Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wyższy wymiar - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Sierpień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wyższy wymiar - ebook

Goście z zaświatów, projekcje astralne, zdjęcia duchów.
Czy to świadectwa nieśmiertelności duszy?


Czy świadomość umiera wraz z ciałem?
Nikt jeszcze tego nie udowodnił. Istnieją jednak relacje i wyniki eksperymentów nad przejawami świadomości ludzi zmarłych i sposobami jej oddziaływania na rzeczywistość.


ERNST MECKELBURG – znany popularyzator badań nad ludzką świadomością, autor bestsellerów na temat parapsychologii – idzie dalej niż Raymond A. Moody w bestsellerze Życie po życiu. Opierając się na osiągnięciach nauki i udokumentowanych przekazach z całego świata, podejmuje fascynującą próbę odpowiedzi na odwieczne pytanie: czy istnieje życie po śmierci?


• Dwukierunkowa komunikacja ze zmarłymi
• Głosy z zaświatów utrwalone na taśmie
• Relacje o zjawach i proroczych snach
• Materializacje i projekcje astralne
• Fenomeny świetlne i kule plazmy
• Duchy, których można dotknąć
Intrygujące ustalenia podają w wątpliwość nasze wyobrażenie o śmierci jako ostatecznym kresie życia...

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6109-6
Rozmiar pliku: 5,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp Nieśmiertelna Świadomość

Ostatnio w Stanach Zjednoczonych wiele uwagi poświęca się kwestii wpływu świadomości ludzkiej na funkcjonowanie komputerów oraz innych – najczęściej elektronicznych – urządzeń, okazało się bowiem, że w niesprzyjających warunkach może ona powodować fatalne w skutkach zakłócenia w pracy tego rodzaju aparatury. Problemem wzajemnego oddziaływania między człowiekiem (świadomością) a komputerami, a także – ogólnie rzecz biorąc – zagadnieniem bezpośredniej korelacji pomiędzy świadomością a maszynami (DMMI: Direct Mind Machine Interaction), zajmuje się intensywnie cytowana często w moich wcześniejszych książkach grupa naukowców: kierowana przez prof. Roberta Jahna z Princeton University oraz dr. Deana Radina, pracującego w Consciousness Research Laboratory na uniwersytecie w Nevadzie (Las Vegas). Zdaniem tych uczonych, istnieją osoby, których wręcz nie można poddawać eksperymentom, ponieważ już sama ich obecność wywiera negatywny, czasem nawet zgubny wpływ na sprzęt i przebieg doświadczenia. Uważa się, że świadomość tych ludzi w sposób oczywisty oddziałuje na poziomie subkwantów na czułe urządzenia elektroniczne. W swojej publikacji The Psychology of the Psychic (Psychologia ludzi wrażliwych parapsychicznie) D.F. Marks i R. Kammann bardziej żartem niż serio nazywają to zjawisko „efektem gremlinowskim”, czyli skłonnością niektórych przedmiotów do psucia się w najbardziej nieodpowiednim momencie.

Właśnie w Consciousness Research Laboratory podejmuje się próby wykrycia przyczyn interakcji między świadomością a urządzeniami, dąży się także do poznania mechanizmów rządzących tymi procesami. Badania te pozwolą w przyszłości uniknąć awarii komputerów i innych maszyn elektronicznych (np. aparatury stanowiącej wyposażenie samolotu), a poza tym umożliwią efektywne wykorzystanie sprzężenia wzajemnego między świadomością a urządzeniami technicznymi. Eksperymenty w tym zakresie na dużą skalę przeprowadza Japonia, która – według moich informacji – zainteresowana jest stworzeniem systemów elektronicznych, sterowanych za pomocą świadomości/woli.

Wszystko to może się wydawać jakimś stechnicyzowanym czarnoksięstwem, marną odmianą science fiction. Takie widzenie sprawy nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że ścisły podział pomiędzy światem niematerialnego umysłu a materialnym światem, w którym żyjemy, dokonał się już przed wiekami, a my sami jesteśmy już tylko odpowiednio „zaprogramowani”. Materialistyczne myślenie uniemożliwia spojrzenie za „kulisy” – zamyka drogę do wiedzy o subtelnych związkach umysłu i materii. A przecież istnieją niezliczone przykłady codziennego oddziaływania niezależnej świadomości ludzkiej na wszelkie rodzaje materii – i to nie tylko na poziomie mikroskopowym, jak choćby w przypadku zdalnego wpływu, wywieranego drogą mentalną na kultury bakterii, grzybów (na przykład drożdży), na jednokomórkowce, komórki rakowe oraz komórki zdrowe. Niestety, zauważane są jedynie spektakularne albo dziwaczne przypadki psychokinetycznego oddziaływania, które, nawiasem mówiąc, zdarzają się częściej, niż się zazwyczaj przypuszcza. Nie mieszczą się one jednak w obszarze szufladkującego myślenia racjonalistycznie zorientowanych naukowców. A oto kilka przykładów.

Jest późny wieczór. Pewien mężczyzna jedzie powoli samochodem wzdłuż dobrze oświetlonej ulicy. O tej godzinie nie ma już prawie nikogo. Nagle mężczyzna spostrzega, że gdy przybliża się do latarni, one gasną, a kiedy się od nich oddala, zapalają się znowu. Po chwili kierowcę zatrzymuje obserwujący go patrol policji. Funkcjonariusze chcą się dowiedzieć, za pomocą jakiej sztuczki ten człowiek włącza i wyłącza latarnie na odległość. On sam jednak jest bezradny – nie ma pojęcia, jak to się dzieje. Chcąc dokładnie zbadać sprawę, policjanci i kierowca zjeżdżają na drugą stronę jezdni, zawracają i jeszcze raz przemierzają ten sam odcinek. Na oczach osłupiałych policjantów zadziwiający spektakl powtarza się.

Tymczasem londyński parapsycholog Hilary Evans z renomowanego Society for Psychical Research (SPR: Towarzystwo Badań Psychicznych) zanotował ponad sto przypadków Street Lamp Interference (SLI: Oddziaływanie na latarnie uliczne), które z powodu częstości występowania powinny być rejestrowane i badane naukowo. Według parapsychologów, chodzi tu bez wątpienia o zjawisko psychokinezy – wpływu (tu: nieuświadomionego) ludzkiej świadomości na obiekty materialne.

Jeden z moich amerykańskich korespondentów, ceniony psychiatra i parapsycholog dr Berthold Eric Schwarz, współpracownik American Board of Psychiatry and Neurology oraz członek American Psychiatric Association, od kilku lat eksperymentuje z jednym z najzdolniejszych amerykańskich mediów psychokinezy – Joeyem Nuzumem, którego najnowsze pokazy niezwykłych umiejętności można zobaczyć na taśmie wideo. Berthold przekazał mi kopię tej taśmy, a ja wciąż do niej powracam i za każdym razem doznaję uczucia zdumienia.

Szczególnie fascynujący jest dla mnie jeden eksperyment Nuzuma: bezdotykowe (psychokinetyczne) wykręcanie obustronnie gwintowanej śruby z uprzednio wkręconej na nią nakrętki. Wszelkie możliwości oddziaływania na śrubę dotykiem zostały wykluczone przez eksperymentatorów, którzy przykryli obiekt doświadczenia szklanym kubkiem. Odległość między zwróconymi do wewnątrz dłońmi Nuzuma a ścianką naczynia wynosi z obu stron około dziesięciu centymetrów. Medium jak zahipnotyzowane wpatruje się w śrubę przed sobą – wydaje się wręcz z nią stapiać.

Nagle dwa gwałtowne poruszenia w widoczny sposób zmieniają pozycję śruby. Posługując się psychokinezą, Nuzum rzeczywiście panuje nad obiektem. Widzę całkiem wyraźnie, jak rowek główki śruby obraca się w lewo, a cały sworzeń sam powoli wykręca się z nieruchomej nakrętki, aż w pewnym momencie są to już dwa oddzielne elementy. Niewiarygodne rozegrało się na moich oczach bez żadnej pomocy z zewnątrz. Po raz kolejny pokazano, że ludzka świadomość jest zdolna oddziaływać bezpośrednio na przedmioty materialne nawet w niesprzyjających warunkach (w tym przypadku dodatkowe utrudnienie stanowił kubek zakrywający śrubę).

Istnieją także tysiące dobrze udokumentowanych relacji o kontaktach (tzw. transkontaktach) z istotami z tamtej strony, nawiązanych za pośrednictwem radia, wideo, komputera czy faksu. Mogą one stanowić dowód istnienia zjawiska oddziaływania psychicznego również przez świadomość osób zmarłych. Jednym z niemieckich eksperymentatorów, którzy osiągnęli w tej dziedzinie najlepsze wyniki, jest Adolf Homes z Rivenich pod Trewirem. Bez żadnych specjalnych zabiegów, za pośrednictwem komputera starego typu (Commodore C 64) otrzymuje on wiadomości z zaświatów.

Jest niedziela 19 marca 1995 godzina 8.45. Adolf Homes jeszcze śpi. Jego żona wstaje, aby przygotować śniadanie. Najpierw, jak zwykle, zagląda do pracowni męża, sprawdza, czy nie pojawił się nowy komunikat komputerowy jego transpartnera. Stwierdza, że w ciągu nocy komputer zarejestrował kolejny, zajmujący kilka stron przekaz. „Kontakt zu R4. MAJO Frequenz” (Kontakt z R4. Częstotliwość MAJO) – oto kod, który rozpoczyna wszystkie docierające do Homesa komunikaty. MAJO to duchowa istota z wyższego świata, która nawiązała kontakt z Homesem, podając się za zmarłego szamana, żyjącego w czasach Czyngis-chana w Samarkandzie.

Dysk komputera Homesa, a także należące do niego dyskietki zapełniają setki takich transtekstów – inteligentnych, w większości trudnych do zrozumienia wiadomości, w których MAJO porusza rozmaite tematy, czasem odpowiadając w ten sposób na pytania uprzednio wprowadzone do komputera C64.

Wiadomość reprodukowana w tej książce w pierwszej serii ilustracji i zdjęć – przekazana w ramach transkontaktu – ma szczególną historię. Tekstem tym MAJO odpowiada na dwa pytania, które zostały sformułowane przez osobę trzecią wiele miesięcy wcześniej, lecz nie dotarły do Homesa, a były sygnowane kryptonimami „Aaron 25.2.1994” oraz „A. Einstein vom 25.6.1994”. Można stąd wnioskować, że wyraźnie wszechobecny MAJO jest w stanie w każdej chwili „podłączyć się” do świadomości osoby zadającej pytanie również bez pomocy komputera, zatem wiarygodność transkontaktu nawiązanego z Homesem nie ulega wątpliwości.

Niedorzeczne wydaje się zatem założenie, że nasza niematerialna, niezniszczalna i niezależna od pracy mózgu świadomość, która już za życia ma połączenie z rzeczywistością wyższego rzędu – tym wyższym światem właśnie (niem. Hyperwelt – nadświat) – umiera wraz z ustaniem wszystkich funkcji życiowych organizmu. Rozmaite przypadki manifestacji istnienia istot z tamtej strony opisane w tej książce – z którymi to bytami jesteśmy ściśle związani na płaszczyźnie świadomości – pouczają nas, że świat „poza” i „potem” istnieje naprawdę, a my egzystujemy wiecznie jako istoty posiadające świadomość; pojęcie „śmierci totalnej” jest więc tragiczną pomyłką.Są Rzeczy…

Przed widziadełkami i duszkami,długonogimi bestyjkami i rzeczami, które straszą po nocy, chroń nas, Panie!

Old Litany

Jest całkiem prawdopodobne, że poza obszarem naszego postrzegania zmysłowego ukryte są całe światy, o których nie mamy pojęcia.

Albert Einstein

Jest marzec 1945 roku. Amerykańskie oddziały bojowe przekroczyły Ren na szerokiej linii frontu, głęboko wrzynając się w zachodnie obszary Niemiec. W oczekiwaniu na nowe rozkazy jednostka René Boulaya musi na kilka dni zająć kwaterę w zamku Starkenburg, usytuowanym w centralnej części Heppenheim (dziś przy ul. Bergstrasse). Średniowieczna budowla pozostała nienaruszona przez działania wojenne i służy przejściowo jako baza kwatery głównej dywizji.

Niepewna pozycja wymaga czujności najwyższego stopnia. Dotyczy to przede wszystkim ważnego ze względów strategicznych skrzyżowania dróg, które jest dobrze widoczne z wału zamkowego. Plan warty przewiduje stałą obecność jednego z mężczyzn pod strzelnicami na murach obronnych zamku. René Boulay należy do tych, którzy muszą na zmianę pełnić wartę. Jest zahartowanym w bojach żołnierzem, którego nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi, chyba że byłoby to spotkanie z czymś, co wykracza poza codzienne doświadczenia oddziału prowadzącego działania wojenne.

Minęła północ, jest pełnia. Boulay samotnie patroluje około trzydziestometrowy chodnik ze strzelnicami. Przed paroma minutami swój mizerny ładunek zrzucił „Midnight-Charlie”, niemiecki samolot bojowy, który zawsze o północy próbuje zniszczyć to ważne dla alianckich posiłków skrzyżowanie, ale w ostatnich dniach wojny są to działania niemal bez znaczenia.

Boulay właśnie robi w tył zwrot, by po raz kolejny rozpocząć swoją wędrówkę wzdłuż chodnika ze strzelnicami, gdy naraz spostrzega sylwetkę człowieka. Początkowo bierze go za swojego zmiennika, jednak szybki rzut oka na zegarek uświadamia mu, że do końca warty pozostało jeszcze dużo czasu.

Żołnierz idzie w kierunku postaci z cichą nadzieją, że to jeden z towarzyszy pofatygował się na górę, aby przynieść mu filiżankę gorącej kawy. Zbliża się radośnie do kolegi i widzi, że ma on zarzuconą na plecy pelerynę. O tej porze roku to nic niezwykłego – wartownicy często okrywają ramiona wełnianym pledem, aby nie marznąć.

Z odległości około piętnastu metrów Boulay widzi wyraźnie, że mężczyzna ma na głowie przedziwny hełm. W przeciwieństwie do hełmów noszonych przez żołnierzy armii amerykańskiej, ten ma kształt stożkowaty, a z jego górnej części z obu stron sterczy coś, co przypomina rogi albo skrzydła. Postać jest uzbrojona w rodzaj lancy czy szpady. Na sobie ma sięgającą kolan tunikę. Największe wrażenie na Boulayu robi jednak bujna broda mężczyzny, bo przecież dowódca armii surowo zabronił jej zapuszczania.

Obcy nie jawi się Boulayowi jako duch czy przezroczysta zjawa, jego sylwetka nie jest też nienaturalnie zniekształcona – wydaje się istotą z krwi i kości. Osłupiały z wrażenia Boulay zapomina nawet zapytać intruza o hasło.

Nie może zrozumieć, w jaki sposób obcy wkradł się do zamku zupełnie niezauważony i jak dotarł na sam szczyt budowli, na chodnik ze strzelnicami, gdzie wstęp był surowo wzbroniony wszystkim członkom oddziału (złamanie tego zakazu równało się po prostu samobójstwu).xxx

Potem wszystko dzieje się w okamgnieniu. W jednej chwili chmury zakrywają księżyc i chodnik tonie w całkowitych ciemnościach. Kiedy chmury ustępują, po niesamowitej postaci nie ma nawet śladu – zupełnie, jakby zapadła się pod ziemię. Boulay błyskawicznie przeszukuje cały chodnik. Nic! Nawet najmniejszy ślad nie wskazuje na czyjąkolwiek obecność sprzed paru sekund.

Boulay zaniechał składania meldunku o dziwnym zajściu, zwłaszcza że złamał rozkaz, nie zapytawszy intruza o hasło, co niechybnie pociągnęłoby za sobą karę. Raczej nieprawdopodobne wydaje się przypuszczenie, że jeden z jego towarzyszy zrobił mu kawał, ponieważ naraziłby się na śmiertelne niebezpieczeństwo. Co więcej: cały przebieg wydarzenia – bezszelestne pojawienie się i zniknięcie obcego, a także jego niezwykły ubiór – nasuwa przypuszczenie, że w owym momencie wartownik faktycznie spotkał fantoma, niezależnie od tego, co było przyczyną jego ukazania się. Coś tak niezwykłego przytrafiło się Boulayowi w chwili, gdy furie II wojny światowej wprawiały Europę w taką zgrozę i przerażenie, że nikt nie miał czasu zajmować się metafizyką i duchami.

Teraz René Boulay mieszka w Clearwater na Florydzie. Długo myślał o swojej przygodzie i dyskutując o niej ze znajomymi, szukał jakiegoś sensownego wyjaśnienia. Dziś w jeszcze większym stopniu niż wtedy jest przekonany, że na murach zamku Starkenburg zobaczył spektralny (widmowy) obraz jakiegoś średniowiecznego żołnierza, który – jak mówi – został powołany do pełnienia wiecznej warty na zamkowym chodniku ze strzelnicami.

Prekursorzy

Nawykła do sensacji publika rozczytuje się w opisach niewytłumaczalnych przeżyć w rodzaju relacji przekazanych przez René Boulaya. Jednak pytanie o wiarygodność obserwatora danego zdarzenia i realność opisywanego zjawiska zbywa się zazwyczaj wzruszeniem ramion lub, co gorsza, uśmiechem politowania. Ludzie z reguły reagują alergicznie na doniesienia o niezwykłych wydarzeniach, do których należą również opisy pojawiających się zjaw ludzi żywych i umarłych. Uważają, że ktoś robi sobie z nich kpiny. W końcu „te rzeczy” nie dają się objaśnić w ramach naszego materialistycznego światopoglądu, opanowanego wyłącznie przez rozum, toteż w pojęciu większości osoby nawiedzane przez istoty tego rodzaju muszą być w mniejszym lub większym stopniu niezrównoważone psychicznie. Jako uzasadnienie opisywanych fenomenów wymienia się więc zwykle wyobrażenia i halucynacje w ich rozmaitych przejawach, wizje wywołane działaniem alkoholu czy narkotyków, zaburzenia umysłowe charakterystyczne dla wieku podeszłego lub wręcz stany schizofreniczne.

Na domiar złego literatura, a także cała powódź filmów z gatunku science fiction oraz bazujących na tej tematyce horrorów w znacznym stopniu przyczyniają się do utwierdzenia dzisiejszego „oświeconego” obywatela w jego ograniczonym sposobie odbierania rzeczywistości i sprawiają, że wszelkie wzmianki o odmiennych stanach psychofizycznych, wykraczających poza czasoprzestrzenny „kaftan bezpieczeństwa” naszej świadomości, przyjmuje on ze skrajnym sceptycyzmem. Nie należy się więc dziwić, że w niekończącej się dyskusji o istnieniu lub nieistnieniu życia manifestującego się na poziomie spektralnym nie ma miejsca na ściśle naukową interpretację tego zjawiska. Interpretację, która uwzględniałaby zarówno fizyczny (w ujęciu fizyki kwantowej), jak i metafizyczny aspekt omawianego fenomenu, co pozwoliłoby w niedalekiej przyszłości stworzyć solidne podstawy do wykazania realności istnienia bytów, o których przekazy dochodzą do nas już od wieków.

Humanista i reformator Filip Melanchton (1497–1560), najważniejszy po śmierci Lutra reprezentant ruchu protestanckiego, w swoim dziele De Anima zdradzał, że widywał „duchy”. Inny teolog, Joseph Glanvill, w wydanej w 1681 roku książce Sadducismus triumphatus, w celu przekonania czytelników, że umarli po śmierci żyją nadal i mogą od czasu do czasu manifestować swoje istnienie, posługiwał się metodą nie tylko historyczno-biograficzną, lecz także porównawczą. Zdaniem Glanvilla, dowodem realności istnienia rzeczonych bytów jest fakt, że od wieków ich charakterystyki pozostają niezmienne. Gdyby wszystkie relacje opierały się wyłącznie na fantazji, z pewnością nie byłoby między nimi takiej zadziwiającej zgodności.

Natomiast Balthasar Bekker, teolog z Niderlandów i ówczesny przeciwnik Glanvilla, w dziele De Betovereede Wereld (Zaczarowany świat) z 1691 roku próbował udowodnić, że istnienie zjaw nie jest możliwe, ponieważ „przeczyłoby ono określonym doktrynom filozoficznym i teologicznym”. Według założeń jego filozofii, duch musiałby być istotą bezcielesną, czego nauczył go Descartes (1596–1650), który twierdził, że dusza i ciało zasadniczo się od siebie różnią.

W ten sposób Bekker naraził się na silne ataki. Wielu jego antagonistów, a byli nimi przeważnie profesorowie teologii, broniło wiary w istnienie zjaw, ponieważ widziało w niej mocną podporę dla religii chrześcijańskiej.

W XVIII wieku, posiadający zdolność jasnowidzenia szwedzki teozof Emanuel Swedenborg (właściwie Swedberg 1688–1772), stworzył – na podstawie „rzekomych” objawień istot duchowych – abstrakcyjny system mistyczny. Jako uznany uczony cieszył się on szacunkiem w całej Europie.

Aż nazbyt zrozumiały wydaje się fakt, że rewelacje Swedenborga o świecie duchów, z którymi był w kontakcie, wprowadziły wielkie zamieszanie do świata nauki epoki Oświecenia, w której uczonemu przyszło żyć. Ofiarą tego zamętu padł także wnikliwy filozof, profesor logiki i metafizyki Immanuel Kant (1724–1804), który w słynnym dziele Marzenia jasnowidzącego krytycznie ustosunkował się do teorii teozofa. Najwyraźniej jednak argumenty Swedenborga wybijały Kanta z jego pewności siebie, skoro twierdził nawet, że o ile doniesienia o ukazujących się zjawach same w sobie są mało wiarygodne, o tyle sama liczba tych opisów i to, że stale pojawiają się nowe, wskazywać może na istnienie takiego zjawiska.

Zainteresowanie tym, co ponadzmysłowe rozbudził na nowo mesmeryzm – ruch zrodzony w drugiej połowie XVIII wieku. Do ludzi, którzy na początku XIX wieku zapewniali o swej zdolności widzenia duchów, to jest zjaw osób zmarłych, należała Friederike Hauffe (1801–1829) z Prevorst – słynna lunatyczka niemiecka, którą aż do śmierci opiekował się i zajmował lekarz i poeta Justinus Kerner. W książce Prorokini z Prevorst zawarł on informacje o paranormalnych wizjach i snach swojej pacjentki, opisał także jej różnorodne zdolności psychokinetyczne. Kerner, który zdecydowanie przeciwstawiał się prymitywnym formom spirytyzmu, a więc również często wówczas praktykowanym seansom spirytystycznym, był głęboko przekonany, że Friederike Hauffe rzeczywiście nawiązywała kontakt ze światem duchów.

Reprezentanci naukowej racjonalistycznej myśli oświeceniowej, która pełnię swego rozwoju osiągnęła w wieku XIX: fizyk John Tyndall (1820–1893), filozof Herbert Spencer (1820–1903), zoolog i darwinista Ernst Haeckel (1834–1919) – wszyscy zaciekli przeciwnicy teorii metafizycznych – nie mogli mimo to zapobiec sporadycznie pojawiającym się relacjom o ukazujących się zjawach. Najbardziej zaskakujący był fakt, że wiele z tych przekazów pochodziło od ludzi, których nie można było pomówić o oszustwo czy szarlatanerię. To z kolei wywoływało ciekawość wolnych od uprzedzeń naukowców, którzy chcieli raz na zawsze zbadać autentyczność „anormalnych” (paranormalnych) zjawisk – by móc przynajmniej wykluczyć możliwość oszustwa.

Kiedy zatem w 1882 roku grupa wybitnych uczonych angielskich założyła Society for Psychical Research, nic już nie stało na przeszkodzie, aby podjąć systematyczne, traktowane serio badania wszelkich problemów związanych z parapsychologią – w tym także zjawiska spontanicznych objawień.

Do założycieli i współpracowników tej elitarnej instytucji należały takie osobistości, jak: fizyk sir William Fletcher Barrett (1844–1925), filolog i muzyk Edmund Gurney (1847–1888), znany filozof Frederic William Henry Myers (1843–1901), zoologowie Alfred Russel Wallace (1823–1913) i George John Romanes (1848–1894), sir William Crookes (1832–1919) i sir Olivier Lodge (1851–1940) – obaj renomowani fizycy i chemicy, a także filozof i psycholog William James (1842–1910).

Zaangażowanie uczonych tak wielkiego formatu w działalność SPR nie mogło przejść bez echa; nie zabrakło również drwin i szorstkich słów krytyki ze strony myślących w sposób ograniczony kolegów po fachu. Ich argumentacja była urzekająco prosta, a zatwardziali krytycy posługują się nią również dzisiaj. Coś, co nie istnieje, co – według powszechnego mniemania – nie jest możliwe, nie wymaga żadnych badań. Kropka! Tej nielogicznej konkluzji, świadczącej o arogancji i uprzedzeniach, przeciwstawiali się uczeni, którzy przypominali, że doniesienia o zjawisku objawiających się postaci ukazują się nieustannie. Profesor Gustaf Strömberg – astronom pracujący w Mt. Wilson Observatory (USA) – tak pisze o tym w swojej rewelacyjnej książce Soul of the Universe (Dusza wszechświata): „W sposób oczywisty we wszystkich społecznościach na świecie istnieją relacje o zjawach ludzi zmarłych, i niektóre z nich są tak dobrze udokumentowane, że ich autentyczność nie podlega najmniejszej wątpliwości. Najważniejszym powodem ignorowania tego zjawiska przez wszystkich, którzy sami nie mieli takich doświadczeń, jest całkowita niezdolność do objaśnienia tego fenomenu przez naukę rozumianą w sposób konwencjonalny”.

Niegdyś uczeni obawiali się ogłaszać nowe prawdy i przekonania – nawet jeśli odkrycia te mogły pogłębić wiedzę – ponieważ nie dawały się one pogodzić ze słowem Biblii czy też z obowiązującymi doktrynami światopoglądowymi. Podobno nawet Isaac Newton miał kiedyś zawahać się przed ujawnieniem jakiegoś prawa natury, gdyż stało ono w niezgodzie z powszechną wiarą – zwłaszcza z Księgą Mojżeszową.

Dzisiaj postępowe myślenie hamowane jest nie przez ortodoksyjność religii, lecz nauk przyrodniczych właśnie. Gros technokratów, z głowami napchanymi konwencjonalną wiedzą, także dzisiaj podaje w wątpliwość sens prowadzenia badań zjawisk z pogranicza nauki. Nie akceptują oni szczególnych zdolności, które posiada ludzka świadomość, w tej postaci, w jakiej się nam one objawiają – jedynie dlatego, że nie odpowiadają one dotychczasowym konwencjom naukowym. Jednak myślenie „szufladkujące” prędzej czy później zaprowadzi nas w ślepy zaułek. Poświęćmy przeto uwagę jednemu z najbardziej fascynujących obszarów badań z pogranicza nauki – zjawisku objawień w sferze świeckiej. Na podstawie wielu interesujących przypadków autor pragnie wskazać na niebywałą złożoność fenomenu ukazujących się postaci oraz zaproponować nowoczesne, wybiegające w przyszłość sposoby jego interpretacji. Wyjaśnienie tego zjawiska jest konieczne, jeśli chcemy osuszyć bagno okultystycznych półprawd na ten temat. Rzeczywistość jest bardziej fantastyczna, niż nam się wydaje.

Koniec wersji testowej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: