Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zmiana - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zmiana - ebook

Monika Jaruzelska dała się poznać czytelnikom jako wrażliwa obserwatorka. Jej kolejne książki pełne były trafnych spostrzeżeń, budziły duże emocje. „Zmiana” to opowieść o tym, że żyjemy w świecie ciągłych rewolucji, które przestaliśmy dostrzegać. Nasze życie, relacje, sposób porozumiewania się, a nawet stroje ulegają codziennym metamorfozom. Ma to swoje  konsekwencje w obyczajowości, a przede wszystkim – w myśleniu. To też opowieść o intymnym odbiorze tego, co serwuje nam dynamika naszych czasów. 

Autorka konfrontuje swoje przemyślenia z czterema wybitnymi specjalistami: psychiatrą, medioznawcą, stoikiem i coachem.

Bo nawet kiedy wydaje się nam, że coś jest stałe, musimy uwierzyć, iż jedyną pewną rzeczą w życiu jest zmiana.

– O czym piszesz? – pyta szarolubna z niedbałą nadwagą.

– O depresji w borderline – odpowiada płowogłowa w mdłych okularach. 

– Suuuper! – rozkwita w uśmiechu aparat ortodontyczny, próbując rozsadzić po kątach desperacko wysuwające się przed szereg dwójki.

Zamawiają ciastka, herbatę, kanapki. Zanurzają się w psychologię głębi i beztrosko nabierają kilogramów. Chyba studentki z klinicznej. Patrzę na nie z czułością. Jak mało w nich narcyzmu. Sernik i dopamina. 

Przy stoisku „Psychologia biznesu” wręcz przeciwnie. Szczupły brunet w typie młodego Tomasza Kamela. Modny. Czarne, monochromatyczne, najbardziej new z wszystkich newbalansów. Ciemny szalik precyzyjnie oplata szyję, szykownie chroni gardło, które pewnie za chwilę spróbuje którejś z technik efektywnej sprzedaży głosu w komunikacji społecznej lidera.

Jestem w księgarni Psyche Books & Cafe, która należy do Uniwersytetu SWPS. Przychodzę tu po zajęciach, które prowadzę dla II roku. Przeglądam książki i próbuję odgadnąć, na jakim wydziale studiują ludzie przebywający w księgarni.

Fragment książki

Monika Jaruzelska (ur. 1963) – publicystka, antropolog mody. Absolwentka polonistyki UW, studiowała również psychologię. Jedna z pierwszych polskich stylistek. Kierowała działem mody i stylizacji w magazynie „Twój Styl”, współpracowała również z innymi pismami kobiecymi. Założycielka Szkoły Stylu, były członek zarządu i dyrektor artystyczny firmy jubilerskiej W. Kruk oraz luksusowej marki Deni Cler. Wykładowca Uniwersytetu SWPS. Autorka bestsellerowych książek „Towarzyszka panienka”, „Rodzina” i „Oddech”.

Kategoria: Sztuka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8097-798-3
Rozmiar pliku: 493 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Powrót taty

Kiedy ojciec wyprowadził się do innej kobiety, zmienił zapach. Wodę kolońską „Brutal” z pobliskiego kiosku zastąpił peweksowskim „Old Spice’em”. I niczym kapitan z oldspajsowskiej reklamy odpłynął trójmasztowcem w siną dal.

W pewną upalną niedzielę przyszedł nas odwiedzić. Przyniósł prezent i wyglądał jak ktoś obcy. Miał czarną lśniącą koszulę oraz biały szeroki krawat. Zapuścił włosy i pekaesy1. Był obcy. Ostentacyjnie nonszalancki. Przechodząc przez przedpokój, z zadowoleniem zerkał w lustro oprawione w ozdobną metaloplastykę z Domu Rzemieślnika na ulicy Puławskiej.

Po paru miesiącach wrócił i z pokorą zagnieździł się w wiernie na niego czekających starych kapciach i beżowej koszulce polo z anilany, nie wiadomo dlaczego z dynamicznym napisem „Sport!”. Zasiadł na kanapie... a z kolorowego rubina popłynął pełen ekstazy głos:

„Przed polem karnym Deyna… a teraz Kasperczak… cofnięty Musiał musi ratować sytuację i uratował… Lato bardzo dobrze wycofał piłkę… znowu Deyna, dośrodkowanie…”.

I już do końca pozostał przykładnym mężem, pachnącym w ramach pokuty radziecką wodą „Krasnaja Moskwa”.

Tę historię opowiedziała mi przed laty przyjaciółka ze studiów. Jako symbol nielojalności ojca wobec rodziny zapamiętała zmianę jego stylu i zapachu. Czarna koszula i modny krawat stały się oczywistymi sojusznikami i ambasadorami „tamtej pani”. Powrót taty zaś symbolizowały wiernie czekające na niewiernego pana kapcie.

Jakby nic się nie zmieniło, a zmieniło się wszystko.

1 Baki lub bokobrody z lat siedemdziesiątych. Prawdopodobnie nosili je z upodobaniem kierowcy autobusów PKS, i stąd takie określenie.Marynarka Gucia

W przeddzień pogrzebu dziadka musiałam Gustawowi kupić odpowiedni strój. Robiłam to bardzo pospiesznie. Wcześniej zupełnie nie miałam do tego głowy. Dobrze, że był maj, czas komunii, więc szybko uporałam się z problemem i kupiłam ciemnogranatowy garnitur. Bo nie można było samej marynarki. Następnego dnia miał marynarkę na tej smutnej i burzliwej uroczystości. I ta marynarka wisząca w jego szafie przez kolejne dni kojarzyła mi się jedynie z pogrzebem. Nie chciałam na nią patrzeć, przesunęłam ją w głąb szafy.

Parę tygodni później Gucio ponownie ją włożył, kiedy poszliśmy do prezydenta Bronisława Komorowskiego, aby odebrać Krzyż Zesłańców Sybiru dla dziadka. I znowu marynarka została wyjęta z szafy, a do niej niebieska koszula, beżowe spodnie i granatowe mokasyny. Teraz stała się już zupełnie innym strojem, choć nie straciła jeszcze do końca swojego kontekstu żałobnego.

Wiosną następnego roku wybrałam się z Guciem na koncert Macieja Maleńczuka. Tym razem marynarka została połączona z zaprojektowanym przez Roberta Kupisza T-shirtem z maską gazową z kolekcji OPERA oraz wytartymi dżinsami. Świetnie się bawiliśmy. Marynarka została odczarowana. Gustaw chętnie sięgnął po nią, gdy szliśmy na spektakl Frankenstein do pobliskiego teatru Syrena. Wtedy już zupełnie przestała mi się kojarzyć z pogrzebem ojca. Dzisiaj jest na Gucia za mała i wkrótce trafi do szafy innego chłopca. Dla niego będzie to całkiem inna marynarka.

Ubranie zawsze ma swój kontekst.Zmiana

Życie to zmiana. Z plemnika w zarodek. Z zarodka w płód. Potem w niemowlę, dziecko, młodzieńca lub dziewczynę. W dorosłego, starca, aż wreszcie w trupa, po którym pozostaną już tylko kości w gnijącej trumnie. Albo kupka instant wsypana do urny. (A tak przy okazji: „Kawa Sati – świeżo palona”… tę reklamę zna cała Europa. Nie wiem, co powodowało właścicielami francuskiej firmy kawowej, żeby nadać sobie taką nazwę2).

To nie jest dobra zmiana. Ale jedyna, jaka przypadła nam w egzystencjalnym udziale. Nasze ciało się zmienia pod wpływem czasu, chirurga, rzadziej nieszczęśliwego wypadku.

Zmienia się język, którym się posługujemy i którego słuchamy. Przez ostatnie lata w medialnym przekazie głównie słyszałam hasła „pedofilia w Kościele”, „związki partnerskie”, „prawa mniejszości”, „przemoc w rodzinie”, „wolny rynek”, „codziennie niższe ceny!”... A dzisiaj: „flanka wschodnia”, „wartości narodowe”, „żołnierze wyklęci”, „obrona terytorialna”, „wstawanie z kolan”…

Wystarczył rok, aby język feministyczno-neoliberalny zmienił się w militarno-patriarchalny. No i co z tego? Idzie nowe – idzie stare. Doskonale pamiętam z dzieciństwa: „Ludowe Wojsko Polskie na straży granic ziem odzyskanych”, „Żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatnio”, „Budujemy Polskę silną, rządną, sprawiedliwą”…

A przecież „»Wszystko płynie« – twierdził Heraklit. Wszystko jest w ruchu, nic nie trwa wiecznie. Dlatego nie możemy »dwa razy wejść do tej samej rzeki«. Kiedy bowiem wchodzę do rzeki po raz drugi, i ja jestem już inny, i rzeka jest inna”3.

2 Sati – hinduski rytuał ofiarnego aktu samospalenia wdowy po śmierci męża.

3 Jostein Gaarder Świat Zofii. Cudowna podróż w głąb historii filozofii, przeł. Iwona Zimnicka; Jacek Santorski & Co, Warszawa 1995.Rodzić modnie

Chcemy czy nie – urodzić się musimy. Modnie i ekologicznie w domu, z kamerą w kroczu naszej matki. Zgodnie z naturą, w bólach i krzyku, jak zwierzę, czyli po ludzku. Albo inaczej, choć też modnie – po cesarsku, w prywatnej klinice. Nie nam o tym decydować.

Kiedyś wszyscy rodziliśmy się tak samo. Niemodnie, w państwowych szpitalach. A nasi rodzice i dziadkowie w domowych pieleszach. Tak czy owak, nasz status i styl od samego początku nie zależy od nas. Mimo pierwszego krzyku sprzeciwu, który wydajemy z siebie po przyjściu na świat. I tak za chwilę zostaniemy ubrani w granatowe śpiochy Ralpha Laurenta, przywiezione prosto z Nowego Jorku, albo w sprane w kilkudziesięciu praniach pajacyki od kuzynki matki, która dostała je od siostry sąsiadki, będącej matką pięciorga dzieci oraz babcią dla pierwszego wnuka spod Łomży. Nie nam też decydować, czy dostaniemy pod nos cyca, czy butelkę ze specjalnie spreparowanym pożywieniem. Pampersy czy naturalną tetrę. I jak będziemy noszeni – w chuście czy sztywnym nosidełku… Słowem – czy nasza matka jest pledowa, czy luksusowa. Czy płacze, krzyczy, śmieje się i słucha muzyki, czy też woli zapadać się w stan otępienia narkotycznego. I czy w ogóle będzie chciała nami się zajmować. Na wiele rzeczy od samego początku nie mamy wpływu.

Na imiona również nie mamy wpływu, a przecież bywają takie, na które moda panuje tylko przez jeden sezon. Potem towarzyszą nam do końca życia, stając się nieodłącznym elementem naszej tożsamości. Czy można być dzisiaj szczęśliwą Izaurą?Nomen omen

Imiona nosi się jak ubrania. Kiedy są modne, noszą je wszyscy, którym przypadło w udziale rodzić się w tym samym pokoleniu. Pośród moich rówieśniczek najwięcej jest Beat i Małgoś. Potem Monika ex aequo z Iwoną, Anią, Joasią, Jolą... No i zawsze choć jedna Ewka „co spadła z drzewka, spadła na kamyczki, potłukła sobie cycki”. Chłopcy to Darek, Andrzej, Krzysiek, Tomek, Marek, Paweł, no i Jurek-ogórek, kiełbasa i sznurek. Raz na jakiś czas zdarzał się Władzio lub Jasio – ale w szkolnej grupie nie byli dobrze traktowani. Zwykle z biednych domów, gdzie imiona jeszcze się dziedziczyło po przodkach, za bardzo kojarzyli nam się z Jankiem muzykantem. Choć raczej powinni z Jankiem Kosem…

A przecież dziedziczenie imion przez wieki było oczywistością: po ojcu, dziadku, nieszczęśliwie zmarłym stryju… I na odwrót – po zwariowanej ciotce na pewno nie, tym bardziej że była starą panną, ani po kuzynie matki, bo to pijak straszny i hulaka. W modzie było też nadawanie imion od świętych, królów i bohaterów narodowych. To oznaczało dobrą wróżbę dla dziecka na całe życie. Choć teraz nie jestem pewna, jak dobrą wróżbą dla dziecka miałoby być imię Wojciech – po pierwszym polskim męczenniku, którego głowę nadziano na pal...

W latach siedemdziesiątych zaczęła się moda na imiona zachodniobrzmiące, zwłaszcza u dziewczynek – Violetta, Mariola i Sylwia. Violetta miała z nich najlepiej, bo zapisywana była po zagranicznemu. Mariole, kiedy trochę podrosły, dopisywały sobie drugie „l”, Sylwie wstawiały sobie „v”, czyli rozcapierzone palce4... Kiedy zaczęły wkraczać w pełnoletność, często można było usłyszeć komunikat radiowy bądź telewizyjny: „Wczoraj, w późnych godzinach wieczornych, znaleziono zwłoki Marioli S., porzucone w lesie…”. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że statystycznie najwięcej zwłok nosiło wtedy imię Mariola.

W latach osiemdziesiątych zaczęła się filmowa moda na imiona. Pewnie trwała już dużo wcześniej, bo przecież gwiazdy ekranu uwodziły wielbicieli kina już przed wojną. Ale nikt wtedy nie poważyłby się w Polsce na ochrzczenie dziecka imieniem Clark, Kirk, Elvis, Brigitte, Elizabeth czy Marilyn. Zresztą prawnie to było zabronione. Nastąpiło też zjawisko odwrotne. Przed wojną dużo chłopców otrzymywało na chrzcie imię Adolf. Po wojnie z wiadomych względów już nie. Ale taki Włodzimierz z Józefem mieli się świetnie…

Moda filmowa w latach osiemdziesiątych nadeszła wraz z szałem na telenowele. Jak wieść gminna niesie – zaczęło się od Izaury. Ale zdaje się, że wcześniej pojawiła się Esmeralda. Potem nadszedł czas dla Jessiki, Andżeliki, Samanty, Kariny i Oliwii… Ciekawe, czy są już jakieś Roksolany? Wśród chłopców pojawił się Brajan, Kewin i Patryk. Od kilku lat także Dżastin. Oczywiście nie jest tak, że rodzic może wszystko.

Na straży „dobrego imienia” stoi prawo, które precyzuje, co wolno, a czego nie. Na przykład nie można nadawać dziecku więcej niż dwóch imion, imion ośmieszających, nieprzyzwoitych, w formie zdrobniałej i takich, które nie pozwalają na odróżnienie płci dziecka. Nie można też nadawać imienia w formie obcojęzycznej, jeśli ma odpowiednik polski.

Są znane na ten temat głośne historie. Pierwsza z nich dotyczy małżeństwa obcokrajowców, którzy zamieszkali w Polsce i tu miała się urodzić ich córeczka. Zachwycili się polskim słowem „filiżanka” – i tak chcieli nazwać dziecko. Filiżanka nie podchodzi pod żadną kategorię wymienionych wyżej imion, których dawać nie można. W takiej sytuacji jest zwyczaj, że pracownicy Urzędu Stanu Cywilnego zgłaszają problem do językoznawców, a ci wydają odpowiednią opinię. No i Filiżanka została odradzona.

Na stronie Rady Języka Polskiego można poczytać korespondencję prowadzoną między rodzicami a Radą. Na przykład na temat imienia Mercedes.

Mama pisze: „Prosząc o pozwolenie na nadanie tak nietypowego imienia, chcę zaznaczyć, że jest to imię żeńskie. Jak ogólnie wiadomo, samochód marki »Mercedes« został nazwany tak od imienia córki jego producenta. Jest też powszechnie znany fakt, iż osoby sławne, np. gwiazdy filmowe, nadają swoim pociechom imiona inne, nietypowe, np. Inez. Myślę, że osoby nieposiadające statusu »gwiazd« również powinny mieć prawo do nadania oryginalnego imienia swemu dziecku”.

I odpowiedź profesora Andrzeja Markowskiego:

„(…) potwierdzam, że imię w formie Mercedes nie spełnia jednego z warunków, zawartych w art. 50 ustawy Prawo o aktach stanu cywilnego (DzU 1986 nr 36, poz. 180), nie pozwala bowiem odróżnić płci dziecka. To, że w języku hiszpańskim jest to imię żeńskie (pełna forma Maria Mercedes – Maria Łaskawa), nie jest wystarczającym powodem, by uznać je za takie także w języku polskim. Imiona zakończone na spółgłoskę są bowiem w polszczyźnie imionami męskimi.

Ponadto wyraz mercedes jest w naszym języku nazwą samochodu i jednoznacznie się z tym kojarzy. Byłoby to – proszę mi uwierzyć – przyczyną wielu stałych kłopotów i przykrości dla dziewczynki, która wskutek tych skojarzeń (skwapliwie wyzyskiwanych przez rówieśników) cierpiałaby przez całe dzieciństwo i młodość”5.

Argument (i bardzo słusznie), że nietypowe imię byłoby w przyszłości dla dziecka przyczyną kłopotów oraz przykrości, jest często używany przez Radę w tejże korespondencji.

Znalazłam na forum wypowiedź takiego dziecka:

„Mój ojciec jest Egipcjaninem i mama mnie nazwała Aaliyah. Od początku mam problemy z tym imieniem – jedni czytają jako ALJA, ALIJA, ALIAH, ALIJAH itd. Poprawnie jest ALIJA. Ja z kolei nazwałam swojego syna Krystian Paweł. Mąż ma na imię Sebastian. Moja siostra zaś ma na imię Zakia – czytają ZAKIA, ZAKIJA – czyta się ZAKIJA, ale »za kija« to można złapać... Dawajcie dzieciom normalne imiona”6.

Druga historia dotyczy Franciszka Starowieyskiego, jednej z najbarwniejszych postaci, które miałam przyjemność w życiu poznać. Najbarwniejszej nie tylko ze względu na fenomenalny talent i fantazję, ale także kapitalne skojarzenia i powiedzenia, jak to: „Cycki nie chuj, nie muszą stać”. Starowieyskiemu jakimś cudem lub raczej za pomocą diabelskiej sztuczki udało się zarejestrować pierworodnego syna jako Belzebub. Dzisiaj syn jest Antonim – zmienił imię podobno na prośbę stryja księdza prałata. Sam malarz nazywał się Franciszek Andrzej Bobola von Biberstein Starowieyski, co być może też było jego własnym pomysłem. Twierdził potem, że jednak to zbyt skomplikowane, dlatego woli używać pseudonimu Jan Byk. A że synowi nadał piekielne imię… Cóż się dziwić, jeśli jeden z obrazów potrafił zatytułować Pizdomierz…

Do problemu z nietypowym imieniem dochodzi jeszcze kwestia nazwiska. Jeśli jest pospolite czy wręcz ośmieszające, rodzicom wydaje się, że dodanie oryginalnego imienia przyda mu uroku. I tak zaczynamy mieć do czynienia z Jessiką Motyką i Dżastinem Kowalem. Opowieści, jak to z nami była w klasie albo z nami studiowała Nadzieja Pociupana i Dolores Miednica, to już legendy znane w całej Polsce.

W telewizji często słyszymy mrożące krew w żyłach historie o gwałconych, katowanych i mordowanych dzieciach. Zwykle brzmi to tak: „Dwuletnią Nicolę zgwałcił konkubent matki” albo „Pięciomiesięczny Patryk trafił do szpitala po tym, jak został skatowany przez konkubenta matki”… Imiona tych dzieci są rozpaczliwym wołaniem ich nieszczęśliwych matek o życie w bajce, gdzie królewna jest piękna, a książę zawsze bogaty.

A jak jest z bogatymi? Już powstała kategoria pudelkowych dzieci pudelkowych rodziców. Na pierwszym miejscu plasuje się Michał Wiśniewski z trzema córkami: Ettiennette, Vivienne, Fabienne, i synem Xavierem. Na drugim Katarzyna Figura z córkami: Koko Clair i Kaszmir Amber. Córka Katarzyny Skrzyneckiej to Alikia Ilia. Syn Doroty Gawryluk to Nikon. Córka Magdy Gessler to Lara... Pod tym względem polskie gwiazdy dorównują zachodnim. Moda na oryginalne imiona dla dzieci zapanowała na czerwonych dywanach Zachodu już dawno. Na przykład Mariah Carey ma córkę Monroe (na część Marilyn) i syna Marrocana (w hołdzie dla Maroka). Gwyneth Paltrow ma córkę Apple Blythe Alison i syna Mosesa Bruce’a Anthony’ego, czyli w skrócie i po polsku: Jabłko i Mojżesza.

Czy to oznacza, że bogaci też są nieszczęśliwi...?

Jak ważne jest imię dla człowieka, niech świadczy jego brak – „znaleziono ciało NN”, „ojciec dziecka NN”, „Tu spoczywa NN, lat ok. 20”…

Jak ważne jest imię dla człowieka, niech świadczy też pragnienie jego zmiany. Bywa, że na potrzeby sceniczne – i wtedy z Czesławy Cieślak mamy Violettę Villas. Bywa, że z potrzeby serca, bo rodzice dali Bożena, a dziewczyna zawsze chciała być Agnieszką. Bywa również, że w domu częściej wołali drugim imieniem, więc do szkoły szła Kasia i dziwiła się, że nauczycielka wyczytuje Małgorzatę… A bywa, że jest problem z wibracją numerologiczną, czyli sumą liczb danych samogłosek i spółgłosek, z których składa się imię – jak twierdzą numerolodzy. No to nie da rady, trzeba zmienić, inaczej całe życie spieprzone.

Od jakiegoś czasu mamy też do czynienia z powrotem imion tradycyjnych: Jan, Stanisław, Antoni, Franciszek, Tadeusz, Maria, Zofia, Helena, Janina… Czy to na pewno tradycja? Raczej moda. Ciekawe, jak ten trend się dalej rozwinie. No bo logicznie biorąc, jeśli wszystko teraz ma być bardzo polskie i narodowe, to imiona również powinny nawiązywać do tradycji słowiańskiej. Czy w takim razie zaczniemy mieć do czynienia z Rzepichą, Żelisławą, Nielubą, Ostrogniewem i Twardostojem? Nie sądzę. No bo to imiona pogańskie. Ostanie się zapewne tylko Mieszko – ochrzcił Polskę, bądź co bądź.

Niemniej pamiętajmy, co jest najważniejsze:

– Zasadniczo, pobieżnie my ją nazywamy Marysia, ale tak chcemy jej dać jakoś bardziej nowocześnie… Jest takie jedno imię... dobre dla dziewczynki... Tradycja!7.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI

I

Powrót taty

Marynarka Gucia

Zmiana

Rodzić modnie

Nomen omen

Jasiek i Iwan

Imię dla starej panny

Sadystka

Zeszyt

Żuczek

Szczęście nosi twoje imię…

Autyzm cyklisty

Kolor, który nie istnieje

Rytuał hańby

Newyorki

Biały płaszcz

Kobietą i mężczyzną stworzył ich

Uniseks, czyli kwestia niuansu

Walka postu z karnawałem,czyli problem z ostentacją

Dobra i zła zmiana, czyli Halloween w katakumbach

Intymność, czyli przełamywanie tabu

Terror młodości, czyli czterdzieści lat minęło

Sacrum i profanum, czyli Matka Boska i gołe cycki

Nowy serial, czyli Duda, Dudowa i Dudzianka

Kupuj, czyli boska pozycja konsumenta

Powrót do przeszłości, czyli kosmita ogląda telewizję

Wspólnota, czyli patrioci i gracze

II

Wzgardzona

Oczy

Życie to nie bajka

Lustro

Macocha natura

Dysmorfofobia

Nie patrz na mnie

*

III

Szarolubne

Mindfulness

Jak pozostać sobą w pogoni za zmianą?

IV

Pierwszy dzień

Życie w przecenie

Dzień świstaka

Bestia

Płachta na byka

Bonżurek

Rytuały

Brudne szczęście

I żyli długo i szczęśliwie…

Baśniowa terapia

Złota rybka

*

V

Jezioro

Ostatni etap

Dialog o globalnym ociepleniu

Angielska jesień

Krata

Melancholia

Pompony, czyli w poszukiwaniu straconego czasu

Nowoczesność

Drzewo Kocha

Wędrowne ptaki

Miłość i fotografia

Brawo Ja!

Ocalić od zapomnienia

Fotografia mimo woli

Susan i Annie

Świat bez skazy

Modelki się gniewają

Niezapomniana chwila

Mieć czy być

*

Początek końca

4 Mniej więcej w tym czasie generał Jaruzelski powiedział: „Jeszcze i dziś wznoszą się nieraz rozcapierzone palce. Na tę literę nie zaczyna się żadne polskie słowo. Od niej w Polsce nie będzie lepiej”. Chodziło o znak victorii.

5 http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=872:mercedes&catid=76&Itemid=146

6 http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/dziwne-imiona-jakie-rodzice-wymyslaja-dzieciom,2863212,art,t,id,tm.html

7 Za „Misiem” Stanisława Barei.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: