Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Życie codzienne w Delhi - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
38,00
Najniższa cena z 30 dni: 21,90 zł

Życie codzienne w Delhi - ebook

Książka stanowi doskonałe, bogato ilustrowane fotografiami wprowadzenie do historii, topografii i kultury współczesnego Delhi. Opowiada o najróżniejszych aspektach życia codziennego jego mieszkańców i problemach, z którymi się borykają. Autorka, znająca Delhi od podszewki, kreśli fascynującą panoramę jego różnorodności społecznej, wyznaniowej i obyczajowej, starając się pokazać, jak wszechobecność wielu religii wpływa na charakter miasta i światopogląd delhijczyków. Barwny język, w którym pobrzmiewają osobiste nuty, sprawia, że "Życie codzienne w Delhi" to lektura, od której trudno się oderwać.

Maria Skakuj-Puri (ur. 1955) jest absolwentką indologii na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego i islamistyki na Wydziale Islamistyki uniwersytetu Dźami’a Millija Islamija w New Delhi. Jej zainteresowania naukowe obejmują religie Indii, a także współczesną literaturę indyjską. Od ponad dwudziestu lat mieszka w Delhi.

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8002-577-6
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZAMIAST WSTĘPU

Mieszkam w Delhi już od ponad dwudziestu pięciu lat, ale wciąż doskonale pamiętam swój pierwszy przyjazd. Był rok 1974. Po dłuższym pobycie w Indiach wracaliśmy całą rodziną do Polski i na parę dni zatrzymaliśmy się w Delhi. Hotel też pamiętam. Lodhi Hotel. Budynek stoi nadal. Hotel nieczynny. Coś przebudowują. Przyjechaliśmy z prowincji, z południa, z Wiśakhapatnam. Wiśakhapatnam to było wtedy małe miasto nad morzem. Wokół pojedyncze, zawsze zielone, wysokie wzgórza, na jednym z nich latarnia morska, nad morzem piaszczyste plaże, w mieście białe wille w ogródkach, płaskie dachy, palmy, którym cyklon obrywał korony, stocznia, baza marynarki wojennej, lotnisko.

Cyklon w Wiśakhapatnam, 1969 (fot. Z. Skakuj)

Tu spędziłam cztery lata, tu chodziłam do szkoły i tu zdałam maturę. Dla nas, uczennic prowincjonalnej szkoły żeńskiej prowadzonej przez zakonnice, Delhi było odległą stolicą, którą znałyśmy jedynie z podręczników historii i z kolorowych pocztówek: Kutub Minar, Tughlakabad, Stary Fort, Czerwony Fort, Pałac Prezydencki, Brama Indii. Dopiero na miejscu okazało się, że zabytki te dzielą ogromne puste przestrzenie. Z pierwszego pobytu zapamiętałam Delhi jako miasto o niskiej zabudowie, ciągnące się kilometrami między zakurzonymi szpalerami drzew. Był maj, a więc pełnia lata, powietrze gorące i suche. Ulice buchały żarem jak z pieca, a od czasu do czasu zrywał się podnoszący tumany kurzu wiatr – słynny delhijski lu.

Cztery lata później przyjechałam tu ponownie jako studentka Instytutu Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Było nas razem siedem osób, dwie z Krakowa i pięć z Warszawy, i byliśmy pierwszą grupą polskich studentów, która dostała stypendium, aby się uczyć hindi. Po dwuletnim pobycie wróciłam do kraju, skończyłam studia. Był czerwiec 1981 roku. Jak zwykle brakowało etatów, więc mój promotor, prof. M.K. Byrski, doradził wyjazd do Indii i zebranie materiałów do pracy doktorskiej. Wyleciałam z Polski we wrześniu. Podjęłam studia na Uniwersytecie im. Jawaharlala Nehru w Delhi, zaczęłam zbierać materiały i marzyć o karierze naukowej. Nie było telefonów komórkowych, nie było Internetu, międzynarodowe połączenia telefoniczne praktycznie nie działały. O wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku przeczytałam w gazecie. Z rodziną nie miałam kontaktu przez prawie sześć miesięcy. W październiku 1982 roku wyszłam za mąż za sikha i zostałam w Indiach na stałe.

I tak spędziłam w Delhi ponad dwadzieścia pięć lat, najpierw na stypendium, ucząc się języka hindi, a później jako żona Indusa. Nie myślałam, że pewnego dnia będę pisała o tym mieście książkę, zwłaszcza po polsku dla polskiego czytelnika. Pomysł zrodził się w Wydawnictwie Akademickim Dialog. Pani dr Elżbieta Walter, która pamiętała mnie jako studentkę, zaproponowała mi realizację tego projektu, a następniez ogromną cierpliwością i serdecznością wspierała mnie swoją radą.

Gdy usiadłam do pisania, zdałam sobie sprawę, że miasto, w którym spędziłam ponad połowę życia, stało się integralną częścią mojego osobistego życiorysu. Mój stosunek do Delhi oddaje najlepiej angielskie określenie: love and hate relationship – związek miłości i nienawiści. Z jednej strony, jak większość mieszkańców Delhi, nieustannie narzekam na upały, kurz, częsty brak prądu i wody, okropną biurokrację, tłumy, paraliżujące korki, długie godziny pracy, męczące tempo życia, a z drugiej, każdy powrót do Delhi to ogromne westchnienie ulgi, że znowu jestem w domu. To ambiwalentne odczucie doskonale oddała znana, dziś już nieżyjąca, indyjska dziennikarka, Amita Maik i dlatego przytaczam tu fragment jej artykułu „Mimo wszystko kocham moje Delhi”¹, który jest swego rodzaju kwintesencją delhijskiej codzienności:

Moje kochające siostry i cała brygada siostrzenic, siostrzeńców i kuzynów zajmowali się mną w Kalkucie, nie skąpiąc miłości, oddania, rybnych przysmaków i curry z krewetek. Nie ma to jednak jak własny dom – pocieszałam się, gdy samolot podchodził do lądowania, a pod nami rozpostarła się znajoma chmura kurzu. Zwykłe powitanie powracających do stolicy.

Weszłam do mieszkania, otworzyłam drzwi i okna, a następnie podniosłam słuchawkę telefonu, aby obwieścić znajomym swój powrót. Powitał mnie chłodny głos nagrany na taśmę magnetofonową: „Telefon został czasowo wyłączony, Proszę zadzwonić pod numer xyz”. Głupia prośba, biorąc pod uwagę fakt, że telefon był wyłączony. Przerwałam więc popołudniową sjestę mojej wielce uczynnej sąsiadce, żeby zapytać, czy mogę skorzystać z telefonu.

Kiedy zadzwoniłam pod wskazany numer, poinformowano mnie surowym tonem, że telefon wyłączono, ponieważ nie zapłaciłam rachunku. Próbowałam wyjaśnić, że nie otrzymałam żadnego rachunku. W odpowiedzi dowiedziałam się, że w takim razie zostanę potraktowana wyjątkowo: będę mogła odbierać telefony, ale sama nie będę mogła dzwonić, dopóki nie zdobędę kopii rachunku i nie uiszczę zaległych opłat oraz abonamentu za przyszły miesiąc z góry. Mój współpracownik stracił cały dzień w urzędach, próbując wyjaśnić tę sprawę. Po dwóch dniach aparat zaczął działać, ale dopiero po nerwowym telefonie do kierownika wydziału telekomunikacji.

Kiedy weszłam do łazienki, by umyć ręce, okazało się, że w kranie nie ma wody. Dochodzenie przeprowadzone z iście dziennikarskim zacięciem wykazało, że podczas mojej nieobecności młoda przesympatyczna sąsiadka z piętra wyżej urządziła na tarasie piękny ogród. W tym celu zatrudniła nowych, nieznających się na rzeczy hydraulików, którzy podłączyli węże do podlewania kwiatów do mojego zbiornika na wodę. To wyjaśniało, dlaczego u mnie nie było wody.

Pozbawiona łączności telefonicznej, zmęczona, wsiadłam do samochodu, by udać się do biura administracji. Tamtejsi hydraulicy zjawili się następnego dnia rano. Tak więc po 24 godzinach udało mi się wreszcie wykąpać, bo woda do picia, z butelek w lodówce, wystarczyła zaledwie na przemycie rąk i twarzy. W międzyczasie odkryłam, że niesforne dzieciaki mieszkającej w pobliżu służby rozsunęły druty siatki ogradzającej mój ogródek i wykradły z trudem wyhodowane kalafiory, szpinak, kabaczki i pozostałe warzywa.

W tej samej chwili zadzwonił dzwonek u drzwi. To była moja pomoc domowa, przychodząca na parę godzin dziennie. „Moja siostrzenica wychodzi za mąż. Jadę na wieś po raz pierwszy od dwudziestu lat. Proszę wypłacić mi pensję” – obwieściła, wyciągając dłoń, jakby się spodziewała, że natychmiast wręczę jej należną sumę. Po pięciu minutach, bo tyle zajęło mi wyjęcie i odliczenie pieniędzy, wyszła, nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.

Minęło 25 dni. Jeszcze nie wróciła. Nie wrócił też ogrodnik, który pojechał na wieś, żeby pomóc przy żniwach. Pomagał mi w zmywaniu naczyń pod nieobecność służącej. Wygląda na to, że zabrał ze sobą mój najlepszy kuchcimy nóż.

Dziwne, ale nadal kocham Delhi. Nawet po tym, jak wczoraj, po wyjściu ze sklepu na Khan Market, odkryłam, że mam mocno wgnieciony lewy błotnik samochodu. Ktoś na parkingu stuknął mnie, a następnie się ulotnił. No cóż…

Nie wiem, czy udało mi się w tej książce przedstawić Delhi, miasto, w którym historia przeplata się z teraźniejszością, tradycja ze współczesnością, a polityka wyciska swoje piętno na codziennym życiu mieszkańców z siłą niewyobrażalną dla przeciętnego Europejczyka; miasto, w którym indywidualne życie jednostki podporządkowane jest reżimowi grupy społecznej i w którym religia, wspólnota rodzinna, klasa społeczna, przynależność regionalna czy etniczna oraz język ojczysty mają o wiele większe znaczenie niż w Polsce. Wszystkie czynniki razem i każdy z osobna są ostatecznymi, niekwestionowanymi parametrami, które dokładnie określają miejsce człowieka w społecznej hierarchii. Człowiek nie jest postrzegany jako niezależna jednostka, ale jedynie jako członek danej grupy. Ubranie i sposób bycia, nie mówiąc o imieniu i nazwisku, zawierają zakodowane informacje, które bezbłędnie zdradzają przynależność grupową – społeczną, kastową, religijną, regionalną, etniczną. Każdy, nawet przypadkowy, kontakt automatycznie uruchamia mechanizm błyskawicznego zbierania i przetwarzania informacji, co dopiero umożliwia właściwe zachowanie. Urbanizacja, wbrew pozorom, wcale tych tendencji nie osłabia. Często, wprost przeciwnie, umacnia je. Powstają jako produkt uboczny działań samoobronnych mających na celu zachowanie własnej tożsamości i zakreślenie jej granic, działań podejmowanych przez ludzi, którzy po prostu czują się całkowicie zagubieni w nowych i obcych warunkach. Ponieważ jedynym stabilnym punktem odniesienia jest tradycja, wzrasta przywiązanie do tradycyjnych, często coraz bardziej idealizowanych, wzorców. Przekłada się to dalej na poparcie dla fundamentalistycznych modeli rzeczywistości jako jedynych uporządkowanych wartości, dzięki którym można się otrząsnąć z poczucia zagubienia w nowych, nieprzyjaznych i ciężkich warunkach.

Moje osobiste kontakty w Indiach nie ograniczają się do jednej, określonej grupy społecznej. Studia w Zakładzie Azji Południowej w Instytucie (obecnie Wydziale) Orientalistycznym UW kształcą absolwentów przede wszystkim w zakresie znajomości tzw. klasycznych tradycji indyjskich, a więc hinduizmu, ewentualnie buddyzmu i dźinizmu. Ja też byłam wychowana w tej tradycji. Jednakże małżeństwo z wyznawcą sikhizmu otwarło mi furtkę do jeszcze jednej religii i jeszcze jednego języka, mianowicie pendżabskiego, którym posługują się sikhowie. Z kolei zainteresowanie poezją w języku urdu skierowało moją uwagę na islam. Kurs urdu na Uniwersytecie Delhijskim oraz studia islamistyczne na uniwersytecie Dżami’aa Millija Isiamija nie tylko dały mi nową wiedzę, lecz także pomogły w nawiązaniu wielu kontaktów i przyjaźni z profesorami i studentami. Z nielicznymi wyjątkami byli to muzułmanie. Fakt mojego pochodzenia z kraju leżącego daleko od Indii, o którym mało kto coś wie, oraz na pierwszy rzut oka trudna do określenia przynależność religijna często pomagały mi w zachowaniu neutralnej pozycji i swobodnym poruszaniu się w poszczególnych kręgach społeczno-religijnych. Poznałam szereg osób należących do rozmaitych grup wyznaniowych i wywodzących się z najróżniejszych kręgów społecznych, stojących i niżej, i wyżej od grupy, do której należę z racji mojego małżeństwa. Praca i kontakty z niewykwalifikowanymi rzemieślnikami-analfabetami i ich rodzinami w trakcie prowadzenia własnego przedsiębiorstwa odsłoniły mi ich życie: trapiące ich problemy, brak poczucia stabilności, lęk i ból rozłąki. Koligacje rodzinne wprowadziły mnie w pendżabskie realia zamożnej, wyższej klasy średniej zajmującej się przede wszystkim biznesem, w której kobiety na ogół nie pracują, a głównym celem życiowym większości młodych dziewcząt jest zamążpójście. Natomiast kontakty uniwersyteckie i przyjaźnie z dzieciństwa (szkołę średnią, jak wspominałam, skończyłam w Indiach) dały mi dostęp do tzw. inteligencji. Tego rodzaju mobilność – niedostępna w Indiach wszystkim, zwłaszcza kobietom – okazała się bezcenna, gdy zaczęłam pisać o Delhi.

Nie ulega wątpliwości, że Delhi jest ogromną aglomeracją, która w pierwszej chwili całkowicie oszałamia i wytrąca z równowagi każdego przybysza, niekoniecznie zza granicy. Podobnie zagubieni i przytłoczeni czują, się stawiający pierwsze kroki w stolicy Indusi z prowincji. Dominuje zgiełk i chaos, wszędzie się kłębią tłumy. W pierwszej chwili trudno znaleźć punkt odniesienia, który pozwoliłby ująć całe to widowisko w jakieś rozsądne ramy, wyjaśnić, co się tu dzieje, przełożyć to dalej na wcześniej znane doświadczenia, wyprowadzić ze stanu szoku i zagubienia. Do tego celu niezbędny jest pewien zasób informacji, które posłużyć by mogły za podstawę dalszego poznania. Książka ta stawia sobie za cel stworzenie takiej zupełnie roboczej bazy.

Zaczynam więc od opisu Delhi jako jednostki urbanistycznej, starając się jednocześnie uwypuklić jej historyczny rozwój, co ewentualnemu czytelnikowi i osobie przyjezdnej ułatwi dostrzeżenie pewnego logicznego podziału i pewnych naturalnych granic w chaosie zabudowy. Gdy w następnym rozdziale poruszam kwestię ludności, chodzi mi przede wszystkim o zwrócenie uwagi na sam fakt przytłaczającej liczby ludzi. Dopiero dalej piszę o tym, skąd pochodzą i jakimi językami się posługują, gdzie i jak w Delhi mieszkają. Następnie przechodzę do religii i tu moim jedynym celem jest przybliżenie zróżnicowania religijnego mieszkańców Delhi, jak również całych Indii, fakt ten bowiem umyka uwagi Polaka przyzwyczajonego do widzenia wokół siebie praktycznie jednolitej praktyki religijnej połączonej z daleko posuniętą laicyzacją życia społecznego. Wspominam ponadto o tym, jak tradycyjne pojmowanie rzeczywistości wpływa na kształtowanie trybu życia, i dzielę swoja narrację na opis cyklu rocznego pozostającego pod dużym wpływem pór roku i świąt religijnych, oraz opis cyklu dziennego – gdzie pokrótce przedstawiam pewne typowe zachowania i rytuały, które przydają znaczenia codziennemu życiu. Ponieważ nie można tak naprawdę opisać życia codziennego i hindusa, i muzułmanina, i sikha na kilkunastu stronicach, każdy krótki opis jest pewnym uproszczeniem. Poruszając zagadnienie kultury, piszę przede wszystkim o praktyce kulturalnej i rozrywce, a nie dorobku kultury czy jej historii. Ostatni krótki rozdział poświęcam problem om, z którymi delhijczycy borykają się na co dzień; zostały one ujęte z punktu widzenia osoby, która na stałe mieszka w Delhi.

Na zakończenie jeszcze raz pragnę podkreślić, że Delhi jest miastem, które rozrasta się w niesamowitym tempie. Jest to miasto, które w chwili odzyskania niepodległości przez Indie w 1947 roku liczyło niewiele ponad milion mieszkańców. Obecnie, sześćdziesiąt parę lat później, jest ich w Delhi ponad 16 mln. Jeśli natomiast uwzględni się leżące w pobliżu miasta satelitarne, w 2009 roku łączna liczba mieszkańców stolicy i okolic przekroczyła 22 mln. Niewątpliwie jest to miasto o wielowiekowej historii, ale także, o czym często zapominają spragnieni Orientu turyści, nowoczesna, pulsująca życiem, drapieżna metropolia. Potwierdzają to suche dane statystyczne, za którymi jednakże kryją się ludzie z krwi i kości. Ich życiu codziennemu poświęcona jest większa część tej pracy.

Jeśli chodzi o terminologię: Indus to zawsze mieszkaniec Indii, bez względu na przynależność religijną, a hindus to wyznawca hinduizmu.

*

Obecna książka zawdzięcza wiele osobom, które służyły mi radą, konstruktywną krytyką i pomocą. Chciałabym tu przede wszystkim podziękować prof. Danucie Stasik z Wydziału Orientalistycznego UW, za przeczytanie pierwszej wersji tej książki. Jej wnikliwe uwagi pomogły mi wprowadzić pewne korekty oraz uniknąć wielu błędów i nieścisłości. Słowa podziękowania należą się także dr. Krzysztofowi Strońskiemu z UAM, za przejrzenie fragmentów dotyczących sytuacji językowej w Delhi; mgr Ewie Borek i mgr. Piotrowi Borkowi z UJ, za konstruktywną krytykę; dr Monice Browarczyk z UAM, za nieustające wsparcie moralne; pani dr Elżbiecie Walter za pomysł i zaufanie; pani Joannie Siemińskiej za cierpliwość i pani Magdalenie Plucie za opracowanie redakcyjne tekstu.

*

Zdjęcia do książki zrobili w większości Benoit Dillet (który odwiedził Indie w lecie 2008 roku), mój mąż Tejinder oraz moja córka Surasti i jej koleżanka Shelly Sharma. Część fotografii autorstwa Surasti i Shelly powstała na jesieni 2007 roku, gdy obie były w jedenastej klasie i nakręciły krótki film dokumentalny o zapomnianych mieszkańcach Delhi. Za film ten, zatytułowany Samotność (Tanim), zdobyły pierwszą nagrodę w międzyszkolnym konkursie filmowym. Fotografia we wprowadzeniu pochodzi ze zbiorów mojego ojca. Wszystkie zdjęcia zamieszczono za zgodą ich autorów.

Uwagi o zapisie wyrazów indyjskich

Indyjskie terminy, nazwy i imiona własne podano w polskiej transkrypcji popularnej (PTP), stosowanej w publikacjach warszawskich indologów i w wydawnictwach Zespołu Encyklopedii PWN. Nazwiska znanych Indusów (z XX i XIX wieku) podano w zapisie, jakiego używają oni sami: anglojęzycznym lub – w wypadku pisarzy – transkrybowanym zgodnie z zasadami FTP. dodając w nawiasie wersję angielską.Wydawnictwo Akademickie DIALOG

specjalizuje się w publikacji książek dotyczących języków, zwyczajów, wierzeń, kultur, religii, dziejów i współczesności świata Orientu.

Naszymi autorami są znani orientaliści polscy i zagraniczni, wybitni znawcy tematyki Wschodu.

Wydajemy także przekłady bogatej i niezwykłej literatury pięknej krajów Orientu.

Redakcja: 00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/219
tel. (0 22) 620 32 11, (0 22) 654 01 49
e-mail: [email protected]

Biuro handlowe: 00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/218
tel./faks (0 22) 620 87 03
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwodialog.pl

Serie Wydawnictwa Akademickiego DIALOG:

• Języki orientalne

• Języki Azji i Afryki

• Literatury orientalne

• Skarby Orientu

• Teatr Orientu

• Życie po japońsku

• Sztuka Orientu

• Dzieje Orientu

• Podróże – Kraje – Ludzie

• Mądrość Orientu

• Współczesna Afryka i Azja

• Vicus. Studia Agraria

• Orientalia Polona

• Literatura okresu transformacji

• Literatura frankofońska

• Być kobietą

• Temat dnia

• Życie codzienne w…

Prowadzimy sprzedaż wysyłkową
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: