Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zaginiony - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Grudzień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zaginiony - ebook

Praga, rok 1948, krótko po lutowym zamachu stanu, w wyniku którego władzę przejmuje Komunistyczna Partia Czechosłowacji. Erik Brunner, żydowski intelektualista, miota się między strachem, który wzbudza w nim nowy reżim, a podświadomym pragnieniem poddania się sytuacji. Panuje nastrój paniki i nieufności.
Zaginiony to powieść szpiegowska pokazująca, jak wyobcowany jest człowiek z społeczeństwie zdominowanym przez totalitarną ideologię. To świat podwójnej agentury i bezwzględnego pragmatyzmu. Znakomicie nakreślona atmosfera thrillera świetnie oddaje wewnętrzny niepokój głównego bohatera i ukazuje centralną ideologię jako siłę chaosu.
Wydany w 1951 roku w USA Zaginiony sprzedał się w czteromilionowym nakładzie i do dziś pozostaje jedną z najciekawszych czeskich powieści XX wieku.
Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65595-24-9
Rozmiar pliku: 482 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Kiedy Erik doszedł do przystanku tramwajowego przy Dworcu Masaryka, jego „jedynka” akurat odjeżdżała. „Diabli wiedzą, czemu zawsze tramwaje uciekają mi tuż sprzed nosa!”, mruknął do siebie. Ale nie odczuwał złości, tylko chłód i dreszcze z niewyspania.

Mżyło. Przejmująca wilgoć opadała z popielatych płacht niskiego nieba, unosiła się też w górę z błotnistych kałuż i topniejących wzdłuż chodników pryzm brudnego śniegu. Pomiędzy zachmurzonym lutowym niebem a zapłakaną ziemią świstał przenikliwy, mroźny wicher. Przechodnie kulili się w paltach z postawionymi kołnierzami i garbili jak kalecy. Nikt nie szedł ani nie stał wyprostowany.

Erik spojrzał na zegarek. Była za pięć ósma. Następna „jedynka” przyjedzie za siedem do dziesięciu minut, a droga z dworca do pałacu Czerninów potrwa ze dwadzieścia pięć minut. Nie, nie spóźni się, albo przynajmniej nie za bardzo. Ale dlaczego od zawsze tramwaje uciekają mu sprzed nosa? „Mam pecha w drobnych sprawach, za to szczęście w tym, co istotne”. Erik często powtarza to zdanie samemu sobie i przyjaciołom. Teraz też mówi je sobie w duchu. Lecz jego myśli potykają się o słowa „pech” i „szczęście”, a wyczerpany rozum jakby nie był w stanie rozpoznać różnicy między nimi. Zresztą to śmieszne: pech w drobnych sprawach, a szczęście w istotnych. Czyli spóźnić się na tramwaj i wygrać… co? Życie? Czy Erik kiedyś wygrał życie? E, daj sobie spokój. Lepiej kupić gazetę.

Każdego ranka w drodze do Ministerstwa Spraw Zagranicznych kupuje dwie gazety: komunistyczne „Rudé Právo” i liberalne „Svobodné Hlasy”. Z obu czyta w tramwaju tylko tytuły. Zresztą wcale nie trzeba czytać więcej, bo wszystko pozostałe jest dobrze znane, albo przynajmniej łatwe do wyobrażenia, jak szum zdartej płyty gramofonowej. Pracuj, a będziesz szczęśliwy – radzi ponuro każdy akapit prasy komunistycznej. Jej gderliwy optymizm jest monotonny i śmiertelnie nudny. Ale ostrzegawcze tony prasy opozycyjnej, głoszące peany na cześć wolności słowami kościelnych bab i meczeniem pobożnych owieczek, brzmiały równie martwo jak uliczne głośniki. Nawiasem mówiąc, to właśnie głośniki coraz częściej mówiły zamiast ludzi. Umieszczone na każdym skrzyżowaniu, każdym placu i co trzecim rogu praskich ulic, co chwila trąbiły w świat wiadomości niezwykłej wagi. Takie a takie żywnościowe kartki należy do jutra wymienić tam a tam, zanim stracą ważność! Ochotnicy do odgarniania śniegu niech się zgłoszą przed 15.00 w alei Stalina numer 50! Sklepy z wyrobami skórzanymi w całej Pradze są w tym tygodniu zamknięte! Szkoły, organizacje Sokoła i oddziały straży pożarnej proszone są o wzięcie udziału w pogrzebie artysty narodowego X.Y.!…

Erik kupił gazety, wsadził je do kieszeni palta i zaczął przestępować z nogi na nogę, bo cisnęły go buty. Dzięki temu przypomniał sobie, że już od miesiąca ma w naprawie dwie pary zniszczonych kamaszy, lecz na wszystkie ponaglenia słyszy wciąż tę samą stereotypową odpowiedź: bardzo nam przykro, musi pan zaczekać, brakuje nam ludzi do pracy i materiału. W gardle i w żołądku poczuł bezsilną złość, ale szybko mu minęła, bo właśnie nadjechał tramwaj. W dodatku nawet szybciej, niż go oczekiwał. Tym razem miał szczęście nawet w drobiazgach – w wagonie było jedno wolne miejsce. Rozłożył przed sobą gazety.

Tytuły na pierwszej stronie „Rudégo Práva”, uzbrojone w wykrzykniki, wzywały obywateli do zachowania czujności, ostrzegały zniecierpliwione tłumy i groziły ukrytym dywersantom:

Powstrzymać natychmiast sabotaż wewnątrz Frontu Narodowego!

Ludzie pracy nie godzą się…!

Klasa robotnicza odpowie…!

Ujawnione intrygi agentów Zachodu!

Tytuły w „Svobodných Hlasach” nie miały wykrzykników. Były to naprawdę wyrażenia rozbrojone, zdania łagodne, słowa lękliwe, w których strach tłumił nadzieję:

Prezydent wciąż wierzy w szansę porozumienia Wschodu i Zachodu

Czy socjalizm to wyższa forma wolności? (Niezwykłe przemówienie przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego)

Zagraniczni dziennikarze widzą w Czechosłowacji idealne przykłady współpracy różnych klas społecznych

Nowa nadzieja na większe przydziały mleka dla matek karmiących i niemowląt

Konflikty w łonie rządu nie zaostrzyły się w ciągu ostatnich 24 godzin

Erik rozejrzał się badawczo wokół siebie, ale poza nim nikt inny w tramwaju nie czytał gazet. Gdzie są właściwie ci ludzie, do których zwracają się, krzycząc lub uspokajając, prasowe tytuły? – pomyślał. Ci ludzie, którzy przecież muszą wiedzieć, czego chcą i o co chodzi w tych politycznych szachach? W których płonie ogień zainteresowania sprawami publicznymi? Ci czujni, niecierpliwi, a może zaintrygowani?… Ci, co nie godzą się i zapewne też zareagują?…

Widział jednak tylko zmęczone, niewyspane i otępiałe twarze istot z rezygnacją pogrążonych w sobie. Nikt się nie śmiał i nikt głośno nie mówił. Kilku młodych robotników uważnie wpatrujących się w pustkę przed sobą, kilka matron z torbami na zakupy, zarośnięty dziadek w niedopiętych portkach, z otwartymi ustami, trzymający na kolanach śpiące dziecko oraz jakiś prototyp wzorowego biurokraty z wytartym melonikiem na głowie, podrzemujący z dewocyjnie pochyloną głową. I jeszcze konduktor, który wykrzykiwał nazwy ulic takim tonem, jakby je karcił. A ludzie na zewnątrz na chodnikach szli przed siebie w przeciwne strony obok na wpół pustych witryn sklepów – bez celu, bez pośpiechu, bez zainteresowania. Wszyscy pochyleni, sztywni z powodu zimna i melancholijnego kaca.

Ale może jest to tylko moja subiektywna perspektywa, pomyślał Erik. Może wciąż jeszcze mam skrzywione spojrzenie na sprawy i ludzi? Może dziedzictwo przeszłości powoduje zaćmę w oczach?… Zaćma, dziedzictwo przeszłości… Te słowa tak często przewijają się na zebraniach partyjnych! Boże, gdyby nie było tych nieustannych zebrań, kursów i szkoleń! Ale co robić? Bez nowych ludzi nie ruszymy do przodu. Nowe kadry to nasza przyszłość i bez nich… Sam się uśmiechnął, że ma tak wyćwiczony mózg, który bezbłędnie powtarza zasłyszane słowa, frazesy obecnych czasów. Ale te pseudoprawdy były jednak niebezpieczne, gotowe zabić każde nowe odczucie i spostrzeżenie.

Nagle nowe i nieznane poruszenie myśli stało się tak potężne, że przesłoniło normalną ich gonitwę. Tramwaj właśnie przejeżdżał aleją w pobliżu praskiego Hradu, a zza szczelnej płachty chmur na moment wyjrzało słońce i spoczęło delikatnie na bruku, jak wielki ptak o szeroko rozpostartych płowych skrzydłach. Na krótką chwilę wszystko rozbłysło złotymi iskrami: kałuże, zroszone wilgocią krzewy, nagie drzewa i potężne blanki na murach zamkowych.

Erik automatycznie zerwał się z miejsca i z zachwytem spoglądał przez okno na to dyskretne pozdrowienie słońca, wsłuchany jednocześnie w kłębiące się w głowie wspomnienia. Tak, to właśnie tutaj, w podobnej lutowej aurze coś się zdarzyło w jego życiu. Jasne, tą właśnie aleją w lutym 1944 roku szedł na śmierć. Wtedy, kiedy już nic nie pomogło – ani wstawiennictwo gminy żydowskiej, ani małżeństwo z Aryjką, ani coraz bardziej postępująca dezorganizacja niemieckiej maszynerii policyjnej – i w gronie ostatnich praskich Żydów dostał wezwanie do transportu śmierci. Przypomniał sobie te chwile przedśmiertnego potu dokładnie sprzed czterech lat, kiedy z walizką w zesztywniałej dłoni i małym tobołkiem na plecach z przerażeniem wlókł się tą aleją do pobliskiego miejsca zbiórki. Wyobrażał sobie, że stamtąd droga mogła go zaprowadzić do getta w Terezinie albo do któregoś z obozów koncentracyjnych, czy nawet wprost do komory gazowej, ale z całą pewnością nie z powrotem do tej wegetacji, która jednak miała wiele znamion prawdziwego życia. Och, jak bardzo wtedy nie chciało mu się umierać! Ale dlaczego teraz podobna sceneria wywołała w nim raczej nostalgiczne zadowolenie i radosne drżenie serca, a nie wstręt i grozę?

Nasilająca się ciekawość i zaskoczenie z powodu własnych reakcji sprawiły, że Erik wyprostował się i niczym kukiełka ruszył do wyjścia. Wysiadł na najbliższym przystanku. Tramwaj odjechał i ucichł stukot kół, a on został sam na całkiem pustej ulicy. Wciąż tlił się w nim ognik cichego szczęścia, ale trzeźwy głos w tyle głowy starał się go zdmuchnąć. Ten głos go napominał: nie waż się wpadać w sentymentalizm! Tak, to prawda, samotnie się tędy wlokłeś niczym nędzny, parszywy pies, bez odrobiny nadziei, sparaliżowany strachem i łzami w oczach, ale widzisz – wszystko jednak przeżyłeś! Jesteś znów człowiekiem, jesteś kimś! Masz swój cel, masz dom, więc po co się nad sobą roztkliwiać jak jakaś sentymentalna panienka. W dodatku nie zdążysz na czas do ministerstwa i portier może złożyć donos do zakładowej organizacji partyjnej, że towarzysz Erik Brunner przychodzi spóźniony do pracy. Głos ucichł, a Erik zaczął się zastanawiać nad czymś zupełnie innym: czy to naprawdę w porządku, żeby portier pilnował ministerialnych radców i szefów departamentów?

Ale przecież tutaj, właśnie w tych miejscach, zdarzyło się Erikowi coś więcej niż to, o czym myślał przed chwilą… Kogoś tu spotkał… tak, przy tym drzewie… Czy to było dziecko?… Czy kobieta? „Wszystko jest utkane ze snów”. Kto to niedawno powiedział? Olga! Za kim to powtórzyła? To nie ma znaczenia. Jasne, już wie! Przecież tutaj przed wielu laty Erik po raz pierwszy zobaczył Olgę. Szła pod rękę z Králem i miała strasznie szeroki kapelusz, jakiego wtedy nie nosiła żadna inna kobieta w Pradze. Musiało mu jednak wejść tu w drogę jeszcze jakieś dziecko. Dziewczynka… odfrunął jej niebieski balonik i… Boże, co to jest?

Ostrzegawczy głos w głowie Erika wściekle krzyknął: dosyć! Erik rozejrzał się wokół ze strachem, a potem tak szybko ruszył przed siebie, że prawie biegł. Dopiero po chwili wyciągnął z kieszeni chusteczkę i otarł nią łzę, która trysnęła mu z oka zupełnie niestosownie, niemęsko i właściwie podstępnie.

Tego dnia miał rzeczywiście szczęście także w drobiazgach. Surowi strażnicy na portierni byli właśnie zajęci kimś innym, znacznie ciekawszym niż wiceszef Wydziału Prasowego Erik Brunner, spóźniony o całe dziesięć minut. Z pałacu Czerninów wychodził bowiem sam minister Jan Masaryk. Erik ukłonił mu się, uchylając kapelusza. Starał się przy tym, żeby ukłon nie wydał się zbyt czołobitny. Masaryk też uniósł dłoń do kapelusza.

– Co słychać, panie Eriku?

– Dziękuję, wszystko w porządku. A co u pana, panie ministrze?

Poczerwieniał z dumy, że Masaryk zwraca się do niego po imieniu, ale natychmiast zawstydził się swojej dziecinnej radości.

– Kiepsko się czuję. Dopada mnie jakieś przeziębienie. Ale zamiast do łóżka muszę iść do parlamentu. Powodzenia, panie Eriku!

Znów naiwna radość z powodu familiarnego tonu ministra i natychmiast ponowne skarcenie przez czujny głos wewnętrzny.

W wydziale czekała go sterta zwykłych i poufnych papierów, a także nieprzyjemny ziąb, śmierdzący dymem papierosowym. Szybko zdjął rękawice i dotknął kaloryferów. Były ledwo letnie. Zaklął. A potem czujnie się rozejrzał. Usiadł w palcie przy biurku i wziął ostrożnie do ręki pierwszy poufny materiał. Ambasada w Paryżu informuje Ministerstwo Spraw Zagranicznych, że grupa francuskich dziennikarzy chętnie odwiedziłaby Pragę, jeśli centrala zgodzi się na pokrycie kosztów ich dwutygodniowego pobytu. Ambasada jest zdania, że proponowany wyjazd miałby ogromne znaczenie propagandowe i dlatego…

Ktoś zapukał i nie czekając, wszedł do środka.

– Cześć pracy!

– Cześć! A, to ty, Hušner! Co nowego?

– Dużo, Erik! Dlaczego wczoraj nie było cię na zebraniu? Pešek parę razy o ciebie pytał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: