Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Z dymem pożarów: wspomnienie rzezi galicyjskiej - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z dymem pożarów: wspomnienie rzezi galicyjskiej - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 205 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Z DY­MEM PO­ŻA­RÓW WSPO­MNIE­NIE RZE­ZI GA­LI­CYJ­SKIEJ

przez

Lu­dwi­ka Sta­sia­ka

Po­pu­lar­na Bi­bl­jo­te­ka Hi­sto­rycz­na.

War­sza­wa Druk R. Ka­niew­skie­go, Nowy Świat ATs 54

1914

o-

DRUK. RO­MA­NA KA­NIEW­SKIE­GO. NOWY-SWlAT 54.

A Or­gje re­ak­cji, ja­kie za­pa­no­wa­ły na zie­miach pol­skich po stłu­mie­niu po­wsta­nia li­sto­pa­do­we­go, spo­wo­do­wa­ły i zro­dzi­ły myśl, aby tej­że re­ak­cji sta­wić nowy opór, gwałt siłą stłu­mić i zdo­być po­li­tycz­ne i na­ro­do­we pra­wa. Mło­dzież na­sza, na któ­rej cze­le sta­li nie li­czą­cy się ze swe­mi si­ła­mi ma­rzy­cie­le, po­sta­no­wi­ła wy­wo­łać w r. 1846 nowe po­wsta­nie pol­skie. Kon­spi­ra­cja naj­go­ręt­szym ogniem roz­pło­nę­ła w Ga­li­cji. Eząd au­str­jac­ki zna­lazł się w ob­li­czu woj­ny. Wte­dy biu­ro­kra­cja nie­miec­ka wpa­dła T na myśl nie­sły­cha­ną. Po­sta­no­wi­ła po – wsta­nie pol­skie stłu­mić pol­ską bro­nią i si­ła­mi pol­skie­mi. Aby do­ku­men­tem hi­sto­rycz­nym prze­mó­wić, za­cy­tu­je­my tu urzę­do­wą re­la­cję, prze­sła­ną przez lwow­skie gu­ber­nium do Wied­nia.

Kraj jest wzbu­rzo­ny, za­gra­ża wy­buch re­wo­lu­cji, ale rząd może być spo­koj­ny. Nie po­trze­bu­je­my żad­nej po­mo­cy, gdyż wy­da­ne zo­sta­ły za­rzą­dze­nia stłu­mić ro­kosz bez kom­pro­mi­to­wa­nia woj­ska.

Rząd au­str­jac­ki po­sta­no­wił wnieść mię­dzy cha­tę pol­ską a dwór pol­ski za­rze­wie wal­ki so­cy­al­nej; przed­sta­wił chło­pu, że szlach­cic jest je­dy­nym po­wo­dem jego wie­ko­wej nę­dzy, że rząd chce uwła-zczyć wło­ścian, a szlach­ta pol­ska na to nie po­zwa­la; przed­sta­wił mu, że po­wsta­nie pol­skie robi in­te­li­gen­cja pol­ska po to, aby chło­pu jesz­cze wię­cej ująć chle­ba i jesz­cze bar­dziej po­więk­szyć jego nie­wo­lę. Agi­ta­to­rzy rzą­do­wi, urlop­ni­cy, kan­ce­li­ści, pi­sa­rze ze sta­ro­stwa, roz­no­si­li mię­dzy lu­dem wieść, że po­wstań­cy pol­scy roz­pocz­ną po­wsta­nie od rze­zi pol­skie­go ludu.

Nim czy­tel­ni­ko­wi przed­sta­wi­my ob­ra­zy tej strasz­li­wej tra­ge­dji, jaka się w Ga­li­cji w lu­tym 1846 r. ro­ze­gra­ła, mu­si­my przedew­szyst­kiem na­pięt­no­wać bez­czel­ne i nie­sły­cha­ne kłam­stwa, ja­kie­mi były te enun­cja­cje au­str­jac­kie. Rząd świa­do­mie i bez­wstyd­nie skła­mał, ja­ko­by on chciał uwłasz­czyć lud, a szlach­ta mu w tem prze­szka­dza­ła. Dzia­ło się cał­kiem prze­ciw­nie. Szlach­ta pol­ska chcia­ła uwłasz­czyć lud, a rząd na ża­den spo­sób nie do­pu­ścił do tego. Już w roku 1843 Ta­de­usz Wa­si­lew­ski żąda w izbie sej­mo­wej uwłasz­cze­nia wło­ścian i znie­sie­nia pańsz­czy­zny. Wnio­sek Wa­si­lew­skie­go zo­stał przy­ję­ty; sejm lwow­ski zwró­cił się do dy­na­stji Habs­bur­gów, aby zwo­ła­ła ko­mi­sję, ce­lem usta­le­nia spra­wy uwłasz­cze­nia i spra­wy znie­sie­nia pańsz­czy­zny. Wiel­ko­dusz­ny wnio­sek Wa­si­lew­skie­go jed­nak­że zdła­wił rząd au­str­jac­ki. Nie­chcąc ścią­gnąć na sie­bie nie­po­pu­lar­ność!, któ­ra­by od­mo­wa wy­wo­ła­ła, prze­wle­kał rzecz na spo­sób au­str­jac­ki, od­kła­da­jąc za­ła­twie­nie wnio­sku, sta­wia­jąc mu trud­no­ści for­mal­ne. Ko­mi­sja ze­bra­ła się do­pie­ro po dwóch la­tach, gdy się zaś ze­bra­ła, gdy plon przy­nieść mia­ła, osob­nem roz­po­rzą­dze­niem rzą­do­wem we wrze­śniu 1845 r. tęż ko­mi­sją roz­wią­za­no. Dla­cze­go? Oto rząd nie chciał do­pu­ścić do tego, żeby chłop pol­ski do­stał wol­ność i zie­mię z ręki pol­skiej; w in­te­re­sie rzą­du le­żał roz­dział so­cjal­ny mię­dzy kmie­ciem a pa­nem; rząd ocze­ki­wał ta­kiej spo­sob­no­ści, aby ta­nim kosz­tem mógł zo­stać pol­skie­go chło­pa do­bro­dzie­jem.

Nie sądź­my wca­le, że za­cny głos Wa­si­lew­skie­go był w in­te­li­gen­cji pol­skiej od­osob­nio­nym. Cała szlach­ta pol­ska, szcze­gól­niej cała szlach­ta ga­li­cyj­ska, go­rą­co pra­gnę­ła uwłasz­cze­nia ludu. Jed­na z naj­po­pu­lar­niej­szych pod­ów­czas ksią­żek agi­ta­cyj­nych Ka­te­chizm de­mo­kra­tycz­ny ta książ­ka, któ­ra pod­ów­czas sta­no­wi­ła Cre­do in­te­li­gen­cji pol­skiej, mówi nam:

0j­czy­7A­ię ko­chać, to jest ko­chać jej… wol­ność, a wol­ność nie jest co in­ne­go, jak do­bro ludu. Kto­by nie chciał wol­no­ści, czy­li do­bra ludu, ten nie ko­cha oj­czy­zny, ale tyl­ko jej kla­sy wyż­sze, któ­rym do­brze się dzie­je z po­gnę­bię-. niem ludu.

Ude­rza au­tor tej książ­ki na pol­ską szlach­tę, zwie tę Pol­skę wię­zie­niem, mę­czar­nią bar­ba­rzyń­ską i ma­co­chą dla ludu. Znieść pańsz­czy­znę i dać zie­mię lu­do­wi–oto pierw­sze przy­ka­za­nia ów­cze­sne­go Ka­te­chi­zmu de­mo­kra­tycz­ne­go.*

Przy­pa­trz­my się da­lej tak­ty­ce rzą­du au­str­jac­kie­go wo­bec na­sze­go ludu. Oko­ło roku 1844 za­czę­ły się w Ga­li­cji sze­ro­ko roz­ga­łę­ziać związ­ki, zwró­co­ne prze­ciw pi­jań­stwu. Za­ło­ży­ło je miesz­czań­stwo pol­skie i szlach­ta pol­ska, gor­li­wie pro­pa­go­wa­li księ­ża ga­li­cyj­scy. Na­uka po­czę­ła skut­ko­wać. Za­pi­ty pro­le­tar­jusz wiej­ski za­czął na trzeź­wo pa­trzeć na świat. To było nie na rękę rzą­do­wi. Gdy lud wód­kę po­rzu­ci, gdy dźwi­gnie się trzeź­wość i oświa­ta wśród ludu, go­tów chłop zdo­być świa­do­mość, kto jest jego przy­ia­cie­lem, a kto wro­giem. Nie moż­na do­pu­ścić do tego. Nie moż­na stra­cić moż­no­ści wy­ko­ny­wa­nia sta­rej, au­str­jac­kiej me­to­dy di­vi­de et im­pe­ra *); chłop świa­tły, trzeź­wy, to na­tu­ral­ny wróg rzą­du.

I zja­wia się w przeded­niu roku 1846 nie­sły­cha­ne roz­po­rzą­dze­nie rzą­do­we. Rząd au­str­jac­ki zmu­sił bi­sku­pów ga­li­cyj­skich, aby wy­stą­pi­li prze­ciw to­wa­rzy­stwom wstrze­mięź­li­wo­ści. Bi­sku­pi mu­sie­li wy­ko­nać woię rzą­du. Wy­da­li ode­zwę do pro­bosz­czów, aby ci nie wy­wie­ra­li na­ci­sku w kie­run­ku sze­rze­nia wstrze­mięź­li­wo­ści. Słusz­nie za­praw­dę pi­sze Schniir-Pe­płow­ski, że owa pro­te­go­wa­na przez rząd wód­ka, owo pro­te­go­wa­ne przez rząd pi­jań­stwo w pa­mięt­nych dniach lu­do­wych wy­bor­nie speł­ni­ło swe sza­tań­skie po­słan­nic­two.*

*

Or­ga­ni­za­cja za­mie­rzo­ne­go w r. 1846 po­wsta­nia była nad wszel­ki wy­raz nie­udol­na. Gdy czy­ta­my jego dzie­je, jego do­ku­men­ty, zda­je nam się, że po­wsta­nie to or­ga­ni­zu­ją po­eci, za­pa­trze­ni w

*) Dziel i pa­nuj.

nie­bo, nie wi­dzą­cy zu­peł­nie ka­mie­ni na zie­mi, ani prze­pa­ści pod no­ga­mi. Ogrom­ną rolę od­gry­wa­ją lu­dzie mło­dzi, stu­den­ci. Cią­gle i cią­gle w ich enun­cja­cjach sły­chać ha­sło i wia­rę: rusz­my się tyl­ko, a mil­jo­ny ludu pój­dą za nami. Ro­bi­li oni bi­lans woj­ny na pod­sta­wie po­wsta­nia ludu, bez wie­dzy tego ludu, bez woli tego ludu. Są­dzi­li, że dość bę­dzie od­czy­tać lu­do­wi ma­ni­fest uwłasz­cze­nia, a lud po­wsta­nie. Adam Ko­cha­now­ski sta­wia myśl, aby wszę­dzie po kra­ju or­ga­ni­zo­wać pro­ce­sje z cho­rą­gwia­mi, aby na cze­le tych pro­ce­sji wy­stą­pi­li w pon­ty­fi­kal­nych sza­tach księ­ża, a za nimi bez­bron­ny lud. Mają te pro­ce­sje po­dejść pod mia­sta ga­li­cyj­skie, w któ­rych sto­ją gar­ni­zo­ny woj­sko­we i we­zwać woj­ska w imię Boga, aby opu­ści­ły nasz kraj… z tej zaś rady Ko­cha­now­skie­go, wi­dzi­my na­ocz­nie, jacy po­eci prze­wod­ni­czy­li po­wsta­niu. Roz­no­si­li oni po kra­ju naj­bar­dziej fan­ta­stycz­ne wie­ści, twier­dzi­li, że przyj­dzie nam na po­moc na­ród cze­ski i na­ród wę­gier­ski, że na po­wstań­ców nie ude­rzą nig­dy au­str­jac­kie woj­ska, bo w tych woj­skach są chło­pi ga­li­cyj­scy, któ­rzy nie będą za­bi­ja­li wła­snych bra­ci. W osłu­pie­nie nas wpro­wa­dza ów mło­dy szła chcic tar­now­ski, któ­ry wów­czas gdy or­ga­ni­za­cja na­ro­do­wa ta­jem­ni­cą była, przy­stą­pił w re­stau­ra­cji do ofi­ce­rów au­strj ac­kich, trą­cił się z nimi kie­lisz­kiem i rzekł: pij­my dziś wino, bo ju­tro bę­dzie­my prze­le­wa­li krew. Do­bra na­ro­du chcie­li ci czci­god­ni ma­rzy­cie­le; z do­brą wia­rą w spra­wie­dli­wość Boga, szli do boju – nie ich za­praw­dę wina, że oni pro­stą dro­gą par­li do… ka­ta­stro­fy i ru­iny kra­ju.

A gdy po­eci pol­scy w spo­sób nie­udol­ny, w spo­sób wręcz na­iw­ny, przy­go­to­wy­wa­li po­wsta­nie, dro­gą zim­ne­go, iście pie­kiel­ne­go ro­zu­mu szli do celu zbrod­nia­rze au­str­jac­cy. Gdy emi­sar­jusz pa­ry­ski wcho­dził do dwo­ru szla­chec­kie­go, aby od­czy­tać pa­te­tycz­ne ma­ni­fe­sty, w jego śla­dy szedł ko­mi­sarz rzą­do­wy pod pol­ską chłop­ską strze­chę. Niósł chło­pom bez­czel­ne kłam­stwa, jako praw­dy, da­wał im rady, na któ­re pie­kło się obu­rza.

Mó­wił im:

Tyś, chło­pie, nie po­lak, tyś chłop ce­sar­ski. Po­lak to szlach­cic, ksiądz, miesz­cza­nin, sur­du­to­wiec, ten, któ­ry chce zro­bić po­wsta­nie prze­ciw rzą­do­wi w tym celu, aby jesz­cze bar­dziej dła­wić ce­sar­skie­go chło­pa. Mó­wił im:

Ce­sarz już od­daw­na chce dać to­bie, chło­pie, zie­mię, chce znieść pańsz­czy­znę, ale po­lak na to nie po­zwa­la.

Mó­wił im.

Oto tam za trze­cią górą i za dzie­sią­tą wodą już po­la­cy chło­pów mor­du­ją, całe wsie w pień wy­ci­na­ją.

– Co mamy czy­nić, py­ta­li się chło­pi.

– Co ma­cie czy­nić, mó­wił ko­mi­sarz – wy­bić szlach­tę, za­nim wy­buch­nie po­wsta­nie. Na­paść na dwór, męż­czyzn za­bić, lub do cyr­ku­łu au­str­jac­kie­go od­sta­wić. Ja wam za­pła­cę pięć reń­skich za za­bi­te­go, a trzy reń­skie za ży­we­go po­la­ka.

Taką była treść rad, da­wa­nych chło­pu pol­skie­mu. Że tak w isto­cie było, świad­czą o tem fak­ty i do­ku­men­ty. Że to pla­no­wo i ce­lo­wo zro­bio­ne było, że to było prze­wi­dzia­ne i wy­ra­cho­wa­ne, świad­czy po­mni­ko­we przy­zna­nie się pre­zy­den­ta gu­ber­nium lwow­skie­go ba­ro­na Krie­ga, któ­ry rzekł:

Za­bu­rze­nia po­trwa­ją trzy dni, a po­tem bę­dzie sto lat spo­ko­ju.

Ba­ron Krieg owe trzy dni rze­zi naj­ści­ślej i naj­do­kład­niej wy­pro­ro­ko­wał.

On na­przód do­kład­nie znał owe dzie­ło trzech dni. Że tak jest, świad­czą sło­wa sta­ro­sty tar­now­skie­go Bre­in­dla, któ­ry po rze­zi ga­li­cyj­skiej rze­ki:

„Nie by­ło­by dla mnie dość wy­so­kiej szu­bie­ni­cy, gdy­bym to, co się sta­ło.. wła­snej ini­cja­ty­wy uczy­nił”,

Nad­szedł wresz­cie umó­wio­ny ter­min wy­bu­chu po­wsta­nia; taż sama chwi­la była dla rzą­du ter­mi­nem wy­bu­chu rze­zi ga­li­cyj­skiej. W nocy z dnia 18 na 19 lu­te­go 1846 r. w Tar­no­wie, po­wstań­cy mie­li wy­ru­szyć na Tar­nów, w tęż samą noc wy­ru­szy­li chło­pi pol­scy na pol­skie dwo­ry. Za­czę­ła się rzeź. Opi­sać ją? Za­praw­dę, że prze­sław­ne dan­tej­skie opi­sy pie­kła są bla­de wo­bec tego, co się w Ga­li­cji pod­ów­czas dzia­ło. Jak ją opi­sać? Była to woj­na bez bi­tew, była to kam­pan­ja bez wo­dza i bez pla­nów. To nie był je­den wiel­ki po­żar, któ­re­go-by gro­zę sło­wem opo­wie­dzieć moż­na; to były set­ki po­ża­rów, któ­ry­mi krwa­wo za­pło­nął kraj. Nie ob­raz kam­pan­ji, ale ob­ra­zy mor­dów czy­tel­ni­ko­wi przed oczy przy­wo­dzi­my; nie przed­sta­wia­my wiel­kie­go fak­tu i wnio­sków, ja­kie fakt zro­dził, lecz ode­rwa­ne krwa­we szcze­gó­ły, z któ­rych so­bie czy­tel­nik sam wnio­ski o pie­kle ga­li­cyj­skiem wy­snu­je.

Kon­cep­sprak­ty­kant Witz­thum, pod bo­bro­wem fu­trem, mun­dur ce­sar­ski miał, aby le­piej jed­nak pań­stwu słu­żyć, aby więk­sze wśród chłop­stwa za­ufa­nie wzbu­dzić, aby zresz­tą szlach­ta się nie do­wie­dzia­ła, że zbój­ców urzęd­nik ce­sar­ski pro­wa­dzi, w Pierz­cho­wie chłop­skie ubra­nie so­bie ku­pił, za chło­pa się prze­brał:

We dwo­rze pra­wie ni­ko­go nie było. Po ci­chym ślu­bie wy­je­cha­li pań­stwo mło­dzi, wy­je­cha­ła na­wet ro­dzi­na. We dwo­rze po­zo­stał mło­dy Hen­ryk Kem­piń­ski z żoną. Gdy uj­rze­li le­cą­cą czerń, wsko­czy­li na brycz­kę. Kem­piń­ski pod­ciął ko­nie, cwa­łem ucie­kać za­czął. Do­gna­li go chło­pi w polu, ko­nie wstrzy­ma­li, okrop­nie ce­pa­mi bili.

– Mi­ło­sier­dzia!

– Za­raz mi­ło­sier­dzie mieć bę­dziesz! Po­rwa­li chło­pi ko­bie­tę za wło­sy, z wozu zrzu­ci­li jej męża. Ude­rze­nia­mi pię­ści Kem­piń­ską za­bi­li, Kem­piń­skie­go zaś po­ło­ży­li na zie­mi i do­oko­ła oto­czy­li.

Za­czę­ta się młoc­ka. Pię­ciu młoc­ka­rzy pra­cu­je; w pa­cierz czło­wiek wy­zio­nął du­cha. Za­czem mor­der­cy wró­ci­li do dwo­ru. Tam po­rucz­nik Berndt po po­ko­jach wę­szy, lu­dzi szu­ka, ze­msty na po­wstań­cach szu­ka. Obaj z Witz­thu­mem cały dwór prze­bie­że­li, ofi­cy­ny prze­szu-' kali, piw­ni­ce prze­szu­ka­li, ni­ko­go nie zna­leź­li. Na szczę­ście, do­gnał ban­dę chłop­ską lo­kaj, Ka­rol Sala. On zna do­brze nie­zna­no­wic­ki dwór, zna wszyst­kie za­ka­mar­ki i skryt­ki. W lot śle­pe drzwi w pod­ło­dze zna­lazł, ukry­te­go hra­bie­go Mie­czy­sła­wa Dę­bic­kie­go Bernd­to­wi po­ka­zał. Wzię­li chło­pi Dę­bic­kie­go w ra­mio­na, trzy­ma­li ręce jego moc­no, a ofi­cer go po­licz­ko­wał. Krew w Bernd­cie za­wrza­ła, pia­na na war­gach się zja­wi­ła. Bił bez li­to­ści, po­tem go chło­pom od­dał. Wy­wle­kli go na dwór, tu na nowo młoc­ka się za­czy­na. Twar­de miał Dę­bic­ki ży­cie, sko­nać nie mógł. Więc obu­chem to­po­ra Wit­zhum go za­bił.

A chłop­stwo na­próż­no no­wych ofiar szu­ka. Chce po­ka­zać gor­li­wość swą Witz­thu­mo­wi. Bo pan kon­cep­sprak­ty-kant przy­rzekł im, imie­niem pań­stwa, że co dziś jest szla­chec­kie, ju­tro bę­dzie wa­sze, bę­dzie­cie mie­li oprócz tego sól i pie­nią­dze, tyl­ko się dziar­sko po­pi­sy­wać mu­si­cie.

Nie­tyl­ko obiet­ni­ca­mi sza­fo­wał do­bry pan. W Książ­ni­cach prze­cie becz­ka oko­wi­ty pę­kła, chłop­stwo się upi­ło; te­raz po mor­dzie, zno­wu kufa z go­rzel­ni Kem­piń­skie­go zbój­com otda­na, zno­wu chłop­stwo pije. AJe nie ma co młó­cić… Więc do tru­pów Kem­piń­skich wró­ci­li. Wsa­dzo­no w usta Kem­piń­skie­go kij, zęby mu pod­wa­żo­no, wy­ła­ma­no mu dzią­sła. Zo­stał trup bez zę­bów. Na­stęp­nie ob­na­żo­no cie­płe cia­ło Kem­piń­skiej. Po­ka­za­ło się, że mło­da ko­bie­ta była w bło­go­sła­wio­nym sta­nie; po­ka­za­ło się, że ona przed chwi­lą sko­na­ła, ale w ży­wo­cie ży­cie drga… Za­czem wy­leź­li pi­ja­ni chło­pi na jej brzuch i po nim ska­ka­li. Wit­zhu­mo­wi bar­dzo się to po­do­ba­ło. On był za­wsze sil­ny… Do ta­kich na­le­ży świat. Otwarł chłop no­żem ży­wot ko­bie­ty i mówi do Witz­thu­ma:

– Dwóch ślach­ci­ców po­ro­dzić mia­ła. Śmie­je się dru­gi pi­ja­ni­ca:

– Dwóch po­la­ków mniej na świe­cie. Po­le­cił Witz­thum tru­py za­wieźć do sta­ro­stwa. Na brycz­kę cia­ła krwa­we zło­żo­no, sami chło­pi opo­wia­da­li, że przez ple­cion­kę wozu krew się po żwi­rze go­ściń­ca lała aż do mia­sta. W Boch­ni na­stą­pi­ła wy­pła­ta za po­mor­do­wa­nych po­la­ków. Każ­dy z chło­pów do­stał trzy cwan­cy­gie­ry; było zbój­ców ośm­na­sta, ra­zem pięć­dzie­siąt czte­ry cwan­cy­gie­ry Berndt kmie­ciom za­pła­cił. A resz­ta lu­dzi po­szła z Witz­thu­mem na nowe zwy­cięz­twa.

Pan kon­cep­sprak­ty­kant był mą­drym wo­dzem. Na­ka­zał, aby żad­ne­go ze szlach­ci­ców nie mor­do­wa­li jego wła­śni pod­da­ni. Bo mógł­by rząd do­znać za­wo­du. Co wieś inny był sto­su­nek do­mi­nium do chło­pa; czę­sto by­wał zły, bar­dzo zły, sto­su­nek ka­to­wa­ne­go i kata. Ale gę­sto zna­la­złeś sio­ło, w któ­rem mię­dzy kmie­ciem a szlach­ci­cem za­ży­łość i ser­decz­ność była; ge­sto się zda­rza­ło, że kmieć miał w panu nie kata, ale do­bro­dzie­ja. By­wa­ło, że szlach­cic chłop­skie dziec­ko na księ­dza, na urzęd­ni­ka wy­pro­mo­wał, że dzie­ci chłop­skie do chrztu trzy­mał, że o chrzest­ni­kach cią­głą pa­mięć miał, że w nie­szczę­ściu szedł pod­da­ne­mu z po­mo­cą i wspar­ciem. Te­raz trze­ba po­la­ków rżnąć; może chłop od­mó­wić, może sta­nąć w obro­nie do­bro­dziej a - szlach­ci­ca, ku­mo­tra – szlach­ci­ca. Może iść bro­nić dwo­ru… Za­tem przy­ka­zał pan Witz­thum, aby tyl­ko z dru­giej, z dzie­sią­tej wsi na dwór na­pa­da­li. A wła­śni pod­da­ni pój­dą rżnąć dwór dru­gi, dzie­sią­ty…

Leci kra­jem zbrod­ni­cza czerń, mor­du­ją dwo­ry w bo­cheń­skiej, tar­now­skiej i są­dec­kiej zie­mi. Wio­dą spraw­ców za chło­pów prze­bra­ni kan­ce­li­ści, wie­dzie ich za chło­pa prze­bra­ny c… k… kon­ceps-prak­ty­kant Witz­thum.

Pod (Jrod­ko­wi­ca­mi po­łą­czył się z czer­nią kan­ce­li­sta sta­ro­stwa bo­cheń­skie­go Ho­szar. Czerń biła szy­by we dwo­rze, wy­padł z miesz­ka­nia Mar­cin Że­leń­ski.

– Cze­go wy chce­cie?

– Hej, po­lo­ki! Hej broń! Hej proch! Hej noże!

– Ja­kie noże?

– Te, któ­ry­mi wy, ślach­ci­ce, nas chło­pów wy­rzy­naó bę­dzie­cie!

– To kłam­stwo bez­wstyd­ne!

– To praw­da świę­ta.

– Kto wam to mó­wił?

– Pan sta­ro­sta Berndt. Przy­się­gał się, za­kli­nał Że­leń­ski;

w od­po­wie­dzi na jego przy­się­gi, na­pa­dli chło­pi na nie­go, w izbie go uję­li, po­wro­za­mi zwią­za­li, przez okno wy­rzu­ci­li, ki­ja­mi bili. Za­rzu­co­no mu stry­czek na szy­ję, włó­czo­no go na pę­tli­cy po ogro­dzie; chciał chłop za­bić go sie­kie­rą, or

Po­pu­lar­na Bi­blio­te­ka Hi­sto­rycz­na.

2

sko­czy­ła sie­kie­ra po czasz­ce, szczę­kę jeno od­rą­ba­ła. Zno­wu go wlo­ką, przed eko­nom­skim do­mem roz­łu­pa­no mu to­po­rem gło­wę. Jed­no­cze­śnie ko­na­ła pod ce­pa­mi zona jego.

Pani Woj­na­ro­wi­czo­wa ob­ra­zem Chry­stu­sa Ukrzy­żo­wa­ne­go przed chłop­stwem się za­sło­ni­ła; chło­pi wi­dły w ob­raz wbi­ja­ją, na dzie­dzicz­kę na­pa­da­ją, aby ją wraz z cór­ka­mi za­mor­do­wać. Cu­dem za­iste uda­ło się ko­bie­tom umknąć ogro­dem, ści­ga­ją je chło­pi; gdy część chłop­stwa po­pę­dzi­ła w po­goń, resz­ta wpa­dła do pu­ste­go dwo­ru, po­lo­ków po za­uł­kach szu­ka­jąc.

Do­pie­ro Smol­kow­ska, sta­ra pia­stun­ka dwor­ska, ukry­te­go w jej miesz­ka­niu Le­ona Woj­na­ro­wi­cza, aka­de­mi­ka, wska­za­ła. Zwle­kli go z góry, do naga ob­dar­li, na śnie­gu po­ło­ży­li, bili tak, że mu ręce i nogi po­ła­ma­li. Już trup, już trup. Są­dzi­li chło­pi, że mło­dzie­niec umarł, opu­ści­li go, no­wych ofiar szu­ka­ją. Tym­cza­sem po­ka­le­czo­ne­mu Woj naro wież owi przy­szły z po­mo­cą szpi­tal­ne dzia­dy. Dzie­dzicz­ka przy­tu­łek dla ubo­gich za­ło­ży­ła, wy­szli star­cy z jej szpi­ta­la, pół­tru­pa do izby szpi­tal­nej za­wle­kli.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: