Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zmysłowa panna młoda - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Sierpień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zmysłowa panna młoda - ebook

Shanal nie potrafi wypowiedzieć sakramentalnego „tak” i w ostatniej chwili ucieka sprzed ołtarza. Raif, który jest od lat w niej zakochany, pomaga jej się ukryć. Ich kilkudniowa wyprawa łodzią kończy się wybuchem szalonej namiętności. Raif jednak musi udowodnić Shanal, że pomagał jej z miłości, a nie by się odegrać panu młodym, którego nie znosi...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-2206-8
Rozmiar pliku: 766 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Zebraliśmy się tu dzisiaj…

Promienie słońca wpadały do kościoła przez witrażowe okna, zalewając wnętrze ciepłym blaskiem. Shanal zakręciło się w głowie od intensywnego zapachu gardenii, z których wykonany był bukiet ślubny.

– …aby połączyć Burtona i Shanal świętym węzłem małżeńskim…

Czy naprawdę tego chciała? Jej narzeczony, Burton Rogers, był przystojny, inteligentny i bogaty. Darzyła go autentyczną sympatią.

No właśnie, sympatią. Niczym więcej.

Przypomniała sobie, co rok temu mówiła swojemu przyjacielowi: Masz szansę na miłość, o jakiej inni marzą. Zazdroszczę ci, Ethan. Chciałabym, aby mężczyzna, którego poślubię, kochał mnie tak, jak ty kochasz Isobel. Na letnie uczucie nigdy się nie zgodzę.

Wypowiedziała te słowa, zanim jej świat, a raczej świat jej rodziców, legł w gruzach.

Popatrzyła na Burtona. Czy łączy ich miłość? Nie. Czy zgodziła się na letnie uczucie? Tak.

Pracownicy laboratorium ośrodka badawczego Burton International uważali, że złapała Pana Boga za nogi. Żartowali, że trzeba mieć fart, aby znaleźć miłość w tak sterylnych warunkach. No cóż… Tak dobrze udawała, że cieszy się z oświadczyn, że wszyscy w to uwierzyli. Zdołała niemal przekonać samą siebie.

Goście w kościele też byli przekonani, że dzisiejsza panna młoda jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. Tylko Raif Masters, kuzyn Ethana, był odmiennego zdania. Shanal zerknęła w bok, ale nigdzie go nie dostrzegła. Wiedziała jednak, że przyjechał. Od chwili gdy ruszyła nawą w towarzystwie matki i ojca na wózku inwalidzkim, czuła jego obecność.

Teraz, kiedy stała przed pastorem, miała wrażenie, że jakaś obręcz zaciska się wokół jej piersi. Bukiet, który trzymała w dłoniach, coraz bardziej ciążył. Słyszała dziwny szum w uszach i głośne bicie własnego serca.

– Jeśli ktoś zna powód, dla którego Shanal i Burton nie powinni się pobierać, niechaj przemówi lub zamilknie na wieki…

Zapanowała głęboka cisza.

Na wieki? Shanal pomyślała o rodzicach, o ojcu, który kochał swoją żonę, o matce, która wspierała męża. W każdej sytuacji mogli na siebie liczyć. Czy Burton będzie dla niej taką opoką?

– Tak – powiedziała drżącym głosem.

Uśmiechając się nieznacznie, narzeczony pochylił głowę.

– Skarbie, trochę się pospieszyłaś.

Shanal, wciąż odurzona wonią kwiatów, upuściła bukiet na podłogę, po czym ściągnęła z palca trzykaratowy pierścionek zaręczynowy.

– Nie mogę, Burton. Przepraszam cię, przepraszam…

Po raz pierwszy w życiu widziała, jak Burtonowi zabrakło słów. Odruchowo, z wrodzoną sobie klasą, przyjął od niej pierścionek. Zgarniając fałdy sukni, Shanal odwróciła się tyłem do pastora w sutannie i narzeczonego w smokingu.

– Przepraszam – szepnęła do siedzących w pierwszym rzędzie rodziców, którzy patrzyli na nią z zatroskaniem, i ruszyła biegiem do drzwi.

Raif Masters przyszedł na ceremonię ze względu na Ethana, który wyjechał w podróż poślubną. Shanal Peat przyjaźniła się z Ethanem od tylu lat, że Mastersowie uważali ją za członka rodziny. Dlatego wypadało, aby ktoś z nich był obecny na jej ślubie. Ale dlaczego akurat on? Wolałby urodzić kamień nerkowy, niż patrzeć, jak najlepsza przyjaciółka Ethana przysięga miłość jego, Raifa, największemu wrogowi.

Zastanawiał się, w jaki sposób mógłby się wymknąć niepostrzeżenie, kiedy nagle pastor zwrócił się do zebranych z pytaniem, czy ktoś zna powód, dlaczego tych dwoje nie powinno się pobierać. Raifa kusiło, by wstać i powiedzieć, że on zna. Pewnie by to zrobił, gdyby parę miesięcy temu Shanal nie zaprotestowała, kiedy usiłował jej wytłumaczyć, że od Burtona Rogersa należy trzymać się jak najdalej. Cóż, miała klapki na oczach.

Kiedy kuzyn poprosił, aby reprezentował go na ślubie Shanal, Raif odmówił. Ethan stwierdził jednak, że z całej rodziny tylko on, Raif, ma szansę wybrać się na uroczystość. To była prawda. I teraz z ciężkim sercem obserwował, jak Shanal stoi naprzeciwko mężczyzny, egoisty i aroganta, który zawsze myślał wyłącznie o sobie. Mężczyzny, którego Raif obarczał winą za śmierć swojej byłej dziewczyny, Laurel Hollis.

Laurel zginęła podczas wspinaczki. Burtonowi nie postawiono żadnego zarzutu. Raif podejrzewał, że niektóre fakty zostały ukryte. Wiedział, że któregoś dnia pozna prawdę, ale na razie musiał patrzeć, jak kobieta, w której durzył się od czasów szkolnych, zostaje żoną faceta, któremu za grosz nie ufał.

Był młodszy od niej o trzy lata. Kiedyś przy wszystkich wyśmiała jego zaloty. Od tej pory, ilekroć się spotykali, toczyli z sobą słowny sparing. Mimo to jego uczucie do niej nigdy nie wygasło. Pragnął, żeby była szczęśliwa.

Właśnie dlatego postanowił ją odwiedzić, powinien był jednak przewidzieć jej reakcję. Kiedy zaczął błagać Shanal, aby nie wychodziła za swojego szefa, żeby przemyślała tę decyzję, przerwała mu i poprosiła krótko, jak to miała w zwyczaju, żeby się odczepił.

Zgromadzeni w kościele goście kręcili z niedowierzaniem głowami. On też. Zastanawiał się, czy przypadkiem jego słowa podziałały jak katalizator.

Rozpacz na jej twarzy sprawiła, że poderwał się z miejsca. Shanal potrzebuje pomocy. Potrzebuje, bo wzięła sobie do serca jego słowa. Nie może teraz zostawić jej samej. Drzwi kościoła zamknęły się z hukiem. Pchnął je i zbiegłszy po schodach, ruszył za postacią w bieli. Shanal biegła do parku po drugiej stronie ulicy. Kiedy ją dogonił, stała pod drzewem przeraźliwie blada, z trudem łapiąc oddech. Podprowadził ją do ławki, kazał usiąść i opuścić nisko głowę, zanim straci przytomność.

– Oddychaj – polecił. Zdjął marynarkę i zarzucił jej na ramiona. Lipiec w Adelajdzie nie należał do ciepłych miesięcy. – Powoli i głęboko. No, wdech, wydech…

– Mu… musiałam u… uciec – wysapała.

Zawsze była uosobieniem spokoju, nic jej nigdy nie wyprowadzało z równowagi. Chociaż nie, raz wpadła w furię, kiedy w wieku piętnastu lat wrzucił jej do torebki pytona dywanowego.

– Cii. Oddychaj. Będzie dobrze.

– Nie będzie!

– Wszystko sobie wyjaśnicie – rzekł, starając się nadać głosowi optymistyczne brzmienie.

I nagle przypomniał sobie spojrzenie Burtona, kiedy pozostał sam przy ołtarzu. Na szczęście Shanal go nie widziała. Gdyby tak się stało, pewnie nie przestałaby uciekać.

Raif doskonale zdawał sobie sprawę, jakim człowiekiem jest Burton Rogers: za wszelką cenę chciał się wyróżniać, górować nad otoczeniem, mieć wszystko, co najlepsze i nie zamierzał pozwolić, żeby ktokolwiek mu w tym przeszkodził.

Shanal wyprostowała się, po czym nie zważając na wsuwki i spinki, ściągnęła najpierw welon, potem wpięte we włosy kwiaty. Cisnęła wszystko na ziemię i obróciwszy się do Raifa, chwyciła go za rękę. Miała zimne dłonie.

– Zabierz mnie, błagam!

Była to ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć.

– Błagam! – Oczy lśniły jej od łez.

To go przekonało. Zaparkował samochód dwie ulice dalej. Na razie tylko kilka osób wyszło z kościoła, ale za chwilę z tych kilku zrobi się kilkadziesiąt. Nie zdąży dobiec z Shanal do samochodu. Ktoś ich na pewno zatrzyma, biedną Shanal otoczy tłum, rodzina i zatroskani przyjaciele będą pytać, dlaczego zerwała zaręczyny, a ona nie będzie w stanie nic im wytłumaczyć. Wahał się, co robić, kiedy zza zakrętu wyjechała taksówka.

– Chodź. – Pociągnął Shanal w stronę krawężnika i uniósł rękę.

Kierowca się zatrzymał. Ze zdumieniem patrzył, jak Raif otwiera tylne drzwi i wpycha Shanal do środka. Na placu przed kościołem tłum powoli gęstniał. Pośród zdziwionych gości stał pan młody ze wzrokiem utkwionym w oddalającą się taksówkę. Sądząc po jego minie, był wściekły.

Raif obrócił się. Nie interesowało go samopoczucie Burtona. Prawdę rzekłszy, cieszył się, że jego wróg został sam przed ołtarzem w dniu swojego ślubu.

W taksówce nie mogli swobodnie rozmawiać, dlatego milczał. Czterdzieści pięć minut później dotarli na miejsce. Telefon od dłuższego czasu wibrował mu w kieszeni. Oczywiście wiedział, kto tak uporczywie dzwoni.

– Co tu robimy? – spytała Shanal, kiedy kierowca odjechał sprzed dużego parterowego domu zbudowanego na skraju starej rodzinnej winnicy. – To pierwsze miejsce, gdzie Burton będzie mnie szukał. Pewnie widział, jak wsiadam z tobą do taksówki.

Raif uniósł brwi.

– Nie przyszło mi do głowy, że się przed nim ukrywamy. Nie chcesz z nim pogadać i…

– Nie. – Wzdrygnęła się. – Nie mogę, po prostu nie mogę.

Przekręcił klucz w zamku i odsunął się, przepuszczając Shanal przodem. Wiele razy wyobrażał sobie, jak przenosi przez próg swoją nowo poślubioną żonę. No dobra. Skoro Shanal postanowiła uciec od Burtona, niech przynajmniej się odświeży.

– Przynieść ci coś do picia?

– Wodę – poprosiła.

Klikając obcasami i szurając suknią o kamienną posadzkę, weszła do przestronnego salonu. Raif podał jej szklankę wody.

– Dzięki. – Odstawiła ją na granitowy blat. – Dokąd mnie teraz zabierzesz? Bo tu nie możemy zostać.

Dokąd ją zabierze? Dlaczego miałby ją gdziekolwiek zabierać? Prosiła, by pomógł jej uciec sprzed kościoła, i to zrobił. Chyba na tym skończyła się jego rola? Oczywiście jeśli Shanal go potrzebuje, nie odwróci się do niej plecami, tylko że zawsze zachowywała wobec niego dystans, więc dlaczego teraz…

– Przepraszam – powiedziała, odgadując jego myśli. – Chodzi mi o to, czy pomożesz mi zniknąć na jakiś czas? Czuję się taka bezradna…

Faktycznie. Niczego przy sobie nie miała, ani pieniędzy, ani torebki. Przyjrzał się jej badawczo. Na jej twarzy malowało się napięcie, w oczach strach. Zastanawiał się, co mógłby zaproponować. Trochę był zły na Ethana, że wybrał ten właśnie moment, aby poślubić swoją wieloletnią narzeczoną Isobel i pojechać w podróż poślubną na Karaiby.

Nagle w głowie zaświtał mu pewien pomysł.

– Może rejs?

– Rejs?

– Mój przyjaciel ma kilka barek mieszkalnych, jedną ostatnio wyremontował, wstawił nowy silnik. Zamierzał urządzić sobie wycieczkę po Murray, ale coś mu wypadło. Myślę, że tego ci trzeba. Odpoczniesz, zapomnisz o problemach, a Mac będzie wdzięczny, bo nie lubi, jak jego łodzie stoją bezczynnie.

– Kiedy możemy ruszyć?

– Serio? Kusi cię? Poczekaj, zaraz zadzwonię – rzekł, kiedy skinęła głową.

Skierował się do gabinetu po drugiej stronie holu. Po drodze sprawdził telefon. Burton Rogers zostawił mu w skrzynce kilka wiadomości. Skasował je bez odsłuchania. Niech się drań podenerwuje. Dzwonili też rodzice Shanal. Do państwa Peatów powinien oddzwonić, ale najpierw chciał skontaktować się z Makiem.

No dobra, tylko gdzie położył wizytówkę, którą przyjaciel mu dał, kiedy ostatnim razem spotkali się na drinka w Adelajdzie? Po chwili ją znalazł, wystukał numer… Parę minut później wszystko było załatwione.

Kiedy wrócił do salonu, Shanal stała przy drzwiach prowadzących do winnicy. Marynarkę, którą jej pożyczył, powiesiła na oparciu krzesła, z włosów wyjęła resztę spinek. Teraz długie czarne pasma opadały jej na plecy. Korciło go, by ich dotknąć. Nie wygłupiaj się, skarcił się w duchu. Nadal czuł do niej pociąg fizyczny, ale nie chciał dostać po łapach. Przed laty go wyśmiała, po co miałby się znów narażać na upokorzenie?

– W porządku? – spytał.

Westchnęła ciężko.

– Nie bardzo. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę szczęśliwa.

– Oczywiście, że będziesz! Rozmawiałem z Makiem. Chętnie pożyczy ci barkę, na ile zechcesz. Zobaczysz, taka podróż dobrze ci zrobi. Wyciszysz się, naładujesz akumulatory…

Wykrzywiła usta w uśmiechu.

– Jakoś nie sądzę, żeby naładowane akumulatory zdołały rozwiązać moje problemy, ale dziękuję, jesteś kochany. To kiedy możemy ruszyć?

Zmarszczył czoło. Do Mannum, gdzie barka miała na nich czekać, była mniej więcej godzina drogi.

– Muszę się przebrać. Jeśli chcesz, poszukam czegoś dla ciebie w pokoju Cathleen. Inne rzeczy możemy kupić w porcie.

Jego młodsza siostra wprowadziła się do niego, kiedy na kilka tygodni wyjechał do Francji. Oczywiście mógł zostawić dom bez opieki, ale Cathleen, która mieszkała z resztą Mastersów w rodzinnej posiadłości, lubiła od czasu do czasu pobyć sama. Doskonale ją rozumiał; też mógł zająć wygodny apartament w wielkim domu należącym do rodziny, ale wolał zbudować własny na skraju winnicy.

– Oj tak! Marzę o tym, żeby zdjąć tę suknię. Trochę się w niej za bardzo rzucam w oczy, nie sądzisz?

– Trochę – przyznał z uśmiechem. – Chodź, zobaczymy, co tym razem Cathleen zostawiła.

Skierował się w stronę skrzydła gościnnego. W pokoju, w którym Cathleen pomieszkiwała, otworzył szafę. Po raz pierwszy w życiu nie zezłościł się na siostrę, że wszędzie zostawia swoje rzeczy. Na półce leżały czyste dżinsy oraz kilka starannie złożonych koszulek. Obok wisiała cienka kurtka, a na samym dole stała para sportowych butów.

– Nosicie chyba ten sam rozmiar?

– Podobny. – Shanal sięgnęła po dżinsy i bluzę z długim rękawem. – Ale rozmiar nie ma znaczenia. Pomożesz mi rozpiąć guziki? Sama nie dam rady.

Znieruchomiał. Całe życie marzył o tym, aby ją rozebrać. No, stary, weź się w garść! To nie czas i miejsce na takie fantazje. Shanal potrzebuje przyjaciela, bratniej duszy, a nie kochanka. Nigdy nie patrzyła na ciebie z pożądaniem.

Odwróciła się tyłem i zgarnęła włosy na jedno ramię. W nozdrza uderzył go zapach perfum o nucie kwiatowo-korzennej. Pochylił się i z trudem się powstrzymał, by nie pocałować szyi Shanal. Nawet o tym nie myśl, skarcił się w duchu. Nie masz prawa jej dotykać.

Ona właśnie uciekła sprzed ołtarza. Ogromnie go to cieszyło, ale nie był typem człowieka, który korzysta z każdej nadarzającej się okazji. Oczywiście nie chodziło mu o Burtona, który zasługuje wyłącznie na pogardę, chodziło mu o Shanal. Nie wiedział, dlaczego przerwała ceremonię ślubną, ale nie ulega wątpliwości, że ten krok wiele ją kosztował. Była roztrzęsiona i przybita. Ostatnia rzecz, jakiej pragnęła, to być podrywaną przez faceta, którego awanse wielokrotnie odrzucała.

Biorąc głęboki oddech, przysunął palce. Skóra nad suknią miała jasnooliwkowy kolor. Nic dziwnego, skoro Shanal była córką Hinduski i Australijczyka.

– Dlaczego nie wystąpiłaś w sari? – spytał, próbując odwrócić jej uwagę od swoich niezdarnych ruchów.

Powoli odpinał maleńkie guziczki. W pewnym momencie palec ześliznął mu się i otarł o gładkie plecy Shanal. Usłyszał, jak wciąga powietrze.

– Przepraszam – szepnął, nakazując sobie większą ostrożność.

– Nic się nie stało – powiedziała. – A jeśli chodzi o sari, to Burton prosił, żebym ubrała się tradycyjnie.

– Tradycyjnie? – Nie był w stanie ukryć irytacji. – A sari to szczyt nowoczesności?

– Dzięki, już sobie poradzę. – Shanal przytrzymała gorset, aby suknia nie opadła na podłogę.

– Okej, pójdę się przebrać. Wołaj, gdybyś czegoś potrzebowała.

Utkwiła w nim swoje zielone oczy. Widział, że mu bezgranicznie ufa. Trochę zbiło go to z tropu. Zawsze wydawała się chłodna i opanowana, nigdy nie widział jej bezsilnej i wystraszonej. To, że się przed nim odsłoniła, wiele dla niego znaczyło.

Skinąwszy głową, podniosła z łóżka ubranie Cathleen i skierowała się do łazienki.

– Zaraz będę gotowa.

– Nie musisz się spieszyć. – Potrzebował z pół godziny, by uspokoić swoje buzujące hormony.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: