Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wszystko w naszych rękach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystko w naszych rękach - ebook

Pozycja obowiązkowa dla wszystkich kibiców na Mistrzostwa Europy w Piłce Ręcznej 2016!
Reprezentacja Polski dopiero co zdobyła brązowy medal w mistrzostwach świata, i szykuje się do kolejnego triumfu. Michael Biegler, niemiecki trener polskich szczypiornistów właśnie wybiera skład drużyny na zawody. W drugiej połowie stycznie 2016 w Polsce odbędą się mistrzostwa w piłce ręcznej.
Fascynująca książka o historii piłki ręcznej w Polsce, sylwetki zawodników, najważniejsze wydarzenia i sukcesy, statystyki i rozważania o przyszłości tego sportu.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3215-6
Rozmiar pliku: 7,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp Szczypiorniak, czyli początki w jedenastu

Prosta gra, która wzbudza ogromne emocje. Piłkę o obwodzie 58–60 centymetrów, ważącą 425–475 gramów, trzeba wrzucić do strzeżonej przez rywala bramki, szerokiej na trzy metry i wysokiej na dwa. Bez kozłowania można wykonać z piłką najwyżej trzy kroki! Na boisku o wymiarach 40 na 20 metrów walczą dwie drużyny w siedmioosobowych składach. W zespole mamy bramkarza, obrotowego, trzech rozgrywających i dwóch skrzydłowych oraz... rezerwowych. Gole zaliczane są po rzutach sprzed linii półkola, wyznaczonej na szóstym metrze od słupków bramki. Rzuty karne egzekwuje się z siódmego metra, przy czym golkiper może wówczas wyjść na odległość najwyżej czterech metrów od linii pola bramkowego. Walczy się dwa razy po 30 minut. Aby wyłonić zwycięzcę w fazie pucharowej najważniejszych imprez, sędziowie zarządzają dogrywkę – dwa razy po pięć minut. Jeśli druga dogrywka (po 80 minutach czystej gry) nie przyniesie rozstrzygnięcia, o triumfie którejś z ekip decydują karne – po pięć rzutów każda drużyna i następnie aż do skutku. To najkrótsza ściągawka z obecnie obowiązujących zasad dla kibica, który pierwszy raz ogląda handball. Ale żeby nie było zbyt łatwo, trzeba też wspomnieć o dwuminutowych karach za przewinienia, tzw. grze pasywnej, faulach w ataku i niezwykle ważnej roli sędziów. Dziwnym trafem arbitrzy interpretują przepisy w taki sposób, że trenerzy drużyn pokonanych zawsze czują się pokrzywdzeni przez rozjemców z gwizdkami.

Kto wpadł na pomysł gry w piłkę ręczną? Być może starożytni Rzymianie, którzy bawili się w expulsim ludere. Niektóre źródła wskazują na średniowiecze – rdzennych mieszkańców Grenlandii Inuitów oraz Francuzów. Handball siedmioosobowy stworzył Duńczyk Holger Nielsen, nauczyciel gimnastyki i wojskowy. W pierwszych nowożytnych igrzyskach olimpijskich w Atenach w 1896 roku zdobył trzy medale – brąz w szabli oraz srebro i brąz w strzelectwie, a startował też w rzucie dyskiem! Dwa lata później opracował przepisy zbliżone do obecnie obowiązujących w handballu. Za prekursorów reguł piłki ręcznej jedenastoosobowej uważa się Niemców – Maksa Heisera (1917 roku, wersja dla kobiet) oraz Karla Schelenza (1919 roku, wersja dla mężczyzn). W 1925 roku w pierwszym międzynarodowym meczu piłkarzy ręcznych spotkali się Niemcy i Belgowie. Pierwsze spotkanie międzypaństwowe pań rozegrały Niemki z Austriaczkami w 1930 roku.

Przypomnijmy jednak wydarzenia z okresu I wojny światowej. A konkretnie – z obozu jenieckiego w Szczypiornie pod Kaliszem, do którego trafili żołnierze legionów. Jeden z osadzonych, Ludwik Dudziński, w swoich pamiętnikach pisał: „Nasi sportowcy wykombinowali niedawno nową grę w piłkę. Zasady tej gry różnią się od używanych w footballu, są ciekawsze i rozwijają równomiernie całe ciało, podczas gdy w footballu pracuje się przeważnie nogami. Jeśli kiedyś, wbrew życzeniom Sujkowskiego (chorąży Władysław Sujkowski – przyp. PW) et tutti quanti, wyjdziemy żywi z obozu, a nowa rozumniejsza gra zyska prawo obywatelstwa u innych miłośników sportu, wówczas ten jeden choćby wynalazek będzie nas bronił przed zarzutami bezowocnego pobytu w Szczypiornie”.

Organizatorem kultury fizycznej we wspomnianym obozie był wachmistrz Henryk Świderski, absolwent Instytutu Wychowania Fizycznego w Szwajcarii. Zorganizował on dla wszystkich codzienną gimnastykę poranną. Major Stanisław Grzmot-Skotnicki i kapral Antoni Jarząbek wprowadzili do niej piłkę ręczną, czyli grę, której nauczyli ich... niemieccy strażnicy. „W ciągu dnia koledzy biegali za szmacianką całe dnie, zapominając że są internowani. A wieczorami legiony prześpiewały żołnierskie pieśni i wznosili na cześć Marszałka okrzyki” – czytamy w pamiętnikach Władysława Broniewskiego.

Grę w szczypiorniaka podchwycili żołnierze Batalionu Pogranicznego, którzy w 1918 roku odbili koszary. Przyjmuje się, że polska piłka ręczna narodziła się w 1918 roku, czyli kiedy nasz kraj odzyskał niepodległość. Władysław Zieleśkiewicz – autor wyjątkowej kroniki „95 lat polskiej piłki ręcznej” – wspomina, że męska reprezentacja naszego kraju pierwsze oficjalne spotkanie na międzynarodowej arenie rozegrała 26 czerwca 1936 roku we Lwowie, gdzie pokonała Rumunię 7:3. Za to nasze panie próbowały sił w hazenie (odmianie handballu popularnej za naszą południową granicą) i w III Światowych Igrzyskach Kobiet w Pradze w 1930 roku zajęły trzecie miejsce! Szybko studzimy optymizm, bo w tych rozgrywkach brały udział właśnie trzy zespoły, a Biało-Czerwone przegrały aż 0:17 z Czechosłowaczkami i 2:9 z Jugosłowiankami.

W blasku sportowych sukcesów od zawsze ogrzewali się politycy, szczególnie traktowali je krwawi dyktatorzy. Adolf Hitler wykorzystał igrzyska w Berlinie w 1936 roku do celów propagandowych. W efekcie w programie olimpijskich zmagań w stolicy Trzeciej Rzeszy znalazła się męska piłka ręczna jedenastoosobowa na otwartym boisku. Wiadomo było od początku, kto wygra, bo gospodarze nie mieli sobie równych. Do rywalizacji – bez Polaków – przystąpiło sześć zespołów. Niemiecka machina wygrała bez problemów wszystkie pięć spotkań, co niezwykle ucieszyło führera i wzmocniło jego pozycję wśród rodaków. Srebro przypadło Austriakom, brąz Szwajcarom.

Od 1928 roku nasza piłka ręczna podlegała Polskiemu Związkowi Gier Sportowych, a w 1936 roku utworzono Polski Związek Piłki Ręcznej (PZPR). Dwa lata później odbyły się w Niemczech I Mistrzostwa Świata jedenastek. Triumfowali miejscowi, naszą reprezentację sklasyfikowano na siódmym miejscu. W następnych latach odbyło się jeszcze sześć edycji czempionatów globu na stadionie. Biało-Czerwoni dwa razy zajęli czwartą pozycję (Szwajcaria 1963 roku, Austria 1966 roku). Ostała się za to wersja halowa, czyli siódemki. W I Mistrzostwach Świata w 1938 roku w Niemczech oczywiście wygrali... Niemcy. W II MŚ w 1954 roku w Szwecji górą byli... Szwedzi! Nasi zadebiutowali w trzecim turnieju mistrzowskim – w 1958 roku w Niemieckiej Republice Demokratycznej – i ukończyli zawody na wysokim piątym miejscu. Tytuł obronili reprezentanci Trzech Koron. W latach 1961 i 1964 równych sobie nie mieli Rumuni, polscy szczypiorniści dowiedzieli się o tym z „Przeglądu Sportowego”. W 1967 roku w Szwecji bezkonkurencyjni okazali się Czechosłowacy, nasi znaleźli się na 12. pozycji. W 1970 roku we Francji znów na pierwszym stopniu podium stanęli Rumuni, Biało-Czerwoni zajęli 14. miejsce, jedynie przed Szwajcarami i Amerykanami.

Przełom nastąpił w 1972 roku, kiedy piłkarze ręczni dostąpili zaszczytu walki o medale olimpijskie w Monachium. Polacy przeszli przez sito marcowych kwalifikacji w Hiszpanii – w Orense pokonali Włochów 39:14, Portugalczyków 29:9 i ulegli ZSRR 13:17. W Barcelonie ograli Hiszpanów 21:16, Szwajcarów 18:13 i nawet madrycka porażka z Islandczykami 19:21 nie zamknęła im drogi do igrzysk. W piekielnie trudnej grupie A drużyna trenera Janusza Czerwińskiego zajęła trzecie miejsce, po remisie ze Szwedami (13:13), zwycięstwie nad Danią (11:8) i porażce ze Związkiem Radzieckim (11:17) w kluczowym starciu o awans do ósemki. Rywalizacja o niższe pozycje nie wzbudzała już wielkiego zainteresowania. Z obowiązku dodamy, że Polacy pokonali Islandczyków 20:17 i przegrali 20:23 konfrontację o dziewiątą pozycję z Norwegami. Najlepsze miało dopiero nadejść, ale nie wyprzedzajmy faktów.

Szczypiornistki zadebiutowały w turnieju olimpijskim cztery lata później w Montrealu. Szkoda, że Polki ani razu nie grały o medale igrzysk, lecz do tego jeszcze wrócimy.

Warto wiedzieć, że po II wojnie światowej, 11 lipca 1946 roku, PZPR znalazł się wśród założycieli IHF, czyli Międzynarodowej Federacji Piłki Ręcznej. Nazwa Związek Piłki Ręcznej w Polsce (ZPRP) obowiązuje od 1956 roku. Młodsi kibice tego nie pamiętają, ale skrót PZPR zarezerwowany był dla Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, rządzącej w PRL do 1989 roku. Ale wróćmy do sportowych hal i do rywalizacji o najwyższe cele, bo Biało-Czerwoni mieli ochotę namieszać w światowej czołówce.Rozdział 1 Olimpijski brąz, czyli kanadyjski dreszczowiec

– Już w latach 70. ubiegłego wieku przyzwyczailiśmy polskich kibiców do nerwowych końcówek meczów z udziałem reprezentacji. Nie inaczej było podczas igrzysk w Montrealu w 1976 roku. Każdym spotkaniem dostarczaliśmy fanom niebywałych emocji. Nic dziwnego, że nasze starcie o trzecie miejsce w olimpijskim turnieju zakończyło się po dogrywce – mówi Zygfryd Kuchta, człowiek-instytucja polskiego szczypiorniaka.

Aby pojechać na imprezę do Kanady, Polacy musieli pokonać w eliminacjach Wielką Brytanię oraz Norwegię. Z Brytyjczykami poszło naszym łatwo – 8 listopada 1975 roku w Mielcu wygrali 42:5 (do przerwy prowadzili 23:0!), a 8 lutego 1975 roku w Londynie zdeklasowali gospodarzy 50:11 (23:6). Wikingowie okazali się znacznie trudniejszymi rywalami. 21 grudnia 1975 roku w norweskim Skien drużyna Stanisława Majorka i Janusza Czerwińskiego zwyciężyła 25:19 (11:12), dokończyła dzieła 6 marca 1976 roku w Poznaniu, gdzie zatriumfowała 25:17 (13:9). Jak pisze Władysław Zieleśkiewicz w almanachu „95 lat polskiej piłki ręcznej”, nie doszło do wyjazdu na zgrupowanie wysokogórskie do Francji lub do Związku Radzieckiego, dlatego nasza kadra wykuwała formę w… Dolinie Pięciu Stawów, w niezwykle trudnych warunkach.

Kilku zawodników naszej drużyny narodowej pamiętało 10. miejsce z igrzysk w Monachium w 1972 roku. Wówczas rywalizacja sportowa toczyła się w cieniu ataku terrorystycznego, przeprowadzonego w wiosce olimpijskiej przez palestyńską organizację „Czarny Wrzesień”. Zginęło 17 osób, w tym 11 izraelskich sportowców i działaczy. Próba odbicia zakładników się nie powiodła. – Początkowo te tragiczne wydarzenia rozgrywały się naprzeciwko naszego bloku. Pamiętam niemieckich żołnierzy biegających z bronią wokół budynku. Nie przerwano imprezy, aby terroryści nie mieli poczucia, że w pełni osiągnęli cel. Dlatego cztery lata później podczas kanadyjskich igrzysk byliśmy bardzo pilnie strzeżeni. Na mecze jeździliśmy autokarem w towarzystwie kilku wojskowych z eskortą wozów policyjnych. Nad nami leciał helikopter, aby sprawdzić teren. To wszystko robiło duże wrażenie – mówi Zygfryd Kuchta.

Właśnie on w naszym zespole narodowym kierował obroną. A przecież jako student warszawskiej AWF grał w... koszykówkę. – To były czasy słynnych „Czarodziejów z Bielan”. Ja nieco słabiej czarowałem. Tym bardziej więc jestem wdzięczny trenerowi Czerwińskiemu, że namówił mnie do przejścia do piłki ręcznej i występów w Spójni Gdańsk – wyjaśnia najlepszy polski defensor wszech czasów. Natomiast za zdobywanie bramek odpowiedzialny był leworęczny Jerzy Klempel. „Kukuś” – którego sylwetkę przybliżył niedawno Robert Skrzyński w reportażu dla Radia Wrocław – mógł zrobić karierę w reprezentacji kraju w hokeju na lodzie, bo w tej dyscyplinie zdobył mistrzostwo Polski juniorów z Odrą Opole. Na szczęście trafił do handballowej sekcji Śląska Wrocław i robiąc karierę w zawrotnym tempie. Niestety, Klempela nie ma już wśród nas, zmarł na raka w 2004 roku.

Bez udziału wspomnianej dwójki nie byłoby zapewne jedynego do tej pory medalu igrzysk olimpijskich, wywalczonego przez polskich szczypiornistów. Biało-Czerwoni jechali do Montrealu jako czwarta drużyna świata – w czempionacie globu w 1974 roku w Berlinie Wschodnim przegrali mecz o brąz z Jugosłowianami 16:18. Byli świadomi swojej siły i głodni sukcesu. – Jako starsi zawodnicy zdawaliśmy sobie sprawę, że bez skutecznych rozgrywających byłoby nam trudno rywalizować o podium. Zanim doszli do ekipy Fredek Kałuziński (zaczynał jako siatkarz, zmarł w 1997 roku – przyp. PW) i Jurek Klempel, brakowało nam siły ognia z drugiej linii. Na skrzydłach mieliśmy wysokich Zdziśka Antczaka i Jurka Melcera, ale oni zdobywali bramki głównie po wbiegnięciu do środka. Kałuziński i Klempel rzucali gole z dziewiątego metra – wyjaśnia Kuchta.

Drużyna Majorka rozpoczęła walkę w najważniejszej imprezie czterolecia 18 lipca 1976 roku w Sherbrooke zwycięstwem 26:12 nad Tunezyjczykami. Jak się później okazało, ekipa z północy Afryki wycofała się z rywalizacji po porażce z Czechosłowacją i wspomniany wynik anulowano. Co prawda, Biało-Czerwoni włożyli w tę konfrontację mnóstwo energii, ale można ją było potraktować jako ostatni oficjalny trening przed walką o olimpijskie medale. Następny przeciwnik był znacznie silniejszy i nie zamierzał rezygnować czy uciekać. Już 20 lipca kibice w hali w Sherbrooke byli świadkami niezwykle zaciętego boju Polski z Węgrami. Nasza drużyna przeszła drogę z piekła do nieba. Dokonała rzeczy niezwykłej na owe czasy, bo w ostatnich dziesięciu minutach odrobiła z nawiązką stratę pięciu goli! – Wówczas nie było przepisu o grze na czas. Zespół, który wypracował sobie w końcówce przewagę dwóch-trzech bramek, mógł rozgrywać na tyle długie akcje, na ile pozwolili rywale – podkreśla Kuchta. Bohaterami wygranego 18:16 (7:8) spotkania zostali zdobywca ośmiu goli Kałuziński oraz bramkarz Andrzej Szymczak.

Dwa dni później w Laval doszło do starcia sąsiadów z Europy Środkowej. Naprzeciwko wybrańców Majorka stanęli Czechosłowacy. Znowu były ogromne emocje, bo wygrana znacznie zbliżyłaby nasz zespół do podium. Zasady turnieju były bardzo proste. Drużyny rywalizowały w dwóch grupach. Ich zwycięzcy mierzyli się o złoty medal, zespołom z drugich miejsc pozostała gra o brąz. Polacy wykonali zadanie i zwyciężyli 21:18 (8:7). W tamtym meczu po pięć bramek zdobyli Jan Gmyrek i Jerzy Melcer. 24 lipca w Montrealu nasza reprezentacja spełniła obowiązek, czyli pokonała USA 26:20 (14:10). Ośmioma trafieniami wyróżnił się Ryszard Przybysz. Jako że Rumuni tylko zremisowali 19:19 z Czechosłowakami, stało się jasne, że podział punktów w ostatnim spotkaniu grupy B z ekipą z kraju znad Morza Czarnego wystarczy, aby nasza ekipa zagrała w wielkim finale!

Problem w tym, że zadanie było piekielnie trudne. Rumuni od 15 lat należeli do ścisłej światowej czołówki, pięć razy z rzędu stali na podium mistrzostw świata – czterokrotnie na najwyższym stopniu! Na dodatek w igrzyskach w Monachium w 1972 roku zdobyli brąz. – Rywale byli niesamowicie mocni, ale mogliśmy ich pokonać – przekonuje Kuchta. – Dziewięć minut przed końcem było 12:12. Niestety, zbyt łatwo straciliśmy piłkę. Tak dobry przeciwnik musiał wykorzystać nasze błędy. Nadzieję straciliśmy w końcówce. Rywale odskoczyli na dwie bramki i szybkie rzuty z nieprzygotowanych pozycji nie leżały w ich interesie. Przegraliśmy 15:17 – relacjonuje wydarzenia z 26 lipca 1976 roku Zygfryd Kuchta i dodaje: – Dopiero po latach telewizja wymusiła wprowadzenie zmian w przepisach: grę pasywną i tzw. szybki środek, czyli możliwość błyskawicznego wznowienia gry od środka boiska zanim po zdobyciu bramki rywale ustawią się na swoich pozycjach.

Marzenia o złocie prysły. Ale trzeba się było szybko pozbierać, bo już 28 lipca w montrealskiej hali czekało Polaków starcie z drużyną RFN. Stawką boju było trzecie miejsce. Biało-Czerwoni mieli ten brązowy medal na wyciągnięcie ręki, bo niemal do końca kontrolowali wydarzenia na boisku. Nieszczęście rozpoczęło się od przewinienia Piotra Cieśli. Niemcy przegrywali wówczas 14:17, ale grając z przewagą jednego zawodnika, zaczęli odrabiać straty. W ostatniej minucie Polacy prowadzili 17:16, piłka była po ich stronie. Dwadzieścia sekund przed końcową syreną Melcer zaryzykował rzut... Ta sytuacja pokazała, jak cienka granica dzieli bohatera od przegranego. Rywale wyprowadzili ataki... – Gdyby chwilę wcześniej Klempel wykorzystał karnego, nie byłoby tych nerwów. A tak, siedem sekund przed końcem, Joachim Deckarm wyrównał i doszło do dogrywki. Nie byliśmy załamani, tylko wściekli na siebie. Zmobilizowaliśmy się w nietypowy sposób, bo wspomnieniem o krzywdach, które niemieccy żołnierze wyrządzili naszemu krajowi w czasie II wojny światowej. Pomogło! W dodatkowym czasie nie pozostawiliśmy złudzeń, komu należał się medal. Po tym spotkaniu jeden z niemieckich dziennikarzy nazwał mnie diabłem, bo w dogrywce przekozłowałem piłkę przez całe boisko i rzuciłem gola. Przydały się umiejętności koszykarskie – wspomina z uśmiechem Kuchta. Kałuziński i Klempel w tamtym meczu zdobyli po sześć bramek. Wynik 21:18 i szał radości w obecności 20 tysięcy kibiców. Szkoda, że w archiwum telewizji publicznej nie zachowały się wspomniane pamiętne mecze. Plotka głosi, że przez przypadek na archiwalne taśmy ktoś nagrał inne materiały.

Oto cały skład ekipy Stanisława Majorka: bramkarze – Henryk Rozmiarek, Andrzej Szymczak, Mieczysław Wojczak; rozgrywający – Piotr Cieśla, Jan Gmyrek, Alfred Kałuziński, Jerzy Klempel, Włodzimierz Zieliński; skrzydłowi – Zdzisław Antczak, Janusz Brzozowski, Jerzy Melcer, Ryszard Przybysz; obrotowi – Zygfryd Kuchta, Andrzej Sokołowski.

Złoto przypadło Związkowi Radzieckiemu po finałowym zwycięstwie 19:15 nad Rumunami. W drużynie triumfatorów wystąpił Władymir Maksimow, który jako trener poprowadził Rosjan do mistrzostwa Europy w 1996 roku, mistrzostwa świata w 1993 i 1997 roku oraz złota igrzysk olimpijskich w Sydney w 2000 roku. W 2007 roku w ćwierćfinale niemieckich MŚ jego drużyna przegrała z Polakami prowadzonymi przez Bogdana Wentę! A Zygfryd Kuchta? Nie powiedział jeszcze ostatniego słowa...
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: