Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zakwitające dziewczęta. Opowieści ludowe o miłości i odwadze - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
30 lipca 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zakwitające dziewczęta. Opowieści ludowe o miłości i odwadze - ebook

 

 

Opowieści inicjacyjne z czterech stron świata

Jak opowiadać nastolatkom o odwiecznych problemach związanych z dorastaniem? Czym różni się miłość od seksu? Dlaczego seks jest taki pociągający? Jak nie skończyć w łóżku z potworem? Jakie zagrożenia czyhają na dziewczynki i młode kobiety? Czy duma, krnąbrność i egzaltacja popłacają w dorosłym życiu? Odpowiedzi na te pytania Marita de Sterck, belgijska pisarka i antropolożka, postanowiła poszukać u źródeł, czyli w dawnych opowieściach pochodzących z różnych zakątków świata. De Sterck połączyła swój pisarski talent z antropologiczną pasją i stworzyła fascynujący zbiór legend i baśni Afryki, Ameryki, Azji, Europy i Oceanii.

Jej książka w ciekawy sposób mówi o kształtowaniu się osobowości, a także sztuce adaptowania się do życia w społeczeństwie. Zebrane opowieści uczą empatii i poszanowania dla odmienności, w niecodzienny sposób pokazują, jak dostosować się do otaczającego świata i żyć w zgodzie z innymi, a jednocześnie zachować odwagę, samodzielność, wewnętrzną przekorę i nie zatracić indywidualności. Zakwitające dziewczęta pięknie także unaoczniają to, że stopniowe wchodzenie w dorosłość nie musi pogłębiać konfliktu pokoleń, lecz może łączyć ze sobą generacje i pomagać w przekraczaniu różnic między dziećmi, rodzicami i dziadkami.

 

Ta książka ucieszy nie tylko wielbicieli ludowych podań, to także przysmak dla każdego czytelnika lubującego się w soczystych historiach, które na dokładkę opowiadają o tym, skąd się wzięliśmy. Polecamy i dorosłym, i młodzieży.

„Het Nieuwsblad”

 

Książka poruszająca i zaskakująca, nie tylko dzięki mocnemu językowi. Zdecydowanie nie można powiedzieć, że to książka kobieca, wręcz przeciwnie – chłopcy i mężczyźni mogą się z niej sporo nauczyć.

„Gazet van Antwerpen”

Marita de Sterck nie boi się mówić o krwi. Porusza tematy, które zbyt długo ukrywaliśmy pod grubą warstwą disneyowskiego lukru.

„Knack”

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7881-080-3
Rozmiar pliku: 994 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

Pół wie­ku temu z otwar­ty­mi usta­mi słu­cha­łam opo­wia­dań, od któ­rych aż hu­cza­ło we wsi mo­je­go dzie­ciń­stwa: o Panu Mro­zie, któ­ry od­gry­zał uszy i nosy, o Klud­de ska­czą­cym lu­dziom nocą na kark, z każ­dym kro­kiem wa­żą­cym co­raz wię­cej, i o dia­błach smo­ło­wych wcią­ga­ją­cych zbyt cie­kaw­skie dziew­czyn­ki w muł rzecz­ny.

Tata co­dzien­nie snuł ta­kie opo­wie­ści, sie­dząc w fo­te­lu wła­śnie do tego prze­zna­czo­nym. Na całe ży­cie zo­sta­ła mi z tam­te­go cza­su mi­łość do sło­wa mó­wio­ne­go. Kto miał szczę­ście słu­chać opo­wia­da­nych hi­sto­rii, nig­dy nie za­po­mni ko­lo­rów ani za­pa­chów miej­sca, wy­jąt­ko­we­go brzmie­nia gło­su, ge­stów i spoj­rzeń, chwil ci­szy, któ­re słu­ży­ły bu­do­wa­niu na­pię­cia i po­bu­dza­niu wy­obraź­ni, ży­we­go ję­zy­ka i lu­do­wych po­wie­dzeń. To, jak prze­strzeń mię­dzy usta­mi a uchem wy­peł­nia­ła się opo­wie­ścia­mi przod­ków, było dla mnie za­wsze naj­praw­dziw­szą ma­gią.

Opo­wie­ści mo­je­go ojca wpro­wa­dzi­ły mnie w kul­tu­rę oko­lic rze­ki Ru­pel we Flan­drii. Nie mi­nę­ło dużo cza­su, a pró­bo­wa­łam opo­wia­dać je wła­sny­mi sło­wa­mi. Kie­dy wuj mo­jej mat­ki wró­cił do Bel­gii po dwu­dzie­stu kil­ku la­tach pra­cy mi­syj­nej w Chi­nach, ule­głam cza­ro­wi nie tyl­ko jego mi­try i chiń­skich waz, lecz przede wszyst­kim opo­wie­ści, któ­re przy­je­cha­ły wraz z nim w fał­dach jego fio­le­to­wych szat. Tak­że gdzieś tam, da­le­ko stąd, za wy­so­ki­mi gó­ra­mi i głę­bo­kim oce­anem prze­bra­ny za bab­cię wilk usi­ło­wał po­że­rać dziew­czyn­ki. W my­ślach prze­ska­ki­wa­łam wte i we­wte od zna­nych opo­wie­ści do nie­zna­nych. Pod­sy­ca­łam pra­gnie­nie po­dró­żo­wa­nia po świe­cie i zbie­ra­nia opo­wia­dań wszę­dzie po dro­dze. Dziec­ko, któ­re że­bra­ło o opo­wie­ści i je po­chła­nia­ło, sta­ło się an­tro­po­lo­giem, przy oka­zji każ­dej po­dró­ży ba­daw­czej po­szu­ku­ją­cym hi­sto­rii, przede wszyst­kim tych opo­wia­da­nych pod­czas ry­tu­ału do­ra­sta­nia lub w związ­ku z nim.

Od du­żej dziew­czyn­ki do mło­dej ko­bie­ty

Kie­dy w sierp­niu 1995 roku za­py­ta­łam Dawn Hor­se, czter­na­sto­let­nią dziew­czy­nę z ple­mie­nia Na­wa­ho, o to, któ­ra część ry­tu­ału do­ra­sta­nia była dla niej naj­waż­niej­sza, od­po­wie­dzia­ła, że to opo­wie­ści zmie­ni­ły jej cia­ło i dzię­ki nim nie jest już dużą dziew­czyn­ką, lecz mło­dą ko­bie­tą. Jej sło­wa po­słu­ży­ły za mot­to mo­jej po­dró­ży po świe­cie w po­szu­ki­wa­niu po­dob­nych opo­wia­dań. Po dwu­dzie­stu pię­ciu la­tach ich gro­ma­dze­nia umie­ści­łam w tym zbio­rze sześć­dzie­siąt ulu­bio­nych hi­sto­rii, w któ­rych waż­nym te­ma­tem jest do­ra­sta­nie dziew­czy­ny do ko­bie­co­ści. Cza­sem mo­tyw ten jest aż nad­to wy­raź­nie za­ry­so­wa­ny, cza­sem ra­czej ukry­ty. Cho­dzi o opo­wie­ści, w któ­rych do­strze­głam li­te­rac­ką siłę, w któ­rych dzie­je się coś z ję­zy­kiem, któ­re zo­sta­ły opo­wie­dzia­ne śmia­ło i z pa­sją, któ­re po­dej­mo­wa­ne za­gad­nie­nie przy­bli­ża­ją w spo­sób dla mnie po­ru­sza­ją­cy, raz ude­rza­jąc obu­chem w łeb, kie­dy in­dziej de­li­kat­nie głasz­cząc. Wy­bra­łam opo­wie­ści, któ­ry­mi jako ko­bie­ta, jako mat­ka chcę się dzie­lić z moją cór­ką, z mo­imi sy­na­mi, z dzieć­mi in­nych osób, a wła­ści­wie z ko­bie­ta­mi i męż­czy­zna­mi w każ­dym wie­ku. Do­ty­ka­ją one ży­wych emo­cji, o któ­rych gdzie in­dziej mało się mówi, po­ka­zu­ją, że lu­dzie na ca­łym świe­cie te same te­ma­ty wy­peł­nia­ją róż­ną tre­ścią, a rów­no­cze­śnie uświa­da­mia­ją, jak bar­dzo w na­szych opo­wie­ściach je­ste­śmy do sie­bie na­wza­jem po­dob­ni. Tra­fia­ją w sed­no by­cia ko­bie­tą i by­cia czło­wie­kiem, za­pra­sza­ją do wej­ścia w czy­jąś skó­rę i współ­od­czu­wa­nia mimo ba­rier. Po­zwa­la­ją ode­zwać się w nas na­szym przod­kom, dają w szcze­gól­ny spo­sób od­czuć, kim je­ste­śmy, po­ma­ga­ją w na­wią­za­niu kon­tak­tu z przod­ka­mi in­nych i zde­rze­niu z ich od­ręb­no­ścią. My­ślę, że mogą one po­łą­czyć cór­ki, mat­ki i bab­ki, ale rów­nie do­brze za­cie­ka­wić dziad­ków, oj­ców i sy­nów.

Chcę, żeby ta książ­ka była też spo­so­bem na dzie­le­nie się przy­jem­no­ścią, któ­ra two­rzy więź. Nie­zwy­kle cie­szy­ła mnie róż­no­rod­ność za­sły­sza­nych opo­wie­ści, sy­tu­acji, w któ­rych były one opo­wia­da­ne, spon­ta­nicz­nie, pod wpły­wem im­pul­su, w nie­wiel­kim gro­nie czy przed licz­ną pu­blicz­no­ścią. Za­uwa­ży­łam jed­nak, że wszę­dzie opo­wia­da się dziś mniej niż kie­dyś; cen­ne opo­wie­ści mogą nie do­trwać do na­stęp­nych po­ko­leń.

Uło­ży­łam je we­dług kon­ty­nen­tów, a kon­ty­nen­ty upo­rząd­ko­wa­łam al­fa­be­tycz­nie: Afry­ka, Ame­ry­ka, Azja, Eu­ro­pa, Oce­ania. Pod­ty­tu­ły wska­zu­ją na gru­pę kul­tu­ro­wą i kraj po­cho­dze­nia; je­śli opo­wieść nie jest zwią­za­na z jed­ną gru­pą kul­tu­ro­wą, po­ja­wia się tyl­ko na­zwa kra­ju. Na koń­cu książ­ki pró­bu­ję wy­ja­śnić mój spo­sób po­stę­po­wa­nia i po­wie­dzieć coś na te­mat ga­tun­ków, do któ­rych na­le­żą te hi­sto­rie. Na­stęp­nie umiesz­czam je w kon­tek­ście, po­now­nie za­cho­wu­jąc po­dział na kon­ty­nen­ty, mó­wię, jak do mnie tra­fi­ły, i wspo­mi­nam o źró­dłach.

Wszę­dzie nie­grzecz­ne dziew­czyn­ki

Więk­szość z tych opo­wie­ści zo­sta­ła prze­tłu­ma­czo­na na ni­der­landz­ki lub opo­wie­dzia­na na nowo po ni­der­landz­ku za­pew­ne po raz pierw­szy. A z całą pew­no­ścią po raz pierw­szy uka­za­ły się one w ta­kim ukła­dzie, wple­cio­ne w tę oso­bi­stą, ko­bie­cą osno­wę. Moim zda­niem wszyst­kie łą­czą się ze sobą, za­pra­sza­ją, żeby wejść w zaj­mu­ją­cą grę po­zna­wa­nia i roz­po­zna­wa­nia. Na ile in­a­czej tro­pi­kal­ne po­two­ry mor­skie po­ły­ka­ją nie­po­słusz­ne dziew­czyn­ki? Czym róż­nią się od sie­bie Kop­ciusz­ki, Kró­lew­ny Śnież­ki, Czer­wo­ne Kap­tur­ki, Śpią­ce Kró­lew­ny, Ośle Skór­ki i Be­stie ze zna­nych i nie­zna­nych oko­lic, a w czym są do sie­bie po­dob­ne? Jak wie­dzie się tu i gdzie in­dziej nie­grzecz­nym, upar­tym, krnąbr­nym, le­ni­wym i na­zbyt wy­bred­nym dziew­czyn­kom? Czy za­wsze koń­czą z wiel­kim wę­żem, ta­pi­rem, pro­sia­kiem albo Księ­ży­cem w łóż­ku? W wie­lu z tych hi­sto­rii opo­wia­da­nych ku prze­stro­dze głów­ną bo­ha­ter­ką jest wła­śnie nie­grzecz­na dziew­czyn­ka. Opo­wie­ści o the di­so­be­dient girl two­rzą osob­ny ga­tu­nek li­te­ra­tu­ry mó­wio­nej, wy­stę­pu­ją w wie­lu wa­rian­tach opar­tych na tym sa­mym sce­na­riu­szu: dziew­czy­na, nie­po­mna ostrze­żeń, opusz­cza wio­skę i ru­sza do ciem­ne­go lasu. Tam spo­ty­ka nie­po­skro­mio­ną be­stię – wiel­ką, sil­ną, po­żą­dli­wą, sam­ca go­to­we­go ją po­siąść i po­łknąć. Zbyt wy­bred­na dziew­czy­na, la fil­le dif­fi­ci­le, któ­ra od­trą­ca męż­czyzn jed­ne­go po dru­gim, koń­czy zwy­kle z be­stią w łóż­ku. Te umo­ral­nia­ją­ce opo­wia­da­nia na­kła­nia­ją do po­słu­szeń­stwa, wpa­so­wa­nia się w ist­nie­ją­cy sys­tem, ale i trzy­ma­ją w na­pię­ciu, są śmia­łe, pi­kant­ne, wy­wro­to­we i prze­kor­ne. Po­ka­zu­ją, że grzecz­ne dziew­czyn­ki tra­fia­ją do nie­ba, ale nie­grzecz­ne wszę­dzie.

Po­cząt­ko­wo tak­że wie­lu sta­rym baj­kom lu­do­wym, któ­re opo­wia­da­no na za­cho­dzie Eu­ro­py, nie bra­ko­wa­ło pi­kan­te­rii. Kie­dy jed­nak na­sta­ły bar­dziej pru­de­ryj­ne cza­sy, wy­pra­no je z ero­ty­ki i agre­sji; w opra­co­wa­niach dla dzie­ci zo­sta­ły one skraj­nie ugrzecz­nio­ne. W za­miesz­czo­nej tu wer­sji Czer­wo­ne­go Kap­tur­ka z przy­jem­no­ścią za­cho­wa­łam wszyst­kie smacz­ki sta­rych fran­cu­skich pier­wo­wzo­rów. Moż­na więc prze­czy­tać o tym, co wilk wy­czy­niał z bab­cią i wnucz­ką i co wnucz­ka na­wy­wi­ja­ła z bab­cią. A sce­na, w któ­rej Ksią­żę ca­łu­je Śpią­cą Kró­lew­nę (pod­czas gdy ona śpi w naj­lep­sze), ma tu zu­peł­nie inny ciąg dal­szy niż u Di­sneya.

Sta­ran­nie wy­bie­raj uko­cha­ne­go

„Pięk­nie wy­do­ro­śla­łam, mia­łam pięk­ne ży­cie, po­nie­waż ob­da­ro­wa­no mnie pięk­ny­mi opo­wie­ścia­mi”, zwie­rza­ła mi się w 2006 roku w Tza­ne­en w Re­pu­bli­ce Po­łu­dnio­wej Afry­ki sta­ra Se­ba­sa. „Z nich do­wie­dzia­łam się, jak wszyst­ko się zmie­ni po pierw­szej mie­siącz­ce. Od tego mo­men­tu in­ny­mi ocza­mi mia­łam spo­glą­dać na chłop­ców, a oni na mnie. Kto trosz­czy się dzi­siaj o to, żeby mło­dzi po­zna­wa­li opo­wie­ści, któ­re mó­wią, jak żyć?”.

Wie­le za­war­tych w tym zbio­rze hi­sto­rii ma na­uczyć mło­dych cze­goś o mi­ło­ści, o ero­ty­ce, o wy­bo­rze part­ne­ra. Na przy­kład, co się może stać, gdy o wy­bra­nym part­ne­rze nic nie wia­do­mo. Wte­dy po­dej­mu­je się ogrom­ne ry­zy­ko, ry­zy­ko, że part­ner prze­kro­czy gra­ni­cę tego, co ludz­kie, i oka­że się zwie­rzę­ciem – del­fi­nem, ta­pi­rem czy ana­kon­dą. Na ca­łym świe­cie zwie­rzę­ta uwo­dzą dziew­czyn­ki, wy­stę­pu­ją w roli pierw­sze­go ob­lu­bień­ca. Te hi­sto­rie jed­nak nie za­wsze koń­czą się źle­dla dziew­cząt i ich ko­chan­ków. Ale koń­czą się okrop­nie za­wsze i wszę­dzie tam, gdzie part­ner jest zbyt bli­ską ro­dzi­ną. Z przej­mu­ją­cych opo­wia­dań do­wia­du­je­my się o ka­ta­stro­fal­nych skut­kach ka­zi­rodz­twa, a rów­no­cze­śnie o wspar­ciu gru­py, któ­ra czę­sto otwar­cie i jed­no­myśl­nie sta­je po stro­nie ofia­ry in­ce­stu. Te opo­wie­ści mogą wzmoc­nić u mło­dzie­ży zdol­ność do obro­ny, wska­zu­jąc pre­cy­zyj­nie, gdzie leżą gra­ni­ce. Rów­no­cze­śnie są to opo­wia­da­nia ad­re­so­wa­ne do star­szej ge­ne­ra­cji: mat­ki, ojca – znaj swo­je miej­sce, za­cho­waj dy­stans do syna, cór­ki, któ­rzy mi­ło­ści cie­le­snej mają szu­kać gdzie in­dziej, z dala od ro­dzi­ny. W wie­lu opo­wie­ściach po­wra­ca prze­kaz, że mi­łość po­le­ga też na umie­jęt­no­ści wy­pusz­cze­nia ko­goś spod swo­ich skrzy­deł. Nie cho­dzi tyl­ko o do­ra­sta­nie mło­dych – wraz z nimi do­ra­sta­ją tak­że ro­dzi­ce i dziad­ko­wie.

Uni­wer­sal­ne i ak­tu­al­ne

Hi­sto­rie opo­wia­da­ne pod­czas ry­tu­ałów do­ra­sta­nia czy hi­sto­rie, któ­re star­sza ge­ne­ra­cja chce prze­ka­zać młod­szej poza ry­tu­ałem, za­wsze sta­no­wią wy­zwa­nie, po­dej­mu­ją waż­kie te­ma­ty: po­cho­dze­nie świa­ta, lu­dzi, cho­ro­by i śmier­ci, czym lu­dzie róż­nią się od zwie­rząt, a co ich z nimi łą­czy, róż­ni­ca płci i za­ży­łość sek­su­al­na, prze­kra­cza­nie gra­ni­cy, za­ła­ma­nie tabu, zna­cze­nie wy­bo­ru part­ne­ra, re­la­cje z te­ścia­mi, siła pra­gnie­nia po­sia­da­nia dziec­ka, ma­gia i po­dwój­na na­tu­ra mi­ło­ści (na­wet tej pier­wot­nej, któ­rej za­wdzię­cza­my na­sze ist­nie­nie i prze­ży­cie: mi­ło­ści mat­czy­nej, po­tra­fią­cej za­rów­no wy­kar­mić, jak i po­żreć), trud­no­ści i moż­li­wo­ści stwa­rza­ne przez me­ta­mor­fo­zę, prze­po­czwa­rza­nie się, dru­gie na­ro­dzi­ny, prze­mia­na mło­do­ści w do­ro­słość.

Bo­ga­ta treść za­wsze łą­czy się z moc­ną for­mą. Przy­kła­da się wagę do sty­lu, struk­tu­ry i ryt­mu opo­wie­ści, choć jest on nie­raz inny, niż na­ka­zu­je za­chod­ni ide­ał pięk­na. To­czy się gra ob­ra­za­mi i sym­bo­la­mi. Wie­lu rze­czy nie mówi się wprost, są ukry­te mię­dzy wier­sza­mi, wśród fałd opo­wia­da­nia. Nie tyl­ko się su­ge­ru­je, a tym sa­mym stwa­rza się prze­strzeń, któ­rą moż­na sa­mo­dziel­nie wy­peł­nić. Ta sama opo­wieść jest prze­ży­wa­na na róż­ne spo­so­by, w za­leż­no­ści od wie­ku, do­świad­cze­nia i tem­pe­ra­men­tu; może też pro­wo­ko­wać wie­le róż­nych in­ter­pre­ta­cji z ra­cji swo­je­go bo­gac­twa. Gdy­by były jed­no­znacz­ne, nie po­zo­sta­wia­ły­by miej­sca dla wy­obraź­ni. Opo­wie­ści, któ­re mają po­móc mło­dym lu­dziom za­do­mo­wić się w no­wym cie­le i w do­ro­sło­ści, stwa­rza­ją oka­zję do za­ba­wy, do po­szu­ki­wa­nia wła­snych zna­czeń. Bez twór­czej in­ter­pre­ta­cji roz­wój jest prze­cież nie­moż­li­wy. Za po­śred­nic­twem opo­wie­ści mło­dzi na po­cząt­ku okre­su doj­rze­wa­nia płcio­we­go zo­sta­ją wpro­wa­dze­ni w pro­ble­my swo­je­go no­we­go, już płod­ne­go cia­ła i w do­ro­słe ży­cie, a za­ra­zem wta­jem­ni­cze­ni w kul­tu­rę, w spo­so­by wspól­ne­go ży­cia i my­śle­nia, po­szu­ki­wa­nia sen­su i nada­wa­nia zna­cze­nia. Ko­muś, kto czy­ta opo­wie­ści In­dian Ti­ku­na, Tu­are­gów czy Abo­ry­ge­nów z ple­mie­nia Warl­pi­ri, ich bo­ha­te­ro­wie uka­zu­ją inne ob­li­cze niż w fil­mach do­ku­men­tal­nych czy książ­kach edu­ka­cyj­nych.

Ma­rze­nia i kosz­ma­ry sen­ne

Część opo­wie­ści pew­nie wzbu­dzi ko­ją­ce wspo­mnie­nia, wkom­po­nu­je się w miłe ma­rze­nia sen­ne, ale są tu tak­że w naj­wyż­szym stop­niu nie­po­ko­ją­ce sen­ne kosz­ma­ry. Z dzie­cię­cym zdzi­wie­niem po­chła­nia­łam opo­wiast­ki o tym, jak to kie­dyś or­ga­ny płcio­we ro­sły pod pa­cha­mi albo na drze­wach i mia­ły prze­ra­ża­ją­ce zęby. Opo­wia­da­nia te na­wią­zu­ją do dzie­cię­cych py­tań, snów, fan­ta­zji, pra­gnie­nia, aby się do­wie­dzieć, na czym po­le­ga mi­łość. Być może te nie­po­ko­ją­ce i okrut­ne opo­wie­ści mó­wią nam rów­nież coś o na­szych pier­wot­nych lę­kach: o stra­chu przed po­zna­niem ob­ce­go cia­ła (a je­śli na­rzą­dy płcio­we dru­giej oso­by mają zęby?!), stra­chu przed do­pusz­cze­niem ob­ce­go cia­ła do stre­fy in­tym­nej (a je­śli po wiel­kim po­łknię­ciu nic nie zo­sta­nie?!), lęku przed zwie­rzę­co­ścią pierw­sze­go aktu sek­su­al­ne­go, stra­chu przed wy­krwa­wie­niem się, oba­wie, że cia­ło nie jest wy­star­cza­ją­co po­jem­ne, by no­sić i uro­dzić dziec­ko.

Być może ta nar­ra­cyj­na po­dróż po pier­wot­nych lę­kach i pra­gnie­niach ma szcze­gól­ne zna­cze­nie dla po­cząt­ku­ją­cych w mi­ło­ści, ale nie­wąt­pli­wie nie tyl­ko dla nich. Dzię­ki opo­wie­ściom moż­na – w pew­nym sen­sie – za­spo­ko­ić pra­gnie­nia, któ­rych nie da się speł­nić w co­dzien­nym ży­ciu. Męż­czy­zna może na przy­kład zajść w cią­żę, uro­dzić dziec­ko i kar­mić je pier­sią.

Zdu­mie­wa­ją­ce

Wie­le ze­bra­nych tu opo­wie­ści zdu­mie­wa nie tyl­ko tre­ścią. Tak­że ich for­ma może wy­dać się nie­zwy­kła: po­zor­nie ska­cze­my z kwiat­ka na kwia­tek, cza­sem my­śli­my, że to nie­sta­ran­ne wy­ci­nan­ki i wy­kle­jan­ki, styl może spra­wiać wra­że­nie ubo­gie­go, po­spo­li­te­go, po­zba­wio­ne­go ozdob­ni­ków, hu­mor bywa dziw­ny, nie­smacz­ny, szorst­ki. Li­nia opo­wia­da­nia się rwie, na­głe prze­sko­ki i ka­ska­dy nie­łą­czą­cych się ze sobą zda­rzeń wpro­wa­dza­ją za­męt, czas i prze­strzeń zry­wa­ją się do ga­lo­pu, w szo­ku­ją­cy spo­sób uprzą­ta się miej­sce na sza­leń­stwo i cha­os. Mo­ral­ność w opo­wie­ści może być nie­ja­sna czy za­ska­ku­ją­co od­mien­na od spo­dzie­wa­nej albo wręcz nie­obec­na. Czę­sto ro­dzi się py­ta­nie: co o tym my­śleć?

Czy te opo­wia­da­nia wy­ma­ga­ją od słu­cha­cza lub czy­tel­ni­ka spe­cjal­ne­go po­dej­ścia? My­ślę, że przede wszyst­kim za­pra­sza­ją słu­cha­czy bądź czy­tel­ni­ków do otwar­to­ści i stwa­rza­ją szan­sę na od­da­nie się nie­zwy­kłe­mu, ra­do­sne­mu, dzi­kie­mu, a cza­sem skraj­nie bo­le­sne­mu po­zna­wa­niu tego, co ludz­kie. Są­dzę, że wła­śnie dla­te­go mogą sil­niej od­dzia­ły­wać niż zna­ne nam „zwy­kłe” opo­wia­da­nia. To, co bu­dzi zdzi­wie­nie, od­dzia­łu­je z więk­szą siłą, po­nie­waż bu­rzy oczy­wi­stość, na­ru­sza skost­nia­łe. Wła­śnie ta­kie oso­bli­we, dziw­ne opo­wie­ści, któ­re do nas przy­cho­dzą z da­le­ka, po­wo­du­ją, że pod­no­si­my wzrok i spo­glą­da­my w lu­stro. Skła­nia­ją nas do do­peł­nie­nia ob­ra­zu przez się­gnię­cie do naj­głęb­sze­go ja. Kto po­zwo­li, żeby po­ru­szy­ły go naj­dziw­niej­sze opo­wia­da­nia z tego zbio­ru, po­czu­je, jak do­cho­dzą w nim do gło­su oso­bi­ste od­czu­cia i my­śli i trud­no mu bę­dzie unik­nąć kon­fron­ta­cji z sa­mym sobą. Ale wła­śnie to, że za­wsze i wszę­dzie w so­bie tyl­ko wła­ści­wy spo­sób szu­ka­my we wszyst­kim ukry­te­go zna­cze­nia, czy­ni nas ludź­mi. Dzię­ki tej skłon­no­ści mo­że­my się roz­wi­jać.

Bru­no Va­nob­ber­gen, pe­da­gog i rzecz­nik praw dziec­ka, wska­zu­je na zna­cze­nie od­waż­nych, za­ska­ku­ją­cych opo­wie­ści: „Pięk­ne opo­wia­da­nia o roz­kwi­ta­niu są pró­bą uchwy­ce­nia głę­bo­kiej zmia­ny w ludz­kim ży­ciu i nio­są w so­bie za­dzi­wie­nie tą zmia­ną, a czę­sto tak­że po­dziw dla niej. Jak po­szu­ki­wa­nie i wy­ru­sza­nie w dro­gę sta­no­wią cha­rak­te­ry­stycz­ne mo­ty­wy, tak te opo­wie­ści same są po­szu­ki­wa­niem. To samo w so­bie jest już pięk­nym ob­ra­zem do­ra­sta­nia: cho­dzi o szu­ka­nie (praw­dy), o wy­pra­wę. Opo­wia­da­nia po­ka­zu­ją, że do­ra­sta­nie nie do­ko­nu­je się tak po pro­stu, samo z sie­bie, ale wy­ma­ga od dzie­ci i mło­dzie­ży ak­tyw­ne­go udzia­łu. Do­ra­sta­nie to nie sta­wa­nie się tym, kim kto inny już jest. Do­ra­sta­nie na­stę­pu­je wśród ży­wych lu­dzi, mło­dych i star­szych. Jest tań­cem wśród tych lu­dzi, okre­śla­ją­cym rytm tra­dy­cji. Wy­cho­wa­nie i na­ucza­nie po­win­ny nieść ze sobą fa­scy­na­cję tym, co nie­oswo­jo­ne. Ro­dzi­ce i na­uczy­cie­le mu­szą bu­dzić za­ufa­nie u dzie­ci i mło­dzie­ży, ale z rów­nym za­an­ga­żo­wa­niem po­win­ni też dbać o prze­strzeń do nie­po­ko­je­nia”.

Za­gro­że­nie dla mło­dzie­ży?

Po­nie­waż opo­wie­ści te mó­wią o do­ra­sta­niu i obie­cu­ją do­ro­słość, de­dy­ku­ję je mło­dzie­ży ma­ją­cej oko­ło dwu­na­stu lat lub tro­chę wię­cej. Ci, któ­rzy opo­wia­da­li te hi­sto­rie, tak­że prze­zna­cza­li je dla osób w tym wie­ku. Pierw­sza men­stru­acja za­ska­ku­je co­raz młod­sze dziew­czę­ta, któ­re już ra­czej nie mogą li­czyć na wspar­cie w po­sta­ci ry­tu­ałów czy opo­wia­dań. Dla­te­go kon­fron­ta­cja z opo­wie­ścia­mi po­cho­dzą­cy­mi z kul­tur, w któ­rych dziew­czy­ny sta­ją­ce się ko­bie­ta­mi uczest­ni­czą w spe­cjal­nych uro­czy­sto­ściach i słu­cha­ją to­wa­rzy­szą­cych temu opo­wia­dań, może się dla nich oka­zać cie­ka­wa. Su­ge­styw­ny spo­sób przed­sta­wie­nia tego te­ma­tu sta­no­wi in­te­re­su­ją­ce wspar­cie, po­nie­waż słu­chacz, czy­tel­nik, on lub ona, mają swo­bo­dę w ko­rzy­sta­niu z tego, cze­go po­trze­bu­ją.

Czy po­dej­mu­ję ry­zy­ko, rzu­ca­jąc tak mło­dych lu­dzi na głę­bo­ką wodę naj­bar­dziej nie­po­ko­ją­cych opo­wia­dań z tego tomu? Czy wy­wo­ła­ny przez ich lek­tu­rę szok może zdru­zgo­tać mło­de­go czło­wie­ka?

Jako au­tor­ka ksią­żek dla mło­dzie­ży i an­tro­po­log chcę mło­dych lu­dzi trak­to­wać po­waż­nie, do­ce­niać ich moż­li­wo­ści, dla­te­go – po­dą­ża­jąc śla­dem or­ga­ni­za­to­rów ry­tu­ałów do­ra­sta­nia – się­gam po te śmia­łe opo­wie­ści z prze­ko­na­niem, że mło­dzież so­bie z tym po­ra­dzi i ma do tego pra­wo.

Pe­ter An­dria­ens­sens, psy­chia­tra dzie­cię­cy i mło­dzie­żo­wy:

„Jesz­cze nig­dy nie czy­ta­łem ta­kich opo­wia­dań, ale uwa­żam, że są mą­dre, po­nie­waż po­bu­dza­ją do my­śle­nia. Przed­sta­wia­ją re­al­ny świat, opi­sy­wa­ne sce­ny roz­gry­wa­ją się w le­sie, na wsi, nad stru­mie­niem, po je­dze­niu, choć na in­nym po­zio­mie prze­kra­cza­ją gra­ni­ce. Mó­wią o roz­wo­ju sek­su­al­nym i związ­kach w obcy nam spo­sób. Nie je­ste­śmy przy­zwy­cza­je­ni do tego, że pe­nis od­gry­wa ja­kąś rolę w hi­sto­rii opo­wia­da­nej mło­dzie­ży, a tak­że do tego, że no­we­mu po­ko­le­niu za po­śred­nic­twem opo­wie­ści prze­ka­zu­je się ko­mu­ni­kat: nie ma nic, co by się rów­na­ło ko­bie­cie z krwi i ko­ści. Tym sa­mym opo­wia­da­nia te zde­rza­ją nas z na­szy­mi nor­ma­mi, py­ta­nia­mi, gra­ni­ca­mi i z nor­ma­mi, py­ta­nia­mi i gra­ni­ca­mi tych, któ­rzy je opo­wia­da­ją. Mło­dzież uczy się uży­wać bez obaw słów i ob­ra­zów, któ­re mogą cza­sem szo­ko­wać. Uczy się, na czym po­le­ga róż­ni­ca mię­dzy pro­wo­ka­cją jako prze­kro­cze­niem nor­my a grą z pro­wo­ka­cją, grą pro­wa­dzo­ną w opo­wie­ściach, w któ­rych po­dej­mu­je się pew­ne te­ma­ty, za­cho­wu­jąc sza­cu­nek dla norm mo­ral­nych”.

Wła­śnie kon­tekst opo­wie­ści może po­móc w stra­wie­niu kło­po­tli­wej ma­te­rii.

Lut de Rijdt, psy­chia­tra dzie­cię­cy:

„To moc­ne i pięk­ne opo­wia­da­nia, w któ­rych jest miej­sce za­rów­no na strach, ter­ror, jak i po­żą­da­nie i cie­le­sność. W opo­wie­ściach nie­po­cho­dzą­cych z Za­cho­du te­mat wspól­no­ty do­cho­dzi do gło­su czę­ściej, niż do tego przy­wy­kli­śmy, i to jest pięk­ne. Kon­flikt mię­dzy sa­mot­no­ścią wie­ku doj­rze­wa­nia a tym, że mo­że­my od­wo­łać się do po­przed­nich ge­ne­ra­cji? Je­stem pew­na, że te opo­wia­da­nia mogą prze­mó­wić tak­że do in­ter­ne­to­wej mło­dzie­ży. Choć są wśród nich hi­sto­rie dra­stycz­ne, nie są­dzę, żeby mo­gły za­szko­dzić na­sto­lat­kom. My­ślę, że na­wet z naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­nych opo­wie­ści po­tra­fią oni wy­do­być coś, co do nich prze­mó­wi. Otrzy­mu­ją pro­po­zy­cję, aby w ar­che­ty­picz­ny spo­sób po­my­śleć o ka­zi­rodz­twie, men­stru­acji, płod­no­ści, za­zdro­ści czy śmier­ci. Być może za­in­try­gu­je ich to i za­chę­ci do mó­wie­nia. Dla na­szych na­sto­lat­ków war­to­ścio­wy jest su­ge­styw­ny spo­sób kon­fron­to­wa­nia się z ży­cio­wy­mi spra­wa­mi. Dzię­ki wie­lo­po­zio­mo­wo­ści mogą wy­do­być to, co ro­zu­mie­ją lub cze­mu po­tra­fią spro­stać. Opo­wie­ści na­bie­ra­ją swe­go zna­cze­nia do­pie­ro w kon­tek­ście roz­wo­ju”.

Umi­ło­wa­ne cia­ło

Je­stem prze­ko­na­na, że mło­de or­ga­ni­zmy po­trze­bu­ją opo­wie­ści, żeby ro­snąć. Opo­wia­dań, w któ­rych do­ra­sta­nie do­cho­dzi do gło­su, któ­re oży­wia­ją wie­dzę tkwią­cą w cie­le dziec­ka; opo­wia­dań ofe­ru­ją­cych wta­jem­ni­cze­nie nie tyl­ko li­te­rac­kie, lecz tak­że emo­cjo­nal­ne, za­pro­sze­nie do za­ba­wy ob­ra­za­mi, od­kry­wa­nie ko­lej­nych po­zio­mów zna­cze­nio­wych, za­peł­nia­nie bia­łych plam.

Prze­mil­cze­nia w opo­wia­da­nych ku prze­stro­dze hi­sto­riach z mo­je­go dzie­ciń­stwa były wy­zwa­niem dla wy­obraź­ni. Co ta­kie­go wy­pra­wia­ły dia­bły i wilk z dziew­czyn­ka­mi, czym mia­ło się skoń­czyć wiel­kie po­ły­ka­nie? Na to nie było słów, były wie­le mó­wią­ce pau­zy. Nie­wy­po­wie­dzia­ne mia­ło coś wspól­ne­go z wie­dzą, któ­ra drze­mie i jesz­cze nie jest w peł­ni zdo­by­ta, wie­dzą, któ­rej dziew­czyn­ki po­żą­da­ły, a któ­rą ko­bie­ty już po­sia­dły. Te­raz na­zwa­ła­bym ją car­nal know­led­ge, wie­dzą cie­le­sną, wie­dzą za­mknię­tą w umi­ło­wa­nym cie­le. Dziś mo­men­ty zwrot­ne mo­je­go do­ra­sta­nia po­łą­czy­ła­bym z po­da­ro­wa­ny­mi mi opo­wie­ścia­mi. Twier­dzi­ła­bym, że mło­dzi lu­dzie mają pra­wo do ini­cja­cji we wła­sną, rdzen­ną wie­dzę pły­ną­cą z opo­wia­da­nia, in­di­ge­no­us know­led­ge, i do wta­jem­ni­cze­nia w opo­wie­ści po­cho­dzą­ce z da­le­ka, wraz z przy­na­leż­nym im za­dzi­wia­ją­cym dy­stan­sem.

Opo­wie­ści, któ­rych dane mi było słu­chać, gdy do­ra­sta­łam, ode­gra­ły waż­ną rolę w moim doj­rze­wa­niu. Przez tę książ­kę chcę prze­ka­zać da­lej coś, co sama otrzy­ma­łam i za czym jako pi­sar­ka i an­tro­po­log co­dzien­nie tę­sk­nię: oka­zje do doj­rze­wa­nia w sło­wach, przez sło­wa i za po­mo­cą słów.

I na ko­niec

Nikt nie po­tra­fi w peł­ni zro­zu­mieć ja­kiejś opo­wie­ści, na­wet oso­ba, któ­ra ją opo­wia­da; to samo do­ty­czy spo­so­bu, w jaki opo­wie­ści na nas od­dzia­łu­ją. Przy­cią­ga­ją na­szą uwa­gę, cza­so­wo ogra­ni­cza­ją na­sze do­świad­cze­nie, obej­mu­ją i wy­klu­cza­ją ja­kieś te­ma­ty, łą­czą te­raź­niej­szość z waż­ny­mi frag­men­ta­mi prze­szło­ści, ofe­ru­ją zbiór do­świad­czeń, na któ­rych chwi­lo­wo kon­cen­tru­je się na­sza uwa­ga. Wła­śnie dla­te­go coś w nas mogą po­ru­szyć, ja­kiś me­cha­nizm może za­sko­czyć.

Być może te opo­wie­ści wy­ra­ża­ją praw­dy, któ­re w ża­den inny spo­sób by do nas nie do­tar­ły. Może nie­któ­rych rze­czy nie do­świad­czy­li­by­śmy in­a­czej nig­dy. Na­sze prze­ży­cia po­zo­sta­ją cza­sem głę­bo­ko ukry­te, za po­mo­cą opo­wie­ści pró­bu­je­my uło­żyć wy­da­rze­nia w sen­sow­ną ca­łość i do­pa­so­wać nie­pa­su­ją­ce do sie­bie ele­men­ty.

W tych opo­wie­ściach coś się przed nami za­kry­wa i coś się od­kry­wa, znaj­du­je­my po­cie­sze­nie i do­świad­cza­my stra­chu. Po­grą­ża­my się w cha­osie i od­naj­du­je­my po­rzą­dek, świa­ty zo­sta­ją uni­ce­stwio­ne i za­stą­pio­ne no­wy­mi. Od­kry­wa sie­bie nowe po­ko­le­nie i wi­dzi, że zo­sta­ło prze­po­wie­dzia­ne przez po­ko­le­nia mi­nio­ne.

Tak­że prze­ka­zy­wa­ne ust­nie opo­wie­ści mogą ob­umrzeć, je­śli mło­de cia­ła nie nio­są ich już w so­bie. Tu wła­śnie po­ja­wia się oka­zja dla do­ro­słych, by po­móc skon­fron­to­wać z opo­wie­ścia­mi młod­sze po­ko­le­nie.

Te opo­wia­da­nia są tego war­te, są wspa­nia­łe, ob­ra­ca­ją się wo­kół zie­mi, słoń­ca, księ­ży­ca i pla­net, wo­kół ży­cia, mi­ło­ści i śmier­ci, wo­kół ro­ślin, zwie­rząt, du­chów i lu­dzi, wo­kół dziew­cząt i ko­biet, chłop­ców i męż­czyzn, wo­kół mnie i cie­bie.

Ma­ri­ta de Sterck, gru­dzień 2009PODZIĘKOWANIA

Je­stem win­na po­dzię­ko­wa­nia nie­wy­obra­żal­nie wie­lu oso­bom, spe­cja­li­stom, a przede wszyst­kim rze­szy tych, któ­rzy opo­wie­dzie­li te hi­sto­rie, za ich opo­wie­ści, za kry­tycz­ną re­ak­cję na mój wy­bór i moje opra­co­wa­nia; byli to:

Pe­ter Ad­ria­ens­sens, Ce­ci­lia Al­fon­so, Jan Van Al­phen, Co­ra­zon Alvi­na, Anki, Wen­dy Ba­ar­da, Bala V., Be­atri­ce N., Hans C. ten Ber­ge, Wen­dy Nun­gar­rayi Brown, Hil­la­ry de Bru­in, Car­la, Ce­le­sti­na, Da­vid, Dawn Hor­se, Re­na­at De­visch, Dia­na Ed­gar, Etty, Flo­ri­ne­la P., Frits, Ve­ro­ni­ka Görög-Ka­ra­dy, Alma Nun­gar­rayi Gra­ni­tes, Da­vid Guss, Ilda C., Maia Jes­sop, Va­nes­sa Jo­osen, Mie­ke Kal­höfer, Ka­mal, Mi­chiel van Kem­pen, Cees Ko­ele­wijn, Su­zan­ne Lal­le­mand, Marc Lam­bo­ray, Chris De Lau­wer, Fra­nço­ise Lem­pe­reur, Har­lin­da Lox, Bar­ba­ra Na­pa­nang­ka Mar­tin, Theo Me­der, Eddy Mo­er­lo­ose, Glo­ria Mo­ra­les, Ma­ria Ni­ko­la­je­va, Geo­r­ge Nuku, Isi­do­re Okpe­who, Nan­cy Na­pur­rur­la Old­field, Geo­r­ges Pe­ti­tje­an, Pe­dro In­ácio Pin­he­iro, Ro­ger Pi­non, Rik Pi­nxten, Ne­vil­le Co­bra Ja­pan­gar­di Po­ul­son, Lut De Rijdt, Tess Na­pal­jar­ri Ross, Sa­mi­ra A., Ruth Na­pal­jar­ri Ste­wart, Mar­le­en Tem­mer­man, Lut Van­loo, Bru­no Va­nob­ber­gen, So­phie Va­nonc­ke­len, Leon Ver­be­ek, Pe­ter Ver­lin­den, Da­niel De Vos, Lot­te Van de Werf, Henk van der Wijn­ga­art, Pau­li­ne van der Zee, Jack Zi­pes, oraz last but not le­ast moi do­mo­wi ki­bi­ce – Mi­chel, Sa­mu­el, Jo­nas i Na­omi.PIĘKNA DZIEWCZYNKA NA WYSOKIM DRZEWIE Opowieść z Maroka

Daw­no temu żyło so­bie pew­ne mał­żeń­stwo, męż­czy­zna i ko­bie­ta, oby­dwo­je zdro­wi i sil­ni. Ko­cha­li się na­wza­jem i ko­cha­li ży­cie. Tyl­ko jed­no ich pra­gnie­nie po­zo­sta­wa­ło nie­speł­nio­ne: nie mie­li dziec­ka. Byli cier­pli­wi, ale czas mi­jał, a dziec­ka jak nie było, tak nie było.

Każ­de­go ran­ka ko­bie­ta szła z przy­ja­ciół­ka­mi nad stru­mień. Pra­ły ubra­nia, myły na­czy­nia, na­peł­nia­ły swo­je dzban­ki i ga­da­ły jak na­ję­te. Bez­dziet­na ko­bie­ta spo­glą­da­ła na ba­wią­ce się dzie­ci in­nych ko­biet. Choć bar­dzo się cie­szy­ła ze szczę­ścia swo­ich przy­ja­ció­łek, tę­sk­no­ta ni­czym no­żem dźga­ła jej pu­sty brzuch.

Pew­ne­go pięk­ne­go dnia ko­bie­ty, jak zwy­kle idąc nad stru­mień, zo­ba­czy­ły sprze­daw­cę owo­ców.

– Jabł­ka! – wo­łał męż­czy­zna, wska­zu­jąc owo­ce na swo­im wóz­ku. – Mam spe­cjal­ne jabł­ka dla ko­biet, któ­re chcą mieć dzie­ci!

Inne ko­bie­ty po­szły da­lej, ale bez­dziet­na za­trzy­ma­ła się.

Nie mo­gła ode­rwać wzro­ku od owo­ców. To nie była pora na jabł­ka, ale te wy­glą­da­ły wspa­nia­le. Czyż­by na­praw­dę były spe­cjal­ne? Za­nim po­my­śla­ła, ku­pi­ła jed­no. Przy­ci­snę­ła je do pier­si i po­bie­gła do domu. Tam po­de­szła do sto­su dy­wa­ni­ków, na któ­rych co noc spa­ła ze swo­im mę­żem i któ­re każ­de­go ran­ka skła­da­ła i ukła­da­ła. Wsu­nę­ła jabł­ko mię­dzy nie. Nie­dłu­go spo­koj­nie tu so­bie przy­sią­dzie i zje jabł­ko kęs za kę­sem. A wte­dy kto wie...

Mę­żo­wi po­wie­dzia­ła:

– Idę nad stru­mień. Za­raz wró­cę. Tyl­ko nie jedz tego, co leży mię­dzy dy­wa­ni­ka­mi.

Mówi się, że ko­bie­ty są cie­kaw­skie, ale o męż­czy­znach moż­na po­wie­dzieć to samo. Jak tyl­ko żona znik­nę­ła mu z oczu, mąż prze­mknął chył­kiem do domu i prze­szu­kał stos dy­wa­ni­ków. Zna­lazł jabł­ko wci­śnię­te głę­bo­ko mię­dzy fał­dy ma­te­ria­łu.

Dziw­ne, po­my­ślał. To nie jest pora roku, w któ­rej ro­dzą ja­bło­nie, a to jabł­ko wy­glą­da wy­jąt­ko­wo sma­ko­wi­cie.

Męż­czy­zna wa­hał się. My­ślał o tym, o co pro­si­ła go żona. Ale to było sil­niej­sze od nie­go. Po­wą­chał jabł­ko i ugryzł je. I jesz­cze raz, i zno­wu. Szyb­ko zjadł całe. Na­wet ogryz­ka, pe­stek i ogon­ka nie zo­sta­wił.

Tym­cza­sem nad stru­mie­niem ko­bie­ta pra­ła ubra­nia, myła na­czy­nia, na­peł­nia­ła dzban­ki i ga­da­ła jak na­ję­ta. Śmia­ła się i śpie­wa­ła, pa­trząc na dzie­ci in­nych ko­biet. Tak cie­szy­ła się ze szczę­ścia swo­ich przy­ja­ció­łek, a głę­bo­ko w jej ser­cu tli­ła się na­dzie­ja, że dzię­ki jabł­ku zi­ści się jej ma­rze­nie.

Ob­ła­do­wa­na pra­niem, na­czy­nia­mi i dzban­ka­mi bie­gła po pra­cy do domu. Po­de­szła do sto­su dy­wa­ni­ków i szu­ka­ła mię­dzy fał­da­mi ma­te­ria­łu. Roz­ło­ży­ła wszyst­kie dy­wa­ni­ki, ale jabł­ka nie zna­la­zła. Po­bie­gła do męża.

– Zna­la­złeś jabł­ko i zja­dłeś je?

Mąż po­wie­dział:

– To sta­ło się tak szyb­ko. Ku­pię ci inne jabł­ko.

Ko­bie­ta za­uwa­ży­ła już jed­nak wcze­śniej, że sprze­daw­cy owo­ców nie było przy dro­dze. Szu­ka­li go wszę­dzie, ale on znik­nął bez śla­du.

– Mó­wił, że to spe­cjal­ne jabł­ko dla ko­biet, któ­re chcą mieć dzie­ci – wes­tchnę­ła.

Mąż wzru­szył ra­mio­na­mi. Sprze­daw­cy owo­ców mó­wią naj­prze­róż­niej­sze rze­czy, żeby za­chwa­lić swój to­war.

Ko­bie­ta nie prze­sta­wa­ła pła­kać nad stra­tą jabł­ka. Tak­że męż­czy­zna nie czuł się naj­le­piej. Spu­chła mu łyd­ka i z ty­go­dnia na ty­dzień sta­wa­ła się co­raz grub­sza. Gdy pró­bo­wał iść, po­włó­czył nogą i le­d­wie po­su­wał się do przo­du. Wy­da­wa­ło mu się na­wet, że w tej okrą­głej jak ba­lon łyd­ce coś się po­ru­sza­ło. Nie miał od­wa­gi z ni­kim roz­ma­wiać o tej dziw­nej cho­ro­bie. Wsty­dził się tak bar­dzo, że ukry­wał ją na­wet przed żoną.

Łyd­ka po­więk­sza­ła się już dzie­wią­ty mie­siąc, kie­dy pew­ne­go dnia po­czuł, jak przez jego cia­ło prze­cho­dzi fala bólu. Po­tem jesz­cze raz i jesz­cze raz. Ukłu­cia bólu na­stę­po­wa­ły po so­bie co­raz czę­ściej i były co­raz sil­niej­sze. Męż­czy­zna nie śmiał o tym z ni­kim roz­ma­wiać. Ję­cząc, do­wlókł się do za­ro­śli w po­bli­żu swo­je­go domu. Za­gry­zał pal­ce, żeby nie krzy­czeć. Raz po raz prze­szy­wał go gwał­tow­ny ból. W chwi­li kie­dy po­my­ślał, że przy­szło mu umrzeć w mę­czar­niach, jego łyd­ka pę­kła. Mię­dzy roz­dar­ty­mi mię­śnia­mi uka­za­ła się czar­na kęp­ka wło­sów, po­tem jesz­cze wię­cej wło­sów, wresz­cie pięk­na bu­zia. Za­raz po niej przy­szedł czas na wą­tłe ra­mion­ka, okrą­gły brzu­szek, wierz­ga­ją­ce nóż­ki. Mię­dzy no­ga­mi męż­czy­zny le­ża­ło naj­pięk­niej­sze na świe­cie nie­mow­lę. To była dziew­czyn­ka.

To prze­cież nie­moż­li­we, po­my­ślał męż­czy­zna. To, co się tu­taj wy­da­rzy­ło, jest cał­ko­wi­cie nie­moż­li­we. Prze­cież nie mogę o tym ni­ko­mu po­wie­dzieć. Co lu­dzie będą so­bie o mnie my­śleć i mó­wić? Spa­lę się ze wsty­du.

Przy­krył cór­kę li­ść­mi, owi­nął płót­nem krwa­wią­cą łyd­kę i prze­kradł się chył­kiem do domu. Nie ru­szał się z łóż­ka ca­ły­mi dnia­mi, aż rana prze­sta­ła krwa­wić i się za­bliź­ni­ła. Ję­czał nie tyl­ko z bólu, tra­wi­ła go nie­zmier­na tę­sk­no­ta.

Tym­cza­sem w za­ro­ślach jego cór­ka pła­ka­ła z gło­du. Do ma­leń­stwa pod­le­cia­ła duża sza­ra go­łę­bi­ca. Ostroż­nie wło­ży­ła je na swój grzbiet i po­le­cia­ła do swo­je­go gniaz­da na wy­so­kim drze­wie, któ­re ro­sło nad czy­stym jak krysz­tał je­zio­rem. Po­ło­ży­ła nie­mow­lę mię­dzy swo­imi mło­dy­mi i pu­szy­sty­mi pió­ra­mi przy­kry­ła wszyst­kie dzie­ci. Za każ­dym ra­zem, gdy go­łę­bi­ca da­wa­ła swo­im mło­dym po­gry­zio­ną dżdżow­ni­cę albo śli­ma­ka, kar­mi­ła też dziew­czyn­kę. Wszyst­kie jej dzie­ci ro­sły. Go­łąb­ki były naj­pięk­niej­szy­mi go­łąb­ka­mi na świe­cie, a nie­mow­lę było naj­pięk­niej­szym dzie­ciąt­kiem na świe­cie. Pew­ne­go dnia prze­sta­ło być nie­mow­lę­ciem, sta­ło się dziew­czyn­ką, a po­tem dziew­czy­ną. Mło­de go­łę­bie wy­le­cia­ły już daw­no z gniaz­da, ale ona nadal miesz­ka­ła ze swo­ją mamą go­łę­bi­cą na wy­so­kim drze­wie.

Pew­ne­go dnia kró­lew­ski sta­jen­ny przy­pro­wa­dził nad je­zio­ro wspa­nia­łe ko­nie kró­la, aby na­po­ić je krysz­ta­ło­wo czy­stą wodą. Ale gdy tyl­ko ko­nie schy­li­ły łby nad wodą, ode­chcia­ło im się pić. Zdzi­wio­ne za­czę­ły się wy­co­fy­wać. Na­stęp­ne­go dnia sy­tu­acja się po­wtó­rzy­ła. I ko­lej­ne­go dnia też. I jesz­cze dzień póź­niej. Sta­jen­ny opo­wie­dział o wszyst­kim kró­lo­wi.

– Stań w tym sa­mym miej­scu co ko­nie – po­wie­dział król. – Schyl gło­wę, żeby się na­pić, do­kład­nie w tym miej­scu, w któ­rym one schy­la­ją się do pi­cia. Może zo­ba­czysz to, cze­go one się boją.

Na­stęp­ne­go dnia sta­jen­ny ra­zem z koń­mi schy­lił gło­wę nad wodą. I wte­dy zo­ba­czył w wo­dzie naj­pięk­niej­szą dziew­czy­nę na świe­cie. Wpa­try­wał się w nią z otwar­ty­mi usta­mi. Gdy ode­rwał wzrok od wod­ne­go zja­wi­ska i spoj­rzał w górę, wy­so­ko na drze­wie do­strzegł pięk­ną dziew­czy­nę, któ­ra sie­dzia­ła obok sza­rej go­łę­bi­cy. Pal­ca­mi gła­ska­ła de­li­kat­nie jej pió­ra.

Sta­jen­ny po­ma­chał do niej.

– Zejdź na dół – po­wie­dział.

Ale pięk­na dziew­czy­na po­trzą­snę­ła tyl­ko prze­czą­co gło­wą.

Sta­jen­ny po­spie­szył do kró­la, żeby mu o wszyst­kim opo­wie­dzieć. Za­cie­ka­wio­ny król wró­cił ze sta­jen­nym nad je­zio­ro. On też chciał zo­ba­czyć pięk­ną dziew­czy­nę na wy­so­kim drze­wie. Roz­dzia­wił swo­ją kró­lew­ską gębę. Wpa­try­wał się w dziew­czy­nę, któ­ra de­li­kat­nie gła­ska­ła pió­ra sza­rej go­łę­bi­cy. Gdy za­mknął oczy, wy­da­wa­ło mu się, że jej pal­ce do­ty­ka­ją jego skó­ry.

Król po­ma­chał do dziew­czy­ny.

– Zejdź na dół. Tak bar­dzo chciał­bym z tobą po­roz­ma­wiać i le­piej cię po­znać.

Ale dziew­czy­na na drze­wie po­trzą­snę­ła tyl­ko prze­czą­co gło­wą.

Dzień po dniu król po­wta­rzał swo­ją proś­bę. Ale za każ­dym ra­zem dziew­czy­na od­ma­wia­ła, po­trzą­sa­jąc gło­wą. Wte­dy król po­sta­no­wił roz­pi­sać za­wo­dy. Ten, komu by się uda­ło ścią­gnąć dziew­czy­nę z drze­wa, miał zo­stać hoj­nie na­gro­dzo­ny.

Z bli­ska i z da­le­ka na­pły­wa­li lu­dzie go­to­wi przy­jąć wy­zwa­nie. Przy­sta­wia­li do drze­wa po­trój­ne dra­bi­ny, pró­bo­wa­li użyć dłu­gich sznu­rów, ale wszyst­ko na nic.

Pew­ne­go dnia, gdy król nie wie­dział już, co po­cząć, zja­wi­ła się sta­ro­win­ka.

– Mnie się uda! Daj mi parę dni.

– Ko­bie­to, mo­żesz pró­bo­wać – po­wie­dział król.

Sta­ro­win­ka po­ja­wi­ła się pod drze­wem z na­mio­tem, du­żym ko­cioł­kiem i wa­rzy­wa­mi. Roz­sta­wi­ła na­miot do góry no­ga­mi, po­wie­si­ła ko­cio­łek, od­wró­co­ny do góry dnem, nad ogniem i po­ło­ży­ła na wierz­chu wa­rzy­wa. Póź­niej usia­dła przy ogni­sku i cze­ka­ła.

– Dla­cze­go mi się nie uda­je? – wes­tchnę­ła.

Z wy­so­kie­go drze­wa za­wo­ła­ła do niej dziew­czy­na:

– Bab­ciu, wszyst­ko ro­bisz źle!

Sta­rusz­ka zno­wu wes­tchnę­ła.

– Je­stem sta­ra, mam sła­be mię­śnie, pra­wie nie wi­dzę. Sama so­bie nie po­ra­dzę. Po­móż mi.

– Mu­szę się naj­pierw spy­tać mamy go­łę­bi­cy – po­wie­dzia­ła dziew­czy­na.

– Zrób to, moje dziec­ko – od­rze­kła sta­rusz­ka.

– Mogę zejść na dół, żeby po­móc tej sta­rusz­ce? – za­py­ta­ła dziew­czy­na mamę go­łę­bi­cę. – Ona wszyst­ko robi źle. Jest sta­ra, sła­ba i pra­wie śle­pa. Bez mo­jej po­mo­cy so­bie nie po­ra­dzi.

Mama go­łę­bi­ca po­krę­ci­ła łeb­kiem.

– Nie na­le­ży ufać lu­dziom, moje dziec­ko. Kła­mią i oszu­ku­ją. Nie wierz im.

Dziew­czy­na po­słu­cha­ła mamy go­łę­bi­cy. Sta­rusz­ka nie prze­sta­wa­ła jed­nak stę­kać i na­rze­kać.

Któ­re­goś dnia pięk­na dziew­czy­na nie mo­gła tego już dłu­żej słu­chać. Kie­dy mamy go­łę­bi­cy nie było w gnieź­dzie, ze­szła z wy­so­kie­go drze­wa, żeby po­móc sta­rusz­ce.

– Jaka ty je­steś miła – po­wie­dzia­ła sta­rusz­ka, gdy jej na­miot stał już jak na­le­ży, a wa­rzy­wa per­ko­ta­ły w ko­cioł­ku nad ogni­skiem. – Dzię­ku­ję.

– Nie ma za co.

– Mam jesz­cze jed­no ży­cze­nie, ślicz­na dziew­czyn­ko.

– Ja­kie to ży­cze­nie?

– Cała gło­wa mnie swę­dzi. A moje sta­re pal­ce tak bar­dzo drżą. Wy­bra­ła­byś wszy z mo­ich wło­sów?

– Oczy­wi­ście.

Sta­rusz­ka mru­cza­ła z ucie­chy, gdy dziew­czy­na wpraw­nie wy­bie­ra­ła wszy z jej wło­sów.

Kie­dy dziew­czy­na w sku­pie­niu pra­co­wa­ła, sta­rusz­ka przy­szy­wa­ła jej su­kien­kę do zie­mi.

– My­szy, wy­chodź­cie z pu­łap­ki! – za­wo­ła­ła sta­rusz­ka, kie­dy skoń­czy­ła.

Dziew­czy­na prze­stra­szy­ła się.

– Co też mó­wisz, bab­ciu? Chcesz mnie zwa­bić w pu­łap­kę?

Ale było już za póź­no. Sta­jen­ny wraz z kró­lew­ski­mi żoł­nie­rza­mi zła­pa­li pięk­ną dziew­czy­nę. Przy­wie­dli ją do kró­la. Ten prze­mó­wił do niej przy­jaź­nie:

– Je­steś naj­pięk­niej­szą i naj­mil­szą dziew­czy­ną, jaką kie­dy­kol­wiek spo­tka­łem. Chcesz wyjść za mnie?

Król po­wta­rzał swo­ją proś­bę dzień po dniu. Dziew­czy­na z cza­sem po­lu­bi­ła go i w koń­cu się zgo­dzi­ła.

Dziew­czy­na z wy­so­kie­go drze­wa i król byli ze sobą nie­zmier­nie szczę­śli­wi, ale ko­bie­ty, z któ­ry­mi król wcze­śniej się oże­nił, sta­ły się bar­dzo za­zdro­sne o pięk­ną mło­dą żonę. Ob­ma­wia­ły ją i knu­ły in­try­gi.

– Po­cze­kaj­my, aż nada­rzy się oka­zja, a po­zbę­dzie­my się in­tru­za!

Kie­dy król pew­ne­go razu wy­ru­szał w po­dróż, po­wie­dział do mło­dej żony:

– Bądź ostroż­na. Nie schodź nig­dy ni­żej niż sie­dem schod­ków w dół. Nie przyj­muj od ni­ko­go na­po­ju ani je­dze­nia. Wszę­dzie czy­ha nie­bez­pie­czeń­stwo.

Kie­dy tyl­ko król udał się w dro­gę, ko­bie­ty pró­bo­wa­ły zwa­bić pięk­ną dziew­czy­nę na dół, do swo­ich po­koi.

– Ach, jesz­cze parę schod­ków w dół, co to za róż­ni­ca. Przyjdź do nas w od­wie­dzi­ny. Bę­dzie przy­jem­nie. Ty je­steś sama, my je­ste­śmy same. Jest tu mnó­stwo je­dze­nia i pi­cia.

Pięk­na dziew­czy­na mia­ła ocho­tę na od­wie­dzi­ny. Ze­szła po­scho­dach o wie­le ni­żej niż sie­dem schod­ków. Ja­dła i piła, co jej po­da­no. Gdy przez chwi­lę się za­ga­pi­ła, ko­bie­ty wbi­ły jej w gło­wę dwie cie­niut­kie igły. Pięk­na dziew­czy­na od razu za­mie­ni­ła się w go­łę­bi­cę i od­fru­nę­ła.

Kie­dy król wró­cił, nig­dzie nie mógł zna­leźć swo­jej pięk­nej mło­dej żony.

– Gdzie ona może być? – py­tał każ­de­go.

Inne jego żony ob­ma­wia­ły ją:

– Mia­ła wy­żej uszu ży­cia tu­taj. Mó­wi­ła, że chce spró­bo­wać cze­goś in­ne­go. Tak po pro­stu ode­szła, nie­wdzięcz­na.

Król po­trzą­sał gło­wą i mó­wił:

– Ona taka nie jest.

Ale choć wy­trwa­le jej szu­ka­li, pięk­nej dziew­czy­ny nie dało się od­na­leźć. Któ­re­goś dnia, kie­dy król sie­dział w swo­jej kom­na­cie, po­grą­żo­ny w smut­ku, pięk­na go­łę­bi­ca za­stu­ka­ła w okno i za­śpie­wa­ła:

Spójrz tu, czy wi­dzisz mnie?

Pew­nie po­wiesz, że nie.

Dzień po dniu go­łę­bi­ca przy­la­ty­wa­ła w od­wie­dzi­ny, stu­ka­ła w kró­lew­skie okno i śpie­wa­ła:

Spójrz tu, czy wi­dzisz mnie?

Pew­nie po­wiesz, że nie.

Król po­pro­sił swo­je­go sta­jen­ne­go, żeby zła­pał go­łę­bi­cę i przy­niósł mu ją.

Tak też się sta­ło. Król po­ło­żył so­bie go­łę­bi­cę na ko­la­nach i gła­skał ją.

– Jaka je­steś miła, pięk­na i de­li­kat­na.

Wte­dy wy­czuł mię­dzy piór­ka­mi na łeb­ku go­łę­bi­cy dwie ostre igieł­ki. Ostroż­nie je wy­jął i ni z tego, ni z owe­go na swych ko­la­nach uj­rzał za­gi­nio­ną żonę. Ona opar­ła gło­wę o jego gło­wę, do­tknę­ła opusz­ka­mi pal­ców jego wło­sów i skó­ry i za­gru­cha­ła mu do ucha.

Król nie po­sia­dał się ze szczę­ścia.

Inne jego żony daw­no już ucie­kły tak da­le­ko, jak tyl­ko po­tra­fi­ły.

Król i jego mło­da żona dzie­li­li swo­je szczę­ście, swój pa­łac i ogro­dy z set­ka­mi go­łę­bi.

Ko­cha­li się na­wza­jem i ko­cha­li ży­cie. Tyl­ko jed­no ży­cze­nie po­zo­sta­wa­ło nie­speł­nio­ne...UDERZAJ W TEN BĘBEN CICHO I OSTROŻNIE! Opowieść z Maroka

Daw­no temu na pół­no­cy Ma­ro­ka żyli so­bie męż­czy­zna i ko­bie­ta. Byli szczę­śli­wym mał­żeń­stwem, a gdy uro­dzi­ła im się cór­ka, ich szczę­ście nie mia­ło gra­nic. Dziew­czyn­ka do­ra­sta­ła, była sil­na, do­bra i pięk­na. Po­nie­waż bar­dzo lu­bi­ła gra­na­ty, ro­dzi­ce dba­li o to, żeby co­dzien­nie mo­gła je­den zjeść.

Ale pew­ne­go dnia ko­bie­ta umar­ła. Jej mąż i cór­ka zo­sta­li sami. Na­stał dla nich mrocz­ny i nie­przy­ja­zny czas.

Pół roku po śmier­ci ko­bie­ty pew­na wdo­wa, któ­ra rów­nież mia­ła cór­kę, za­czę­ła się na­przy­krzać wdow­co­wi.

– Weź­my ślub – bła­ga­ła. – Będę wte­dy mo­gła się o was za­trosz­czyć. Zno­wu bę­dziesz miał żonę. Two­ja cór­ka bę­dzie star­szą sio­strą mo­jej cór­ki.

Męż­czy­zna w koń­cu się zgo­dził i wzię­li ślub. Nowa żona trosz­czy­ła się o męża i uda­wa­ła, że trosz­czy się tak­że o jego cór­kę, ale w skry­to­ści ha­nieb­nie za­nie­dby­wa­ła dziew­czy­nę. Bied­nej star­szej sio­strze da­wa­ła za­wsze cięż­ką i pa­skud­ną ro­bo­tę. A wła­sną cór­kę, któ­ra była ist­ną ję­dzą, gder­li­wą, le­ni­wą i brzyd­ką, roz­piesz­cza­ła dzień i noc. Młod­sza do­sta­wa­ła za­wsze naj­lep­sze ką­ski, star­sza – ostat­ki. Młod­sza co rusz otrzy­my­wa­ła nowe ubra­nia, star­sza mu­sia­ła do­na­szać wy­tar­te szma­ty. Młod­sza do­sta­wa­ła do spa­nia naj­mięk­szy dy­wan, star­sza mu­sia­ła spać na do cna wy­li­nia­łym dy­wa­nie. Młod­sza sta­le wy­glą­da­ła schlud­nie, star­sza za­wsze przy pra­cy, uty­tła­na jak nie­ludz­kie stwo­rze­nie. Za każ­dym ra­zem, gdy oj­ciec da­wał jej gra­nat, młod­sza sio­stra za­bie­ra­ła go. Kie­dy za­tro­ska­ny oj­ciec py­tał o zdro­wie star­szej cór­ki, jego dru­ga żona za­wsze mia­ła go­to­wą od­po­wiedź.

Co rano i co wie­czór star­sza cór­ka, ob­ła­do­wa­na dzban­ka­mi i wia­dra­mi, mu­sia­ła iść do stud­ni po wodę. Tam zmy­wa­ła z sie­bie brud, sa­dzę i po­piół. Ko­bie­ty mi­ja­ją­ce ją na ścież­ce, któ­rą wra­ca­ła do domu, mó­wi­ły swo­im sy­nom:

– Jaka miła i pięk­na jest ta cór­ka wdow­ca.

Sy­no­wie cho­wa­li się w za­ro­ślach ro­sną­cych wzdłuż dro­gi i sy­ci­li jej wi­do­kiem swo­je oczy. Wi­dzie­li brud­ną dziew­czy­nę idą­cą do stud­ni i prze­pięk­ną mło­dą ko­bie­tę, któ­ra stam­tąd wra­ca­ła. Kto ją zo­ba­czył, spie­szył do jej domu, aby po­pro­sić ojca dziew­czy­ny o jej rękę. Ale za każ­dym ra­zem wtrą­ca­ła się jego dru­ga żona.

– Star­sza cór­ka nie chce jesz­cze wy­cho­dzić za mąż, ale ta tu­taj – mó­wi­ła i wy­py­cha­ła swo­ją cór­kę do przo­du – ta tu­taj aż rwie się do ślu­bu.

Mło­dzień­cy szyb­ko się jed­nak orien­to­wa­li, jaką roz­pusz­czo­ną dzie­wu­chą jest młod­sza sio­stra, i bra­li nogi za pas.

Młod­sza cór­ka była wście­kle za­zdro­sna o tak licz­ne oświad­czy­ny. Pew­ne­go dnia, wła­ści­wie jesz­cze nocą, obu­dzi­ła swo­ją sio­strę bar­dzo wcze­śnie.

– Pój­dzie­my do stud­ni? – za­py­ta­ła mi­łym gło­sem. – O tak wcze­snej po­rze jest tam tak spo­koj­nie.

Uda­ły się w dro­gę. Młod­sza nie po­mo­gła star­szej z dzban­ka­mi i wia­dra­mi. Kie­dy do­szły do stud­ni, młod­sza sio­stra po­wie­dzia­ła:

– Bar­dzo lu­bisz gra­na­ty, praw­da?

– Tak – wes­tchnę­ła star­sza, usta­wia­jąc wia­dra.

– I mi­nę­ło już dużo cza­su od chwi­li, gdy ostat­nio mia­łaś ja­kiś w ustach?

– Bar­dzo dużo cza­su, sio­stro, ale nie za­po­mnia­łam jego za­pa­chu i sma­ku. Już mi ślin­ka ka­pie na samą myśl.

– Po­słu­chaj sio­stro, wiem, gdzie ro­śnie gra­na­to­wiec, cały ob­sy­pa­ny du­ży­mi, pę­ka­ty­mi owo­ca­mi.

– Na­praw­dę? – za­py­ta­ła star­sza.

– To bar­dzo nie­da­le­ko – wy­szep­ta­ła młod­sza. – Za­raz bę­dziesz mo­gła je ze­rwać...

– Gdzie to jest? – roz­glą­da­ła się ba­daw­czym wzro­kiem star­sza.

– Tu­taj, sio­stro, w tej stud­ni ro­śnie gra­na­to­wiec. Żad­ne drze­wo nie kwit­nie pięk­niej, bo żad­ne nie ma tyle wody. Wierz mi, te gra­na­ty sma­ku­ją in­a­czej niż wszyst­kie.

Star­sza cór­ka zaj­rza­ła przez kra­wędź do stud­ni.

– Schyl się jesz­cze tro­chę, on ro­śnie bar­dzo głę­bo­ko. Śmia­ło, przy­trzy­mam cię za rękę!

Star­sza prze­chy­li­ła się bar­dzo moc­no przez kra­wędź stud­ni. Czy do­strze­ga­ła tam po­ma­rań­czo­wy blask gra­na­tów? Na­chy­li­ła się jesz­cze bar­dziej, tak bar­dzo, jak tyl­ko po­tra­fi­ła.

Młod­sza sio­stra pu­ści­ła jej rękę i na do­da­tek moc­no pchnę­ła.

– Ru­szaj, pro­sto do gra­na­tow­ca!

I star­sza sio­stra spa­da­ła, spa­da­ła i spa­da­ła...

Młod­sza sio­stra ukry­ła wia­dra i dzban­ki w za­ro­ślach i po­bie­gła do domu.

– Gdzie two­ja star­sza sio­stra? – za­py­tał oj­ciec. – O tej po­rze za­wsze cho­dzi do stud­ni.

– Ucie­kła dzi­siaj w nocy – od­par­ła młod­sza. – Po­wie­dzia­ła, że musi tu zbyt cięż­ko pra­co­wać. Już nig­dy nie wró­ci.

W tym sa­mym cza­sie star­sza sio­stra pró­bo­wa­ła utrzy­mać się na po­wierzch­ni wody. Wo­ła­ła o po­moc, ale o tak wcze­snej po­rze ni­ko­go nie było przy stud­ni. W koń­cu opa­dła na dno.

Wie­le dni i ty­go­dni jej szu­ka­no, ale nig­dzie nie zna­le­zio­no na­wet śla­du.

– Czyż­by na­praw­dę ucie­kła? – py­ta­li lu­dzie, po­trzą­sa­jąc gło­wa­mi. – Ona by tak prze­cież nie zro­bi­ła.

Oj­ciec był nie­utu­lo­ny w żalu, gdy do nie­go do­tar­ło, że już nig­dy wię­cej nie zo­ba­czy swo­jej cór­ki.

Pew­ne­go dnia gru­pa mu­zy­kan­tów prze­mie­rza­ła te stro­ny. Śpie­wa­li pio­sen­ki w za­mian za je­dze­nie czy pie­nią­dze. Bar­dzo do­brze uda­wa­ły im się smut­ne pio­sen­ki. Rytm wy­gry­wa­li na swo­im bęb­nie, ben­di­rze.

Gdy za­chcia­ło im się pić, uda­li się do stud­ni. Mie­li bar­dzo dłu­gi sznur i wia­dro więk­sze od wia­der wie­śnia­ków. Było nie­zmier­nie cięż­kie, gdy wy­cią­ga­li je ze stud­ni. W wia­drze le­ża­ła pięk­na dziew­czy­na.

– Jaka szko­da – mó­wi­li, ostroż­nie kła­dąc ją na zie­mi. – Do­tknij­cie, jak mięk­ką i gład­ką ma skó­rę. Ona prze­cież i tak nie żyje. Na­cią­gnij­my jej skó­rę na nasz bę­ben. Sta­ra mem­bra­na już się wy­tar­ła. Dziew­czy­na przy­najm­niej do cze­goś jesz­cze się przy­da.

Mu­zy­kan­ci sta­ran­nie zdar­li skó­rę z dziew­czy­ny i na­pię­li ją na swój bę­ben. Jesz­cze nig­dy ich ben­dir nie wy­do­by­wał z sie­bie ta­kich peł­nych i głę­bo­kich to­nów. Szcze­gól­nie gdy naj­młod­szy i naj­zdol­niej­szy mu­zy­kant czu­le gła­dził mem­bra­nę bęb­na, do­by­wa­ły się zeń znie­wa­la­ją­ce dźwię­ki. Im de­li­kat­niej do­ty­kał mem­bra­nę, tym przy­jem­niej wi­bro­wa­ło jej brzmie­nie. Lecz bę­ben śpie­wał tak­że wła­sną pieśń:

Ude­rzaj w ten bę­ben ci­cho i ostroż­nie, mu­zy­kan­cie!

Zgu­bi­ła mnie moja sła­bość do gra­na­tów.

Jed­nak praw­dzi­wie win­na mo­jej śmier­ci jest moja sio­stra.

Mu­zy­kan­ci słu­cha­li tej rzew­nej pie­śni ben­di­ru ze łza­mi w oczach. A rów­no­cze­śnie tro­chę się cie­szy­li na myśl o pie­nią­dzach, ja­kie za­ro­bią, gra­jąc na tym wy­jąt­ko­wym bęb­nie.

Śpie­wa­ją­cy ben­dir rze­czy­wi­ście cie­szył się ogrom­nym po­wo­dze­niem. Gdy mu­zy­kan­ci przy­szli pod dom ojca i dłu­go tam śpie­wa­li, otrzy­ma­li chleb i cu­kier. Za­do­wo­le­ni chcie­li ru­szyć da­lej, ale oj­ciec przy­wo­łał ich z po­wro­tem.

– Czy mógł­bym za­grać na wa­szym bęb­nie? Głos tego bęb­na brzmi zna­jo­mo w mo­ich uszach.

Mu­zy­kan­ci dali mu bę­ben. Le­d­wie oj­ciec do­tknął jego mem­bra­ny, ben­dir za­czął śpie­wać:

Ude­rzaj w ten bę­ben ci­cho i ostroż­nie, oj­cze!

Zgu­bi­ła mnie moja sła­bość do gra­na­tów.

Jed­nak praw­dzi­wie win­na mo­jej śmier­ci jest moja sio­stra.

Onie­mia­ły oj­ciec wpa­try­wał się w ben­dir. Po­tem po­dał bę­ben swo­jej żo­nie ze sło­wa­mi:

– Chcesz za­grać?

Gdy tyl­ko jego żona ude­rzy­ła w bę­ben, ben­dir za­czął śpie­wać:

Ude­rzaj w ten bę­ben ci­cho i ostroż­nie, mat­ko!

Zgu­bi­ła mnie moja sła­bość do gra­na­tów.

Jed­nak praw­dzi­wie win­na mo­jej śmier­ci jest moja sio­stra.

Wte­dy męż­czy­zna dał bę­ben cór­ce swo­jej żony.

– Chcesz za­grać?

Gdy tyl­ko ude­rzy­ła w bę­ben, ben­dir za­śpie­wał:

Ude­rzaj w ten bę­ben ci­cho i ostroż­nie, sio­stro!

Zgu­bi­ła mnie moja sła­bość do gra­na­tów.

Jed­nak praw­dzi­wie win­na mo­jej śmier­ci je­steś ty!

– Bę­ben kła­mie! – za­wo­ła­ła dziew­czy­na, tu­piąc nogą. I rzu­ci­ła nim tak da­le­ko, jak tyl­ko po­tra­fi­ła.

Ale bę­ben śpie­wał da­lej. Raz za ra­zem, co­raz gło­śniej. Męż­czy­zna onie­mia­ły przy­słu­chi­wał się pie­śni. Za­py­tał mu­zy­kan­tów, skąd po­cho­dzi mem­bra­na. Kie­dy skoń­czy­li swo­ją opo­wieść, zro­zu­miał, co się sta­ło.

Męż­czy­zna po­rzu­cił dru­gą żonę i jej cór­kę. Ku­pił od mu­zy­kan­tów ben­dir i grał na nim ci­chut­ko. Po gó­rach i do­li­nach niósł się jego la­ment, dzień i noc, zmie­sza­ny z pie­śnią ben­di­ru:

Ude­rzaj w ten bę­ben ci­cho i ostroż­nie, oj­cze!

Zgu­bi­ła mnie moja sła­bość do gra­na­tów.

Jed­nak praw­dzi­wie win­na mo­jej śmier­ci jest moja sio­stra.

Nie jest to szczę­śli­we za­koń­cze­nie.

Ale za­wsze ja­kieś za­koń­cze­nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: