Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z zimną krwią - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Z zimną krwią - ebook

Kiedy Erika Foster otwiera zardzewiałą walizkę, znajduje w niej rozczłonkowane ciało młodego mężczyzny i choć wiele już widziała w swojej karierze, to z podobnym widokiem ma do czynienia po raz pierwszy. Dwa tygodnie wcześniej znaleziono identyczną walizkę z ciałem młodej kobiety. Co łączy dwa morderstwa? Kiedy Foster wraz z zespołem zaczynają śledztwo, szybko orientują się, że to przypadek seryjnego mordercy, który już zaplanował kolejny ruch i zawsze jest przed nimi o krok.

Gdy policjanci są co raz bliżej schwytania mordercy, Erika zostaje ofiarą brutalnego ataku. Zmuszona do odpoczynku w domu, nie zważa na pogróżki i za wszelką cenę chce wrócić do pracy. Walizek przybywa, a na dodatek w śmiertelnym niebezpieczeństwie znalazły się bliźniaczki jednego z kolegów detektyw. Czy uda jej się je uratować zanim będzie za późno? Czas mija nieubłaganie szybko, a kiedy główny podejrzany zostaje namierzony, Foster odkrywa, że morderca nie działa w pojedynkę.

„Wciągająca lektura – kiedy już zaczniesz, trudno ją odłożyć”.
Rachel Abbott

„Detektyw Erika Foster jest prawdopodobnie najlepszą kobiecą detektyw, jaką kiedykolwiek poznałam. Nie, czekajcie: najlepszą detektyw w ogóle! Erika powraca z wielkim hukiem!”
Sturdust Book Reviews

„Olśniewająca wspaniała! Na okładce książki powinna być informacja, że kiedy zaczniesz, to nie odłożysz, póki nie skończysz!”
The Quiet Knitter

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8075-677-9
Rozmiar pliku: 951 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Poniedziałek, 2 października 2017 roku

Główna inspektor Erika Foster osłoniła oczy przed deszczem, gdy ona i Moss pędziły wzdłuż South Bank brukowanym przejściem na południowym brzegu Tamizy. Odpływ ukazał brązowy pas mułu, cegieł i śmieci, które wypełniały koryto rzeki. Radio spoczywające w kieszeni długiej czarnej kurtki Eriki wydało metaliczny trzask. Po chwili usłyszała, jak policjant znajdujący się na miejscu zbrodni pyta, gdzie są.

– Tu Foster. Będziemy za dwie minuty.

Nadal trwała poranna godzina szczytu, ale robiło się coraz ciemniej, pojawiła się gęsta mgła. Przyśpieszyły i ruszyły obok centrali IBM i bladego skulonego budynku ITV Studios. To tutaj South Bank skręcało ostro na prawo, a potem rozszerzało się i przechodziło w obsadzoną drzewami aleję, prowadzącą do National Theatre i Hungerford Bridge.

– To tam – wysapała Moss, ciężko dysząc. Zwolniła.

W odsłoniętym korycie rzeki, trzy metry poniżej, mała grupa ludzi stała na sztucznej plaży. Erika zaczęła masować sobie żebra, bo poczuła dziwne kłucie. Miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, górowała więc nad Moss, a deszcz sprawił, że jej krótkie blond włosy przylegały do głowy.

– Powinnaś mniej palić – powiedziała Moss, patrząc na nią. Odgarnęła z twarzy pasemka rudych włosów. Jej twarz pokrywało mnóstwo piegów, a pełne policzki były zarumienione od biegu.

– A ty powinnaś jeść mniej marsów – odparowała Erika.

– Jem mniej. Zredukowałam do jednego na śniadanie i jednego na lunch, do tego dochodzi porządna kolacja.

– Mam tak samo z fajkami. – Erika się uśmiechnęła.

Podeszły do kamiennych schodów prowadzących do Tamizy. Widniały na nich linie zasięgu przypływu, a ostatnie dwa schodki były śliskie od glonów. Plaża miała cztery metry szerokości i kończyła się nagle w miejscu, w którym burzyła się brązowa woda. Erika i Moss wyjęły legitymacje, grupka ludzi rozdzieliła się, by przepuścić je do cywilnej współpracowniczki policji, która próbowała chronić wielką, zniszczoną walizkę, na wpół zakopaną w piachu.

– Kazałam im odejść, ale nie chciałam zostawiać tego miejsca niepilnowanego – powiedziała z determinacją młoda kobieta, patrząc na Erikę przez strugi deszczu. Była niska i chuda.

– Jest pani sama? – spytała Erika, patrząc na walizkę. Przez dziurę w jednym końcu wystawały dwa blade obrzęknięte palce.

Pokiwała głową.

– Drugi dyżurny musiał zająć się alarmem w jednym z biurowców – odparła.

– Tak nie powinno być – wtrąciła Moss. – Zawsze ma być dwóch cywilów. Czyli przyjechała pani z nocnej zmiany w centrum Londynu? Sama?

– Dobrze, Moss… – zaczęła Erika.

– Ale to nie jest w porządku. Ci ludzie są ochotnikami! Dlaczego miasto nie może opłacić większej liczby funkcjonariuszy?

– Dołączyłam do ochotników, żeby zebrać doświadczenie i zostać policjantką…

– Musimy przepędzić stąd ludzi, zanim wszystkie dowody szlag trafi – przerwała Erika.

Moss skinęła głową, a potem ona i ochotniczka zaczęły zaganiać gapiów w stronę schodów. Na końcu niedużej plaży, obok wysokiego muru, Erika zauważyła dwie niewielkie dziury wykopane przez starszego człowieka o długich siwych włosach, mającego na sobie wielobarwne poncho. Nie zwracał uwagi na ludzi ani deszcz, tylko cały czas kopał. Erika wyjęła radio i wezwała wszystkich mundurowych, którzy przebywali w pobliżu. Odpowiedziała jej złowroga cisza. Zobaczyła, że mężczyzna w kolorowym ponchu zignorował również Moss i kopał dalej.

– Musi pan iść na górę – powiedziała, odsuwając się od walizki. Spojrzał na nią, a potem zaczął wygładzać górę piachu, która natychmiast nasiąkała wodą. – Przepraszam. Proszę pana. Mówię do pana.

– A kim pani jest? – spytał władczym tonem i dokładnie jej się przyjrzał.

– Główna inspektor Erika Foster – odparła i pokazała mu legitymację. – To miejsce zbrodni. Musi pan je opuścić. Teraz. – Przestał kopać i spojrzał na nią z absurdalnym wyrazem oburzenia na twarzy. – Czy wolno pani być tak niegrzeczną?

– Owszem, gdy ludzie blokują mi miejsce zbrodni.

– Ale to jest mój jedyny dochód. Wolno mi tutaj urządzać wystawy moich rzeźb z piasku. Mam pozwolenie od Rady Gminy Westminsteru.

Pogrzebał w swoim ponchu i wyjął laminowaną kartę ze zdjęciem, którą błyskawicznie zalał deszcz.

Z radia Eriki dobiegł głos:

– Z tej strony posterunkowi Warford i Charles… – Zobaczyła, jak dwaj młodzi funkcjonariusze śpieszą w stronę tłumu przy schodach.

– Skoordynujcie działania z inspektor Moss. Chcę zamknąć South Bank piętnaście metrów w obie strony – powiedziała, a potem ponownie schowała radio do kieszeni. Mężczyzna nadal wyciągał w jej stronę swoje pozwolenie. – Może pan to odłożyć.

– Jest pani niewychowana – oświadczył, mrużąc oczy.

– Owszem, a zaraz wykażę się jeszcze większym brakiem wychowania i każę pana aresztować. A teraz proszę wejść na górę.

Powoli wstał.

– To tak rozmawia się ze świadkiem?

– A co pan widział?

– To ja odkryłem tę walizkę, gdy kopałem.

– Była zagrzebana w piasku?

– Częściowo. Wczoraj jej tutaj nie było. Kopię tu codziennie, bo pływ cały czas przesuwa piasek.

– Dlaczego pan to robi?

– Bo jestem artystą, rzeźbię w piasku – odparł z dumą. – Z reguły pracuję właśnie tutaj. Rzeźbię syrenę siedzącą wysoko na skale i skaczącą rybę, to bardzo popularny…

– Czy dotykał pan walizki albo czegokolwiek? – spytała Erika.

– Oczywiście, że nie. Przestałem, gdy zobaczyłem… Gdy zobaczyłem, że walizka pękła, a ze środka wystają… palce.

Erika widziała, że mężczyzna się boi.

– Dobrze. Proszę iść na górę, musimy przyjąć od pana zeznania.

Dwaj policjanci i ochotniczka oddzielili przejście taśmą. Gdy mężczyzna chwiejnym krokiem ruszył w stronę schodów, do Eriki dołączyła Moss. Teraz już na plaży znajdowały się tylko one.

Naciągnęły lateksowe rękawiczki i podeszły do walizki. Palce wystające z dziury w brązowym materiale były nabrzmiałe i miały poczerniałe paznokcie. Moss delikatnie oczyściła szwy z piasku i odsłoniła zardzewiały zamek błyskawiczny. Erika musiała kilka razy za niego pociągnąć, ale wreszcie walizka się otworzyła. Razem z Moss powoli podniosły wieko. Wylało się trochę wody. Do walizki wepchnięto zwłoki mężczyzny. Moss się cofnęła i zatkała nos. Uderzył je smród gnijącego ciała i stojącej wody. Erika zamknęła oczy. Po chwili je otworzyła. Kończyny były białe i umięśnione. Ciało wyglądało, jakby składało się z łoju, który zaczął się łuszczyć, w pewnych miejscach było widać kości. Erika delikatnie uniosła korpus. Pod spodem znajdowała się głowa z rzadkimi czarnymi włosami.

– Jezu, odcięto mu głowę – powiedziała Moss, wskazując na szyję.

– I odrąbano nogi, żeby zmieścił się do walizki – dokończyła Erika. Nabrzmiała, ciężko pobita twarz, była nie do rozpoznania. Opuchnięty czarny język wystawał spomiędzy wielkich fioletowych warg. Delikatnie położyła tułów z powrotem na głowie i zamknęła walizkę.

– Musimy szybko wezwać kryminalistyków. Nie wiem, ile zostało nam czasu do nadejścia przypływu.Rozdział 2

Godzinę później na miejscu zbrodni znalazła się ekipa z zakładu medycyny sądowej. Deszcz nadal lał, a mgła gęstniała, przysłaniając wierzchołki okolicznych budynków. Mimo deszczu na każdym końcu kordonu policyjnego zebrały się tłumy gapiące się na wielki biały namiot techników, rozłożony nad ciałem w walizce. Połyskiwał złowrogo na tle ciemnej, mętnej wody.

W środku było gorąco. Mimo chłodu mocne światła szybko ogrzały przestrzeń pod namiotem. Erika i Moss, ubrane w niebieskie kombinezony, towarzyszyły lekarzowi sądowemu Isaacowi Strongowi, który klęczał przy walizce z dwoma asystentami i fotografem. Isaac był wysokim, szczupłym mężczyzną. Tylko po łagodnych brązowych oczach i cienkich brwiach można było go rozpoznać pod kapturem i maską.

– Co możesz nam powiedzieć? – spytała Erika.

– Przez jakiś czas ciało przebywało w wodzie; widzicie żółte i zielone przebarwienia na skórze – odparł, wskazując pierś i brzuch denata. – Zimna woda spowolniła proces rozkładu…

– I to jest spowolniony proces rozkładu? – spytała Moss, zasłaniając maskę dłonią. Smród był wszechobecny. Wpatrywali się w zmasakrowane ciało. Wszystkie części zostały równo ułożone w walizce: po jednej nodze po każdej stronie korpusu, kolana zginały się w prawym górnym i lewym dolnym rogu; ręce były skrzyżowane na piersi, a odrąbana głowa została wsadzona pod spód.

Asystentka Isaaca otworzyła niewielką kieszeń w wewnętrznej stronie wieka walizki i wyjęła małą przezroczystą torebeczkę, zawierającą złotą obrączką ślubną, zegarek i złoty łańcuszek na szyję. Uniosła ją pod światło i badawczo oglądała.

– To pewnie jego, ale gdzie są ubrania? – spytała Erika. – Wygląda, jakby został spakowany, a nie porzucony. Jest jakiś dokument tożsamości?

Policyjny fotograf pochylił się i zrobił kolejne dwa zdjęcia. Pod wpływem ostrego światła lampy błyskowej zmrużyli oczy. Asystentka zaczęła przeszukiwać kieszeń walizki. Pokręciła głową.

– Rozczłonkowanie ciała w ten sposób i precyzja, z jaką zostało spakowane, wskazuje na wcześniejsze planowanie – powiedział Isaac.

– Ale po co pakować wartościowe przedmioty razem z ciałem? Dlaczego ich nie wziąć? To jakieś jaja – podsumowała Moss.

– Wydaje mi się, że może mieć to coś wspólnego z porachunkami gangów albo dilerów narkotykowych, ale to wy musicie to ustalić – odparł Isaac. Erika pokiwała głową, gdy drugi asystent Isaaca podniósł korpus, a fotograf zrobił zdjęcie odciętej głowy ofiary.

– W porządku, skończyłem – rzekł fotograf.

– Można zabrać ciało – powiedział Isaac. – Zaczął się przypływ.

Erika spojrzała w dół i zobaczyła, że jeden z odcisków stóp szybko wypełnił się wirującą wodą. W drzwiach namiotu stanął młody mężczyzna w kombinezonie. Trzymał nosze, na których leżał czarny worek.

Erika i Moss wyszły na zewnątrz i patrzyły, jak asystenci Isaaca otwierają worek, rozkładają, a następnie delikatnie niosą walizkę w kierunku noszy. Po kilku krokach się zatrzasnęła i prawie stracili równowagę.

– Chwileczkę, stójcie, stójcie! – krzyknęła Erika i weszła z powrotem do namiotu. Oświetliła latarką walizkę od spodu. W materiał, który zaczął się wybrzuszać i strzępić pod ciężarem ciała, zaplątała się jasna lina.

– Szybko, dajcie mi nożyczki! – warknął Isaac. Błyskawicznie rozpakowano sterylne nożyczki i mu podano. Pochylił się i odciął linę, dzięki czemu asystenci mogli bez problemu podnieść walizkę. Gdy położyli ją na noszach, rozpadła się. Podał im nożyczki i linę, wszystko zostało spakowane i opatrzone etykietą. Następnie zamknięto worek z walizką w środku.

– Dam znać, gdy skończę sekcję – powiedział Isaac. Wyszedł za asystentami, którzy z trudem pchali nosze przez piach, pozostawiając za sobą głębokie ślady po kółkach.

***

Kiedy Erika i Moss oddały kombinezony, wróciły na brukowaną drogę na South Bank i zobaczyły Nilsa Åkermana, kierownika zespołu kryminalistyków, który właśnie przyjechał ze swoją ekipą. Mieli pozbierać materiał dowodowy z miejsca zbrodni. Erika popatrzyła na zalewającą już plażę wodę i zaczęła wątpić, by dopisało im szczęście.

Nils był wysokim, chudym mężczyzną o patrzących przenikliwie niebieskich oczach, tego dnia trochę przekrwionych. Wyglądał na rozdrażnionego i wyczerpanego.

– Idealna pogoda dla kaczek – powiedział i kiwnął im głową. Mówił świetnie po angielsku z lekkim szwedzkim akcentem. Erika i Moss dostały parasole i spod nich obserwowały Nilsa i jego zespół, pracujących na kurczącej się plaży. Woda znajdowała się już kilkadziesiąt centymetrów od namiotu.

– Nigdy nie zrozumiem jego poczucia humoru – rzekła Moss. – Widzisz gdzieś jakieś kaczki?

– Chyba chodziło mu o to, że taka pogoda z pewnością spodobałaby się kaczkom, poza tym kto mówi, że to był żart?

– Ale powiedział to tak, jakby to był żart. To te szwedzkie poczucie humoru, słyszałam, że jest naprawdę dziwne.

– Skupmy się – poprosiła Erika. – Walizka mogła zostać wrzucona w górze rzeki i zaplątać się w linę, gdy niósł ją prąd.

– Można było ją wrzucić praktycznie wszędzie – odparła Moss.

Erika spojrzała na budynki i na drugi brzeg rwącej rzeki. Właśnie mijała ich barka, wyrzygująca czarny dym, a w drugą stronę, pod prąd, parły dwie długie wodne taksówki Thames Clipper.

– Wrzucenie w tym miejscu zwłok do wody byłoby głupie – zwróciła uwagę Erika. – Przez całą dobę widać je z biur. Poza tym trzeba nieść walizkę przez South Bank obok barów, kamer i świadków.

– Poznasz głupiego po czynach jego. Idealne miejsce do wrzucenia ciała dla kogoś z jajami. Ostatecznie jest tu mnóstwo uliczek, w których można się ukryć – powiedziała Moss.

– Twoja uwaga wcale nie jest pomocna.

– No cóż, z pewnością musimy docenić tego, kto to zrobił. Nie możemy założyć, że to kretyn.

Erika przewróciła oczami.

– Chodź, kupimy sobie kanapki i wrócimy do komisariatu.Rozdział 3

Późnym popołudniem Erika i Moss wróciły na posterunek policji Lewisham Row, obie kompletnie przemoczone, ponieważ ulewa nie zelżała. Prace budowlane wokół komisariatu, które zaczynały się, gdy Erika została po raz pierwszy przydzielona do południowego Londynu, prawie zakończono, a siedmiopiętrowy posterunek policji był teraz otoczony przez kilka wieżowców z luksusowymi apartamentami.

Sierżant Woolf siedział za biurkiem w odrapanej dyżurce. Był to duży mężczyzna o jasnoniebieskich oczach, bladej twarzy i kilku podbródkach wylewających się na schludnie wyprasowaną koszulę. Przed jego biurkiem stała szczupła dziewczyna z końską twarzą. Na kościstym biodrze posadziła pulchnego chłopczyka. Malec trzymał wielką torbę słodyczy i nonszalancko je przeżuwał, obserwując rozmowę matki z Woolfem.

– Jak długo każe nam pan czekać? – spytała ostro. – Mam do załatwienia kilka spraw.

– To zależy od pani chłopaka i trzystu gramów kokainy, które przy nim znaleźliśmy – odparł radośnie.

– Ej. Założę się, że go wrobiliście – powiedziała, wskazując na niego długim różowym paznokciem.

– Czy pani sugeruje, że podrzuciliśmy mu narkotyki?

– Odpierdol się.

– Pani matka wyrzuciła pieniądze w błoto, posyłając panią do szkoły.

Dziewczyna zrobiła zdezorientowaną minę.

– O czym ty mówisz, człowieku? Skończyłam szkołę kilka lat temu.

Woolf uśmiechnął się uprzejmie i wskazał długi rząd wyblakłych zielonych krzeseł pod tablicą z ulotkami.

– Proszę usiąść. Gdy tylko czegoś się dowiem, od razu dam pani znać.

Dziewczyna popatrzyła na Erikę i Moss, poszła we wskazane miejsce i usiadła pod tablicą. Erika przypomniała sobie swój pierwszy dzień w Londynie po przeniesieniu z policji Manchesteru. Siedziała w tym samym miejscu i marudziła Woolfowi, że tak długo musi czekać, tyle że okoliczności były zupełnie inne.

– Dzień dobry, miłe panie. Pada, prawda? – rzucił Woolf na widok zmoczonych fryzur.

– Nie, tylko mży – odparła sarkastycznie Moss.

– Jest w środku? – spytała Erika.

– Tak. Nadinspektor suszy się i grzeje w swoim gabinecie.

Dziewczyna siedząca z dzieckiem włożyła do ust garść cukierków i zaczęła je ssać, patrząc wściekle na Erikę i Moss.

– Proszę uważać, żeby się pani nie udławiła, ponieważ nie do końca pamiętam, jak robi się chwyt Heimlicha – ostrzegł ją Woolf, wpuszczając policjantki do środka. Zniżył głos i pochylił się do Eriki. – Emerytura jest tak blisko, że niemal jej dotykam.

– Ile jeszcze? – spytała.

– Sześć miesięcy.

Uśmiechnęła się do niego, a potem zamknęła za sobą drzwi. Poszły długim, niskim korytarzem, mijając biura, w których dzwoniły telefony i pracowali ludzie. W tym komisariacie nigdy nie brakowało roboty, bo był największy na południe od rzeki i obsługiwał największy obszar Londynu i tereny do granic Kentu. Pośpieszyły do szatni w piwnicy i przywitały się z kilkoma funkcjonariuszami, którzy nie zdążyli się jeszcze przebrać przed swoją zmianą. Podeszły do szafek i wyjęły ręczniki, żeby się wytrzeć.

– Sprawdzę listę zaginionych osób – powiedziała Moss, wycierając włosy i twarz. Następnie zdjęła mokrą bluzę i zaczęła rozpinać bluzkę.

– A ja zacznę błagać o więcej policjantów – rzekła Erika, wytarła się i obwąchała białą bluzkę znalezioną w głębi szafki.

***

Erika przebrała się i poszła do gabinetu nadinspektor. Lewisham Row znajdował się w starym zniszczonym budynku z lat siedemdziesiątych, a ponieważ nastąpiły cięcia budżetowe, unikano wind, o ile nie chciało się utknąć w którejś z nich na pół dnia. Wchodziła szybko po dwa stopnie, aż do korytarza na ostatnim piętrze. Duże okno wychodziło na południowy Londyn, widok rozciągał się od zablokowanej obwodnicy biegnącej przez serce Lewisham, przez rzędy budynków mieszkalnych, aż po zieleń przy granicach Kentu.

Zapukała do drzwi i weszła do środka. Nadinspektor Melanie Hudson siedziała za biurkiem częściowo zasłonięta górą papierów. Była drobną, chudą kobietą z przyciętymi na boba cienkimi blond włosami, ale ten wygląd nie powinien nikogo zmylić – gdy sytuacja tego wymagała, robiła się naprawdę twarda. Erika zaczęła rozglądać się po gabinecie. Wyglądał na tak samo podniszczony jak reszta budynku. Półki nadal były puste i chociaż Melanie pracowała tutaj już od kilku miesięcy, pod ścianą wciąż stały nierozpakowane pudła. Jej płaszcz wisiał przy drzwiach na jednym z trzech haczyków.

– Właśnie przyjechałam z miejsca zbrodni w South Bank. Mężczyzna, brutalnie pobity, z odciętą głową i rozczłonkowany, a następnie starannie zapakowany w walizkę.

Melanie skończyła pisać i podniosła głowę.

– Biały?

– Tak.

– Czyli nie powiedziałabyś, że to przestępstwo na tle rasowym?

– Biały też może zginąć w rasistowskim ataku.

Melanie spojrzała na nią z ukosa.

– Wiem o tym, Eriko. Po prostu chcę mieć informacje na bieżąco. Od czasu Brexitu góra cały czas zwraca szczególną uwagę na przestępstwa na tle rasowym.

– Jest jeszcze wcześnie. To mogły być porachunki przestępców albo zabójstwo na tle homofobicznym. Było brutalne. Został spakowany do walizki nagi, z zegarkiem, obrączką i naszyjnikiem. Nie wiemy, czy te przedmioty należały do niego. Czekam na wyniki sekcji i badań śladów z miejsca zbrodni. Dam znać, do której kategorii zalicza się to zabójstwo, gdy tylko pojawi się więcej informacji.

– Eriko, jakie teraz prowadzisz sprawy?

– Właśnie rozwiązałam sprawę zabójstwa podczas rozboju z bronią w ręku. Poza tym mam kilka innych rozpoczętych spraw. Muszę ustalić tożsamość denata, a to wcale nie będzie łatwe. Jego twarz jest zmasakrowana, no i przez dłuższy czas przebywał w wodzie.

Melanie kiwnęła głową.

– Czy to była duża walizka?

– Tak.

– Teraz trudno kupić dużą walizkę. Szukałam takiej, gdy wyjeżdżaliśmy całą rodziną w połowie semestru, ale już ich nie produkują ze względu na ograniczenia wagowe. Wszystko o ładowności powyżej dwudziestu pięciu kilo może kosztować fortunę.

– Mam ci załatwić tę walizkę, gdy już technicy zakończą pracę?

– Bardzo śmieszne. Wydaje mi się jednak, że to ważna informacja. Niewiele firm produkuje walizki, w które mogłaby spakować się mała rodzina na dwa tygodnie – nie mówiąc już o wciśnięciu do niej dorosłego mężczyzny.

– A co z personelem? Ilu ludzi możesz mi dać? Chcę Moss i posterunkowego Johna McGorry’ego, świetny również jest sierżant Crane.

Melanie wydęła policzki i zaczęła przeszukiwać leżące na jej biurku dokumenty.

– W porządku. Mogę ci dać Moss, McGorry’ego… i wsparcie pracownika cywilnego. Zobaczymy, co z tego będzie.

– W porządku – odparła Erika. – Ale jest w tym coś dziwnego. Mam wrażenie, że będę potrzebować większego zespołu.

– Na razie dostaniesz tylko tyle. Informuj mnie na bieżąco – odparła Melanie i wróciła do pracy.

Erika wstała, aby wyjść, ale zatrzymała się przy drzwiach.

– Dokąd wyjeżdżacie na urlop?

– Do Jekaterynburga.

Uniosła brew.

– W Rosji?

Melanie przewróciła oczami.

– Nie pytaj. Mój mąż ma obsesję na punkcie niestandardowych celów wyjazdów.

– No cóż, w październiku nie będziecie potrzebowali tam kremu z filtrem.

– Zamknij za sobą drzwi – warknęła przełożona.

Erika stłumiła złośliwy uśmiech i wyszła z gabinetu.Rozdział 4

Erika wzięła kawę i czekoladę z automatu, a następnie zeszła po schodach na trzecie piętro, gdzie miała mały gabinet – ot pokoik z biurkiem zawalonym papierami i komputerem oraz półkami pod ścianą. Deszcz walił w okienko wychodzące na parking. Zamknęła drzwi i usiadła przy biurku z kubkiem parującej kawy i czekoladą. W oddali słyszała dzwoniące telefony, zaskrzypiała podłoga, gdy ktoś przeszedł korytarzem. Brakowało jej otwartych przestrzeni biurowych, w których przez ostatnie kilka lat pracowała na komisariatach Bromley i West End Central. Zamknięta w czterech ścianach przypominała sobie, że minęło sześć długich miesięcy, odkąd ostatnio widziała wnętrze centrum koordynacyjnego. Teraz jednak miała dużą sprawę.

Na ścianie przed biurkiem wisiała stara mapa terenów wokół Tamizy. Do tej pory nie zwracała na nią większej uwagi. Rozpakowała tabliczkę czekolady, wgryzła się w nią i obeszła biurko, by przyjrzeć się mapie. Nie była to mapa operacyjna, tylko jedna z tych artystycznych, czarno-białych. Źródło Tamizy znajduje się w pobliżu Oksfordu i rzeka biegnie prawie trzysta pięćdziesiąt kilometrów, w tym przez Londyn, a następnie wpada do morza, tworząc estuarium. Erika przejechała palcem po całej trasie, przy Teddington Lock rzeka stawała się pływowa, dalej wiła się przez Twickenham, Chiswick i Hammersmith, aż do Battersea, a potem przez centrum Londynu, gdzie znaleziono ciało w walizce.

– Gdzie ta walizka została wrzucona? – powiedziała do siebie z ustami pełnymi czekolady. Pomyślała o odpowiednich miejscach wzdłuż rzeki: Richmond? Chiswick? Chelsea Bridge? Battersea Park? Następnie pomyślała o South Bank, miejscu pełnym kamer, które trudno byłoby przeoczyć. Wsunęła do ust ostatni kawałek czekolady i odwróciła się, omiatając wzrokiem swój mały gabinet. Polistyrenowe płytki na suficie miały brązowe zacieki od wody, a na niewielkich półkach walały się rzeczy poprzednich osób, które tutaj pracowały: był tam mały włochaty kaktus, zielony plastikowy jeż, między którego plastikowe igły można było wkładać długopisy, zakurzone instrukcje obsługi dawno już nieistniejącego oprogramowania. W jej głowie odezwał się piskliwy wredny głos: Czyżbym popełniła błąd, nie przyjmując awansu? Wszyscy spodziewali się, że przyjmie awans na nadinspektora, ale do niej dotarło, że utknie za biurkiem i będzie rozdzielać sprawy, układać je według priorytetu, podporządkowywać się i, co najgorsze, zmuszać innych, żeby podporządkowali się jej. Zdawała sobie sprawę, że ma zdrowe ego, które nigdy nie będzie żywiło się większą władzą, ważnym tytułem czy większą ilością pieniędzy. Przebywanie na ulicy, brudzenie sobie rąk, rozwiązywanie skomplikowanych spraw i zamykanie złych ludzi – te rzeczy codziennie rano wyciągały ją z łóżka.

Przed przyjęciem awansu powstrzymało ją również poczucie winy. Pomyślała o swoim koledze, inspektorze Jamesie Petersonie. Nie był tylko kolegą, był również jej… chłopakiem? Nie, w wieku lat czterdziestu pięciu czuła się zbyt stara na chłopaków. Partnerem? Partnerzy pracowali w kancelariach prawnych. Nieważne, w każdym razie schrzaniła sprawę. Podczas ostatniej dużej sprawy, ratowania porwanej, Peterson został postrzelony w brzuch. To ona była jego szefową i to ona podjęła decyzję o puszczeniu go bez wsparcia. Przeżył, udało im się też ocalić życie młodej kobiety i aresztować szalonego seryjnego mordercę, ale, co zrozumiałe, wszystko to miało wpływ na ich związek. Peterson stracił siedem miesięcy życia – proces zdrowienia należał do bardzo bolesnych – i nadal nie było wiadomo, kiedy wróci do pracy.

Erika zgniotła papierek po czekoladzie i rzuciła go do stojącego w rogu pokoju kosza na śmieci, ale nie trafiła i wylądował na dywanie. Podeszła, by go podnieść, i gdy rozległo się pukanie do drzwi, gwałtownie się wyprostowała, waląc głową w półkę.

– Jezu! – krzyknęła i złapała się za czoło.

Zza drzwi wyjrzał posterunkowy John McGorry. Trzymał w ręku teczkę.

– Przepraszam, szefowo. Trochę tu ciasno, prawda? – Był przystojny, po dwudziestce, i miał ciemne, krótko przystrzyżone włosy.

– Co ty powiesz – odparła, wrzuciła papierek do kosza i wyprostowała się, nadal rozcierając głowę.

– Moss powiedziała mi właśnie o sprawie z walizką i że zostałem przydzielony do pani zespołu.

Erika usiadła za biurkiem.

– Tak. Porozmawiaj z Moss, zajęła się ustalaniem tożsamości ofiary. Gdzie pracowałeś w ciągu ostatnich kilku miesięcy?

– Na pierwszym piętrze, z sierżant Lorną Mills i sierżantem Dave’em Boonem. Ostatnio zajmowałem się katalogowaniem przestępstw na tle rasowym związanych z Brexitem.

– Nie brzmi to zbyt seksownie – odparła Erika.

– Cieszę się, że zostałem ponownie przydzielony do pani. Dzięki, szefowo.

– Później wyślę ci e-mail, a teraz idź do Moss i zajmij się ustalaniem tożsamości.

– To jeden z powodów, dla których tutaj przyszedłem. W ciągu ostatnich kilku tygodni czytałem o wielu sprawach, ale jedna z nich szczególnie utkwiła mi w głowie. Gdy Tamiza miała niski poziom, jakiś spacerowicz z psem znalazł walizkę przy Chelsea Embankment. W środku znajdowało się ciało białej kobiety po trzydziestce. Z odciętą głową i kończynami.

Odchyliła się na oparcie krzesła i zaczęła w niego wpatrywać.

– Kiedy to było?

– Niewiele ponad tydzień temu, dwudziestego drugiego września. Wyjąłem teczkę sprawy – powiedział i podał jej dokumentację.

– Dzięki, później się z tobą skontaktuję – odparła.

Poczekała, aż zamknie za sobą drzwi, a następnie otworzyła teczkę. Zdjęcia z miejsca zbrodni były tak samo przerażające jak to, co widziała tego ranka, ale ciało znajdowało się w znacznie lepszym stanie, nie zdążyło się jeszcze rozłożyć. Ofiarą była kobieta o długich, brudnych włosach koloru popielaty blond. Nogi zostały odcięte tuż pod miednicą i wsadzone po obu stronach walizki. Ręce złożono na klatce piersiowej; denatka wyglądała tak, jakby w swej skromności próbowała zakryć nagie piersi. Odcięta głowa została wetknięta pod tułów. Tak samo jak mężczyzna, kobieta miała zmasakrowaną twarz i nie można było jej rozpoznać.

Erika spojrzała na mapę Tamizy na ścianie. Tyle miejsc do podrzucenia ciała.

Albo dwóch.Rozdział 5

Sierpień 2016 roku

Osiemnastoletnia Nina Hargreaves dowiedziała się o letniej pracy w knajpie Santino’s od swej najlepszej przyjaciółki, Kath. Właśnie skończyły szkołę średnią i podczas gdy Kath wyjeżdżała jesienią na studia, Nina nie miała pojęcia, co zrobić ze swoim życiem. Była miło wyglądającą dziewczyną z mocno zarysowanym nosem, jasną piegowatą skórą, długimi brązowymi włosami i lekko wystającymi zębami. Nie wybierała się na studia, a jej doradca zawodowy zasugerował, że może powinna spróbować pracy biurowej albo skończyć szkolenie na fryzjerkę, ale Ninie nie podobały się te pomysły. Nienawidziła myśli o uwięzieniu w biurze – jej matka, Mandy, pracowała jako urzędniczka u miejscowego radcy prawnego i ciągle narzekała – a na myśl o pracy u fryzjera i konieczności znoszenia humorów wrednych bab robiło jej się niedobrze. Miała ich dość w szkole.

Młoda Nina zdążyła już zniechęcić się do świata. Jej ukochany ojciec zmarł na zawał serca dziesięć lat wcześniej i choć ona i matka nie były ze sobą szczególnie blisko, to jednak musiały trzymać się razem. Gdy Mandy zapukała do drzwi jej sypialni i powiedziała, że w następną sobotę chce wyjść z nią na lunch, Nina przeżyła szok.

– Chcę, żebyś poznała Paula, mojego nowego przyjaciela – oświadczyła matka.

– To twój facet? – odparła zdumiona Nina. Mandy wykonała niezręczny ruch i przykucnęła na skraju łóżka. Były do siebie podobne, ale Nina nie odziedziczyła po matce małego nosa ani idealnych zębów.

– Tak, Paul jest dla mnie kimś wyjątkowym, no dobrze, jest kimś więcej niż tylko przyjacielem. To radca prawny w firmie – powiedziała Mandy, biorąc ją za rękę.

– Masz na myśli, że to twój chłopak? – spytała Nina i zabrała rękę.

– Tak.

– To twój szef?

– Nie jest moim szefem. Pracuję dla niego.

– Co? Więc gonił cię wokół biurka, a teraz jesteście parą?

– Nino, nie bądź taka. Spotykamy się od kilku miesięcy. Nie chciałam ci go przedstawiać, dopóki nie nabrałam pewności, że to coś poważniejszego.

Nina wpatrywała się w matkę z przerażeniem. Przez całe lata drażniła się z nią, żeby sobie kogoś znalazła, namawiała ją nawet, żeby zaczęła spotykać się z przystojnym i lubiącym flirtować listonoszem, ale Mandy zawsze mówiła, że jeszcze za wcześnie.

– Jak to jest poważne?

– No cóż, mam nadzieję, że w którymś momencie wprowadzi się do nas.

– Co?

– Nino. Masz już osiemnaście lat, nie będziesz tu mieszkać zawsze.

– Tak?

– A chcesz tego? Chcesz pozostać w tej sypialni do końca życia, z plakatem Hannah Montany na ścianie?

– Oczywiście, że nie.

– No widzisz. Nie wyrzucam cię, nigdy bym tego nie zrobiła, ale musisz pomyśleć o własnym życiu.

Słowa te jeszcze długo brzmiały w pokoju po wyjściu Mandy. Nie mając zbyt dużego wyboru, Nina poszła na rozmowę kwalifikacyjną i dostała pracę w Santino’s.

Była to staroświecka brytyjska knajpka na końcu jednej z głównych ulic Crouch End. Znajdował się w niej popękany blat z zielonego laminatu, na którym umieszczono słoiki z marynowanymi jajkami, oraz długi rząd frytownic. Można było zjeść smażoną rybę lub kiełbaskę. W środku stało kilka stołów, ale w Santino’s przygotowywano głównie dania na wynos – i zawsze było mnóstwo pracy. Zmiany trwały osiem godzin, a cztery dziewczyny pracowały na pełnych obrotach, przyjmując zamówienia i pakując ryby pod czujnym okiem starszej pani Santino, przerażającej kobiety o chrapliwym głosie palacza. W porównaniu z nią pan Santino był spokojny. Smażył ryby z pomocą kilku chłopaków.

Nina poznała Maxa dopiero na swojej trzeciej zmianie. Stała przy ladzie i przyjmowała zamówienie, gdy chwiejnym krokiem podszedł do frytownicy, niosąc wielką miskę pokrojonych ziemniaków.

– Cofnij się! – ryknął, gdy wrzucił do oleju surowe frytki, a wrzący olej prysnął jej na rękę. Krzyknęła z bólu. – Przecież kazałem ci się cofnąć! – powiedział i wrócił do kuchni z pustą miską.

Pani Santino zobaczyła, jak na przedramieniu Niny szybko tworzy się duży pęcherz, zaciągnęła ją do kuchni i wsadziła jej rękę pod zimną wodę.

– Mówiłam, żebyś uważała na frytownicę! – wrzasnęła. – Nie mam czasu na wypełnianie rejestru wypadków przy pracy przez takie głupie dziewuchy jak ty! Trzymaj rękę pod zimną wodą przez piętnaście minut. I potraktuj to jako przerwę w pracy!

Wróciła do swoich zajęć, a Nina poczuła, jak w oczach stają jej łzy. Stojąca w rogu ogromna maszyna do krojenia ziemniaków ryknęła, gdy Max i jeszcze jeden chłopak wsypali do niej ziemniaki z ogromnego wora. Patrzyła na Maxa, który podniósł dwudziestopięciokilogramowy worek. Nie był taki jak pozostali chłopcy – chudy i kościsty. Był umięśniony i piękny w szorstki sposób, a jego urodę podkreślała cienka biała blizna biegnąca wzdłuż linii szczęki od lewego ucha do dołeczka w brodzie. Podwinął rękawy koszuli, a na jego opalonej skórze lśnił pot. Zobaczył, że się na niego gapi, i spojrzał wściekle.

– Nie jestem głupia! Nie dałeś mi szansy na odsunięcie się od frytownicy! – wrzasnęła głośno, żeby przekrzyczeć ryk maszyny, on jednak ją zignorował i wyszedł na przerwę.

Nina pracowała w Santino’s przez cały lipiec. Nienawidziła tej pracy, ale zauroczyła się Maxem. Dowiedziała się, że ma dwadzieścia siedem lat i reputację złego chłopca, który kiedyś przyszedł do pracy z podbitym okiem i rozciętą wargą. Im bardziej ją ignorował, tym bardziej miała ochotę podjąć wyzwanie i spróbować namówić go do rozmowy. Zmieniła koszulkę Santino’s na rozmiar mniejszą i przestała nosić biustonosz w pracy, a jej przerwy zaczęły zbiegać się w czasie z jego przerwami, on jednak cały czas ją ignorował, na jej pytania wymrukiwał tylko jakieś odpowiedzi, i w ogóle nie podnosił wzroku znad gazety czy telefonu.

Na początku sierpnia dopadło ją przygnębienie. Podczas kolacji w miejscowej włoskiej restauracji wreszcie poznała nowego faceta mamy. Do tej pory znajdowała różne wymówki, ale nie mogła się dłużej wykręcać. Nie wyglądał źle, chociaż był trochę tłustawy i zaczynał łysieć – no i miał beznadziejne poczucie humoru – ale widziała, że matka straciła dla niego głowę, co oznaczało, że wkrótce Paul się do nich wprowadzi.

***

W środę wieczorem na początku sierpnia Nina opuściła knajpę po długiej zmianie i wsiadła do samochodu, aby wrócić do domu. Czekała ją krótka podróż z Crouch End do Muswell Hill, na drogach panował spokój. Na skrzyżowaniu przy końcu głównej ulicy Nina zatrzymała się na światłach. Czekała, aż staruszka z wózkiem na zakupy powoli przejdzie przez jezdnię, gdy postać, którą od razu rozpoznała, zeszła z chodnika i zaczęła jej się przyglądać przez przednią szybę. To był Max. Rozejrzał się wokół, a następnie podszedł do drzwi pasażera i zapukał w okno, dając jej znać, żeby otworzyła drzwi. Zrobiła to niemal automatycznie.

Max usiadł obok niej. Miał na sobie niebieskie dżinsy, białą koszulkę i brązową kurtkę skórzaną. Włosy koloru brudny blond opadały mu na ramiona, a pod lewym okiem widniało rozcięcie. Śmierdział piwem i potem.

Światła na skrzyżowaniu zmieniły się na żółte, a następnie na zielone.

– Zielone. Jedź – powiedział.

Ruszyła. Przez tylną szybę zobaczyła kilku policjantów wybiegających z uliczki i rozglądających się dookoła. Max trochę osunął się w fotelu, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Nina spojrzała na niego, chcąc powiedzieć, że nie powinien palić, że to samochód jej mamy, ale nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Max siedział w jej samochodzie, co sprawiło, że była niesamowicie podekscytowana. Spojrzał na nią, a następnie otworzył okno i wystawił przez nie łokieć. Zdała sobie sprawę, że przegapiła zakręt prowadzący do domu. Spojrzała na swojego pasażera i próbowała wymyślić, co powiedzieć. Przyglądał się drodze. Nigdy nie widziała tak niesamowitych oczu. Była w nich głębia, świeciły się jak rozżarzone węgle.

– Dokąd jedziemy? – przerwała wreszcie ciszę.

– To twój samochód. Ty prowadzisz. Dlaczego mnie pytasz, dokąd jedziemy? – Wyrzucił niedopałek przez okno. Zobaczyła, jak rozgląda się po samochodzie, jak patrzy na stos starych płyt Westlife pod odtwarzaczem, na naklejkę KEEP CALM AND HAKUNA MATATA na desce rozdzielczej, i nagle poczuła wstyd. Otworzył schowek na rękawiczki i zaczął w nim grzebać.

– Co robisz? – spytała.

Wyciągnął coś różowego w niebieskie kropki i uniósł brwi.

– To twoje?

– Nie, to samochód mamy. To jej – wyjaśniła i przechyliła się, żeby to od niego wziąć, ale trzymał to poza jej zasięgiem.

– Trzyma majtki w schowku?

– Może wyciera tym szyby?

Zaśmiał się.

– Mnie to wygląda na majtki. Może zapomniała je założyć po nocnej randce z twoim tatą?

– Mój tata nie żyje – odparła.

– Och. Przepraszam – powiedział, wpychając materiał z powrotem do schowka.

– W porządku. Ale ona ma chłopaka. Prawdziwego dupka.

Max uśmiechnął się i pokręcił głową.

– Świat jest ich pełen. Ale ty nie masz żadnego faceta, prawda?

– Nie.

Zamknął schowek i spojrzał przez okno na uciekającą drogę.

– To wydarzyło się dawno temu – powiedziała Nina.

– Co?

– Śmierć taty. Zawał serca.

Spojrzał na znaki drogowe. Czuła, że chłopak traci zainteresowanie tematem, i wściekła się, że o tym wspomniała.

– Wysadź mnie tutaj – zadecydował, wskazując pub na rogu. Podjechała do krawężnika i patrzyła, jak kładzie dłoń na klamce.

– Dokąd idziesz?

– Do pubu.

– Jeszcze nigdy nie byłam w Mermaid – rzekła. Była to kiepska knajpa z oknem zabitym deskami.

– Nie spodziewałbym się, żeby taka dziewczyna jak ty kiedykolwiek tam była – odparł i otworzył drzwi.

– Skąd wiesz, jaką jestem dziewczyną? Wygląda na to, że spędzasz cały swój czas w pracy, osądzając mnie i wściekle na mnie patrząc, a potem wskakujesz do mojego samochodu i spodziewasz się, że cię podwiozę!

– Myślałem, że to samochód twojej mamy?

– Tak. Ale chodzi mi o to, że nie należy cały czas oceniać ludzi, bo takie oceny z reguły są niesprawiedliwe. – Po jej słowach zapadła cisza. Czuła, jak oblewa się rumieńcem.

Spojrzał na nią i uśmiechnął się drwiąco.

– Nie będzie mnie kilka minut. Mam kilka spraw do załatwienia. Może na mnie poczekasz?

– Tutaj?

– Tak. A gdzie indziej chciałabyś poczekać?

Nina otworzyła usta i ponownie je zamknęła.

– Śpieszysz się dokądś? – spytał.

– Nie.

– Dobrze. Postój tutaj chwilę. Niedługo wrócę i wtedy mi powiesz, jaką tak naprawdę jesteś dziewczyną. – Znowu posłał jej ten swój seksowny uśmiech i Nina poczuła, jak miękną jej nogi.

***

Patrzyła, jak wchodził do pubu, a potem wyjęła telefon i zadzwoniła do Kath, żeby powiedzieć jej, co się wydarzyło.

– Myślisz, że uciekał przed policją? – zapytała Kath z niepokojem w głosie.

– Nie wiem.

– I jakie sprawy ma do załatwienia w Mermaid? To kiepska knajpa, policja cały czas robi tam naloty w poszukiwaniu narkotyków.

– Czy ty próbujesz mi to zepsuć?

– Nie. Jestem twoją przyjaciółką i się martwię. Zadzwonisz do mnie, gdy wrócisz do domu?

Nina widziała, że Max wychodzi z pubu.

– Tak, obiecuję – odparła i się rozłączyła.

***

Max wsiadł do samochodu i schował do kieszeni duży plik pięćdziesięciofuntowych banknotów.

– Wiem, że obiecałem ci drinka, ale teraz muszę pojechać do Lamb and Flag na Constitution Hill. Możemy tak zrobić? – Położył jej rękę na kolanie i się uśmiechnął. Poczuła, jakby przeszył ją prąd.

– Tak, jasne. – Odwzajemniła uśmiech.

Zawiozła go do Lamb and Flag i czekała na zewnątrz przez pół godziny. Wrócił do samochodu z dwoma butelkami heinekena. Uruchomiła silnik.

– Prosto przed siebie – zarządził.

Zaczęła jechać w górę drogi. Robiło się już ciemno, ale latarni jeszcze nie włączono.

– To dla ciebie – powiedział, wyciągnął do niej jedno piwo, a z drugiej butelki łyknął.

– Nie piję, gdy jadę – odparła sztywno, trzymając obie ręce na kierownicy.

– To stań. – Uniósł brew. Wjechała w ślepą uliczkę, latarnie były wyłączone, a w domach po obu stronach panowały ciemności. Przechylił się i pogłaskał ją po włosach. – Zatrzymaj się. Napijemy się – zaproponował z uśmiechem.

– Dobrze – odparła. W dekolcie jego koszulki widziała opaloną skórę na umięśnionej piersi. Gdy podjechała do krawężnika i wyłączyła silnik, miała wrażenie, że zaraz eksploduje z podniecenia. Max podał jej butelkę, wzięła łyk spienionego piwa, które po chwili się wylało. Przytrzymała ją nad nogami i otarła usta wierzchem dłoni.

– Cholera, ale bałagan.

– Ja wiem, lubię, jak dziewczyna pachnie piwem.

Przechylił się, przyciągnął twarz Niny do swojej i ich usta się zetknęły. Najpierw pocałował ją delikatnie, potem rozsunął jej usta językiem. Butelka wysunęła się dziewczynie z rąk, ale zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Była zagubiona, odurzona pożądaniem i pragnieniem. Zanim się odnajdzie, minie dużo czasu. I wtedy będzie już za późno.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: