Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zawsze razem. Tom I - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zawsze razem. Tom I - ebook

Gabrysia ostatnie pięć lat spędziła w prywatnym ośrodku, gdzie odcięta od świata bezskutecznie próbowała otrząsnąć się po traumatycznym przeżyciu, jakie ją spotkało, gdy była nastolatką. Rodzice postanawiają wysłać ją do Jacksonville na Florydzie ‒ brata jej matki ‒ licząc na to, że nowe miejsce pozwoli córce wrócić do normalności. Choć Gabrysia wciąż cierpi na ataki paniki, a wspomnienia z przeszłości dręczą ją na każdym kroku, pod opieką wuja zaczyna otwierać się na świat. Rozpoczyna pracę w kawiarni, zawiera przyjaźnie i każdego dnia na plaży spotyka jego ‒ tajemniczego mężczyznę w kapturze z wytatuowanym na ramieniu aniołem. Czy ktoś, kogo również prześladują demony przeszłości, może okazać się lekiem na całe zło? Jak zapomnieć o piekle, jeśli pośrodku niego był raj?

Ilona Giemza ‒ urodziła się 21.01.1987. Absolwentka Toruńskiej Szkoły Wyższej na kierunku stosunki międzynarodowe. Miłośniczka zwierząt, książek i dobrej muzyki. Od najmłodszych lat marzyła, by zostać powieściopisarką, i wiedziała, że kiedyś to marzenie się spełni. Obecnie pracuje jako office manager i wiedzie szczęśliwe życie na angielskiej wsi u boku ukochanego mężczyzny.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-954070-0-0
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, pozwalając, by mroźne, słone powietrze dostało się do moich płuc. Dawniej szum fal zawsze działał na mnie kojąco i uspokajał mnie, ale tego dnia nawet to nie było w stanie mi pomóc. Wokół nas nie było żywej duszy. Powoli zaczęła otulać nas szarość.

– Musimy wracać, Gabrysiu.

Obawiałam się, że za chwilę to powie. Od dłuższego czasu czułam jego zniecierpliwienie i nie chciałam już tego przeciągać. I tak byłam mu wdzięczna, że przywiózł mnie tu choć na chwilę. Wstałam powoli i ostatni raz popatrzyłam na Bałtyk. Na ponurym niebie snuły się ciężkie, deszczowe chmury, a morze jeszcze nigdy nie wyglądało tak dramatycznie. Chciałam się w nim zanurzyć i odpłynąć razem z falami.

Jego telefon zadzwonił po raz kolejny. Adam popatrzył na wyświetlacz, a potem nerwowo schował aparat do kieszeni.

– Chodźmy. Niedługo będziesz miała to na co dzień.

Wracaliśmy w milczeniu. Adam nie należał do małomównych, ale i on nie był w nastroju do rozmowy. Wiedziałam, że po powrocie do ośrodka czekają go problemy i nieprzyjemna rozmowa z doktorem Dębskim. On też to wiedział i myślami już tam był. Gdy po ponad trzech godzinach dojechaliśmy na miejsce, była już noc. Poszłam prosto do swojego pokoju. Zastrzyk przeciwbólowy, który dostałam na pogotowiu, przestał działać trochę za wcześnie. Ból głowy, w szczególności skroni, nie pozwolił mi zasnąć tej nocy.

– Jak się czujesz, Gabrysiu? Jak twoja skroń? – spytał doktor Dębski, gdy następnego ranka poszłam do niego na codzienną wizytę.

Zmrużył oczy i przyjrzał się uważnie mojej twarzy. Nie lubiłam, gdy tak na mnie patrzył. Jakby próbował otworzyć moją głowę i zajrzeć do myśli. Podeszłam do okna i usiadłam na niskim parapecie. Na zewnątrz szalał porywisty wiatr, uginając nagie jeszcze konary drzew. Wysoko na niebie kłębiaste chmury pędziły na północ, odsłaniając chwilami mgliste słońce. Co chwila padał deszcz. Była niemal połowa kwietnia, a wiosna przychodziła ospale.

– Czy moja mama przyjedzie? – spytałam, ignorując pytanie.

To z nią chciałam rozmawiać. Od niej usłyszeć wyjaśnienia.

– Tak. Jest już w drodze. Bardzo się zmartwiła.

– Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć?

Doktor milczał przez chwilę. Znów czułam na sobie jego wzrok.

– Lepiej, jeśli porozmawiasz o tym z rodzicami. Nie wiem, co mógłbym ci powiedzieć. Mnie ta decyzja również zaskoczyła.

– To pomysł mojego ojca, prawda? To chyba może mi doktor powiedzieć?

To musiał być on. Mama nigdy nie zgodziłaby się, abym tam pojechała. Nawet nie przyszłoby jej to do głowy. To zabawne jak dwoje bliskich sobie ludzi nagle staje się sobie tak obcy, że nawet przebywanie w tym samym pokoju boli. Oderwałam wzrok od okna i popatrzyłam na niego. Na jego twarzy malowało się zakłopotanie.

– Rodzice z pewnością wszystko ci wyjaśnią – powiedział wymijająco, a potem zmienił temat. – Wczoraj byłem o krok od dyscyplinarnego zwolnienia naszego stażysty. Wasza wycieczka nad morze była bardzo nieodpowiedzialna. Takie wyskoki są tu nie do zaakceptowania.

– To ja poprosiłam Adama – skłamałam, licząc, że to w jakiś sposób pomoże Adamowi.

– Mimo wszystko nie miał prawa wywozić cię bez mojej zgody i bez wiedzy twoich rodziców gdziekolwiek.

– Jestem pełnoletnia. A poza tym czy jestem tu więźniem?

– Obowiązują tu pewne reguły. Tu nie można sobie przychodzić i wychodzić, kiedy się chce. To nie hotel. Pan Adam miał zawieźć cię tylko na pogotowie.

– Byliśmy na pogotowiu.

– A potem zamiast wrócić, znaleźliście się trzysta kilometrów dalej.

Adam wiedział, jak bardzo kochałam plaże, fale, zapach słonej wody. Przypominały mi o czasach, kiedy wszystko było prostsze. Dawno temu zapytał mnie, czy jest jakiś moment mojego życia, do którego chciałabym wrócić. Odpowiedziałam, że lato 2006 roku. Malediwy. Moje ostatnie beztroskie i szczęśliwe wakacje z rodzicami. Między mną a Adamem nawiązała się nić porozumienia, ale nie kryło się za tym nic głębszego.

Ośrodek mieścił się w bardzo cichym i odludnym miejscu. Sam dojazd do najbliższego miasta zajmował pół godziny. Wysoki mur ciągnął się wokół ośrodka, obejmując dość spory park. Wieczorami oświetlały go latarnie, a wzdłuż ścieżek wbito małe lampy solarne, tworzące w letnie wieczory przyjemny klimat. Mieszkańcy ośrodka przechadzali się, siadywali na ławkach, rozmawiali. Leczyli rany. A ja patrzyłam na wszystko z okna na korytarzu.

– Może jednak chcesz wyjść? – proponowały opiekunki, ale nie odpowiadałam. Z czasem przestały pytać i zawracać sobie głowę jakąkolwiek rozmową ze mną. A potem pojawił się Adam. Nasza znajomość na początku nie należała do najlepszych. Drażnił mnie jego optymizm i chęć ratowania złamanych dusz. Z czasem zaczęliśmy rozmawiać na jakieś mało istotne tematy. Zadawał drobne pytania, a ja wygrzebywałam z dalekiej przeszłości odpowiedź. Zdałam sobie sprawę, że te wszystkie mało istotne tematy miały ogromne znaczenie, bo przywoływały miłe wspomnienia.

– Naprawdę jest mi przykro, że ta wiadomość spadła na ciebie tak nagle, ale przecież liczyłaś się z tym, że w końcu nadejdzie dzień, w którym opuścisz ośrodek. Nikt nie zostaje tu na zawsze. Nawet ja kiedyś będę musiał odejść.

Prawdę mówiąc nie liczyłam się z tym. Nie myślałam o tym. Czas płynął. Mijały miesiące, lata. Im dłużej tu byłam, tym bardziej wsiąkałam w to miejsce i, nie wiedząc dlaczego, ani przez chwilę nie pomyślałam, że mogłabym opuścić mury ośrodka.

Gdy wczorajszego poranka doktor przez roztargnienie wspomniał o Jacksonville, dostałam ataku paniki.

– Jacksonville na pewno ci się spodoba ‒ powiedział.

Popatrzyłam na niego zaskoczona, a na jego twarzy natychmiast pojawiło się zakłopotanie, bo zrozumiał, że ja o niczym jeszcze nie wiedziałam. W Jacksonville mieszkał brat mojej mamy i to, że doktor powiedział tę nazwę, nie mogło być przypadkiem. To właśnie do niego miałam jechać. Do człowieka, którego nie znałam ani ze zdjęć, bo mama pozbyła się wszystkich, ani z opowieści, bo nie chciała o nim rozmawiać. Zerwali ze sobą kontakt tuż po śmierci babci, gdy miałam zaledwie rok.

Ataki paniki przez ostatnie dwa lata mniej mi dokuczały. Zwykle objawiały się dusznością i zawrotami głowy, problemami z oddychaniem. I tym razem było podobnie. Poczułam, że wciąga mnie otchłań. Straciłam równowagę i upadłam, uderzając twarzą o biurko. Konieczna była wizyta na pogotowiu, gdzie zawiózł mnie Adam. A potem, chcąc poprawić mi humor, zabrał mnie nad morze.

Mama zjawiła się chwilę po tym, gdy po wizycie u doktora Dębskiego wróciłam do swojego pokoju. Weszła ostrożnie, nie wiedząc, czego się spodziewać. Z przerażeniem przesłoniła ręką usta.

– Matko święta, Gabrysiu... – szepnęła delikatnie, muskając palcami opatrunek na skroni.

Upadając, nie tylko rozcięłam skroń, ale również nabiłam sobie siniaka na policzku i dosyć mocno rozcięłam wargę, cudem nie wybijając zębów.

– To nic, mamo. Zagoi się.

Gdy już dokładnie mnie obejrzała, usiadła obok i popatrzyła na swoje dłonie.

– Doktor powiedział, że już wiesz. Nie chciałam, abyś dowiedziała się w taki sposób. Przepraszam.

– Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś? Przecież musieliście planować to od dawna! Nie podejmuje się takich decyzji z dnia na dzień.

Unikała mojego wzroku. Zawsze tak robiła, gdy nie chciała być ze mną szczera.

– Od miesięcy dyskutowaliśmy z ojcem na ten temat.

– Od miesięcy… – powtórzyłam. – I ani razu nie przyszło ci do głowy, aby mi o tym powiedzieć? Aby dać mi czas na przygotowanie się?

– Nie chcieliśmy cię denerwować.

– A wydaje ci się, że teraz jestem spokojna?

– Popełniłam błąd, nie mówiąc ci o tym, ale ten wyjazd to dla ciebie szansa.

– Szansa na co?! – Uniosłam się.

Mama milczała przez długi czas, wciąż unikając mojego wzroku.

– Chcemy, żebyś stąd wyszła i zaczęła żyć. Abyś znalazła swój cel. – Prychnęłam sarkastycznie. – Tak wiele lat już straciłaś. Życie przecieka ci między palcami. Już czas, by wyjść ze swojej skorupy, Gabrysiu. Zbyt długo tu jesteś. Zmiana otoczenia to najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. Obawialiśmy się, że powrót do domu na dłuższą metę może nie być dla ciebie dobry. Wiesz, że to małe miasto. Ludzie wciąż pamiętają. Będą pytać. Nawet nas czasem jeszcze pytają. Będziesz czuła na sobie ich wzrok, tak jak ja nadal czuję. Nie chcę zniszczyć tego wszystkiego, co już odbudowałaś, będąc tu. Zastanawialiśmy się, gdzie mogłabyś pojechać i…

– … i padło na Jacksonville, tak? Skąd pomysł, że w ogóle chcę stąd wychodzić?

– Nie możesz tu dłużej zostać. Czas na powrót do świata, ale do tego potrzebujesz spokoju, którego nie znajdziesz w naszym mieście.

Bała się, że znów zacznę zamykać się w sobie, wycofywać ze świata. Nie chciała więcej widzieć mnie w takim stanie, w jakim znajdowałam się przez pierwszy rok. Szok wywołany traumatycznym wydarzeniem spowodował, że przestałam mówić. Utraciłam całkowitą zdolność do wyrażania i odczuwania emocji. Ataki paniki były tak silne, że niekiedy traciłam przytomność. Niewiele pamiętałam z tamtego okresu. To było jak wyłączenie się, zawieszenie w przestrzeni. Gdy po wielotygodniowej batalii prokurator zrozumiał, że z powodu mojego stanu jestem dla niego bezużyteczna, pozwolił rodzicom zabrać mnie ze szpitala, a oni przywieźli mnie prosto tutaj. Po trzech latach mój stan zaczął się poprawiać. Przestałam miewać tak silne ataki paniki. Potem zaczęłam mówić. Żałośnie sklejałam pojedyncze słowa w krótkie zdania, bardzo się przy tym jąkając. A przez ostatni rok doszłam do momentu, w którym byłam teraz. I właśnie ten moment zadecydował o moim wyjściu z ośrodka.

Niespodziewanie w drzwiach nagle stanął tata. Obie z mamą popatrzyłyśmy na niego zaskoczone, bo nigdy tu nie przychodził. W czasie świąt rodzice i ciocia Krystyna przyjeżdżali do mnie, zatrzymując się w hotelu i odwiedzając mnie każdego dnia. Ośrodek w okresie świąt świecił pustkami. Były sprzątaczka i dwie opiekunki dyżurujące na zmianę oraz ja błąkająca się samotnie po korytarzach. To był jedyny czas, gdy spotykałam się z tatą, ale nawet wtedy nie odzywał się do mnie. Z obowiązku całował mnie pośpiesznie w czoło na powitanie lub pożegnanie. Wiedziałam, że czasem przyjeżdżał do ośrodka, przywoził mamę, i odjeżdżał. Widywałam go przez okno na korytarzu. Obserwowałam, jak mama przekonywała go, by wysiadł, ale on za każdym razem odjeżdżał. Między nami była przepaść, ogromna jak milion lat świetlnych, a teraz stał w progu i patrzył na mnie z troską, zaciskając usta w wąską kreskę.

– Coś się stało? – Zaniepokoiła się mama.

Posłał jej krótkie spojrzenie, jakby obawiał się jej, a potem znów popatrzył na mnie.

– Jeśli się zgodzisz, zabierzemy cię dziś do domu. Porozmawiam z doktorem Dębskim, ale to ty musisz podjąć decyzję – odezwał się. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć, bo do tej pory niewiele chciał mieć ze mną wspólnego.

– Tomek, już o tym rozmawialiśmy. – Mama zerwała się na równe nogi, stając przed nim. – To nie jest dobry pomysł. To może jej jedynie zaszkodzić. Co ty wyprawiasz?

Tata jednak odsunął ją od siebie i zrobił krok w moją stronę.

– To tylko dwa dni, Gabrysiu. Potem, gdy wyjedziesz… Proszę, zgódź się. Ciocia Krysia bardzo chciałaby cię zobaczyć i przede wszystkim ja chciałbym, abyś wróciła. Dwa dni. O nic więcej nie proszę.

Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy. Miałam ochotę posłać go do wszystkich diabłów za to, że odwrócił się ode mnie, gdy najbardziej go potrzebowałam, ale nie umiałam tego zrobić, bo mimo wszystko brakowało mi go przez te wszystkie lata. Skinęłam głową, a on uśmiechnął się wzruszony. Zaraz potem udał się do gabinetu doktora.

Mama wetchnęła ciężko.

– Nie musisz wracać do domu. Przekonam tatę, aby odpuścił. Nie wiem, po co to robi.

Nabrałam powietrza w płuca, zastanawiając się, czy mam świadomość tego, w co się pakuję. Popatrzyłam na mamę. Zobaczyłam zmarszczki na jej twarzy. Musiały być już wcześniej, ale ich nie dostrzegałam. Przybyło jej lat i znacznie schudła. Zawsze była piękną kobietą i lubiła o siebie dbać, jednak teraz już nie podkreślała tak bardzo swojej urody. Dawno nie widziałam czerwonej szminki na jej ustach. Kiedyś malowała je, nawet gdy szła do kiosku po gazetę. Przestała farbować włosy. Dawniej miały kolor złota, a teraz były koloru smutno-szarego, związane niedbale z tyłu. Za nic nie mogłam przypomnieć sobie jej śmiechu. Był donośmy, szczery i zaraźliwy. Ale nie mogłam przywołać sobie jego brzmienia. Czasem podczas przyjęć miałam wrażenie, że wszyscy goście przestają się śmiać tylko po to, aby posłuchać jej śmiechu. Rozbawiona zawsze odchylała głowę jak gwiazda filmowa, ukazując śnieżnobiały uśmiech. Teraz wyglądała jak cień samej siebie, a najgorsze było to, że to z mojego powodu tak się rozsypała.

– Wrócę dziś z wami, mamo.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Wyjazd do Jacksonville jest dla ciebie wystarczającym wyzwaniem.

– Dam radę. To tylko dwa dni. Spędzimy je razem. Zrobisz mi gorącą czekoladę i obejrzymy wspólnie zdjęcia babci.

Mama zacisnęła usta, powstrzymując wzruszenie, ale łzy i tak popłynęły po policzkach. Wiedziałam, że chciała znów mieć mnie w domu tak jak dawniej.

– Tylko dwa dni. A potem pojedziesz do Jacksonville.

– Dlaczego tam? – spytałam, mając nadzieję, że usłyszę słowa wyjaśnienia. – Przecież mogliście wysłać mnie gdziekolwiek. Dlaczego postanowiliście wysłać mnie do człowieka, z którym nie chcesz mieć nic wspólnego?

Mama odwróciła wzrok i milczała. Zastanawiała się nad odpowiedzią. Wiedziałam, że wolałaby, abym była blisko niej. Dla niej to też nie była łatwa decyzja i nie rozumiałam, dlaczego zgodziła się na ten wyjazd. Westchnęła, patrząc gdzieś przed siebie.

– Może i nie mam dobrych relacji z bratem, a tak właściwie to nie mam żadnych, ale mimo wszystko ufam mu. Wiem, że będzie dbał o ciebie jak o największy skarb. Wiem, że przy nim będziesz bezpieczna. Nikt nie otoczy cię lepszą opieką niż Marek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: