Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Zemsta i przebaczenie. Tom 3: Rzeka tęsknoty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zemsta i przebaczenie. Tom 3: Rzeka tęsknoty - ebook

Trzeci tom monumentalnej sagi o sile miłości i przyjaźni, nienawiści i żądzy zemsty, wplecionej w wielką historię Europy XX wieku. Kolejne lata wojny odzierają mieszkańców Europy ze złudzeń na rychłe jej zakończenie. Nie tylko na terenie Polski ludzie stykają się z okrucieństwem, także wycieńczająca wojna na wschodzie odkrywa barbarzyńskie praktyki, gdzie pojęcie człowieczeństwa zostaje zdewaluowane i ludzkie życie wydaje się nie mieć wartości. Los rozdziela czwórkę bohaterów i stawia przed nimi kolejne wyzwania, a brzemię wojny odciska na nich głębokie piętno. Czy uda im się pokonać piętrzące się przeszkody? Czy miłość i przyjaźń wygrają z nienawiścią i egoizmem, gdy ludzkie ścieżki wyznacza historia? Kiedy biografie naznaczone są bólem i krwią, każdy stara się ocalić to, co jeszcze dobrego tli się w człowieku.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-597-7
Rozmiar pliku: 968 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Konstancin / Warszawa, 1942

W po­wie­trzu uno­sił się za­pach wio­sny. Wy­jąt­ko­wo mroź­na zima zda­wa­ła wy­tra­cać swój im­pet i ustą­pi­ła w koń­cu, za­mie­nia­jąc sku­tą lo­dem zie­mię w błot­ni­ste grzę­za­wi­ska. Być może w mie­ście, gdzie uli­ce i chod­ni­ki były wy­bru­ko­wa­ne albo wy­la­ne as­fal­tem, nie było to tak bar­dzo od­czu­wal­ne, ale pola i wiej­skie dro­gi sta­no­wi­ły za­rów­no dla pie­chu­rów, jak i wo­zów praw­dzi­we wy­zwa­nie.

– Jesz­cze ka­wa­łek. Do tam­te­go drze­wa, do­brze? – po­wie­dzia­ła ci­cho Ali­cja, trzy­ma­jąc pod rękę Ju­lia­na.

– Mała oszust­ka – uśmiech­nął się Cheł­mic­ki. – Mó­wi­łaś to już kil­ka drzew wcze­śniej.

– Sły­sza­łeś, co po­wie­dzia­ła We­ro­ni­ka – wy­tknę­ła mu. – Jak nie bę­dziesz dużo ćwi­czył, to do koń­ca ży­cia po­zo­sta­niesz ku­la­wy. A ja z ta­kim do ślu­bu nie pój­dę.

– Prze­ko­na­łaś mnie. – Pu­ścił do niej oko, po czym spo­waż­niał i po­wie­dział: – Jak tyl­ko za­cznę po­ru­szać się nor­mal­nie, wra­cam do chło­pa­ków. A ty, moja dro­ga, wy­je­dziesz do wuja.

– Ni­g­dzie bez cie­bie nie po­ja­dę – sta­now­czo od­po­wie­dzia­ła Ali­cja.

– Na Boga, Ali­cjo, je­steś w cią­ży… – jęk­nął Ju­lian.

– Je­stem, a ty nie­ba­wem zo­sta­niesz moim mę­żem. Bę­dzie­my ro­dzi­ną, a miej­sce żony jest przy mężu – burk­nę­ła.

– Po pro­stu boję się o cie­bie… O was – po­wie­dział ci­cho Ju­lian.

– Obie­cu­ję, że je­śli tyl­ko zro­bi się nie­bez­piecz­nie, wy­ja­dę – słod­kim gło­sem za­pew­ni­ła Ali­cja.

– Chciał­bym, że­byś wy­je­cha­ła już te­raz – od­rzekł sta­now­czo, bo upór Ali­cji bar­dzo go iry­to­wał.

– A je­śli nie? – za­szcze­bio­ta­ła.

– W ta­kim ra­zie bę­dziesz pan­ną z dziec­kiem.

Ali­cja sta­nę­ła po­środ­ku dro­gi. Po­pa­trzy­ła na bez­kre­sne pola przed swo­imi ocza­mi i na­gle wy­ję­ła rękę spod ra­mie­nia Ju­lia­na, po czym od­wró­ci­ła się na pię­cie i ru­szy­ła w stro­nę wsi.

– Ej, no, Ali­cja, nie zo­sta­wiaj mnie tak sa­me­go. Do cha­łu­py jest ka­wał dro­gi, nie dam rady pójść sam – za­czął pa­ni­ko­wać.

Za­trzy­ma­ła się i od­wró­ci­ła gło­wę.

– Trze­ba było o tym po­my­śleć, za­nim… po­wie­dzia­łeś te okrop­ne rze­czy. – Mach­nę­ła ręką.

Do­tar­ła do wiej­skiej cha­łu­py, gdzie Ju­lian do­cho­dził do sie­bie po po­by­cie na ge­sta­po, i za­czę­ła pa­ko­wać wa­liz­kę. Nie była ob­ra­żo­na, wie­dzia­ła, że Cheł­mic­ki dro­czy się z nią i nie­ba­wem ich re­la­cje po­wró­cą do nor­mal­no­ści, ale uświa­do­mi­ła so­bie, iż musi zo­sta­wić go sa­me­go na ja­kiś czas. Za­uwa­ży­ła, że Ju­lia­no­wi pa­su­je ta cią­gła tro­ska, uwa­ga i kon­cen­tra­cja na od­nie­sio­nych przez nie­go ra­nach, któ­re już daw­no się za­go­iły. Taki stan rze­czy po­tę­go­wa­ły od­wie­dzi­ny We­ro­ni­ki. Jej za­trwo­żo­na mina i uża­la­nie się nad sta­nem Cheł­mic­kie­go przy­no­si­ły sku­tek od­wrot­ny do za­mie­rzo­ne­go i kom­plet­nie roz­le­ni­wi­ły Ju­lia­na. Nie uty­ski­wał na swój los, ale z wiel­ką ocho­tą przyj­mo­wał każ­dy gest, któ­ry go wy­rę­czał w naj­prost­szych czyn­no­ściach. Ali­cja po­my­śla­ła, że je­śli po­zo­sta­nie sam, szyb­ciej po­wró­ci do rów­no­wa­gi, za­rów­no fi­zycz­nej, jak i psy­chicz­nej. Ostat­nia wy­mia­na zdań była jej więc bar­dzo na rękę, bo nie od­wa­ży­ła­by się po­wie­dzieć mu wprost, że zbyt­nio uża­la się nad sobą.

Wy­dar­ła kart­kę z ze­szy­tu i na­pi­sa­ła do nie­go krót­ki list, że spo­tka­ją się w War­sza­wie, jak tyl­ko Ju­lian do niej po­wró­ci.

Uda­ła się na sta­cję, wsia­dła do po­cią­gu i kil­ka­dzie­siąt mi­nut póź­niej zna­la­zła się w sto­li­cy. Swo­je pierw­sze kro­ki skie­ro­wa­ła do szpi­ta­la Dzie­ciąt­ka Je­zus, by po­roz­ma­wiać z We­ro­ni­ką. I nie mia­ła być to miła roz­mo­wa.

Dok­tor We­ro­ni­ka Sar­now­ska aż wsta­ła zza biur­ka, uj­rzaw­szy w drzwiach Ali­cję, po czym jęk­nę­ła.

– Coś z Ju­lia­nem?

– Nie… Od­kąd by­łaś u nie­go ostat­ni raz, czy­li od wczo­raj, nic się nie zmie­ni­ło. Może oprócz tego, że już nie wy­ma­ga niań­cze­nia i świet­nie so­bie ra­dzi sam – burk­nę­ła Ali­cja.

– Więc co cię do mnie spro­wa­dza? – za­py­ta­ła chłod­no We­ro­ni­ka.

– Skon­tak­tuj mnie z ma­jo­rem – rów­nie oschle od­po­wie­dzia­ła Ali­cja. – Zo­sta­ję w War­sza­wie.

– A co z Ju­lia­nem? – Ko­lej­ny raz We­ro­ni­ka zro­bi­ła za­tro­ska­ną minę.

I wte­dy Ali­cja nie wy­trzy­ma­ła, cho­ciaż po wej­ściu do szpi­ta­la po­sta­no­wi­ła, że po­sta­ra się być uprzej­ma i po­ka­że kla­sę, o brak któ­rej po­dej­rze­wa­ła ją dok­tor Sar­now­ska.

– Po­ra­dzi so­bie sam do­sko­na­le i za dwa, trzy ty­go­dnie rów­nież wró­ci do War­sza­wy. Nie wi­dzę po­wo­du, że­byś dłu­żej ro­bi­ła z nie­go ma­zga­ja i czło­wie­ka, dla któ­re­go przy­go­to­wa­nie so­bie je­dze­nia jest po­nad jego siły. I prze­stań tam jeź­dzić co dwa dni, bo wi­dok two­jej zbo­la­łej miny wca­le mu nie po­ma­ga. – Ali­cja mó­wi­ła sta­now­czym gło­sem i z każ­dym wy­po­wia­da­nym zda­niem co­raz gło­śniej.

We­ro­ni­ka otwo­rzy­ła usta, zdzi­wio­na wy­bu­chem Ali­cji, by po chwi­li uświa­do­mić so­bie, iż oto ta ko­bie­ta nie dość, że pró­bu­je ją po­uczać, to jesz­cze pod­no­si na nią głos.

– Je­stem le­ka­rzem i wiem, co na­le­ży ro­bić, żeby pa­cjent jak naj­szyb­ciej po­wró­cił do zdro­wia. Wy­bacz, ale tan­cer­ka w tym za­kre­sie nie bę­dzie udzie­la­ła mi rad – po­wie­dzia­ła We­ro­ni­ka, na tyle spo­koj­nie, na ile było ją stać.

– Do wszyst­kich swo­ich pa­cjen­tów tak jeź­dzisz czy tyl­ko do tych, któ­rych masz ocho­tę za­brać in­nym ko­bie­tom? – za­py­ta­ła ja­do­wi­cie Ali­cja.

– Gdy­by nie ja… – ści­szo­nym gło­sem za­czę­ła We­ro­ni­ka, ale Ali­cja prze­rwa­ła jej.

– Tak, wiem. To ty wy­krę­ci­łaś nu­mer do Los­so­wa, pod­sta­wi­łaś ka­ret­kę i dzię­ki to­bie Ju­lian żyje. Ale nie będę sie­dzia­ła ci­cho, bo za każ­dym ra­zem rzu­casz mi w twarz, że ura­to­wa­łaś Ju­lia­no­wi ży­cie – prych­nę­ła Ali­cja i do­da­ła: – Pew­nie i tak cię nie po­wstrzy­mam, ale chcę, że­byś wie­dzia­ła, co o tym my­ślę.

– Su­ge­ru­jesz, że go uwo­dzę? – za­pe­rzy­ła się We­ro­ni­ka.

– Nie su­ge­ru­ję, ja to wiem – wes­tchnę­ła. – Po­wia­dom „So­ko­ła”.

– Po­wia­do­mię – mruk­nę­ła Sar­now­ska i nie po­wie­dzia­ła już nic wię­cej.

Za­bo­la­ły ją sło­wa Ali­cji. Czyż­by na­praw­dę była tak zde­spe­ro­wa­na, że każ­dy mógł zo­ba­czyć, jak sza­le­je za Cheł­mic­kim? Praw­dą było rów­nież to, że tak czę­ste wi­zy­ty u nie­go od ja­kie­goś cza­su były kom­plet­nie zbęd­ne. Nie po­tra­fi­ła jed­nak zre­zy­gno­wać z Ju­lia­na, mimo że zda­wa­ła so­bie spra­wę z sy­tu­acji. On ko­chał inną, a na do­da­tek ta inna była w cią­ży i nie­ba­wem mie­li się po­brać. Jed­nak nad­szedł taki dzień, gdy są­dzi­ła, że stra­ci­ła go na za­wsze, i po­czu­ła, jak­by świat jej się za­wa­lił. Ale prze­żył, a ona ir­ra­cjo­nal­nie nie prze­sta­wa­ła mieć na­dziei na ich wspól­ną przy­szłość, mimo że w tej sy­tu­acji sta­ła na prze­gra­nej po­zy­cji.

***

To wła­śnie trud­ne cza­sy woj­ny uświa­do­mi­ły We­ro­ni­ce, jak kru­che jest ży­cie. Kie­dy tyl­ko Ju­lian zna­lazł się w bez­piecz­nym miej­scu i wie­dzia­ła, że nic mu nie za­gra­ża, spa­ko­wa­ła wa­liz­kę i po­je­cha­ła na kil­ka dni do syna. Z prze­ra­że­niem stwier­dzi­ła, że w każ­dej chwi­li może spo­tkać ją coś złe­go, a wte­dy być może ni­g­dy już nie zo­ba­czy swo­je­go dziec­ka.

Pa­we­łek miał już osiem lat, a ich roz­łą­ka spra­wi­ła, że trak­to­wał ją nie­mal jak obcą oso­bę. Pró­ba przy­tu­le­nia czy po­ca­ło­wa­nia chłop­ca wy­wo­ły­wa­ła na jego twa­rzy gry­mas, po­dob­ny do tego, któ­ry sama ro­bi­ła w dzie­ciń­stwie, gdy nie­zna­ni jej krew­ni pró­bo­wa­li ob­da­ro­wy­wać ją piesz­czo­ta­mi.

Jej mat­ka, wie­lo­let­nia na­uczy­ciel­ka w żeń­skim li­ceum, za­mknę­ła ci­cho drzwi po­ko­ju Pa­weł­ka i po­pro­si­ła cór­kę o roz­mo­wę. Dla We­ro­ni­ki taki ton i stwier­dze­nie „mu­si­my po­roz­ma­wiać” ozna­czał za­wsze coś nie­przy­jem­ne­go. Tak też było i tym ra­zem.

– Tak nie może dłu­żej być – po­wie­dzia­ła ostro mat­ka. – Two­je dziec­ko prze­sta­je ko­ja­rzyć cię jako swo­ją praw­dzi­wą mat­kę. Wpa­dasz jak po ogień raz w mie­sią­cu i uwa­żasz, że to wy­star­czy?

– To co, we­dług cie­bie, po­win­nam zro­bić? – za­py­ta­ła znę­ka­nym gło­sem We­ro­ni­ka.

– Wiesz, co masz zro­bić. Mó­wię ci to za każ­dym ra­zem, gdy przy­jeż­dżasz. Two­je miej­sce jest przy dziec­ku.

– Chcia­łam go za­brać do War­sza­wy, ale gdy tyl­ko o tym na­po­mknę­łam, za­mie­ni­łaś mi dwa dni ży­cia w pie­kło. Mamo, jest woj­na, wszę­dzie czai się nie­bez­pie­czeń­stwo. Zresz­tą… je­śli los tak zde­cy­du­je, moż­na stra­cić ży­cie na­wet miesz­ka­jąc w spo­koj­nym miej­scu. Je­stem le­ka­rzem i wiem, że cho­ro­by i nie­szczę­ścia nie wy­bie­ra­ją so­bie ani cza­su, ani miej­sca. A ja nie mogę wy­je­chać z War­sza­wy. Po pro­stu nie mogę… – We­ro­ni­ka bez­sku­tecz­nie pró­bo­wa­ła tłu­ma­czyć swo­je sta­no­wi­sko.

– To two­je dziec­ko i oczy­wi­ście ty po­dej­mu­jesz de­cy­zje, ale je­śli wy­rwiesz go z tego spo­koj­ne­go świa­ta i wy­wie­ziesz na po­nie­wier­kę, ni­g­dy wię­cej się do cie­bie nie ode­zwę.

– Do­brze, mamo – wes­tchnę­ła We­ro­ni­ka. – Za­sta­no­wię się. Ale je­śli zor­ga­ni­zu­ję swo­je ży­cie w War­sza­wie w spo­sób, któ­ry za­pew­ni Pa­weł­ko­wi spo­kój i bez­pie­czeń­stwo, po pro­stu po nie­go przy­ja­dę i za­bio­rę do sie­bie. Je­że­li oka­że się to nie­moż­li­we, wró­cę do domu. Do Beł­cha­to­wa.

– Po­roz­ma­wiam z or­dy­na­to­rem Ja­nic­kim. Niech przy­go­tu­je dla cie­bie miej­sce u sie­bie na od­dzia­le. – Mat­ka We­ro­ni­ki była prze­ko­na­na, że jej cór­ka nie od­wa­ży się na wy­wie­zie­nie syna do sto­li­cy.

Sar­now­ska mil­cza­ła. Nie chcia­ła już żad­nych dys­ku­sji, ale po­sta­no­wi­ła, że za­bie­rze Pa­weł­ka bez wzglę­du na zda­nie mat­ki.

Od tej roz­mo­wy mi­nął mie­siąc. Za kil­ka dni mia­ła po­je­chać po syna i de­ner­wo­wa­ła się rów­nie moc­no jak wte­dy, gdy ucie­kła z przy­klasz­tor­nej szko­ły, a mat­ka przez ko­lej­nych kil­ka ty­go­dni nie wy­po­wie­dzia­ła do niej ani sło­wa. I mimo że mia­ła wów­czas za­le­d­wie czter­na­ście lat, to wspo­mnie­nie wciąż ją prze­śla­do­wa­ło. Dla We­ro­ni­ki mil­cze­nie mat­ki było naj­gor­szą karą. Mu­sia­ła jed­nak zmie­rzyć się z tym, bo syn jej po­trze­bo­wał, a ona jego. Zaś w cza­sie, gdy bę­dzie w pra­cy, opie­kę nad nim mia­ła po­wie­rzyć dwu­dzie­sto­let­niej dziew­czy­nie po szko­le na­uczy­ciel­skiej, któ­rą wy­bra­ła wśród nie­mal dwu­dzie­stu kan­dy­da­tek. Chcia­ła, żeby oso­ba, któ­ra zaj­mie się Pa­weł­kiem, nie tyl­ko była tro­skli­wą opie­kun­ką, ale rów­nież na­uczy­ciel­ką i god­nie za­stą­pi­ła w tej roli jej mat­kę.

***

Ali­cja po­sta­no­wi­ła, że do­pó­ki ma­jor nie znaj­dzie dla niej bez­piecz­ne­go lo­kum, za­trzy­ma się u pro­fe­so­ra Li­twi­na. Na­dal była po­szu­ki­wa­na i gro­zi­ło jej śmier­tel­ne nie­bez­pie­czeń­stwo, ale wie­dzia­ła, że w okre­sie prze­ta­so­wań na Szu­cha będą mie­li na gło­wie inne spra­wy niż in­ten­syw­ne po­szu­ki­wa­nia. Po­my­śla­ła, że jed­na czy dwie noce spę­dzo­ne u pro­fe­so­ra nie spro­wa­dzą na nie­go żad­ne­go nie­szczę­ścia. Je­dy­na oso­ba, któ­ra mo­gła jej po­móc, czy­li We­ro­ni­ka, nie wcho­dzi­ła w ra­chu­bę.

Ali­cja na­praw­dę pró­bo­wa­ła po­lu­bić tę ko­bie­tę, zwłasz­cza gdy wy­cią­gnę­ła Ju­lia­na z Pa­wia­ka, ale nie była w sta­nie. Nie dla­te­go, że mia­ła nie­czu­łe ser­ce i była wście­kle za­zdro­sna o za­ży­łość pięk­nej pani dok­tor z Cheł­mic­kim, ale We­ro­ni­ka po pro­stu nie dała się lu­bić. Za­cho­wy­wa­ła się w sto­sun­ku do niej wy­nio­śle, a w to­wa­rzy­stwie Ju­lia­na do­sta­wa­ła przy­sło­wio­we­go mał­pie­go ro­zu­mu. Już nie była dys­tyn­go­wa­ną pa­nią dok­tor, ale zwy­kłą pod­ry­wacz­ką, któ­rej nie znie­chę­ci­ła na­wet cią­ża Ali­cji.

Po­pchnę­ła cięż­kie drzwi ka­mie­ni­cy i po­wo­li za­czę­ła wcho­dzić po scho­dach do miesz­ka­nia pro­fe­so­ra. Gdy była już na jego pię­trze, usły­sza­ła dźwięk prze­krę­ca­ne­go klu­cza. Szyb­ko wbie­gła na pół­pię­tro i kuc­nę­ła na scho­dach, by móc ob­ser­wo­wać drzwi Li­twi­na. Nie mia­ła po­ję­cia, dla­cze­go się wy­stra­szy­ła, pro­fe­sor miesz­kał sam i tyl­ko on mógł otwie­rać drzwi swo­je­go miesz­ka­nia. Jed­nak po­czu­ła ja­kiś nie­po­kój, któ­ry na­ka­zał jej się ukryć i upew­nić, czy na pew­no ma do czy­nie­nia z Li­twi­nem.

Dziw­ne prze­czu­cie spraw­dzi­ło się. Z miesz­ka­nia pro­fe­so­ra wy­szła ja­kaś ko­bie­ta. Mia­ła może z pięć­dzie­siąt lat, nie wię­cej. Prze­krę­ci­ła klucz w zam­ku, na­cią­gnę­ła na dło­nie cien­kie rę­ka­wicz­ki i ze­szła scho­da­mi do wyj­ścia. Li­twin nie miał żad­nej bli­skiej ro­dzi­ny, ni­g­dy też nie ko­rzy­stał z po­mo­cy ob­cych mu osób. Ali­cja nie po­dej­rze­wa­ła tak­że, aby pro­fe­sor oże­nił się z kimś po tak krót­kiej zna­jo­mo­ści, bo­wiem jesz­cze do nie­daw­na ni­ko­go nie miał.

Wy­szła na po­dwór­ko ka­mie­ni­cy i ro­zej­rza­ła się. Kil­ka me­trów da­lej stał trze­pak, a przy nim ba­wi­ły się dzie­ci. Po­sta­no­wi­ła za­się­gnąć u nich ję­zy­ka, bo bar­dzo mar­twi­ła się o do­bro­dusz­ne­go pro­fe­so­ra. Mia­ła na­dzie­ję, że żad­ne z nich nie roz­po­zna w niej by­łej lo­ka­tor­ki spod szóst­ki.

– Ej, ty – za­gad­nę­ła jed­ne­go z chłop­ców, któ­ry zda­wał się naj­star­szy w gru­pie. – Znasz pro­fe­so­ra Li­twi­na?

Chło­pak o ja­snych, nie­co przy­dłu­gich wło­sach wy­tarł brud­ną dło­nią nos i po­pa­trzył po­dejrz­li­wie na Ali­cję.

– Za­le­ży kto pyta – burk­nął.

– Ja py­tam. Je­stem jego ku­zyn­ką z Ra­do­mia. To jak? Znasz czy nie? – ostro po­wie­dzia­ła Ali­cja.

– Pro­fe­sor nie żyje. Już ze dwa mie­sią­ce bę­dzie, jak tru­pa wy­nie­śli z miesz­ka­nia. Smród był na ca­łej klat­ce, bo chy­ba tam dłu­go le­żał nie­ży­wy. I w koń­cu Sie­mio­nek, do­zor­ca zna­czy, wszedł do jego domu, a tam pro­fe­sor le­żał bez ży­cia i strasz­nie śmier­dzia­ło – po­wie­dział chło­pak.

Ali­cja za­drża­ła. Pro­fe­sor Li­twin był już wie­ko­wym męż­czy­zną, ale gdy wi­dzia­ła go ostat­nim ra­zem, cie­szył się do­brym zdro­wiem. Po­ki­wa­ła gło­wą, nie mo­gąc wy­po­wie­dzieć z żalu ani sło­wa, i już mia­ła odejść, gdy chło­pak do­dał coś jesz­cze:

– Po­dob­nież za­du­szo­ny na śmierć.

Ali­cja pod­nio­sła gło­wę i z prze­ra­że­niem spoj­rza­ła na chło­pa­ka. Gdy­by pro­fe­sor zo­stał za­strze­lo­ny przez Niem­ców, umarł na Pa­wia­ku albo z po­wo­du cho­ro­by, nie wzbu­dzi­ło­by to w niej być może ta­kie­go zdzi­wie­nia, ale nie mia­ła po­ję­cia, kto mógł po­peł­nić po­spo­li­te mor­der­stwo.

– Jak to za­du­szo­ny? – za­py­ta­ła.

– Ja tam tak do­brze to nie wiem, ale Sie­mio­nek mó­wił, że pro­fe­sor miał kra­wat na szyi za­ci­śnię­ty i siny ję­zyk na wierz­chu. I gra­na­to­wa po­li­cja przy­je­cha­ła, i wy­py­ty­wa­li wszyst­kich, czy ni­ko­go ob­ce­go nie wi­dzie­li. Ale tak za bar­dzo to chy­ba nie szu­ka­li mor­der­cy, bo nas nie py­ta­li – od­po­wie­dział.

– A gdy­by za­py­ta­li, to co byś od­po­wie­dział? – Ali­cja była po­dejrz­li­wa.

– Że krę­cił się tu taki je­den gów­niarz. Lan­dryn­ki roz­da­wał i zdję­cia po­ka­zy­wał. Mnie nie py­tał, bo­bym mu ty­łek sko­pał i kar­to­fli na­sa­dził, ale młod­szych wy­py­ty­wał o ja­kieś ko­bie­ty i o sa­me­go pro­fe­so­ra. A po­tem zna­leź­li tru­pa. To pew­nie tak so­bie się nie py­tał. – Dzie­ciak mach­nął ręką.

Ali­cja była co­raz bar­dziej zdzi­wio­na i zszo­ko­wa­na. Nie mia­ła po­ję­cia, o co może cho­dzić. Pró­bo­wa­ła jesz­cze wy­do­być od dzie­ci ja­kieś in­for­ma­cje na te­mat chłop­ca z lan­dryn­ka­mi, ale nie­wie­le jej to dało. Dzie­cia­ków o po­dob­nym ry­so­pi­sie było w War­sza­wie ty­sią­ce.

Wy­szła z bra­my i za­sta­na­wia­ła się przez chwi­lę, do­kąd się udać. Przy­po­mnia­ła so­bie o pew­nej pie­lę­gniar­ce pra­cu­ją­cej w Re­fe­ra­cie Opie­ki Otwar­tej, któ­rej przy­no­si­ła pod­ra­bia­ne do­ku­men­ty dla ukry­wa­ją­cych się Ży­dów. Wsia­dła do tram­wa­ju i po­je­cha­ła na Wol­ską, do ośrod­ka zdro­wia, w któ­rym nie­gdyś się spo­tka­ły. Po­my­śla­ła, że owa ko­bie­ta nie tyl­ko or­ga­ni­zu­je aryj­skie do­ku­men­ty dla swo­ich pod­opiecz­nych, ale tak­że bez­piecz­ne schro­nie­nie. Może pa­mię­ta­jąc przy­słu­gę wy­świad­czo­ną jej przez Ali­cję, nie od­mó­wi po­mo­cy?

Ja­dąc tram­wa­jem, wciąż za­cho­dzi­ła w gło­wę, co mo­gło spo­tkać pro­fe­so­ra Li­twi­na. Nie był za­moż­nym czło­wie­kiem, tym bar­dziej kon­fi­den­tem, a jed­nak ktoś go od­wie­dził i po­zba­wił ży­cia. I z pew­no­ścią nie byli to Niem­cy. Ktoś tak­że wy­py­ty­wał o nią albo Han­kę. Ona się ukry­wa­ła i nie­wie­le osób wie­dzia­ło, gdzie prze­by­wa, ale Han­ka wciąż miesz­ka­ła z Ire­ną w miej­scu, w któ­rym ulo­ko­wał je pro­fe­sor Li­twin. A je­śli mor­der­ca zdo­łał uzy­skać od pro­fe­so­ra in­for­ma­cje na ten te­mat, jej przy­ja­ciół­ka mo­gła nie­ba­wem zna­leźć się w śmier­tel­nym nie­bez­pie­czeń­stwie. Trze­ba było za wszel­ką cenę ją ostrzec. Je­śli nie było za póź­no. Mia­ła jed­nak na­dzie­ję, że to ona, Ali­cja, była obiek­tem za­in­te­re­so­wa­nia ko­goś, kto bar­dzo pra­gnął ją od­na­leźć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: