Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Życie szczęśliwe. Saga Pokolenia końca świata. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Życie szczęśliwe. Saga Pokolenia końca świata. Tom 1 - ebook

Przejmujący portret pokolenia, wchodzącego w dorosłość u progu nowego tysiąclecia. Bohaterowie - mieszkańcy Warszawy, uzależnieni od sukcesu i komfortu. Złaknieni bliskości - rozpaczliwie przed nią uciekają, uwikłani w sieć nieprawdopodobnych wydarzeń – stają na krawędzi, przekraczają granice i przewartościowują swoje życie na nowo.

Paweł jest prawnikiem, prowadzi kancelarię, dba o rodzinę, jest dobry i prawy. Piękna pianistka zmienia jego priorytety i bieg uporządkowanego życia. Kiedy jego żona Marta znajduje w szafie męża kosztowną bransoletkę jest przekonana, że właśnie taki prezent dostanie na czterdzieste urodziny. Niestety nic nie jest takie jak się pozornie wydaje, a poukładane życie dwojga ludzi zupełnie niespodziewanie zamienia się w kryminalną historię.

Wydarzenia powieści tworzą uzupełniającą się historię, opowiedzianą z perspektywy trojga bohaterów: Pawła, Marty (jego żony), Ewy (pianistki i kochanki Pawła).

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8139-314-0
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Stał na pomoście i zastanawiał się, o co w tym życiu chodzi.

Morze było niewiadomą potęgą. Jeden krok dalej mógł wchłonąć bez reszty. Jeden maleńki krok. Przekroczenie granic świadomości.

Jeszcze niedawno myślał, że wie. Priorytety mężczyzny powinny być czytelne. Chodzi o pracę dla dobra rodziny i o pieniądze, które są przecież niezbędne do życia. Praca zaspokaja mężczyznę na każdym polu, jego ambicje i potrzeby rodziny. Katalog podstawowych pragnień. Egzystencja pełna materialnych substytutów szczęścia.

Miłość jak kęs chleba na wyciągnięcie ręki. Chleb świeży, z chrupiącą skórką, a potem coraz bardziej czerstwy, ale wciąż zaspokajający głód. I nagle, nie wiadomo kiedy, pojawia się na nim pierwsza pleśń. Czy to wtedy następuje zmiana priorytetów, a własne „ja” kurczy się do granic zasobności konta w banku?

Przyszedł tu na samotny spacer po zbyt obfitej kolacji. Zostawił Ewę z towarzystwem, bo nagle zapragnął samotności. Czuł w skroniach niepokojący puls, rozgrzany czerwonym winem i obietnicą gorącej nocy. Przysiadł na pomoście i patrzył w odległy horyzont. Szum fal koił myśli i wprowadzał w otępiającą obojętność. Niech się dzieje, co się dzieje. Zawsze tylko myślał i analizował, teraz po prostu żyje.

Położył się na pomoście i zamknął oczy. Zacisnął je boleśnie, aż zobaczył pod powiekami złote iskry płynącej krwi rozświetlonej zachodzącym słońcem. Wpełzła mu do głowy fala pulsującej świadomości. Zbliżał się do odkrycia prawdy o sobie. Ostatnie miesiące miał wykaligrafowane przed oczami. Stanął po drugiej stronie siebie, dokąd nigdy nie miał kodu dostępu. Był zwykle strukturą, ograniczoną formą i zasadami. A teraz widział bardzo wyraźnie siebie w sobie i poza sobą, i był przekonany, że pojmuje wszystko na nowo. Czas przestać analizować, zastanawiać się, myśleć wciąż o innych. Nadszedł jego czas, jego krótki czas. Bo przecież nic nie może trwać wiecznie. Nawet miłość. Przede wszystkim miłość. Wszystko jest tylko przemijającym stanem, zamkniętym w nietrwałej ułudzie świadomości. Jego jaźń uległa zmianie, więc priorytety nagle się zmieniły.

Usłyszał dochodzące z daleka głosy. Jacyś ludzie zbliżali się do pomostu. Cały ośrodek miał ze trzydzieści hektarów, leżał na łagodnym wzniesieniu, nad samym morzem. Wiosna na gorącej Krecie. Sezon dopiero się zaczynał, ale ludzi przybywało. Tydzień krótkiego zapomnienia, zanim znów wróci do pozwów i procesów. Podniósł się i ruszył w stronę głównego budynku hotelu. Mijał rodziny z dziećmi i na ich widok odwracał głowę. Teraz pchają przed sobą wózki, za dwadzieścia lat będą ciągnęli stracone złudzenia.

W recepcji hotelowej panował nastrój podróżnego rozgorączkowania. Przyjechali właśnie nowi goście i oczekiwali na przydział pokoi. Szedł po marmurowej posadzce do baru, gdzie miał nadzieję spotkać Ewę z jej dwiema koleżankami z orkiestry. Od razu dotarły do niego liryczne dźwięki fortepianu. Tak grać mogła tylko ona. Z daleka dostrzegł jej bujne blond włosy kontrastujące z czernią instrumentu. Muzyk pracujący w barze stał nad nią i słuchał jak zahipnotyzowany Etiudy rewolucyjnej Chopina. Ta kobieta miała w sobie moc wzbudzania podziwu, wręcz uwielbienia. Gdy wychodził z baru, była tylko jedną z wielu osób sączących drinka, a po półgodzinie zdominowała salę swoją obecnością i stała się głównym obiektem zachwytu. Oczy wszystkich spoglądały na nią.

Usiadł przy stoliku obok Beaty i Kseni. To była świta Ewy. Obie skrzypaczki orkiestrowe, obie singielki po trzydziestce, krytyczne wobec wszystkich mężczyzn, może lesbijki. Nieraz podejrzewał Ewę o jakieś więcej niż przyjacielskie relacje z kobietami. Ale w ich gronie wszystko było możliwe i nic nie wzbudzało zdziwienia. Tacy byli, one i oni, cała ta artystyczna bohema, w którą wkroczył za sprawą Ewy. Jego zasadniczy świat runął.

Przy Ewie stał się sobą. Miał wrażenie, że w końcu odnalazł swoją dawno schowaną twarz. Ukrył ją, bo chciał być dobry, chciał być miły, szlachetny, zaradny, kompetentny, profesjonalny, dobroduszny, a przede wszystkim chciał uchodzić za mężczyznę, któremu się powiodło. Pracował w pocie czoła i uprawiał zawód, w który czasem już nie wierzył, i żył z żoną, która stała się siostrą. I nagle zauważył, że jest taki, jak cała reszta.

Dzieci końca świata. Tego świata, który miał się skończyć z chwilą nadejścia roku dwutysięcznego. Pierwsze pokolenie młodej demokracji. Pojawiły się nowe możliwości i wymusiły inne cele. Ich rodzice walczyli o wolność dla kraju, oni – o siebie. Pokolenie egoistów, wiecznie nienasyconych, szukających sensu w materialnych substytutach szczęścia. Patrzył na swoich kolegów, panów po czterdziestce, spłacających kredyt za pozorne szczęście ukryte w kosztownych domach na przedmieściach i myślał: „Mam, czego chciałem, ale czy tego właśnie chciałem? Miałem być wyjątkowy, miałem dokonać rzeczy wielkich, miałem mieć życie nieprzeciętne, a tymczasem jestem zgorzkniałym panem w średnim wieku. I w dodatku nie był już sobą. Był taki, jaki powinien być.

Ewa skończyła grać, pochyliła głowę nad klawiaturą, po czym odrzuciła ją gwałtownym gestem, za którym popłynęły jej blond loki. Rozległy się brawa i wiwaty. Rozejrzała się wkoło z szerokim uśmiechem. Spostrzegła Pawła, wstała i ruszyła w jego stronę, odprowadzana wzrokiem obecnych.

– No, to należy mi się chyba szampan, prawda? – zapytała, gdy dotarła do jego stolika.

– Szampan i cztery kieliszki. – Paweł skinął na kelnera. Jego władczy ton nie mógł pozostać niezauważony. Ze swoją mocną budową, metrem dziewięćdziesiąt, ciemną gęstą grzywą, w której przebijały się pierwsze srebrne pasma, wyglądał na mężczyznę, któremu się nie odmawia.

Ewa usiadła mu na kolanach i wpiła się w jego usta, a cała sala znów zaczęła wiwatować. Ona wciąż była na scenie, jeszcze grała, w jej dłoniach tlił się puls muzyki, a tętno odmierzało tempo preludium. Pojawił się szampan, w głowie zaszumiało, euforia wpłynęła do żył. Nie było wątpliwości, zniknęły kłopotliwe pytania i dylematy. Był szczęśliwy, bo zasługiwał na szczęście, bo żyje się raz, życie jest krótkie, a pewna jest tylko śmierć. Dlatego nie zastanawiaj się, czy masz prawo do szczęścia, bo ono jest ci tak samo należne jak smutek, który po nim przychodzi. Przywarł wargami do jej warg i wtopił się w jej radość.

– Bierzemy szampana i idziemy na plażę, tu jest duszno! – krzyknęła Ewa, odrywając się od jego ust.

– Dobry pomysł, ale weźmy też drugą butelkę – zaproponowała Beata.

– Another champagne! – zawołał Paweł, machając do kelnera.

Szampan wjechał po chwili, Paweł wziął butelkę i całe towarzystwo wytoczyło się z sali. Brukową ścieżką ogrodową, wśród nocnego śpiewu cykad zeszli na plażę. Ewa zostawiła Pawła i pobiegła do morza, rozpinając po drodze guziki sukienki.

– Morze, nasze morze, wiernie ciebie będziem strzec, mamy rozkaz cię utrzymać… – wykrzykiwała słowa żołnierskiej piosenki. Zasalutowała na brzegu, zrzuciła z siebie ubranie i wbiegła do wody. – Na co czekacie, pływamy!

Beata weszła po kostki i stwierdziła, że woda jest zimna.

– Tak ci się tylko wydaje, jak wejdziesz, to będzie ci ciepło! Jest bosko! No, chodźcie! – przynaglała Ewa.

– Ja tam wolę na leżaku. – Beata poległa.

Ksenia zaczęła się rozbierać i krzyczała do Ewy, że zaraz do niej dołączy. Paweł z pewnym ociąganiem zdjął koszulę, ale na skutek gorących nawoływań Ewy całkowicie pozbył się oporów i zrzucił z siebie wszystkie ubrania. Po chwili płynął już do niej.

– Chodź do mnie, Legalusie! Kąpałeś się kiedyś nago w świetle księżyca?! – wołała zdyszana.

– Nie. Z tobą wszystko jest nowe i pierwsze. – Dopłynął i objął ją w talii. – Masz zimne pośladki – zamruczał.

– Mam piękne pośladki – odpowiedziała, ssąc płatek jego ucha.

– Masz cudne, zimne pośladki, które zaraz rozgrzeję.

Nastroje dopisywały. Beztroska znalazła swoje apogeum. Gwiaździste niebo i przyjaciele, księżyc nad nimi, nirwana w nich. Ocean zapomnienia, do którego wpływali, był tymczasowy i pozorny, ale nie miało to większego znaczenia, gdy alkohol w żyłach znieczulał niepokoje.

– Dziewczyny, szampan czeka, wychodzimy – zadecydował Paweł zanurzony do pasa w wodzie, z roześmianą Ewą na rękach.

– Czy widzicie gdzieś moją sukienkę? – zapytała Ewa, gdy doniósł ją na brzeg. – Gdzie się podziała moja sukienka? Zostawiłam ją na brzegu.

– No to miałaś świetny pomysł! Pewnie płynie już do Grecji! – Beata zdążyła otworzyć szampana i siedziała na leżaku z kieliszkiem w dłoni. Z daleka jaśniała w ciemnościach jej biała koszulka na ramiączkach.

Paweł włożył spodnie, a Ksenia z Ewą chodziły wzdłuż plaży, szukając sukienki.

– Już jej nie znajdziesz! Jutro kupię ci drugą, krótszą i z większym dekoltem! – wołał do Ewy w ciemnościach.

Nalał sobie szampana. Wiedział, że przesadził dziś z alkoholem, ale mimo to nie zamierzał przestać. Dziś noc szalona, jutro dzień na straty. Usiadł na piasku, wciąż jeszcze ciepłym po upalnym dniu. Nagle widok nagiej Ewy błądzącej po plaży w poszukiwaniu sukienki, z podążającą za nią niczym mroczny cień Ksenią, wydał mu się zabawny i zaczął się śmiać. Śmiał się głośno, potem coraz głośniej, aż w końcu zanosił się śmiechem.

– No dobra, nie szukaj, masz moją koszulę. – Wciąż się śmiejąc, odpiął guziki i ruszył w stronę Ewy.

Ewa podwijała rękawy koszuli, trzęsąc się z zimna.

– Potrzebuję szampana, zimno mi, czy ktoś tu pamięta o mnie? – Wyciągnęła rękę do Beaty, która podała jej butelkę.

Wychyliła z gwinta.

– No i z czego się śmiejesz? – Zwróciła się do Pawła, potrząsając zmoczonymi lokami. Wyglądała jak królowa syren, złapana w rybacką sieć. Dumna, choć skazana na porażkę. Ciemna smuga rozmazanego tuszu pod oczami nadawała jej twarzy tajemniczej grozy.

– Czuję, że dziś upiłem się życiem – powiedział Paweł w alkoholowym uniesieniu. – Czy miałyście kiedyś poczucie zupełnej beztroski, pełnej radości, gdzie właściwie nic się nie liczy, tylko ta chwila?! Bo trzeba się cieszyć życiem! Łapać je garściami, odmierzać czas kieliszkami wypitego szampana. Jestem tu sobie na plaży, prawie nagi, nie mam nic, nie mam karty kredytowej, zegarka, nie mam… i co? Jestem szczęśliwy. Szczęśliwy chwilą… Ale jedno wam powiem. – Podniósł się z kolan i spojrzał w gwiazdy. – Wszystkie nasze wysiłki są na nic. Cała ta mordęga to droga donikąd! Cieszcie się życiem, mówią do nas, rozwijajcie się, pracujcie, bo wy jesteście najważniejsi, wy! I rozwijamy się po to, aby zadowolić innych. Taak! Szefa w korporacji, klienta, widza. Taaak! Widzicie paradoks? W tym całym krzyku o rozwoju własnym nie ma krztyny rozwoju własnego. Jest podporządkowanie innym! I tak się dajemy robić. Człowiek nigdy nie był tak bardzo nieszczęśliwy w całych dziejach świata! – wykrzyknął, osuwając się na kolana, po czym usiadł, szeroko rozstawiając nogi. – Bo dzisiejszy człowiek żyje tym, co wmówili mu inni. Przecież to najgorszej maści totalitaryzm emocjonalny!

Pijana Ksenia ziewnęła przeciągle.

– A ja chcę pod ciepłą kołderkę i już – wybełkotała.

– Masz szampana. – Beata podała jej butelkę.

– I wiecie, co teraz robię? – ciągnął Paweł. – Dopiero teraz realizuję zadanie. Mam być szczęśliwy przez spełnienie samego siebie? Proszę bardzo. Jestem przecież samcem alfa, sam z trzema pięknymi kobietami na plaży. Hedonizm w pełnym wydaniu, a nie ten materialistyczny, który wszystko sprowadza do konsumpcji. To przydatna filozofia, idealna na dzisiejsze czasy! Koncerny mogą się bogacić, bo ludzie kupują, wierząc, że kupione produkty zapewnią im zadowolenie. W szczęście już nikt nie wierzy. Szczęście zamieniło się w satysfakcję z zakupów.

Zaśmiał się jeszcze głośniej i sięgnął po butelkę, z której upił łyk. Jego świadomość skurczyła się do granic własnego ego, które zdominowało całą jaźń. Był w tym momencie kimś, kim nigdy wcześniej nie był, odkrył nowego siebie, jakim zawsze bał się być. Malutki, zapatrzony w siebie samiec alfa, który z horyzontem skurczonym wokół nosa żyje widokiem zawężonym do swej przyjemności.

Najlepsza recepta na szczęście: zaspokajanie tylko własnych pragnień. Jakim był idiotą, poszerzając swój horyzont o tak wiele osób, których życiem żył. Realizując siebie, sztucznie wykreował swoją powinność życia dla innych. I co z tego miał? Tylko pretensje i żale. I niezadowolenie, i frustrację. I to ciągłe: „więcej, więcej”. Jej zmarnowana młodość, kariera, jej poświęcenie, które rekompensował dostatnim życiem zapewnianym całej rodzinie.

Zaprzężony do roboty wół, ciągnięty za rogi, z zadem pogryzionym przez wyrzuty sumienia. Ona była jego wielkim wyrzutem sumienia i ich życie zbudowała na wyrzucie sumienia. Domowe muzeum wyrzutów sumienia. Jej zmarnowany talent zakopany w grobie poświęcenia. Poświęcenie z każdej strony, dla wszystkich, dla siebie, dla rodziny, ku chwale czego? Zapędził się, zagubił, zapomniał o sobie, niczego nie użył. Życie mija, grawitacja ciągnie twarz w dół, owłosienie wypada, rzednie, siwieje, ciało powoli wiotczeje, człowiek suszy marzenia.

A tymczasem to, co tu przeżywa, to właśnie szczęście, radość, uniesienie, ekstaza nawet. I to za sprawą wesołych kobiet i seksu z jedną z nich, która rozszerzyła jego ciasne horyzonty i ocaliła przed nieświadomym uwiądem.

Tej nocy miał trzy orgazmy i ani śladu uwiądu. Jego soki tryskały z pełną mocą wiary we właściwą drogę. Jeśli miał kiedyś wyrzuty sumienia, to teraz absolutnie ich się pozbył. Zasnął snem spokojnym, błogim i nieświadomym, dającym pokrzepienie. Jego ego rozrosło się ponad szerokość ramion, wpełzło do głowy i zasiedliło lewą półkulę. Tę samczą, rzecz jasna, choć czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?

Najważniejsze, aby być szczęśliwym.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: