Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żebys nie zgubił się w dzielnicy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Żebys nie zgubił się w dzielnicy - ebook

Historia Jeana Daragane’a, pisarza samotnie mieszkającego w Paryżu, zaczyna się od tajemniczego telefonu. Z mężczyzną kontaktuje się niejaki Ottolini, który twierdzi, że znalazł jego notes z adresami zgubiony jakiś czas wcześniej. Kiedy wreszcie się spotykają, Ottolini zachowuje się jak szantażysta, a do kawiarni przychodzi z intrygującą kobietą. To, kim jest jego towarzyszka – ofiarą czy wspólniczką – pozostaje największą zagadką…

Książka laureata Literackiej Nagrody Nobla z 2014 roku.

Proza, która zada­je pytania, nie udzielając odpowiedzi; drąży wspomnienia, igrając z pamięcią. W specyficznym dla autora świecie czas i prze­strzeń jakby się kurczą, a przeszłość i teraźniejszość przeplatają się wzajemnie, pozostawiając czytelnikowi do odkrycia wiele interesu­jących aluzji.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-658-2
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Takie nic. Jak ukąszenie owada, które zrazu wydaje się leciutkie. Tak sobie przynajmniej mówisz cicho dla pokrzepienia. Telefon u Jeana Daragane’a zadzwonił około czwartej po południu w pokoju nazywanym przezeń „gabinetem”. Jean zdrzemnął się na kanapie w głębi, z dala od promieni słońca. A dzwonienie, od którego dawno już odwykł, nie ustawało. Co za natręt? Może na drugim końcu linii zapomniano się rozłączyć. W końcu wstał i skierował się do części pokoju przy oknie, tam gdzie słońce za mocno grzało.

– Chciałbym mówić z panem Jeanem Daragane’em.

Głos wątły i grożący. Takie było jego pierwsze wrażenie.

– Czy pan Daragane? Słyszy mnie pan?

Daragane miał ochotę odłożyć słuchawkę. Tylko co by to dało? Dzwonienie zaczęłoby się znowu, nieustające. I chyba jedynie definitywne przecięcie kabla…

– Słucham pana.

– Chodzi o pański notes z adresami.

Zgubił go w zeszłym miesiącu w pociągu, którym jechał na Lazurowe Wybrzeże. Tak, to musiało być w tym pociągu. Notes niewątpliwie wypadł mu z kieszeni marynarki, kiedy wyjmował bilet, by okazać go konduktorowi.

Na okładce widniał napis: W RAZIE ZGUBIENIA ZNALAZCA PROSZONY JEST O ODESŁANIE NOTESU DO. I Daragane kiedyś machinalnie wpisał tam swoje nazwisko, adres oraz numer telefonu.

– Przyniosę go panu. W dogodnym dla pana dniu i o wskazanej porze.

Tak, zdecydowanie głos wątły i grożący. A wręcz, pomyślał Daragane, głos szantażysty.

– Wolałbym, żebyśmy się spotkali gdzieś w mieście.

Zebrał się w sobie, by zapanować nad zdenerwowaniem. Pomimo że chciał mówić obojętnie, własny głos wydał mu się naraz zdławiony.

– Jak pan sobie życzy. – Zapadła cisza. – Szkoda. Jestem blisko pańskiego mieszkania. Chciałbym oddać panu notes do rąk własnych.

Daragane się zastanowił, czy ten człowiek nie stoi aby przed budynkiem i czy nie będzie tam tkwił, czyhając na jego wyjście. Musiał się go pozbyć jak najszybciej.

– Spotkajmy się jutro po południu – rzekł wreszcie.

– Jak pan chce. Ale w pobliżu mojego miejsca pracy. W okolicy dworca Saint-Lazare.

Daragane już chciał odłożyć słuchawkę, lecz zdołał zachować zimną krew.

– Wie pan, gdzie jest rue de l’Arcade? – zapytał tamten. – Moglibyśmy się spotkać w kawiarni. Rue de l’Arcade numer czterdzieści dwa.

Daragane zanotował adres. Odetchnął i powiedział:

– Znakomicie. Rue de l’Arcade czterdzieści dwa jutro o piątej po południu.

I rozłączył się, nie czekając na odpowiedź rozmówcy. Zaraz pożałował, że zachował się tak obcesowo, złożył to jednak na karb upału, który od kilku dni wisiał nad Paryżem, skwaru niezwykłego jak na wrzesień. Ta spiekota wzmagała jeszcze jego samotność. Przez nią siedział zamknięty w tym pokoju aż do zachodu słońca. W dodatku telefon nie odzywał się od miesięcy. A jeśli chodzi o komórkę leżącą na biurku, sam już nie pamiętał, kiedy używał jej ostatnio. Ledwie potrafił ją obsługiwać, często się mylił, wciskając klawisze.

Gdyby ten człowiek nie zadzwonił, puściłby w niepamięć utratę notesu. Próbował sobie przypomnieć zapisane w nim nazwiska. W poprzednim tygodniu chciał go nawet odtworzyć i na czystej kartce zaczął sporządzać listę. Ale po chwili podarł papier. Żadne nazwisko nie należało do osoby, która liczyłaby się w jego życiu i której adres oraz numery telefonów musiałby zapisać. Dane tych ludzi znał na pamięć. W zgubionym notesie figurowali jedynie znajomi, o których mówi się, że to „kontakty zawodowe”, parę adresów rzekomo przydatnych, w sumie nie więcej jak trzydzieści nazwisk. W tym kilka kwalifikujących się do usunięcia, ponieważ wyszły już z obiegu. Po zgubieniu notesu martwiło go wyłącznie to, że widniało na nim jego nazwisko, a także adres. Oczywiście mógł nie pójść na spotkanie, mógł kazać na darmo czekać temu człowiekowi pod numerem 42 przy rue de l’Arcade. Tyle że wówczas coś na zawsze pozostałoby niewyjaśnione, jakieś zagrożenie by przetrwało. Często w puste samotne popołudnia marzył, że telefon dzwoni i słodki głos wyznacza mu spotkanie. Pamiętał tytuł przeczytanej kiedyś powieści: Czas spotkań. Może dla niego ów czas jeszcze nie minął. Ale głos słyszany w telefonie przed chwilą nie wzbudzał zaufania. Był zarazem wątły i grożący. Tak.

*

Poprosił taksówkarza, aby go wysadził przy Madeleine. Nie było tak gorąco jak w inne dni i dało się iść, pod warunkiem że chodnik był w cieniu. Kroczył rue de l’Arcade, opustoszałą i cichą w słońcu.

Od wieków nie był w tej okolicy. Wspomniał, że jego matka grała w pobliskim teatrze, a ojciec miał biuro pod numerem 73 przy boulevard Haussmann, w lewo na końcu tej ulicy. Zdziwił się, że zachował w pamięci numer 73. Ale przeszłość z czasem tak się zamazała… istna mgła rozpraszająca się w słońcu.

Kawiarnia mieściła się na rogu boulevard Haussmann i rue de l’Arcade. Pusta sala, długi kontuar, nad nim półki jak w barze samoobsługowym albo w dawnej sieci Wimpy. Daragane usiadł przy stoliku w głębi. Czy nieznajomy przyjdzie na spotkanie? Z powodu upału dwoje drzwi stało otworem, jedne prowadziły na bulwar, drugie na rue de l’Arcade. Po przeciwnej stronie jezdni wznosił się duży budynek numer 73… Zastanowił się, czy jedno z okien biura ojca nie wychodziło na tę stronę. Które to było piętro? Te wspomnienia jednak stopniowo umykały przed nim jak bańki mydlane lub strzępy snu, które ulatują po przebudzeniu. Pamięć lepiej by mu dopisywała w kawiarni przy rue des Mathurins, przed teatrem, tam gdzie czekał na matkę, lub w pobliżu dworca Saint-Lazare, w okolicy, w której ongiś często bywał. Ale nie. Z całą pewnością. To już nie jest to samo miasto.

– Pan Jean Daragane?

Rozpoznał głos. Stał przed nim mężczyzna około czterdziestki w towarzystwie młodszej dziewczyny.

– Jestem Gilles Ottolini.

To był ten sam głos, wątły i grożący. Nieznajomy wskazał dziewczynę:

– Przyjaciółka… Chantal Grippay.

Daragane siedział bez ruchu, nawet nie podał im ręki. Usiedli oboje naprzeciw niego.

– Przepraszamy bardzo… Spóźniliśmy się troszkę.

Ton przyjął ironiczny, bez wątpienia dla dodania sobie kontenansu. Tak, to był ten sam głos z leciutkim, ledwie słyszalnym akcentem z południa, którego Daragane nie wychwycił poprzedniego dnia w rozmowie przez telefon.

Cera barwy kości słoniowej, czarne oczy, orli nos. Twarz szczupła, równie pociągła z przodu jak z profilu.

– Oto pańska własność – rzekł do Daragane’a tym samym ironicznym tonem, który zdawał się skrywać niejakie zakłopotanie.

I z kieszeni marynarki wyjął notes z adresami. Położył go na stoliku i nakrył dłonią, rozstawiając palce. Można by rzec, że nie chce, aby Daragane go wziął.

Dziewczyna trzymała się odrobinę w tyle, jakby nie chciała zwracać na siebie uwagi – trzydziestoletnia brunetka o półdługich włosach. Miała na sobie czarną bluzkę i czarne spodnie. Niespokojnie zerknęła na Daragane’a. Z powodu wysokich kości policzkowych i skośnych oczu zastanowił się, czy nie jest wietnamskiego – albo chińskiego – pochodzenia.

– Gdzie pan znalazł notes?

– Na podłodze pod ławką w bufecie na Gare de Lyon.

Podał mu notes. Daragane schował go do kieszeni. Faktycznie, pamiętał, że w dniu wyjazdu na Lazurowe Wybrzeże zjawił się przed czasem na Gare de Lyon i usiadł w bufecie na piętrze.

– Napije się pan czegoś? – spytał ów Gilles Ottolini.

Daragane najchętniej wyniósłby się bez pożegnania. Pohamował się jednak.

– Schweppesa.

– Spróbuj znaleźć kogoś, kto przyjmie zamówienie. Dla mnie kawa – powiedział Ottolini, spoglądając na dziewczynę.

Podniosła się natychmiast. Najwyraźniej przywykła posłusznie wykonywać polecenia.

– Pewnie kłopotliwe było dla pana zgubienie notesu…

Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który Daragane’owi wydał się bezczelny. Ale może świadczył o jego braku taktu lub o nieśmiałości.

– Wie pan – odparł Daragane – ja praktycznie już w ogóle nie telefonuję.

Zobaczył zdziwienie w jego oczach. Dziewczyna wróciła i usiadła przy stoliku.

– O tej godzinie już nie podają. Zamykają zaraz.

Po raz pierwszy Daragane usłyszał jej głos, głos chrapliwy, w którym nie pobrzmiewał lekki południowy akcent jak u jej towarzysza. Akcent miała raczej paryski, jeśli to coś jeszcze znaczy.

– Pracuje pan w pobliżu? – spytał Daragane.

– W agencji reklamowej przy rue Pasquier. W Agencji Sweertsa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: