Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zły Tyrmand - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zły Tyrmand - ebook

Zły Tyrmand Mariusza Urbanka to swoisty rewers słynnego Dziennika 1954 Leopolda Tyrmanda, legendy polskiego jazzu, socjalistycznego playboya, enfant terrible swingujących lat pięćdziesiątych PRL. Człowieka, który dla części swego środowiska był moralnym drogowskazem, jednym z niewielu, którzy mieli odwagę odmówić kolaboracji z reżimem, dla reszty tylko niepoważnym bikiniarzem.
O Tyrmandzie opowiadali autorowi ludzie, którzy wcześniej sami zostali sportretowani na łamach Dziennika i innych książek Leopolda Tyrmanda, wśród nich wielu takich, których nie ma już wśród nas: Agnieszka Osiecka, Irena Szymańska, Stefan Kisielewski, Zygmunt Kałużyński, Szymon Kobyliński, Eryk Lipiński i Jan Józef Szczepański. W książce opisują swe spotkania z Tyrmandem ludzie, którzy byli pierwowzorami bohaterów najgłośniejszej powieści łotrzykowskiej PRL – Zły, oraz Bogna, legendarna polska Lolita z Dziennika 1954.

Spis treści


SPIS TREŚCI

TEN, KTÓRY WIEDZIAŁ
LEOPOLD TYRMAND
SZLACHCIC KURLANDZKI
NAJLEPSZY FELIETONISTA W WILNIE
ZEMSTA NA ELFIE
SOŁDAT Z KUFREM 
POLSKI DZIENNIK „PRAWDA­KOMSOMOLSKA”
OJCIEC CHRZESTNY 
WSZYSCY PODEJRZEWALI WSZYSTKICH
POŻEGNALNA KOLACJA
TELEWIZYJNA POPULARNOŚĆ BEZ TELEWIZJI
ZIELONA GĘŚ, KUBUŚ PUCHATEK, ZŁY
JAZZOWY KOMBATANT Z PIWNICY
EPATOWANIE BURŻUJÓW, TWARDOGŁOWYCH I MIESZCZAN
TYP MĘŻCZYZNY POTRZEBNEGO KOBIETOM
CYGANERIA NIE MOŻE TRWAĆ WIECZNIE
PRZYJACIEL, KTÓRY ZDRADZIŁ PRZYJAŹŃ
IDEOLOGICZNIE SŁUSZNE SKARPETY
PRZYBYSZ Z INNEGO ŚWIATA
SPOWIEDŹ DZIECIĘCIA WIEKU
GETTO Z WYBORU
BIEDNY PLAYBOY
SPINOZA TO ON NIE JEST
NIEDOSZŁY ZIĘĆ IWASZKIEWICZA
ZA DUŻO ORDERÓW I KOŚCIUSZKÓW
SUBIEKT Z BIELAŃSKIEJ
ENFANT TERRIBLE SOCJALIZMU
MÓWIĄ, ŻE JEST PAN W UB
NIEWYTŁUMACZONA KONSTYTUCJA PRL 
WSPINAĆ SIĘ NA PALCACH
SOCJALISTYCZNY BATMAN
ZUPEŁNIE OBCY CZŁOWIEK
TROCHĘ BOŻYSZCZE, TROCHĘ KABOTYN
LOLUŚ NA TLE SOCJALIZMU
DRAŻNI¸ SWOJĄ INNOŚCIĄ
BEZCZELNY ŻYDZIAK
CHCIAŁ BYĆ DYSYDENTEM
D’ARTAGNAN Z PARASOLKĄ
TYSIĄC ZŁOTYCH W STARYCH PIENIĄDZACH
OPEL Z ZACIĄGNIĘTYM HAMULCEM
GENTLEMEN’S AGREEMENT
LEOPOLD STARTUJE W KATEGORII KUCYKÓW
BŁYSKOTLIWE SKARPETKI
ROZRADOWANY SZYMPANS I YMKOWSKI JEBUS
ZA TO, CO NAM ODEBRANO
UWAŻAŁ, ŻE JESTEM BEZTALENCIEM
PAN ZIĘĆ
DEPRAWUJĄCY NASTOLATKI KATOLIK
TYRMAND ZJADŁ KOLACJĘ
JEDEN JEST JAZZ, TYRMAND JEGO PROROKIEM
BANKIET BEZ ZAPROSZENIA
DRY LOLO
ZNAWCA ŁYŻECZKI DO HERBATY
BOHATER NIENAPISANEJ OPERY
OBCASY PODNOSZĄ WZROST, NIE INTELIGENCJĘ
„JAZZOWY” WYMAWIAŁ PRZEZ TRZY „Z”
MURZYN, ŻYD I KATOLIK
SOCJALISTYCZNY KRYMINAŁ
TU SIADYWAŁ LEOPOLD TYRMAND
URBAN, TYRMAND I STS
GROZA ZŁEGO WYPAROWAŁA
ZJAWISKO EGZOTYCZNE I PRETENSJONALNE
FIRMA HOFF–TYRMAND
JA I WILKI
DŻOLER W DOBRZE WYCZYSZCZONYCH BUTACH
PRAWODAWCA WSZECHOBYCZAJÓW
AUGUST BĘC-WALSKI W PRZEPOCONYM PODKOSZULKU
PRZYCIĄGANIE PRZECIWIEŃSTW
FATALNIE ZDEMORALIZOWAŁ DZIECI
PRAWO TYRMANDA
KOLEDZY Z WOJSKA
ZŁY TYRMAND W DATACH
WYBRANA­BIBLIOGRAFIA
INDEKS

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-1065-1
Rozmiar pliku: 4,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ten, który wiedział

Od pierwszego wydania tej książki upłynęło ponad ćwierć wieku. Zmieniła się Polska, zmieniła się Ameryka, zmieniła się pamięć o Leopoldzie Tyrmandzie. Może nawet więcej – zmienił się obraz samego Tyrmanda.

Legenda playboya, który nie zaakceptował narzuconego Polsce ustroju, chcąc żyć na własnych warunkach nawet za cenę odrzucenia przez środowisko, bezrobocia i biedy, zmieniła się w mit TEGO, KTÓRY WIEDZIAŁ. Który wcześniej niż inni poznał smak owoców drzewa dobra i zła. Który dostrzegł szatańską prawdę o komunizmie, gdy inni byli ślepi, nawet jeśli naprawdę tylko szybciej niż inni stracił złudzenia. Nie poddał się wszechogarniającemu strachowi wtedy, gdy bali się prawie wszyscy. I zachował moralną czystość w czasach, gdy niewielu było na to stać. Kiedy jego koledzy, z nielicznymi wyjątkami, szli na moralne kompromisy, układali się z komunistami, żeby wyjechać za granicę, poddawali się dyktatowi cenzury, żeby przepchnąć na łamy swoje okaleczone i pozbawione prawdy teksty, on nie godził się na najmniejsze ustępstwa. A potem, już w Ameryce, nie dał się zwieść urokowi lewicującej nowojorskiej inteligencji dysponującej kluczami na salony i do najbardziej prestiżowych redakcji. Nie pozwolił się przekupić pieniędzmi i popularnością oferowaną przez establishmentowe „New York Times” i „The New Yorker”, wybierając prowincjonalne Rockford i niszowy miesięcznik (ledwie dwa tysiące nakładu rozsyłane za darmo do bibliotek), w którym mógł głosić konserwatywne poglądy.

Świat kręcił się wokół kolejnych, coraz gorszych i głupszych jego zdaniem idei, zmieniał poglądy i barwy, a on trwał, jak milowy słup wskazujący jedyną drogę, która prowadzi ku bogactwu i sprawiedliwemu ustrojowi, gdzie ceni się ludzi mądrych i przewidujących, którzy wiedzą, gdzie leży dobro, a gdzie zło.

Mógł wygodnie żyć, czerpiąc profity z wizerunku dysydenta zza żelaznej kurtyny, szykanowanego w komunistycznej Polsce za swoją miłość do Ameryki, jakim długo chcieli go widzieć amerykańscy protektorzy. Nie musiałby nawet rezygnować ze swoich poglądów, wystarczyłoby, żeby trochę osłabił ostrość głoszonych tez, ograniczył ich bezkompromisowość, nie atakował tak brutalnie Ameryki, nawet Hollywoodu, który przecież wcześniej kochał miłością najczystszą. Ale on wolał pozostać wierny swoim ideałom, nawet za cenę ostracyzmu, który go za to spotkał. Jak samotny szeryf z ukochanych westernów, do końca walczący w obronie prawdy. Bo wiedział coś, czego nie wiedzieli Amerykanie, wiedział, czym także w USA muszą skończyć się lewicowe zapędy. Wiedział, bo miał za sobą doświadczenie wyjątkowe, którego nie mieli wszyscy ci zaczadzeni lewicowymi ideami intelektualiści, których najpierw chciał tylko przestrzec, ale potem coraz bardziej przerażało go ich zaślepienie, niepozwalające dostrzec prawdy. A przecież on, Leopold Tyrmand, zapłacił wysoką cenę za tę prawdę i teraz chciał się nią podzielić.

Obraz Leopolda Tyrmanda to dziś przede wszystkim obraz Tyrmanda amerykańskiego, który coraz dłuższym cieniem zasłania wizerunek z lat pięćdziesiątych. Jest czarno-biały, jednowymiarowy, pozbawiony światłocieni. W Polsce Tyrmand powiedział „nie” komunistom, w Nowym Jorku to samo słowo rzucił w twarz liberalnej inteligencji. W swoich tekstach, jakby tego zrównania było mało, dodawał jeszcze nazistów, którym „też nie uległ”. Bronił Ameryki przed Amerykanami, bo widział, że lecą jak ćmy do ognia, wprost ku zagładzie. Przez wiele lat tęsknił do amerykańskiej ziemi obiecanej, a kiedy wreszcie tam przybył, zobaczył, że już jej nie ma. Zobaczył świat „zdegenerowany i gnijący”. Uznał, że teraz jego misją będzie obrona tego, co jest jeszcze do uratowania.

Dziś, z poglądami, które prezentował w Stanach Zjednoczonych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku, wrogimi wobec feminizmu, traktującymi homoseksualizm jako dewiację, uznającymi demokrację liberalną za nowe wcielenie totalitaryzmu, a lewicę za spadkobierców faszystów, znalazłby się na pozycjach skrajnych. Ten amerykański Tyrmand jest jednak dla wielu w dzisiejszej Polsce wygodny, a w dodatku paradoksalnie autoryzowany przez Tyrmanda z okresu Polski stalinowskiej. I tylko trzeba jakoś złożyć spójny obrazek z dwóch różnych kompletów klocków. Właściwie nawet trzech, bo najbardziej ortodoksyjni prawicowi publicyści oskarżają Tyrmanda o kolaborację, wypominając współpracę z „Prawdą Komsomolską” w okupowanym przez sowietów Wilnie.

„Peerelowski” Leopold Tyrmand dla historyków jazzu i środowiska jazzowego wciąż jednak będzie tym, który był przy narodzinach polskiego jazzu, bez którego muzyczna rewolucja w Polsce oczywiście też by się dokonała, ale później. W popkulturze na zawsze pozostanie jako ten, który zmienił kolorowe skarpetki w antykomunistyczny sztandar, mimo kolejnych świadectw i zaprzeczeń Barbary Hoff, że wcale nie były aż tak kolorowe, a jaskrawych barw dodawały im upływające lata i blaknąca pamięć wspominających. W literaturze przetrwa jako autor Złego, dopóki mit tej książki nie zostanie ostatecznie odczarowany albo równie ostatecznie unieśmiertelniony (i zawłaszczony) przez zapowiadaną od lat ekranizację powieści. Choć nikt już raczej nie ma złudzeń, że polska literatura bez powieści Tyrmanda, nawet bez tej najlepszej, czyli Filipa, nieco wymuszonej, za to z kluczem, czyli Życia towarzyskiego i uczuciowego, a nawet bez najpopularniejszej – właśnie Złego, świetnie się obędzie. Mimo że to literatura, a nie publicystyka, była prawdziwym celem i marzeniem Tyrmanda. To, prócz poglądów na politykę i gospodarkę, łączyło go ze Stefanem Kisielewskim, z którym zakładali Partię Wariatów Liberałów – niespełnione ambicje literackie, które jednak nie były w stanie przebić znaczenia i jakości ich publicystyki.

Bo w historii pozostanie Tyrmand publicysta. Autor przede wszystkim Dziennika 1954, Cywilizacji komunizmu, Fryzur Mieczysława Rakowskiego, Zapisków dyletanta. Tym chętniej przywoływany i cytowany, im mniej czytany. To jeszcze bardziej zbliża go do Kisiela. Wygląda na to, że Tyrmandowi udało się trzydzieści lat po śmierci zająć pozycję, której zawsze chciał, o której też marzył, a której za życia mu odmawiano. Pozycję politycznego autorytetu.

Popularność Leopolda Tyrmanda od pierwszego wydania tej książki w 1992 roku rosła, a w ciągu ostatniej dekady nabrała jeszcze przyspieszenia. Wydano niemal wszystko, co Tyrmand napisał, wygrzebując z gazet stare felietony, także te całkiem doraźne, a nawet to, czego nie napisał. Wydawnictwo MG ogłosiło konkurs na dokończenie zarzuconej przez Tyrmanda powieści Wędrówki i myśli porucznika Stukułki, a następnie wydało jej wersję uzupełnioną przez Monikę Dyrlicką i Dagmarę Klein. Przybywało poświęconych Tyrmandowi książek (m.in. Tyrmand i Ameryka Katarzyny Kwiatkowskiej i Macieja Gawęckiego czy Biografia Leopolda Tyrmanda Marcela Woźniaka) i filmów dokumentalnych (m.in. Jerzego Sztwiertni), a także prac naukowych. Agata Tuszyńska napisała o trzecim małżeństwie Tyrmanda z Mary Ellen (Tyrmandowie. Romans amerykański), coming outu dokonała Bogna, ujawniając we wspólnej z Michałem Wójcikiem książce, że naprawdę nazywa się Krystyna Okólska (Bogna Tyrmanda. Nastolatka, która rozkochała w sobie pisarza). W kolejnych miastach pojawiały się ulice, którym patronuje Tyrmand (w stolicy pasaż jego imienia), a Muzeum Literatury przygotowało wystawę Ulice Tyrmanda. Na dawnym budynku YMCA przy ulicy Konopnickiej w Warszawie umieszczono tablicę z informacją, że w latach 1946-1953 mieszkał tam Leopold Tyrmand, i zaczęto organizować poświęcone jego twórczości festiwale – TYRMANDIADY. Imię pisarza otrzymał Ośrodek Kultury w Darłowie, gdzie toczy się akcja powieści Siedem dalekich rejsów. Spektakle według Złego przygotowały Teatr Modrzejewskiej w Legnicy (reżyserował Jacek Głomb) i Teatr Powszechny w Warszawie (Jan Buchwald), a Wojciech Kościelniak stworzył musical na podstawie powieści w Teatrze Muzycznym w Gdyni.

Po dwudziestu latach od ukazania się Dziennika 1954 rozstrzygnięty został nawet spór, czy to tylko apokryf sporządzony przez Tyrmanda ćwierć wieku później, czy naprawdę już wtedy był tak przenikliwym obserwatorem i krytykiem komunizmu, jak wynika to z książki. Odnaleziona w amerykańskich archiwach i wydana w 1999 roku przez Henryka Daskę wersja oryginalna dowiodła ostatecznie, że Tyrmand, przygotowując londyńskie wydanie dziennika z roku 1980, co najwyżej lekko podredagował wersję pierwotną, nie dopisując jednak niczego ważnego, a przede wszystkim nie udając mądrzejszego. Dziennik 1954, wbrew przekonaniu niedowiarków, naprawdę istniał już w 1954 roku.

Nie doszło tylko do realizacji zapowiadanego od lat filmu fabularnego na podstawie Złego. Został ogłoszony konkurs na scenariusz, potem powstał kolejny, reżyserować miał Xawery Żuławski, wyznaczono już nawet datę premiery. Zły to polski Batman i Zorro w jednym, entuzjazmowali się producenci, nic jednak z ich planów nie wyszło. Filmu – piszę to we wrześniu 2019 roku – wciąż nie ma. Powstała za to kolejna spółka pracująca nad scenariuszem, z udziałem syna Leopolda Tyrmanda, Matthew. Tym razem reżyserem ma być Mariusz Palej.

Odpryskiem popularności Leopolda była medialna kariera Matthew Tyrmanda, który objawił się nagle w Polsce, przemaszerował tryumfalnie przez najważniejsze media, wydał nawet wspólnie z Kamilą Sypniewską książkę Jestem Tyrmand, syn Leopolda i zapis rozmów z Marcinem Makowskim, które przez półtora roku ukazywały się w tygodniku „Do Rzeczy” – Patrzeć, jak świat płonie. Rok Trumpa, Brexitu i dobrej zmiany. Opowiadał w wywiadach, że chciałby zamieszkać w Polsce na stałe, założyć jakiś biznes, najlepiej restaurację, w której serwowałby wódkę tyrmandówkę według przepisu ojca. Próbował zaistnieć w polskiej polityce, pojawiał się na salonach prawicowych partii i ostro krytykował polską rzeczywistość sprzed 2015 roku. Przy okazji zrażając nawet ludzi życzliwych, bo właśnie tak, wyobraził sobie, zachowywałby się w dzisiejszej Polsce jego ojciec. Według Matthew – libertariański populista. „Myślę, że jeśli mój ojciec żyłby teraz, byłby silnie zaangażowany politycznie” – mówił w jednym z wywiadów. Zdaniem syna opowiedziałby się przeciwko wszelkim formom kolektywizmu i przeciwko silnemu rządowi. „Poszczególni obywatele wiedzą sami, co jest dla nich najlepsze. Nie potrzebują w tym celu rady scentralizowanej władzy” – tłumaczył w innej rozmowie. Mimo to magnes tkwiący w nazwisku Tyrmand przyciągał nawet tych, którzy akurat absolutnie nic przeciwko mocnemu rządowi i scentralizowanej władzy nie mają. Wręcz przeciwnie.

Sejm Rzeczypospolitej ogłosił rok 2020 Rokiem Tyrmanda. Za to – jak głosi uchwała z 24 kwietnia 2019 roku – że w najtrudniejszych czasach zachował wymagającą odwagi niezależność intelektualną: „Pisarstwo Tyrmanda i Jego postawa były jak wyzwanie rzucone ideologom nowego ustroju. Był nie tylko bezlitosnym krytykiem komunizmu, ale także arbitrem warszawskiej elegancji, znawcą i namiętnym propagatorem zakazanego w czasach stalinowskich jazzu”. Udało się w jednym komunikacie połączyć obu Tyrmandów, tego z Polski i Dziennika 1954, rozkładającego Peerel niezgodą na marksistowskie rytuały i socjalistyczne hierarchie, z tym z Rockford i „Chronicles of Culture”, konserwatystę walczącego ze zmieniającym się światem.

Wielu z bohaterów Złego Tyrmanda byłoby tym na pewno zdziwionych. Zresztą zdziwieni byli jeszcze za życia, gdy legenda Leopolda Tyrmanda dopiero się rodziła. Nie tylko ci, o których Tyrmand w Dzienniku 1954 napisał źle, także przyjaciele, jak Kisiel, zarzucający mu, że opuszczając Polskę przestał nawet czuć polski język, bo nie ma czegoś takiego jak „cywilizacja komunizmu” z tytułu jego książki. Komunizm nigdy żadnej cywilizacji nie stworzył. Na szczęście nie zdążył.

Dziś tej książki o Leopoldzie Tyrmandzie z Polski lat pięćdziesiątych nie dałoby się powtórzyć. Spośród siedemdziesięciu rozmówców, z którymi spotkałem się, przygotowując pierwsze wydanie w serii „Wybrańcy Bogów” nieistniejącego już Wydawnictwa Słowo i kolejnych dziesięciu, którzy uzupełnili jej edycje w Wydawnictwie Iskry, żyjących można policzyć na palcach jednej ręki.

Mają tę przewagę nad tymi, którzy dziś wiedzą lepiej, co Leopold Tyrmand myślałby, mówił, kogo popierał i do jakiej należałby partii, że znali go naprawdę. Lepiej lub gorzej – jednych on sam zaliczał do swoich przyjaciół, inni myśleli, że byli przyjaciółmi, by dopiero z Dziennika 1954 dowiedzieć się, jak naprawdę Leopold ich oceniał. Ale znali. Jedni spotykali się z nim tylko w Polsce, inni, jak Kisiel, Agnieszka Osiecka czy Krzysztof Teodor Toeplitz, także w Ameryce. I jeśli nawet trudno im było zrozumieć zmianę, jaka się w nim dokonała, to ich zdziwienie też było autentyczne. Tym, którzy dziś traktują Leopolda Tyrmanda jako postać od początku do końca jednoznaczną, wręcz jednowymiarową, niezmienną w poglądach, ich opowieści mogą ten obraz tylko zepsuć.

Oczywiście jeśli dołożenie światłocieni do czarno-białego portretu naprawdę może go zepsuć.

Leopold Tyrmand

Jedna z legend polskiej literatury. Socjalistyczny playboy, enfant terrible lat pięćdziesiątych, człowiek, który wydał komunizmowi walkę na polu, na którym siermiężny i nudny ustrój czuł się całkowicie bezradny. Propagował muzykę amerykańskich Murzynów znienawidzoną przez partyjnych aparatczyków, ubierał się w sposób, który oficjalna prasa uważała za absolutnie niedopuszczalny, pisał tak, jakby nie dostrzegał ponurej rzeczywistości za oknem.

Jego styl bycia potraktowano jak wyzwanie rzucone ustrojowi. Zakazany oficjalnie jazz stał się muzyką najbardziej pożądaną przez młodzież. Kolejki po Złego, pierwszy w socjalistycznej Polsce kryminał, były dłuższe niż kolejki po szynkę i pomarańcze. A Dziennik 1954, który napisał, gdy pozbawiono go pracy, okazał się tak przenikliwą analizą ustroju, że długo nie chciano uwierzyć, iż naprawdę powstał w 1954 roku.

Dla części swego środowiska był wyrzutem sumienia, jednym z niewielu ludzi, którzy w okresie stalinizmu mieli odwagę odmówić kolaboracji z reżimem, dla reszty tylko lichym kabotynem, który przez całe życie grał wymyśloną przez siebie postać. Dla pierwszych był szlachetnym Don Kichotem, szeryfem z westernu, który w pojedynkę walczy przeciw złu, dla drugich cwaniakiem, deprawującym małolaty na tapczanie w pokoiku Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. Jedni uważali go za arbitra elegancji, inni za niepoważnego bikiniarza. Zarazem tragiczny i zabawny, bohaterski i małostkowy, do bólu szczery i fałszywie upozowany.

Witold Gombrowicz napisał o nim: „Tyrmand! Talent! (...) jest najdoskonalszą kontynuacją naszej romantycznej poezji, on przejął jej pióropusz, on pisze jej ciąg dalszy, ale już na miarę nowej historii: proletariackiej”. Jarosław Iwaszkiewicz miał Złego za Trędowatą naszych czasów, a Andrzej Kijowski pisał, że Tyrmand to Balzac dla gówniarzy. Krzysztof Teodor Toeplitz mówił o nim: prawodawca wszechobyczajów, a Zygmunt Kałużyński – ymkowski jebus.

Jaki właściwie naprawdę był Leopold Tyrmand? Komuś, kto przeczytał Dziennik 1954, Filipa, może jeszcze Gorzki smak czekolady Lucullus, mogłoby się wydawać, że wie to bardzo dobrze. Ktoś inny, kto wczytał się w portret mężczyzny w kolorowych skarpetkach w Zorzach wieczornych Tadeusza Konwickiego, będzie już o Tyrmandzie wiedział „na pewno” o wiele mniej. Prawda o człowieku jest zwykle znacznie bardziej pogmatwana, niż on sam chciałby ją przedstawić, i mniej jednoznaczna niż obraz, jaki może przechować pamięć jednego człowieka.

Zły Tyrmand jest próbą przyjrzenia się jednej z najgłośniejszych postaci polskiej kultury oczyma tych, którzy Tyrmandowi towarzyszyli, kiedy rodziła się jego legenda. Jednocześnie jest swoistym rewersem Dziennika 1954.

O Tyrmandzie zgodzili się opowiedzieć mi ludzie, o których on wcześniej pisał w Dzienniku i wspomnieniach publikowanych w paryskiej „Kulturze”. Wśród nich wielu takich, których nie ma już między żyjącymi: Agnieszka Osiecka i Irena Szymańska, Andrzej Jarecki, Zygmunt Kałużyński, Stefan Kisielewski, Szymon Kobyliński, Eryk Lipiński i Jan Józef Szczepański.

Wspominali podczas spotkań ze mną swe związki z Tyrmandem Alina Janowska i Wanda Warska, Ludwik Jerzy Kern, Tadeusz Konwicki, Kazimierz Koźniewski, Andrzej Kurylewicz, Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz, Zdzisław Najder i Krzysztof Teodor Toeplitz.

Wracali pamięcią do spotkań z Leopoldem Tyrmandem ludzie, którzy byli pierwowzorami bohaterów Złego oraz jego żony i kochanki, w tym Bogna, legendarna polska Lolita z łamów Dziennika 1954.

Książka opowiada o Tyrmandzie na tle stalinowskiej i gomułkowskiej Polski. W 1965 roku wyjechał. O Tyrmandzie w Ameryce mówią tylko ci, którzy znali go, gdy żył jeszcze w PRL.

Bo w Ameryce narodził się zupełnie inny Tyrmand. Konserwatysta, antyliberał, stateczny pater familias. Jego obraz stał się jeszcze mniej jednoznaczny.

● ● ●

Zły Tyrmand to nowa, znacznie rozbudowana wersja książki, która po raz pierwszy ukazała się w 1992 roku w serii „Wybrańcy Bogów” nieistniejącego wydawnictwa „Słowo”. Została poszerzona o dziesięć nowych rozmów, między innymi z Barbarą Hoff, Józefą Hennelową i Małgorzatą Rublówną, Józefem Henem, Joanną, Krystyną i Jerzym Kisielewskimi, Januszem Morgensternem oraz Bohdanem Tomaszewskim. Także część pozostałych rozdziałów zostało wzbogaconych o wątki, które nie znalazły się w pierwszym wydaniu.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: