Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Złoty taniec - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
18 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Złoty taniec - ebook

Dziewiąta część cyklu hippicznego dla młodszych nastolatek, którego akcja rozgrywa się w malowniczej i tajemniczej Szkocji.

Rodzina Mandersów zmęczona życiem w dużym mieście przenosi się w oddalone od cywilizacji górzyste rejony Szkocji – do niewielkiej wioski Finmory. Główna bohaterka Jinny jest kochającą zwierzęta niepokorną nastolatką. 

Jinny cieszy się na przyjazd przyjaciółki. Przed nimi perspektywa wspólnego rajdu konnego na prawdziwy plan filmowy. Niespodziewane wydarzenia zmieniają jednak bieg wydarzeń, a śladami Jinny i Shanti rusza tajemnicza, złowroga postać. Pradawne celtyckie wierzenia i obrzędy okażą na nowo swą moc…

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5279-4
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

o wrzosowiskach, pogrążonych w ciszy poranka, kroczył powoli mężczyzna odziany w czerń. Wiatr rozwiewał jego zmierzwione, kruczoczarne włosy, a zielone oczy błyszczały nienaturalnie w bladej twarzy o zapadniętych policzkach. Kierował się w stronę domu w Finmory i nawet na chwilę nie odrywał wzroku od okna pokoju, w którym Jinny Manders leżała w łóżku pogrążona w głębokim śnie.

Na łące przy domu, przy najdalszym żywopłocie, tuż za którym rozciągały się wrzosowiska, stała Shanti, należąca do Jinny kasztanowa arabska klacz. Chociaż nie mogła widzieć zbliżającego się przybysza, zdawała się wyczuwać jego obecność. Podniosła głowę, nadstawiła uszu i zarżała na powitanie.

Mężczyzna zatrzymał się przy wejściu na podwórze. Przez dłuższą chwilę stał w bezruchu, wpatrując się w okna pokoju Jinny. Zdawał się wyrastać z ziemi niczym drzewo. Czarne ubrania szczelnie zakrywały jego przygarbioną sylwetkę, skóra na rękach i twarzy była sucha i pomarszczona. Stał tak, dopóki niebo się nie rozjaśniło, a w ciszy poranka rozbrzmiał krzyk mew i nad szczytami pojawiła się złota kula wschodzącego słońca. Kiedy jednak pierwsze promienie rozbłysły na wzgórzach, odwrócił się i odszedł w stronę Inverburga.

Nikt go nie widział. Jego wędrówce towarzyszyło jedynie rżenie Shanti i odgłos jej kopyt, gdy rzuciła się galopem wokół łąki.

Po południu tego samego dnia Jinny siedziała na schodach przed domem. Miała na sobie nowy strój do jazdy konnej i wpatrywała się w napięciu w tarczę zegarka. Kiedy wskazówki pokażą wpół do piątej, będzie mogła w końcu osiodłać swoją klacz i wyjechać na spotkanie państwu Hortonom, którzy właśnie dziś mieli przyjechać do Finmory. Dziewczynka co chwilę potrząsała zegarkiem z irytacją i przykładała go do ucha. Za każdym razem okazywało się jednak, że mechanizm działa jak należy.

– Jeszcze dziesięć minut – odezwała się półgłosem. – Jeszcze dziesięć minut i mogę iść po Shanti.

Nie chciała wyruszyć zbyt wcześnie, ponieważ wiedziała dokładnie, w którym miejscu chce spotkać gości. Planowała wyjechać im naprzeciw i poczekać przy wjeździe do Glenbost, tam gdzie droga skręcała z wrzosowisk do wioski. Stamtąd mogła łatwo dostrzec nadjeżdżający samochód i cieszyć się miłą chwilą oczekiwania na spotkanie. Widząc przyczepkę za samochodem, będzie mogła wyobrażać sobie znajdującego się w środku Pippena, łagodnego kucyka, który znosił podróże ze spokojną rezygnacją. Każda minuta oczekiwania będzie przybliżać moment, kiedy razem z Sue ruszą konno z powrotem do Finmory.

– Sue – odezwała się Jinny półgłosem w przestrzeń, rozkoszując się perspektywą rychłego spotkania z przyjaciółką. – Sue i Pippen.

Dziewczynki zaprzyjaźniły się rok wcześniej, kiedy w wakacje Sue wraz z rodzicami biwakowała w zatoce przy Finmory. Miała tyle samo lat, co Jinny, i tak jak ona szalała na punkcie koni. W tym roku rodzice zabrali ją na wakacje do Grecji, ale po powrocie do kraju zaplanowali również przyjazd na dwa tygodnie do Finmory. Pobyt ten został ostatecznie okrojony do zaledwie siedmiu dni i teraz, w ostatnim tygodniu wakacji, mieli w końcu przyjechać. Nareszcie Jinny będzie miała towarzyszkę do konnych przejażdżek, której będzie mogła opowiadać o Shanti bez obawy, że zanudza słuchacza.

W rodzinie Jinny nikt tak naprawdę nie podzielał jej pasji. Jeszcze dwa lata temu Mandersowie mieszkali w Stopton, hałaśliwym, zatłoczonym mieście. Teraz jednak osiedlili się w Finmory, w kamiennym domu stojącym pośród wrzosowisk tuż przy zatoce, na północnym zachodzie Szkocji.

Tata Jinny pracował kiedyś w Stopton jako kurator sądowy, a teraz był garncarzem i tak bardzo zamartwiał się o finanse rodziny, że przez większość czasu postrzegał Shanti jedynie przez pryzmat dodatkowych wydatków na jej utrzymanie. Mama słuchała opowieści dziewczynki o ukochanej klaczy z miłości do córki, a nie dlatego, że była zainteresowana końmi. Młodszy brat Jinny, Mike, miał jedenaście lat i choć codziennie dojeżdżał do szkoły w Glenbost na Jeżynku, karym kucyku rasy highland wypożyczonym ze stadniny panny Tuke, tak naprawdę najchętniej zamieniłby go na motor.

Petra, najstarsza z trójki dzieci Mandersów, była elegancką, schludną dziewczyną z brązowymi, kręconymi włosami. Całe dnie spędzała na czytaniu magazynów o modzie i grze na pianinie. Jeździła konno jedynie od czasu do czasu. Jinny często przyglądała się starszej siostrze, zastanawiając się, jakie to uczucie być tak opanowaną, zawsze doskonale zorganizowaną osobą. Nie mieściło jej się w głowie, że można myśleć jedynie o zbliżającym się egzaminie z muzyki, kiedy tuż pod nosem mieszka w stajni przepiękna klacz pełnej krwi arabskiej.

Przez całe wakacje Jinny czekała z utęsknieniem na przyjazd Sue i w końcu, za niecałą godzinę, miała się wreszcie z nią zobaczyć. Tęskniła za jej opowieściami z klubu jeździeckiego, za cennymi wskazówkami dotyczącymi techniki jazdy. Sue pobierała lekcje i wiedziała, jak prawidłowo jeździć i skakać. Jinny, nie mając odpowiednich podstaw, kierowała się w swej szalonej jeździe na Shanti głównie intuicją.

Wskazówka zegarka w końcu pokazała dwadzieścia pięć po czwartej. Dziewczynka uznała, że pora się zbierać. Nawet jeśli będzie musiała poczekać na miejscu kilka minut, nie będzie to na tyle długo, by klacz zdążyła się znudzić. Jinny skoczyła na równe nogi i popędziła przez trawnik do stajni, gdzie czekała wyczesana specjalnie na tę okazję arabka.

Shanti zarżała zniecierpliwiona, słysząc odgłos kroków, i załomotała kopytami w drzwi boksu. Kiedy państwo Mandersowie sprowadzili się do Finmory, budynek stajni był w opłakanym stanie, teraz jednak był pięknie odnowiony, z wydzielonym boksem dla Shanti oraz pomieszczeniem na paszę i sprzęt jeździecki.

Jinny zatrzymała się nagle w pół kroku.

– A niech to – mruknęła. – Zapomniałam toczka!

Przez moment kusiło ją, by pojechać bez nakrycia głowy, jednak chwila ta nie trwała długo. Rodzice, choć zwykle nie zwracali uwagi na to, co Jinny wyrabia na Shanti, na punkcie toczka mieli prawdziwą obsesję.

– Muszę wrócić po toczek! – zawołała dziewczynka do arabskiej klaczy i pobiegła co sił w nogach do domu.

Kiedy dopadła do stolika w przedpokoju, zadzwonił telefon. Jinny popatrzyła ze złością na czarny, przypominający rozkraczoną ropuchę aparat. Nie miała teraz czasu na rozmowy, ale wiedziała, że poza Petrą, która brała kąpiel w łazience na górze, nikogo nie ma w domu. Dziewczynka popatrzyła z nadzieją na schody, zastanawiając się, czy starsza siostra usłyszała dzwonek.

Chociaż pachnąca kąpiel w pianie była ulubioną rozrywką Petry, Jinny podejrzewała, że dzisiaj jej siostra prawdopodobnie siedzi na brzegu wanny i płacze. Rano dowiedziała się bowiem, że nie zdała egzaminu z muzyki.

– Wszystkiego trzeba w życiu doświadczyć – oznajmiła beztrosko Jinny, kiedy najstarsza z rodzeństwa otworzyła kopertę z wynikami i powiedziała rodzinie o swoim niepowodzeniu.

– Jinny, nie bądź niemiła – zwróciła jej wtedy surowo uwagę mama.

– Przecież i tak wiadomo, że zda poprawkę, prawda? – powiedziała wtedy. Wiedziała, że gdy tylko ona zacznie podchodzić do egzaminów, będzie oblewać jeden za drugim, chciała więc jak najlepiej wykorzystać niespodziewaną i najprawdopodobniej jedyną w życiu porażkę starszej siostry.

Telefon nie przestawał dzwonić.

To może być Sue, pomyślała nagle dziewczynka i chwyciła za słuchawkę.

– Halo, tu Jinny – przedstawiła się. W tym samym momencie na schodach pojawiła się Petra, wciąż jeszcze ubrana. Jej zaczerwienione oczy potwierdzały wcześniejsze przypuszczenia młodszej siostry.

– To ty, Jinny? Świetnie! Właśnie ty mi jesteś potrzebna – odezwał się w słuchawce tubalny głos panny Tuke.

Dziewczynka już zdążyła wyobrazić sobie, że stadnina panny Tuke właśnie doszczętnie się spaliła, kucyki uciekły na wzgórza albo właścicielka jest cała w gipsie po jakimś okropnym wypadku.

– Dzwonię do ciebie, choć to pewnie niemądre z mojej strony – ciągnęła panna Tuke.

– Kto dzwoni? – chciała wiedzieć Petra.

– To do mnie – mruknęła Jinny, zakrywając dłonią słuchawkę.

– Ale kto?

– Panna Tuke – szepnęła cicho Jinny, spodziewając się, że gdy siostra usłyszy nazwisko, wróci do łazienki. Petra jednak zeszła na dół i usiadła na najniższym stopniu schodów, na tyle blisko telefonu, by móc usłyszeć strzępy rozmowy.

– I dlatego muszę teraz znaleźć kogoś, kto będzie mógł z nami pojechać.

– Słucham? Przepraszam, nie usłyszałam – wtrąciła Jinny, krzywiąc się na starszą siostrę. – Dokąd pojechać? I kiedy?

– Na miłość boską, czy ty w ogóle mnie słuchasz? To naprawdę pilna sprawa. Wyjeżdżamy w poniedziałek. Możesz pojechać?

– Chyba coś przegapiłam – wymamrotała Jinny, która nie miała najmniejszego pojęcia, o czym panna Tuke mówi. – Czy mogłaby pani powtórzyć?

– Na litość boską! – zawołała zdesperowana panna Tuke. – Że też to właśnie ciebie muszę prosić o pomoc. A teraz słuchaj!

Jinny miała już na końcu języka, że to wszystko wina Petry, ale wolała już dłużej nie wystawiać cierpliwości panny Tuke na próbę.

– Cała zamieniam się w słuch – zapewniła.

– Jak już ci mówiłam przed chwilą, mój siostrzeniec, Royce Bryden, jest reżyserem. Pracuje teraz nad serią filmów dokumentalnych o koniach dla stacji ITV. Produkcja z dużym rozmachem. Przyjeżdża na zdjęcia do Calmun – to około dzień drogi stąd. Wynajmuje ode mnie osiem highlandów. Wszystko zostało już ustalone kilka miesięcy temu. Sześcioro najbardziej doświadczonych jeźdźców, gotowych zapłacić podwójną stawkę za tygodniowy rajd konny połączony ze zdjęciami do filmu. Ta kwota plus honorarium za udostępnienie kucyków powinny dać razem okrągłą sumkę. Tyle że dziś po obiedzie zadzwoniła pani Pennigton. Ona, jej mąż i dwójka ich dzieci rozchorowali się na ospę wietrzną. A to znaczy, że nie mam jeźdźców dla moich czterech kucyków. Mogłabym oczywiście przewieźć je w przyczepie, ale dwójka pozostałych uczestników jest już w drodze, spodziewając się dwudniowej jazdy do Calmun. Gospoda na poniedziałkową noc też jest już zarezerwowana. Później zatrzymujemy się w hotelu w Calmun, powrót już bez noclegu. Co ty na to?

– Chce pani, żebym pojechała? Ja? – zawołała Jinny i wyobraziła sobie, jak jedzie kłusem na Shanti, prowadząc za sobą dwa kuce, podekscytowana perspektywą spędzenia kilku dni na planie filmowym. – Ale przecież dzisiaj przyjeżdża Sue!

– To nawet lepiej. Tak mi się właśnie zdawało, że Hortonowie przyjeżdżają w tym tygodniu. Może jechać z nami.

– To by było fantastycznie.

– Co takiego? – dopytywała się Petra. – Co by było fantastycznie?

– Na pewno będzie chciała pojechać – ciągnęła Jinny, starannie ignorując starszą siostrę. – A Pippen jest bardzo spokojny. Sue z pewnością da radę prowadzić jeszcze jednego kuca.

– Pippen? Nie mów mi, że wiezie ze sobą to biedne zwierzę tylko na jeden tydzień? Nie możemy go zabrać. Obie będziecie musiały jechać na jednym kucu i prowadzić drugiego za sobą.

– W takim razie nie damy rady – oświadczyła zrezygnowana Jinny. Stwierdziła w duchu, że to, co sobie przed chwilą wyobraziła, wyglądało zbyt pięknie, by było prawdziwe. – Sue nie zostawi Pippena, a ja też mogę pojechać tylko na Shanti.

– Bzdury – zirytowała się panna Tuke.

– To w ogóle nie podlega dyskusji – odparła Jinny. – Ale za to każda z nas może prowadzić po kucyku.

Dziewczynka usłyszała, jak panna Tuke cmoka ze zniecierpliwieniem, a później w słuchawce zabrzmiał w oddali stłumiony głos.

– Ktoś przyjechał na jazdę – wyjaśniła panna Tuke. – No dobrze, rozumiem, że Sue będzie chciała zabrać Pippena, skoro specjalnie przywlekła go aż tutaj.

– A ja nigdzie się nie ruszę bez Shanti.

– Ja mogłabym poprowadzić Juno i Mgiełkę. Ty wzięłabyś Jeżynka, a Sue Wrzosówkę. Pojadę na Gejzerze. Mamy jeźdźców dla Fergusa i Sporrana. Wciąż jeszcze zostaje Buczek. A może twoja siostra? Jestem doprawdy zdesperowana, nie uda mi się zorganizować nikogo w tak krótkim czasie. Potrafi jeździć konno, prawda?

– Petra? Och, ona nie będzie chciała jechać. Ja mogę poprowadzić Jeżynka i Buczka.

– Gdzie nie będę chciała jechać? Skąd wiesz, że nie będę chciała? – zawołała natychmiast Petra.

– To by była katastrofa – mruknęła panna Tuke na myśl o Jinny prowadzącej z grzbietu Shanti dwa kuce. – Zadzwoń do mnie, jak już porozmawiasz z Sue. Muszę mieć dzisiaj odpowiedź.

– Nie mamy pieniędzy, żeby zapłacić za udział w rajdzie – wtrąciła pospiesznie Jinny, na wypadek gdyby panna Tuke chciała im policzyć podwójną stawkę, podczas gdy nie było jej stać nawet na standardową opłatę.

– Producent filmowy pokrywa wszystkie koszty. Oddzwoń do mnie jak najszybciej.

– Czego chciała od ciebie panna Tuke? – dopytywała się Petra. – I dlaczego powiedziałaś, że nie będę chciała jechać, skoro nawet mnie nie zapytałaś?

– Chodzi o rajd konny, wiedziałam, że nie będziesz zainteresowana. Panna Tuke musi zaprowadzić osiem kucyków do Calmun, na plan filmowy. Chce, żebyśmy pojechały z nią razem z Sue. Przecież wiem, że nie chciałabyś jechać. Na pewno by ci się nie podobało.

– Na plan filmowy? Taki z prawdziwego zdarzenia?

– Muszę lecieć, Sue niedługo już tu będzie! – rzuciła Jinny przez ramię, chwytając toczek i wybiegając z domu.

– Nigdy nie wiesz, kiedy się przymknąć – wymamrotała do siebie pod nosem, biegnąc w kierunku stajni. Zbyt późno zdała sobie sprawę, że wzmianka o planie filmowym musiała wzbudzić ciekawość Petry.

Klacz z siłą torpedy wyskoczyła z boksu na dwór. Z wysoko uniesioną głową i szeroko otwartymi oczami szarpała niecierpliwie za postronek, dając upust swojemu niezadowoleniu z faktu, że przez cały poranek zostawiono ją zamkniętą w ciasnym boksie, podczas gdy czekała na nią plaża w zatoce, a wiatr znad wrzosowisk niósł powiew wolności i niczym nieskrępowanej swobody.

– Na miłość boską – mruknęła zniecierpliwiona Jinny, gdy Shanti stanęła dęba, tworząc na tle błękitnego nieba malowniczy obrazek. – Stój spokojnie, wariatko. Hortonowie już są pewnie za zakrętem.

Dziewczynka docisnęła popręg, przełożyła wodze przez głowę klaczy, pociągnęła w dół strzemiona i wskoczyła na siodło. Zawróciła Shanti w stronę traktu prowadzącego do gospodarstwa pana MacKenzie i wyjechała w kierunku Glenbost.

Po drodze minęła ogródek warzywny, w którym Ken Dawson pielił grządki.

Ken mógłby pojechać z nami, pomyślała i przysiadła głębiej w siodle, by uspokoić klacz, która uskoczyła spłoszona na widok walającej się po poboczu papierowej torby. Chłopak miał jednak zamiar spędzić dwa najbliższe tygodnie we wspólnocie hippisów we wschodniej Szkocji.

Ken mieszkał z rodziną Mandersów i pracował w pracowni garncarskiej u boku taty Jinny. Zajmował się również ogródkiem warzywnym, który sam założył, dostarczając całej rodzinie wystarczającą ilość warzyw i owoców. Kiedy Jinny zobaczyła w cyrku maltretowaną arabską klacz, tylko Ken rozumiał, dlaczego tak bardzo zależy jej, żeby uratować zwierzę, i to właśnie on uratował dziewczynce życie, gdy w czasie zamieci śnieżnej wyruszyła na poszukiwanie Shanti. Rozumiał również przedziwną magię Czerwonego Konia, malowidła ściennego w pokoju Jinny, które dawno temu zostało namalowane przez tajemnicze plemię Wędrowców. Ken był jedną z nielicznych osób, którym dziewczynka pokazywała swoje rysunki i prace.

Jinny popędziła klacz do galopu.

Byłoby super, gdyby Ken mógł z nami pojechać, rozmarzyła się.

Pan MacKenzie, stary farmer, którego gospodarstwo sąsiadowało z Finmory, naprawiał na podwórzu traktor. Shanti stanęła jak wryta, gdy tylko usłyszała warkot silnika.

– Ruszaj! To przecież tylko zwykły traktor – powiedziała ostro Jinny, ale arabka stanęła dęba, stanowczo odmawiając współpracy.

– Czy mógłby pan na chwilę wyłączyć silnik? – zapytała błagalnie dziewczynka, zaglądając z siodła przez płot na podwórze.

– Mój ty Boże, wcale ciebie nie zauważyłem – mruknął pan MacKenzie.

– To tylko ja – powiedziała Jinny, zmuszając Shanti, by przeszła obok traktora. – Jestem już spóźniona. Jadę na spotkanie Sue.

– Spóźnisz się jak nic. Hortonowie przed chwilą dzwonili do mnie ze sklepu w Glenbost. Dotrą na miejsce przed tobą, jeśli będziesz tracić czas na pogaduszki.

Sąsiad znowu odpalił silnik, a klacz w panice rzuciła się do galopu. Dziewczynka pochyliła się nisko nad szyją arabki, kierując ją na drogę do Glenbost. Po całym dniu przygotowań nie mogła znieść myśli, że Hortonowie mieliby dotrzeć do Finmory, zanim ona wyjedzie im na spotkanie. Marzyła, że tam, gdzie się spotkają, Sue wyprowadzi Pippena z przyczepy, tak by mogły pojechać razem konno do domu.

Na drodze wyłonił się zza zakrętu samochód państwa Mandersów, jednak Jinny nie zwolniła nawet odrobinę.

– Widzieliśmy ich! – wrzasnął przez okno Mike. – Poczekaj, aż zobaczysz Sue. Założę się, że jej nie poznasz!

Dziewczynka nie zwróciła na niego uwagi. Galopowała przed siebie, myśląc tylko o tym, by przed Hortonami dotrzeć na miejsce, gdzie rozwidla się droga do Glenbost.

Zatrzymała klacz, gdy dotarła na wzniesienie. Droga w dole była pusta, błąkały się po niej jedynie dwie zagubione owce.

– Udało się – sapnęła zadowolona i zsunęła się z siodła na ziemię. – Pamiętasz Pippena? Już za chwilę go zobaczymy.

Ledwie zdążyła wymówić te słowa, gdy zza zakrętu wyłonił się samochód Hortonów ciągnący przyczepę do przewozu koni.

Jinny nie widziała Sue od ostatnich świąt wielkanocnych, a teraz był koniec sierpnia. Zastanawiała się, co Mike mógł mieć na myśli, mówiąc, że nie pozna Sue. Jak mogłaby jej nie rozpoznać? Z nagłym zdenerwowaniem odgarnęła z twarzy długie rude włosy i uśmiechnęła się na powitanie. Teraz żałowała, że założyła nowe ubrania do jazdy konnej, wolałaby mieć na sobie swoje wysłużone dżinsy i T-shirt. Było już jednak za późno na jakiekolwiek zmiany.

– Nie bądź głupia – mruknęła do siebie pod nosem. – To przecież tylko Sue. Na pewno będzie zadowolona z tego rajdu konnego z panną Tuke. I ucieszy się na widok Shanti.

Choć próbowała się uspokoić, w głębi serca wciąż czuła się zaniepokojona. Tak wiele razy wyobrażała sobie ponowne spotkanie z przyjaciółką, że teraz, kiedy nadszedł już właściwy moment, nie miała pojęcia, co powie jej na powitanie.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: