Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Znaleźć. Naprawić. Wykończyć - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Znaleźć. Naprawić. Wykończyć - ebook

Znakomita powieść szpiegowska, od której nie można się oderwać!

Rok po ujawnieniu istnienia tajnych więzień CIA w Polsce Ewa Górska, obecnie porucznik w stanie spoczynku, znów wikła się w niebezpieczną rozgrywkę. Na prośbę amerykańskiego dziennikarza próbuje dotrzeć do „taśm prawdy”, zawierających dowody na torturowanie podejrzanych o terroryzm przez agentów CIA. Tymczasem w Madrycie dochodzi do ataku na stację metra, a Górska i Kolski otrzymują informację o planowanych zamachach terrorystycznych w Londynie i… Warszawie.

"Miejsce odosobnienia" to trzymający w napięciu thriller polityczny, który z całą pewnością zaspokoi gusta miłośników tego typu literatury. Jest to także opowieść o podejmowaniu trudnych decyzji i dokonywaniu wyborów między działaniami w granicach prawa a łamaniem norm w imię bezpieczeństwa swojego państwa. Dodając do tego dynamizm akcji i nieszablonowe kreacje głównych bohaterów, czytelnik dostaje do ręki książkę, która na długo zapadnie mu w pamięci.
Tomasz Pawlik

Cezary Harasimowicz – scenarzysta, aktor. Po ukończeniu średniej szkoły muzycznej studiował historię sztuki w londyńskim Cortauld Institute of Art i polonistykę na KUL-u. W 1980 r. ukończył Studium Aktorskie przy Teatrze Polskim we Wrocławiu, po czym przez cztery lata występował na scenie tego teatru. W 1986 r. został absolwentem Zaocznego Wyższego Zawodowego Studium Scenariuszowego PWSFTviT w Łodzi.
Jest autorem scenariuszy (i dialogów) do wielu filmów, m.in. 300 mil do nieba, Wróżby kumaka, Ekstradycja 3, Zamiana i Bandyta (Hartley-Merrill Award za scenariusz); zagrał główną rolę w Sezonie na bażanty Wiesława Saniewskiego, sprawdził się także jako dramaturg (jego dramat Dziesięć pięter zajął I miejsce w konkursie ogłoszonym przez Telewizję Polską, a w marcu 2000 r. został opublikowany w miesięczniku „Dialog”). Cezary Harasimowicz jest członkiem Europejskiej Akademii Filmowej. Opublikował kilka powieści, w tym wydany nakładem W.A.B. w 2015 pierwszy tom przygód analityk Ewy Górskiej, Miejsce odosobnienia.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-4452-4
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Karabin Mannlicher-Carcano M1938 jest bronią przeklętą. To z takiego modelu Lee Harvey Oswald strzelał do prezydenta Kennedy’ego. Czy JFK został zabity z tego karabinu, czy tylko raniony, jest kwestią do dziś niewyjaśnioną. Jak zresztą wiele tajemniczych rzeczy na tym świecie, gdzie polityka miesza się ze śmiercią. Carcano M1938 to włoski wynalazek. Używany podczas wojny abisyńskiej. Rzecz stara, ale ciągle jara. W zmodyfikowanej wersji strzela pociskami 7,35 x 51 mm. Można do niego zamontować wizjer optyczny. Tak uczynił Lee Oswald, tak też uczyniła Ewa Górska.

Był 4 maja 2016 roku, kiedy na krzyżu celownika pojawiła się głowa mężczyzny. Facet wyglądał na czterdzieści pięć lat. Więcej z odległości dwustu metrów trudno było wypatrzyć, choć Górska miała dobry wzrok i umiejętność profilowania obiektów osobowych. Dobry wzrok zapewnił jej okulistyczny laserowy zabieg, korekcja wady wzroku. Cudo. Świetną umiejętność profilowania i wpływania na ludzi zapewniła jej metoda manipulacji neuroperswazyjnej. Miała to w małym palcu. Praktyka. Służba w polskiej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz praca w międzynarodowej firmie ochroniarskiej Globe. Ewa Górska była analitykiem. Ale teraz już się nie zajmowała ani profilowaniem obiektów osobowych, ani analizowaniem rzeczywistości, ani walką z terroryzmem, ani wydłubywaniem prawdy z ciemnych zakamarków. Miała to wszystko gdzieś. Uciekła od życia, być może i od samej siebie, na malezyjską wyspę Tioman. Niestety, nastał ów przeklęty dzień, 4 maja 2016, kiedy do nabrzeża zbliżała się łódź motorowa Rinker 300 Express Cruiser. Ktoś, kto wynajął tę jednostkę, zrobił wielki błąd, jeśli chciał zachować anonimowość. Ewa Górska znała tę łódź. Jej właścicielem był jegomość o nazwisku Nguyễn. Prawdopodobnie były żołnierz Wietkongu. Wielu takich wietnamskich typków ulokowało się na starość w Malezji, żeby robić tu różne podejrzane geszefty. „Kapitan” Nguyễn nie był przemytnikiem broni, narkotyków ani lewej forsy. W Malezji tego typu biznes wymaga chodów na najwyższym szczeblu, inaczej od razu można położyć głowę pod topór. Przykład malezyjskiej korupcji? Proszę bardzo.

Kilka lat wcześniej premier Malezji, Najib Razak, szczęśliwie wygrał wybory. Jedną z jego pierwszych decyzji było powołanie państwowego funduszu inwestycyjnego. Fundusz ten, o zwięzłej nazwie 1 MDB, miał finansować wielkie inwestycje infrastrukturalne. Państwowe firmy pakowały szmal w 1 MDB, a potem sprytni księgowi obracali kasą na rynkach finansowych. Z zyskiem. Niby wszystko okej i raczej w zgodzie z prawem. Aż tu nagle się wydało, że na szwajcarskich tajnych kontach znajduje się, bagatelka, cztery miliardy dolarów z hakiem. Właścicielami depozytów okazali się malezyjscy politycy. Wszczęto śledztwo z paragrafu o praniu brudnych pieniędzy, korupcji i sprzeniewierzeniu środków publicznych. No i wyszło szydło z worka. Szwajcarski prokurator generalny Michael Laufer ujawnił, że kasa płynęła z firm powiązanych z funduszem 1 MDB. „Kapitan” Nguyễn kręcił innego rodzaju lody. Jego w miarę luksusowa łódź, na stałe zacumowana w marinie Mersing, służyła do przerzutu ludzi, którzy niekoniecznie chcieli pojawiać się w Malezji oficjalnie. Ten proceder dał się jakoś przepychać pliczkami ringgitów, a jeszcze lepiej dolarów. Oczywiście niepomiernie chudszymi niż przelewy z 1 MDB do szwajcarskich banków. Łódki malezyjskiej straży przybrzeżnej to nie ławy rządowe.

A zatem krzyż celownika optycznego tkwił na środku głowy pasażera motorowej łodzi, palec Ewy Górskiej zaś na spuście carcano M1938. To było dosyć ryzykowne. Gdyby kobieta nacisnęła cyngiel, bez wątpienia miałaby kłopoty. Chata, w której mieszkała samotna Polka, stała na pustkowiu, z dala od turystycznego resortu Japamala, strzały na wyspie były czymś normalnym, bo petardami odstraszało się wścibskie makaki, lecz wiadomo: trup, krew, no i „kapitan” Nguyễn, którego trzeba by jakoś uciszyć plikiem ringgitów lub dolców. Ale Ewa Górska nie po to schowała się przed ludźmi i światem, żeby teraz jakiś biały dupek przybijał do brzegu jej samotni. W minutę rozważyła za i przeciw. Odstawiła karabin do pancernej szafki. Była tam jeszcze beretta i wystarczający zapas nabojów do karabinu oraz pistoletu. Na ścieżce rozległ się odgłos pojedynczych kroków. Nguyễn został w łodzi. A zatem człowiek, który pukał do drzwi chaty, miał sprawę, którą chciał załatwić w cztery oczy.

Metr dziewięćdziesiąt wzrostu, niewielka nadwaga, lekko sflaczałe mięśnie rysujące się pod przepoconą T-shirtką, pozostałość po niezłej formie, którą kiedyś facet musiał prezentować. Na pierwszy rzut oka „platyna” według mapy psychologicznej. Czyli charakter raczej nie przywódczy. A zatem to tylko wysłannik, łącznik. Niestety był to Amerykanin, co wprawiło Górską w mocny niepokój. Przez moment nawet żałowała, że nie posłała mu kulki. Na szczęście mówił z akcentem nowojorskim, czyli miał w miarę otwartą głowę. Ale co z tego. Był kłamcą, o czym świadczyła spocona i lekko drżąca dłoń, kiedy się przedstawił i potrząsnął ręką kobiety. Poza tym – krótki kontakt wzrokowy, opuszczanie powiek i skręt głową oraz zupełnie niepotrzebne manipulowanie palcami przy ustach, kiedy wyjaśniał przyczynę wizyty. Nazywał się Ted Mollray, co oczywiście było bujdą. Ewa miała wielką ochotę prześwietlić jego podróżny niewielki plecak. Z pewnością tkwił w nim glock 17, bo przeważnie taką broń nosili przy sobie nielegalni pasażerowie „kapitana” Nguyễna.

– To była długa i ciężka podróż, pani porucznik. Mam nadzieję, że się dogadamy.

Ted Mollray nie owijał w bawełnę i przynajmniej to było w porządku. Górska przyjęła z udawanym spokojem tę otwartą konwencję, ale czuła, że jej biustonosz nasiąka wilgocią niczym gąbka. Głowę rozsadzał alarm. Bała się.

– Który dyrektoriat reprezentujesz, Ted?

Mężczyzna, zamiast odpowiedzieć, zlustrował wnętrze. Dom, a właściwie domek, składał się z dwóch izb. Kuchenka i salon, który był jednocześnie sypialnią. Łóżko z siatką przeciw insektom, bambusowe biureczko, na którym leżał laptop, dwa plastikowe krzesła, pancerna szafka. To prawie wszystko.

– Skromnie mieszkasz.

– Skromnie.

– Nie poczęstujesz mnie szklanką wody? – Kłamca Ted Mollray potarł kark.

– Nie. Szkoda czasu. Do rzeczy. Chyba nie wybrałeś się w tę „ciężką podróż”, żeby zwiedzać moją chałupę.

Mollray podniósł brwi. Nie będzie szklanki wody, zatem jego rozmówczyni już się sytuowała na pozycji atakującej. I wiedziała, co robi. Gardło amerykańskiego gościa było suche jak bibuła. Odwodnienie musiało skutkować dosyć prędką utratą siły. A trochę siły zawsze jest potrzebne przy trudnej rozmowie. Ted Mollray uśmiechnął się nieszczerze i chciał się schylić po plecak, by prawdopodobnie wyjąć z niego butelkę z wodą mineralną. Ewa odkopnęła sak.

– Nie rób tego, Ted. Za krótko się znamy.

To był dobry pomysł, by szurnąć dobytkiem gościa: Górska poczuła pod stopą twardy przedmiot. Z pewnością nie była to plastikowa butelka.

– Okej. – Podniósł dłonie w groteskowym geście. – Poddaję się. Jestem z Langley. Wywiad. Biuro Zasobów Informacyjnych.

Ewa pomyślała, że odmowa szklanki wody to był jednak głupi pomysł. Mogłaby i sobie nalać. Jej gardło w sekundę wyschło. Biuro Zasobów Informacyjnych – miejsce, gdzie skrywano sekret tajnych więzień CIA, w których katowano jeńców Al-Kaidy. Ów sekret był jedną z głównych przyczyn ucieczki Ewy od świata. To między innymi z tej przyczyny zaszyła się na wyspie Tioman. No i teraz w jej samotni pojawił się gość, ewidentny kłamca, bo był chyba emerytowanym oficerem operacyjnym, a nie dekownikiem z informacji. Wszystko jedno – Agencja ją wreszcie dopadła.

Wysłannik Langley, niby z Biura Zasobów Informacyjnych, Ted Mollray, lekko rozłożył ramiona, pochylił się do przodu. Dobry znak? Mowa ciała wskazywała na otwartość. Dobrze odczytane? Zobaczymy.

– Mamy do ciebie parę spraw.

– Wyobrażam sobie – odrzekła przez lekko ściśnięte gardło. Pod czaszką przeleciała myśl: kto cię wsypał, Górska? Kto zdradził, że zadekowałaś się na Tioman? Dasz radę? Jesteś już zmęczona, masz pięćdziesiąt lat. Nie po to wycofałaś się, żeby znów… A w ogóle zdążysz kiwnąć palcem? Facet zaraz wyjmie coś z tego plecaczka i się skończy. Co to będzie? Glock? Strzykawka? Podręczna garota? Nóż? Jesteś bez szans. Właściwie na to czekałaś. Tak się musiało skończyć. Okej.

– Mamy rachunki – ciągnął tamten. Pod jego pachami zaczynało się robić bardzo mokro. Ewa też mokła od potu. Było duszno, jakby ktoś powietrze przemienił w mokrą watę. Wiatr przywiał wilgoć z zachodniej części Malezji. Tam kończyła się pora deszczowa. Tu duchota zaczynała zatykać płuca. Wiatrak dyndający u sufitu mało pomagał.

– Wiem – odrzekła. – Mamy rachunki. Muszę je spłacić?

Mężczyzna wciągnął ciężkie powietrze nosem. Patrzył w rozszerzone strachem źrenice kobiety. Rzekł:

– Nie chodzi o to, że… – Zamilkł. Oboje wiedzieli, o co chodzi.

Wiatrak nad głową Ewy zamienił się w młyńskie koło, które zaczęło mielić jej myśli, skrywany lęk, przez lata nagromadzone fobie.

– A o co? – spytała, pokonując drżenie w krtani.

Mollray przełknął ślinę.

– Jednak poproszę cię o szklankę wody. Dasz mi?

– Dam.

Na szczęście zbiornik z wodą w kuchni był tak usytuowany, że miała na oku gościa i jego plecak. Ted spojrzał podejrzliwie na szklankę. Niby Agencja kontrolująca większą część świata, niby facet z resztką mięśni, a drżączka na widok szklanki z wodą podanej w dzikim kraju.

– Spokojnie. Odkażona – zapewniła.

Wypił jednym haustem.

– W Polsce ma się odbyć – przełknął ślinę – za dwa miesiące szczyt NATO, dwa i pół tysiąca delegatów, półtora tysiąca dziennikarzy, Obama, Kerry, Merkel, kilkunastu przywódców…

– Przepraszam – przerwała mu. – Nie mieszkam już w Polsce. Nawet nie wiem, co się tam dzieje. – Wskazała na laptop. – Nie mam ani telewizji, ani internetu. Podobno prawica rządzi. Ale wybacz Ted, naprawdę mam to gdzieś.

Pokiwał głową.

– Mogę sięgnąć po plecak?

– Możesz.

Sięgnął. Wyjął z kieszonki zafoliowane zdjęcie mężczyzny.

– Wiesz, kto to jest?

– Wiem – odrzekła bez zastanowienia.

Oczywiście, że wiedziała, kto to jest. Nazbyt długo gościł w jej pamięci. A tak się starała, by przez lata spędzone na tej wulkanicznej wyspie wyparowały z jej głowy wszystkie twarze, daty, liczby, dane, szczegóły, współrzędne geograficzne i cały ten emocjonalny sztafaż, który spęczniał jak wrzód. No i teraz pojawił się człowiek „platyna”, by kilkoma słowami, tą swoją kłamliwą mową ciała i jednym ruchem dłoni, w której tkwiła fotografia, wycisnąć ropień. Oczywiście, że wiedziała, kim jest człowiek ze zdjęcia. W dodatku to było zdjęcie sprzed dwunastu lat.

– No? – spytała, tłumiąc emocje.

– Wiesz chociaż, co to jest ISIS? Do tego nie trzeba internetu.

– Mniej więcej wiem.

Mollray dopił ostatnie krople ze szklanki.

– Mamy informacje, że Państwo Islamskie szykuje zamach w Polsce.

Wysepka Tioman położona jest na Morzu Południowochińskim, trzydzieści dwa kilometry od wschodniego wybrzeża Malezji. Powierzchnia sto trzydzieści sześć kilometrów kwadratowych. Wyspę zamieszkują miliony insektów, ponad czterdzieści endemicznych gatunków ssaków i około pięciuset ludzi. Są to głównie muzułmańscy Malezyjczycy, ale jest też trochę Hindusów i Chińczyków. To taka kropla, w której odzwierciedlają się relacje mieszkańców tego sympatycznego kraju. Islam jest religią państwową, w łagodnym sunnickim wydaniu o szafickim szlifie. Wyznaje go prawie siedemdziesiąt procent ludności, ale inne religie mogą sobie spokojnie obok gościć. No jednak nie daj Boże muzułmaninowi przejść na inną wiarę. Wyrok śmierci. Na wyspie Tioman można się natknąć na obwieszczenia głoszące, że za sprzedaż alkoholu w muzułmańskiej knajpie grozi więzienie, kilkadziesiąt publicznych batów i kara pieniężna, ale tuż obok restauracji, gdzie właściciele modlą się do Allaha, nachlejesz się piwa ile wlezie. Tu handlują Hindusi albo Chińczycy. Najwyższy szczyt na wyspie, Gunung Kajang, wznosi się aż tysiąc trzydzieści osiem metrów nad poziom morza. W ogóle wyspa jest górzysta i niemiłosiernie zielona. Obrośnięta gęstym buszem. To za sprawą wulkanicznej gleby. Tioman spowija dżungla ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Do największych minusów należą węże, w tym pytony, i arcybezczelne małpy. Potrafią wejść na posesję, gryźć, atakować. Mieszkając na uboczu turystycznych ośrodków, tak jak Górska w swojej hacjendzie, lepiej mieć na podorędziu coś bardziej skutecznego niż petarda na postrach. Pozwolenie na broń nie jest prostą sprawą, ale da się załatwić. Ogólnie rzecz biorąc, Tioman może nie jest wyspą szczęśliwości, ale to całkiem przyjemna ucieczka od świata.

A świat roku 2016 nie był pełnią szczęścia. Świat zamienił się w kulkę, która krąży po numerkach ruletki. Unia Europejska pruła się w szwach. Nie tylko z braku ideowego pomysłu na samą siebie. Budziły się upiory narodowych egoizmów. Europę zalewała fala uchodźców, głównie z ogarniętej barbarzyńską wojną Syrii, ale też z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Odwet podbitych ludów za lata kolonialnego wyzysku. Kompletnie padła idea ojców założycieli mówiąca, że europejska wspólnota to tworzenie kolektywnej historii. Co tam jeszcze… Amerykanie tak jak bezmyślnie weszli do Iraku, tak też beztrosko z niego wyszli, stwarzając polityczną próżnię na Bliskim Wschodzie, podobną odpalonej atomowej bombie. Co jeszcze… Terroryzm. Dżihad to nie były już tylko grupki sfrustrowanych brodatych kolesi spod znaku Al-Kaidy. To była zorganizowana, olbrzymia armia posrańców, którzy obwieścili światu, że są Państwem Islamskim. Ckniło im się za kalifatem, który rozpełźnie z Iraku, Syrii, Libanu na cały świat i wprowadzi szariat. Komu nie po drodze z Koranem w najbardziej dojmującej wahabickiej interpretacji, temu utnie się łeb, ukrzyżuje, zgwałci córkę i żonę, oczywiście w imię Allaha. Podrzuci się bombę i rozstrzela niewiernych z kałachów w Paryżu, Brukseli i gdzie tam nadarzy się okazja. Co jeszcze… Świat gnębiła czkawka po kryzysie ekonomicznym, który wywołali cyniczni bankierzy spod znaku Lehman Brothers. Czkawką odbiła się także Arabska Wiosna. Ludy Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej ruszyły przeciwko satrapom trzymającym baty nad swymi narodami, żądając demokracji. Skończyło się koszmarnym chaosem. Co jeszcze… Jeszcze Rosja, która mimo embarga za aneksję Krymu i podjazdową wojnę na wschodniej Ukrainie zbroiła się po zęby i kręciła beczki myśliwcami SU-27 przed nosem NATO. Putin dolewał oliwy do ognia, by rozpieprzyć ogłupiały Zachód w drzazgi. A Zachód dryfował na prawo. I to mocno. Wypatrywano już na francuskim fotelu prezydenckim damy z faszyzującej partii. Wielka Brytania kombinowała, jak by tu wyskoczyć ze wspólnoty europejskiej, z porozumienia narodów, które miało być antidotum na wojny, na rozlew krwi, na obozy koncentracyjne, na kalwarie cierpień wielu pokoleń mieszkańców starego kontynentu. Faworytem na fotel prezydencki w USA był gość w bejsbolówce, traktujący kraj i świat jak jedno ze swoich przedsiębiorstw budowlanych albo kasyn gry. Chińska giełda pękała niczym mydlana bańka. Tłusty skośnooki młokos kombinował, jak z przymierającej głodem Korei Północnej uczynić mocarstwo atomowe. Izrael i Palestyna pozostawały śmiertelnymi wrogami na wieki wieków amen. Ciemnoskóry prezydent Stanów Zjednoczonych odpuścił Iranowi sankcje w imię naiwnych mrzonek. Co tam jeszcze… A – co z tą Polską? A to proszę sobie wygooglać albo włączyć telewizor.

Jak już się rzekło, Ewa Górska nie miała ani internetu, ani telewizora. Uciekła na malezyjską wulkaniczną wyspę od świata opisanego w skrócie akapit wyżej. Ale ten świat ją dopadł. Wysłannikiem rzeczywistości był facet, oficer Centralnej Agencji Wywiadowczej, przedstawiający się fałszywym imieniem i nazwiskiem Ted Mollray. Ted Mollray leżał teraz obok Ewy Górskiej na jej łóżku. Przespali się. I to z jej inicjatywy. Nie będziemy rozwijać tego tematu. W każdym razie „kapitan” Nguyễn został zapłacony i odprawiony wraz ze swoją motorową łodzią na ląd, do Mesing.

Z niewielkich, ale całkiem sprawnych dziesięciowatowych głośniczków wylewał się rozkołysany walc. Saksofon plus sekcja.

– Co to? – spytał Mollray.

– Komeda.

– Co?

– Kto – poprawiła. – Polski jazzman. Muzyka z filmu. Nóż w wodzie.

– Ciekawy tytuł. I co z tym nożem?

Ewa zmilczała. Mollray sięgnął po camela. Dmuchnął siną strużką w stronę wiatraka. Dym rozpłynął się po samotni. Ewa wyjęła papierosa z ust mężczyzny, odsłaniając biust. Miała jedną pierś. Druga była blizną. To skomplikowana historia. Mollray zerknął dyskretnie. Gdyby nie ta różowobiała plama na klatce piersiowej, nic dodać, nic ująć mimo pięćdziesiątki. Ted Mollray wiedział, że gest, który kobieta przed chwilą zrobiła, odsłaniając swoje okaleczone ciało, to czysta prowokacja. Nie zareagował. W ogóle. Nic. Zero grymasu. Ani jedna zmarszczka nie zadrgała. Ani w tej chwili, ani przedtem, gdy byli tak blisko siebie, jak może być dojrzały mężczyzna i dojrzała kobieta. Ewa wetknęła camela w usta Teda. Wolnym ruchem dłoni podniosła z podłogi fotografię.

– Co chcecie z nim zrobić?

– Pracujemy nad tym. Mamy nadzieję, że nam pomożesz – odrzekł.

– Cel? – spytała.

– Jeszcze nie wiemy, jak… – Przerwał na pół sekundy. – Jest mózgiem operacji. Mamy mało czasu. Trzeba go…

Mollray szukał odpowiedniego synonimu w głowie. Ewa uwolniła gościa od deliberacji, powiedziała jednym słowem, unikając eufemizmów:

– Zneutralizować.

Na tym przerwijmy opowieść. Dodajmy, że Ewa Górska była innym człowiekiem niż kilkanaście lat temu. Żeby to zrozumieć, musimy cofnąć się w czasie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: