Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zabójcze lato - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zabójcze lato - ebook

Co się stanie, jeśli w prawdziwym życiu wydarzy się dramat na miarę serialu?
Grupa bogatych studentów spędza wakacje w willi na hiszpańskim odludziu. Gorący piasek, chłodna woda, kolorowe drinki – byłoby jak w raju, gdyby nie to, że w powietrzu wisi temat śmierci Janey, która rok temu popełniła samobójstwo. Taka przynajmniej jest ofijalna wersja wydarzeń.
Nagle w posiadłości zjawia się niezapowiedziany gość – Roxanne, która twierdzi, że ma dowody na to, że Janey została zabita. Odtąd maski zaczynają spadać i stopniowo odsłania się to, co poza kadrem. Czy to możliwe, że… wśród nich jest morderca?

 

Juno Dawson – pisarka brytyjska, urodzona jako mężczyzna (James Dawson). Karierę zaczynała jako nauczycielka w szkole podstawowej. Jednocześnie pisała książki dla nastolatków, z czasem zyskując wielu czytelników. W swoich powieściach często porusza tematykę LGBT. W 2015 roku ogłosiła, że jest osobą transseksualną i rozpoczęła terapię hormonalną w celu zmiany płci. W 2015 roku nakładem wydawnictwa YA ukazała się książka Jamesa Dawsona „Wypowiedz jej imię”.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-5628-2
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Fade in: rok wcześniej

Czerwona suknia dziewczyny kontrastowała z białymi klifami jak kropla krwi. Choć urwiste wybrzeże oświetlał tylko księżyc, z odległości wielu kilometrów widać było dwie czarne plamy na kredowej skale – szerokie wejścia do jaskiń. Zaczynał się przypływ. Fale sięgały coraz wyżej na ciemnej, kamienistej plaży, a woda szumiała na żwirze, tworząc pianę.

Dziewczyna znała klify jak starych przyjaciół. Mieszkała w Telscombe Cliffs od urodzenia. Jednak coś się nie zgadzało: zwykle oglądała wzniesienia z dołu, z plaży, nie z wierzchołka. Teraz skały wydawały jej się wyższe, a plaża pod nimi bardzo, oszałamiająco wręcz odległa. Zakręciło jej się w głowie, a wzrok zaczął szwankować – obraz to stawał się ostry, to znów rozmazywał, jak w zepsutym obiektywie. Czubki jej butów sięgały krawędzi klifu. Wystarczyłby jeden krok do przodu. Jeden krok i byłoby po wszystkim.

Buty były nowe, miała je na sobie pierwszy raz. Obcierały jej palce i pięty. Kupiła je specjalnie na bal. Były uszyte z czerwonej satyny pasującej do nowej sukni. Kolejne łzy popłynęły po jej twarzy.

Jak on mógł mi to zrobić?

Musiała wyglądać żałośnie, kiedy fałdy sukni łopotały na wietrze. Delikatny materiał kleił się do jej nóg, a rozmazany tusz do rzęs brudził policzki. Gwałtowne podmuchy wiatru zawiewały na twarz pasma kasztanowych włosów, które przylepiały się do ust pomalowanych błyszczykiem. Zaledwie kilka godzin wcześniej kręciła loki u fryzjera, ciesząc się jak wariatka na czekający ją wieczór. Bal maturalny. To miała być najpiękniejsza noc w jej życiu. Będzie ostatnia.

Upokorzyli cię. Zrobili z ciebie pośmiewisko.

Znów spojrzała na plażę – mozaikę piasku, kamyczków i wodorostów. Jej nozdrza wypełniło słone powietrze. Wyobraziła sobie, co by było dalej. Przypływ zabrałby jej ciało. Pochłonęłyby ją fale i stałaby się częścią większej całości, dołączając do rzeszy rozbitków. Ta myśl dodała jej odwagi. Była ryzykowna, romantyczna i dramatyczna. Lekko zbliżyła się do krawędzi. Gdyby ziemia się osunęła, spadłaby. Ile czasu minęłoby do jej śmierci? Czy to by bolało? Wysunęła palce stóp odrobinę dalej.

Zrób to, ty tchórzu. Pokaż mu, do czego cię zmusił. Po czymś takim nigdy cię nie zapomną.

Ale co z mamą i tatą? Co z Harrym? Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Nie potrafiła się na to zdobyć. Po kolejnym podmuchu wiatru chwiejnym krokiem odeszła od krawędzi klifu i opadła na kolana. Jej suknia rozpostarła się na trawie, a całym ciałem wstrząsał spazmatyczny szloch.

Jesteś taka słaba. To żałosne. Nawet tego nie potrafiłaś zrobić.

Starła z policzków ślady rozmazanego makijażu. Nadal oddychała nierówno. Co miała teraz zrobić? Została poniżona. Wszyscy to widzieli. Wszyscy wiedzieli. Rana była świeża i bolesna. W ciągu jednego wieczoru jej idealny świat rozsypał się na tysiąc kawałków.

Mimo wyjącego wiatru usłyszała kroki. Odwróciła się od morza i spojrzała w stronę ścieżki. Odgarnęła z oczu wilgotny kosmyk włosów. Nie zobaczyła nikogo. Pub od dawna był zamknięty. Na trawiasty wierzchołek klifu padało tylko światło z kilku hotelowych okien. Księżyc schował się za chmurami i nagle zrobiło się bardzo ciemno. W słabym świetle przybrzeżnych latarni falująca na wietrze trawa wydawała się srebrna.

O tej porze miasteczko było jak wymarłe. Dziewczyna miała wrażenie, że nie śpi jako jedyna na świecie. Usłyszała jednak chrzęst kolejnych kroków na żwirze. A więc nie była tu sama. Z drugiej strony znajdował się parking, ale stała na nim tylko ciężarówka z lodami. Zamknięta na głucho wyglądała bardzo smutno.

Dlaczego więc czuła na sobie czyjś wzrok śledzący każdy jej ruch? Nadal nikogo nie widziała. Widocznie nowy gość przyjechał do hotelu. Nikt się nie pojawi, żeby ją uratować, bo nikomu na niej nie zależy.

Nawet za tobą nie pobiegli.

Księżyc wyjrzał zza chmur. Kiedy była młodsza, często siadywała na plaży i zadawała pytania księżycowi. Jej ojciec dużo podróżował, ale pocieszała ją myśl, że gdziekolwiek był, oboje patrzyli na ten sam księżyc.

– I co mam teraz zrobić? – spytała drżącym głosem.

Księżyc jak zwykle nie odpowiedział, ale patrzył na nią ze współczuciem.

Znów rozległy się kroki, tym razem znacznie szybsze. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie. Ktoś naprawdę tam był.

Postać była niemal niewidoczna w mroku nocy. Ktoś stał bez ruchu, z opuszczonymi rękami. Dziewczyna poczuła, jak łomocze jej serce. Gdyby nieznajomy wyprowadzał psa, nie stałby w taki sposób. Czworonoga zresztą nigdzie nie było widać.

Przybysz ruszył w jej stronę, trzymając się z dala od nabrzeżnej ścieżki oświetlonej latarniami.

– Kto to? – spytała.

Dziewczyna wytarła nos wierzchem dłoni. Wyplątała się z fałd sukienki i chwiejąc się na obcasach, wstała. Z niepokojem rozejrzała się wokół.

Ktoś podszedł bliżej.

Dziewczyna przyjrzała się, mrużąc oczy.

– Pytałam: kto to? – Księżyc ujawnił odpowiedź. – Ach, to ty. Nie zbliżaj się do mnie! Mówię poważnie. Nie chcę z tobą rozmawiać.

Zrobiła krok w tył, stawiając obcas zaledwie kilka centymetrów od krawędzi klifu.

Intruz zbliżył się i wyciągnął w jej stronę ręce.

– Precz! – warknęła dziewczyna.

Runęła w dół bez krzyku. Po upadku naprawdę wyglądała jak kropla krwi na tle białej kredy.Scena 1 – Ryan

– Katie, jak myślisz, co naprawdę stało się z Janey?

Pierwsza kwestia to głos z offu. Pierwsze ujęcie: obraz przesuwa się z bezkresnego, rozgwieżdżonego nieba na prostą, pustą drogę biegnącą przez hiszpański krajobraz. O tym, że akcja rozgrywa się w Hiszpanii, świadczą jałowy teren, ćwierkanie cykad i motyw muzyczny grany na gitarach flamenco. Okolica jest pusta, niemal nie z tego świata. Cienkie pasma chmur zasnuwają żółtawy, niezdrowo wyglądający księżyc. Zbliżenie na samotny srebrny samochód z wypożyczalni, grubo pokryty pomarańczowym pyłem, pędzący po asfalcie.

Reflektory, ustawione na długie światła, rzucały jedynie wątły strumień blasku na opustoszałą autostradę. Droga biegła prosto jak strzelił – Ryan miał wrażenie, że donikąd. Nagle poczuł, że jest bardzo daleko od domu.

RYAN HAYWARD POWRACA NA PEŁNOMETRAŻOWY WAKACYJNY ODCINEK SPECJALNY. Ryan często wyobrażał sobie swoje życie jako emitowany przez wiele lat serial, w którym grał główną rolę. Seria licealna zakończyła się śmiercią Janey i od roku wyświetlany był jego solowy spin-off: „Ryan w szkole aktorskiej”, a może raczej: „Ryan nawala”. Musiał przyznać, że historia Janey idealnie nadawała się na finał serialu. Wiedział, że taki sposób myślenia jest chory, ale kiedy wyobrażał sobie całą sprawę jako serial, a siebie i swoich przyjaciół jako słynnych aktorów, było mu trochę łatwiej.

Janey nie umarła, po prostu aktorce grającej tę rolę skończył się kontrakt.

– O czym ty mówisz? – spytała jego towarzyszka.

Katie była ładną, rudą dziewczyną o alabastrowej skórze, niemal lśniącej w ciemności.

– Daj spokój. Wiesz o czym.

– Nie rozumiem. – Katie zmarszczyła nos. – Ona… – przerwała, jakby trudno jej było mówić dalej – popełniła samobójstwo.

Ryan oparł stopy na desce rozdzielczej. Nocne powietrze było bardzo suche – jak przez cały czas od chwili, gdy wylądowali w Hiszpanii. Gołe nogi chłopaka kleiły się do siedzenia obitego sztuczną skórą. Włożył do ust cukierka z paczki kupionej w sklepie wolnocłowym.

Katie też się poczęstowała.

– Musimy rozmawiać o Janey? Może wybierzmy jakiś weselszy temat, jak wiwisekcja czy głód na świecie? – ucięła.

Skupiła wzrok na drodze i mocniej zacisnęła ręce na kierownicy.

Kiedy umiera ktoś młody i piękny, cała społeczność pogrąża się w żałobie. Po tragedii Janey Bradshaw słońce przestało świecić nad Telscombe Cliffs. W miasteczku zapanował nieoficjalny zakaz śmiechu, a o zmarłej można było mówić jedynie z czcią. Jakiekolwiek pytania były wykluczone, a jednak Ryan próbował je zadawać.

– Tak, ale czy nie wydaje ci się, że…

– Ryan, przestań! – przerwała mu Katie.

Jej duże, niebieskie oczy o migdałowym kształcie patrzyły łagodnie. Dorosła przez ten rok – jak oni wszyscy. Wyglądała na zmęczoną, w dodatku wyszczuplała – może nawet za bardzo. Oto tegoroczna linia fabularna – następstwa. Katie Grant była, dosłownie, „dziewczyną z sąsiedztwa” i najlepszą przyjaciółką Ryana. To jej pierwszej wyznał, że jest gejem. Była ładna, ale nie nieprzystępna, inteligentna, ale nie wyniosła, miała bogate życie wewnętrzne, ale nie obnosiła się z nim. A może to Ryan za dużo o tym wszystkim myślał. Kiedy w jego głowie wyświetlały się napisy, Katie była wymieniona jako druga wśród odtwórców głównych ról – zaraz po nim.

– Nie wyjechaliśmy na wakacje, żeby rozmawiać o Janey – ciągnęła dalej. – Myślę… myślę, że naprawdę powinniśmy żyć dalej. Minął cały rok. Cholernie trudny rok. Ty wyjechałeś do Manchesteru. Ja zagrzebałam się w książkach. Teraz potrzebujemy odpoczynku i relaksu. Wystarczy mi młodzieńczych lęków. Zaczęłam się czuć jak bohaterka książki o wampirach.

Ryan się roześmiał.

– To fatalna rola. Może masz rację.

Chciał, żeby spotkanie miało ciepły, wzruszający, komediowy ton, ale od chwili, gdy wyszli z hipermarketu przy lotnisku, czuł się dziwnie zagubiony i nie na miejscu. Jaskrawe światła Madrytu zostały daleko w tyle i miał wrażenie, że Katie wiezie ich w nicość.

Starał się z niego otrząsnąć. Nigdy nie lubił nierozwiązanych zagadek. Poczucia, że o czymś zapomniał, pojawiającego się w środku nocy panicznego strachu, że zapomniał wyłączyć piekarnik czy zapłacić rachunek. Śmierć przyjaciółki wywoływała w nim właśnie takie uczucie. Coś tu się nie zgadzało.

– Ale naprawdę za nią tęsknię.

– Boże, ja też! – przyznała Katie, zakładając za ucho niesforny kasztanowy kosmyk.

Ryan się uśmiechnął.

– Pamiętasz te przedstawienia, które razem wystawialiśmy?

– Dla twojej biednej mamy? Rany, straszne były!

Samochód przejeżdżał przez gaj pomarańczowy. Słychać było kakofonię grających na cały głos cykad. Ryan dopiero po dłuższej chwili uświadomił sobie, że ciemne trójkąty krążące pomiędzy drzewami to nietoperze, a nie ptaki.

– A pamiętasz, że moja postać zawsze miała na imię David? Upierałem się przy tym. Co za beznadziejne imię! Lepsze by było Javier albo Storm.

Katie zaśmiała się, chociaż na samo wspomnienie zaszkliły jej się oczy.

– My z Janey zawsze grałyśmy bliźniaczki, bo miałyśmy fioła na punkcie Słodkiej doliny. Ja byłam tą dobrą, a ona – tą złą… Jak się nazywałyśmy?

– Shana i Lana – zachichotał Ryan. – Zdradzić ci sekret? Zawsze marzyłem, żeby zagrać Danę!

Katie śmiała się tak bardzo, że o mało nie potrąciła psa, który wbiegł na środek drogi. Z całej siły wcisnęła hamulec i wyminęła zwierzę.

– Rany, pojawił się znikąd!

Ryan zdjął stopy z deski rozdzielczej i poprawił się na siedzeniu.

Katie poklepała go po nodze.

– Przede wszystkim tęskniłam za tobą, Ry.

– Wiem. Oldskulowe, romantyczne listy nie bardzo się sprawdziły, co? Ale po tym, co się stało, potrzebowaliśmy trochę pobyć sami.

– Dana, obiecaj mi, że nigdy więcej tak się od siebie nie oddalimy – rzuciła Katie z kiepsko udawanym kalifornijskim akcentem, którym posługiwała się w przedstawieniach.

– Obiecuję, Lana. – Ryan pochylił się i cmoknął ją w policzek.

On też się za nią stęsknił, ale wiele się zmieniło. Ostatnie lato owiane było tajemnicą. Porzucone wątki domagały się rozstrzygnięcia. Widzowie czekali w niepewności cały rok. W telewizji nie wolno zostawiać niezamkniętych wątków. Brak rozstrzygnięć prowadzi do bałaganu takiego, jakim skończyli się Zagubieni.

Co naprawdę stało się z Janey Bradshaw? Ryan musiał przyznać, że chociaż bardzo chciał zobaczyć się znowu z całą ekipą, na wakacje zgodził się między innymi dlatego, że chciał wyjaśnić wątpliwości związane ze śmiercią Janey. Pragnął odpowiedzi. Ani przez chwilę nie wierzył, że Janey Bradshaw popełniła samobójstwo.Scena 2 – Ryan

Była jego ulubiona pora dnia – około dziewiątej rano. Ryan obudził się przed Katie i cieszył się, że ma trochę czasu dla siebie. Nie nadawał się do niczego, dopóki nie napił się kawy i nie wziął prysznica. Jego przyjaciółka doskonale zdawała sobie z tego sprawę, w końcu przez lata znosiła jego poranne fochy po wspólnym nocowaniu. Do pokoju wpadła chłodna, orzeźwiająca morska bryza. Ryan naciągnął koc na ramiona, ale wiedział, że bezchmurne niebo zapowiada upał. To właśnie lubił najbardziej – nadzieję, jaką dawał rozpoczynający się dzień, w którym mogło się zdarzyć wszystko. Wszystko oprócz deszczu.

Odetchnął głęboko zapachem wakacji: kremu do opalania i wiatru znad oceanu z domieszką wodorostów. Uwielbiał go. Każdy wdech przywodził na myśl milion wspomnień z dzieciństwa. Szkoda, że nie można zostać dzieckiem na zawsze, pomyślał Ryan, podciągając kolana pod brodę. Szkoda, że ostatni rok w ogóle się wydarzył.

Przeczesał palcami swoje ciemnoblond kręcone włosy. Jeszcze nigdy nie były takie długie. Jego fryzjer – wytatuowany olbrzym z kółkiem w nosie z salonu w Manchesterze – namówił go, żeby trochę je zapuścić: „W stylu Michała Anioła, jak u Dawida”. Potargał się jeszcze mocniej. Mógł sobie pozwolić na plażową fryzurę – w końcu byli na plaży.

Musiał przyznać, że widok był niesamowity. Tata Katie miał świetny gust. Jak okiem sięgnąć, wszystko było turkusowe i białe, jak na zdjęciach z katalogów luksusowych biur podróży. Białe ściany, piasek i kafelki. Błękitne niebo, morze i basen z widokiem na linię horyzontu. Wszystko poukładane idealnie poziomymi pasami: biel, błękit, biel, błękit, z którymi kontrastowała jedynie pomarańczowa plama tradycyjnego dachu z terakoty.

Willa wbudowana była w zbocze wypłowiałego od słońca skalistego wzgórza, a poszczególne pomieszczenia leżały na kolejnych poziomach. Sypialnie znajdowały się na wysokości ulicy, poniżej mieścił się salon (w śródziemnomorskim stylu), jeszcze niżej taras, a na najniższym poziomie – basen.

Ryan zamknął oczy i wystawił twarz do słońca. Czuł ciepło na skórze i wyobrażał sobie, jak światło odbija się od jego kości policzkowych i pełnych ust. Przydałby się teraz fotograf. Chłopak wiedział, że podczas sesji trzeba zawsze ustawiać się pod odpowiednim kątem i dbać o właściwe oświetlenie.

Zamknął oczy i wsłuchał się w otoczenie. Mewy skrzeczały, wydziobując robaki z mokrego piasku na plaży, a przy pomoście brzęczała cuma przy łodzi. Był w raju.

Był też uzależniony od kofeiny, a do najbliższego Starbucksa miał wiele kilometrów. Wypił resztki swojej pierwszej kawy i właśnie robił drugą, kiedy usłyszał człapanie bosych stóp na płytkach i do kuchni weszła wymięta, zaspana Katie. Miała na sobie ładne kimono narzucone na bikini w grochy. Rude włosy, jak zwykle, spływały jej na ramiona.

– Rany, ale miałam szalony sen! – stwierdziła, przecierając oczy. – Miałam wyjść za twojego tatę, a ty zażądałeś posagu!

– Ciekawe, czy okaże się proroczy – zaśmiał się Ryan.

Katie też zachichotała.

– Mogło być gorzej. Twój tata jest jak wino – im starszy, tym lepszy.

Chłopak udał, że puszcza pawia na kafelki.

– Fuj! Bo odechce mi się płatków! Chcesz herbaty? – Katie, jak przystało na typową Angielkę, zawsze pijała herbatę i nie uznawała kawy.

– Tak, proszę. Potwornie zaschło mi w gardle. – Podeszła bliżej i dała mu kuksańca w brzuch. – Niezły sześciopak!

Jej przyjaciel napiął mięśnie i zrobił wdech, żeby uzyskać jak najlepszy efekt.

– Dzięki. Mam trenera. Nazywa się Fabrizio i niestety jest heterykiem, chociaż wcale na to nie wygląda.

– Wysiłek się opłacił. W życiu tak dobrze nie wyglądałeś.

Ryan poczuł, że się rumieni, i pospiesznie zajął się czajnikiem. Faktycznie ciężko pracował nad rzeźbą, bo nie zamierzał już nigdy więcej wyglądać jak chuderlawa oferma, gdy miał trzynaście lat.

– Gracias – odpowiedział, szczerząc zęby.

Wymówił hiszpańskie słowo: „grasjas”.

Katie wybuchnęła śmiechem.

– To się wymawia „grathjas”. Nie jesteś w Ameryce Południowej! Podobno kilkaset lat temu jeden z królów Hiszpanii seplenił, pospólstwo zaczęło go naśladować i tak już zostało.

– Serio? Cóż, chciałem dobrze – stwierdził Ryan z uśmiechem.

Katie szeroko rozsunęła drzwi, wyszła na taras i opadła na jedno ze stojących na nim eleganckich krzeseł z kutego żelaza.

– Dobrze spałeś? – spytała.

Kiedy w końcu dotarli do willi, byli tak zmęczeni, że padli jak muchy.

– Całkiem nieźle – odpowiedział Ryan, zamieszał herbatę i wrzucił łyżeczkę do zlewu.

Usiadł obok przyjaciółki przy stole na tarasie, podał jej kubek i wypił łyk swojej, bardzo jeszcze gorącej kawy, a potem założył okulary przeciwsłoneczne.

– Kiedy przyjeżdża reszta?

– Dopiero około drugiej.

– Dobra. W takim razie spędzę ranek przy basenie, czytając scenariusze. Opowiadałem ci wczoraj o tej sztuce?

– Chyba coś wspominałeś – odpowiedziała Katie z uśmiechem.

Ryan przez dłuższą część drogi z lotniska streszczał cały rok warsztatów improwizacji i przesłuchań oraz zreferował co najmniej jedno dwuznaczne spotkanie z pewnym gwiazdorem filmowym reżyserującym sztukę teatralną.

– To taka świetna sztuka, Katie. Wyobraź sobie Incepcję w mniejszej skali i z obcymi. Nie mogę się doczekać.

– Brzmi świetnie – odpowiedziała dziewczyna tak pospiesznie, że nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.

Słońce stało coraz wyżej na niebie, robiło się też coraz goręcej. W tej części świata było widać, że słońce naprawdę płonie – miało postać białej kuli ognia. Katie została w cieniu na tarasie – ze swoją mlecznobiałą cerą w kilka minut spiekłaby się na raka.

– Jak życie w Norwich? – spytał Ryan.

Zdawał sobie sprawę, że nie zapytał jeszcze przyjaciółki, jak układało się jej przez ostatni rok. Na chwilę wszedł do domu i wrócił z paczką chipsów, jedną z wielu kupionych w supermarkecie przy lotnisku.

– I owszem, zamierzam zjeść chipsy na śniadanie. Proszę bez komentarzy – stwierdził. – Ty też powinnaś częściej robić coś przyjemnie niezdrowego – dodał, puszczając oko do przyjaciółki.

Katie się roześmiała.

– Zboczuch! W Norwich jest w porządku. W tygodniu siedzę z nosem w książkach, bo na literaturze angielskiej mamy mnóstwo lektur. W soboty pracuję w księgarni, więc mam jeszcze więcej książek.

– Ale nudy! – krzyknął. – Pytałem o to, czy masz nowego P.F.

– Co?

– Potencjalnego Faceta! Kim jest „Nowy Ben”?

Katie zarumieniła się i przygryzła paznokieć.

– Nie ma żadnego „Nowego Bena”.

– Serio?

– Słowo daję. Miałam za dużo roboty. Chciałam wykorzystać czas na pierwszym roku do maksimum, więc zapisałam się chyba do wszystkich klubów i stowarzyszeń na uczelni. Grałam nawet w lacrosse! Wyobrażasz sobie?

Ryan się uśmiechnął. Rozsądne rozrywki były bardzo w stylu Katie.

– Ani jednej imprezy sygnalizacyjnej po pijaku?

– Takiej, gdzie zajęci uczestnicy ubierają się na czerwono, ci w wolnych związkach na żółto, a wolni na zielono? Gdybym musiała wybrać się na taką imprezę, poszłabym w czerwonym stroju.

– Z twoją karnacją? Dziewczyno, nie ma mowy – zaśmiał się Ryan. – Ale dlaczego nie? Czy nie na tym polega urok pierwszego roku studiów?

Katie wzruszyła ramionami i zasłoniła twarz kubkiem z herbatą.

– Trochę przez Bena. Trochę przez Janey. Potrzebowałam czasu.

Ryan nie naciskał. Wiedział, że przyjaciółka wciąż przeżywa sprawę z Benem. Doszedł do wniosku, że w jego serialu to byłby odpowiedni moment na retrospekcję na użytek nowych i dorywczych widzów, przedstawiającą dotychczasowy rozwój sytuacji…

Seria pierwsza. Katie i Ben poznali się w liceum Longview High. Ryan nie był obecny przy ich pierwszym, brzemiennym w skutki spotkaniu, ale wyobrażał je sobie następująco: wpadli na siebie przy szafkach (chociaż w ich szkole wcale nie było szafek) przy akompaniamencie fortepianowego motywu, wyraźnie wskazującego, że są sobie przeznaczeni. Prawdopodobnie zakochali się od pierwszego wejrzenia tak mocno, że nie byli w stanie mówić pełnymi zdaniami. Jednak niezależnie od tego, jak było naprawdę, wszyscy oprócz nich samych od razu wiedzieli, że ci dwoje zostali dla siebie stworzeni.

Pocałowali się jednak dopiero pod koniec pierwszej serii – tym razem w obecności Ryana, pod gwiazdami, na huśtawce ogrodowej, podczas imprezy z okazji piętnastych urodzin Liv Hewitt. Katie była wytrącona z równowagi jakimś nieporozumieniem (Ryan nie pamiętał, czego dotyczyło, ale oczywiście wtedy wydawało się strasznie ważne), a Ben ją pocieszał.

Seria druga. W kolejnej serii los stanął młodym kochankom na przeszkodzie. Każdy scenarzysta telewizyjny wie, że jeśli dwoje głównych bohaterów zbyt szybko się ze sobą zwiąże, napięcie seksualne pomiędzy nimi opada i nie wiadomo, co dalej z nimi zrobić. W tym przypadku rolę „losu” odegrały dwie pary wścibskich, choć pełnych dobrych chęci rodziców. Oczywiście, zgodnie z romantyczną tradycją, przeszkody zostały pokonane i egzaminy końcowe Katie i Ben pisali już jako para.

Seria trzecia. Szczęśliwe związki to słaby materiał na serial. Żeby akcja nie toczyła się zbyt gładko, z niewiadomych powodów Katie i Ben postanowili się rozstać w Boże Narodzenie w przedostatniej klasie. Ryan bardzo dobrze pamiętał, jak stali wtedy pod jemiołą, nie całując się, a jedynie przytulając. Oboje płakali, a Katie miała zaczerwienione, opuchnięte oczy. Nie wiedział, dlaczego zerwali – byli przecież idealną parą.

Seria czwarta. Aby przyspieszyć rozwój fabuły, Ben związał się z Janey. Ta niedopasowana para była razem aż do balu… Do tamtej nocy, kiedy…

Wszyscy wiedzą, co było dalej, pomyślał Ryan.

Teraz, na początku letniego odcinka specjalnego, Ryan umierał z ciekawości, jakie zwroty akcji czekają piękną rudowłosą Katie i jej przystojnego byłego. Niezależnie od tego, co miało się stać, tej części nie wolno było przegapić.

Pozostali dotarli na miejsce, kiedy Katie i Ryan kończyli lunch. Z niewiadomych powodów zawsze, gdy Ryan wyjeżdżał w jakieś słoneczne miejsce, jego organizm domagał się tostów z tuńczykiem i mleka czekoladowego, więc to właśnie zjedli. Później Katie pozmywała, a on zaczął przeglądać scenariusz Sondy umysłów. Wpatrywał się w stronę, ale nie widział wydrukowanych na niej słów. Znów myślał o Janey.

Być może tuż przed spotkaniem z przyjaciółmi po raz pierwszy naprawdę stawił czoła bezbrzeżnemu smutkowi, pytaniom bez odpowiedzi i dziwnemu przebiegowi całej sprawy. Poprzednie lato było tak okropne, że wyjechał z Telscombe Cliffs najszybciej, jak mógł. Zaangażował się bez reszty w kręcenie kolejnego serialu – spin-offu o nowych początkach. Przecież to on był głównym bohaterem tej historii, a nie Janey.

Jednak teraz, choć czuł na skórze gorące pocałunki słońca, nie mógł przestać myśleć o utraconej przyjaciółce. Zaczął wspominać pogrzeb. To był okropny dzień. Oczywiście, pogrzebów nie wyprawia się dla rozrywki, ale nie był ani trochę przygotowany na falę rozpaczy, która zalała go po wejściu do kaplicy. Wspomnienia były czarno-białe, bo te dwa kolory zdominowały tamten dzień. Czarne stroje żałobników w białej kaplicy. Czarna trumna obsypana białymi kwiatami.

Przyjaciele przyszli na ceremonię grupą. Widział ich wtedy po raz ostatni – aż do wczorajszego spotkania z Katie. Usiedli z tyłu kościoła, zostawiając najlepsze miejsca dla rodziny zmarłej. Edgar Allan Poe stwierdził kiedyś, że nie ma nic bardziej poetyckiego niż śmierć pięknej kobiety. Śmierć Janey pasowała do tej definicji: pogrzeb był tak niezwykłym i głośnym wydarzeniem, że stawiła się na nim niemal cała klasa maturalna. Ze względu na duże zainteresowanie spektaklem pozostały wyłącznie wejściówki na miejsca stojące. Pogrzeb Janey stał się wydarzeniem sezonu w Telscombe Cliffs.

Ryan siedział obok Katie i przez całą ceremonię trzymał ją za rękę. Dla niej ten dzień był szczególnie trudny. Po tym, co wydarzyło się na balu, znalazła się pod pręgierzem i musiała wysłuchiwać szeptów ludzi z klasy: „Ta to ma tupet. Jak może się tu pokazywać?”. Wciąż powtarzał Katie, że to nie ona za wszystko odpowiada, ale wiedział, że czuje się winna. To było typowe dla Katie – poddawała się karze, nawet jeśli nie popełniła przestępstwa.

Ryan poczuł smutek dopiero wtedy, gdy zobaczył mamę Janey. Do tamtej chwili pogrzeb był widowiskiem – zdecydowanie najbardziej emocjonalnym odcinkiem ich opery mydlanej, jaki odważono się wyemitować, i zapewne cieszącym się najwyższą oglądalnością. Jednak kiedy pojawiła się pani Bradshaw, usiłująca podtrzymać wizerunek gospodyni idealnej, który psuły załzawione oczy i drżący oddech, poczuł, że to wszystko prawda. Janey nie była aktorką, która opuściła obsadę serialu, aby nakręcić film klasy B. Naprawdę odeszła.

Błyskawicznie wrócił do teraźniejszości, kiedy usłyszał chrzęst żwiru pod oponami. Pozostali dotarli na miejsce.

Katie odstawiła naczynia i odwróciła się w stronę drzwi na taras.

– Ryan! Przyjechali! – Przygryzła dolną wargę. – Ale się denerwuję.

Chłopak wziął ją za rękę.

– Niepotrzebnie. Wszystko będzie dobrze – stwierdził, chociaż sam czuł motyle w brzuchu. – Przecież wszyscy jesteśmy przyjaciółmi.

Przeszli przez salon i poszli na górę, na piętro sypialne, na którym także znajdowało się wejście. Ryan już z holu słyszał głosy na podjeździe. Motyle w jego brzuchu zmieniły się w świetliki, a zdenerwowanie – w ekscytację. Szeroko otworzył drzwi i wybiegł przed dom.

Na podjeździe, obok wynajętego auta Katie, stał lśniący pomarańczowy jeep, jakby żywcem wyjęty z popowego teledysku. Ryan był pewien, że to sprawka Grega – wybór najbardziej krzykliwej z możliwych opcji był w jego stylu.

Greg wyjmował już walizki z bagażnika. Jego siostra, Alisha, gramoliła się z tylnego siedzenia, trzymając na kolanach wielką skrzynkę pełną brzęczących butelek z alkoholem.

Kiedy tylko zobaczyła Ryana, krzyknęła:

– Oto i on!

– O Boże! – Ryan puścił się biegiem.

Katie, która czuła się niepewnie, została z tyłu.

Alisha postawiła skrzynkę na podjeździe i rzuciła mu się na szyję.

– Dobrze wyglądasz! – pochwalił ją Ryan. – Naprawdę świetnie.

Takie komplementy zwykle wygłasza się pod adresem osiemdziesięciolatków dochodzących do siebie po wymianie stawu biodrowego, ale Ryan mówił szczerze. Alisha wyglądała zdrowo jak nigdy – nie była ani zalana, ani skacowana, co jak na nią stanowiło spory wyczyn. Zafarbowała też swoje drobne ciemne loki na ciepły, karmelowy odcień, który podkreślał błękit jej oczu i pasował do jasnobrązowej skóry.

– Dziękuję! – stwierdziła z uśmiechem. Nadal miała uroczo zachrypnięty głos. – Ty też, chłopaku. Chodziłeś na siłkę?

Ryan oblał się rumieńcem.

– Tak. Czasami.

Tak naprawdę ćwiczył codziennie, ale wolał tego nie podkreślać.

Alisha rzuciła się na Katie, nadal piszcząc – nie miała opcji regulacji głośności.

Greg podał siostrze walizkę, a potem uściskał Katie i pocałował ją w czubek głowy.

– Jak tam? W porządku?

– Jak najlepszym, dzięki – odpowiedziała Katie z uśmiechem. – A co u ciebie? Poza tym, że wyglądasz obłędnie?

Greg napiął muskuły.

– Ojej, dziękuję – stwierdził, puszczając do niej oko.

Ryan poczuł ukłucie zazdrości. Nawet gdyby odwiedzał siłownię dwa razy dziennie, nie miałby szans na takie ciało jak Greg Cole. Niechętnie podziwiał rysujące się pod koszulką przyjaciela napięte, wyrzeźbione ramiona, klatkę piersiową i brzuch bez grama tłuszczu. Greg był zawodowym futbolistą, a ciało – jego narzędziem pracy.

Na pierwszy rzut oka było widać, że Greg i Alisha to bliźniaki. Oboje byli piękni jak z obrazka, a w dodatku mieli identyczne, niesamowicie błękitne oczy.

Greg odwrócił się od Katie do Ryana, który wyciągnął do niego rękę i uścisnął mu dłoń z lekkim skrępowaniem. Ryan nie bardzo wiedział, jak zagaić rozmowę – Greg przez cały rok nie przysłał mu nawet SMS-a. Najwyraźniej teatr i futbol nie chodzą w parze.

Zza jeepa wyszła piękna dziewczyna – brunetka w uroczej fryzurze z grzywką i butach na koturnie na długich, opalonych nogach. Podeszła do Grega, żeby mógł ją przedstawić.

– Katie, Ryan, to moja dziewczyna, Erin. Erin, to Katie, której tata jest właścicielem willi, i Ryan, mój kumpel ze szkoły.

Erin wyszczerzyła w uśmiechu olśniewająco białe zęby. Była niewiarygodnie urocza, wyglądała jak królowa elfów.

– Cześć. Bardzo miło was poznać. Dużo o was słyszałam.

Ryan ucałował ją w oba policzki.

– Aż strach pomyśleć.

– Znam wszystkie plotki!

– Tak? A opowiedział ci o tym, jak w podstawówce posikał się na lekcji, bo myślał, że w męskiej toalecie są duchy? – spytał Ryan z uśmiechem.

Alisha zachichotała, a Erin parsknęła.

– Ha! O tym nie mówił – przyznała ze śmiechem.

Katie uściskała Erin, a Greg przeszedł do kontrataku.

– Dzięki, stary! Poczekaj tylko, a wszyscy usłyszą, jak napisałeś list miłosny do pani Forrest…

– Nie no, ta historia z sikami jest gorsza – stwierdził ostatni z przyjezdnych, który wyszedł zza jeepa z dwoma pudłami w rękach.

Ryan cofnął się, aby mieć jak najlepszą, panoramiczną perspektywę na spotkanie Katie i Bena. Wydawało mu się, że czas zwolnił, i wyraźnie zobaczył, że Katie przełyka ślinę, jakby coś stanęło jej w gardle.

Ben jakimś cudem wyprzystojniał jeszcze bardziej. Ryan znał go od przedszkola – ba, ich mamy były w ciąży w tym samym czasie – więc traktował go jak brata. A jednak musiał przyznać, że Ben Murdoch ma coś w sobie. Dziewczyny za nim szalały. Może sprawiały to dołeczki w policzkach i wiecznie zmierzwione włosy, może krzywy uśmiech lub ciepłe czekoladowe oczy pod gęstymi brwiami. Do tego szerokie ramiona, zawsze nieco przygarbione, jakby wstydził się swojego wzrostu. Na studiach zaczął nosić kilkudniowy zarost, z którym było mu bardzo do twarzy. Najlepsze jednak było to, że Ben kompletnie nie zdawał sobie sprawy ze swojego uroku. Ryan stęsknił się za nim.

Czuł się, jakby ktoś wcisnął pauzę. Przez chwilę, która wydawała się wiecznością, Katie i Ben stali skrępowani na podjeździe, z opuszczonymi rękami, wpatrując się w siebie.

– Ben – rzuciła w końcu Katie, jakby to słowo zawierało w sobie wszystko, co miała do powiedzenia.

Chłopak potraktował to jako sygnał, że może podejść i ją przytulić. Pochylił się i otoczył ją rękami. Uścisk trwał nie dłużej niż trzy sekundy i zakończył się poklepaniem po ramieniu, które miało dowieść, że był całkowicie platoniczny.

– Jak tam?

To wszystko? Pomyślał Ryan, irracjonalnie wściekły. Młodzi kochankowie spotykają się po roku rozłąki i kończy się na: „Jak tam”. Scenarzystów powinno się wywalić na zbity pysk.

– Wspaniale – powiedział Ben nieswoim, spiętym głosem. – A u ciebie?

– Nie najgorzej, dzięki. Fajna broda. – Katie rozluźniła się i zaczęła się uśmiechać.

Ryan przypomniał sobie czasy, kiedy jego przyjaciele byli parą, i poczuł się trochę zazdrosny o ich zażyłość.

– Dzięki. Czasem ją gładzę, kiedy siedzę w bibliotece – stwierdził Ben.

– Typowe dla studenta Cambridge.

– Prawda? Ty wyglądasz super. Podoba mi się twoja fryzura.

Katie bezwiednie dotknęła palcami przyciętej niedawno grzywki.

– Dzięki. – Spuściła wzrok i znów zrobiło się niezręcznie. – No dobra, pokażę wam wasze pokoje.

– Dla mnie bomba – zgodził się Greg i rycersko podniósł nie tylko swoją walizkę, ale też bagaże dziewczyn. – Ale w ciągu dwóch minut muszę się napić piwa.

– Umowa stoi – zgodziła się Katie z uśmiechem.

Greg zaniósł walizki do sypialni, a Katie oprowadziła ich po willi. Ryan z przyjemnością pozwolił jej pełnić obowiązki przewodnika, a sam z boku przysłuchiwał się rozmowie. Zaczęli od kuchni, gdzie rozpakowali pudła z zakupami z hipermarketu. Greg poczęstował się piwem dopiero wtedy, gdy przyniósł dwie skrzynki alkoholu.

Ryan przyjrzał się zapasom.

– No dobra, to dla Alishy. A co z nami?

Alisha dała mu kuksańca w ramię.

– Bardzo zabawne – stwierdziła ze śmiechem. – Jakbyś nie zauważył, piję mineralną!

– Co za zmiana – rzucił Greg teatralnym szeptem.

Alisha puściła uwagę brata mimo uszu.

Erin oddaliła się od Grega i wyjrzała za przesuwane drzwi.

– Czy twój tata jest jakimś oligarchą? – spytała.

Pozostali członkowie wycieczki wyszli za nią z klimatyzowanej jadalni na rozgrzany taras.

Katie ze śmiechem założyła z powrotem okulary. Na bikini narzuciła luźną koszulę, aby chronić ramiona przed słońcem.

– Nie! Nic z tych rzeczy. – Katie nie znosiła, kiedy ludzie uznawali ją za snobkę. Ryan pamiętał, jak kiedyś w szkole próbował nauczyć ją wysławiać się w mniej dystyngowany sposób, ale zupełnie bez powodzenia. – Jest tylko deweloperem.

– No tak, to logiczne.

– Moja macocha mnie nie znosi, a tata próbuje mi to wynagrodzić i pozwala mi korzystać z willi, kiedy chcę.

– Serio, ona ma złą macochę – wtrącił Ryan.

Zeszli po kamiennych schodach do basenu.

– Jest cudnie – stwierdziła Erin.

– Dziękuję. Cieszę się, że wam się podoba.

Greg opróżnił pierwszą butelkę piwa w rekordowym czasie.

– Ach! Tego mi było trzeba. Z tym znajdowaniem to strzał w dziesiątkę. To miejsce leży na krańcu świata. El Benjamino ma wiele talentów, ale czytanie map do nich nie należy.

– Dzięki, stary.

– Gdybyście mnie posłuchali, dotarlibyśmy dwa razy szybciej – stwierdziła Alisha, wydymając wargi. – Ale podobno dziewczyny nie potrafią czytać map.

Greg szeroko się uśmiechnął i otoczył siostrę muskularnym ramieniem.

– Tego nie powiedziałem. Mówiłem, że ty się nie znasz na mapach. To nie to samo – stwierdził i pocałował ją w głowę.

– Dzieci – zachichotała Katie. – Wyluzujcie. To nie jest aż tak daleko. Do miasta mamy około pół godziny jazdy albo godzinę, może półtorej spaceru po plaży.

– Myślałem, że będą tu jakieś tawerny, restauracje… – wtrącił Ryan.

– Nic z tego – stwierdziła wesoło Katie. – Najbliższa miejscowość turystyczna to Zahara de los Atunes, dlatego prosiłam, żebyście kupili wszystko, co trzeba. Ale możemy zorganizować jakieś wycieczki – pojechać do Kadyksu, żeby poimprezować, i może zwiedzić Gibraltar.

– Mamy wszystko – stwierdził Ben. – Hektolitry gorzały. Mięcho na pięćdziesiąt imprez z grillem. Czego jeszcze można by chcieć?

– No nie wiem… Ryana Gosslinga i olejku do masażu? – zaproponowała Alisha.

– Byłaby do nich kolejka – stwierdził ze śmiechem Ryan.

Katie wskazała horyzont gestem, jaki wykonują hostessy w teleturniejach.

– Basen i plaża – stwierdziła. – Na tym kończymy oprowadzanie.

– Wiecie, co trzeba teraz zrobić… – Greg wyszczerzył zęby w uśmiechu i chwycił Erin za rękę.

– Ani mi się waż! – pisnęła dziewczyna.

– Musimy – takie są zasady! No dalej. Wyjmować telefony i portfele. – Przez chwilę panował zamęt, kiedy wszyscy odkładali na leżaki telefony, buty i okulary przeciwsłoneczne. – Gotowi? Raz… dwa…

Chwycili się za ręce, tworząc ludzki łańcuch. Ryan znalazł się pomiędzy Benem a Katie. Czuł się jak piąte koło u wozu.

– Trzy! – wrzasnął Greg.

Z krzykiem rzucili się do orzeźwiającej błękitnej wody.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: