Zakwitające dziewczęta. Opowieści ludowe o miłości i odwadze - ebook
Zakwitające dziewczęta. Opowieści ludowe o miłości i odwadze - ebook
Opowieści inicjacyjne z czterech stron świata
Jak opowiadać nastolatkom o odwiecznych problemach związanych z dorastaniem? Czym różni się miłość od seksu? Dlaczego seks jest taki pociągający? Jak nie skończyć w łóżku z potworem? Jakie zagrożenia czyhają na dziewczynki i młode kobiety? Czy duma, krnąbrność i egzaltacja popłacają w dorosłym życiu? Odpowiedzi na te pytania Marita de Sterck, belgijska pisarka i antropolożka, postanowiła poszukać u źródeł, czyli w dawnych opowieściach pochodzących z różnych zakątków świata. De Sterck połączyła swój pisarski talent z antropologiczną pasją i stworzyła fascynujący zbiór legend i baśni Afryki, Ameryki, Azji, Europy i Oceanii.
Jej książka w ciekawy sposób mówi o kształtowaniu się osobowości, a także sztuce adaptowania się do życia w społeczeństwie. Zebrane opowieści uczą empatii i poszanowania dla odmienności, w niecodzienny sposób pokazują, jak dostosować się do otaczającego świata i żyć w zgodzie z innymi, a jednocześnie zachować odwagę, samodzielność, wewnętrzną przekorę i nie zatracić indywidualności. Zakwitające dziewczęta pięknie także unaoczniają to, że stopniowe wchodzenie w dorosłość nie musi pogłębiać konfliktu pokoleń, lecz może łączyć ze sobą generacje i pomagać w przekraczaniu różnic między dziećmi, rodzicami i dziadkami.
Ta książka ucieszy nie tylko wielbicieli ludowych podań, to także przysmak dla każdego czytelnika lubującego się w soczystych historiach, które na dokładkę opowiadają o tym, skąd się wzięliśmy. Polecamy i dorosłym, i młodzieży.
„Het Nieuwsblad”
Książka poruszająca i zaskakująca, nie tylko dzięki mocnemu językowi. Zdecydowanie nie można powiedzieć, że to książka kobieca, wręcz przeciwnie – chłopcy i mężczyźni mogą się z niej sporo nauczyć.
„Gazet van Antwerpen”
Marita de Sterck nie boi się mówić o krwi. Porusza tematy, które zbyt długo ukrywaliśmy pod grubą warstwą disneyowskiego lukru.
„Knack”
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7881-080-3 |
Rozmiar pliku: | 994 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pół wieku temu z otwartymi ustami słuchałam opowiadań, od których aż huczało we wsi mojego dzieciństwa: o Panu Mrozie, który odgryzał uszy i nosy, o Kludde skaczącym ludziom nocą na kark, z każdym krokiem ważącym coraz więcej, i o diabłach smołowych wciągających zbyt ciekawskie dziewczynki w muł rzeczny.
Tata codziennie snuł takie opowieści, siedząc w fotelu właśnie do tego przeznaczonym. Na całe życie została mi z tamtego czasu miłość do słowa mówionego. Kto miał szczęście słuchać opowiadanych historii, nigdy nie zapomni kolorów ani zapachów miejsca, wyjątkowego brzmienia głosu, gestów i spojrzeń, chwil ciszy, które służyły budowaniu napięcia i pobudzaniu wyobraźni, żywego języka i ludowych powiedzeń. To, jak przestrzeń między ustami a uchem wypełniała się opowieściami przodków, było dla mnie zawsze najprawdziwszą magią.
Opowieści mojego ojca wprowadziły mnie w kulturę okolic rzeki Rupel we Flandrii. Nie minęło dużo czasu, a próbowałam opowiadać je własnymi słowami. Kiedy wuj mojej matki wrócił do Belgii po dwudziestu kilku latach pracy misyjnej w Chinach, uległam czarowi nie tylko jego mitry i chińskich waz, lecz przede wszystkim opowieści, które przyjechały wraz z nim w fałdach jego fioletowych szat. Także gdzieś tam, daleko stąd, za wysokimi górami i głębokim oceanem przebrany za babcię wilk usiłował pożerać dziewczynki. W myślach przeskakiwałam wte i wewte od znanych opowieści do nieznanych. Podsycałam pragnienie podróżowania po świecie i zbierania opowiadań wszędzie po drodze. Dziecko, które żebrało o opowieści i je pochłaniało, stało się antropologiem, przy okazji każdej podróży badawczej poszukującym historii, przede wszystkim tych opowiadanych podczas rytuału dorastania lub w związku z nim.
Od dużej dziewczynki do młodej kobiety
Kiedy w sierpniu 1995 roku zapytałam Dawn Horse, czternastoletnią dziewczynę z plemienia Nawaho, o to, która część rytuału dorastania była dla niej najważniejsza, odpowiedziała, że to opowieści zmieniły jej ciało i dzięki nim nie jest już dużą dziewczynką, lecz młodą kobietą. Jej słowa posłużyły za motto mojej podróży po świecie w poszukiwaniu podobnych opowiadań. Po dwudziestu pięciu latach ich gromadzenia umieściłam w tym zbiorze sześćdziesiąt ulubionych historii, w których ważnym tematem jest dorastanie dziewczyny do kobiecości. Czasem motyw ten jest aż nadto wyraźnie zarysowany, czasem raczej ukryty. Chodzi o opowieści, w których dostrzegłam literacką siłę, w których dzieje się coś z językiem, które zostały opowiedziane śmiało i z pasją, które podejmowane zagadnienie przybliżają w sposób dla mnie poruszający, raz uderzając obuchem w łeb, kiedy indziej delikatnie głaszcząc. Wybrałam opowieści, którymi jako kobieta, jako matka chcę się dzielić z moją córką, z moimi synami, z dziećmi innych osób, a właściwie z kobietami i mężczyznami w każdym wieku. Dotykają one żywych emocji, o których gdzie indziej mało się mówi, pokazują, że ludzie na całym świecie te same tematy wypełniają różną treścią, a równocześnie uświadamiają, jak bardzo w naszych opowieściach jesteśmy do siebie nawzajem podobni. Trafiają w sedno bycia kobietą i bycia człowiekiem, zapraszają do wejścia w czyjąś skórę i współodczuwania mimo barier. Pozwalają odezwać się w nas naszym przodkom, dają w szczególny sposób odczuć, kim jesteśmy, pomagają w nawiązaniu kontaktu z przodkami innych i zderzeniu z ich odrębnością. Myślę, że mogą one połączyć córki, matki i babki, ale równie dobrze zaciekawić dziadków, ojców i synów.
Chcę, żeby ta książka była też sposobem na dzielenie się przyjemnością, która tworzy więź. Niezwykle cieszyła mnie różnorodność zasłyszanych opowieści, sytuacji, w których były one opowiadane, spontanicznie, pod wpływem impulsu, w niewielkim gronie czy przed liczną publicznością. Zauważyłam jednak, że wszędzie opowiada się dziś mniej niż kiedyś; cenne opowieści mogą nie dotrwać do następnych pokoleń.
Ułożyłam je według kontynentów, a kontynenty uporządkowałam alfabetycznie: Afryka, Ameryka, Azja, Europa, Oceania. Podtytuły wskazują na grupę kulturową i kraj pochodzenia; jeśli opowieść nie jest związana z jedną grupą kulturową, pojawia się tylko nazwa kraju. Na końcu książki próbuję wyjaśnić mój sposób postępowania i powiedzieć coś na temat gatunków, do których należą te historie. Następnie umieszczam je w kontekście, ponownie zachowując podział na kontynenty, mówię, jak do mnie trafiły, i wspominam o źródłach.
Wszędzie niegrzeczne dziewczynki
Większość z tych opowieści została przetłumaczona na niderlandzki lub opowiedziana na nowo po niderlandzku zapewne po raz pierwszy. A z całą pewnością po raz pierwszy ukazały się one w takim układzie, wplecione w tę osobistą, kobiecą osnowę. Moim zdaniem wszystkie łączą się ze sobą, zapraszają, żeby wejść w zajmującą grę poznawania i rozpoznawania. Na ile inaczej tropikalne potwory morskie połykają nieposłuszne dziewczynki? Czym różnią się od siebie Kopciuszki, Królewny Śnieżki, Czerwone Kapturki, Śpiące Królewny, Ośle Skórki i Bestie ze znanych i nieznanych okolic, a w czym są do siebie podobne? Jak wiedzie się tu i gdzie indziej niegrzecznym, upartym, krnąbrnym, leniwym i nazbyt wybrednym dziewczynkom? Czy zawsze kończą z wielkim wężem, tapirem, prosiakiem albo Księżycem w łóżku? W wielu z tych historii opowiadanych ku przestrodze główną bohaterką jest właśnie niegrzeczna dziewczynka. Opowieści o the disobedient girl tworzą osobny gatunek literatury mówionej, występują w wielu wariantach opartych na tym samym scenariuszu: dziewczyna, niepomna ostrzeżeń, opuszcza wioskę i rusza do ciemnego lasu. Tam spotyka nieposkromioną bestię – wielką, silną, pożądliwą, samca gotowego ją posiąść i połknąć. Zbyt wybredna dziewczyna, la fille difficile, która odtrąca mężczyzn jednego po drugim, kończy zwykle z bestią w łóżku. Te umoralniające opowiadania nakłaniają do posłuszeństwa, wpasowania się w istniejący system, ale i trzymają w napięciu, są śmiałe, pikantne, wywrotowe i przekorne. Pokazują, że grzeczne dziewczynki trafiają do nieba, ale niegrzeczne wszędzie.
Początkowo także wielu starym bajkom ludowym, które opowiadano na zachodzie Europy, nie brakowało pikanterii. Kiedy jednak nastały bardziej pruderyjne czasy, wyprano je z erotyki i agresji; w opracowaniach dla dzieci zostały one skrajnie ugrzecznione. W zamieszczonej tu wersji Czerwonego Kapturka z przyjemnością zachowałam wszystkie smaczki starych francuskich pierwowzorów. Można więc przeczytać o tym, co wilk wyczyniał z babcią i wnuczką i co wnuczka nawywijała z babcią. A scena, w której Książę całuje Śpiącą Królewnę (podczas gdy ona śpi w najlepsze), ma tu zupełnie inny ciąg dalszy niż u Disneya.
Starannie wybieraj ukochanego
„Pięknie wydoroślałam, miałam piękne życie, ponieważ obdarowano mnie pięknymi opowieściami”, zwierzała mi się w 2006 roku w Tzaneen w Republice Południowej Afryki stara Sebasa. „Z nich dowiedziałam się, jak wszystko się zmieni po pierwszej miesiączce. Od tego momentu innymi oczami miałam spoglądać na chłopców, a oni na mnie. Kto troszczy się dzisiaj o to, żeby młodzi poznawali opowieści, które mówią, jak żyć?”.
Wiele zawartych w tym zbiorze historii ma nauczyć młodych czegoś o miłości, o erotyce, o wyborze partnera. Na przykład, co się może stać, gdy o wybranym partnerze nic nie wiadomo. Wtedy podejmuje się ogromne ryzyko, ryzyko, że partner przekroczy granicę tego, co ludzkie, i okaże się zwierzęciem – delfinem, tapirem czy anakondą. Na całym świecie zwierzęta uwodzą dziewczynki, występują w roli pierwszego oblubieńca. Te historie jednak nie zawsze kończą się źledla dziewcząt i ich kochanków. Ale kończą się okropnie zawsze i wszędzie tam, gdzie partner jest zbyt bliską rodziną. Z przejmujących opowiadań dowiadujemy się o katastrofalnych skutkach kazirodztwa, a równocześnie o wsparciu grupy, która często otwarcie i jednomyślnie staje po stronie ofiary incestu. Te opowieści mogą wzmocnić u młodzieży zdolność do obrony, wskazując precyzyjnie, gdzie leżą granice. Równocześnie są to opowiadania adresowane do starszej generacji: matki, ojca – znaj swoje miejsce, zachowaj dystans do syna, córki, którzy miłości cielesnej mają szukać gdzie indziej, z dala od rodziny. W wielu opowieściach powraca przekaz, że miłość polega też na umiejętności wypuszczenia kogoś spod swoich skrzydeł. Nie chodzi tylko o dorastanie młodych – wraz z nimi dorastają także rodzice i dziadkowie.
Uniwersalne i aktualne
Historie opowiadane podczas rytuałów dorastania czy historie, które starsza generacja chce przekazać młodszej poza rytuałem, zawsze stanowią wyzwanie, podejmują ważkie tematy: pochodzenie świata, ludzi, choroby i śmierci, czym ludzie różnią się od zwierząt, a co ich z nimi łączy, różnica płci i zażyłość seksualna, przekraczanie granicy, załamanie tabu, znaczenie wyboru partnera, relacje z teściami, siła pragnienia posiadania dziecka, magia i podwójna natura miłości (nawet tej pierwotnej, której zawdzięczamy nasze istnienie i przeżycie: miłości matczynej, potrafiącej zarówno wykarmić, jak i pożreć), trudności i możliwości stwarzane przez metamorfozę, przepoczwarzanie się, drugie narodziny, przemiana młodości w dorosłość.
Bogata treść zawsze łączy się z mocną formą. Przykłada się wagę do stylu, struktury i rytmu opowieści, choć jest on nieraz inny, niż nakazuje zachodni ideał piękna. Toczy się gra obrazami i symbolami. Wielu rzeczy nie mówi się wprost, są ukryte między wierszami, wśród fałd opowiadania. Nie tylko się sugeruje, a tym samym stwarza się przestrzeń, którą można samodzielnie wypełnić. Ta sama opowieść jest przeżywana na różne sposoby, w zależności od wieku, doświadczenia i temperamentu; może też prowokować wiele różnych interpretacji z racji swojego bogactwa. Gdyby były jednoznaczne, nie pozostawiałyby miejsca dla wyobraźni. Opowieści, które mają pomóc młodym ludziom zadomowić się w nowym ciele i w dorosłości, stwarzają okazję do zabawy, do poszukiwania własnych znaczeń. Bez twórczej interpretacji rozwój jest przecież niemożliwy. Za pośrednictwem opowieści młodzi na początku okresu dojrzewania płciowego zostają wprowadzeni w problemy swojego nowego, już płodnego ciała i w dorosłe życie, a zarazem wtajemniczeni w kulturę, w sposoby wspólnego życia i myślenia, poszukiwania sensu i nadawania znaczenia. Komuś, kto czyta opowieści Indian Tikuna, Tuaregów czy Aborygenów z plemienia Warlpiri, ich bohaterowie ukazują inne oblicze niż w filmach dokumentalnych czy książkach edukacyjnych.
Marzenia i koszmary senne
Część opowieści pewnie wzbudzi kojące wspomnienia, wkomponuje się w miłe marzenia senne, ale są tu także w najwyższym stopniu niepokojące senne koszmary. Z dziecięcym zdziwieniem pochłaniałam opowiastki o tym, jak to kiedyś organy płciowe rosły pod pachami albo na drzewach i miały przerażające zęby. Opowiadania te nawiązują do dziecięcych pytań, snów, fantazji, pragnienia, aby się dowiedzieć, na czym polega miłość. Być może te niepokojące i okrutne opowieści mówią nam również coś o naszych pierwotnych lękach: o strachu przed poznaniem obcego ciała (a jeśli narządy płciowe drugiej osoby mają zęby?!), strachu przed dopuszczeniem obcego ciała do strefy intymnej (a jeśli po wielkim połknięciu nic nie zostanie?!), lęku przed zwierzęcością pierwszego aktu seksualnego, strachu przed wykrwawieniem się, obawie, że ciało nie jest wystarczająco pojemne, by nosić i urodzić dziecko.
Być może ta narracyjna podróż po pierwotnych lękach i pragnieniach ma szczególne znaczenie dla początkujących w miłości, ale niewątpliwie nie tylko dla nich. Dzięki opowieściom można – w pewnym sensie – zaspokoić pragnienia, których nie da się spełnić w codziennym życiu. Mężczyzna może na przykład zajść w ciążę, urodzić dziecko i karmić je piersią.
Zdumiewające
Wiele zebranych tu opowieści zdumiewa nie tylko treścią. Także ich forma może wydać się niezwykła: pozornie skaczemy z kwiatka na kwiatek, czasem myślimy, że to niestaranne wycinanki i wyklejanki, styl może sprawiać wrażenie ubogiego, pospolitego, pozbawionego ozdobników, humor bywa dziwny, niesmaczny, szorstki. Linia opowiadania się rwie, nagłe przeskoki i kaskady niełączących się ze sobą zdarzeń wprowadzają zamęt, czas i przestrzeń zrywają się do galopu, w szokujący sposób uprząta się miejsce na szaleństwo i chaos. Moralność w opowieści może być niejasna czy zaskakująco odmienna od spodziewanej albo wręcz nieobecna. Często rodzi się pytanie: co o tym myśleć?
Czy te opowiadania wymagają od słuchacza lub czytelnika specjalnego podejścia? Myślę, że przede wszystkim zapraszają słuchaczy bądź czytelników do otwartości i stwarzają szansę na oddanie się niezwykłemu, radosnemu, dzikiemu, a czasem skrajnie bolesnemu poznawaniu tego, co ludzkie. Sądzę, że właśnie dlatego mogą silniej oddziaływać niż znane nam „zwykłe” opowiadania. To, co budzi zdziwienie, oddziałuje z większą siłą, ponieważ burzy oczywistość, narusza skostniałe. Właśnie takie osobliwe, dziwne opowieści, które do nas przychodzą z daleka, powodują, że podnosimy wzrok i spoglądamy w lustro. Skłaniają nas do dopełnienia obrazu przez sięgnięcie do najgłębszego ja. Kto pozwoli, żeby poruszyły go najdziwniejsze opowiadania z tego zbioru, poczuje, jak dochodzą w nim do głosu osobiste odczucia i myśli i trudno mu będzie uniknąć konfrontacji z samym sobą. Ale właśnie to, że zawsze i wszędzie w sobie tylko właściwy sposób szukamy we wszystkim ukrytego znaczenia, czyni nas ludźmi. Dzięki tej skłonności możemy się rozwijać.
Bruno Vanobbergen, pedagog i rzecznik praw dziecka, wskazuje na znaczenie odważnych, zaskakujących opowieści: „Piękne opowiadania o rozkwitaniu są próbą uchwycenia głębokiej zmiany w ludzkim życiu i niosą w sobie zadziwienie tą zmianą, a często także podziw dla niej. Jak poszukiwanie i wyruszanie w drogę stanowią charakterystyczne motywy, tak te opowieści same są poszukiwaniem. To samo w sobie jest już pięknym obrazem dorastania: chodzi o szukanie (prawdy), o wyprawę. Opowiadania pokazują, że dorastanie nie dokonuje się tak po prostu, samo z siebie, ale wymaga od dzieci i młodzieży aktywnego udziału. Dorastanie to nie stawanie się tym, kim kto inny już jest. Dorastanie następuje wśród żywych ludzi, młodych i starszych. Jest tańcem wśród tych ludzi, określającym rytm tradycji. Wychowanie i nauczanie powinny nieść ze sobą fascynację tym, co nieoswojone. Rodzice i nauczyciele muszą budzić zaufanie u dzieci i młodzieży, ale z równym zaangażowaniem powinni też dbać o przestrzeń do niepokojenia”.
Zagrożenie dla młodzieży?
Ponieważ opowieści te mówią o dorastaniu i obiecują dorosłość, dedykuję je młodzieży mającej około dwunastu lat lub trochę więcej. Ci, którzy opowiadali te historie, także przeznaczali je dla osób w tym wieku. Pierwsza menstruacja zaskakuje coraz młodsze dziewczęta, które już raczej nie mogą liczyć na wsparcie w postaci rytuałów czy opowiadań. Dlatego konfrontacja z opowieściami pochodzącymi z kultur, w których dziewczyny stające się kobietami uczestniczą w specjalnych uroczystościach i słuchają towarzyszących temu opowiadań, może się dla nich okazać ciekawa. Sugestywny sposób przedstawienia tego tematu stanowi interesujące wsparcie, ponieważ słuchacz, czytelnik, on lub ona, mają swobodę w korzystaniu z tego, czego potrzebują.
Czy podejmuję ryzyko, rzucając tak młodych ludzi na głęboką wodę najbardziej niepokojących opowiadań z tego tomu? Czy wywołany przez ich lekturę szok może zdruzgotać młodego człowieka?
Jako autorka książek dla młodzieży i antropolog chcę młodych ludzi traktować poważnie, doceniać ich możliwości, dlatego – podążając śladem organizatorów rytuałów dorastania – sięgam po te śmiałe opowieści z przekonaniem, że młodzież sobie z tym poradzi i ma do tego prawo.
Peter Andriaenssens, psychiatra dziecięcy i młodzieżowy:
„Jeszcze nigdy nie czytałem takich opowiadań, ale uważam, że są mądre, ponieważ pobudzają do myślenia. Przedstawiają realny świat, opisywane sceny rozgrywają się w lesie, na wsi, nad strumieniem, po jedzeniu, choć na innym poziomie przekraczają granice. Mówią o rozwoju seksualnym i związkach w obcy nam sposób. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że penis odgrywa jakąś rolę w historii opowiadanej młodzieży, a także do tego, że nowemu pokoleniu za pośrednictwem opowieści przekazuje się komunikat: nie ma nic, co by się równało kobiecie z krwi i kości. Tym samym opowiadania te zderzają nas z naszymi normami, pytaniami, granicami i z normami, pytaniami i granicami tych, którzy je opowiadają. Młodzież uczy się używać bez obaw słów i obrazów, które mogą czasem szokować. Uczy się, na czym polega różnica między prowokacją jako przekroczeniem normy a grą z prowokacją, grą prowadzoną w opowieściach, w których podejmuje się pewne tematy, zachowując szacunek dla norm moralnych”.
Właśnie kontekst opowieści może pomóc w strawieniu kłopotliwej materii.
Lut de Rijdt, psychiatra dziecięcy:
„To mocne i piękne opowiadania, w których jest miejsce zarówno na strach, terror, jak i pożądanie i cielesność. W opowieściach niepochodzących z Zachodu temat wspólnoty dochodzi do głosu częściej, niż do tego przywykliśmy, i to jest piękne. Konflikt między samotnością wieku dojrzewania a tym, że możemy odwołać się do poprzednich generacji? Jestem pewna, że te opowiadania mogą przemówić także do internetowej młodzieży. Choć są wśród nich historie drastyczne, nie sądzę, żeby mogły zaszkodzić nastolatkom. Myślę, że nawet z najbardziej kontrowersyjnych opowieści potrafią oni wydobyć coś, co do nich przemówi. Otrzymują propozycję, aby w archetypiczny sposób pomyśleć o kazirodztwie, menstruacji, płodności, zazdrości czy śmierci. Być może zaintryguje ich to i zachęci do mówienia. Dla naszych nastolatków wartościowy jest sugestywny sposób konfrontowania się z życiowymi sprawami. Dzięki wielopoziomowości mogą wydobyć to, co rozumieją lub czemu potrafią sprostać. Opowieści nabierają swego znaczenia dopiero w kontekście rozwoju”.
Umiłowane ciało
Jestem przekonana, że młode organizmy potrzebują opowieści, żeby rosnąć. Opowiadań, w których dorastanie dochodzi do głosu, które ożywiają wiedzę tkwiącą w ciele dziecka; opowiadań oferujących wtajemniczenie nie tylko literackie, lecz także emocjonalne, zaproszenie do zabawy obrazami, odkrywanie kolejnych poziomów znaczeniowych, zapełnianie białych plam.
Przemilczenia w opowiadanych ku przestrodze historiach z mojego dzieciństwa były wyzwaniem dla wyobraźni. Co takiego wyprawiały diabły i wilk z dziewczynkami, czym miało się skończyć wielkie połykanie? Na to nie było słów, były wiele mówiące pauzy. Niewypowiedziane miało coś wspólnego z wiedzą, która drzemie i jeszcze nie jest w pełni zdobyta, wiedzą, której dziewczynki pożądały, a którą kobiety już posiadły. Teraz nazwałabym ją carnal knowledge, wiedzą cielesną, wiedzą zamkniętą w umiłowanym ciele. Dziś momenty zwrotne mojego dorastania połączyłabym z podarowanymi mi opowieściami. Twierdziłabym, że młodzi ludzie mają prawo do inicjacji we własną, rdzenną wiedzę płynącą z opowiadania, indigenous knowledge, i do wtajemniczenia w opowieści pochodzące z daleka, wraz z przynależnym im zadziwiającym dystansem.
Opowieści, których dane mi było słuchać, gdy dorastałam, odegrały ważną rolę w moim dojrzewaniu. Przez tę książkę chcę przekazać dalej coś, co sama otrzymałam i za czym jako pisarka i antropolog codziennie tęsknię: okazje do dojrzewania w słowach, przez słowa i za pomocą słów.
I na koniec
Nikt nie potrafi w pełni zrozumieć jakiejś opowieści, nawet osoba, która ją opowiada; to samo dotyczy sposobu, w jaki opowieści na nas oddziałują. Przyciągają naszą uwagę, czasowo ograniczają nasze doświadczenie, obejmują i wykluczają jakieś tematy, łączą teraźniejszość z ważnymi fragmentami przeszłości, oferują zbiór doświadczeń, na których chwilowo koncentruje się nasza uwaga. Właśnie dlatego coś w nas mogą poruszyć, jakiś mechanizm może zaskoczyć.
Być może te opowieści wyrażają prawdy, które w żaden inny sposób by do nas nie dotarły. Może niektórych rzeczy nie doświadczylibyśmy inaczej nigdy. Nasze przeżycia pozostają czasem głęboko ukryte, za pomocą opowieści próbujemy ułożyć wydarzenia w sensowną całość i dopasować niepasujące do siebie elementy.
W tych opowieściach coś się przed nami zakrywa i coś się odkrywa, znajdujemy pocieszenie i doświadczamy strachu. Pogrążamy się w chaosie i odnajdujemy porządek, światy zostają unicestwione i zastąpione nowymi. Odkrywa siebie nowe pokolenie i widzi, że zostało przepowiedziane przez pokolenia minione.
Także przekazywane ustnie opowieści mogą obumrzeć, jeśli młode ciała nie niosą ich już w sobie. Tu właśnie pojawia się okazja dla dorosłych, by pomóc skonfrontować z opowieściami młodsze pokolenie.
Te opowiadania są tego warte, są wspaniałe, obracają się wokół ziemi, słońca, księżyca i planet, wokół życia, miłości i śmierci, wokół roślin, zwierząt, duchów i ludzi, wokół dziewcząt i kobiet, chłopców i mężczyzn, wokół mnie i ciebie.
Marita de Sterck, grudzień 2009PODZIĘKOWANIA
Jestem winna podziękowania niewyobrażalnie wielu osobom, specjalistom, a przede wszystkim rzeszy tych, którzy opowiedzieli te historie, za ich opowieści, za krytyczną reakcję na mój wybór i moje opracowania; byli to:
Peter Adriaenssens, Cecilia Alfonso, Jan Van Alphen, Corazon Alvina, Anki, Wendy Baarda, Bala V., Beatrice N., Hans C. ten Berge, Wendy Nungarrayi Brown, Hillary de Bruin, Carla, Celestina, David, Dawn Horse, Renaat Devisch, Diana Edgar, Etty, Florinela P., Frits, Veronika Görög-Karady, Alma Nungarrayi Granites, David Guss, Ilda C., Maia Jessop, Vanessa Joosen, Mieke Kalhöfer, Kamal, Michiel van Kempen, Cees Koelewijn, Suzanne Lallemand, Marc Lamboray, Chris De Lauwer, Françoise Lempereur, Harlinda Lox, Barbara Napanangka Martin, Theo Meder, Eddy Moerloose, Gloria Morales, Maria Nikolajeva, George Nuku, Isidore Okpewho, Nancy Napurrurla Oldfield, Georges Petitjean, Pedro Inácio Pinheiro, Roger Pinon, Rik Pinxten, Neville Cobra Japangardi Poulson, Lut De Rijdt, Tess Napaljarri Ross, Samira A., Ruth Napaljarri Stewart, Marleen Temmerman, Lut Vanloo, Bruno Vanobbergen, Sophie Vanonckelen, Leon Verbeek, Peter Verlinden, Daniel De Vos, Lotte Van de Werf, Henk van der Wijngaart, Pauline van der Zee, Jack Zipes, oraz last but not least moi domowi kibice – Michel, Samuel, Jonas i Naomi.PIĘKNA DZIEWCZYNKA NA WYSOKIM DRZEWIE Opowieść z Maroka
Dawno temu żyło sobie pewne małżeństwo, mężczyzna i kobieta, obydwoje zdrowi i silni. Kochali się nawzajem i kochali życie. Tylko jedno ich pragnienie pozostawało niespełnione: nie mieli dziecka. Byli cierpliwi, ale czas mijał, a dziecka jak nie było, tak nie było.
Każdego ranka kobieta szła z przyjaciółkami nad strumień. Prały ubrania, myły naczynia, napełniały swoje dzbanki i gadały jak najęte. Bezdzietna kobieta spoglądała na bawiące się dzieci innych kobiet. Choć bardzo się cieszyła ze szczęścia swoich przyjaciółek, tęsknota niczym nożem dźgała jej pusty brzuch.
Pewnego pięknego dnia kobiety, jak zwykle idąc nad strumień, zobaczyły sprzedawcę owoców.
– Jabłka! – wołał mężczyzna, wskazując owoce na swoim wózku. – Mam specjalne jabłka dla kobiet, które chcą mieć dzieci!
Inne kobiety poszły dalej, ale bezdzietna zatrzymała się.
Nie mogła oderwać wzroku od owoców. To nie była pora na jabłka, ale te wyglądały wspaniale. Czyżby naprawdę były specjalne? Zanim pomyślała, kupiła jedno. Przycisnęła je do piersi i pobiegła do domu. Tam podeszła do stosu dywaników, na których co noc spała ze swoim mężem i które każdego ranka składała i układała. Wsunęła jabłko między nie. Niedługo spokojnie tu sobie przysiądzie i zje jabłko kęs za kęsem. A wtedy kto wie...
Mężowi powiedziała:
– Idę nad strumień. Zaraz wrócę. Tylko nie jedz tego, co leży między dywanikami.
Mówi się, że kobiety są ciekawskie, ale o mężczyznach można powiedzieć to samo. Jak tylko żona zniknęła mu z oczu, mąż przemknął chyłkiem do domu i przeszukał stos dywaników. Znalazł jabłko wciśnięte głęboko między fałdy materiału.
Dziwne, pomyślał. To nie jest pora roku, w której rodzą jabłonie, a to jabłko wygląda wyjątkowo smakowicie.
Mężczyzna wahał się. Myślał o tym, o co prosiła go żona. Ale to było silniejsze od niego. Powąchał jabłko i ugryzł je. I jeszcze raz, i znowu. Szybko zjadł całe. Nawet ogryzka, pestek i ogonka nie zostawił.
Tymczasem nad strumieniem kobieta prała ubrania, myła naczynia, napełniała dzbanki i gadała jak najęta. Śmiała się i śpiewała, patrząc na dzieci innych kobiet. Tak cieszyła się ze szczęścia swoich przyjaciółek, a głęboko w jej sercu tliła się nadzieja, że dzięki jabłku ziści się jej marzenie.
Obładowana praniem, naczyniami i dzbankami biegła po pracy do domu. Podeszła do stosu dywaników i szukała między fałdami materiału. Rozłożyła wszystkie dywaniki, ale jabłka nie znalazła. Pobiegła do męża.
– Znalazłeś jabłko i zjadłeś je?
Mąż powiedział:
– To stało się tak szybko. Kupię ci inne jabłko.
Kobieta zauważyła już jednak wcześniej, że sprzedawcy owoców nie było przy drodze. Szukali go wszędzie, ale on zniknął bez śladu.
– Mówił, że to specjalne jabłko dla kobiet, które chcą mieć dzieci – westchnęła.
Mąż wzruszył ramionami. Sprzedawcy owoców mówią najprzeróżniejsze rzeczy, żeby zachwalić swój towar.
Kobieta nie przestawała płakać nad stratą jabłka. Także mężczyzna nie czuł się najlepiej. Spuchła mu łydka i z tygodnia na tydzień stawała się coraz grubsza. Gdy próbował iść, powłóczył nogą i ledwie posuwał się do przodu. Wydawało mu się nawet, że w tej okrągłej jak balon łydce coś się poruszało. Nie miał odwagi z nikim rozmawiać o tej dziwnej chorobie. Wstydził się tak bardzo, że ukrywał ją nawet przed żoną.
Łydka powiększała się już dziewiąty miesiąc, kiedy pewnego dnia poczuł, jak przez jego ciało przechodzi fala bólu. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Ukłucia bólu następowały po sobie coraz częściej i były coraz silniejsze. Mężczyzna nie śmiał o tym z nikim rozmawiać. Jęcząc, dowlókł się do zarośli w pobliżu swojego domu. Zagryzał palce, żeby nie krzyczeć. Raz po raz przeszywał go gwałtowny ból. W chwili kiedy pomyślał, że przyszło mu umrzeć w męczarniach, jego łydka pękła. Między rozdartymi mięśniami ukazała się czarna kępka włosów, potem jeszcze więcej włosów, wreszcie piękna buzia. Zaraz po niej przyszedł czas na wątłe ramionka, okrągły brzuszek, wierzgające nóżki. Między nogami mężczyzny leżało najpiękniejsze na świecie niemowlę. To była dziewczynka.
To przecież niemożliwe, pomyślał mężczyzna. To, co się tutaj wydarzyło, jest całkowicie niemożliwe. Przecież nie mogę o tym nikomu powiedzieć. Co ludzie będą sobie o mnie myśleć i mówić? Spalę się ze wstydu.
Przykrył córkę liśćmi, owinął płótnem krwawiącą łydkę i przekradł się chyłkiem do domu. Nie ruszał się z łóżka całymi dniami, aż rana przestała krwawić i się zabliźniła. Jęczał nie tylko z bólu, trawiła go niezmierna tęsknota.
Tymczasem w zaroślach jego córka płakała z głodu. Do maleństwa podleciała duża szara gołębica. Ostrożnie włożyła je na swój grzbiet i poleciała do swojego gniazda na wysokim drzewie, które rosło nad czystym jak kryształ jeziorem. Położyła niemowlę między swoimi młodymi i puszystymi piórami przykryła wszystkie dzieci. Za każdym razem, gdy gołębica dawała swoim młodym pogryzioną dżdżownicę albo ślimaka, karmiła też dziewczynkę. Wszystkie jej dzieci rosły. Gołąbki były najpiękniejszymi gołąbkami na świecie, a niemowlę było najpiękniejszym dzieciątkiem na świecie. Pewnego dnia przestało być niemowlęciem, stało się dziewczynką, a potem dziewczyną. Młode gołębie wyleciały już dawno z gniazda, ale ona nadal mieszkała ze swoją mamą gołębicą na wysokim drzewie.
Pewnego dnia królewski stajenny przyprowadził nad jezioro wspaniałe konie króla, aby napoić je kryształowo czystą wodą. Ale gdy tylko konie schyliły łby nad wodą, odechciało im się pić. Zdziwione zaczęły się wycofywać. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. I kolejnego dnia też. I jeszcze dzień później. Stajenny opowiedział o wszystkim królowi.
– Stań w tym samym miejscu co konie – powiedział król. – Schyl głowę, żeby się napić, dokładnie w tym miejscu, w którym one schylają się do picia. Może zobaczysz to, czego one się boją.
Następnego dnia stajenny razem z końmi schylił głowę nad wodą. I wtedy zobaczył w wodzie najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Wpatrywał się w nią z otwartymi ustami. Gdy oderwał wzrok od wodnego zjawiska i spojrzał w górę, wysoko na drzewie dostrzegł piękną dziewczynę, która siedziała obok szarej gołębicy. Palcami głaskała delikatnie jej pióra.
Stajenny pomachał do niej.
– Zejdź na dół – powiedział.
Ale piękna dziewczyna potrząsnęła tylko przecząco głową.
Stajenny pospieszył do króla, żeby mu o wszystkim opowiedzieć. Zaciekawiony król wrócił ze stajennym nad jezioro. On też chciał zobaczyć piękną dziewczynę na wysokim drzewie. Rozdziawił swoją królewską gębę. Wpatrywał się w dziewczynę, która delikatnie głaskała pióra szarej gołębicy. Gdy zamknął oczy, wydawało mu się, że jej palce dotykają jego skóry.
Król pomachał do dziewczyny.
– Zejdź na dół. Tak bardzo chciałbym z tobą porozmawiać i lepiej cię poznać.
Ale dziewczyna na drzewie potrząsnęła tylko przecząco głową.
Dzień po dniu król powtarzał swoją prośbę. Ale za każdym razem dziewczyna odmawiała, potrząsając głową. Wtedy król postanowił rozpisać zawody. Ten, komu by się udało ściągnąć dziewczynę z drzewa, miał zostać hojnie nagrodzony.
Z bliska i z daleka napływali ludzie gotowi przyjąć wyzwanie. Przystawiali do drzewa potrójne drabiny, próbowali użyć długich sznurów, ale wszystko na nic.
Pewnego dnia, gdy król nie wiedział już, co począć, zjawiła się starowinka.
– Mnie się uda! Daj mi parę dni.
– Kobieto, możesz próbować – powiedział król.
Starowinka pojawiła się pod drzewem z namiotem, dużym kociołkiem i warzywami. Rozstawiła namiot do góry nogami, powiesiła kociołek, odwrócony do góry dnem, nad ogniem i położyła na wierzchu warzywa. Później usiadła przy ognisku i czekała.
– Dlaczego mi się nie udaje? – westchnęła.
Z wysokiego drzewa zawołała do niej dziewczyna:
– Babciu, wszystko robisz źle!
Staruszka znowu westchnęła.
– Jestem stara, mam słabe mięśnie, prawie nie widzę. Sama sobie nie poradzę. Pomóż mi.
– Muszę się najpierw spytać mamy gołębicy – powiedziała dziewczyna.
– Zrób to, moje dziecko – odrzekła staruszka.
– Mogę zejść na dół, żeby pomóc tej staruszce? – zapytała dziewczyna mamę gołębicę. – Ona wszystko robi źle. Jest stara, słaba i prawie ślepa. Bez mojej pomocy sobie nie poradzi.
Mama gołębica pokręciła łebkiem.
– Nie należy ufać ludziom, moje dziecko. Kłamią i oszukują. Nie wierz im.
Dziewczyna posłuchała mamy gołębicy. Staruszka nie przestawała jednak stękać i narzekać.
Któregoś dnia piękna dziewczyna nie mogła tego już dłużej słuchać. Kiedy mamy gołębicy nie było w gnieździe, zeszła z wysokiego drzewa, żeby pomóc staruszce.
– Jaka ty jesteś miła – powiedziała staruszka, gdy jej namiot stał już jak należy, a warzywa perkotały w kociołku nad ogniskiem. – Dziękuję.
– Nie ma za co.
– Mam jeszcze jedno życzenie, śliczna dziewczynko.
– Jakie to życzenie?
– Cała głowa mnie swędzi. A moje stare palce tak bardzo drżą. Wybrałabyś wszy z moich włosów?
– Oczywiście.
Staruszka mruczała z uciechy, gdy dziewczyna wprawnie wybierała wszy z jej włosów.
Kiedy dziewczyna w skupieniu pracowała, staruszka przyszywała jej sukienkę do ziemi.
– Myszy, wychodźcie z pułapki! – zawołała staruszka, kiedy skończyła.
Dziewczyna przestraszyła się.
– Co też mówisz, babciu? Chcesz mnie zwabić w pułapkę?
Ale było już za późno. Stajenny wraz z królewskimi żołnierzami złapali piękną dziewczynę. Przywiedli ją do króla. Ten przemówił do niej przyjaźnie:
– Jesteś najpiękniejszą i najmilszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem. Chcesz wyjść za mnie?
Król powtarzał swoją prośbę dzień po dniu. Dziewczyna z czasem polubiła go i w końcu się zgodziła.
Dziewczyna z wysokiego drzewa i król byli ze sobą niezmiernie szczęśliwi, ale kobiety, z którymi król wcześniej się ożenił, stały się bardzo zazdrosne o piękną młodą żonę. Obmawiały ją i knuły intrygi.
– Poczekajmy, aż nadarzy się okazja, a pozbędziemy się intruza!
Kiedy król pewnego razu wyruszał w podróż, powiedział do młodej żony:
– Bądź ostrożna. Nie schodź nigdy niżej niż siedem schodków w dół. Nie przyjmuj od nikogo napoju ani jedzenia. Wszędzie czyha niebezpieczeństwo.
Kiedy tylko król udał się w drogę, kobiety próbowały zwabić piękną dziewczynę na dół, do swoich pokoi.
– Ach, jeszcze parę schodków w dół, co to za różnica. Przyjdź do nas w odwiedziny. Będzie przyjemnie. Ty jesteś sama, my jesteśmy same. Jest tu mnóstwo jedzenia i picia.
Piękna dziewczyna miała ochotę na odwiedziny. Zeszła poschodach o wiele niżej niż siedem schodków. Jadła i piła, co jej podano. Gdy przez chwilę się zagapiła, kobiety wbiły jej w głowę dwie cieniutkie igły. Piękna dziewczyna od razu zamieniła się w gołębicę i odfrunęła.
Kiedy król wrócił, nigdzie nie mógł znaleźć swojej pięknej młodej żony.
– Gdzie ona może być? – pytał każdego.
Inne jego żony obmawiały ją:
– Miała wyżej uszu życia tutaj. Mówiła, że chce spróbować czegoś innego. Tak po prostu odeszła, niewdzięczna.
Król potrząsał głową i mówił:
– Ona taka nie jest.
Ale choć wytrwale jej szukali, pięknej dziewczyny nie dało się odnaleźć. Któregoś dnia, kiedy król siedział w swojej komnacie, pogrążony w smutku, piękna gołębica zastukała w okno i zaśpiewała:
Spójrz tu, czy widzisz mnie?
Pewnie powiesz, że nie.
Dzień po dniu gołębica przylatywała w odwiedziny, stukała w królewskie okno i śpiewała:
Spójrz tu, czy widzisz mnie?
Pewnie powiesz, że nie.
Król poprosił swojego stajennego, żeby złapał gołębicę i przyniósł mu ją.
Tak też się stało. Król położył sobie gołębicę na kolanach i głaskał ją.
– Jaka jesteś miła, piękna i delikatna.
Wtedy wyczuł między piórkami na łebku gołębicy dwie ostre igiełki. Ostrożnie je wyjął i ni z tego, ni z owego na swych kolanach ujrzał zaginioną żonę. Ona oparła głowę o jego głowę, dotknęła opuszkami palców jego włosów i skóry i zagruchała mu do ucha.
Król nie posiadał się ze szczęścia.
Inne jego żony dawno już uciekły tak daleko, jak tylko potrafiły.
Król i jego młoda żona dzielili swoje szczęście, swój pałac i ogrody z setkami gołębi.
Kochali się nawzajem i kochali życie. Tylko jedno życzenie pozostawało niespełnione...UDERZAJ W TEN BĘBEN CICHO I OSTROŻNIE! Opowieść z Maroka
Dawno temu na północy Maroka żyli sobie mężczyzna i kobieta. Byli szczęśliwym małżeństwem, a gdy urodziła im się córka, ich szczęście nie miało granic. Dziewczynka dorastała, była silna, dobra i piękna. Ponieważ bardzo lubiła granaty, rodzice dbali o to, żeby codziennie mogła jeden zjeść.
Ale pewnego dnia kobieta umarła. Jej mąż i córka zostali sami. Nastał dla nich mroczny i nieprzyjazny czas.
Pół roku po śmierci kobiety pewna wdowa, która również miała córkę, zaczęła się naprzykrzać wdowcowi.
– Weźmy ślub – błagała. – Będę wtedy mogła się o was zatroszczyć. Znowu będziesz miał żonę. Twoja córka będzie starszą siostrą mojej córki.
Mężczyzna w końcu się zgodził i wzięli ślub. Nowa żona troszczyła się o męża i udawała, że troszczy się także o jego córkę, ale w skrytości haniebnie zaniedbywała dziewczynę. Biednej starszej siostrze dawała zawsze ciężką i paskudną robotę. A własną córkę, która była istną jędzą, gderliwą, leniwą i brzydką, rozpieszczała dzień i noc. Młodsza dostawała zawsze najlepsze kąski, starsza – ostatki. Młodsza co rusz otrzymywała nowe ubrania, starsza musiała donaszać wytarte szmaty. Młodsza dostawała do spania najmiększy dywan, starsza musiała spać na do cna wyliniałym dywanie. Młodsza stale wyglądała schludnie, starsza zawsze przy pracy, utytłana jak nieludzkie stworzenie. Za każdym razem, gdy ojciec dawał jej granat, młodsza siostra zabierała go. Kiedy zatroskany ojciec pytał o zdrowie starszej córki, jego druga żona zawsze miała gotową odpowiedź.
Co rano i co wieczór starsza córka, obładowana dzbankami i wiadrami, musiała iść do studni po wodę. Tam zmywała z siebie brud, sadzę i popiół. Kobiety mijające ją na ścieżce, którą wracała do domu, mówiły swoim synom:
– Jaka miła i piękna jest ta córka wdowca.
Synowie chowali się w zaroślach rosnących wzdłuż drogi i sycili jej widokiem swoje oczy. Widzieli brudną dziewczynę idącą do studni i przepiękną młodą kobietę, która stamtąd wracała. Kto ją zobaczył, spieszył do jej domu, aby poprosić ojca dziewczyny o jej rękę. Ale za każdym razem wtrącała się jego druga żona.
– Starsza córka nie chce jeszcze wychodzić za mąż, ale ta tutaj – mówiła i wypychała swoją córkę do przodu – ta tutaj aż rwie się do ślubu.
Młodzieńcy szybko się jednak orientowali, jaką rozpuszczoną dziewuchą jest młodsza siostra, i brali nogi za pas.
Młodsza córka była wściekle zazdrosna o tak liczne oświadczyny. Pewnego dnia, właściwie jeszcze nocą, obudziła swoją siostrę bardzo wcześnie.
– Pójdziemy do studni? – zapytała miłym głosem. – O tak wczesnej porze jest tam tak spokojnie.
Udały się w drogę. Młodsza nie pomogła starszej z dzbankami i wiadrami. Kiedy doszły do studni, młodsza siostra powiedziała:
– Bardzo lubisz granaty, prawda?
– Tak – westchnęła starsza, ustawiając wiadra.
– I minęło już dużo czasu od chwili, gdy ostatnio miałaś jakiś w ustach?
– Bardzo dużo czasu, siostro, ale nie zapomniałam jego zapachu i smaku. Już mi ślinka kapie na samą myśl.
– Posłuchaj siostro, wiem, gdzie rośnie granatowiec, cały obsypany dużymi, pękatymi owocami.
– Naprawdę? – zapytała starsza.
– To bardzo niedaleko – wyszeptała młodsza. – Zaraz będziesz mogła je zerwać...
– Gdzie to jest? – rozglądała się badawczym wzrokiem starsza.
– Tutaj, siostro, w tej studni rośnie granatowiec. Żadne drzewo nie kwitnie piękniej, bo żadne nie ma tyle wody. Wierz mi, te granaty smakują inaczej niż wszystkie.
Starsza córka zajrzała przez krawędź do studni.
– Schyl się jeszcze trochę, on rośnie bardzo głęboko. Śmiało, przytrzymam cię za rękę!
Starsza przechyliła się bardzo mocno przez krawędź studni. Czy dostrzegała tam pomarańczowy blask granatów? Nachyliła się jeszcze bardziej, tak bardzo, jak tylko potrafiła.
Młodsza siostra puściła jej rękę i na dodatek mocno pchnęła.
– Ruszaj, prosto do granatowca!
I starsza siostra spadała, spadała i spadała...
Młodsza siostra ukryła wiadra i dzbanki w zaroślach i pobiegła do domu.
– Gdzie twoja starsza siostra? – zapytał ojciec. – O tej porze zawsze chodzi do studni.
– Uciekła dzisiaj w nocy – odparła młodsza. – Powiedziała, że musi tu zbyt ciężko pracować. Już nigdy nie wróci.
W tym samym czasie starsza siostra próbowała utrzymać się na powierzchni wody. Wołała o pomoc, ale o tak wczesnej porze nikogo nie było przy studni. W końcu opadła na dno.
Wiele dni i tygodni jej szukano, ale nigdzie nie znaleziono nawet śladu.
– Czyżby naprawdę uciekła? – pytali ludzie, potrząsając głowami. – Ona by tak przecież nie zrobiła.
Ojciec był nieutulony w żalu, gdy do niego dotarło, że już nigdy więcej nie zobaczy swojej córki.
Pewnego dnia grupa muzykantów przemierzała te strony. Śpiewali piosenki w zamian za jedzenie czy pieniądze. Bardzo dobrze udawały im się smutne piosenki. Rytm wygrywali na swoim bębnie, bendirze.
Gdy zachciało im się pić, udali się do studni. Mieli bardzo długi sznur i wiadro większe od wiader wieśniaków. Było niezmiernie ciężkie, gdy wyciągali je ze studni. W wiadrze leżała piękna dziewczyna.
– Jaka szkoda – mówili, ostrożnie kładąc ją na ziemi. – Dotknijcie, jak miękką i gładką ma skórę. Ona przecież i tak nie żyje. Naciągnijmy jej skórę na nasz bęben. Stara membrana już się wytarła. Dziewczyna przynajmniej do czegoś jeszcze się przyda.
Muzykanci starannie zdarli skórę z dziewczyny i napięli ją na swój bęben. Jeszcze nigdy ich bendir nie wydobywał z siebie takich pełnych i głębokich tonów. Szczególnie gdy najmłodszy i najzdolniejszy muzykant czule gładził membranę bębna, dobywały się zeń zniewalające dźwięki. Im delikatniej dotykał membranę, tym przyjemniej wibrowało jej brzmienie. Lecz bęben śpiewał także własną pieśń:
Uderzaj w ten bęben cicho i ostrożnie, muzykancie!
Zgubiła mnie moja słabość do granatów.
Jednak prawdziwie winna mojej śmierci jest moja siostra.
Muzykanci słuchali tej rzewnej pieśni bendiru ze łzami w oczach. A równocześnie trochę się cieszyli na myśl o pieniądzach, jakie zarobią, grając na tym wyjątkowym bębnie.
Śpiewający bendir rzeczywiście cieszył się ogromnym powodzeniem. Gdy muzykanci przyszli pod dom ojca i długo tam śpiewali, otrzymali chleb i cukier. Zadowoleni chcieli ruszyć dalej, ale ojciec przywołał ich z powrotem.
– Czy mógłbym zagrać na waszym bębnie? Głos tego bębna brzmi znajomo w moich uszach.
Muzykanci dali mu bęben. Ledwie ojciec dotknął jego membrany, bendir zaczął śpiewać:
Uderzaj w ten bęben cicho i ostrożnie, ojcze!
Zgubiła mnie moja słabość do granatów.
Jednak prawdziwie winna mojej śmierci jest moja siostra.
Oniemiały ojciec wpatrywał się w bendir. Potem podał bęben swojej żonie ze słowami:
– Chcesz zagrać?
Gdy tylko jego żona uderzyła w bęben, bendir zaczął śpiewać:
Uderzaj w ten bęben cicho i ostrożnie, matko!
Zgubiła mnie moja słabość do granatów.
Jednak prawdziwie winna mojej śmierci jest moja siostra.
Wtedy mężczyzna dał bęben córce swojej żony.
– Chcesz zagrać?
Gdy tylko uderzyła w bęben, bendir zaśpiewał:
Uderzaj w ten bęben cicho i ostrożnie, siostro!
Zgubiła mnie moja słabość do granatów.
Jednak prawdziwie winna mojej śmierci jesteś ty!
– Bęben kłamie! – zawołała dziewczyna, tupiąc nogą. I rzuciła nim tak daleko, jak tylko potrafiła.
Ale bęben śpiewał dalej. Raz za razem, coraz głośniej. Mężczyzna oniemiały przysłuchiwał się pieśni. Zapytał muzykantów, skąd pochodzi membrana. Kiedy skończyli swoją opowieść, zrozumiał, co się stało.
Mężczyzna porzucił drugą żonę i jej córkę. Kupił od muzykantów bendir i grał na nim cichutko. Po górach i dolinach niósł się jego lament, dzień i noc, zmieszany z pieśnią bendiru:
Uderzaj w ten bęben cicho i ostrożnie, ojcze!
Zgubiła mnie moja słabość do granatów.
Jednak prawdziwie winna mojej śmierci jest moja siostra.
Nie jest to szczęśliwe zakończenie.
Ale zawsze jakieś zakończenie.