczego to właśnie Anglicy wymyślili komputer, odkurzacz i termos? Kim był „książę kopacz”? Kto zaprojektował pistolet na osy? Kto rządził nago w Indonezji? Jak zabawiali się arystokraci w klubach Soho i posiadłości Cliveden? Na co jeździ ekologiczny samochód księcia Karola i ile kochanek miał jego ojciec książę Filip?

Marek Rybarczyk, były korespondent w Londynie i dziennikarz BBC odsłania zakamarki szalonej angielskiej duszy i wartko kreśli dzieje wyspiarskiego ekscentryzmu - od epoki kultu wolności w XVIII wieku po lata 60. XX wieku.

Książka pełna anegdot i koloru, ale także poważnej refleksji nad tajemnicami narodowego charakteru Anglików, szalonych lat sześćdziesiątych oraz współczesnej nam epoki Monty Pythona, księżnej Diany, Jimmiego Savile'a i Brexitu.

Kategoria: Publicystyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-654-1125-9
Rozmiar pliku: 3,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZAMIAST WSTĘPU

Tę książkę pisałem prawie dwadzieścia pięć lat. Jedenaście z nich spędziłem w Londynie. Angielski świat, od pierwszego dnia pobytu w lipcu 1992 r. wydał mi się dziwaczny, zaskakujący swoją innością: dwa krany w łazience, wielkie wtyczki elektryczne, dziwne różnokolorowe rachunki. I milion innych rzeczy.

Koledzy z BBC znający kraj ostrzegali mnie: nie śmiej się z Anglików – wszystko, co wymyślili, ma jakiś sens. Ciepła i zimna woda oddzielone, by uniknąć zarazy (i korki w umywalkach, by oszczędzać ciepłą przy myciu rąk). Wielkie wtyczki, by dzieci uniknęły porażenia (Anglicy chyba boją się elektryczności bardziej niż inni Europejczycy). Różnobarwne rachunki to też praktyczny wynalazek – w końcu wiadomo, że nikt nie płaci ich od razu, ale czerwony kolor może już oznaczać poważniejsze kłopoty.

Anglia była dla mnie krainą dziwacznych tradycji, instytucji i antycznych urządzeń. W metrze Central Line wciąż jeździli strażnicy. Przed hotelami stali boye w smokingach. Na szczycie tej piramidy historycznych klamotów wciąż siedzi starsza Pani. Co roku w Boże Narodzenie wygłasza pogadanki z pałacu, ale głównie zajmuje się machaniem do tłumów i opieką na stadkiem rozwydrzonych piesków corgi.

Ostatecznie, pal sześć krany i czerwone budki telefoniczne, a nawet piękne żeliwne skrzynki na listy z herbem królowej! Bądźmy szczerzy: cały ten zastygły świat nie byłby aż tak frapujący, gdyby Wyspiarze nie cierpieli na liberalnego bzika. Polega on na szaleńczym kulcie wolności i prywatności, a zatem także na bezgranicznej tolerancji dla ekscentryków.

W jakim innym kraju następca tronu – książę Karol – mógłby bezkarnie radzić poddanym, by rozmawiali z roślinami? Gdzie, jak nie w Anglii, burmistrzem 8-milionowego miasta, a od niedawna szefem dyplomacji, mógłby zostać Boris Johnson, kontrowersyjny dziennikarz z przydługą czupryną i niewyparzoną gębą? Gdzie indziej, jak nie na Wyspach, znana projektantka mody Vivienne Westwood mogłaby tytuł szlachecki od królowej odbierać w sukience, ale bez majtek?

Tylko „na poddaszu Europy”, gdzie ekscentryzm zagnieździł się już w końcu XVIII w. I wcale nie zamierza się stamtąd wynieść.

Polacy – podobnie jak inne narody kontynentalnej Europy – lubią postrzegać Anglików jako zimne typy: wyrachowanych i na dystans, bezwzględnych i pragmatycznych. Tacy są, ale tylko w swojej „niemieckiej” połowie.

Druga, równie ważna część ich duszy, jest trochę szalona: hiszpańska – nie na darmo kiedyś w Anglii mieszkali Celtowie – ale przede wszystkim francuska, bo w końcu przez wiele stuleci oba kraje miały jedną elitę. Anglicy są „francuscy”. Kochają sztukę, szaleją za zwierzętami domowymi i jeżdżą oglądać występy zniewieściałych tancerzy morris dance (to ich taniec narodowy). Potrafią pić na umór, a czasem robią idiotyczne błędy jako naród (zbyt pospieszne przystąpienie do I wojny światowej, Brexit).

Przede wszystkim jednak – co w nich kocham – uważają, że każdy ma prawo do świętego spokoju od państwa i innych ludzi. Ma prawo do wolności.

Z biegiem lat ta kreatywna część angielskiej duszy stała się moją nieuświadomioną pasją. Zwiedzałem kolejne pałace z labiryntami w ogrodach i portretami ekscentrycznych arystokratów, śledziłem kolejne przedziwne zwyczaje (konkursy toczenia sera z góry) i poznawałem kolejne niezwykłe wynalazki (można słusznie odnieść wrażenie, że to Anglicy wymyślili pół świata, w którym żyjemy). Tak zaczął kiełkować pomysł książki „Wszystkie szaleństwa Anglików”.

Kiedy przygotowując teksty do „Focusa” i „Newsweeka” dowiedziałem się, że słynny lingwista, autor pierwszego słownika angielskiego, Samuel Johnson, turlał się dla zabawy z pagórków i kolekcjonował skórki od pomarańczy, właściwie nie miałem już wyboru.

Potem przeczytałem w angielskim „The Gentelman’s Magazine” z XVIII wieku (oczywiście jako porządny Brytyjczyk prenumeruję) o niezwykłej kuracji pewnego arystokraty. Otóż John Burton, współczesny Johnsonowi, leczył się, unikając kontaktu z powietrzem, a autor artykułu argumentował, że państwu ani społeczeństwu nie wolno ograniczać jego wolności. Klamka zapadła, kiedy przeczytałem fragment eseju słynnego filozofa, Johna Stewarta Milla, który pisał w połowie XIX wieku, że dziwacy są solą angielskiej ziemi.

Ta książka nie jest wyliczanką tysiąca ekscentrycznych postaci i zachowań Wyspiarzy. To raczej próba odpowiedzi, dlaczego właśnie to oni – a nie na przykład postępowi Francuzi i Niemcy – tak bardzo szanują indywidualizm jednostki? Dlaczego potrafią z siebie kpić i zachować do wszystkiego zdrowy dystans?

By udzielić tych odpowiedzi, trzeba sięgnąć do historii.

Anglicy w niepamiętnych czasach zaczęli być odmienni od reszty Europy i bardzo dawno przestali dreptać nabożnie za swoimi biskupami (pamiętacie Henryka VIII?). Ale eksplozja wolności (a za nią kult ekscentryzmu) rozwija się w XVIII wieku. Wtedy też rozpoczniemy podróż przez historię Anglii.

Mogę zapewnić, że nie będzie naszpikowana tysiącem faktów i nazwisk. Taki niestrawny historyczny bigos zamula tylko głowę czytelnika. Mnie zawsze imponowali ci brytyjscy autorzy, którym udaje się historię przybliżać i wyjaśniać. Nawet kosztem koniecznych uproszczeń.

Zaraz pojawia się drugie, kluczowe pytanie: Co ten kult ekscentryzmu dał Anglikom? Szybko okazuje się, że trudno przecenić dobrodziejstwa liberalnej wolności. Przydała się przy budowie imperium, pozwoliła rozkręcić rewolucję przemysłową i zaludniła Anglię tuzinami wybitnych wynalazców. Historia wpływu tego ekscentryzmu na dzieje, jest moim zdaniem fascynująca i do tej pory w Polsce nieopowiedziana. Tyle tylko, że angielski charakter pełen sprzeczności nie ustrzegł się przed pychą.

Poczucie, że są „narodem wybranym” i przekonanie o potędze, pchnęło Anglików do szaleństwa wojny w 1914 r. (w której wcale nie musieli brać udziału, przynajmniej od razu).

Oryginałów Anglicy mieli także w wieku XX. Jednym z nich był premier Winston Churchill. To dzięki ekscentrycznym naukowcom, których promował, Anglicy zdołali wygrać II wojnę światową.

Wreszcie, nie unikniemy najnowszego angielskiego szaleństwa – Brexitu. Decyzja o wyjściu z Unii jest wynikiem ksenofobicznej wysypki. Napływ imigrantów obudził angielskie upiory – niechęć do cudzoziemców, poczucie wyższości i swoistą cywilizacyjną mizantropię. To przesądziło o wyniku historycznego referendum w czerwcu 2016 r. Do tego doszła pycha, poczucie, że angielski przemysł (dziś w istocie rachityczny) jest tak silny, że da sobie radę bez rynków Unii.

To kolejne angielskie szaleństwo. Ostrzegałem przed nim już dwa lata wcześniej w moich reportażach. Brytyjska psyche nagle znowu cofnęła się do czasów napoleońskich. Odczuwałem ten regres podczas rozmów z Anglikami w Bostonie, mieście na północy Anglii, najbardziej dotkniętym „inwazją” imigrantów (w większości Polaków).

Warto więc także odsłonić zakamarki wyspiarskiej duszy zatrute od wieków fałszywym poczuciem wyższości. Z jednej strony Anglicy byli przekonani o swojej misji dziejowej. Z drugiej – nie przeszkadzało to Wyspom wchłaniać jak gąbka imigrantów, by dzięki ich umysłom i mięśniom budować własną potęgę. Tyle tylko, że co jakiś czas skręcały Wyspiarzy konwulsje ksenofobii i poczucie zagrożenia. Szukałem zatem odpowiedzi na kluczowe pytanie: skąd wzięła się historyczna decyzja o Brexicie?

Wolność ma zawsze cenę. Wśród „angielskich szaleństw” jest wiele takich, które trudno podziwiać. Choćby dość powszechny obyczaj picia na umór (binge drinking), zdaniem niektórych, np. pisarza Martina Amisa wręcz klucz do angielskiej psyche – smutnego narodu, który stracił imperium.

Są też inne, kompletnie już mroczne aspekty angielskiej duszy, choćby akty pedofilii (zbrodnie słynnego prezentera muzycznego Jimmy’ego Saville’a i liczne szajki pedofilskie składające się z polityków i celebrytów). Jest też niezwykły sentymentalizm widoczny np. w histerii po śmierci Diany. Anglicy trzymają w komodach i na strychu tysiąc „szaleństw”. Na opisanie wszystkich, nie starczy tu miejsca. Trzeba je pozostawić na kolorowe anegdoty i rozmowy z ekscentrykami.

Jednego z ostatnich wielkich ekscentryków XX wieku, szalonego Kapitana Beany, miałem okazję odwiedzić w Walii. Z innymi robiłem wywiady wcześniej, jeszcze innych poznałem dzięki bogatej w Anglii literaturze przedmiotu. Niektóre z tych postaci są zupełnie niesamowite. Choćby ojciec Roly Bain.

Ten niezwykły ekscentryk, pastor, zmarł w sierpniu 2016 r. na raka. O jego śmierci, w wieku 62 lat, poinformował w dużym tekście na całą stronę nawet prestiżowy „The Economist”. Przez ostatnie 25 lat Bain rozpoczynał swoje nabożeństwa w stroju klauna, z czerwonymi znakami krzyża na policzkach i w butach z bąblami z przodu (uwielbiali na nie stawać w kościele mali chłopcy!). Kiedy tak ubrany wjeżdżał do kościoła na monocyklu i rozpoczynał od słów: „Pobawmy się” (czyli Let’s play zamiast Let’s pray – Pomódlmy się) mógł być pewny, że żadne z dzieci nie przestanie go słuchać z uwagą. Roly’ego Baina uwielbiali także dorośli parafianie.

Obowiązkową częścią wszystkich jego niezwykłych nabożeństw (jeździł z nimi po całym świecie anglosaskim, od Australii po Kanadę) były zwykłe, pocieszne wygłupy. Bain uważał jednak, że zbliżają do Boga lepiej od drętwego czytania Ksiąg. Bo świętość to także dystans do świata i luz. Od nich zaczyna się miłość bliźniego.

Co ciekawe i bardzo angielskie, podróże i happeningi Baina współfinansowała brytyjska grupa Faith and Foolishness (Wiara i wygłupy). W jakim innym kraju świata działają, jak najbardziej poważnie, tego typu stowarzyszenia? Na pewno nie w tych, gdzie wiara to nadęty rytuał.

Ekscentryzm Anglików nie jest tematem nowym. Jest wręcz jednym z „przemysłów” Wielkiej Brytanii. Pisał o nim w „The English Eccentric” Henry Hemming – tej książce i jej autorowi zawdzięczam bardzo wiele, odwołując się do niej w wielu miejscach. Tak jak podobnej książce Johna Timpsona.

Kilkuset największych dziwaków Wysp opisał skrupulatnie w serii bestsellerów (m.in. „Eccentric Britain” i „Eccentric London”) Benedict Le Vay, największy ekspert w tej dziecinie, z którym odbyłem kilka rozmów. O inności i meandrach angielskiej duszy pisał ciekawie także Jeremy Paxman – kilka jego książek (m.in. „Anglicy. Opis Przypadku” oraz „Empire”) było dla mnie fascynujących. Sięgałem także do historii współczesnej Anglii Andrew Marra.

Nie da się opisać całej odmienności Anglii. Podjąłem tylko krótką, nieskromną próbę opisania ostatnich trzech wieków zawirowań angielskiej duszy. Czytelnik oceni, na ile udaną.

Autor

PS. Na koniec konieczne zastrzeżenie. Czytacie Państwo już we wstępie: Anglia, Anglicy i angielski. To oczywiście niepoprawność polityczna, a nawet częściowo błąd. Jak jednak pisał w swojej „Historii Anglików” Paul Johnson oraz prof. Norman Davies we wstępie do swojej „Historii Wysp”, dominacja narodu na południu wyspy może uprawniać do rozszerzonego użycia terminu Anglia. Dlatego „Anglicy” wyparli w dużej części, także z tej książki, ciężkawe i przydługie słowa: Wielka Brytania, Brytyjczycy i brytyjski. Choć nikt nic nie ujmuje Walijczykom i Szkotom.

Bronić mógłbym się też dowcipnym fragmentem „How not to be an Alien” George’a Mikesa: „Kiedy ludzie mówią Anglia, czasami mają na myśli Wielką Brytanię, czasami Zjednoczone Królestwo, czasami Wyspy Brytyjskie – ale nigdy Anglię”.

Poseł do Izby Gmin pułkownik Charles de Laet Waldo Sibthorp to jeden z największych angielskich ksenofobów XIX wieku. Oprócz cudzoziemców nienawidził także lokomotyw i kolei.Rozdział I

JOHN BULL I SZALEŃSTWO BREXITU

„Oto prawdziwe znaczenie słowa izolacja: to mentalność wyspiarskiego narodu pragnącego, by jego granicą pozostało morze. Ta izolacja to nić wszyta od zarania dziejów w tkaninę brytyjskiej historii”.

Paul Johnson, autor „Historii Anglików”, historyk i dziennikarz

Pułkownik Charles de Laet Waldo Sibthorp nienawidził lokomotyw. Jego zajadła kampania sprawiła, że na początku XIX wieku Lincoln ominęła pierwsza nitka Great Northern Railway. Bardziej niż kolei nie lubił cudzoziemców.

„Trzeba by dziewięćdziesięciu dziewięciu obcokrajowców, by stworzyć jednego dobrego Anglika” – oświadczył pewnego dnia mieszczanom Lincoln. Słuchali go chętnie. W 1826 r. wybrali na posła do Izby Gmin – trochę z uwagi na jego ekscentryzm, a trochę na ksenofobię. I tak zostało, na trzydzieści lat.

Sibthorp aż do śmierci w 1855 r. nie zawiódł ksenofobów. Rok po roku wygłaszał skandaliczne – nawet jak na owe czasy – przemówienia. Pomstował w Izbie Gmin na wszystkich i na wszystko. Zgłaszał bajeczne projekty ustaw. Popierał je sam. Reszta głosowała przeciw. Zapis jego wystąpień przerywa ujęte w nawiasy słowo „laughter” (śmiech).

Główną fobię Sibthorpa stanowili cudzoziemcy. Bał się, że na Wystawę Światową do Londynu zjadą tabuny francuskich i niemieckich szpiegów. Pułkownik ośmielił się wyszydzać nawet entuzjastę wystawy, męża Wiktorii, księcia Alberta (Niemca jak się patrzy z rodu Saxe-Coburg-Gotha). Monarchini poprzysięgła, że póki żyje, jej noga nie postanie w okręgu posła Sibthorpa.

Zdaniem jednego z komentatorów, Sibthorp „ustanowił standard reakcjonizmu, nacjonalizmu i ksenofobii, nieznany w historii parlamentaryzmu”. Rubaszna ksenofobia pułkownika z Lincoln nie była jednak wcale czymś dziwnym czy niespotykanym w historii Anglii. Przyczyną jest pewna starannie ukrywana wyspiarska choroba. Polacy (niektórzy) myślą, że jesteśmy narodem wybranym. Warto sobie uświadomić, że tę przypadłość dzielimy z paroma innymi nacjami, także z Anglikami!

Niektórzy Anglicy już od Henryka VIII zaczęli uważać swój naród za powołany do realizacji dzieła bożego. Ich kraj był dla nich pępkiem świata.

W XIV wieku pewien Wenecjanin zauważył, że Wyspiarze nie widzą poza sobą „żadnego innego świata”. W 1552 r. włoski medyk podczas wizyty w Londynie skonstatował, że zdaniem Anglików „przeciętny obcokrajowiec jest istotą nędzną i żałosną, co najwyżej półczłowiekiem”.

W końcu XVI wieku niemiecki autor nie miał wątpliwości. Jego zdaniem Anglicy to naród arogantów: „Nie interesują się cudzoziemcami, ale z nich szydzą” – pisze Niemiec w pamiętnikach. Holenderski kupiec Emanuel van Meteren przebywający w Anglii stwierdził, że tubylcy „pogardzają obcokrajowcami”.

Małpa na sznurku

Geografia kształtuje narodową tożsamość. Jeden ze słynnych profesorów rozpoczynał serię wykładów o historii Anglii od słów: „Panowie, Anglia jest wyspą!” Niektórzy nieproszeni przybysze przekonali się na własnej skórze, że izolacjonizm i ksenofobia to cechy, których wielu Anglików uczyło się w domu i w szkole.

Na początku XIX wieku, w epoce wojen napoleońskich Wyspiarze żyli w panicznym strachu przed morską inwazją. Na plaży i z klifów wypatrywali francuskich szpiegów. Związana jest z tym niezwykła historia.

Jak głosi lokalna opowieść, nieopodal wybrzeża koło Hartlepool rozbija się francuski statek. Kiedy, nie wiemy dokładnie. W 1805 a może 1807 r. Okręt tonie na oczach zebranej gawiedzi. Morze wyrzuca na brzeg dziwne przedmioty, ale także malutkie stworzenie we francuskim mundurze. To małpka!

Gapie próbują z nią rozmawiać, zadają pytania. Zwierzątko nie odpowiada. Nie rozumie. Wtedy ktoś rzuca, że nie można być pewnym czy to oby nie zakamuflowany szpieg. Chwilę potem z tłumu rozlegają się głosy: O tak, to na pewno szpieg!

Małpkę prowadzą na rynek miasteczka. Tam odbywa się „proces”. Nowe pytania i znowu milczenie. Zapada wyrok – kara śmierci. Za szubienicę służy maszt pobliskiej rybackiej łodzi.

Annały historyczne nie notują, by koło Hartlepool rzeczywiście rozbił się jakiś statek. Opowieść o małpce jest zapewne zwykłą bujdą. Legenda zaczęła już żyć własnym życiem. Małpka jest dziś maskotką zaniedbanego miasta. Małpki wiszą w pubach na sznurku, pojawiają się na meczach lokalnej drużyny futbolowej. Można to uznać za zabawne, ale także mało sympatyczne: w końcu był to akt likwidacji obcokrajowca i samosądu.

Tym bardziej, że historia z Hartlepool może mieć drugie, przerażające dno. Ofiarą gawiedzi być może nie padła małpka tylko francuski chłopczyk, czyli okrętowy majtek (chłopców służących na okrętach nazywano po angielsku „powder-monkey”), a legenda zmieniła nieco historię, by była bardziej strawna.

Fakt faktem, że 23 czerwca 2016 r. pogrążone w ekonomicznej depresji Hartlepool, jak jeden mąż zagłosowało za wyjściem z Unii Europejskiej. Takie miejscowości mają bogate tradycje ksenofobii. Dziś, jesienią 2016 r. Anglia brodzi w niej po pas. Do niedawna mówiono o tym rzadko – nie wypadało. Dziś po Brexicie okazuje się, że jak najbardziej wypada.

Nie przypadkiem były liberalny poseł Graham Watson rzucił dwa, trzy lata temu, że uczucia antyeuropejskie w Anglii są najsilniejsze od czasów wojen napoleońskich. Demonstrujący na rzecz nacjonalistycznej partii UKIP (United Kingdom Independence Party, Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa) lubią się przebierać za grubasa Johna Bulla. To rzekomo typowy Anglik – choleryczny i grubiański, ale prostolinijny i prawy. Bull łypie niechętnie na cudzoziemców. Kiedy jest w dobrym humorze, robi im docinki. Wkurzony potrafi się do nich odnosić z ledwo ukrywaną wzgardą. Postać Bulla stworzył szkocki pisarz John Arbuthnot w 1712 r. i do dziś jest wszechobecna w brytyjskich karykaturach.

Metamorfozy Mr Bulla

Zaczęło się już pod koniec XVIII wieku. Rysownicy przeciwstawiali Bulla francuskim wymoczkom, szczupłym, wykrętnym fanatykom obsługującym ociekającą krwią gilotynę francuskiej rewolucji. W czasach wiktoriańskich Mr Bull (niczym Mr Hyde) przeżył metamorfozę. Był przede wszystkim rozważnym i powściągliwym pragmatykiem.

Nadal jednak nie ukrywał, że Anglia jest najwspanialszym krajem świata, a cudzoziemcy to w większości banda popaprańców, którzy nie dorośli do prawdziwej cywilizacji. Poglądy Bulla podzielał z pewnością nie tylko jego pies, którego trzymał u nogi: wielki buldog, często w ubranku w kolorach brytyjskiej flagi.

„Buldogiem” Anglików były od XVIII stulecia okręty wojenne, setki potężnych wyposażonych w działa kanonierek, które kontrolowały morza Europy i całego świata (w XIX wieku ich potężne działa stanowiły ekwiwalent amerykańskich rakiet Cruise). Dziś brytyjska armia nie jest już światową potęgą. W środku duszy wielu Brytyjczyków, szczególnie Anglików, tkwi jak zadra, anachroniczne poczucie wyższości: obraz ksenofobicznego Bulla, z którego mogą się śmiać, ale gdzieś po cichu podzielają wiele z jego uprzedzeń.

SZALEŃSTWO PO DIANIE
W niedzielę rano, 31 sierpnia 1997 r. Brytyjczycy przeżyli wstrząs. Wraz z nimi smucił się cały świat: w wypadku samochodowym zginęła młoda, piękna kobieta, matka, do tego księżna. Premier Tony Blair nazwał ją kilka godzin po śmierci „ludową księżniczką”, media „królową serc”. Londyńczycy usłali kobiercem kwiatów wejście do jej pałacu.
Anglicy czuli głęboki żal z powodu śmierci księżnej Walii, choć jeszcze tak niedawno wywoływała ich oburzenie kolejnymi romansami i ustawkami z paparazzi. Wielka Brytania była w żałobie. Nieznajomi rozmawiali na ulicach, publicznie płakali. Zdaniem socjologów śmierć Diany przypomniała w dobie pokoju o kruchości ludzkiego życia. Tak naprawdę, do dziś nikt nie zrozumiał istoty tego szaleństwa Anglików (rok później minęło, jak ręką odjął). Diana została świecką świętą społeczeństwa religijnych agnostyków.

Do niedawna w piórka Johna Bulla stroił się lider UKIP, Nigel Farage, populista, nacjonalista i ksenofob (obecnie pobiera nadal kasę jako europoseł, ale nie stoi już na czele partii).

„Wrogość wobec obcokrajowców zawsze stanowiła jedną z najgłębiej zakorzenionych cech narodowego charakteru Brytyjczyków” – pisze Paul Johnson w „Historii Anglików” („Offshore Islanders”). Ta ksenofobia to „siła drzemiąca w najszerszych masach, którą udaje się trzymać w ryzach (jeśli w ogóle się udaje) jedynie dzięki najostrzejszej dyscyplinie zaprowadzonej wbrew woli społeczeństwa.” Prorocze słowa.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: