Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żywe konflikty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
25,53

Żywe konflikty - ebook

Czy możliwy jest socjalizm humanistyczny, system, w którym najważniejszy jest człowiek, a nie wskaźniki produkcji?

Notoryczny socjalista Jan Strzelecki wierzył, że tak. Wybór pism Jana Strzeleckiego przedstawia ideowy rozwój – a także niedostępne teksty – być może najważniejszego polskiego myśliciela socjalistycznego XX wieku. Jego niejednoznaczny życiorys skupia jak w soczewce dramatyczne wątki historii Polski XX wieku i pokazuje, że możliwy jest tryumf wartości nad barbarzyństwem Epoki Pieców.

Kategoria: Filozofia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65369-76-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Notoryczny socjalista

ANDRZEJ MENCWEL

Wiersze wojenne Krzysztofa Kamila Baczyńskiego śpiewane przez Ewę Demarczyk byłyby pełniejszym wprowadzeniem do tego wyboru najważniejszych pism Jana Strzeleckiego niż ograniczony do bezdźwięcznego słownego dyskursu wstęp pisany. Pragnąłbym, rzecz jasna, swoim piórem i klawiaturą, podobnie jak wielka diwa poezji śpiewanej, „wyprowadzić z rzeczy cienie, które prężą się jak kot”, ale skazany jestem na prozaiczny łańcuch słów i pojęć. Krzysztof Kamil Baczyński był poetą, Jan Strzelecki – filozofem; w ich twórczości, u każdego na swój sposób, poezja graniczyła z filozofią, a filozofia z poezją. Poeta był bliski filozofowi jako rówieśnik, przyjaciel, członek tego samego konspiracyjnego kręgu „Płomieni” i „Drogi”, głównie jednak jako liryk, w iluminacyjnych utworach wypowiadający to samo doświadczenie dna historii, z którego wysłowieniem myśliciel zmagał się całe dziesięciolecia^(). Poeta został od razu uznany przez krytykę, obdarzony estymą przez starszych pisarzy, owiany nimbem geniuszu przez przyjaciół, jego żołnierską śmierć podczas powstania opiewano jako „śmierć Słowackiego”.

Myśliciel był jednym z przywódców pokolenia wojennego, zaraz po wojnie zapowiadał nowy socjalistyczny humanizm, politycznie obezwładniony i zepchnięty potem na margines, poszukiwał ciągle nie tylko miejsca własnego, ale i niezbicie osobistego wyrazu pisarskiego. Powściągliwy w słowach, najważniejsze swoje eseje szlifował całymi latami. Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu poświęcił rozwinięty szkic najważniejszego swego dzieła, zatytułowany Reminiscencje sentymentalne, publikowany w trzech wydaniach wspomnień o poecie^(). Ewa Demarczyk swój autorski wielogłos wierszy Baczyńskiego skomponowała i wyśpiewała tak, że wybrzmiały w nim wszystkie tonacje jego poezji: przez „szkło bolesne” odmieniała „czas kaleki”, aż po „jądro mleczne, ptasi świst”. Jan Strzelecki nie pisał krytycznego komentarza do dzieła poety, stworzył natomiast – w takim stopniu, w jakim to możliwe – eseistyczny jego ekwiwalent. Nosi on tytuł Próby świadectwa i należy go przyjąć nie tylko jako centrum pisarstwa Strzeleckiego, ale także jeden ze szczytów polskiego piśmiennictwa.

Sprawy dziejące się wokół nas przez te lata przekraczały wszelki zastany system przewidywań i interpretacji zdarzeń. Przepisując to zdanie z Prób świadectwa, zastanawiam się nie tylko nad jego znaczeniem, lecz także nad redakcją. Zawiera ono bowiem orzeczenie wysoce zobowiązujące, podające w wątpliwość całą myśl humanistyczną, co najmniej nowoczesną, a jednocześnie zostało wysłowione językiem prawie potocznym, wolnym od jakiegokolwiek ideowego patosu oraz intelektualnego aplombu. Jego autor zderza w tym zdaniu wysokie abstrakcje wiedzy i nauki (wszelki system interpretacji i przewidywania zdarzeń) z niskim, rzec można, doświadczeniem powszednim, przywołanym przez zwyczajne prawie porzekadło (sprawy dziejące się wokół nas). Mamy tutaj, jak wyżłobione w krystalicznym kwarcu, konstytutywne cechy myślicielskiego pisarstwa Jana Strzeleckiego, wyznaczające jego niezrównaną wyrazistość, nie tylko w skali polskiej. O tragedii XX wieku, symbolizowanej przez Auschwitz, i jej ideowych źródłach napisano w językach świata całe biblioteki i zapisuje się je nadal, ponieważ istniejąc jako ludzkość, musimy pamiętać oraz pojmować ten ekstrem nieludzkości, w który wtedy popadliśmy. I nieustannie odnawiać nasz sąd powszechny, sąd absolutny, sąd potępienia sprawców Epoki Pieców.

Akademicki historyk idei analizuje oraz interpretuje idee w ich postaciach oraz wzajemnych odniesieniach – może, na przykład, genealogię nazizmu odnajdywać w średniowiecznym millenaryzmie, reformatorskim luteranizmie, romantycznej mistyce ducha narodu, przekształconej pod koniec XIX wieku w naturalistyczny, rasistowski nacjonalizm. Jakkolwiek dyskusyjne to interpretacje, nie będą po prostu błędne, lecz tylko ograniczone, ponieważ, w najlepszym razie, pod koniec swych wywodów badacz dojdzie do ludzi będących wyznawcami i nosicielami idei. To, co ludzie robią z ideami i co idee robią z ludźmi, właściwie takiego historyka nie zajmuje, chociaż jest substancją naszej rzeczywistości. Otóż Jan Strzelecki – od swoich młodzieńczych zaczątków poprzez pierwsze próby refleksyjne do programowych powojennych artykułów – był wrażliwy na tę międzyludzką substancję rzeczywistości, lecz właściwą jej formę pisarską osiągał bardzo długo. Próby świadectwa, jak żaden inny utwór współczesny, w tę właśnie substancję wnikają, ich autor zaś stworzył jedyny właściwie idiolekt, aby się wypowiedzieć: „wyprowadzić z rzeczy cienie, które prężą się jak kot”.

Wcześniejsze zapowiedzi trwającej ponad ćwierć wieku uporczywej pracy nad osiągnięciem osobistego pisarskiego rysu nie są wyraźne. Młody Jan Strzelecki debiutuje, ledwie został studentem, na łamach lewicowego tygodnika „Orka na Ugorze”; publikowane tam reportaże świadczą o pisarskiej zręczności, ale nie oryginalności. Podobnie czytam publicystykę uprawianą podczas okupacji w „Płomieniach”, których Strzelecki, obok Karola Lipińskiego, był głównym redaktorem i autorem. Pojawiają się oni obaj w okupacyjnych wspomnieniach Jarosława Iwaszkiewicza, który miewał tajne wykłady o poezji dla środowiska „Płomieni”, a dość był urzeczony intelektualnym sznytem swoich młodszych o całe pokolenie kolegów. Temu się nie dziwię, ponieważ już wtedy byli oni biegli nie tylko w Marksie, ale także w Weberze, Mannheimie i Znanieckim, przejrzeli też na wskroś Carla Schmitta, co wszystko razem świadczy również o klasie tajnych seminariów, w których uczestniczyli. Strzeleckiego, który kiedyś nocował w Stawisku, Iwaszkiewicz zapisał tak: „mówił mi bardzo dużo, bardzo niezrozumiale i bardzo potępiająco o mojej sztuce”^(). Po piętnastu latach, w roku 1957, redagowana przez Iwaszkiewicza „Twórczość” opublikowała Zapiski 1950-1953, a jeszcze prawie dziesięć lat później zapowiadała przez wiele miesięcy rzecz Jana Strzeleckiego pod tytułem Lewica i ustrój bez pokus, co świadczyło o niewątpliwej estymie redaktora dla zawodnego autora. Tekst tak zatytułowany nigdy bowiem nie powstał, a jedynym jego śladem jest fraza tytułowa, będąca puentą podrozdziałku Reminiscencji sentymentalnych.

Zapiski 1950-1953 są pierwszym opublikowanym świadectwem stylu pisania osiągającego swoje spełnienie w Próbach świadectwa. Jadwiga Strzelecka, która opracowała pierwszą nieocenzurowaną ich edycję, napisała, że pisarz rozpoczął prowadzenie tego rodzaju zapisków na przełomie lat 1947/1948. W tym samym czasie rozpoczyna się, narasta i osiąga likwidatorską kulminację kampania komunistów zwrócona przeciw humanizmowi socjalistycznemu, której skutkiem głównym będzie unicestwienie Polskiej Partii Socjalistycznej, ubocznym zaś – polityczne obezwładnienie Jana Strzeleckiego. Zbieg tych wydarzeń jest więc znaczący i trzeba żałować, że nie dochowały się zeszyty wcześniejsze, gdyż zapiski pierwsze powiedziałyby nam więcej o motywach tego zwrotu, który dla pisarstwa Strzeleckiego okazał się zaskakująco owocny^(). Choć kampania ta była niegodziwa, a jej skutki druzgocące dla idei socjalistycznej w Polsce i do dziś nieodpracowane, wolę czytać Jana Strzeleckiego jako intymnego eseistę niż wyobrażać go sobie w roli przywódcy partyjnego, publikującego polityczne manifesty i porywającego masy na wiecach. Pisarsko Jan Strzelecki zaczyna się tam, gdzie kończy się Jan Strzelecki jako polityk i publicysta. Napisał potem świetny portret Jeana Jaurèsa, ale w sytuacji powojennej nie mógł być jego polskim wcieleniem, nawet gdyby tego pragnął.

Aby pojąć pełniej zacytowane powyżej zdanie (o systemie interpretacji zdarzeń), trzeba odsłonić jego ukryte przesłanki, niebędące zresztą ezoterycznym szyfrem, lecz lejtmotywem całego myślicielskiego pisarstwa Strzeleckiego, szczególnie w jego partii najważniejszej, którą tytułujemy Przyświadczenia. Słowo to do polskiego języka literackiego wprowadził Stanisław Brzozowski, kładąc je w tytule swojego wyboru pism Johna Henry’ego Newmana; Strzelecki zapewne stamtąd je przejął i używał w znaczeniu zgodnym z pierwowzorem. Autor Idei, choć rzadziej później przywoływany, był patronem grupy „Płomieni”, o czym świadczy nie tylko tytuł pisma, ale również odwołania pojawiające się w kolejnych numerach. „Przyświadczyć” lub „przyświadczać” – mówi nam słownik współczesnej polszczyzny – to potwierdzić gestem jakąś rację, przytaknąć jej odruchem. Jest to określenie kierunkowo trafne, gdyż przywołuje pozasłowne, cielesne afirmacje wypowiedzi słownej, ale jednocześnie słabe, bo pomija jakość takiego doświadczenia, na jakim skupiony był Jan Strzelecki. Nie chodzi w nim bowiem o jakąkolwiek rację, lecz o rację fundamentalną, i nie chodzi też o gest potwierdzający, lecz o przyświadczenie całym sobą. Racja fundamentalna kryje w sobie stare, metafizyczne pytanie: dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Dlaczego niszczący żywioł zalewa skrawek wydartego lądu?, dlaczego wartości w świecie są nabytkiem kruchym?, jak jest możliwe spełnianie się zła absolutnego? I co osoba ludzka, moja osoba, my razem, spełnianiu się tego zła możemy przeciwstawić?

Jan Strzelecki był niewątpliwie personalistą, to znaczy nie tylko uważał, że osoba ludzka istnieje realnie, ale również że byt prawdziwy i niewątpliwy przysługuje temu, co jest jej doświadczeniem przyswojonym – tak samo prawu moralnemu, jak i niebu gwiaździstemu. Zbieżność jego stylu myślenia z personalizmem Emmanuela Mouniera była widoczna, sam Strzelecki ją potwierdzał, ale nie była to zależność, którą śledzi się w seminaryjnych rozprawkach. Otóż jedną z najprostszych wykładni cytowanego powyżej zdania jest wykładnia personalistyczna: doświadczaliśmy całymi swymi osobami tego, wobec czego nieodpowiednie, właściwie bezbronne, były wszelkie dotychczasowe systemy poznawcze i kategorie intelektualne. Ale Jan Strzelecki był również socjalistą, notorycznym socjalistą, jak powiedział wiele lat później Tadeuszowi Mazowieckiemu, co tutaj nabiera sensu rudymentarnego – być socjalistą to znaczy uznawać istnienie ludzkie za społeczne z istoty swojej. Tkwiliśmy głęboko wewnątrz słowa „my” – oznajmia w jednej z pierwszych prób, dedykowanej żonie Jadwidze, a następną zaczyna od deklaracji tak mocnej, że nie znajduję napisanego po polsku jej równoważnika: Postacią naszego istnienia był zespół, powiązany więzią, którą najlepiej określa pojęcie braterstwa. W jego języku jest to deklaracja praw człowieka, a właściwie – człowieczeństwa.

Nie odrzucaliśmy rozumu, ale opieraliśmy go na tym, co go przekracza. Zwięzłe to orzeczenie wskazuje swoistość krytyk Strzeleckiego oraz jego afirmacji. Po stronie krytycznej zmusza do przemyślenia całego dziedzictwa nowoczesnego, europejskiego racjonalizmu, wraz z jego ekspansywnymi, dziewiętnastowiecznymi zwłaszcza mutacjami: progresizmem, ewolucjonizmem, pozytywizmem, materializmem, marksizmem. Interpretacji celnych, sentencjonalnych krytyk tego dziedzictwa, zawartych w kolejnych redakcjach Przyświadczeń Strzeleckiego, należałoby poświęcić całe cykle seminariów, gdyby filozofowie nasi więcej zajmowali się rozwijaniem poglądów niż ich powtarzaniem. Rozum jest źródłem techniki czynienia dobra lub zła, ale nie włada sądem, orzekającym o tym, co czynić należy w innym porządku niż porządek sprawności – napisał Strzelecki w tym samym podrozdziale swojego eseju, na dziesiątki lat przedtem, nim pojęli to szerzyciele tak zwanego postmodernizmu. Powtarzali oni wielosłownie, że rozum jest nieuchronnie instrumentalny, a jako taki musi prowadzić do inżynierii społecznej, której skrajną realizacją są „fabryki śmierci”. Autor Prób świadectwa wiedział to wcześniej i w niezrównanie esencjonalnej postaci, na tym krytycznym osądzie jednak nie poprzestał, lecz badał, rozważał, dociekał, na czym oprzeć rozum, aby stawał się on nosicielem wartości, a nie ich niszczycielem.

Dwudziestowieczna, sowiecka wersja marksizmu rozpoznawana wraz z płomieniowcami, a doświadczana osobiście w latach stalinizmu, ma w Strzeleckim ostro widzącego krytyka, czego świadectwem zarówno Zapiski 1950-1953, jak i Popaździernikowe rozważania. Intelektualne źródło refutacji ówczesnego marksizmu, w wersji sowieckiej i polskiej, odnajduję we wczesnym odrzuceniu wszelkich wariantów „światopoglądu naukowego”, osobiste zaś – w „badaniu uczestniczącym” jego wyznawców. Stalinowski marksizm, ze swoimi „wielkimi blokami” i twardym determinizmem, wydawał mu się odpowiednikiem stwardniałej proletariackiej psychiki. Gimnastyczne ideologizacje Adama Schaffa bezwarunkowo odrzucał, wobec zespołów treści uczuć i przekonań natomiast był analitykiem rozumiejącym. Dlatego nie przyjął interpretacji Czesława Miłosza ze Zniewolonego umysłu i do końca życia projektował rozwiniętą z nim polemikę^(); popaździernikowe rewizje Leszka Kołakowskiego również nie budziły jego aprobaty: alternatywa kapłana i błazna nie jest najrzeczywistszą z ludzkich alternatyw. Przejście Jana Strzeleckiego od publicystyki politycznej i społecznej do eseistyki kulturalnej i filozoficznej pisarsko jest, jak wskazywałem, przeistoczeniem, myślicielsko natomiast dopełnieniem, lepiej – trwającym nieustannie dopełnianiem.

Młody Jan Strzelecki wobec podstawowych nurtów, a właściwie masywów historii współczesnej – faszyzmu, komunizmu, liberalizmu – zajmuje tę samą postawę, którą będzie zajmował i rozwijał przez resztę życia. Można jej przesłanki zapisywać nieomal katechizmowo: naród – tak, ale nie poddany rasistowskiej segregacji i wyłączony ze wspólnoty ludzkiej; emancypacja pracujących – tak, ale bez „dyktatury proletariatu”, która staje się dyktaturą nad pracującymi; demokracja liberalna – tak, ale wolna od klasowych ograniczeń i wypełniona demokracją społeczną. Łatwiej jest i prościej, zwłaszcza w młodości, utożsamić się z jedną ideą, w zmilitaryzowanej wersji, i stać się jej zakutym bojownikiem – może to być Obóz Narodowo-Radykalny albo Komunistyczny Związek Młodzieży. Swoistość pozycji Strzeleckiego określa nie tylko to, że dojrzewał w kręgu Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej^(), którego przywódcą został zaraz po wojnie, lecz także to, że od intelektualnego zarania myśl jego kształtuje się w łańcuchu idei, nie w żadnym ich wyłączonym ogniwie. W świecie Czystej Polityki – napisze kilka lat później pod adresem Carla Schmitta – wszelkie wartości muszą się albo ugiąć, albo zginąć. Chodzi więc o to, aby wszelkie wartości nie tylko ocalać, ale żeby je uprawiać, w ich wzajemnym – by tak rzec – rozkwicie. Wszystko wskazuje na to, że jest to możliwe tylko powyżej lub poniżej Czystej Polityki, tam, gdzie swoją postawą i pisarstwem uplasował się autor Kontynuacji^(). Rozwój, owocność albo żyzność człowieka – jak to nazwał w eseju o Erichu Frommie – oto siedlisko jego filozoficznych przyświadczeń.

W ogniu politycznego sporu Jan Strzelecki znalazł się zaraz po wojnie, chyba przez zaskoczenie. Pisząc latem 1946 roku artykuł O socjalistycznym humanizmie, chciał określić programowe podstawy wznowionego właśnie Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, którego został przewodniczącym, ale nie spodziewał się zapewne, że wywoła lawinę kładącą pokotem istnienie Polskiej Partii Socjalistycznej oraz ostatnie formy demokracji politycznej w powojennej Polsce. Dramaturgią i dynamiką tego „sporu o humanizm socjalistyczny” zajmowałem się bliżej gdzie indziej, i nie powtarzając się, odsyłam czytelnika do tamtego studium^(). Tu zwracam natomiast większą uwagę na szczególną formę pisarską artykułu Strzeleckiego oraz jego kontynuacji (Mała i wielka historia, Ludzie i kategorie, O niektórych źródłach uproszczeń marksizmu), prowadzącą do tych spełnień, które osiągnie autor w swoich Przyświadczeniach. Otóż jak na polityczny manifest, jakim w pewnym sensie tekst ten był i za jaki go uznano, został on napisany z wyraźnym „współczynnikiem humanistycznym”, ujawniającym autorską subiektywność, i to szczególną, gdyż zarazem osobistą i zespołową. Programy polityczne ogłasza się wówczas bezosobowo oraz „obiektywnie”: w imieniu „konieczności dziejowej”, „sprawiedliwości społecznej” albo zgoła „spiżowych praw przyrody”. Ktoś, kto mówił w imieniu naszych przyjaciół, naszych towarzyszy pracy, a nawet bezsłownej, międzyludzkiej bliskości, miał szansę być przyjęty jako dziwaczny anachoreta.

Jan Strzelecki został jednak uznany za ideowego lidera i skierowano przeciw niemu całą maszynerię propagandową i polityczną, jaką dysponowali komuniści. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się stało, jest złożona i wymaga specjalnych badań historycznych, również w archiwach politycznych i policyjnych. Generalnie sprawa jest jasna – Polska Partia Robotnicza, niewątpliwie zależna od Moskwy, nie mogła dopuścić do tego, aby Polska Partia Socjalistyczna stała się zwycięskim jej rywalem, na co w roku 1946 się zanosiło. Samodzielność ideowa PPS, a tę zapowiadał humanizm socjalistyczny, mogła być wehikułem zwycięstwa, więc trzeba było ją zdruzgotać. Nie mogło być żadnych złudzeń co do tego, „kto podniesie sztandar jedności narodu!”.

Dla nas ważniejszy jest wymiar personalny tej konfrontacji, którą wywołał skromny przecież, w powodzi rozgadanych dokumentów politycznych, artykuł O socjalistycznym humanizmie. Rzecz ta bowiem, wobec ówczesnego kontekstu ideowego oraz politycznego, miała dwie cechy własne, które przyciągały uwagę i wzmagały znaczenie. Ujawniona jej subiektywność wskazywała autorską autentyczność, która wraz z postępującą stalinizacją, również kulturalną, będzie zanikać jako właściwość pisarska. Forma wypowiedzi wynosiła Strzeleckiego ponad kontekst historyczny, ale, co gorsze dla niego wówczas, choć lepsze na przyszłość, była tu mowa o motywie wspólnoty i humanizacji środowiska pracy, autor zwracał się też przeciwko tak zwanej wyższej moralności i opowiadał za społeczeństwem otwartym. „Wyższa moralność”, którą pisarz wymownie określał jako moralność stolarza wobec nieheblowanej deski, miała właśnie triumfować, otwarte społeczeństwo zaś, pojmowane jako twórczy zespół wolnych ludzi, wyrzucano bezwzględnie na wyświechtany wtedy „śmietnik historii”. Jest więc prawidłowością, a nie przypadkiem, że twórca idei socjalistycznego humanizmu został politycznie wyeliminowany, osobiście zaś zmarginalizowany.

Pisarsko, jak już oceniłem, okazało się to owocne, filozoficznie natomiast inspirujące, choć skazało późniejszego autora Filozofii porozumień sierpniowych na długie dekady, czynnego przecież, oczekiwania na humanizację środowiska pracy, realizację motywu wspólnoty oraz społeczeństwa otwartego, nazwanego na nowo socjalizmem społecznej debaty. Podkreślając skrótowo ciągłość ideowych afirmacji Jana Strzeleckiego, wracam do jeszcze jednego epizodu tamtego młodzieńczego artykułu programowego, aby charakterystyczne znamię jego stanowiska wydobyć. Nosi on tytuł Krytyka kultury mieszczańskiej i mianuje ten dylemat postawy Jana Strzeleckiego, który towarzyszy trwale jego myśli, a rozwiązywany jest oryginalnie. Dziś nazewnictwo to zwietrzało, ale przed wojną, podczas niej i w połowie ubiegłego stulecia było brzemienne w znaczenia. Prosto mówiąc – doświadczenie kryzysu zastanej kultury, zasadnie nazywanej wtedy mieszczańską, jest prymarne dla świadomości międzywojennej, zarówno w jej elitarnych wersjach artystycznych i intelektualnych, jak i w ochlokratycznych wersjach masowych. Kulturę mieszczańską atakują awangardyści i katastrofiści, odrzucają ją komuniści i faszyści. Wraz z nią odrzucają też „mieszczańską sprawiedliwość” i „mieszczańską praworządność”, a co wprowadzają na ich miejsce, dobrze wiemy.

Socjaliści również poddają krytyce kulturę mieszczańską, ale wystrzegają się jej prostego odrzucania. Przedmiotem krytyki jest burżuazyjny wzór kultury, z jego dominacją posiadania, hierarchią pieniądza oraz klasowym wyzyskiem, towarzyszące mu liberalne zdobycze natomiast, zwłaszcza republikańska tradycja parlamentarna, z rządami prawa, wolnością słowa i stowarzyszeń, swobodą publicznej debaty i autonomią osoby, są respektowane i przyswajane. Komuniści i faszyści uznają je za totalnie fałszywe i prześcigają się w demaskacjach ich „zwyrodnień”, socjaliści zaś w wywodach są oględni, a w ocenach wyważeni. Pisma Jana Strzeleckiego, od debiutanckich artykułów, poprzez wojenną i powojenną publicystykę, aż do szczytowych form eseistycznych, są klarownym przykładem złożonej postawy socjalisty wobec tej kwestii, będącej zresztą tożsamą z oceną nowoczesności jako takiej. Racjonalizm, progresizm, ewolucjonizm, pozytywizm i marksizm w ich wersjach dogmatycznych, apodyktycznie gwarantujących rozwój i postęp, mają w autorze Popaździernikowych rozważań swego zwróconego przeciw automatyzmowi nieustępliwego krytyka. Jest on jednak zarazem jasno świadom, że krytyka nieczystości zachodniej kultury służy uwzniośleniu nieczystości własnych, dlatego stale dąży do tego, aby krytyka ta sprzężona była nierozdzielnie z troską o sprostanie najlepszym jej tradycjom.

Wszystkie kluczowe zwroty pism Strzeleckiego mają na celu te najlepsze tradycje: społeczeństwo otwarte, świeckie państwo, wspólna karta przyświadczeń i swobód, wspólna wola i dialog, swoboda wyboru wartości, pluralizm doświadczenia, owocność różnic, universe of discourse. A chodzi nie tylko o to, aby im sprostać, ale także aby je dopełnić, właściwie – nieustannie dopełniać, ponieważ wartości nie są naturalne, lecz nabyte przez ludzi oraz kruche z istoty swojej. Naturalniejsze jest zmywanie tamy niż jej budowa, naturalniejsza jest fala niż zapora. Wszystko, co cenne, rozsypuje się bez troski, bez ludzkiej ręki umacniającej skrawek wydartego lądu.

Trzeba sięgnąć do źródłowego doświadczenia osobistego Strzeleckiego, aby tę oryginalną filozofię wartości uprzytomnić. Historyk idei mógłby wyjaśniać ją tak: myśl autora Kontynuacji formowała się w opozycji do wszelkich naturalistycznych ujęć człowieka i jego świata, wraz z ich biologicznym redukcjonizmem, właściwym zarówno rasizmowi, jak i diamatowi. Jeśli jednak twórcę Prób świadectwa chce się zrozumieć w pełnej jego osobliwości, wyjaśnienie takie może być tylko pomocnicze. W istocie bowiem filozofia ta zakorzeniona jest w ekstremalnym, osobistym, czyli człowieczym doświadczeniu: czuliśmy, że jeśli nie stajemy się źródłem wartości, usprawiedliwiamy to, co oni robią, zmniejszamy godność życia, niemal przyznajemy im rację. Oni czynili na ziemi absolutne zło, sprowadzili ludzi na dno egzystencji uciśnionej, utożsamili ich z niewolniczym proletariatem wszystkich epok historycznych, realnie zamknęli człowieka w biologii, zredukowali go do ciała, które stawało się przeszkodą osoby. Oni to ci, którzy sprowadzili człowieczeństwo na dno Oświęcimskiego zagłębia.

Nie było żadnych gwarancji teologicznych, ideologicznych, historycznych ani scjentyficznych, że ten nieludzki eksperyment się nie uda: Odwoływanie się do Historii? Przecież oni mogą zwyciężyć – i zleglibyśmy na niewolniczym dnie Nowego Ładu w świecie poniżenia, terroru i głodu… Jedynym skutecznym przeciwstawieniem temu złu było osobiste przyświadczenie dobru, owym kruchym wartościom, takim jak miłość, przyjaźń, godność. Przyświadczenie to oznaczało trwałą gotowość do przekroczenia samego siebie, do ofiarowania się za innego, ponieważ z istoty swojej jest on bratem. Ludzie wolni są braćmi – sądzi Jan Strzelecki niezmiennie przez całe życie, a prawdzie tej sami, jego zdaniem, czynnie świadczą. Można powiedzieć, że taka transcendencja należy do istoty człowieczeństwa, Bóg zaś jest jego wymownym symbolem. Nie chodzi o stosunek do religii jako takiej, lecz o szacunek dla tej afirmacji wartości, której przyświadczają chrześcijanie – i to stąd bierze się trwała skłonność autora U źródeł spotkania do takich spotkań. Na koniec, uwięzionego z konieczności w słowach i pojęciach, wprowadzenia do pism najważniejszych Jana Strzeleckiego, uwaga ostatnia, ale nie najmniej ważna. Otóż owo przyświadczenie wartościom jest podobnie kruche, jak owe wartości, dlatego nigdy nie jest trwale osiągnięte, zawsze musi być czujnie, uparcie i ofiarnie osiągane. Człowieczeństwo w człowieku bowiem jest jego nieustannym powstawaniem, jak napisał autor Pamięci Powstania.Od redaktora

KAMIL PISKAŁA

Spuścizna będąca owocem trwającej równo pół wieku (1938-1988) pisarskiej aktywności Jana Strzeleckiego jest bardzo zróżnicowana, zarówno pod względem poruszanych wątków, jak i form wypowiedzi. Wybór pięćdziesięciu trzech tekstów, które weszły do niniejszej edycji, nie był w związku z tym rzeczą łatwą i nie będzie dużą przesadą stwierdzenie, że jej ostateczny kształt jest efektem (zapewne dalekiego od doskonałości) kompromisu. Wobec ograniczonych rozmiarów tomu konieczna była, niestety, rezygnacja z artykułów i fragmentów, które zapewne wielu Czytelników i wiele Czytelniczek uznałoby za warte przypomnienia. Dokonując selekcji, oceniano przede wszystkim intelektualną wagę poszczególnych tekstów, ich tematykę, reprezentatywność dla całokształtu twórczości autora, a w pewnym stopniu także dostępność pierwodruków i wznowień (stąd na przykład stosunkowo duża liczba tekstów publikowanych przed wojną na łamach „Orki na Ugorze”).

Tom podzielono na cztery obszerne działy. Pierwszy z nich, zatytułowany „Idee”, zawiera najważniejsze teksty programowe, pochodzące głównie (choć nie jedynie) z okresu okupacji i pierwszych lat powojennych, gdy Jan Strzelecki aktywnie uczestniczył w sporach o socjalistyczny humanizm. W dziale drugim – „Przyświadczenia” – zebrano teksty będące świadectwem (często bardzo osobistym) intelektualnych zmagań autora i jego pokolenia z moralnymi i filozoficznymi wyzwaniami XX wieku – nazizmem i okupacją hitlerowską, stalinizmem i rozczarowaniami tak zwanego realnego socjalizmu. Centralną pozycję zajmuje tutaj najszerzej chyba znany tekst Jana Strzeleckiego, czyli Próby świadectwa (1971), będący swego rodzaju podsumowaniem i dopełnieniem wieloletniej pracy myśli, której wcześniejszymi owocami są między innymi zapiski z lat 1950-1953 oraz esej Reminiscencje sentymentalne (1967). Trzeci dział zatytułowano „Afirmacje” i zamieszczono w nim szkice oraz artykuły poświęcone nurtom filozoficznym czy etycznym oraz myślicielom będącym dla Strzeleckiego inspiracją lub wyrażającym wartości szczególnie mu bliskie. Ostatni jest wewnętrznie najbardziej zróżnicowany dział „Varia”, w którym można znaleźć najważniejsze teksty publicystyczne, pisane „na gorąco” komentarze, wywiady, ale również notatki z okresu internowania w grudniu 1981 roku oraz dedykowany Leszkowi Kołakowskiemu esej poświęcony „mowie publicznej” PRL, będący swego rodzaju apendyksem do rozprawy habilitacyjnej autora Prób świadectwa^(). Całość uzupełnia bibliografia ogłoszonych drukiem prac i wypowiedzi Jana Strzeleckiego.

Należy dodać również kilka słów wyjaśnienia na temat technicznej strony niniejszej edycji. Odautorskie przypisy Jana Strzeleckiego znajdują się na dole każdej strony i są oznaczone symbolami gwiazdki. Adresy bibliograficzne zostały uzupełnione i ujednolicone do zapisów stosowanych przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Przypisy redakcyjne, oznaczone cyframi arabskimi, zamieszczono na końcu każdego z tekstów. W związku z tym, że niniejszy tom nie był planowany jako krytyczna edycja akademicka, lecz przygotowywano go z myślą o możliwie szerokim gronie odbiorców, postanowiono nie obciążać przedrukowywanych tekstów nadmiernym aparatem naukowym. Przypisami redakcyjnymi gospodarowano więc możliwie oszczędnie, wyjaśniając jedynie rzeczy najniezbędniejsze, a także wskazując teksty, do których bezpośrednio w swoich rozważaniach odnosił się autor (o ile sam wprost nie podawał tytułu). Wszystkie przywoływane przez autora cytaty pozostawiono w formie, w jakiej pojawiają się w pierwodrukach.

Zgodnie z powszechnie stosowanymi zasadami zamieszczone w niniejszym tomie teksty poddano korekcie, w celu wyeliminowania oczywistych omyłek obecnych w pierwodrukach, a także dostosowania ich pod względem interpunkcyjnym i ortograficznym do obowiązujących obecnie reguł. Ingerencji tych w tekście nie oznaczono.

Inspiracją dla tytułu niniejszego tomu był esej recenzyjny Jana Strzeleckiego poświęcony powieści Lewanty Andrzeja Brauna (zob. „Przegląd Kulturalny” 1953, nr 24).

Chciałbym podziękować Wydawnictwu Krytyki Politycznej za umożliwienie mi pracy przy książce tak istotnej z punktu widzenia dokumentacji dorobku intelektualnego dwudziestowiecznej polskiej lewicy (coraz bardziej postponowanego w ostatnich latach). Profesorowi Andrzejowi Mencwelowi dziękuję za cenne wskazówki oraz liczne podpowiedzi i sugestie, którymi wspierał mnie podczas prac nad niniejszym tomem.Socjalizm i naród

Trochę internacjonalizmu oddala nas od Ojczyzny,

wiele internacjonalizmu przybliża nas do Niej.

Trochę patriotyzmu oddala nas od Międzynarodówki,

wiele patriotyzmu przybliża nas do niej.

Jean Jaurès

I

W pięknej książce o „teorii i praktyce socjalizmu wobec nowych zagadnień”¹, w rozdziale o socjalizmie i patriotyzmie², przytacza M. Niedziałkowski³ sformułowane przez Ottona Bauera, austriackiego teoretyka socjalizmu, określenie pojęcia narodu. Brzmi ono: naród jest „wspólnotą losu historycznego”, która polega z jednej strony na „wspólnocie naturalnej”, to jest na przechodzeniu z pokolenia na pokolenie pewnych wytworzonych historycznie właściwości naturalnych; z drugiej – na również historycznie powstałej „wspólnocie kulturalnej”, będącej wynikiem wspólnej historii społecznej, politycznej, gospodarczej itp. Określenie to jest najlepszym z dotychczas podanych. Zawierają się w nim bowiem wszystkie cechy narodu, jak wspólny język, wspólne obyczaje, wspólna przeszłość dziejowa oraz czysto podmiotowe poczucie przynależności i odrębności zbiorowej, do którego dodajemy wolę utrzymania swoistości danego zespołu (Szerer⁴, według Niedziałkowskiego). Określenie Bauera wysuwa jako cechę najważniejszą historyczność pojęcia narodu, co jest niezmiernie ważne przy rozpatrywaniu pojęcia patriotyzmu.

Zanim rozstaniemy się ze wspomnianą książką Niedziałkowskiego, poznajmy jeszcze jego określenie patriotyzmu. „U źródeł patriotyzmu leży powszechnie znany fakt psychologiczny: przywiązanie człowieka do jego własnego dzieła – pisze Niedziałkowski – rolnik kocha ziemię, robotnik, o ile ma znośne warunki bytu, warsztat swojej pracy, maszyny; artysta, uczony, publicysta to, co powstało z wysiłku jego ducha. W kulturze narodowej patriota odnajduje cząstkę samego siebie”.

Czy określenia obu tych pojęć: narodu, a w związku z nim patriotyzmu, stoją w jakiejkolwiek sprzeczności z ideałami socjalizmu? Czy przyjęcie ich osłabia w jakikolwiek sposób międzynarodową podstawę ruchu? Niewątpliwie nie. Socjalizm jest ruchem międzynarodowym, tak jak międzynarodowa jest kwestia społeczna. Niezaprzeczalna wspólność interesów klas robotniczych wszystkich narodów sprawia, że idee międzynarodowości stają się częścią zasadniczą socjalizmu. Tkwi w nich poza tym głęboki sens moralny i piękna tradycja okresów dawniejszej międzynarodowości – zarówno chrześcijaństwa, jak i Wielkiej Rewolucji Francuskiej.

Nasza międzynarodowość jest jednak inna, „socjalizm nie porzuca ojczyzny. Bierze ją w posiadanie, aby ją przeobrazić, poszerzyć” – pisał Jaurès. Klasa proletariuszy znaczy w ojczyźnie więcej niż każda inna dlatego, że znajduje się na linii rozwojowej ojczyzny. Kiedy klasa ta wyklina ojczyznę, kiedy jej się wydaje, że ją wyklina, złorzeczy tylko nędzy, która okrywa ojczyznę wstydem. Złorzeczy niesprawiedliwości, która stwarza wokół ojczyzny atmosferę obłędu kłamstwa – i te pozorne wyklinania są tylko wołaniem o jej odnowienie. „Do międzynarodowości dochodzimy przez narodowość, przez jej rozwój i pełne pojmowanie, nie zaś przez jej zniesienie”.

To jest właśnie różnica między naszym patriotyzmem a patriotyzmem innych, że nie ubóstwiamy „wspólnego pochodzenia” czy wspólnej rasy, której ubóstwianie prowadzi wprost do nienawiści do innych. Lecz kochamy dzieło własnych rąk, naród, jego kulturę, którą świadomie tworzymy, ideał świata socjalistycznego, który stworzyć chcemy. I taka miłość do nacjonalizmu nie prowadzi, przeciwnie, wzbudza szacunek względem innych tego rodzaju postaw. Nasza narodowość to program kulturalny, w którym pomieścić się mogą wszyscy.

II

Gdy tworzyła się nowa świadomość klasowa, pierwsi, co do niej doszli, zajęli ostro negacyjne stanowisko względem całego społeczeństwa kapitalistycznego i stworzyli teorię niemożliwą do przyjęcia przez żadną z klas bardziej lub mniej uczestniczącą w panowaniu. W miarę jednak, jak rośnie siła nowego żywiołu i pod jego naciskiem uginać się zaczyna w różnych miejscach forma społeczna, żywioł ten wkracza na nowo do społeczeństwa, aby je objąć w posiadanie.

Kazimierz Kelles-Krauz

Zagadnienie narodowości jest zagadnieniem w swej politycznej aktualności stosunkowo świeżym, jakkolwiek jest niewątpliwie rezultatem długiego procesu historycznego, który u jednych społeczeństw doprowadził do pełnego rozwoju, u innych jest dopiero w stadium początkowym. Początków ruchu narodowego doszukiwać się można jeszcze w wieku XIV, w początkach Odrodzenia włoskiego, później w ruchach religijno-społecznych Zwingliego i Husa, w walkach o niepodległość Niderlandów, właściwe jednak początki tkwią w ruchach społecznych XVIII wieku. Ideologia narodowa jest wówczas ideologią państwową. We Francji absolutyzmu, w magnackiej Polsce, o miejscu w narodzie decyduje przypadek urodzenia. Pojmowanie narodowości jest niepełne. Przełom przynosi Wielka Rewolucja, przez wprowadzenie na widownię szerszych warstw mieszczańskich i ludowych, rewolucja, która obok haseł kosmopolityzmu niesie ze sobą hasła narodowe – z punktu widzenia ówczesnej sytuacji, ówczesnych prądów kulturalnych, bardziej może rewolucyjne niż pierwsze. Idee narodowe rewolucyjne w stosunku do istniejącego stanu rzeczy podejmuje romantyzm, wysuwając na czoło ludowość. Stan ten wyklinany przez ówczesną reakcję, ponieważ „pomieszanie języków pod Wieżą Babel jest genezą tej pozostałości pogańskiej, jaką jest narodowość”, ulega powolnej zmianie. Rewolucyjne mieszczaństwo z chwilą dojścia do władzy wprowadza nowy przywilej, przywilej pieniądza. Narastający kapitalizm dusi w zarodku powszechność narodowości. Narodowe jest teraz tylko to, co reakcyjne. Klasa robotnicza powstająca w wieku XIX nie wchodzi w krąg kultury narodowej. Robotnicy tradycji nie mają, są ludźmi społecznego dna, ludźmi, dla których historia narodu jest historią ludzi obcych, historią mieszczańskich czy szlacheckich nazwisk, rodzin i klas. Pełne zrozumienia są słowa Marksa, gdy w roku 1848 pisze „robotnicy nie mają ojczyzny”⁵. Jedyną łącznością społeczną jest dla nich łączność klasowa. Jako klasa czują się silniejsi, jako klasa wysuwają żądania, jako klasa przejmują tradycję wszelkich warstw uciskanych, bezhistorycznych, wytwarzają własny patriotyzm. Epoka laisser faire’yzmu, w której dominują kosmopolityczne interesy kapitalistów, wielkiej finansjery, nieznającej granic narodowych, sprzyja powstaniu łączności proletariackiej. Pojmowanie tej łączności staje się przesadne, doprowadza do negacji pojęć narodowych. Jest to zrozumiałe. Marksizm w chwili powstania był teorią warstw upośledzonych, krytyczną wobec istniejącego stanu rzeczy; musiał podkreślać momenty łączności klasowej, odrzucając konkurencyjną więź narodową. Ma to swoje uzasadnienie, gdyż pod koniec XIX wieku naród utożsamiony zostaje ponownie z państwem, z państwem burżuazyjnym, które jest wszak przez marksizm zwalczane.

Jest jeszcze jeden czynnik, który nie sprzyja narodowości socjalizmu w XIX wieku. Jest nim pozytywizm, który ze swoją obserwacją empirycznych faktów, z antyhistorycznym nastawieniem, nie sprzyjał oczywiście postawie tak irracjonalnej, jaką jest patriotyzm. Kazimierz Kelles-Krauz, kiedy chciał obronić postulat odzyskania niepodległości Polski w programie socjalistycznym, napisał szkic Niepodległość Polski a materialistyczne pojmowanie dziejów⁶. Pominąwszy treść, która jest i piękna, i słuszna, samo postawienie sprawy jest charakterystyczne. Nie wystarcza stwierdzenie, że kocham to, w czym się wychowałem, co tworzę i co chcę przemieniać – trzeba dowieść, że postawa ta mieści się całkowicie w ramach obowiązującego systemu naukowego, że nie jest z prawami naukowymi oraz przewidzianym rozwojem gospodarczo-społecznym sprzeczna.

Jeżeli dziś stwierdzamy, że sytuacja się zmieniła, nie jest to wynikiem odrzucania tych czy innych fragmentów teorii Marksa. „Marksizm jest jednym z kierunków myśli teoretycznej i jak wszelki prąd naukowy, musi ratować sam z siebie z bacznością nieprzerwaną przed tendencją naturalną ku przeobrażeniu się w sektę zamkniętą i skostniałą, w kościół dogmatyczny o kanonie wiary raz na zawsze ustalonym, żyjący w atmosferze ortodoksji zazdrosnej, herezji, uroczystych wyklinań odstępców” – pisał Niedziałkowski. Ratunek, o którym mówi, polega na tym, by dostosować teorię do rzeczywistości, a nie odwrotnie. A rzeczywistość niewątpliwie uległa zmianie. Przede wszystkim nastąpiła poprawa ekonomicznych warunków życia robotników, a wskutek nich zmiana stylu życia klasy robotniczej, która weszła w orbitę kultury burżuazyjnej. Również wewnątrz tej klasy nastąpił bardzo wyraźny podział na robotników wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych, którzy różnią się między sobą bardzo; wykwalifikowani czują się czymś znacznie wyższym od tamtych, starając się zbliżyć raczej z przedstawicielami „warstw wyższych”. Z drugiej strony pauperyzacja warstw tak zwanych pośrednich, przede wszystkim zaś inteligencji pracującej, sprzyja zatarciu granicy istniejącej między proletariatem a innymi warstwami.

Poza tym skutkiem gospodarki imperialistycznej nastąpiła kolosalna zmiana w produkcji światowej. Wyparciu gospodarki wolnokonkurencyjnej przez planową, prowadzoną przez państwa dążące do samowystarczalności, towarzyszy oczywiście obostrzenie granic celnych, a co za tym idzie – granic w ogóle. Trzeba te zmiany jakoś usankcjonować. Znajdują więc posłuch wszystkie teorie nacjonalistyczne i rasistowskie, które niegdyś powstały, powstają nowe, następuje ponowna identyfikacja pojęcia narodu z państwem, przy czym przymyka się oczy na wszystkie konsekwencje tej identyfikacji.

Powstają nowe prądy ideologiczne, które mienią się być reakcją przeciw zaśniedziałemu kosmopolityzmowi, chcą być wyrazicielami młodych, żywotnych, nieodkrytych rzekomo jeszcze sił narodowych. Kierunki te, wysuwając hasła społeczne marksizmu, operują ponadto hasłami nacjonalistyczno-rasistowskimi, wykorzystując zawiść poszczególnych narodów przeciwko sobie, powstałe wskutek gospodarki imperialistycznej i Wielkiej Wojny.

Marksizm, który jako ruch popełnił ten błąd, że nie potrafił w czas uświadomić sobie momentu, w którym przeszedł czy począł przechodzić z postawy czysto negacyjnej do pozytywnej, nie uchwycił tej chwili, w której należało podkreślić swoją narodowość. Zdawano sobie na ogół sprawę, ale bezsprzecznie za mało mówiono i pisano o tym, że splecenie interesów ekonomicznych klasy robotniczej i klas pozostałych w łonie jednego społeczeństwa jest teraz znacznie silniejsze niż przed Wielką Wojną; że – jak pisze de Man⁷ – górnik niemiecki jest zainteresowany tym, aby Górny Śląsk należał do Niemiec, a nie do Polski. Zresztą, wystarczy teraz w czasie obecnej wojny rozejrzeć się dookoła: czyż robotnicy nie są osobiście zainteresowani w wygraniu wojny przez front demokracji?

Faszyzm nadał marksizmowi fałszywą interpretację i rozpowszechnił ją w świadomości potocznej opinii. Tak właśnie było ze sprawami narodowymi. Ludzie nie zdawali sobie po prostu sprawy, że nie są fikcją słowa Jaurèsa: „nasz socjalizm jest socjalizmem z pochodzenia francuskim, z natchnienia francuskim, z charakteru francuskim”, ani Engelsa: „socjalizm naukowy jest w swej istocie produktem niemieckim”, że nie jest fikcją postawa socjalizmu polskiego, który nieomal od chwili narodzin wypisał na swoim sztandarze hasło walki o Niepodległość, i, co ważniejsze, hasło to konsekwentnie realizował. W świadomości opinii żyje dziś jeszcze postać bardziej niż Marks marksistowskiej Róży Luksemburg, która widząc konieczność dziejową we wchłonięciu państw małych przez wielkie jako ostatni etap kapitalizmu przed nastąpieniem socjalizmu, skreśliła ze swego programu postulat walki o Niepodległość Polski – nie chcąc sprzeciwiać się przeznaczeniu, a dla osłody dodawała argument korzyści, jaką polski przemysł wyniesie z otwartych wówczas przed nim rynków zbytu olbrzymiej i bardziej przemysłowo zacofanej Rosji. W świadomości opinii żyje dalej Hervé⁸, który jako socjalista żądał na zjazdach Międzynarodówki zniesienia ojczyzny, później zaś zmądrzał i zmienił przekonania, zostawszy nacjonalistą. W świadomości opinii żyje również koncepcja międzynarodowości zbliżona raczej do kosmopolityzmu, a więc do jakiejś ponadnarodowości czy pozanarodowości, a nie ta, o której pisaliśmy powyżej, koncepcja federacji międzynarodowej.

Cytuje się ciągle, bez ładu i składu, słowa Manifestu komunistycznego, że „robotnicy nie mają ojczyzny”, zapominając zbyt chętnie, że były to słowa pisane w 1848 roku. Prawie zaś nigdy nie podaje się słów wypowiedzianych w tymże Manifeście zaledwie parę stron dalej, słów, które dla nas są swego rodzaju wyznaniem wiary: „niepodobna im odbierać tego, czego nie mają . Dążąc przede wszystkim do pochwycenia władzy politycznej, do zorganizowania się w klasę narodową, do ukonstytuowania się jako naród – proletariat musi być narodowym, jakkolwiek nie w znaczeniu burżuazyjnym”.

1942
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: