Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zakładnik ISIS - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zakładnik ISIS - ebook

Przejmująca historia duńskiego fotografa, Daniela Rye’a, który przez 398 dni był zakładnikiem Państwa Islamskiego w Syrii.

Puk Damsgård, korespondentka duńskiej telewizji DR na Bliskim Wschodzie, po raz pierwszy opowiada, jak doszło do porwania, Daniela Rye’a, duńskiego fotografa. Pisze o tym, jak wyglądało jego życie przez trzynaście miesięcy niewoli, a także o znanym dziś na całym świecie więzieniu Państwa Islamskiego (PI) w syryjskim mieście Rakka, gdzie więzionych było 24 zachodnich zakładników. Wśród ich strażników był Brytyjczyk znany z mediów jako Jihadi John.

Daniel Rye wraz z innym zakładnikiem wyszli na wolność w czerwcu 2014. Byli ostatnimi, którzy opuścili więzienie żywi. Potem PI zaczęło kolejno zabijać tych, którzy zostali – współwięźniów Daniela. Wśród nich był James Foley, z którym Daniel zaprzyjaźnił się w niewoli. To on, po wyjściu na wolność, przekazał rodzinie Jamesa ostatni, poruszający list zamordowanego Amerykanina.

Puk Damsgård opisuje także funkcjonowanie PI od środka, dzięki wywiadowi z byłym bojownikiem terrorystycznego ugrupowania, które w krótkim czasie rozrosło się do rozmiarów potężnej armii przejmującej kontrolę nad rozległymi obszarami kraju i dużymi miastami, ustanawiając na podbitych terenach własne rządy jako państwo w państwie.

Autorka szuka odpowiedzi na pytanie o znaczenie ugrupowania dla rozwoju sytuacji w Syrii i Iraku, gdzie Dania uczestniczy w operacjach wojskowych w ramach koalicji przeciwko PI. Równie ważna jest dla niej także odpowiedź na pytanie, dlaczego Daniel Rye i inni zakładnicy zostali wykupieni, podczas gdy pozostali nigdy nie wrócili do swoich krajów.

Książka przez wiele miesięcy była na szczycie duńskich list bestsellerów, a prawa do publikacji zakupiło kilkanaście państw. Za Zakładnika ISIS autorka została uhonorowana najwyższą nagrodą dziennikarską w Danii, Cavlingprisen 2015.

Relacja Damsgård przedstawia maleńki fragment historii Danii na tle historii świata. We współpracy z Danielem Rye, jego rodziną i innymi osobami, które z bliska obserwowały opisywane wydarzenia.

Zakładnik ISIS pozwala zobaczyć, jak ludzie są w stanie znosić tortury, nawiązywać przyjaźnie i zachować nadzieję pomimo skrajnie trudnego położenia. A także to, jak pozostawieni w ojczyźnie bliscy radzą sobie ze strachem o życie uwięzionego.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-708-4
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Happy birthday, Jim

Samolot oderwał się od płyty lotniska Heathrow w Londynie i był już wysoko w chmurach, kiedy Daniel wyjął portfel i wyłuskał z niego skrawek papieru. W milczeniu patrzył na białą kartkę, na której cienkie pociągnięcia ołówka układały się w wizerunek jego własnej twarzy. Na rysunku miał okulary, wąsy i brodę. Poza tym przypominał siebie.

Pokazał papierek swojemu towarzyszowi podróży, Arthurowi, który na fotelu obok wyciągnął swoje długie nogi tak, że aż sięgały pod siedzenie przed nim.

– To dziwne, ale często było całkiem przyjemnie. Graliśmy z pozostałymi zakładnikami w Ryzyko na samodzielnie zrobionej planszy albo wspólnie ćwiczyliśmy – powiedział Daniel, ściskając w palcach swój miniportret.

Rysunek stanowił jedyną pamiątkę z okresu uwięzienia przez Państwo Islamskie w Syrii. Jego autorem był Francuz Pierre Torres, jeden z pozostałych zachodnich więźniów. Kiedy skończył go tworzyć, zaszył obrazek w rękawie i przemycił z więzienia. On także należał do tych, których uwolnienie szczęśliwie udało się wynegocjować.

W tamtym czasie Daniel obawiał się najgorszego. Państwo Islamskie zaczęło zabijać swoich zachodnich zakładników. Właśnie w związku z tym siedemnastego października 2014 roku Daniel i Arthur siedzieli w samolocie zmierzającym przez Atlantyk do New Hampshire w Stanach Zjednoczonych. Lecieli na pogrzeb Jamesa Foleya.

Daniel schował rysunek w przegródce portfela i do standardowego posiłku pokładowego typu „kurczak lub wołowina” zamówił kieliszek wina. Potem zasnął z głową opartą na złożonym, nieodpakowanym z folii kocu. Naelektryzowane włosy sterczały mu pionowo, usta miał wpółotwarte. Obudził się dopiero po pięciu godzinach, kiedy piloci przygotowywali się do lądowania w Bostonie. Po wyjściu z terminala zapalił papierosa. Wokół było ciemno, a w powietrzu czuło się już jesień. Zaciągał się powoli, zwykle nie palił. Arthur w tym czasie odebrał kluczyki do wynajętego samochodu. Pojechali do usytuowanego na obrzeżach Bostonu hotelu Holiday Inn, gdzie mieli przenocować.

Następnego ranka ruszyli do Rochester w New Hampshire, rodzinnego miasta Foleya. Był osiemnasty października 2014 roku. Niebo lekko się zachmurzyło. James skończyłby dziś czterdzieści jeden lat.

Życie amerykańskiego dziennikarza skończyło się jednak w sierpniu 2014 roku na syryjskiej pustyni. Był on pierwszym z zachodnich zakładników, któremu gardło poderżnął Brytyjczyk nazywany w mediach „Dżihadi John”, bojownik Państwa Islamskiego.

Daniela przetrzymywano w Syrii przez trzynaście miesięcy, osiem z nich spędził z Jamesem i pozostałymi zachodnimi zakładnikami.

Bardzo cenił Jamesa. Amerykanin nie tracił otuchy, choć był zakładnikiem od listopada 2012 roku. Mieli mnóstwo czasu, by się wzajemnie poznać. Daniel usłyszał niezliczone opowieści o rodzeństwie i rodzicach Jamesa, a teraz miał ich wszystkich poznać. Przybył, aby pożegnać człowieka, z którym połączyła go przyjaźń – zrodziła się i zakończyła w niewoli.

Drzewa, jakby kłaniając się im na powitanie, pochylały się nad wąską i krętą Old Rochester Road prowadzącą z Bostonu do Rochester. Jej pokonanie zajmowało mniej więcej godzinę. Czerwone liście klonów kontrastowały z zielenią innych drzew, tu i ówdzie spomiędzy gałęzi przebijały się żółtawe, pomarańczowe i różowe przebłyski, ostatnie oznaki dnia przed zapadnięciem mroku. Wokół pachniało tęsknotą i nieuchronnie zbliżającą się zimą. A także papierosami Daniela i Arthura. Daniel puścił muzykę ze swojego iPhone’a. Od śmierci Jamesa często słuchał melancholijnego utworu Add Ends duńskiego zespołu When Saints Go Machine.

Między drzewami wznosiły się zadbane wille z ogródkami, w których teraz leżały dynie wydrążone na kształt uśmiechniętych buziek o gwiaździstych oczach albo gęb potworów z ustami zastygłymi w grymasie krzyku. Przerażone i wściekłe dynie strzegły trawników i podjazdów. Pomarańczowe halloweenowe warzywa wysypywały się z witryny małego sklepiku, niemal blokując wejście.

Kiedy skręcili w ulicę, przy której mieszkała rodzina Foleya, zniknął kolor pomarańczowy, a pojawiła się czerń. Minęli dom, którego drzwi pilnował ubrany na czarno szkielet z kapeluszem naciśniętym na czaszkę. Droga biegła łagodnymi zakrętami pomiędzy usytuowanymi daleko od siebie domami i wbitymi w trawę amerykańskimi flagami. Całe sąsiedztwo łączyło się w żałobie z mieszkańcami białego drewnianego budynku na końcu ulicy.

Trawnik przed domem rodziny Foleya był rozległy, gęsty i dobrze nawodniony. Światło z okien padało na kilka zaparkowanych na podjeździe samochodów. Daniel energicznym krokiem ruszył do drzwi, zostawiając w tyle Arthura. Stanął na wycieraczce z napisem „Welcome” i zapukał. Wszedł, kiedy usłyszał głosy w środku. Gdy tylko Daniel i Arthur znaleźli się wewnątrz, przywitali ich rodzice Jamesa, Diane i John. Diane długo, po matczynemu przytulała Daniela. Jej gęste ciemne włosy dotykały jego twarzy. Co chwilę ściskała go za ręce i ramiona, aż w końcu pociągnęła go za sobą do kuchni, gdzie tłoczyła się reszta rodziny. Nad przejściem między kuchnią a salonem widniał napis: „With God’s blessing spread love and laughter in this house”¹. Pachniało kawą, perfumami i grzankami.

– Poznajcie Daniela. Był więziony razem z Jimem. To on przekazał nam wiadomość od niego – przedstawiła gościa Diane, a w jej głosie rozbrzmiewały zarówno wdzięczność, jak i ból.

Gdy po roku niewoli Daniel zaczął się domyślać, że wkrótce zostanie wypuszczony, James postanowił przez niego przekazać wiadomość swojej rodzinie. Nie miał odwagi dać Danielowi listu. Gdyby przetrzymujący ich napastnicy znaleźli kartkę, mogliby nie uwolnić Daniela, a rodzina Jamesa nigdy nie dostałaby jego wiadomości. Usiedli więc obaj w celi i James po prostu powiedział Danielowi tekst wiadomości. Daniel powtarzał jego słowa tak długo, aż mógł je wyrecytować nawet przez sen.

Zaraz po tym, jak został uwolniony i wrócił do Danii, Daniel zadzwonił do Diane i przekazał jej słowo w słowo wiadomość. Były to ostatnie słowa Jamesa, jakie jego rodzina usłyszała, i jedyne, jakie do nich dotarły od chwili jego porwania. Diane zapisała je, żeby ich nigdy nie zapomnieć. Z okazji nabożeństwa żałobnego wydrukowała je, by mogli je przeczytać goście i reszta świata. W górnej części kartki widniało wyrażenie: „List od Jima”. W liście znalazło się między innymi kilka słów skierowanych przez Jamesa do babci:

„Babciu, pamiętaj o swoich lekach, długich spacerach i nie przestawaj tańczyć. Jak wrócę, to zaproszę cię do Margarita’s. Bądź silna, bo będę potrzebował twojej pomocy, żeby na powrót zacząć żyć”.

– Dziękuję, Danielu – powiedziała babcia w kuchni i mocno uścisnęła jego rękę.

Szczupła starsza pani z perłowymi kolczykami ocierała łzy i wyglądała, jakby lada chwila miała upaść pod ciężarem rozpaczy. Młodszej siostrze, Katie, o długich, prostych włosach Jim powiedział:

„Katie, jestem z ciebie taki dumny. Ty jesteś z nas wszystkich najsilniejsza. Pewnie ciężko pracujesz jako pielęgniarka. Tak bardzo się cieszę, że aż do mojego porwania pozostawaliśmy w kontakcie. Modlę się, żebym zdążył wrócić na twój ślub”.

W kuchni przebywali jeszcze bracia Jamesa, Mark, John i Michael. Mieli na sobie ciemne garnitury. Byli podobni do Jamesa. Te same brązowe oczy, gęste brwi i szerokie, ciepłe uśmiechy. Daniel odniósł wrażenie, że zna ich od lat. James dużo o nich opowiadał i bardzo za nimi tęsknił. Daniel wiedział również, że z niecierpliwością czekali na dobre wieści o swoim bracie. Wiadomość, którą im przekazał, na krótko obudziła w nich nadzieję:

„Miałem dni gorsze i lepsze. Wszyscy tutaj cieszymy się, kiedy któreś z nas zostaje wypuszczone. Z drugiej strony każdy oczywiście pragnie sam odzyskać wolność. Próbujemy nawzajem dodawać sobie sił. Jemy teraz lepiej i codziennie. Dostajemy herbatę, a czasem kawę. Odzyskałem już te wszystkie kilogramy, jakie straciłem w zeszłym roku.

Rozmyślam o wszystkich cudownych chwilach w gronie rodziny, bo te wspomnienia pozwalają mi wydostać się z więzienia. Czuję waszą bliskość, zwłaszcza w modlitwie. Modlę się, abyście nadal pozostali silni w wierze. Mam wrażenie, że kiedy się modlę, mogę was dotknąć nawet tu, wśród ciemności”.

Męka Jamesa wreszcie się skończyła, a pogrążona w rozpaczy rodzina starała się żyć dalej. Mark oczekiwał narodzin pierwszego dziecka – jego żona Kasey stała w kuchni z kapciami na opuchniętych stopach i głaskała się po sterczącym brzuchu.

– Będzie się nazywał James Foley – z dumą przedstawiła swego nienarodzonego syna.

Nabożeństwo żałobne miało się zacząć o dziesiątej. Wszyscy dopili kawę, włożyli buty i płaszcze, by ruszyć do kościoła. Kasey została w kapciach. Diane chciała siedzieć z tyłu obok Daniela. Wzięła go za rękę i przez chwilę mocno ją ściskała. John w milczeniu prowadził samochód.

Kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Różańcowej w Rochester szczelnie wypełniała rodzina i przyjaciele. Przed ołtarzem ustawiono zdjęcie Jamesa Wrighta Foleya. Jego twarz, okoloną teraz żółtymi i czerwonymi kwiatami, rozjaśniał typowy dla niego szelmowski uśmiech, który ponoć zniewalał kobiety.

Nie było trumny, którą można by złożyć do grobu. James został pochowany gdzieś w Syrii. Nikt z rodziny Jamesa nie przemógł się, żeby spojrzeć na jego ostatnie zdjęcie. Na pustynnej ziemi leży ciało w pomarańczowym kombinezonie, ułożone na brzuchu z rękami wzdłuż ciała. Na plecach, między łopatkami leży jego głowa. Większość światowych mediów odmówiła opublikowania nakręconego przez Państwo Islamskie propagandowego filmu z jego egzekucji. Daniel obejrzał go tylko po to, by się upewnić, że James wreszcie zaznał spokoju. Teraz, gdy siedział w jednej z pierwszych ławek w kościele i patrzył przed siebie pustym wzrokiem, w myślach oglądał wszystkie inne sceny z Jamesem, które zapamiętał. Biała koszula Daniela w tłumie ciemnych ramion i pleców świeciła niczym księżyc.

Przed oczami stanął mu dzień dokładnie rok temu, osiemnasty października 2013, kiedy jeszcze obaj siedzieli w celi. James dopiero późnym wieczorem napomknął, że właśnie skończył czterdzieści lat. Daniel i pozostali więźniowie złożyli mu życzenia – wszyscy wyrazili nadzieję, że jego kolejne urodziny będą weselsze.

Teraz Daniel siedział przed zdjęciem Jamesa, słuchając przerywanych szlochem wspomnień Michaela o ciepłym i kochającym starszym bracie, który walczył o lepszy świat.

– James zginął za wartości, jakie wyznawał – powiedział Michael.

I nagle Daniel zobaczył w Michaelu Jamesa. Pochylił się i oparł łokcie na kolanach. Jego szerokie, białe plecy zaczęły niekontrolowanie drżeć. Zdjął okulary i rozpłakał się ze wzrokiem wbitym w posadzkę. Czuł, jakby ten płacz był powstrzymywanym krzykiem, który wzbierał w zaciśniętym żołądku i skurczami szedł w górę wzdłuż kręgosłupa. Wyrzucił go z siebie po raz pierwszy od sierpnia, kiedy od Arthura dowiedział się, że James nie żyje. Blizny wokół nadgarstków, wyglądające jak wytatuowane czerwone bransolety, zrobiły się mokre, gdy Daniel obiema rękami wycierał płynące teraz ciurkiem łzy.

Poznał właśnie takiego Jamesa jak ten, którego opisywał Michael. Takiego, który zawsze myślał o innych – nawet wtedy, kiedy wiedział, że prawdopodobnie zginie w niewoli.

Daniel z powrotem założył okulary i skierował w stronę ołtarza czerwoną od płaczu twarz.

– Happy birthday, Jim – powiedział ksiądz i zebrani zmówili modlitwę w intencji uchodźców na całym świecie oraz Syryjczyków, w których kraju od trzech lat toczyła się krwawa wojna.

Na zakończenie wszyscy odśpiewali psalm I Am the Bread of Life. Przed kościołem Daniel zapalił kolejnego papierosa.

– Przed chwilą z mojego ciała uleciał demon – zwierzył się Arthurowi, a potem spojrzał przed siebie. Jesienne powietrze przeciął jego krzyk: – James, stary draniu! Brakuje mi ciebie. Dlaczego, u diabła, musiałeś umrzeć?!

Potem pojechali na cmentarz. W trawie, wśród czerwonych liści klonu i żółtych kwiatków, leżał biały płaski kamień nagrobny. Diane objęła swoją mamę, kiedy obie otoczone rodziną stały w półkolu przed kamieniem i w milczeniu się modliły. Chmury się rozproszyły i promienie słońca rozświetliły nagrobek.

– Widzisz, słońce wyszło. Jednak będzie ładny dzień – oświadczyła Diane.

Daniel patrzył na nagrobek Jamesa. Widniał na nim napis: „A man for others”. Po ceremonii wszyscy przeszli do jednej z przykościelnych salek, żeby powspominać Jamesa. Jego niania zauważyła, że umierał w jasnym, pomarańczowym kolorze symbolizującym życie, a jego kat miał czarne rękawice szatana. Ksiądz wspomniał jeden z ostatnich wieczorów, kiedy jadł kolację z nim i jego rodziną na krótko przed jego wyjazdem do Syrii.

– Powiedziałem mu, że jego rodzeństwu się nie podoba, że znów leci do Syrii, z powrotem do paszczy lwa. James odparł: „Ojcze, muszę tam wrócić, żeby potem opowiedzieć światu o Syryjczykach. Ten naród żyje pod rządami dyktatury, która depcze go jak trawę”. – Potem ksiądz Paul dodał: – My, którzy zawsze mamy co jeść, nie rozumiemy, przez co muszą przechodzić mieszkający tam ludzie. Wiem, że James czuł w sercu powołanie.

Diane przez kilka godzin nie ruszała się z miejsca i przyjmowała kondolencje. Ludzie ustawili się przed nią w kolejce i jeden po drugim podchodzili do niej.

– God bless you all – szeptała raz po raz.

Następnego dnia Daniel pod wpływem impulsu kupił bordową bluzę z buntowniczym mottem New Hampshire: „Live Free or Die”. Kupili też z Arthurem parę piw, wodę i jakieś ciastka u starszej pani w sklepiku na rogu. Potem ruszyli ku ogromnym lasom i jezioru Winnipesaukee niedaleko Wolfeboro, gdzie James bawił się jako dziecko i dorastał.

Daniel włożył nową bluzę. Przez wiele godzin wędrowali z Arthurem podmokłymi leśnymi ścieżkami i błądzili wśród nagich pni i jaskrawoczerwonych liści. Daniel wziął głęboki wdech. Wokół było tak cicho, jak czasem bywało w więzieniu. I jeszcze na polu przy jego domu rodzinnym w Hedegård na Jutlandii. Wiedział, jak to jest, kiedy się pragnie śmierci bardziej niż życia. Stojąc wśród pni drzew w butach ciężkich od błota, podniesionym głosem, niemal krzycząc, powiedział:

– To właśnie jest teraz moim mottem, Arthurze: Live Free or Die!

Latem 2011 roku Daniel występował w parku rozrywki w Hongkongu jako gimnastyk i skoczek. Z wysokości dwudziestu pięciu metrów wykonywał skok tyłem do basenu o głębokości trzech metrów.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: