Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Złoto Dubaju - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Lipiec 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Złoto Dubaju - ebook

Właściciel kopalni złota w Australii Jordan Blackstone od lat zabiega o nawiązanie współpracy z szejkiem w Dubaju. By zwiększyć swoją wiarygodność, postanawia udawać, że jest żonaty. Idealną kandydatką do roli żony jest Chloe, którą niedawno poznał. Proponuje jej korzystny układ. Chloe zgadza się, lecz oboje nie zdają sobie sprawy, z jakimi konsekwencjami przyjdzie im się zmierzyć…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-2253-2
Rozmiar pliku: 710 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Przyszło jej do głowy, że jeśli za chwilę umrze, przynajmniej zrobi to w wyjątkowym stylu.

Chloe Montgomery zacisnęła drżące palce na grubej linie i usiłowała wyprzeć ze świadomości fakt, że wisi gdzieś wysoko w powietrzu, ponad zatopioną w mroku widownią jednej z najlepszych sal estradowych w całym Melbourne, w której tego wieczoru zorganizowano przyjęcie urodzinowe jakiegoś bogatego biznesmena.

Szorstki węzeł, na którym opierała stopy, obcierał skórę na jej nagich piętach. Skąpy, przyciasny kostium wżynał jej się w żebra i klatkę piersiową, prawie całkowicie uniemożliwiając oddychanie. Na domiar złego wyobraźnia jej podpowiadała, że każdy z tych płytkich oddechów może być tym ostatnim…

– Będzie dobrze, Chloe – uspokajał ją stojący na balkoniku pomocnik techniczny, ostatni raz sprawdzając, czy uprząż bezpieczeństwa na jej plecach jest poprawnie zamocowana. – Uwierz mi, złotko, będziesz gwiazdą tego wieczoru.

– Tak, jasne… – wymamrotała pod nosem, czując, że z każdą sekundą jest z nią coraz gorzej. Jak miałaby wyśpiewać jubilatowi życzenia urodzinowe, skoro bijące w opętańczym tempie serce podeszło jej do gardła? Nawet w normalnych, dogodnych warunkach śpiewanie nie było jej mocną stroną.

– Gotowa?

Przytaknęła, choć miała ochotę wskoczyć na balkonik i wybiec z budynku, odwołując swój „występ”. Co jej strzeliło do głowy, żeby z własnej, nieprzymuszonej woli wpakować się w taką sytuację?

Dobrze wiedziała, dlaczego to zrobiła. Chciała zrobić wrażenie na swojej szefowej, właścicielce agencji eventowej, w której pracowała od paru tygodni. Pragnęła pokazać, że jest cenną, wszechstronną i jakże elastyczną pracownicą, którą warto zatrudnić na pełny etat, a nie dawać jej tylko drobne zlecenia.

Kiedy więc parę godzin temu okazało się, że zawodowa artystka, która miała wykonać ten numer, nagle zachorowała, Chloe postanowiła wskoczyć na jej miejsce. Czyli, mówiąc dokładniej, na tę linę. Teoretycznie zadanie było proste: Chloe zostanie opuszczona na linie prosto na kolana jubilata, złoży na jego policzku niewinnego całusa, a następnie wróci do garderoby, gratulując sobie szybko i gładko wykonanego numeru.

Tak, bardzo proste… teoretycznie, pomyślała, dygocząc ze strachu.

Zapalił się jeden z reflektorów, oślepiając ją snopem białego, gorącego światła. Usłyszała podekscytowane szepty gości usadowionych dziesięć, a może piętnaście metrów pod jej stopami. Poczuła na sobie spojrzenie każdego z nich. Całe życie czuła się niezauważana, czasem niemalże niewidzialna, a teraz nagle znalazła się w centrum uwagi i wcale nie było to przyjemne uczucie.

Lina zatrzęsła się i zaczęła obniżać. Musisz śpiewać! – przypomniała sobie Chloe. Odszukała wzrokiem jubilata siedzącego przy stoliku, na którym stał efektowny, misternie zdobiony tort urodzinowy najeżony świeczkami, butelka szampana w srebrnym wiaderku i wysokie kieliszki.

Mężczyzna wpatrywał się w nią z lekkim uśmiechem. A może raczej uśmieszkiem? Zauważyła, jak w blasku świec ładnie rysują się jego doskonale wykrojone, zmysłowe usta. Poczuła ukłucie żalu, że taki przystojniak jest już zaobrączkowany. Przyjęcie zorganizowała jego żona. Żona, która na pewno poświęciła wiele czasu i włożyła wiele wysiłku w przygotowanie tej imprezy, i nie życzy sobie, żebym ją popsuła, pomyślała Chloe, przywołując się do porządku.

Wzięła głęboki wdech i zaczęła śpiewać Happy Birthday, nie odrywając wzroku od jubilata, a także nie trafiając w dźwięki. Lina obniżyła się wreszcie na wysokość stolika. Chloe puściła się liny i wylądowała prosto na kolanach mężczyzny. Jej pośladki zetknęły się z jego twardymi jak skała udami. Zadrżała na całym ciele i prawie spadła z jego kolan na podłogę.

Pomógł jej nie stracić równowagi, obejmując ją w talii dużymi, ciepłymi dłońmi. Z wrażenia zachłysnęła się powietrzem. Uniosła brodę i spojrzała w jego oczy. Błękitne niczym bezchmurne letnie niebo, lecz zarazem czujne i przenikliwe.

– Happy birthday… – wyszeptała, podrabiając zmysłowy ton Marilyn Monroe śpiewającej dla prezydenta Kennedy’ego. Nachyliła się i musnęła wargami jego policzek, wciągając w nozdrza przyjemny zapach. Nagle mężczyzna obrócił głowę i przywarł wargami do jej ust. Trwało to dwie, może trzy sekundy – odrobinę zbyt długo, aby uznać ten gest za niewinny, przypadkowy pocałunek. Chloe gwałtownie odchyliła głowę. Ten facet mnie pocałował! – pomyślała oszołomiona. Na oczach wszystkich… w tym swojej żony!

– To nie ja jestem jubilatem – oświadczył szeptem, który połaskotał jej ucho. – Ale zrobiłaś to z pełną premedytacją, prawda?

Co!? – krzyknął jej osłupiały umysł.

– To Sadikowi należy się urodzinowy całus. – Nieznajomy kciukiem wskazał siedzącego obok niego mężczyznę.

Gdy pomocnik techniczny odpiął jej uprząż, Chloe natychmiast zeskoczyła na ziemię, lecz zakołysała się na miękkich jak galareta nogach.

– Hej, to ty pocałowałeś mnie – wyszeptała, nie przestając się uśmiechać. W środku jednak gotowała się ze złości. Była wściekła na tego faceta. I na siebie, że popełniła tak głupi błąd, tylko dlatego, że akurat ten człowiek pierwszy rzucił jej się w oczy.

I wpadł jej w oko…

Przeniosła spojrzenie na prawdziwego jubilata, przystojnego mężczyznę z ciemnymi włosami i oczami. Przemknęło jej przez myśl, że zapewne tak czytelniczki romansów wyobrażają sobie bohaterów historii miłosnych rozgrywających się w egzotycznych, pustynnych krajobrazach. Spoglądał na nią z rozbawioną, przyjazną miną.

– Sadik – odezwała się ze słodkim uśmiechem i pocałowała go w policzek. Salę wypełnił entuzjastyczny aplauz. Życzyła mu przyjemnego wieczoru, lecz myślami powróciła do tego, co się stało minutę temu.

„Zrobiłaś to z pełną premedytacją, prawda?”. Te słowa dotknęły ją do żywego. Jak, do diabła, ten facet – kimkolwiek jest – śmiał insynuować, że rozmyślnie się pomyliła, żeby… właściwie co? Zwrócić na siebie jego uwagę? Spróbować go poderwać?

Oburzenie ustąpiło miejsca obawie, że nieznajomy pójdzie ze skargą do jej szefowej. Jej umysł wypełniła straszliwa wizja, jak Dana, słysząc z jego ust oskarżenie o „molestowanie seksualne”, bez chwili wahania wyrzuca ją z pracy. Chloe zadrżała przerażona.

Jordan Blackstone obserwował, jak policzki tej ślicznej, drobnej blondynki pokrywają się rumieńcem, a jej piersi wraz z każdym oddechem rozkosznie unoszą się i opadają. Widać było, że jest zdenerwowana. Cóż, on również nie pozostał obojętny na to, co zaszło. Gdyby kilka chwil dłużej posiedziała na jego kolanach, przywierając do jego nóg tymi miękkimi, kształtnymi pośladkami, trzeba by było wezwać straż pożarną, by ugasiła jego pożądanie. Już tamtych kilka sekund wystarczyło, żeby jego uśpione libido w okamgnieniu się obudziło.

Kobiety często obmyślały sprytne i zabawne sposoby, jak zwrócić na siebie jego uwagę, lecz musiał przyznać, że ten numer był naprawdę wyjątkowy.

Nie odrywał od niej wzroku. Pospiesznie cmoknęła Sadika w policzek, a potem rozpłynęła się w ciemności. Jej jasne włosy i brokatowy kostium pozostawiły za sobą lśniącą smugę, która dopiero po chwili zgasła. Jordan pokręcił głową. Co prawda dziewczyna wyglądała na autentycznie zmieszaną, lecz wiedział, że była to tylko świetnie odegrana rola. Z premedytacją wylądowała na jego kolanach, udając potem, że zrobiła to przez przypadek. Ocenił ją jako cyniczną, wyrachowaną, łasą na forsę kobietę – dokładnie taką, jakich unikał jak ognia. Wdzianko, które miała na sobie, było tak skąpe, że już bardziej nie mogło być. Pasowałoby raczej tancerce z klubu nocnego, a nie artystce, która miała uatrakcyjnić eleganckie przyjęcie urodzinowe.

Chwycił szklankę z wodą mineralną i wypił całą jej zawartość, ponieważ nagle poczuł, że zupełnie zaschło mu w gardle. Sadik zdołał zdmuchnąć wszystkie trzydzieści świeczek wetkniętych w urodzinowy tort, po czym kelnerka zaczęła kroić ciasto na równe kawałeczki, aby zaserwować je zebranym gościom. Orkiestra z zapałem zabrała się do grania jakiegoś wesołego, skocznego numeru. Wypolerowany na błysk parkiet, przyozdobiony balonikami i serpentynami, zapełnił się tańczącymi parami. Jordan patrzył, jak ponad jego głową ukryty w cieniu pomocnik techniczny wciąga linę, która po chwili zniknęła za balustradą jednego z balkoników.

– Cóż. To było… interesujące – mruknął Jordan.

Sadik zachichotał pod nosem.

– Nie tak interesujące jak twoja mina, kiedy ta dziewczyna wylądowała na twoich kolanach. No i ten pocałunek… Co cię do tego skłoniło?

– Chwilowe zaćmienie umysłu.

Na szczęście Sadik nie pozwolił na przybycie żadnym przedstawicielom mediów. Nikt nie uwiecznił tej kompromitującej sceny. Gdyby przypałętał się tu jakiś paparazzi, jutro o całej tej historii trąbiłyby wszystkie australijskie brukowce.

– Wpadła ci w oko? – zapytał Sadik.

Jordan ujrzał oczami wyobraźni, jak zdziera z niej ten skąpy kostium, aby odsłonić kształtne, ponętne ciało. Gwałtownie odsunął od siebie ten obraz.

– Nie jest w moim typie – mruknął.

Jego przyjaciel znowu zaśmiał się pod nosem.

– A ty masz jakiś typ? Myślałem, że każda babka, która…

– Nie każda – uciął dyskusję.

Pewna część męskiej anatomii zadała kłam jego zapewnieniom. Z irytacją założył nogę na nogę i po brzegi napełnił szklankę zimną wodą, która, niestety, nie ostudziła jego ciała. Owszem, ta dziewczyna jest cholernie atrakcyjna, skapitulował w myślach. A czyż nie tego wymagał od kobiet? Wystarczyło, żeby były seksowne, z nikim się nie spotykały i rozumiały zasady gry: przelotny romans, nic więcej.

Zrobiło mu się gorąco. Rozpiął guzik przy kołnierzyku. Wciąż czuł jej zapach, zmysłowy, kobiecy, ale z dziwną, ostrą nutą. Tak pachniała jej skóra czy perfumy? Znowu jego umysł wypełniły erotyczne fantazje. Jej nagie ciało, ułożone na dywaniku przy kominku w jego apartamencie, gotowe do skonsumowania… Poluzował krawat i sapnął głośno.

Przypomniał sobie jej brązowe, lśniące oczy, w których przez kilka sekund dostrzegł płomień, gdy ich ciała się zetknęły. Z drugiej strony, po pocałunku i komentarzu, który wyszeptał jej do ucha, w jej spojrzeniu ujrzał szczere oburzenie. Czuł, że gdyby byli sami, uraczyłaby go siarczystym policzkiem. Doszedł do wniosku, że w sumie mu się należało. Nie zachował się tak, jak przystało na dżentelmena.

Zerknął na zegarek i dźwignął się z krzesła.

– Muszę lecieć – rzucił do Sadika. – Mam za godzinę telekonferencję z Dubajem.

– Powodzenia. Ciągle jesteśmy umówieniu jutro na lunch?

– Jasne. – Jordan złożył lekki pocałunek na policzku małżonki przyjaciela. – Dobranoc, Zahiro. To była świetna impreza. Spodobała mi się twoja niespodzianka.

– Czyż ta dziewczyna nie była rozkoszna? – W jej ciemnych, egzotycznych oczach wyraźnie malowało się rozbawienie. – Musiała wykazać się sporą odwagą, żeby w ostatniej chwili zgłosić się na ochotnika do tego numeru.

– Co masz na myśli? – zaciekawił się Jordan.

– Kobieta, którą wynajęłam, zachorowała. Ta dziewczyna, pracująca dla Dany, wskoczyła na jej miejsce.

Jordan poczuł gwałtowne wyrzuty sumienia. Wszystko się wyjaśniło: ta dziewczyna nie była zawodową artystką. To dlatego nie umiała śpiewać. I dlatego wylądowała na jego kolanach, przez pomyłkę, a nie celowo. Zaklął w myślach. W świetle tych rewelacji jego zachowanie przedstawiało się naprawdę skandaliczne.

– Cóż, dzielnie się spisała – pochwalił ją szczerze. Podziwiał ludzi, którzy nie boją się wyzwań.

Zahira spojrzała na niego z jednym z tych tajemniczych uśmiechów, które tylko kobiety potrafią wyczarować na swoich ustach.

– Przekażę jej twoje słowa, gdy będę z nią później rozmawiała, aby podziękować za występ.

– Nie kłopocz się – zaoponował pospiesznie. – Jutro porozmawiam z Daną. – Wyłowił z kieszeni kluczyki od samochodu i rzucił przez ramię. – Bawcie się dobrze.

Pomijając jej szefową, Chloe była ostatnią osobą, która wyszła z budynku, parę minut po drugiej w nocy. Zarzuciła na ramiona wytartą kurtkę skórzaną, którą wypatrzyła w lumpeksie, chwyciła plecak i rzuciła okiem na złowieszczo zachmurzone niebo. Miała nadzieję, że zdoła dotrzeć do domu, zanim rozpęta się ulewa. Żona jubilata, Zahira, wpadła do niej pod koniec wieczoru z serdecznymi podziękowaniami oraz grubym plikiem banknotów, który wręczyła jej w ramach „paru groszy ekstra”. A co najważniejsze, Dana zaproponowała jej pracę na pełny etat. W mdłym świetle latarni Chloe wykonała krótki taniec radości na wyludnionej ulicy.

Boże, co za wieczór! – pomyślała, oszołomiona. Oczywiście nie wszystko poszło zgodnie z planem. Po pierwsze, nie była zadowolona ze swojego śpiewu; doskonale wiedziała, że nie grzeszy talentem wokalnym. Wrodzony lęk wysokości również nie ułatwił jej sprawy. Po drugie, wylądowała na kolanach niewłaściwego faceta. Po trzecie, ten człowiek ją pocałował! Obrzuciła go w duchu wiązanką epitetów, lecz przez jej ciało znowu przebiegł dreszcz. Przypomniała sobie, jak chwycił ją w talii, aby nie upadła na ziemię. Musiała przyznać, że to było akurat ładne. Ale przecież to zwykły odruch. Każdy inny mężczyzna zrobiłby na jego miejscu to samo. Nie każdy jednak wyszeptałby jej do ucha takie wstrętne słowa, oskarżając ją o to, że całą tę głupią pomyłkę starannie wyreżyserowała, aby zwrócić na siebie jego uwagę.

– Co za palant! – warknęła pod nosem.

Włożyła kask i ruszyła w stronę swojego skutera zaparkowanego za rogiem. Motocykl wyglądał jeszcze nędzniej i żałośniej niż zwykle, stojąc przy nowiutkim, błyszczącym SUV-ie w odcieniu dojrzałej wiśni. Chloe była jednak w zbyt dobrym humorze, aby przejąć się taką drobnostką. W jedną noc zarobiła dwa razy tyle, co w ciągu tych dwóch tygodni, odkąd wróciła do Australii. Dzięki pracy na pełny etat i dobrej pensji mogłaby po jakimś czasie odzyskać pieniądze, które straciła. Wyszłaby wreszcie na prostą.

Potarła dłońmi zmarznięte ramiona. Powróciła do niej myśl, że powinna znowu nawiązać kontakt ze swoją rodziną, póki jeszcze jest to możliwe. Kolejny raz przypomniała sobie tragiczną historię przyjaciółki, która przez długie lata nie odzywała się do swoich rodziców, aż pewnego dnia dotarła do niej wiadomość, że oboje zginęli w wypadku. Dziewczyna była załamana. Nie zdążyła się pogodzić z matką i ojcem. Chloe nie chciała, aby ją spotkało coś podobnego.

Nocne powietrze przeciął głośny, piskliwy sygnał. Zamigotały światła wozu zaparkowanego obok jej skutera. Usłyszała za plecami czyjeś szybkie kroki. Zerknęła przez ramię i zobaczyła wysokiego, barczystego mężczyznę w długim, czarnym płaszczu. Po chwili pomarańczowe światło latarni ulicznej wydobyło z mroku rysy jego twarzy. Ciemne włosy, mocna szczęka, wydatne usta…

Znieruchomiała jak zahipnotyzowana. Znała te usta. Nawet poznała ich smak. Jej serce zadudniło gwałtownie. Wsiadając do samochodu, mężczyzna rzucił jej przelotne spojrzenie, lecz nie rozpoznał jej w kasku, który miała na głowie.

Poczuła, że nie może pozwolić mu odjechać. Musi załatwić tę sprawę, ponieważ w przeciwnym razie nie da jej ona spokoju. Podbiegła do jego auta i zapukała w szybę.

– Hej! – zawołała.

Opuścił szybę. Znowu zachwyciła ją intensywna, błękitna barwa jego oczu. Ciemne brwi uniesione były w wyrazie zaskoczenia.

– Coś się pani stało? Potrzebuje pani pomocy?

Podniosła wizjer. Jego oczy przybrały nagle ciemniejszy odcień, a usta lekko się rozchyliły.

– Tak, stało się – odparła warkliwie. – Jestem wkurzona. Jest pan chamskim arogantem. Nie mam pojęcia, jak mógł pan sobie ubzdurać, że znam pana i chcę pana… poderwać, czy jakkolwiek to nazwać. Kim pan w ogóle jest? – zapytała, kładąc dłonie na biodrach w wyzywającej pozie. Po chwili machnęła ręką. – Zresztą, nawet nie chcę wiedzieć.

Opuściła wizjer i odmaszerowała.

Nie zdążył nawet otworzyć ust, aby przerwać jej gniewną tyradę. Oparł się o fotel i patrzył, jak dziewczyna szybkim, wściekłym krokiem podchodzi do skutera, który sprawiał wrażenie wygrzebanego ze złomowiska. W czarnej kurce skórzanej i z pękatym plecakiem wydała mu się jeszcze drobniejsza.

Uśmiechnął się pod nosem. Taką reakcję wywołała w nim świadomość, że porządnie zalazł jej za skórę. Zapewne nie potrafiła zatrzeć w pamięci wspomnienia tamtego pocałunku. Jemu również to się nie udało. Podczas niezwykle ważnej rozmowy biznesowej, którą odbył parę godzin temu, jego myśli co kilka chwil zaczynały uporczywie krążyć wokół jej osoby. A jeszcze wcześniej, wychodząc z przyjęcia, zapomniał przez nią swojego płaszcza. To dlatego wrócił tutaj w środku nocy.

Jej skuter, charcząc i rzężąc, wyrwał do przodu, wypluwając z rury wydechowej kłęby dymu. Dopiero po minucie czy dwóch Jordan uruchomił silnik i ruszył w stronę domu. Niedługo później znowu ją ujrzał. Stała przed nim na czerwonym świetle. Patrzył, jak powiewają na wietrze jej wystające spod kasku włosy. Cholera, zaklął w myślach. Chciał ją przeprosić. Najchętniej przy okazji zanurzając dłonie w tych jasnych, jedwabistych włosach…

Nigdy nie gustował w blondynkach, zwłaszcza drobnych i pyskatych. Wolał wysokie, wyrafinowane brunetki. Dla tej dziewczyny mógłby jednak zrobić wyjątek. Każdego innego wieczoru podjąłby to wyzwanie; spróbowałby zaciągnąć ją do łóżka. Jednak jego negocjacje z Dubajem nie ułożyły się po jego myśli. Zacisnął palce na kierownicy. Wiedział, że musi całkowicie skupić się na interesach.

Dziewczyna nagle zjechała na pobocze. Jordan również zatrzymał się, wyszedł z auta i podszedł do niej. Stała na chodniku z kaskiem pod pachą i włosami unoszącymi się na nocnej bryzie. Jej twarz była nieruchoma, nawet nie mrugała. Drugą dłoń zacisnęła w pięść i zaczęła uderzać nią o swoje udo, w takt muzyki dolatującej z pobliskiego baru. Z nieba kapał drobny deszcz.

– Czy przestaniesz mnie wreszcie śledzić? – warknęła pod nosem.

– Wcale cię nie śledzę. Jadę do domu.

– A wcześniej? Czekałeś na mnie przed budynkiem.

– Nonsens. Przyjechałem zabrać płaszcz, którego zapomniałem, wychodząc z przyjęcia.

Przewróciła oczami.

– Och, jasne.

– Posłuchaj…

– Nie, to ty posłuchaj, kimkolwiek je…

– Przestań! – rzucił podniesionym głosem. – Dasz mi szansę powiedzieć parę słów?

Powietrze pomiędzy nimi wypełniła napięta cisza.

– Dobrze – zgodziła się wreszcie. Uniosła głowę i dodała chłodno: – Powiedz, co masz do powiedzenia, i zostaw mnie w spokoju.

– Wracam do domu – powtórzył powoli i wyraźnie, dzieląc słowa na sylaby. – Tak się akurat złożyło, że jedziemy tą samą trasą. Co w tym nadzwyczajnego?

Stała w milczeniu, zaciskając mocno usta.

– Mogę cię o coś zapytać? – powiedział po chwili.

Wzruszyła ramionami.

– Czy na pewno samotna kobieta powinna jeździć na czymś takim w środku nocy? – zapytał, ruchem głowy wskazując jej zdezelowany pojazd.

– Nie potrzebuję ochroniarza. – Zerknęła na niebo. – I chciałabym dotrzeć do domu przed oberwaniem chmury.

– Myślisz, że to możliwe? To cacko wygląda tak, jakby lada chwila miało się rozlecieć.

– Mój rolls-royce jest akurat w przeglądzie – odburknęła.

Jordan dostrzegł jednak na jej ustach błąkający się nieśmiało cień uśmiechu. Co więcej, jej ton nie był już tak szorstki i wrogi. Postanowił wreszcie się przedstawić.

– Jordan. Jordan Blackstone.

Zmarszczyła czoło i zapytała:

– Twoje nazwisko powinno mi coś mówić?

– Twoja szefowa mnie zna. – Przeczesał dłonią włosy. – To był dla mnie bardzo długi wieczór. Dla ciebie też. Co powiesz na drinka przed snem? – zaproponował, wskazując głową bar po drugiej stronie ulicy.

– Nie piję alkoholu, kiedy siadam na motor. Zwłaszcza gdy jestem zmęczona.

– W takim razie napijemy się kawy.

– Nie, dziękuję. – Ruszyła w stronę skutera.

Jordan nie przywykł do tego, aby kobiety mu odmawiały.

– Zaczekaj! – zawołał i złapał ją za nadgarstek, lecz na tyle lekko, by mogła się bez problemu wyrwać. Ona jednak tego nie uczyniła. Czubek jej głowy sięgał mu ledwie do ramion, co sprawiło, że poczuł, jak budzą się w nim opiekuńcze instynkty. – Ktoś czeka na ciebie w domu?

– Nie – odparła po chwili wahania.

– Jak masz na imię?

– Chloe.

– Chloe… – powtórzył, gładząc kciukiem delikatną skórę na jej nadgarstku. Wyczuł u niej przyśpieszony puls, który dorównywał gorączkowemu rytmowi jego serca. – Chcę porozmawiać o tym, co zaszło podczas przyjęcia.

– Po co? Przecież to nie było nic… istotnego.

– Ale coś bardzo przyjemnego – odparł z łagodnym uśmiechem. – Zarówno dla mnie, jak i dla ciebie. – Podszedł bliżej. Zaciągnął się głęboko zapachem jej mokrej skórzanej kurtki i wilgotnych od deszczu włosów.

Jej oczy zwęziły się, a zarazem rozbłysły.

– Naprawdę jesteś rekordowo aroganckim, zadufanym…

– Pozwól się zaprosić – przerwał jej. – W jakieś ustronne, spokojne miejsce. Znam w okolicy parę knajpek otwartych do późna w nocy. W każdej chwili będziesz mogła zadzwonić do Dany, jeśli stanie się coś, co…

– Nic się nie stanie. – Wyrwała mu wreszcie rękę. – Mam zamiar zjeść burgera i frytki w pełnym ludzi fast foodzie, a nie przesiadywać w jakimś pustym, ciemnym lokalu z podejrzanym, nieznajomym facetem.

Jordan patrzył, jak Chloe zakłada kask i wsiada na skuter. Jego libido się obudziło, gdy wyobraził sobie, że ta filigranowa blondynka wskakuje na niego, zaciska uda na jego biodrach, odrzuca w tył głowę i w uniesieniu wykrzykuje jego imię. Krew zawrzała w jego żyłach. O, tak, droga Chloe, to mogłaby być najlepsza „przejażdżka” w twoim życiu, powiedział do niej w myślach, uśmiechając się pod nosem.

Zanim zapaliła silnik i odjechała, zerknęła na niego przez ramię. Odczytał to jako zaproszenie, z którego miał zamiar skorzystać, coraz bardziej zaintrygowany tą dziewczyną.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: