Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zaskocz, zabij, zniknij - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
1 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Zaskocz, zabij, zniknij - ebook

ZASKOCZ wroga. ZABIJ go. ZNIKNIJ bez śladu.

Gdy dyplomacja zawodzi, a wszczęcie wojny nie wchodzi w grę, prezydent Stanów Zjednoczonych wzywa Wydział Akcji Specjalnych CIA, ściśle tajne ramię tej agencji i najskuteczniejszego wykonawcę operacji specjalnych na świecie. Prawie każdy główny lokator Białego Domu od II wojny światowej prosił CIA, by zajmowała się sabotażem, działalnością wywrotową i zabójstwami.

Dzięki bezprecedensowemu dostępowi do kilkudziesięciu osób, które uczestniczyły w tajnych operacjach CIA od początku zimnej wojny do dziś, i dogłębnemu przestudiowaniu niedawno odtajnionych dokumentów Annie Jacobsen opisała złożony świat zabójców, tajnych współpracowników i sabotażystów.

Autorka dzięki tym badaniom oraz rozmowom z wysokimi urzędnikami CIA, szefami kontrwywiadu i operatorami Wydziału Akcji Specjalnych po raz pierwszy ujawniła skalę tych szokujących i moralnie niejednoznacznych tajnych działań.

Annie Jacobsen zabiera nas w mroczne miejsca, z których nasz rząd wysyła odważnych mężczyzn i kobiety, by własnoręcznie zabijali w imieniu Stanów Zjednoczonych. Opisuje spiski i zabójstwa, których niekiedy od lat wypierali się amerykańscy prezydenci, w tym największe sukcesy CIA i jej największe fiaska. – Garrett M. Graff, autor Raven Rock.

Spojrzenie zza kulis na osnute najgęstszą mgłą operacje amerykańskiego wywiadu… Książka pełna niespodzianek. – „Kirkus”

Jacobsen zdziera zasłonę z historii tajnych działań wojennych i sankcjonowanych przez państwo zabójstw od drugiej wojny światowej do dziś. – „Booklist”

Książka dla tych, którzy chcą lepiej poznać amerykańską politykę zagraniczną w działaniu. Gorąco polecam. – Jacob Sherman, „Library Journal”

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-866-0
Rozmiar pliku: 9,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O ŹRÓ­DŁACH

Jest to książka non fic­tion o zło­żo­nych oso­bo­wo­ściach dzia­ła­ją­cych w zdra­dli­wych warun­kach, pośród zabój­ców, spi­skow­ców i sabo­ta­ży­stów. Pra­cu­jąc nad nią, spę­dzi­łam setki godzin z infor­ma­to­rami, któ­rzy opi­sy­wali mi śmier­tel­nie groźne sytu­acje, pan­de­mo­nium i chaos, wyma­ga­jące ogrom­nej woli prze­trwa­nia i wysiłku umy­słu, by nie stra­cić nadziei.

Część wywia­dów odbyła się w domach infor­ma­to­rów, inne w ano­ni­mo­wym oto­cze­niu przy­droż­nych barów. Jedną z roz­mów prze­pro­wa­dzi­łam pod­czas kon­nej prze­jażdżki po górach, na odlu­dziu, gdzie infor­ma­tor, z któ­rym byłam umó­wiona, czuł się swo­bod­nie. W poło­wie naszej wycieczki, gdy prze­jeż­dża­li­śmy przez zazwy­czaj cichy las, usły­sze­li­śmy krzyk, bez wąt­pie­nia kobiecy. Zza zakrętu wyło­niła się prze­ra­żona ama­zonka. Wal­czyła o życie – galo­pu­jący koń wyrwał się jej spod kon­troli, a wodze nie­bez­piecz­nie splą­tały. Mój roz­mówca, słu­żący w siłach para­mi­li­tar­nych CIA, zesko­czył z sio­dła, sta­nął na sze­ro­kiej ścieżce i zręcz­nie zła­pał wodze pół­to­no­wego zwie­rzę­cia, gdy szar­żo­wało obok. Wie­dzia­łam, że ma doświad­cze­nie z końmi, ale nie­zwy­kłe było obser­wo­wać, jak szybko i intu­icyj­nie zakoń­czył tę dra­ma­tyczną, bar­dzo nie­bez­pieczną sytu­ację.

„Pro­szę”, powie­dział do ciężko dyszą­cej kobiety, poda­jąc jej wodze. Zapy­tał, czy nie potrze­buje pomocy, ale zaprze­czyła. W zamie­sza­niu unio­sła mu się koszula i zauwa­ży­łam, że na ple­cach, na wyso­ko­ści pasa, nosi samo­pow­ta­rzalny pisto­let SIG Sauer P320. Spraw­dził, czy jest zabez­pie­czony, wsko­czył na sio­dło i poje­cha­li­śmy dalej.

Pisa­nie książki o mrocz­nym świe­cie taj­nych akcji CIA wymaga przede wszyst­kim okre­śle­nia, komu można ufać, a potem – jak spraw­dzać wia­ry­god­ność tych opo­wie­ści. Tajne ope­ra­cje są, z natury, tak pla­no­wane i przy­go­to­wy­wane, aby były poza kon­trolą osób postron­nych. Więk­szość taj­nych ope­ra­cji na całym świe­cie, które opi­suję, prze­pro­wa­dzono tak, żeby można się ich było wia­ry­god­nie wyprzeć. A mimo to czter­dzie­ścioro dwoje męż­czyzn i kobiet mają­cych o tych wyda­rze­niach infor­ma­cje z pierw­szej ręki zgo­dziło się ze mną poroz­ma­wiać. Prze­pro­wa­dzi­łam rów­nież wywiady z dzie­siąt­kami osób, które ode­grały role pomoc­ni­cze.

Tak jak było z moimi czte­rema poprzed­nimi książ­kami non fic­tion, każdy z infor­ma­to­rów został mi pole­cony. By zwe­ry­fi­ko­wać fakty, prze­glą­da­łam akta doty­czące służby woj­sko­wej, wnio­ski odzna­cze­niowe, medale, pasz­porty (praw­dziwe i fał­szywe), doku­menty toż­sa­mo­ści, dzien­niki i dużo wię­cej. Jak spraw­dzać opo­wie­ści infor­ma­to­rów? CIA i jej part­ne­rzy z innych służb wywia­dow­czych strzegą swych tajem­nic za pomocą zło­żo­nej siatki słów kodo­wych, przy­kry­wek i kryp­to­ni­mów ope­ra­cyj­nych. Dzięki zapy­ta­niom w ramach Ustawy o dostę­pie do infor­ma­cji (Fre­edom of Infor­ma­tion Act, FOIA) i wcze­śniej­szym pra­com nad odtaj­nie­niem akt zyska­łam dostęp do tysięcy stron doku­men­tów CIA, depar­ta­men­tów obrony i stanu oraz innych rzą­do­wych agen­cji, prze­cho­wy­wa­nych w Natio­nal Archi­ves i innych miej­scach, które podaję w przy­pi­sach i biblio­gra­fii. Książka nie powsta­łaby też bez udziału innych dzien­ni­ka­rzy, naukow­ców i histo­ry­ków, któ­rych prace i notatki skru­pu­lat­nie cyto­wa­łam.

Osoby, które udzie­liły wywia­dów do tej książki, słu­żyły trzy­na­stu pre­zy­den­tom (sied­miu demo­kra­tom, sze­ściu repu­bli­ka­nom), od Fran­klina Roose­velta do Baracka Obamy. Są wśród nich dwaj żyjący ofi­ce­ro­wie Biura Służb Stra­te­gicz­nych (Office of Stra­te­gic Servi­ces, OSS); ośmioro funk­cjo­na­riu­szy CIA z Wyż­szej Służby Wywia­dow­czej (Senior Intel­li­gence Service, SIS), któ­rych ranga równa się pozy­cji amba­sa­dora w Depar­ta­men­cie Stanu lub gene­rała w Depar­ta­men­cie Obrony; jede­na­stu sze­fów pla­có­wek w pań­stwach na pię­ciu kon­ty­nen­tach; nie­zli­czeni sze­fo­wie baz, któ­rzy słu­żyli w wielu z naj­nie­bez­piecz­niej­szych miejsc na świe­cie, włącz­nie z Suda­nem, Jeme­nem, Ira­kiem i Afga­ni­sta­nem; dzie­więt­na­stu funk­cjo­na­riu­szy ope­ra­cyj­nych Sek­cji Lądo­wej Wydziału Ope­ra­cji Spe­cjal­nych (Spe­cial Acti­vi­ties Divi­sion, SAD) oraz praw­nik z CIA, który napi­sał nie­zli­czone tajne powia­do­mie­nia pre­zy­denc­kie, poczy­na­jąc od tych na temat irań­skiego kry­zysu z zakład­ni­kami, i nie­zwy­kle mi pomógł w wyja­śnia­niu pro­cesu decy­zyj­nego na szcze­blu Urzędu Wyko­naw­czego Pre­zy­denta. Każda ope­ra­cja opi­sana w tej książce, jak­kol­wiek szo­ku­jąca, była legalna. Inni infor­ma­to­rzy podzie­lili się ze mną opo­wie­ściami o tle wyda­rzeń, co pomo­gło mi zro­zu­mieć wypadki, ale nie przy­znali się do bez­po­śred­niego w nich udziału.PRO­LOG

Ktoś mógłby powie­dzieć, że jest to książka o zabój­stwach, ale tak naprawdę to histo­ria taj­nych ope­ra­cji, _ter­tia optio_, pre­zy­denc­kiej trze­ciej opcji, kiedy pierw­sza – dyplo­ma­cja – nie wystar­cza, a druga – wojna – może przy­nieść tra­giczne skutki¹. Wszyst­kie ope­ra­cje spe­cjalne są tajne, zapla­no­wane tak, by można im było wia­ry­god­nie zaprze­czyć; nie­kiedy nazywa się je asem w ręka­wie pre­zy­denta. Naj­skraj­niej­szą ich formą jest zabi­cie przy­wódcy lub wpły­wo­wej oso­bi­sto­ści i wła­śnie na takich przy­pad­kach się sku­piam w tej książce.

Pre­zy­dencka trze­cia opcja naro­dziła się w następ­stwie II wojny świa­to­wej, a jej twórcy liczyli, że pomoże unik­nąć trze­ciej. Z uwagi na etos walki nie­kon­wen­cjo­nal­nej funk­cjo­na­riu­sze i agenci CIA, któ­rzy prze­pro­wa­dzali tajne ope­ra­cje, byli pier­wot­nie nazy­wani pre­zy­denc­kim kor­pu­sem dzia­łań par­ty­zanc­kich.

Ta sama kon­struk­cja prawna, która pozwo­liła dorad­com do spraw bez­pie­czeń­stwa naro­do­wego pre­zy­den­tów Eisen­ho­wera i Ken­nedy’ego knuć zabi­cie zagra­nicz­nych przy­wód­ców, takich jak Fidel Castro, pozwo­liła rów­nież pre­zy­den­tom Bushowi i Oba­mie stwo­rzyć sys­tem, w któ­rym wpły­wowe oso­bi­sto­ści można umiesz­czać na liście ludzi do zabi­cia lub schwy­ta­nia. Prawo to wciąż obo­wią­zuje. „Zabój­stwo celo­wane” nie ogra­ni­cza się tylko do wyra­fi­no­wa­nych tech­nicz­nie ude­rzeń za pomocą dro­nów. Pre­zy­dencki kor­pus dzia­łań par­ty­zanc­kich zabija wro­gów oso­bi­ście, w razie potrzeby w walce wręcz. Takie śmier­cio­no­śne ope­ra­cje poza strefą wojny ma prawo pro­wa­dzić Wydział Ope­ra­cji Spe­cjal­nych CIA. Jedną z naj­groź­niej­szych jego czę­ści jest Sek­cja Lądowa.

Początki Wydziału Ope­ra­cji Spe­cjal­nych i jego Sek­cji Lądo­wej wiążą się z poprzed­ni­kiem CIA, wzo­ro­wa­nym na bry­tyj­skim Kie­row­nic­twie Ope­ra­cji Spe­cjal­nych (Spe­cial Ope­ra­tions Exe­cu­tive, SOE) Biu­rze Służb Stra­te­gicz­nych, a szcze­gól­nie z jego Oddzia­łem Ope­ra­cji Spe­cjal­nych. Zada­niem owego kor­pusu walki par­ty­zanc­kiej było zabi­ja­nie nazi­stów, a sze­rzej – sabo­to­wa­nie i oba­le­nie Trze­ciej Rze­szy. Dewiza tej jed­nostki, bio­rą­cej mię­dzy innymi udział w mię­dzyalianckiej ope­ra­cji „Jed­burgh”, brzmiała „Zaskocz, zabij, znik­nij”².

Osnową tej książki jest spo­strze­że­nie, że więk­szość ludzi uznaje zabój­stwo popeł­nione twa­rzą w twarz za odra­ża­jące, ale zabój­stwo w jakiś spo­sób zme­cha­ni­zo­wane jest dla nich do prze­łknię­cia.

Od pierw­szych dni Wydziału Ope­ra­cji Spe­cjal­nych (Spe­cial Ope­ra­tions Branch) OSS do obec­nej dzia­łal­no­ści Sek­cji Lądo­wej CIA naj­bar­dziej bez­względne i ryzy­kowne mor­der­cze ope­ra­cje zmie­niały się i ewo­lu­owały. Przez dzie­się­cio­le­cia zabi­cie przy­wódcy lub wpły­wo­wej osoby w ramach taj­nej ope­ra­cji było róż­nie nazy­wane przez tych, któ­rzy pla­no­wali i nad­zo­ro­wali taką akcję, ale ni­gdy zabój­stwem, ponie­waż zabój­stwo jest nie­le­galne³. Nato­miast zabi­cie przy­wódcy lub wpły­wo­wej osoby na roz­kaz pre­zy­denta jest legalne na mocy działu 50 Kodeksu Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

Doradcy pre­zy­denta Dwi­ghta Eisen­ho­wera oma­wiali „eli­mi­na­cję” zagra­nicz­nych przy­wód­ców i usta­no­wili Komi­sję Zmian Zdro­wot­nych (Health Alte­ra­tion Com­mit­tee), by „neu­tra­li­zo­wać” lub „uniesz­ko­dli­wiać” pew­nych ludzi. Posłu­gi­wali się eufe­mi­zmami i łami­głów­kami, by – jak odkrył póź­niej Kon­gres – w razie pro­ble­mów móc się wyłgać od odpo­wie­dzial­no­ści. Doradcy pre­zy­denta Johna F. Ken­nedy’ego sfor­ma­li­zo­wali zabi­ja­nie i nazwali je „akcją wyko­naw­czą” (_exe­cu­tive action_). Za pre­zy­denta Ronalda Reagana stało się ono „neu­tra­li­za­cją zapo­bie­gaw­czą” (_pre-emp­tive neu­tra­li­za­tion_) – eli­mi­na­cją ter­ro­ry­stów, zanim będą mieli oka­zję ude­rzyć ponow­nie⁴. Pod­czas kaden­cji pre­zy­denta Geo­rge’a W. Busha wyko­rzy­sty­wano ter­min „akcja bez­po­śred­nia ze skut­kiem śmier­tel­nym” (_lethal direct action_). W cza­sach pre­zy­denta Baracka Obamy zabi­ja­nie ter­ro­ry­stów stało się powszech­nie znane jako „zabój­stwo celo­wane” (_tar­ge­ted kil­ling_). Powstaje pyta­nie, jak zabi­cie jakiej­kol­wiek osoby wspiera cele poli­tyki zagra­nicz­nej Sta­nów Zjed­no­czo­nych?⁵ W tej książce zamie­rzam rzu­cić nieco świa­tła na to, jak i dla­czego pewni przy­wódcy i inne wpły­wowe osoby są brani na cel i zabi­jani.

W począt­kach taj­nych ope­ra­cji nie było nad­zoru; w poło­wie lat sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku, po tym, jak prze­słu­cha­nia przed komi­sją Chur­cha dopro­wa­dziły do powsta­nia raportu zaty­tu­ło­wa­nego „Domnie­mane zabój­cze spi­ski prze­ciwko przy­wód­com zagra­nicz­nym”, nad­zór prze­szedł w ręce Kon­gresu, który spra­wuje go do dziś⁶. Roz­ka­zom taj­nych ope­ra­cji spe­cjal­nych for­malny cha­rak­ter nadają praw­nicy z CIA w powia­do­mie­niach lub memo­ran­dach noty­fi­ka­cyj­nych, które pod­pi­suje pre­zy­dent⁷. W książce tej wypo­wiada się jeden z nich, John A. Rizzo, nie­gdyś naczelny praw­nik CIA, który słu­żył sied­miu pre­zy­den­tom i napi­sał mnó­stwo pre­zy­denc­kich powia­do­mień o ope­ra­cjach spe­cjal­nych, a także memo­ran­dum noty­fi­ka­cyjne z 17 wrze­śnia 2001 roku, które auto­ry­zo­wało akcję bez­po­śred­nią ze skut­kiem śmier­tel­nym prze­ciwko ter­ro­ry­stom i obo­wią­zuje do dziś.

Tajne akcje w cza­sie pokoju pro­wa­dzi CIA, ale pod­czas wojny zaj­muje się nimi wspól­nie z Depar­ta­men­tem Obrony. Osią tej książki jest Wil­liam D. Waugh, jeden z naj­star­szych funk­cjo­na­riu­szy ope­ra­cyj­nych z doświad­cze­niem w ope­ra­cjach spe­cjal­nych, wie­lo­krot­nie odzna­czany żoł­nierz „zie­lo­nych bere­tów”. Całe swe nie­zwy­kłe życie spę­dził on na dosko­na­le­niu sztuki ope­ra­cji spe­cjal­nych.

Ponie­waż zagra­niczne rządy, osoby nie­po­wią­zane z nimi i wolni strzelcy regu­lar­nie pró­bują zabić ame­ry­kań­skiego głów­no­do­wo­dzą­cego, ważne jest, by zro­zu­mieć, że drugą stroną ope­ra­cji spe­cjal­nych jest unie­moż­li­wia­nie zabójstw. O tym opo­wiada Lewis C. Mer­letti, dzie­więt­na­sty dyrek­tor Taj­nej Służby Sta­nów Zjed­no­czo­nych (US Secret Service) i eks­funk­cjo­na­riusz Zespołu Prze­ciw­dzia­ła­nia Zama­chom (Coun­ter Assault Team, CAT), para­mi­li­tar­nego oddziału Taj­nej Służby. Tak jak Waugh, Mer­letti wyspe­cja­li­zo­wał się w nie­kon­wen­cjo­nal­nych akcjach pod­czas służby w „zie­lo­nych bere­tach” w Wiet­na­mie.

O skry­to­bój­stwach zaczę­łam myśleć w 2009 roku, kiedy pra­co­wa­łam jako repor­terka dla „Los Ange­les Times Maga­zine”. W dro­dze powrot­nej z Bli­skiego Wschodu odwie­dził mnie w domu pewien infor­ma­tor. Zaj­mo­wał się prze­ciw­dzia­ła­niem ter­ro­ry­zmowi; tyle tylko mógł powie­dzieć o swo­jej pro­fe­sji. Zna­łam go jako eks­perta od prze­wozu broni; pra­wie zawsze podró­żo­wał ze skrzyn­kami uzbro­je­nia. A mimo to na pamiąt­ko­wym meda­lio­nie ze swo­jej ostat­niej podróży, który mi poka­zał, wid­niał napis: „Amba­sada Sta­nów Zjed­no­czo­nych, Kabul, Afga­ni­stan”. O ile było mi wia­dome, jego kom­pe­ten­cje zawo­dowe w żaden spo­sób nie wią­zały się z dyplo­ma­cją, ale oboje wie­dzie­li­śmy, że naj­le­piej nie drą­żyć tematu.

W tam­tym cza­sie moi dwaj syno­wie byli mali i nasz kali­for­nij­ski dom oraz podwórko zapeł­niały dzie­siątki żoł­nie­rzy­ków – od tych z cza­sów wojny o nie­pod­le­głość do cał­kiem współ­cze­snych. Na prośbę chłop­ców infor­ma­tor skru­pu­lat­nie iden­ty­fi­ko­wał spe­cy­ficzne uzbro­je­nie żoł­nie­rzy­ków: kon­fe­de­rac­kie kara­biny z bagne­tami, kara­biny M1 Garand, AK-47, M16. Póź­niej spy­tał, czy się zgo­dzę, żeby poka­zał chłop­com praw­dziwą broń, w celach edu­ka­cyj­nych. Był licen­cjo­no­wa­nym instruk­to­rem strze­lec­kim i dwa razy zabrał mnie na strzel­nicę. Nie mia­łam nic prze­ciw temu.

Obser­wo­wa­łam uważ­nie, jak poka­zy­wał moim dzie­ciom pisto­let i nie­wielki kara­bin snaj­per­ski, ale zwró­ci­łam też uwagę na jeden pokro­wiec, któ­rego nie otwie­rał. Póź­niej, wie­czo­rem, spy­ta­łam go na osob­no­ści, co jest w środku. Otwo­rzył go i poka­zał mi wielki ząb­ko­wany nóż.

– Do czego to służy? – spy­ta­łam, nie­mal natych­miast zda­jąc sobie sprawę, jak to nie­mą­drze zabrzmiało.

– Cza­sem trzeba coś zała­twić po cichu – odparł i zamknął pokro­wiec.

Żadne z nas nie powie­działo już ani słowa.

Wtedy zro­zu­mia­łam oczy­wi­stość: Stany Zjed­no­czone zabi­jają wro­gów nie tylko za pomocą tech­nicz­nie wyra­fi­no­wa­nych ude­rzeń dro­nów, ale także z bli­ska. Póź­niej od innego infor­ma­tora dowie­dzia­łam się, że mój gość pra­co­wał dla Sek­cji Lądo­wej Wydziału Ope­ra­cji Spe­cjal­nych CIA.

To spo­tka­nie głę­boko zapa­dło mi w pamięć, podob­nie jak kon­cep­cja zabójstw twa­rzą w twarz i moja reak­cja na nią. Mogłam sobie wyobra­zić, jak mój gość zabija bojow­nika Al-Kaidy z kara­binu snaj­per­skiego, ale myśl, że pod­rzyna komuś gar­dło albo wbija mu nóż mię­dzy żebra, kazała mi się zasta­no­wić. Dla­czego? Dla­czego to wszystko jest tajną ope­ra­cją spe­cjalną, zapla­no­waną tak, by pre­zy­dent mógł się jej wyprzeć, a opi­nia publiczna ni­gdy się o niej nie dowie­działa?

Mój infor­ma­tor ni­gdy nie opo­wia­dał o pracy na Bli­skim Wscho­dzie, ani przed poka­za­niem mi noża, ani póź­niej. Było jasne, że jego praca jest tajna. Utaj­nione pro­gramy mają złą sławę przed­się­wzięć obfi­tu­ją­cych w klę­ski i grube pomyłki. Zasta­na­wia­łam się, czy roz­sy­ła­nie para­mi­li­tar­nych funk­cjo­na­riu­szy i agen­tów po całym glo­bie, by doko­ny­wali zabójstw w ramach taj­nych ope­ra­cji spe­cjal­nych, to zazwy­czaj prze­pis na kata­strofę, czy raczej głów­nie pokaz siły.

Czy zabi­cie kogoś, kogo pre­zy­dent uznał za zagro­że­nie dla bez­pie­czeń­stwa naro­do­wego, jest słuszne czy błędne? Szla­chetne czy hań­biące? Zna­la­złam odpo­wie­dzi, pisząc tę książkę. Mam nadzieję, że czy­tel­nicy znajdą swoje.roz­dział pierw­szy

URZĄD DO SPRAW WOJNY NIE­DŻEN­TEL­MEŃ­SKIEJ

Była pierw­sza nie­dziela grud­nia 1941 roku. Chło­pak sprze­da­jący popcorn na sto­isku w Strand The­atre w tek­sa­skim mia­steczku Bastrop wła­śnie skoń­czył dwa­na­ście lat. Nazy­wał się Wil­liam Daw­son Waugh, ale wszy­scy nazy­wali go Billy.

Kilka minut po czter­na­stej do kina z ponu­rym wyra­zem twa­rzy wszedł sze­ryf Ed Car­tw­ri­ght. Kazał Billy’emu Wau­ghowi powie­dzieć ope­ra­to­rowi, żeby wyłą­czył pro­jek­tor i zapa­lił świa­tła. Waugh pobiegł na górę, ska­cząc po dwa stop­nie, i zro­bił, co mu pole­cono. Patrzył z kabiny pro­jek­cyj­nej, jak zapeł­nia­jący salę widzo­wie mrużą oczy i burzą się z powodu prze­rwa­nia seansu. Wtedy na pod­wyż­sze­nie wszedł Car­tw­ri­ght i zapa­dła cisza.

– Pro­szę o uwagę – powie­dział sze­ryf. – Japoń­czycy wła­śnie zaata­ko­wali Pearl Har­bor⁸.

Ame­ry­kań­ska Flota Pacy­fiku została znisz­czona i zgi­nęło tysiące Ame­ry­ka­nów. Sze­ryf oznaj­mił, że trudno prze­wi­dzieć, co się teraz wyda­rzy, ale wyklu­cze­nie moż­li­wo­ści kolej­nego ataku byłoby lek­ko­myślne. Car­tw­ri­ght pole­cił wszyst­kim iść do domu, zasło­nić okna czar­nym mate­ria­łem i słu­chać komu­ni­ka­tów radio­wych.

Billy Waugh został i patrzył, jak widzo­wie opusz­czają salę. Kiedy skoń­czył sprzą­tać, poszedł do domu, w któ­rym miesz­kał z matką, Lil­lian, nauczy­cielką na nie­pełny etat, i star­szą sio­strą Nancy. Następ­nego dnia Kon­gres wypo­wie­dział wojnę Japo­nii. Trzy dni póź­niej Adolf Hitler wypo­wie­dział wojnę Sta­nom Zjed­no­czo­nym, po czym Kon­gres wypo­wie­dział wojnę Niem­com i Wło­chom. Gdy Ame­ryka zna­la­zła się w sta­nie wojny z całym świa­tem, Billy Waugh przy­siągł sobie: Pew­nego dnia ja też pójdę na wojnę.

Dzień, w któ­rym Pearl Har­bor zostało nie­ocze­ki­wa­nie zbom­bar­do­wane, wrył mu się w pamięć. W tam­tym cza­sie, w 1941 roku, wie­dział o woj­nie wię­cej niż więk­szość dwu­na­sto­lat­ków. Chło­nął infor­ma­cje z kro­nik fil­mo­wych wyświe­tla­nych przed sean­sami w Strand The­atre. Kon­cep­cja wojny total­nej, osią­gnię­cie zwy­cię­stwa za wszelką cenę, była zadzi­wia­jąca i prze­ra­ża­jąca.

„Nie liczy się słusz­ność, lecz zwy­cię­stwo”, powie­dział Hitler gene­ra­łom. „Bądź­cie bez­li­to­śni! Bądź­cie bru­talni i nie miej­cie skru­pu­łów naj­lepsi osią­gają suk­ces siłą ”⁹.

Ze wszyst­kich tak­tyk i tech­nik uży­tych przez nazi­stów pod­czas inwa­zji na Europę Zachod­nią naj­więk­sze wra­że­nie na Bil­lym Wau­ghu zro­biła śmia­łość wojsk powietrz­no­de­san­to­wych (_Fallschirmjäger_). Kro­niki fil­mowe poka­zy­wały nazi­stow­skich spa­do­chro­nia­rzy wyska­ku­ją­cych z samo­lo­tów i lądu­ją­cych w stre­fie walk, by prze­pro­wa­dzić śmier­cio­no­śne ataki z zasko­cze­nia. Potem nastą­pił desant szy­bow­cowy na bel­gij­ski fort Eben-Emael, uzna­wany wów­czas za naj­trud­niej­szą do zdo­by­cia twier­dzę na świe­cie¹⁰. Szy­bowce z sie­dem­dzie­się­cioma ośmioma _Fallschirmjäger_ wypo­sa­żo­nymi w mio­ta­cze ognia i mate­riały wybu­chowe wylą­do­wały na dachu twier­dzy, cał­ko­wi­cie zaska­ku­jąc 650 obroń­ców – bel­gij­ska armia ni­gdy nie pod­nio­sła się po tej porażce. Mie­siąc po tym, jak nazi­ści zdo­byli Eben-Emael, ame­ry­kań­skie woj­ska lądowe zaczęły for­mo­wać w Fort Ben­ning w Geo­r­gii pierw­szą w dzie­jach Sta­nów Zjed­no­czo­nych dywi­zję powietrz­no­de­san­tową.

Billy Waugh poświę­cał każdą wolną chwilę mię­dzy szkołą a doryw­czą pracą w trzech miej­scach – jako gaze­ciarz, maga­zy­nier i sprze­dawca popcornu – na zbie­ra­nie infor­ma­cji o ame­ry­kań­skich spa­do­chro­nia­rzach. Dowie­dział się, że naj­waż­niej­szym ele­men­tem wypo­sa­że­nia nie­zbęd­nym do odda­nia dobrego skoku ze spa­do­chro­nem są buty, wyso­kie do pół łydki, z rze­mien­nymi sznu­ro­wa­dłami zaczy­na­ją­cymi się przy pal­cach stóp. Billy Waugh posta­no­wił sobie takie spra­wić. Jego ojciec alko­ho­lik zmarł na mar­skość wątroby, kiedy chło­piec miał dzie­sięć lat. Pie­nią­dze zaro­bione po szkole Billy odda­wał matce na utrzy­ma­nie rodziny. Teraz, mając kon­kretny cel, zaczął odkła­dać tro­chę drob­nia­ków z każ­dej wypłaty. Kiedy wresz­cie zaosz­czę­dził sie­dem dola­rów, poje­chał auto­sto­pem do odda­lo­nego o pięć­dzie­siąt kilo­me­trów Austin i kupił sobie parę butów spa­do­chro­niar­skich. Był wnie­bo­wzięty: zna­lazł się o krok bli­żej dnia, w któ­rym miał zostać ame­ry­kań­skim spa­do­chro­nia­rzem. Świat był w porządku.

Tym­cza­sem za Atlan­ty­kiem, w Euro­pie, sza­lała wojna. Był 27 maja 1942 roku i w cze­skich Hole­szo­wi­cach doszło do zama­chu na jadą­cego pan­cer­nym mer­ce­de­sem-ben­zem nazi­stow­skiego gene­rała. Obergruppenführer SS Rein­hard Hey­drich przy­po­mi­nał Janusa: przy­stojny nie­bie­sko­oki blon­dyn o skó­rze gład­kiej i jasnej jak u por­ce­la­no­wej lalki, a zara­zem potwór, okrutny i sady­styczny ponad wszelką miarę. Jego szef, Adolf Hitler, mawiał, że Hey­drich to czło­wiek o żela­znym sercu. W taj­nej jed­no­stce bry­tyj­skiego wywiadu zapa­dła decy­zja, że trzeba go zabić. Pla­no­wa­nej ope­ra­cji nadano kryp­to­nim „Anth­ro­poid”.

Na wzgó­rzu w pobliżu trasy prze­jazdu Hedy­ri­cha cze­kało w ukry­ciu dwóch wyszko­lo­nych zabój­ców. Jan Kubiš i Jozef Gabčík, cze­cho­sło­waccy dwu­dzie­sto­pa­ro­lat­ko­wie, nale­żeli do taj­nej bry­tyj­skiej jed­nostki koman­do­sów, która dzia­łała w ramach Secret Intel­li­gence Service, potocz­nie zwa­nej MI6. Tylko wąska grupa wie­działa, że te oddziały koman­do­sów sta­no­wią część pod­ziem­nej para­mi­li­tar­nej for­ma­cji kry­ją­cej się pod nie­wiele mówiącą nazwą Spe­cial Ope­ra­tions Exe­cu­tive (Kie­row­nic­two Ope­ra­cji Spe­cjal­nych). Kubiš i Gabčík zostali przy­dzie­leni do Sek­cji D SOE (D od _destruc­tion_, znisz­cze­nie), zaj­mu­ją­cej się sabo­ta­żem, któ­rej dzia­ła­nia opie­rały się na tak­tyce par­ty­zanc­kiej.

Ist­nie­nie SOE sta­no­wiło źró­dło wiel­kich kon­tro­wer­sji w bry­tyj­skim esta­bli­sh­men­cie woj­sko­wym. Więk­szość gene­ra­łów uwa­żała, że wojna winna być rycer­ska i hono­rowa. Że trzeba ją toczyć z posza­no­wa­niem prawa wojen­nego. Cho­ciaż nie udało się wska­zać żad­nego doku­mentu, który sta­no­wiłby pier­wotne źró­dło tego prawa, współ­cze­sne kodeksy postę­po­wa­nia wywo­dziły się z Kodeksu Lie­bera, zbioru 157 zasad spi­sa­nych przez pro­fe­sora Fran­cisa Lie­bera, praw­nika, pod­czas wojny sece­syj­nej. Opu­bli­ko­wane 24 kwiet­nia 1863 roku przez pre­zy­denta Abra­hama Lin­colna jako roz­kaz ogólny nr 100, zasady te posłu­żyły jako kodeks wojenny regu­lu­jący postę­po­wa­nie armii Unii, armii Kon­fe­de­ra­cji i armii euro­pej­skich¹¹. Reguły te roz­bu­do­wano póź­niej w kon­wen­cjach haskich z 1899 i 1907 roku. Punkt 148 Kodeksu Lie­bera kate­go­rycz­nie zabra­niał zabójstw. „Cywi­li­zo­wane narody patrzą z prze­ra­że­niem na pro­po­zy­cje nagród za zabój­stwo wro­gów i trak­tują to jako nawrót do bar­ba­rzyń­stwa”, napi­sał Lie­ber. Zbroj­nych bojow­ni­ków nazy­wał „pod­stęp­nymi” wro­gami i odma­wiał im ochrony praw wojen­nych¹².

Wojna, podob­nie jak sport, miała być roz­grywką dżen­tel­meń­ską. Zbrojne akcje na tyłach były nie­dżen­tel­meń­skie, ponie­waż pole­gały na takich pod­stęp­nych meto­dach jak sabo­taż i dywer­sja. Sabo­taż pod­czas II wojny świa­to­wej ozna­czał wysa­dza­nie pocią­gów, mostów i zakła­dów pro­duk­cyj­nych za liniami wroga – co z dużym praw­do­po­do­bień­stwem wią­zało się z ofia­rami wśród cywi­lów. Dywer­sja, czyli dzia­ła­nia osła­bia­jące siły oku­pa­cyjne, wyma­gała sto­so­wa­nia wielu brud­nych sztu­czek i wybie­gów, w tym zabójstw. Ale pre­mier Win­ston Chur­chill uwa­żał, że Sek­cja D SOE jest nie­zbędna, i oso­bi­ście zatwier­dzał każdą akcję taj­nej agen­cji. Ponie­waż wojnę nie­re­gu­larną w ogóle, a ope­ra­cje SOE szcze­gól­nie uzna­wano za nie­dżen­tel­meń­skie, SOE nazy­wano mini­ster­stwem Chur­chilla do spraw wojny nie­dżen­tel­meń­skiej.

Koman­do­sów, jak Kubiš i Gabčík, szko­lono w prze­ni­ka­niu na oku­po­wane przez wroga tery­to­rium, prze­pro­wa­dza­niu szyb­kich ata­ków i odwro­tów, a po wszyst­kim – zni­ka­niu. Krót­ko­fa­lo­wym celem SOE było wywo­ła­nie para­noi wśród nazi­stow­skich urzęd­ni­ków i ośmie­le­nie pod­ziem­nych orga­ni­za­cji. Celem dale­ko­sięż­nym – przy­go­to­wa­nie pola bitwy pod zbli­ża­jącą się inwa­zję alian­tów.

Oku­po­waną przez nazi­stów Cze­cho­sło­wa­cją zarzą­dzał Obergruppenführer SS Rein­hard Hey­drich. Był on rów­nież jed­nym z naj­po­tęż­niej­szych i naj­bar­dziej wpły­wo­wych gene­ra­łów w roz­bu­do­wa­nej nazi­stow­skiej machi­nie wojen­nej. Hey­drich pod­le­gał bez­po­śred­nio Hein­ri­chowi Him­m­le­rowi, ambit­nemu sady­stycz­nemu Reichsführerowi, któ­rego nik­czem­ność nie miała gra­nic. Hey­drich stwo­rzył i nad­zo­ro­wał Ein­sat­zgrup­pen, oddziały eks­ter­mi­na­cyjne, któ­rych 3 tysiące funk­cjo­na­riu­szy zamor­do­wało w cza­sie wojny ponad milion męż­czyzn, kobiet i dzieci. Był jed­nym z głów­nych archi­tek­tów „osta­tecz­nego roz­wią­za­nia” i oso­bi­ście ini­cjo­wał depor­ta­cje i masowe mordy euro­pej­skich Żydów. W 1942 roku zna­lazł się na szczy­cie listy celów SOE.

W SOE zama­chem na Hey­dri­cha kie­ro­wali dwaj ludzie, gene­rał sir Colin McVean Gub­bins, odzna­czony boha­ter I wojny świa­to­wej i szef ope­ra­cyjny SOE, oraz František Mora­vec, szef cze­skiego wywiadu woj­sko­wego, wów­czas na emi­gra­cji w Anglii¹³. Podob­nie jak więk­szość koman­do­sów SOE, Jan Kubiš i Jozef Gabčík zostali wybrani ze względu na swoją odwagę, spryt i goto­wość do bez­li­to­snego zabi­ja­nia¹⁴. „Cała sztuka wojny par­ty­zanc­kiej polega na tym, by ude­rzyć wroga tam, gdzie się tego naj­mniej spo­dziewa, a zara­zem jest naj­bar­dziej bez­bronny”, pouczał Gub­bins pod­wład­nych. „Zadać mak­sy­malne znisz­cze­nia w krót­kim cza­sie i zbiec”¹⁵.

SOE trak­to­wało zabój­stwo jako konieczny mroczny śro­dek, spo­sób na osła­bie­nie nie­na­ru­szal­nego pano­wa­nia nazi­stów. Udana ope­ra­cja wyma­gała od Gub­binsa i Mora­vca mie­sięcy pla­no­wa­nia, potem kolej­nych mie­sięcy inten­syw­nego szko­le­nia i przy­go­to­wy­wa­nia Kubiša i Gabčíka. Więk­szość tych dzia­łań odby­wała się w taj­nej szkoc­kiej sie­dzi­bie SOE o kryp­to­ni­mie Ośro­dek Szko­le­niowy STS 25. Tutaj zama­chowcy uczyli się tech­nik wojny par­ty­zanc­kiej, w tym walki wręcz, dosko­na­lili w sztuce strze­la­nia, dzia­ła­nia pod przy­kry­ciem i kamu­flażu oraz domo­wej pro­duk­cji bomb. Uczyli się czy­tać mapy i odszy­fro­wy­wać wia­do­mo­ści, a także jak bez­gło­śnie pode­rżnąć gar­dło war­tow­ni­kowi. Kiedy Kubiš i Gabčík dostali zie­lone świa­tło, odle­cieli pod osłoną nocy bom­bow­cem _Hali­fax_ z sied­mio­oso­bową bry­tyj­ską załogą i dwoma innymi gru­pami cze­skich koman­do­sów. Wysko­czyli ze spa­do­chro­nami za liniami wroga, nad wsią na wschód od Pragi. Gdy wylą­do­wali, nawią­zali kon­takt z bojow­ni­kami ruchu oporu, któ­rzy ukry­wali ich do czasu, kiedy byli gotowi do akcji. Moment ten nad­szedł 27 maja 1942 roku.

I tak w pra­skiej dziel­nicy Hole­szo­wice Kubiš i Gabčík leżeli ukryci w tra­wie. Na miej­sce przy­je­chali rowe­rami, które scho­wali w pobli­skiej kępie drzew. Obaj koman­dosi mieli w kie­szeni po pisto­le­cie. Gabčík uzbro­jony był ponadto w pisto­let maszy­nowy Sten, Kubiš nato­miast w zabój­czą broń: gra­nat prze­ciw­pan­cerny prze­ro­biony przez bry­tyj­skiego spe­cja­li­stę od mate­ria­łów wybu­cho­wych, Cecila Clarke’a. Gra­nat miał aż nadto mocy, żeby roze­rwać bla­chy mer­ce­desa Hey­dri­cha i zabić Niemca, ale był na tyle lekki, żeby Jan Kubiš mógł nim cel­nie rzu­cić¹⁶.

Ze wzgó­rza wysoko nad zabój­cami mignął sygnał pusz­czony luster­kiem. Ich cze­ski towa­rzysz broni, Josef Valčík, dostrzegł mer­ce­desa Hey­dri­cha. Za chwilę samo­chód miał się wyło­nić zza rogu i dotrzeć do miej­sca, w któ­rym ukry­wali się Kubiš i Gabčík. Plan został dro­bia­zgowo opra­co­wany. Ukształ­to­wa­nie terenu spra­wiało, że w poło­wie wzgó­rza droga ostro zakrę­cała, co ozna­czało, że kie­rowca Hey­dri­cha musiał bar­dzo zwol­nić. Kubiš i Gabčík zyski­wali wtedy pięć sekund, żeby zabić Obergruppenführera i uciec.

Gdy auto poko­ny­wało drogę na wzgó­rzu, zama­chowcy zorien­to­wali się, że dach mer­ce­desa 320 cabrio­let B jest otwarty. Oka­zja jakich mało, więc Gabčík wstał ze ste­nem w rękach i pod­biegł do naj­ostrzej­szego zakrętu¹⁷. Kiedy mer­ce­des przy­ha­mo­wał i bar­dzo zwol­nił, Gabčík zło­żył się do strzału i ścią­gnął spust. Broń jed­nak nie wypa­liła. Zaciął się zamek. Gabčík stał na środku drogi cał­ko­wi­cie odsło­nięty.

Auto zatrzy­mało się z piskiem opon. Kie­rowca i ochro­niarz Hey­dri­cha, mie­rzący ponad metr dzie­więć­dzie­siąt SS-Oberscharführer Johan­nes Klein, był pierw­szo­rzęd­nym szo­fe­rem prze­szko­lo­nym w tak­tyce pro­wa­dze­nia pojaz­dów woj­sko­wych. Gdyby Klein postą­pił zgod­nie z zasa­dami, przy­śpie­szyłby i odje­chał. Ale naj­wy­raź­niej Hey­drich kazał mu zatrzy­mać samo­chód. Obergruppenführer wycią­gnął z kabury lugera, wstał i zaczął strze­lać do sto­ją­cego przy kabrio­le­cie Gabčíka. Nie miał poję­cia, że tuż obok znaj­duje się drugi wyszko­lony zama­cho­wiec SOE.

Jan Kubiš wkro­czył do akcji. Zgod­nie z pla­nem wyuczo­nym pod­czas wie­lo­mie­sięcz­nego szko­le­nia SOE pod­biegł i rzu­cił gra­nat pod mer­ce­desa. W zamie­sza­niu jed­nak chy­bił. Ładu­nek wybuchł przy pra­wym tyl­nym kole, a eks­plo­zja wyrzu­ciła w powie­trze odłamki szkła i metalu, które raniły Rein­harda Hey­dri­cha. Nie­miec, nie­świa­domy, że jest ranny, wypełzł z auta i dalej strze­lał. Gabčík porzu­cił bez­u­ży­tecz­nego stena i odpo­wie­dział ogniem z pisto­letu. Wście­kły Hey­drich nie­zgrab­nie szedł w stronę nie­do­szłego zabójcy, który schro­nił się za słu­pem tele­fo­nicz­nym. Z opa­da­ją­cego po wybu­chu auta dymu wyło­nił się Kubiš, krwa­wiący z rany w gło­wie. Świa­dek opi­sy­wał, że krew spły­wała mu z czoła do oczu. Klein wysko­czył z samo­chodu i zaczął strze­lać do Kubiša. Jed­nak nie­praw­do­po­dob­nym zbie­giem oko­licz­no­ści broń ochro­nia­rza rów­nież się zacięła, co dało zama­chow­cowi czas na ucieczkę.

Gabčík został unie­ru­cho­miony za słu­pem i kon­ty­nu­ował wymianę ognia z Hey­dri­chem. Sku­piony na ostrze­li­wa­niu zama­chowca Obergruppenführer nagle jed­nak upadł na drogę. Odłamki gra­natu pocięły mu skórę i uszko­dziły narządy wewnętrzne. Wszech­władny współ­pra­cow­nik Adolfa Hitlera leżał na asfal­cie nie­zdolny do ruchu.

– Goń dra­nia! – krzyk­nął Hey­drich do Kle­ina i wska­zał bie­gną­cego Gabčíka.

Szo­fer ruszył za zama­chow­cami przez pole. Wiją­cego się z bólu prze­ło­żo­nego zosta­wił na dro­dze. Kubiš i Gabčík ucie­kli.

Hey­dri­cha prze­wie­ziono do pobli­skiego szpi­tala na Bulo­vce, gdzie zajęli się nim spro­wa­dzeni trzej naj­lepsi nazi­stow­scy leka­rze. The­odor Mor­rell, oso­bi­sty lekarz Hitlera, Karl Brandt, komi­sarz do spraw zdro­wia, i Karl Gebhardt, naczelny chi­rurg Waf­fen-SS, usta­lili, że Hey­drich ma roze­rwaną prze­ponę, a w ple­cach utkwiły mu odłamki gra­natu – te obra­że­nia nie zagra­żały życiu. Leka­rze jed­nak prze­oczyli, że ranę śle­dziony Hey­dri­cha zanie­czy­ściły drobne frag­menty koń­skiego wło­sia z obi­cia sie­dzeń mer­ce­desa¹⁸. Kilka dni póź­niej, 4 czerwca 1942 roku, czło­wiek o żela­znym sercu zmarł w wyniku sepsy, czyli zaka­że­nia krwi.

Na wia­do­mość o zama­chu Hitler wpadł we wście­kłość. Pry­wat­nie uwa­żał, że nie­fra­so­bliwy Rein­hard Hey­drich sam był sobie winien. „Ponie­waż oka­zja czyni nie tylko zło­dzieja, ale też zabójcę, a boha­ter­skie gesty w rodzaju jazdy otwar­tym nie­opan­ce­rzo­nym wozem lub wałę­sa­nie się uli­cami bez ochrony to cho­lerna głu­pota, która w żaden spo­sób nie przy­słu­żyła się ojczyź­nie”, powie­dział w dniu śmierci Hey­dricha. „To, że czło­wiek tak nie­za­stą­piony jak Hey­drich sam wysta­wiał się na nie­po­trzebne nie­bez­pie­czeń­stwo, mogę tylko potę­pić jako głu­pie i idio­tyczne”¹⁹. Publicz­nie Führer żądał odwetu. To, że zama­chow­com udało się zbiec i ukryć, było skan­da­liczną znie­wagą Trze­ciej Rze­szy. Na pogrze­bie Hey­dri­cha w Ber­li­nie Hitler roz­ka­zał swoim przed­sta­wi­cie­lom w Pra­dze dopaść zabój­ców, i nie tylko.

Repre­sje były bru­talne i masowe. „Bar­ba­rzyń­ski plan zakła­dał zastra­sze­nie Cze­chów przez kom­pletne znisz­cze­nie przy­pad­ko­wej wsi”, oświad­czył František Mora­vec, szef cze­skiego wywiadu woj­sko­wego i czło­wiek, który wyszko­lił zama­chow­ców. Gestapo oto­czyło Lidice, wieś poło­żoną na pół­nocny wschód od Pragi, wyła­pało 173 męż­czyzn i doko­nało ich egze­ku­cji na cen­tral­nym placu. Trzy setki kobiet i dzieci Niemcy wywieźli do obozu kon­cen­tra­cyj­nego w Ravensbrück, gdzie miały zgi­nąć. Zabu­do­wa­nia zostały spa­lone, a teren zrów­nany z zie­mią tak, by nie pozo­stał żaden ślad. „Nazi­ści prze­pro­wa­dzili tę ope­ra­cję z całą bez­względ­no­ścią – stop­niowo namie­rzyli i stra­cili każ­dego miesz­kańca, któ­rego przy­pad­kiem nie było we wsi w dniu znisz­cze­nia”, opo­wia­dał Mora­vec.

Za infor­ma­cję o miej­scu pobytu zama­chow­ców wyzna­czono nagrodę w wyso­ko­ści miliona reich­sma­rek. Kola­bo­rant Alois Kral wyja­wił, że Jan Kubiš i Jozef Gabčík ukry­wają się w pod­zie­miach soboru w Pra­dze. Niemcy przy­pu­ścili szturm na świą­ty­nię, a kiedy usta­lili, że Kubiš i Gabčík znaj­dują się w kryp­cie, zalali ją wodą. Kubiš pró­bo­wał się wydo­stać, ale został śmier­tel­nie postrze­lony. Gabčík, świa­domy, że za chwilę zgi­nie lub trafi w ręce wroga, połknął pigułkę cyjanku, w którą zaopa­trzyło go SOE. Ciała obu zama­chow­ców wydo­byto i pocho­wano w maso­wym gro­bie.

Repre­sje nie ogra­ni­czyły się do Lidic. Pięć dni póź­niej nazi­ści zrów­nali z zie­mią wieś Ležaky, gdy odkryli, że ktoś nawią­zał z niej łącz­ność radiową z Bry­tyj­czy­kami. Zgi­nęli wszy­scy – trzy­dzie­stu trzech miesz­kań­ców z dziećmi. W następ­nym tygo­dniu zostało stra­co­nych 115 osób oskar­żo­nych o przy­na­leż­ność do cze­skiego ruchu oporu. Następca Hey­dri­cha, Oberstgruppenführer SS Kurt Dalu­ege, szczy­cił się tym, że w odwe­cie za zabój­stwo Rein­harda Hey­dri­cha zgi­nęło 1331 oby­wa­teli cze­skich i eks­ter­mi­no­wano 3 tysiące Żydów. Czy było warto? 5 tysięcy Cze­chów „zapła­ciło życiem za śmierć jed­nego nazi­stow­skiego fana­tyka”, ubo­le­wał po woj­nie Mora­vec²⁰.

W 1945 roku, po kapi­tu­la­cji Nie­miec, Mora­vec wró­cił do Pragi i roz­ma­wiał z Alo­isem Kra­lem, uwię­zio­nym i ocze­ku­ją­cym na pro­ces za kola­bo­ra­cję z nazi­stami²¹.

– Witaj, bra­cie – Kral sar­ka­stycz­nie przy­wi­tał Mora­vca.

– Bra­cie? – spy­tał zdu­miony Mora­vec.

– Zabi­łem dwóch Cze­chów. Ty zabi­łeś 5 tysięcy. Któ­remu z nas należy się stry­czek? – spy­tał Kral.

Na szu­bie­nicę tra­fił Kral. Gene­rał Mora­vec przy­glą­dał się egze­ku­cji. W owym cza­sie Cze­cho­sło­wa­cja stała się czę­ścią bloku wchod­niego. Po egze­ku­cji Mora­vec zatrzy­mał się, by zadać pyta­nie komu­ni­stycz­nemu funk­cjo­na­riu­szowi zazna­jo­mio­nemu ze sprawą Hey­dri­cha.

– Czy mógłby mi pan powie­dzieć, gdzie zostali pocho­wani Kubiš i Gabčík? – spy­tał Mora­vec.

– Ni­gdzie – padła szorstka odpo­wiedź. – Nie mają gro­bów. Wy, pachołki Bry­tyj­czy­ków, nie będzie­cie mieli pre­tek­stu, żeby wysta­wić pomnik i zawie­sić wie­niec. Cze­skimi boha­te­rami są komu­ni­ści”²².

I tak to jest z woj­nami. Jedna strona wygrywa, druga prze­grywa. Część wraca do domu. Część ginie. Wyzwo­leni spod nazi­stow­skiego pano­wa­nia Czesi zna­leźli się pod wła­dzą komu­ni­stów, posłusz­nych innemu tyra­nowi, Józe­fowi Sta­li­nowi.

Po raz drugi w ciągu dzie­się­ciu lat František Mora­vec uciekł z kraju, tym razem do Ame­ryki. Tam były szef cze­skiego wywiadu woj­sko­wego dostał sta­no­wi­sko doradcy w Depar­ta­men­cie Obrony, gdzie pra­co­wał aż do 1966 roku, kiedy to doznał zawału. Zmarł na par­kingu przed Pen­ta­go­nem na przed­nim sie­dze­niu swo­jego samo­chodu.

Zda­niem SOE zabój­stwo Rein­harda Hey­dri­cha było konieczne i uza­sad­nione. Spek­ta­ku­larny zamach na wysoko posta­wio­nego gene­rała SS zro­bił wyrwę w pan­ce­rzu nazi­stow­skiej machiny wojen­nej. Spra­wił, że naród cze­ski zaczął uwa­żać silne za słabe. Wła­dzom Trze­ciej Rze­szy ta sta­ran­nie zapla­no­wana ope­ra­cja dała powód do nasi­le­nia obaw i para­noi. Kiedy z ope­ra­cją „Anth­ro­poid” zapo­znano Win­stona Chur­chilla, pre­mier ją zaapro­bo­wał. Gdy pre­zy­dent Fran­klin Roose­velt zapy­tał, czy Bry­tyj­czycy maczali palce w zabój­stwie Hey­dri­cha, Chur­chill podobno puścił do niego oko.

W Waszyng­to­nie eme­ry­to­wany gene­rał z okresu I wojny świa­to­wej, odzna­czony Meda­lem Honoru Wil­liam J. Dono­van, latami pró­bo­wał prze­ko­nać pre­zy­denta Roose­velta do sfor­mo­wa­nia pro­wa­dzą­cej walkę meto­dami nie­kon­wen­cjo­nal­nymi służby na wzór SOE. Dwa tygo­dnie po zabój­stwie Rein­harda Hey­dri­cha speł­niło się pra­gnie­nie Dono­vana. Na mocy dekretu pre­zy­denc­kiego numer 9182 powstało Biuro Służb Stra­te­gicz­nych, w owym cza­sie trzy­mane w ogrom­nej tajem­nicy, a obec­nie znane jako słynny poprzed­nik CIA z czasu wojny²³. Pod­le­ga­jące Kole­gium Sze­fów Szta­bów (Joint Chiefs of Staff) OSS współ­pra­co­wało z SOE. Wil­liam J. Dono­van został dyrek­to­rem i w kilka dni od powo­ła­nia rekru­ta­cja do OSS ruszyła pełną parą²⁴.

Czter­dzie­sto­letni ofi­cer wojsk lądo­wych Aaron Bank sie­dział w Fort Polk w Luizja­nie znie­cier­pli­wiony i znu­dzony. Minęło sie­dem­na­ście mie­sięcy od pod­stęp­nego ataku na Pearl Har­bor i tyleż czasu od momentu, kiedy Bank wystą­pił o przy­dział. Palił się do walki, ale zda­niem armii był za stary. Dla­tego przy­dzie­lono go do bata­lionu kole­jo­wego, by nad­zo­ro­wał ukła­da­nie przez żoł­nie­rzy torów mię­dzy Fort Polk a odda­lo­nym o osiem­dzie­siąt kilo­me­trów Camp Cla­iborne. „Byłem w fatal­nym nastroju, wyko­nu­jąc to nie­wdzięczne zada­nie”, powie­dział przy­ja­cie­lowi.

Pew­nego dnia wio­sną 1943 roku Bank, prze­cho­dząc obok namiotu kan­ce­la­rii dowódz­twa, zauwa­żył na tablicy ogło­sze­nie. Armia szu­kała ochot­ni­ków. „Praw­do­po­do­bień­stwo nie­bez­piecz­nej misji gwa­ran­to­wane”, prze­czy­tał²⁵. Jedy­nym wymo­giem była zna­jo­mość fran­cu­skiego lub innego języka euro­pej­skiego, ale ochot­nicy musieli przejść szko­le­nie spa­do­chro­niar­skie.

„Serce zabiło mi szyb­ciej”, wspo­mi­nał póź­niej Bank, „i zaświ­tał cień nadziei”. Wła­da­jący płyn­nie fran­cu­skim i gotowy na wyska­ki­wa­nie z samo­lo­tów Bank się zgło­sił. Kilka dni póź­niej dostał roz­kazy. Miał się zamel­do­wać po cywil­nemu w budynku Q sta­rego kom­pleksu obser­wa­to­rium astro­no­micz­nego mary­narki wojen­nej w Waszyng­to­nie. Aaron Bank jesz­cze o tym nie wie­dział, ale wła­śnie dostał przy­dział do OSS, do wydziału taj­nych ope­ra­cji, ame­ry­kań­skiego odpo­wied­nika Sek­cji D SOE. Zada­niem wydziału taj­nych ope­ra­cji było pro­wa­dze­nie „fizycz­nej dywer­sji na tery­to­rium wroga” w trzech odręb­nych fazach: infil­tra­cja, przy­go­to­wa­nie pola bitwy oraz sabo­taż i dywer­sja. Bank tra­fił do fran­cu­skiej grupy ope­ra­cyj­nej, która miała prze­pro­wa­dzić ope­ra­cję „Jed­burgh”.

Pierw­sze szko­le­nie prze­szedł w taj­nej sie­dzi­bie w Prince Wil­liam Forest Park w Wir­gi­nii (kryp­to­nim „Area B”). Ochot­nicy zapo­znali się tam z akcjami, które mieli prze­pro­wa­dzać²⁶. „Zabi­jasz lub bie­rzesz do nie­woli albo sam zosta­niesz zabity lub wzięty do nie­woli”, usły­szeli uczest­nicy ope­ra­cji „Jed­burgh”, a zna­cze­nie tej instruk­cji pod­kre­ślił nóż sztur­mowy Fair­ba­irna-Sykesa, w który OSS uzbra­jała swo­ich ludzi²⁷. Cha­rak­te­ry­styczna broń z obo­sieczną głow­nią, przy­po­mi­na­jąca szty­let i tak nazy­wana, została zapro­jek­to­wana do ataku z zasko­cze­nia i zabi­ja­nia. Flo­re­towa ręko­jeść i smu­kła klinga uła­twiały wnik­nię­cie w klatkę pier­siową. Sztuki naj­lep­szego wyko­rzy­sta­nia legen­dar­nego dziś noża Fair­ba­irna-Sykesa uczył grupę szy­ko­waną do ope­ra­cji „Jed­burgh” pod­puł­kow­nik Wil­liam E. Fair­ba­irn, jeden z jego pro­jek­tan­tów. „W walce wręcz nie ma bar­dziej śmier­cio­no­śnej broni od noża. Nie­uzbro­jony czło­wiek nie ma szans się przed nią obro­nić”, wyja­śniał. Młody rekrut Richard Helms, póź­niej­szy ósmy dyrek­tor CIA, tak mówił o tym szko­le­niu: „Po pięt­na­stu sekun­dach zda­łem sobie sprawę, że moim geni­ta­liom stale grozi nie­bez­pie­czeń­stwo”²⁸.

Oprócz walki nożem kur­sanci uczyli się strze­lać z pisto­letu i rzu­cać gra­naty, dowia­dy­wali się, jak wbić prze­ciw­ni­kowi ołó­wek w gar­dło i udu­sić go struną for­te­pia­nową²⁹. Na szko­le­niu z ucieczki z terenu wroga ćwi­czyli wspi­na­nie po linie, uczyli się czy­tać mapy, for­so­wać rwące rzeki i wspi­nać na urwi­ska. Pozna­wali taj­niki budowy ładun­ków zdol­nych wysa­dzić mosty, śluzy i fabryki. Ucząc się prze­ni­kać na tery­to­rium wroga chro­nione minami lądo­wymi, tre­no­wali na torze prze­szkód usia­nym małymi ładun­kami wybu­cho­wymi, tak zwa­nej Ścieżce Demolce. Instruk­to­rzy kazali kur­san­tom trzy­mać głowę opusz­czoną i nisko się schy­lać. Odno­to­wano tylko jeden uraz – młody ofi­cer doznał zła­ma­nia szczęki i stra­cił kilka zębów pod­czas małej eks­plo­zji. Ten ranny koman­dos, Wil­liam J. Casey, został za pre­zy­den­tury Ronalda Reagana szes­na­stym dyrek­to­rem CIA.

OSS szko­liło agen­tów w spo­so­bie myśle­nia cał­ko­wi­cie sprzecz­nym z ówcze­sną dok­tryną armii ame­ry­kań­skiej. Kon­wen­cjo­nalna sztuka wojenna opie­rała się na fron­tal­nym natar­ciu na główne punkty oporu wroga. Na monu­men­tal­nych bitwach pan­cer­nych wspie­ra­nych z powie­trza i sztur­mie sił lądo­wych. Wojna par­ty­zancka – nazy­wana też nie­kon­wen­cjo­nalną lub nie­re­gu­larną – sta­no­wiła ich prze­ci­wień­stwo. Żoł­nie­rze pie­choty musieli ści­śle trzy­mać się roz­ka­zów w ramach łań­cu­cha dowo­dze­nia, „jed­bur­czycy” uczyli się nato­miast samo­dziel­no­ści³⁰. Mieli prze­cież wyko­ny­wać, czę­sto w poje­dynkę, tajne zada­nia wyma­ga­jące impro­wi­za­cji. Szef OSS, Wil­liam Dono­van, wie­rzył w koniecz­ność dzia­łań par­ty­zanc­kich, a swoją opi­nię przed­sta­wił pre­zy­den­towi Roose­vel­towi w liście, który znaj­duje się w Natio­nal Archi­ves. „Z moich obser­wa­cji wynika, że im dosko­nal­sze stają się machiny wojenne, tym bar­dziej w nowo­cze­snej sztuce walki potrzeba ludzi zdol­nych łączyć wykal­ku­lo­wane ryzyko z trzy­maną w ryzach odwagą, wyszko­lo­nych do agre­syw­nych akcji”, twier­dził Dono­van. „Ozna­cza to powrót do sta­rej tra­dy­cji szpe­ra­czy, har­cow­ni­ków i kon­nych zwia­dow­ców”, pod­kre­ślił w uwa­gach do nie­kon­wen­cjo­nal­nych tak­tyk woj­sko­wych pod­czas ame­ry­kań­skiej wojny o nie­pod­le­głość³¹.

Aby zro­zu­mieć i zaak­cep­to­wać par­ty­zanc­kie metody dzia­ła­nia OSS, nale­żało odrzu­cić przy­jęte z góry poglądy na temat honoru, rycer­sko­ści i zasad _fair play_ jako spo­sobu na pro­wa­dze­nie wojny. „Chcę zaszcze­pić wam w gło­wach naj­brud­niej­sze, naj­krwaw­sze pomy­sły, jakie może­cie sobie wyobra­zić, na uni­ce­stwia­nie ist­nień ludz­kich”, tłu­ma­czył „jed­bur­czy­kom” zało­ży­ciel SOE, gene­rał Gub­bins. „Spo­sób walki, jaki zamie­rzam wam poka­zać, nie jest spor­tem. Za każ­dym razem jest to walka na śmierć i życie³².

Po sze­ściu tygo­dniach Aaron Bank i pięć­dzie­się­ciu pię­ciu Ame­ry­ka­nów z grupy szy­ko­wa­nej do ope­ra­cji „Jed­burgh” zostali wysłani do Anglii na bar­dziej zaawan­so­wane szko­le­nie, tym razem z bry­tyj­skimi, fran­cu­skimi i bel­gij­skimi kole­gami³³. Na szkoc­kim wybrzeżu nad zatoczką Loch nan Ceall w wik­to­riań­skiej rezy­den­cji Ari­saig House grupa ćwi­czyła dzia­ła­nie pod ogromną pre­sją, umie­jęt­ność czu­wa­nia przez wiele dni, poko­ny­wa­nie pie­szo stu kil­ku­dzie­się­ciu kilo­me­trów, szturm na budy­nek, opa­no­wa­nie małego mia­sta. Wresz­cie na jed­nym z koń­co­wych eta­pów szko­le­nia wie­lo­na­ro­dowe dru­żyny wysłano do Mil­ton Hall w Cam­brid­ge­shire. Tę jedną z naj­więk­szych pry­wat­nych posia­dło­ści w Anglii oddali dla sprawy lord i lady Fit­zwil­liam. Na ścia­nach wisiały tu olejne por­trety przod­ków Fit­zwil­liamów od 1594 roku. W roz­le­głych ogro­dach poni­żej rezy­den­cji człon­ko­wie grupy ćwi­czyli walkę wręcz. W prze­ro­bio­nych obo­rach uczyli się odszy­fro­wy­wać wia­do­mo­ści, uda­wać głu­chotę, posłu­gi­wać języ­kiem migo­wym i nada­wać komu­ni­katy alfa­be­tem Morse’a. W ogrom­nej biblio­tece oglą­dali nazi­stow­skie filmy pro­pa­gan­dowe, żeby się przyj­rzeć, jak się poru­szają, mówią i ubie­rają ich wro­go­wie. Mil­ton Hall słu­żyło jako coś w rodzaju pen­sji dla koman­do­sów, jeden z ostat­nich przy­stan­ków przed wyru­sze­niem na nie­bez­pieczne akcje, któ­rych wielu miało nie prze­żyć. Jan Kubiš i Jozef Gabčík szko­lili się w Mil­ton Hall krótko przed wylo­tem na misję, któ­rej celem było zabój­stwo Hey­dri­cha.

Ostat­nim eta­pem szko­le­nia „jed­bur­czy­ków” była nauka spa­do­chro­no­wych tech­nik infil­tra­cji, która odby­wała się w Altrin­cham w Man­che­ste­rze, w ośrodku o kryp­to­ni­mie STS 51³⁴. Trzy­dniowy kurs obej­mo­wał trzy skoki ze spa­do­chro­nem. Pierw­szy przy świe­tle dzien­nym z balonu zapo­ro­wego znaj­du­ją­cego się 200 metrów nad zie­mią. Drugi z samo­lotu z około 150 metrów. Trzeci słu­żył jako próba gene­ralna przed zrzu­tem za linie wroga. W środku nocy koman­dosi wyska­ki­wali z samo­lotu lecą­cego na wyso­ko­ści 450 metrów³⁵.

5 czerwca 1944 roku, w przed­dzień inwa­zji w Nor­man­dii, pierw­sza dru­żyna o kryp­to­ni­mie „Team Hugh” sko­czyła ze spa­do­chro­nami na tery­to­rium oku­po­wa­nej przez nazi­stów Fran­cji z zada­niem od pre­miera Win­stona Chur­chilla: „Pod­pal­cie Europę”³⁶. Ich śla­dem ruszyły dzie­więć­dzie­siąt dwie dru­żyny „jed­bur­czy­ków”, w tym jedna pod dowódz­twem Aarona Banka, który wów­czas awan­so­wał na szefa ope­ra­cji par­ty­zanc­kich we Fran­cji. Zada­niem tych dru­żyn było wysa­dza­nie infra­struk­tury, zabi­ja­nie nazi­stów i zni­ka­nie bez śladu. Tak powstała ofi­cjalna dewiza „jed­bur­czy­ków”: „Zaskocz, zabij, znik­nij”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: