Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zrobione! Naucz się kończyć to, co zacząłeś - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
8 lutego 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zrobione! Naucz się kończyć to, co zacząłeś - ebook

Cierpisz na „słomiany zapał”? Prześladują cię nieukończone zadania i nieosiągnięte cele? Podobają ci się wszystkie nowe pomysły? Z zaczynaniem nie masz problemu, ale nie potrafisz niczego doprowadzić do końca?

Badania dowodzą, że niepowodzeniem kończy się aż 92 procent wszelkich postanowień noworocznych. Wielu ludzi prowadzi życie na krawędzi… Na krawędzi realizacji. Dlaczego? Ponieważ najtrudniejszą przeszkodą na drodze do osiągania celów nie jest lenistwo czy fakt, że się za mało staramy – jest nią perfekcjonizm. Jesteśmy swoimi najostrzejszymi krytykami. Kiedy wydaje nam się, że nie zrobimy czegoś porządnie, wolimy w ogóle tego nie robić. Właśnie dlatego najczęściej rezygnujemy z jakiegoś wyzwania już w pierwszym albo drugim dniu, wtedy, gdy zaczynamy odchodzić od ideału – wtedy, gdy uzyskiwane przez nas wyniki niemal zawsze okazują się gorsze od naszych ambicji.

Jesteś zmęczony wiecznym zaczynaniem i chcesz zacząć wreszcie regularnie kończyć rozpoczęte projekty? Masz dwa wyjścia: możesz dalej robić sobie wyrzuty i starać się bardziej, bo przecież tym razem w końcu ci się uda, albo możesz przeczytać tę książkę i zmienić swoje podejście.

Opisywane w tej książce strategie są na pierwszy rzut oka nielogiczne. Warto jednak wiedzieć, że opierają się one na badaniach przeprowadzonych przez uniwersyteckiego pracownika naukowego na kilkusetosobowej próbie. Kto by pomyślał, że zwiększanie frajdy, eliminowanie własnych tajnych zasad czy celowe wykreślanie niektórych aspektów naprawdę działa! Dane nie kłamią. Ludzie, którzy dobrze się bawią, są o 43 procent skuteczniejsi. Wyobraź sobie, że gdy zastosujesz się do tych kilku prostych zasad, możesz być o 43 procent skuteczniejszy w nauce gry na gitarze, przestrzeganiu diety czy prowadzeniu firmy. Tak więc jeśli jesteś gotowy zakończyć sprawy, na których naprawdę ci zależy, z tej książki dowiesz się, jak dokładnie masz to zrobić. Przeczytaj ją i skończ wreszcie to, co zaczynałeś już tyle razy!

***

Świat jest usłany niedokończonymi książkami, niemal założonymi firmami i prawie zaczętymi dietami. Kto wiedział, że tajemnica tkwi w tym, aby lepiej się bawić, wyeliminować wyznawane tajne zasady oraz pogodzić się ze swoją niedoskonałością? Wie o tym Jon Acuff, niedługo dowiesz się i ty.

- Steven Pressfield, autor książki The War of Art

UWAGA: Jeżeli dalej chcesz beztrosko wieść życie, w którym wszelkie prawdziwe wyzwania osobiste i zawodowe odkładasz na później, nie czytaj tej książki! Jon Acuff pisze z polotem, dowcipnie – i co najważniejsze – z wielką wyrozumiałością, tym samym utrzymując miejsce lidera w moim rankingu autorów książek biznesowych.

- Lindsay Teague Moreno, autorka książki Getting Noticed

Prześladują cię nieukończone zadania i nieosiągnięte cele? Ja należę do tych, którym podobają się wszystkie nowe pomysły, więc doskonale wiem, jak to jest zaczynać coś w poczuciu ekscytacji, a potem doświadczać trudności z kończeniem tego. Na szczęście na ratunek spieszy nam jak zawsze zabawny Jon Acuff. Jego książka wymienia wiele sposobów, na które sami sabotujemy własne postępy, daje nam również potężne narzędzia pomocne w kończeniu rozpoczętych spraw. Przeczytaj książkę Jona i wykorzystaj zawartą w niej mądrość, a gwarantuję, że osiągniesz swoją prywatną metę i będziesz się przy tym znakomicie bawił.

- Ken Blanchard, współautor książek Jednominutowy Menedżer i Jednominutowy mentor

Każdy lider liczy przede wszystkim na to, że jego zespół osiągnie stawiane mu cele. Niestety z roku na rok pojawia się coraz więcej czynników rozpraszających naszą uwagę, więc osiąganie celów staje się coraz trudniejsze. Ta książka istotnie pomaga w rozwiązaniu tego problemu. Podejrzewam, że firmy będą kupować ją na kartony!

- Reggie Joiner, dyrektor generalny i założyciel The reThink Group

***

Jon Acuff, autor takich bestsellerów „New York Timesa”, jak Start, Quitter czy Do Over. Popularny prelegent, bloger, aktywny użytkownik Twittera i twórca wyzwania internetowego „30 Days of Hustle”. Mieszka w Nashville z żoną Jenny i dwiema córkami. Więcej na stronie acuff.me.

 

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Recenzje

Dedykacja

Spis treści

Wprowadzenie. Niewłaściwe demony

Rozdział 1. Dzień nie do końca doskonały

Rozdział 2. Cel przytnij o połowę

Rozdział 3. Co wykreślić?

Rozdział 4. Dobra zabawa jako sposób na sukces

Rozdział 5. Wyjdź z kryjówki i nie zwracaj uwagi na szlachetne przeszkody

Rozdział 6. Pozbądź się tajnych zasad

Rozdział 7. Wykorzystuj dane, aby się cieszyć swoimi niedoskonałymi postępami

Rozdział 8. Na dzień przed końcem

Wnioski

Podziękowania

 

Kategoria: Zarządzanie i marketing
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8087-583-8
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Recenzje

„Jeśli chodzi o sukces osobisty, między tragedią i komedią przebiega bardzo cienka granica. Nikt tak jak Jon Acuff nie potrafi skłonić mnie do śmiechu z moich włas­nych słabostek i jednocześnie pomóc je przezwyciężyć. Chcesz się nauczyć kończyć wszystko po mistrzowsku? Przeczytaj tę książkę!”

Michael Hyatt, autor książki Cała naprzód!, bestsellera „USA Today”

„Prześladują cię nieukończone zadania i nieosiągnięte cele? Ja należę do tych, którym podobają się wszystkie nowe pomysły, więc doskonale wiem, jak to jest zaczynać coś w poczuciu ekscytacji, a potem doświadczać trudności z kończeniem tego. Na szczęście na ratunek spieszy nam jak zawsze zabawny Jon Acuff. Jego książka wymienia wiele sposobów, na jakie sami sabotujemy własne postępy, daje nam również potężne narzędzia pomocne w kończeniu rozpoczętych spraw. Przeczytaj książkę Jona i wykorzystaj zawartą w niej mądrość, a gwarantuję, że osiągniesz swoją prywatną metę i będziesz się przy tym znakomicie bawił”.

Ken Blanchard, współautor książek Jednominutowy menedżer i Jednominutowy mentor

„Jon Acuff przemawia ulubionym językiem wszystkich wybitnych liderów – językiem załatwiania spraw. Jeśli chcesz się wybić ponad innych, w dzisiejszych czasach najważniejsze jest to, abyś zaczęte sprawy doprowadzał do końca. Jon proponuje ci praktyczną, inspirującą i bezproblemową mapę drogową rozpoczynania zadań i ich kończenia. Ta książka z miejsca stała się klasykiem!”

Brad Lomenick, autor książki H3 Leadership

„Każdy lider liczy przede wszystkim na to, że jego zespół osiągnie stawiane mu cele. Niestety z roku na rok pojawia się coraz więcej czynników rozpraszających naszą uwagę, więc osiąganie celów staje się coraz trudniejsze. Ta książka istotnie pomaga w rozwiązaniu tego problemu. Podejrzewam, że firmy będą kupować ją na kartony!”

Reggie Joiner, dyrektor generalny i założyciel The reThink Group

„Jako muzyk, a teraz również pastor, doskonale znam trudności związane z pisaniem tekstów piosenek i kazań. Ta książka uczy nie tylko, jak kończyć rozpoczęte zadania, ale wręcz jak kończyć je dobrze. Mój przyjaciel Jon ma dar sprawiania, że rzeczy pozornie niewykonalne zaczynają nam się jawić jako całkiem praktyczne”.

Montell Jordan, autor książki This is How We Do It!

„Jestem pisarzem i wiem, jak trudno jest coś skończyć. Ostatni rozdział zawsze jest dużym wyzwaniem, ale dzięki wskazówkom zawartym w książce Jona jego napisanie stało się nagle znacznie łatwiejsze. Ty też masz coś, co chciałbyś dokończyć? Przeczytaj tę książkę!”

Andy Andrews, autor książek Mistrz i Sekret wędrowca, bestsellerów „New York Timesa”

„Książka Jona Acuffa to kop w tyłek, który od dawna był ci potrzebny”.

Claire Díaz-Ortiz, przedsiębiorca i pisarka, ClaireDiazOrtiz.comWprowadzenie Niewłaściwe demony

W 2013 roku walczyłem z niewłaściwymi demonami. To wtedy wydałem książkę, w której wzywałem moich czytelników do rozpoczynania. Namawiałem, żeby wstali z kanapy. Przekonywałem, że warto spróbować założyć własną firmę. Zachęcałem do przejścia na dietę, napisania książki lub realizacji jednego z miliona innych celów, które od lat sobie stawiają.

Wydawało mi się, że największą przeszkodą jest strach, powodujący, że ludzie nie mogą niczego zacząć. Myślałem, że jeśli zdołam ich przekonać, aby przekroczyli linię startu, potem wszystko już się ułoży. Sądziłem, że to strach ich powstrzymuje przed działaniem i że jeśli zaczną, uda im się ten strach pokonać.

Tylko połowicznie miałem rację.

Niewątpliwie warto zacząć. Początek to coś ważnego. Tych kilka pierwszych kroków ma ogromne znaczenie, ale to nie one są najważniejsze.

Wiesz, co jest nawet ważniejsze? W porównaniu z tym czymś rozpoczynanie wydaje się banalne, zwyczajne i niemal bez znaczenia.

Tym czymś jest zakończenie.

Rok w rok uczestnicy różnego rodzaju spotkań brali mnie na stronę i mówili: „Nigdy nie miałem problemu z rozpoczynaniem. Zaczynam miliony różnych rzeczy, ale potem ich nie kończę. Co mam zrobić, żeby skończyć?”.

Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie, a taka odpowiedź w moim własnym życiu też by się przydała.

Kilka rzeczy udało mi się doprowadzić do końca. Biegam w półmaratonach, napisałem sześć książek, dzisiaj jestem też całkiem przyzwoicie ubrany. Tyle że to wszystko wyjątki na tle mojego na wpół dopełnionego życia.

Udało mi się przeczytać do końca zaledwie 10 procent książek, które posiadam. Potrzebowałem trzech lat, aby zrealizować przewidziany na sześć dni program 90-dniowego programu ćwiczeń w domu P90X. Jako 23-latek zdobyłem niebieski pas w karate, czyli znalazłem się jakieś 76 pasów poniżej zasadniczego celu, czyli pasa czarnego. Mam w gabinecie ze 32 na wpół zapisane notesy, mam też w łazience z 90 sztyftów napoczętych pomadek do ust. Doradca finansowy pewnie by się złapał za głowę, gdyby zobaczył, jaką część mojego domowego budżetu pochłaniają kosmetyki do nawilżania ust.

Mój garaż ma w sobie coś z mauzoleum. Stoi tam teles­kop (użyty pięć razy), wędka (użyta trzy razy) i deska snowboardowa z całosezonowym karnetem do lokalnego ośrodka narciarskiego (użyta zero razy). Któż mógłby nie zauważyć motoroweru, który kupiłem trzy lata temu, aby ostatecznie przemierzyć nim w sumie aż 51 kilometrów? Nawet nie wyrobiłem niezbędnych dokumentów dla tego sprzętu. Prowadzę życie na krawędzi… Na krawędzi realizacji.

Mogę się pocieszać myślą, że nie ja jeden mam problem z niekończeniem.

Z badań wynika, że 92 procent noworocznych postanowień pryska jak bańka mydlana. Co roku ludzie rozpoczynają styczeń z nowymi nadziejami i nową energią. Wierzą, że w tym nowym roku w końcu odnajdą nowe oblicze samych siebie.

Spośród tych 100 procent rozpoczynających do końca dociera jednak zaledwie osiem procent. Ze statystycznego punktu widzenia mógłbyś więc równie dobrze próbować dostać się do szkoły muzycznej Juilliard, żeby zasłynąć jako dyrygent. Tam też przyjmują mniej więcej osiem procent kandydatów.

Zawsze mi się wydawało, że po prostu niewystarczająco się staram. W tym przekonaniu utwierdzali mnie wszyscy internetowi guru o śnieżnobiałych zębach. „Musisz zacząć się krzątać. Nie możesz odpuszczać. Wyśpisz się po śmierci”.

Myślałem, że może jestem po prostu leniwy.

Zdawałem sobie sprawę, że mój osobisty poziom determinacji zawsze był niebezpiecznie niski. Przekonałem się o tym na podstawie testu wykonanego za pomocą świetnego narzędzia o nazwie GRIT Scale, opracowanego przez Angelę Duckworth. Uzyskałem wynik poniżej przewidzianego na skali. Być może należałoby przewidzieć jakąś premię dla tych, którzy w ogóle wykonają test do końca. Mnie jakimś cudem się udało.

Zacząłem wcześniej wstawać. Wypijałem takie ilości napojów energetycznych, że konia by to zwaliło z nóg. Zatrudniłem life coacha i starałem się jeść więcej produktów uznawanych za superjedzenie.

Nic mi to nie dało, może z wyjątkiem urokliwego drżenia powieki, którego dorobiłem się za sprawą potężnych dawek kofeiny. Moje oko zaczęło nagle machać do innych ludzi z wielką intensywnością.

Usiłowałem przepychać się łokciami, żeby jak najszybciej odrobić swoje i móc sięgnąć gwiazd, jak Abraham Lincoln. W ten sposób powstało 30-dniowe wyzwanie internetowe, które nazwałem 30 Days of Hustle, czyli 30 Dni Krzątaniny. Miał to być kurs internetowy, który pomoże tysiącom ludzi w końcu osiągnąć własne cele.

Potem wydarzyło się coś, co w najlepszym razie mogę uznać za przypadek. Takich rzeczy teoretycznie nie powinno się pisać w książkach. Autorzy poradników zwykle odczuwają pokusę wprowadzania do historii włas­nego życia pewnych elementów, które mogłyby potwierdzać, że oni faktycznie są w stanie pomóc komuś innemu.

Lider, który przypadkiem odniósł sukces, cofa się w czasie i na siłę wymyśla 10 kroków, które go do tego sukcesu doprowadziły – żeby móc je potem opisać w książce 10 kroków, które pozwolą ci dotrzeć do celu. Ja mogę szczerze powiedzieć, że opowiadam tu o wydarzeniach, których nie planowałem. Zaskoczyły mnie one tak samo, jak zaskoczą ciebie. Najwyżej po prostu się cieszyłem, że coś z tego wyszło.

Wiosną 2016 roku badacz z Uniwersytetu Memphis, niejaki Mike Peasley, zwrócił się do mnie z pewną interesującą propozycją.

Chciał mianowicie przyjrzeć się w ramach prowadzonych badań ludziom, którzy zdecydowali się skorzystać z mojego kursu. Miał zamiar analizować, co się sprawdza, a co nie. Właśnie kończył przewód doktorski i chciał wykorzystać wyniki tych badań jako materiał do publikacji. W kolejnych miesiącach Mike poddał analizie dane dotyczące ponad 850 uczestników mojego kursu, uzyskując w ten sposób solidny materiał badawczy.

Dla mnie było to nowe doświadczenie, ponieważ wcześ­niej na co dzień stosowałem się do zasad zwyczaju przyjętego w 2003 roku: „Wymyśl coś i napisz w internecie, nie zaprzątając sobie głowy źródłami”.

Tymczasem wnioski z tych badań całkowicie odmieniły moje spojrzenie na kwestię doprowadzania spraw do końca, także w odniesieniu do tej książki i w pewnym sensie do całego mojego życia.

Mike ustalił, że ludzie korzystający z kursu mieli o 27 procent większe szanse na sukces niż w innych przypadkach, gdy po prostu próbowali wyznaczać sobie cele. Ten wynik, choć mnie ucieszył, nie był dla mnie jakimś szczególnym zaskoczeniem. Nie ma przecież nic dziwnego w tym, że człowiek lepiej sobie radzi z czymś, nad czym pracuje konsekwentnie przez 30 dni.

Zaskoczyło mnie natomiast coś, z czego pewnie wszyscy powinniśmy lepiej zdawać sobie sprawę. Otóż radykalną poprawę skuteczności zapewniały ludziom te ćwiczenia, które powodowały obniżenie poziomu presji, które uwalniały ich od przytłaczającego perfekcjonizmu, stanowiącego główną motywację do porzucenia wyznaczonego sobie celu. Rezultaty były niezmiennie takie same bez względu na to, czy ktoś chciał się wcisnąć w ubrania w mniejszym rozmiarze, pisać więcej na blogu czy uzys­kać podwyżkę. Im mniejszy nacisk ludzie kładli na perfekcyjne wykonanie zadania, tym większą osiągali produktywność.

Okazuje się więc, że wcale nie chodzi o to, aby bardziej się wysilać.

Bieganie w kółko wokół tematu w niczym nie pomoże.

Ludzie, którzy raz po raz coś rozpoczynają, mogą zacząć doprowadzać sprawy do końca.

Możemy doprowadzać sprawy do końca.

Przyznaj – sięgałeś po tę książkę z myślą, że będzie miała w sobie coś z reklamy Red Bulla. Że znajdziesz tu kilka wskazówek, że to będzie zastrzyk motywacyjny, że ja ci podpowiem, jak dotrzeć do celu i jak postępować, żeby robić jeszcze więcej i więcej, i więcej.

Czy jednak takie podejście się sprawdza? Czy coś ci to daje, że się bardziej starasz? Czy twoje życie rzeczywiś­cie staje się pełniejsze, dlatego że podejmujesz dodatkowe wysiłki? Czy te różne wskazówki dotyczące produktywności, te różne sposoby na to, jak zarządzać własnym czasem, i te najróżniejsze metody na usprawnianie życia rzeczywiście coś ci dają?

Nie dają i nie dadzą.

Jeśli chcesz coś doprowadzić do końca, musisz za wszelką cenę wyzwolić się od dążenia do perfekcjonizmu. Musisz dobrze się bawić, cel przeciąć w połowie i z góry sobie powiedzieć, co ci nie wyjdzie. Musisz też się liczyć z tym, że czekają cię niespodzianki.

Właśnie to w całej tej przygodzie było najbardziej zaskakujące. Badania doprowadziły do sformułowania bardzo praktycznych wniosków. Okazało się, że do celu prowadzą działania tak sprzeczne z intuicją, że przez wielu uznawane są za przejaw chodzenia na skróty. Wiele osób w pierwszej chwili stwierdzi, że to nieczysta zagrywka i że coś takiego po prostu „się nie liczy”.

Pomyśl, że miałbyś iść na skróty. Czy taka myśl nie wzbudza w tobie lekkiego poczucia winy? Czy nie słyszysz od razu głosów tych wszystkich trenerów, szefów i nauczycieli, którzy powtarzali, że „w życiu nie można chodzić na skróty”?

No dobrze, to w takim razie mi obiecaj, że już nie będziesz korzystać z Google’a. Gdy następnym razem będziesz chciał czegoś się dowiedzieć, napisz list do Biblioteki Kongresu. Taki papierowy. Przykleisz na kopertę znaczek wymagający polizania językiem. Nie chodź na skróty, nie wybieraj znaczka, którego nie trzeba lizać.

Tak właśnie musieli zrobić bracia Wright, żeby znaleźć odpowiednie miejsce do swoich testów lotniczych. Musieli napisać do U.S. Weather Bureau z siedzibą w Waszyngtonie list z prośbą o wskazanie terenów charakteryzujących się najlepszymi warunkami wiatrowymi. Jakiś urzędnik zgromadził wówczas stosowne dane, opracował raport i im odpisał. Po analizie uzyskanych informacji bracia Wright wybrali Kitty Hawk w Karolinie Północnej. Potem napisali do miejscowego naczelnika urzędu pocztowego, aby uzyskać więcej szczegółów na temat wyspy, i cierpliwie czekali na jego odpowiedź.

Trwało to całe wieki, przynajmniej wedle naszych dzisiejszych standardów. Bo my dzisiaj możemy iść na skróty.

Możemy zapytać mieszkańca wyspy Martha’s Vineyard, którą plażę poleca. I to będzie skrót. (Tak na marginesie, odpowiedź brzmi: Tashmoo).

Możemy wyłączyć wi-fi w laptopie, kiedy akurat musimy się skupić. I to będzie skrót.

Możemy nie zgodzić się na to, żeby mieć w domu lody, jeśli akurat usiłujemy schudnąć. I to będzie skrót.

Jeśli nieraz coś rozpoczynałeś, ale potem nie udało ci się doprowadzić tego do końca, to być może będę w stanie coś ci podpowiedzieć. Wszystko bowiem się zaczyna od tego, jak sobie radzisz w tym dniu, który z punktu widzenia realizacji każdego wyznaczonego celu ma znaczenie absolutnie podstawowe.Rozdział 1 Dzień nie do końca doskonały

„Dobry początek to połowa sukcesu” głosi jedno z moich ulubionych nieprawdziwych haseł motywacyjnych. Drugie brzmi: „Czasami trzeba po prostu skoczyć w przepaść. Skrzydła wyrosną ci po drodze”. To hasło widziałem akurat kiedyś na tle obrazka przedstawiającego wilka. Trochę mnie to zaskoczyło, bo co prawda nie jestem fachowcem od królestwa zwierząt, ale o ile mi wiadomo, żadnemu wilkowi nigdy skrzydła nie wyrosły. Na całe szczęście. Jeżeli wilki kiedyś nauczą się latać, to będzie game over.

Zbyt dużo uwagi poświęcamy kwestii rozpoczynania. Skutek jest taki, że nie zajmujemy się tym jednym, najważniejszym dniem, który częściej niż jakikolwiek inny dzień przekreśla nasze szanse na urzeczywistnienie celu. Przez pierwszych 41 lat mojego życia ani razu o tym dniu nie słyszałem. Żyłem w tej samej błogiej nieświadomości, co ci nierzeczywiści ludzie do dziś zamieszkujący plażę, na której kręcono Szczęki. Film Szczęki 2 w ogóle nie powinien powstać. Powinien nosić tytuł Grupa mieszkańców okolic nadmorskich przeprowadza się do Ohio, gdzie nie ma rekinów. Pewnie kiepsko to by się mieściło na afiszu, ale dawałoby nadzieję, że uda się uniknąć kolejnej katastrofy z rekinem w roli głównej.

Poświęcamy mnóstwo czasu na planowanie naszych celów, ale nowe buty sportowe, nowe koncepcje dietetyczne i nowe biznesplany konsekwentnie przyćmiewają nam ten jeden dzień, który ma największe znaczenie. Ten jeden dzień, za którego sprawą już nie mogę kupować czarnej fasoli w Costco.

To nie sklep mi zabrania, chociaż być może faktycznie czasami za bardzo się objadam darmowymi próbkami. Jednego razu częstowali w sklepie ciasteczkami Oreo. Akcja musiała zostać zorganizowana z myślą o tych siedmiu Amerykanach, którzy nigdy wcześniej nie mieli okazji spróbować tego wypieku.

Rozmowa z osobą obsługującą stoisko przybrała dość dziwaczny obrót, ponieważ musiałem udawać, że marka jest mi zupełnie nieznana. „Jak to się nazywa? Sandwicz na bazie ciasteczka czekoladowego? Nie? Nazywa się to »Oreo«? Czy ja to w ogóle poprawnie wymawiam? Jakże zabawna nazwa!”

Fasoli nie mogę kupować dlatego, że w Costco sprzedają ją wyłącznie w ilościach hurtowych. Nie da się wziąć jednej puszki. Trzeba od razu kupić tysiąc. To naprawdę dużo, ale z jakiegoś powodu co najmniej raz w roku dochodzę do wniosku, że potrzeba mi aż tyle fasoli.

Zaczynam ćwiczyć i postanawiam „podejść do sprawy poważnie”. Przypominam sobie, że Timothy Ferriss w książce 4-godzinne ciało poleca jeść na śniadanie jajka, czarną fasolę i szpinak z dodatkiem kminu rzymskiego i sosu salsa. Gdy zaczynam przetrząsać szafki w poszukiwaniu czarnej fasoli, moi domownicy reagują ciężkim westchnieniem. „O nie, znowu to samo”.

Wiedzą, że przez następnych 12 dni z rzędu będę codziennie jeść czarną fasolę.

Dlaczego tylko przez 12? Ponieważ 13. dnia nagle nie znajdę czasu, będę miał jakieś spotkanie albo wyruszę w podróż biznesową bez podręcznej puszki fasoli. Jeden dzień przerwy mi wystarczy, żeby zarzucić całe przedsięwzięcie.

Gdy rytm raz zostanie zaburzony, potem już nie udaje się go przywrócić. Wynik już nie jest idealny, więc dalej nie warto się starać. To zaskakująco powszechne podejś­cie do kwestii błędów.

Kiedy się rozmawia z ludźmi o tym, dlaczego porzucili swoje cele, odpowiedzi są zawsze podobne:

„Zrobiły mi się zaległości, których już nie udało mi się nadrobić”.

„Różne życiowe sprawy pokrzyżowały mi plany”.

„Projekt zboczył z obranego kursu i potem już nie udało się wrócić na właściwą drogę”.

Za pomocą różnych słów autorzy tych uzasadnień wyrażają w istocie jedną i tę samą myśl: „Zrezygnowałem, gdy tylko przestało mi iść doskonale”.

Na jeden dzień zarzuciłeś dietę i nagle dochodzisz do wniosku, że to wszystko bez sensu.

Rano zabrakło ci czasu, żeby coś napisać, więc chowasz tę swoją niedokończoną książkę do szuflady.

Zgubiłeś paragon, więc postanowiłeś już nie zaprzątać sobie głowy odnotowywaniem wydatków za ten miesiąc.

Nie nabijam się z twojego perfekcjonizmu. Sam wielokrotnie padłem jego ofiarą. Pewnego razu w lutym przebiegłem 120 kilometrów. Potem w marcu udało mi się przebiec 114, a w kwietniu pokonałem 117. Jak myślisz, ile przebiegłem w maju? Trzynaście. A w czerwcu? Niespełna pięć.

Dlaczego? Ponieważ gdy tylko moje wyniki przestały być idealne, dałem sobie spokój.

Perfekcjonizm każe nam wierzyć w wierutną bzdurę na temat celów. Mówi: jeśli coś nie idzie idealnie, daj sobie spokój.

W tym kłamstwie tkwi jednak nadzwyczajny geniusz. Nikt przecież nie mówi, kiedy przestanie iść idealnie, to by przecież sugerowało, że w praktyce nic nigdy nie idzie idealnie. Perfekcjonizm sprytnie mówi: jeśli nie idzie idealnie, sugerując ci niejako w ten sposób, że masz szanse pokonać całą drogę aż do grobu na 100 procent.

Tu się pojawia problem, ponieważ nikt przecież nie chce urzeczywistniać swoich celów na czwórkę ani tym bardziej na trójkę. Chcemy mieć same piątki, zwłaszcza jeśli jakiemuś projektowi poświęcamy sporo czasu i uwagi. Bez większego zastanowienia rezygnujemy więc, kiedy tylko stwierdzimy jakiś błąd czy niedoskonałość. Co więcej, w wielu przypadkach rezygnujemy z pomysłu z wyprzedzeniem – jeszcze nim przystąpimy do jego realizacji.

Wielu ludzi przecież w ogóle nie przystępuje do realizacji nowych planów. Wolą nie mieć nic, niż mieć coś tylko połowicznie. Nie potrafią sobie wyobrazić żadnego innego stanu poza stanem doskonałym, a jeśli nie mają szans na jego osiągnięcie, nie decydują się nawet na pierwszy krok. Zanurzają się wówczas w tej gęstej mgle, która spowija ich pytanie: „A jaki to ma w ogóle sens?”. Jeśli nie spróbuję, to na pewno nie będę musiał mierzyć się z porażką.

Na etapie gromadzenia materiałów do tej książki przeprowadziłem internetową ankietę, w której tysiąc osób odpowiadało na pytanie, czy kiedykolwiek zdarzyło im się odrzucić jakiś pomysł dlatego, że wydawał im się nie dość dobry. Dopuszczałem do siebie myśl, że być może tylko mnie wrodzony perfekcjonizm skłania do szybkiej dyskwalifikacji wielu różnych pomysłów. Tymczasem ponad 97 procent respondentów odpowiedziało na moje pytanie twierdząco.

Nie bardzo wiem, jak ci to powiedzieć, ale… Nie masz szans na idealny wynik. Z wielką przykrością muszę cię uprzedzić, że na pewno coś ci się nie uda. Zupełnie niewykluczone, że wiele rzeczy ci się nie uda. Na początku coś może ci się zupełnie nie udać. Być może potkniesz się już o linię startu…

Nic w tym złego.

Dlaczego? Dlaczego zachęcam cię do otwarcia się na niedoskonałość? Choćby dlatego, że niedoskonały wynik cię nie zabije. Czasem nam się wydaje, że jest inaczej. Czasem brak postępów porównujemy do katastrofy kolejowej. „Moje plany się wykoleiły. Nie potrafiłem ich przywrócić na właściwy tor”. Wykolejony pociąg to poważna sprawa. W tego typu wypadkach często giną ludzie, a straty sięgają tysięcy dolarów. Czasem potrzeba wielu dni, a nawet wielu tygodni, żeby wszystko wróciło do normy.

Nic takiego na pewno się nie stanie, jeśli przez jeden dzień nie będziesz pracować nad osiągnięciem swojego celu. Na pewno nie!

Nikt nie umrze. Koszty powrotu na wyznaczony tor nie sięgną 400 tysięcy dolarów. Naprawa szkód nie będzie się ciągnąć tygodniami.

Po drugie tolerancja na niedoskonałość ma zasadnicze znaczenie dla każdego, kto zamiast wiecznie tylko rozpoczynać, chce zacząć konsekwentnie kończyć. Ludzie ze skłonnością do ciągłego rozpoczynania zarzucają swój pomysł, gdy tylko zdarzy im się dzień nie do końca doskonały. Po co dalej się starać? Passa została przerwana. Już lepiej ponurzać się w niepowodzeniu. Wczoraj wieczorem zaszalałem podczas kolacji, więc równie dobrze mogę zaszaleć teraz przy śniadaniu, a potem podczas lunchu i znów przy kolacji.Angela Duckworth.com, https://angeladuckworth.com/grit-scale/ .

30 Days of Hustle Summary Research Report, opracowanie: Mike Peasley, University of Memphis, Department of Marketing & Supply Chain Management, 2016.

David McCullough, The Wright Brothers, Simon & Schuster, Nowy Jork 2015. Wydanie polskie: Bracia Wright, tłum. Agnieszka Wilga, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018.

Timothy Ferriss, The 4-Hour Body: An Uncommon Guide to Rapid Fat-Loss, Incredible Sex, and Becoming Superhuman, Crown Archetype, Nowy Jork 2010. Wydanie polskie: 4-godzinne ciało. Niezwykły poradnik jak szybko zrzucić wagę, stać się niedoścignionym kochankiem i superczłowiekiem, tłum. Magda Witkowska, MT Biznes, Warszawa 2011.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: