Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zjeżona - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zjeżona - ebook

W każdej kobiecie drzemie wielka siła, trzeba ją tylko obudzić. Ale jak obudzić coś, czego istnienia się nawet nie podejrzewa, a w dodatku bliscy w imię źle pojmowanej miłości robią wszystko, żeby tę siłę stłamsić…? Henia ma trzydzieści pięć lat, wyższe wykształcenie, lekką nadwagę, grube i kręcone włosy, garbaty nos, głupie imię, chłopaka, z którym chodzi od trzynastu lat, pracę w dziale marketingu, ukochaną babcię, przebojowe przyjaciółki, dulską matkę i ojca organistę kościelnego. Nie ma pierścionka zaręczynowego, pewności, że kiedyś ten pierścionek zobaczy, wiary w siebie, ambicji zawodowych, kobiecych ciuchów, asertywności i planu na najbliższe lata. Będąc przekonana, że nie może zmienić rzeczywistości, jak plastelina stara się dopasować do najbardziej nawet niewygodnych sytuacji. Dopóki nie decyduje o sobie, inni robią to za nią. Daje się wessać w wir absurdalnych zdarzeń i w efekcie jest szczerze zaskoczona swoim położeniem, lecz wciąż płynie z prądem, wierząc, że to dobry prąd i dokądś ją doprowadzi. I prowadzi na Jeżyce, gdzie wszystko może się zdarzyć.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-690-5
Rozmiar pliku: 660 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

He­nizm — wy­jąt­ko­wa zdol­ność do nie­ocze­ki­wa­ne­go od­naj­dy­wa­nia wła­snej oso­by w sy­tu­acjach gro­te­sko­wych, ab­sur­dal­nych i śmiesz­nych. Śmiesz­nych dla osób po­stron­nych. Dla za­in­te­re­so­wa­nej są to sy­tu­acje za­zwy­czaj przy­gnę­bia­ją­ce, a bywa, że na­wet tra­gicz­ne.

Czy sy­tu­acje, w któ­rych od­naj­du­je się He­nia, in­te­re­su­ją ko­goś poza samą He­nią? Tyl­ko je­śli są gro­te­sko­we, ab­sur­dal­ne lub śmiesz­ne, co ozna­cza, że dla Heni są za­zwy­czaj przy­gnę­bia­ją­ce, a na­wet tra­gicz­ne.

Wy­da­je się, że z punk­tu wi­dze­nia ko­smo­su ab­sur­dal­ne sy­tu­acje, w któ­rych znaj­du­je się He­nia, są zu­peł­nie bez zna­cze­nia. Tak samo, jak wszel­kie sy­tu­acje, w któ­rych znaj­du­ją się po­zo­sta­łe oso­by na zie­mi.

Jed­nak wszel­kie zna­ki na nie­bie i zie­mi wska­zu­ją na to, że ko­smo­so­wi wca­le nie jest wszyst­ko jed­no. Daje sy­gna­ły, a w ży­ciu cho­dzi tyl­ko o to, żeby na­uczyć się je od­czy­ty­wać. Ja­kie to pro­ste.Co było, a czego było mi brak

Mia­łam trzy­dzie­ści pięć lat, wyż­sze wy­kształ­ce­nie, lek­ką nad­wa­gę, gru­be i krę­co­ne wło­sy, gar­ba­ty nos, głu­pie imię, chło­pa­ka, z któ­rym cho­dzi­łam od trzy­na­stu lat, pra­cę w dzia­le mar­ke­tin­gu, uko­cha­ną bab­cię, prze­bo­jo­we przy­ja­ciół­ki, dul­ską mat­kę i ojca or­ga­ni­stę ko­ściel­ne­go. Nie mia­łam pier­ścion­ka za­rę­czy­no­we­go, pew­no­ści, że kie­dyś ten pier­ścio­nek zo­ba­czę, wia­ry w sie­bie, am­bi­cji za­wo­do­wych, ko­bie­cych ciu­chów, aser­tyw­no­ści i pla­nu na naj­bliż­sze lata. Pły­nę­łam z prą­dem, wie­rząc, że to do­bry prąd i do­kądś mnie do­pro­wa­dzi. I pro­wa­dził, ale nie­ko­niecz­nie tam, gdzie chcia­ła­bym się zna­leźć.Czerwiec 2015, Polanka. Żałoba po Waldku

Chcia­łam wy­glą­dać sto­sow­nie do oko­licz­no­ści, tyl­ko że nie zna­łam oko­licz­no­ści. Wie­dzia­łam, że re­stau­ra­cja, wie­dzia­łam, że „mu­si­my po­roz­ma­wiać”, ale co to mia­ło ozna­czać – tego jesz­cze nie wie­dzia­łam.

– Bę­dzie ci się oświad­czał, czu­ję to w ko­ściach! – ści­ska­jąc mnie, stwier­dzi­ła moja przy­ja­ciół­ka Ewa. – Cie­szysz się?

– Ja?

– Nie, ja! No ty! Przy­mierz moją czar­ną su­kien­kę bez ple­ców, jest bar­dzo szy­kow­na i pa­su­je do po­wa­gi sy­tu­acji.

Otwo­rzy­ła sza­fę, zdję­ła su­kien­kę z wie­sza­ka i po­da­ła mi ją. Nie­mra­wo za­czę­łam ją na sie­bie za­kła­dać. Nie było ła­two, bo po pierw­sze, Ewa jest ode mnie szczu­plej­sza, a po dru­gie, nie chcąc się ob­na­żać, bez za­sta­no­wie­nia pró­bo­wa­łam wci­snąć ją na luź­ny bia­ły T-shirt.

– Tak, He­niu, świet­nie, szko­da, że nie masz pod spodem jesz­cze swe­tra – kpi­ła ze mnie. – Ścią­gaj tę ko­szu­lę noc­ną i przy­mierz kiec­kę jak na­le­ży.

Zro­bi­łam, jak ka­za­ła. Z przo­du na­wet, na­wet, ale z tyłu – kosz­mar. Su­kien­ka nie mia­ła ple­ców, za to ja je mia­łam i to zbyt ob­fi­te, przez co pre­zen­to­wa­łam się w niej nie­wyj­ścio­wo. Do tego spra­ny sta­nik, któ­ry kie­dyś pew­nie był bia­ły, a te­raz bli­żej mu było do be­żo­we­go. Mu­szę za­in­we­sto­wać w bie­li­znę – po­sta­no­wi­łam.

– Mu­sisz za­in­we­sto­wać w bie­li­znę. – Ewa przy­glą­da­ła mi się kry­tycz­nie. – Ale to przy in­nej oka­zji, bo do tej su­kien­ki nie za­kła­da się sta­ni­ka. Zdej­muj.

O mat­ko! No­szę sta­nik od trzy­na­ste­go roku ży­cia, od­kąd mój biust się o nie­go upo­mniał. Z pew­no­ścią mia­łam bra­ki w uro­dzie, ale na brak biu­stu na­rze­kać nie mo­głam. Jak więc mia­ła­bym pójść mię­dzy lu­dzi bez sta­ni­ka?!

– Prze­cież wszyst­ko bę­dzie wi­dać!

– No i o to cho­dzi, masz faj­ne cyc­ki, nie ma się cze­go wsty­dzić.

Jak po­ra­dzi­ła, tak zro­bi­łam. Po­czu­łam się jak­bym była naga. Obłe ple­cy i sut­ki były wi­docz­ne pod ma­te­ria­łem, ale Ewie bar­dzo się spodo­ba­ło.

– Bo­sko – za­chwy­ca­ła się – wresz­cie wy­glą­dasz ko­bie­co, mu­sisz się wła­śnie tak ubie­rać. Ale nie mo­żesz iść cała na czar­no, że­byś nie wy­glą­da­ła jak na po­grze­bie daw­ne­go ko­chan­ka. Mu­sisz czymś oży­wić tę kiec­kę. Może przy­pnij do niej ja­kiś kwiat, naj­lep­szy był­by czer­wo­ny. Wiesz, ro­man­tyzm, mi­łość… – Roz­ma­rzy­ła się.

To jej roz­ma­rze­nie już za­czę­ło mi się udzie­lać, ale za­raz przy­wo­ła­łam się do po­rząd­ku.

– Ale ja nie mam czer­wo­ne­go kwia­tu! Żad­ne­go nie mam! – Za­czę­łam pa­ni­ko­wać.

– No to so­bie kup! Czas naj­wyż­szy, że­byś za­czę­ła ku­po­wać ta­kie rze­czy, nie mo­żesz całe ży­cie no­sić ko­ra­li­ków i rze­my­ków, nie masz już pięt­na­stu lat, a do tego za chwi­lę bę­dziesz żoną.

Żona… Czy to sło­wo w ogó­le do mnie pa­so­wa­ło? Zresz­tą, skąd Ewa może wie­dzieć, że on bę­dzie mi się oświad­czał?! Mia­łam wra­że­nie, że bę­dzie ra­czej od­wrot­nie.

– A ja my­ślę, że on chce ze mną ze­rwać – po­wie­dzia­łam zło­wiesz­czo.

– Zwa­rio­wa­łaś? – Po­pu­ka­ła się w czo­ło. – Po dzie­się­ciu la­tach cho­dze­nia, czy ra­czej wspól­ne­go sie­dze­nia na ka­na­pie? – Za­śmia­ła się.

– Trzy­na­stu – po­pra­wi­łam ją po­nu­ro.

– To jesz­cze go­rzej – kpi­ła – jesz­cze wię­cej zmar­no­wa­ne­go cza­su na jed­ne­go fa­ce­ta.

– Nie­któ­rzy do­brze się czu­ją w mo­no­ga­mii. – Prze­ko­ny­wa­łam ją i samą sie­bie przy oka­zji.

– Trud­no mi w to uwie­rzyć, ale sko­ro tak twier­dzisz, to dla­cze­go na­gle się bo­isz, że Wal­di bę­dzie chciał na­gle ze­rwać z tobą i tym wie­lo­let­nim przy­zwy­cza­je­niem?

– No, a dla­cze­go nie? Może wła­śnie dla­te­go, znu­dzi­łam mu się i już. – Po­smut­nia­łam.

Za­czy­na­łam na­bie­rać pew­no­ści, że wła­śnie o ze­rwa­nie mu cho­dzi. Jak się czło­wiek chce oświad­czać, to jest ra­czej ra­do­sny, za­do­wo­lo­ny, pew­ny sie­bie, a Wal­dek taki nie był, kie­dy mi pro­po­no­wał wyj­ście do re­stau­ra­cji. No i to „mu­si­my po­roz­ma­wiać” nie brzmia­ło do­brze. Czy oświad­czy­ny są roz­mo­wą? Są pro­po­zy­cją, nie­spo­dzian­ką. Gdy­by chciał się oświad­czać, to po­wie­dział­by ra­czej „mam dla cie­bie nie­spo­dzian­kę”. Chy­ba­by tak po­wie­dział, bo ni­g­dy wcze­śniej nie miał dla mnie żad­nej nie­spo­dzian­ki. Ale ni­g­dy też wcze­śniej mi się nie oświad­czał ani ze mną nie zry­wał, więc skąd mia­łam wie­dzieć, co za­mie­rza? Stan­dar­do­wo za­ło­ży­łam naj­gor­sze, tak na wszel­ki wy­pa­dek, żeby się nie roz­cza­ro­wać. Le­piej być przy­go­to­wa­nym, moż­na unik­nąć szo­ku. Po ci­chu li­czy­łam jed­nak na to, że to Ewa ma ra­cję. Znów się roz­ma­rzy­łam.

W tym mo­men­cie do miesz­ka­nia we­szła Kate, na­sza współ­lo­ka­tor­ka. Ofi­cjal­nie była Ka­ta­rzy­ną, ale za­bi­ja­ła każ­de­go, kto pró­bo­wał się do niej zwró­cić tym imie­niem lub uży­wa­jąc zdrob­nie­nia „Ka­sia”. Za­bi­ja­ła wzro­kiem i bar­dzo cię­tą czy wręcz wul­gar­ną ri­po­stą. Od „Kejt” było już bar­dzo bli­sko do „hejt” i coś w tym było, bo dla niej nie było pół­środ­ków – albo ko­cha­ła, albo nie­na­wi­dzi­ła. Młod­sza ode mnie o kil­ka lat, pew­na sie­bie, bez­czel­na, za­wa­diac­ka. Kie­dy za­pa­la­ła się do ja­kie­goś po­my­słu, to na­tych­miast wcie­la­ła go w ży­cie, bez gdy­ba­nia i szu­ka­nia ewen­tu­al­nych za­gro­żeń. Je­śli po­mysł nie wy­pa­lał, to z tym sa­mym en­tu­zja­zmem re­ali­zo­wa­ła ko­lej­ny. Cho­dzą­ca ener­gia. Ślicz­na i zgrab­na, szczu­pła blon­dyn­ka, ubie­ra­ją­ca się dość eks­tra­wa­ganc­ko. Po­dzi­wia­łam ją i jej za­zdro­ści­łam. Mnie też da­le­ko było do ele­gan­cji, co zresz­tą wy­po­mi­na­ła mi Ewa, ale mia­łam wszyst­ko ra­czej sto­no­wa­ne, nie­rzu­ca­ją­ce się w oczy: jak dżin­sy, to zwy­kłe, jak T-shirt, to prze­waż­nie w gra­na­to­wym ko­lo­rze, bez wy­zy­wa­ją­cych na­pi­sów. Od cza­su do cza­su do­pa­da­ło mnie jed­nak moc­ne po­sta­no­wie­nie po­pra­wy swo­je­go wi­ze­run­ku i łu­dzi­łam się, że tym spo­so­bem zmie­nię swo­je ży­cie. Nie­ste­ty, za po­sta­no­wie­niem nie szło żad­ne dzia­ła­nie, bo da­lej by­łam uwię­zio­na w nie­śmier­tel­nych dżin­sach i ciem­nych ko­lo­rach. For­ma od­po­wia­da­ła tre­ści: ubie­ra­łam się prze­cięt­nie i moje ży­cie było cał­kiem zwy­czaj­ne. Za to Kate, w kon­tra­ście do mnie, była po­sta­cią barw­ną. Tego dnia mia­ła na so­bie po­szar­pa­ne dżin­sy, w któ­rych było chy­ba wię­cej dziur niż ma­te­ria­łu (już wi­dzę minę Wald­ka albo mo­je­go ojca, gdy­bym od­wa­ży­ła się ta­kie za­ło­żyć!) i po­ma­rań­czo­wą ko­szul­kę. Za­wią­za­ne byle jak i byle czym wło­sy z nie­sfor­ny­mi ko­smy­ka­mi do­da­wa­ły jej dziew­czę­ce­go uro­ku. Przez ra­mię mia­ła prze­wie­szo­ną ko­lo­ro­wą pat­chwor­ko­wą tor­bę – za­pew­ne rę­ko­dzie­ło.

– Sie­ma, Hen – rzu­ci­ła na po­wi­ta­nie.

Okrop­nie iry­to­wa­ła mnie ta ksy­wa. Moje imię było samo w so­bie wy­star­cza­ją­co bez­na­dziej­ne. Nie zna­łam oprócz mnie żad­nej Hen­ry­ki, a je­dy­ne, o któ­rych sły­sza­łam, to Boch­niarz i Krzy­wo­nos, z któ­rych każ­da, z ra­cji wie­ku, mo­gła­by być moją mat­ką. Mój oj­ciec był sta­ro­świec­ki, za­czy­ty­wał się w Sien­kie­wi­czu i chy­ba li­czył na to, że uro­dzi mu się syn, więc, choć ni­g­dy się do tego nie przy­znał, bo by­łam jego uko­cha­ną je­dy­nacz­ką, to… Mało kto zwra­cał się do mnie peł­nym imie­niem, He­nia też brzmia­ło „sła­bo”, ale hen to prze­cież kura po an­giel­sku! Oczy­wi­ście ja, bez­kon­flik­to­wa, grzecz­na i ci­cha mysz­ka, nie od­wa­ży­łam się ni­g­dy po­wie­dzieć Kate, żeby tak mnie nie na­zy­wa­ła.

– Co się od­strze­li­łaś jak stróż w Boże Cia­ło? – za­py­ta­ła bez ogró­dek. – Ktoś umarł?

– Nie, no, przy­mie­rzam… eee… od Ewy, bo aku­rat… chcia­łam wie­dzieć… taka kiec­ka na spe­cjal­ne oka­zje… a taka oka­zja wła­śnie jest, nie tam zno­wu, że na pew­no, ale na wszel­ki wy­pa­dek… nie mam ni­cze­go w tym sty­lu. Ja za­wsze spodnie, spodnie, a by­łam cie­ka­wa… – Plą­ta­łam się głu­pio w ze­zna­niach.

– To ża­ło­ba po Wald­ku – po­wie­dzia­ła śmier­tel­nie po­waż­nie Ewa.

– O kur­wa… prze­pra­szam. – Kate się za­wsty­dzi­ła, co na­le­ża­ło u niej do rzad­ko­ści. – Co się sta­ło?!

– Wal­dek zry­wa z He­nią – kon­ty­nu­owa­ła Ewa gro­bo­wym gło­sem.

– Ale ty je­steś po­je­ba­na! – Za­śmia­ła się. – Na­praw­dę się wy­stra­szy­łam.

– No i słusz­nie, ta­kie ze­rwa­nie po dzie­się­ciu la­tach to nic śmiesz­ne­go.

– Po trzy­na­stu – wtrą­ci­łam za ci­cho, bo nie zwró­ci­ły na mnie uwa­gi.

– E, tam, jego stra­ta. Bar­dzo do­brze, ni­g­dy go nie lu­bi­łam. To bez­na­mięt­ny ćwok. Zero pa­sji, zero chę­ci ży­cia, zero po­lo­tu. To ro­śli­na i pa­so­żyt. Już daw­no po­win­naś go w dupę kop­nąć, a nie cze­kać aż on to zro­bi.

– Ewa so­bie żar­tu­je – wy­ja­śnia­łam za­wsty­dzo­na. – Wal­dek mnie za­pro­sił do re­stau­ra­cji i wła­ści­wie nie wia­do­mo z ja­kie­go po­wo­du. Nic nie mó­wił i był ra­czej ta­jem­ni­czy.

– Ja od razu po­my­śla­łam, że chce jej się oświad­czyć – kon­ty­nu­owa­ła Ewa.

– O, nie! Naj­go­rzej! – skwi­to­wa­ła po swo­je­mu Kate.

– Więc Ewa wy­my­śli­ła, że­bym się ja­koś ład­nie ubra­ła na tę oka­zję i stąd ta przy­miar­ka – wy­ja­śnia­łam da­lej – ale mam oba­wy, czy to nie o ze­rwa­nie jed­nak cho­dzi, a Ewa prze­ko­nu­je mnie, że to na bank oświad­czy­ny. Sama nie wiem, nie chcę się na­sta­wiać, żeby póź­niej się nie roz­cza­ro­wać.

Mimo wszyst­kich wąt­pli­wo­ści uśmiech­nę­łam się bez­wied­nie na myśl o klę­czą­cym z pier­ścion­kiem Wald­ku – to by­ło­by speł­nie­nie mo­ich ma­rzeń.

– Mo­żesz mieć ra­cję. – Ewa spro­wa­dzi­ła mnie na zie­mię. – Może on rze­czy­wi­ście chce z tobą ze­rwać?

– Co?! – wy­stra­szy­łam się.

– Wte­dy czer­wo­ny kwiat fak­tycz­nie był­by nie na miej­scu i ty taka wy­stro­jo­na, roz­anie­lo­na, a on wy­sko­czy z czymś ta­kim. Je­śli cho­dzi o fa­ce­tów, nic już mnie nie zdzi­wi – mó­wi­ła z prze­ko­na­niem.

– Mnie też nie – kra­ka­ła Kate.

– Jak to? – Ro­bi­ło mi się sła­bo. – To co ja mam zro­bić?

– Mu­sisz sta­wić czo­ło tej sy­tu­acji, mu­sisz być na nią przy­go­to­wa­na. Nie ma co za­kła­dać naj­gor­sze­go, ale z dru­giej stro­ny – le­piej, że­byś była świa­do­ma. No i ciu­chy są waż­ne. Wiem! Już wiem jak się ubie­rzesz! – wy­krzyk­nę­ła trium­fal­nie.

Za­czy­na­łam się wła­śnie po­grą­żać w czar­nej roz­pa­czy w ob­li­czu roz­pa­du mo­je­go związ­ku, któ­ry do dziś wy­da­wał mi się w mia­rę sta­bil­ny, bez spe­cjal­nych unie­sień, ale i bez upad­ków. Nie do koń­ca by­łam prze­ko­na­na, że kwe­stia wy­bo­ru stro­ju na oka­zję ze­rwa­nia ma ja­kie­kol­wiek zna­cze­nie.

Jed­nak Ewa była w swo­im ży­wio­le. Za­nur­ko­wa­ła w prze­past­nej sza­fie i wy­ję­ła z niej coś z ce­ki­na­mi.

– Za­ło­żysz ob­ci­słe dżin­sy i tę sek­sow­ną bluz­kę, a do tego zwy­kłą, kla­sycz­ną ma­ry­nar­kę. Na po­czą­tek bę­dziesz wy­glą­da­ła po­waż­nie, ale mu­sisz mieć ko­niecz­nie ob­ca­sy, bo do­da­ją pew­no­ści sie­bie. Je­śli się oka­że, że on ci się jed­nak oświad­czy, mo­żesz w każ­dej chwi­li zrzu­cić ma­ry­nar­kę, roz­pu­ścić wło­sy i z pro­fe­sjo­nal­nej pani me­ne­dżer prze­mie­nić się w dziu­nię.

Do­bry plan. Sama bym go le­piej nie wy­my­śli­ła. Cho­ciaż nie by­łam ani pa­nią me­ne­dżer, ani dziu­nią. Nie by­łam na­wet do koń­ca pew­na, co ozna­cza by­cie dziu­nią i czy Wald­ko­wi się to spodo­ba. Bar­dzo za­le­ża­ło mi na jego opi­nii. W tam­tym mo­men­cie uświa­do­mi­łam so­bie, jak wie­le w moim ży­ciu za­le­ży od jego de­cy­zji. Albo mi się oświad­czy i już wkrót­ce będę jego żoną (od za­wsze tego chcia­łam, wciąż tego chcia­łam… czy na pew­no wciąż tego chcia­łam?), albo on ze mną ze­rwie i będę sa­mot­na (za nic w świe­cie bym tego nie chcia­ła, nikt nie lubi być sam… no może tro­szecz­kę by­łam cie­ka­wa, jak moje ży­cie uło­ży­ło­by się bez nie­go). Ktoś, de­cy­du­jąc się na skok na ban­dżi ma świa­do­mość, że lina może być za dłu­ga albo za cien­ka i skoń­czy się to tra­gicz­nie. Mimo to w ob­li­czu przy­go­dy i emo­cji wie­lu de­cy­du­je się na ten krok. Ja jed­nak nie na­le­ża­łam do ry­zy­kan­tek, wo­la­łam, żeby ktoś za mnie po­dej­mo­wał de­cy­zje. Dla­te­go zgo­dzi­łam się na po­li­ty­kę ubra­nio­wą Ewy, po­ży­czy­łam od niej tę sek­si bluz­kę i wy­bra­łam się na ko­la­cję z moim obec­nym, a za chwi­lę by­łym chło­pa­kiem. W tę albo we w tę, nie­za­leż­nie od tego, czy mi się oświad­czy, czy ze mną ze­rwie, chło­pa­kiem już nie bę­dzie. Na­rze­czo­ny, albo eks. Wy­bór na­le­żał do nie­go.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: