Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Elena. Wielki triumf - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
20 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
28,00
Najniższa cena z 30 dni: 28,00 zł

Elena. Wielki triumf - ebook

W piątej części poczytnej serii o nastoletniej miłośniczce koni w życiu Eleny pojawia się wiele nowości. Najpierw jej ukochany Tim dziwnie się zachowuje i dziewczyna zwyczajnie go nie poznaje. Na ostatnich zawodach w sezonie dochodzi do katastrofy, a Elena otrzymuje pomoc od kogoś, od kogo się jej w ogóle nie spodziewa. W międzyczasie zaś, za sprawą przystojnego zawodnika Eintrachtu Frankfurt, w jej życie wkrada się sport zupełnie inny niż jeździectwo. Cóż, okazuje się, że piłka nożna też potrafi budzić silne emocje. Te wszystkie niespodzianki to dość, by życie Eleny stanęło na głowie. Czy w natłoku zmian odnajdzie drogę do własnego szczęścia?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8008-277-9
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 2

ZAPAKOWALIŚMY SKRZYNIE I BAGAŻ Glorii do części dla pasażerów i w końcu mogliśmy ruszyć do domu. W czasie jazdy Gloria przekazała nam pozdrowienia od Brendy, Luke’a, Joany, Richarda oraz Barbary Baxterów, ale też od Hugh Sinclaira i jego syna Brody’ego, a na koniec opowiedziała o locie, który okazał się dla niej trochę stresujący, bo przez cały czas musiała zajmować się końmi.

– Tylko w czasie startu i lądowania miałam zapięte pasy – tłumaczyła. – Po raz pierwszy w życiu leciałam samolotem transportowym, a tam obowiązują zupełnie inne zasady niż w samolotach pasażerskich. Leciałam nim tylko ja, jeszcze jedna osoba i dwóch pilotów.

– A jak konie znosiły lot? – zapytałam.

– Po prostu super! – Gloria pochwaliła nasze wierzchowce. – Z początku trochę się bałam, bo przecież żaden z nich nigdy jeszcze nie leciał samolotem, ale okazało się, że stały spokojnie, jadły siano, piły i drzemały, zupełnie jakby nie ruszały się ze swoich boksów. Ale taka właśnie jest ta rasa. Konie american quarter horse są po prostu bardzo opanowane.

Ledwie ją poznawałam. Na farmie w Stanach Zjednoczonych zachowywała się bardzo przyjaźnie, jednak zawsze była przygaszona. Teraz już wiedziałam, z czego to wynikało – była po prostu strasznie smutna. Dziś za to śmiała się i mówiła równie prędko jak Melike na co dzień.

– Wróci pani jeszcze do Ameryki? – zapytał mój ojciec.

– Jeszcze nie zdecydowałam. Może na kilka miesięcy – odparła Gloria. – Chętnie nauczyłabym się metod treningowych Chada Channinga, które są całkowicie pozbawione elementów przemocy wobec zwierzęcia. Wtedy mogłabym organizować kursy w Europie i stworzyć szkołę jazdy w stylu western dla koni i dla jeźdźców! Najchętniej w Niemczech.

– Superpomysł! – Melike była zachwycona.

– Pomysł tak, tylko cała reszta nie jest taka prosta. – Gloria zrobiła smutną minę. – Co prawda mogłabym wrócić do moich rodziców, ale oni prowadzą gospodarstwo w totalnie zapadłej dziurze w Oberlandzie Berneńskim i nawet nie mają krytej ujeżdżalni. Na dodatek wcale nie planowałam przywożenia ze sobą dwóch koni. Richard mi je dosłownie wcisnął. Kiedy opowiedziałam mu o pomyśle stworzenia szkoły jeździeckiej, sprzedał mi Gray Jaca i Shinera, choć raczej powinnam powiedzieć, że mi je podarował. Więc sami widzicie, że tak szybko na pewno nie uda mi się znaleźć odpowiedniego miejsca na szkołę, nie mówiąc w ogóle o tym, że nie stać mnie nawet na to, żeby je gdzieś wstawić. Obawiam się, że nie mam innego wyjścia i będę musiała je sprzedać.

– O nie! – zawyła Melike przerażonym głosem. – Nie możesz tego zrobić!

– A co mi niby pozostaje? – Gloria wzruszyła ramionami. – Nie mam pracy, samochodu i pieniędzy, a to, co udało mi się oszczędzić, wolałabym przeznaczyć na inwestycję w dalszą naukę.

– Na początek możemy przechować pani konie w naszej stadninie – zaproponował tata, całkowicie mnie zaskakując. – Właśnie kończymy budowę stajni z otwartymi boksami i mamy jeszcze kilka wolnych miejsc.

– Serio? To byłoby… to cudowne! – Gloria wyglądała tak, jakby z serca spadł jej wielki kamień, lecz nagle znów spoważniała. – Tylko że jest taki problem, że nie mam też za dużo pieniędzy na wynajem boksu.

– O tym możemy porozmawiać później – stwierdził tata.

Kiedy wjeżdżaliśmy na teren naszej stadniny, dochodziło wpół do drugiej. Tata zawrócił na dużym placu i zaparkował między nową ujeżdżalnią a stajnią dla koni sportowych.

– O rany, ależ macie tu super! – zawołała Gloria, nie kryjąc zachwytu. – Nie sądziłam, że to taki duży ośrodek!

– No wiesz, w porównaniu z farmą Oaktree jest raczej malutki – odparłam ze śmiechem.

– W porównaniu z Ameryką w Europie wszystko jest malutkie – stwierdziła dziewczyna.

Oczywiście czekał na nas komitet powitalny. Mama, dziadek, babcia i Christian bardzo chcieli zobaczyć konie z Ameryki. Mój ogier Fritzi wystawił głowę przez okno narożnego boksu i zarżał głośno na widok opuszczanej rampy transportera. Zawsze bardzo się ekscytował przybyciem nowych koni do stadniny.

Po chwili udało nam się wysiąść z szoferki, a ja od razu przedstawiłam Glorię mamie, a potem dziadkom.

– A to – powiedziałam – to mój brat.

– No cześć… – wyjąkał Christian, który rzadko kiedy zapominał języka w gębie. – Witamy w naszej stadninie.

– Cześć, Fritzi. – Gloria przywitała go przyjaznym uśmiechem. – Elena wiele mi o tobie opowiadała.

Melike nie mogła powstrzymać chichotu, a stojący w bramie stajni Pryszczol prychnął pogardliwie, na co Christian zgromił go spojrzeniem. Pracownik, którego nazywałam Pryszczolem, tak naprawdę miał na imię Jens i był zatrudniony u nas jako masztalerz i trener. Przezwisko wymyśliłam mu w zemście za to, że on obrażał mnie przy każdej okazji. Prawdę mówiąc, Jens już od dawna nie miał problemów z cerą, jednak ja i Melike dalej używałyśmy przezwiska Pryszczol, żeby go drażnić.

– O nie! Mój brat ma na imię Christian! – pospieszyłam z wyjaśnieniami. – A Fritzi to mój koń.

– Ups, czyli znów coś namieszałam. – Gloria uśmiechnęła się zawstydzona. – Przepraszam.

– Nie ma o czym mówić. – Christian zmusił się do uprzejmości. – Cała moja siostra. Woli mówić o swoim koniu zamiast o mnie.

Tymczasem tata wszedł do transportera i zaczął odwiązywać Gray Jaca. Siwek się zawahał i z początku w ogóle nie chciał się ruszyć z miejsca, nie mówiąc o postawieniu kopyta na stromej rampie. Parskał przestraszony i strzygł nerwowo uszami. Fritzi obserwował to wszystko przez okno swojego boksu i rżał. Smiley obawiał się chyba, że zostanie sam, zaczął tupać przednimi nogami i głośno rżał. Za to Hilda i Shiner stały całkowicie spokojne i z zainteresowaniem przyglądały się tej scenie.

– Mój kochany, mały Smiley! – zawołała Melike.

– Zejdźcie szybko na bok, bo może chcieć zeskoczyć z rampy! – polecił nam ojciec, a my posłusznie stanęłyśmy z boku. Przez kilka minut cierpliwie namawiał siwka, aż w końcu koń krok po kroku wyszedł z transportera i zszedł na dół.

– Smileya rozładuję sama! – zawołała Melike i podbiegła do swojego konia, zanim tacie udało się ją powstrzymać.

– Poczekaj na mnie! – polecił mojej przyjaciółce, lecz było już za późno.

Bojąc się o swojego konia, dziewczyna zdjęła boczne zabezpieczenie stanowiska do transportu. Znudzony długą podróżą Smiley chciał jak najszybciej znaleźć się przy swoim koledze Gray Jacu i rzucił się na oślep przed siebie. Gdyby Melike nie odskoczyła przytomnie na bok, zdenerwowany koń mógłby ją stratować. Smiley nie spodziewał się jednak, że wciąż jest uwiązany do stanowiska, i zatrzymał się bardzo gwałtownie, kiedy napiął się łańcuch. Przerażony zaczął ciągnąć w drugą stronę, a kantar coraz mocniej wrzynał mu się w skórę. Sytuacja zrobiła się groźna, bo Melike została uwięziona między nim a ścianą.

– Spokojnie, Smiley, spokooooojnie! – piszczała przerażona, jednak koń w ogóle nie reagował, tylko ciągnął coraz silniej i silniej, aż rozkołysał cały transporter.

Przerażeni wstrzymaliśmy oddech, bo sytuacja była bardzo poważna. Gdyby kantar pękł, Smiley runąłby w tył i prawdopodobnie spadłby z rampy.

– Melike! Nie ruszaj się! – rozkazał tata, który w krytycznych sytuacjach nigdy nie tracił zimnej krwi.

Wcisnął mi w dłoń uwiąz Gray Jaca i chciał ruszyć na pomoc mojej przyjaciółce, lecz zanim zdążył to zrobić, Jens był już w transporterze. Mężczyzna wziął zamach i dał solidnego klapsa w zad szarpiącemu się Smileyowi. Przestraszony koń skoczył naprzód, a Pryszczol wykorzystał moment zaskoczenia, odpiął karabińczyk łańcucha i w jego miejsce zapiął uwiąz. Jens potrafił być wkurzający, lecz nie można mu było odmówić obycia z końmi i odwagi, kiedy robiło się niebezpiecznie. Smiley drżał na całym ciele, lecz opanował się na tyle, że Jens mógł go sprowadzić po rampie. Zaraz po nich z transportera wyszła Melike. Była blada i drżała nie mniej niż jej nowy koń.

– Co to w ogóle miało być? – Tata podniósł głos. – Dość długo zajmujesz się końmi, żeby wiedzieć, że nigdy – ale to nigdy! – nie zdejmujemy zabezpieczenia przed wypięciem konia! Przecież mógł cię stratować albo złamać sobie kręgosłup!

– Przepraszam. – Melike była bliska łez. Bez słowa sięgnęła po uwiąz Smileya, lecz tata nie pozwolił jej wziąć konia.

– Gloria odprowadzi go do boksu. Ty musisz się najpierw trochę opanować! – oznajmił ojciec. – Doskonale rozumiem, że nie mogłaś się doczekać przylotu Smileya, ale teraz już tu jest i powinnaś zachowywać się rozsądniej, a nie jak małe dziecko. Rozumiemy się?

Zawstydzona dziewczyna spuściła głowę i potaknęła.

– Aha – wyszeptała.

Było mi jej strasznie żal, ale tata miał rację i ona też zdawała sobie z tego sprawę. W obejściu z końmi, szczególnie z tak młodymi jak Smiley, który dodatkowo był podekscytowany i zdezorientowany zupełnie nowym miejscem, należało postępować wyjątkowo spokojnie i rozsądnie, bo inaczej bardzo szybko przyjemność mogła zmienić się w śmiertelnie niebezpieczną sytuację.

Tata z Jensem wyprowadzili z transportera Hildę i Shinera, a kiedy byli gotowi, ruszyliśmy wzdłuż krytej ujeżdżalni do stajni, która zarezerwowana była dla czworonożnych pacjentów Lajosa. Nasze konie zajęły cztery z pięciu boksów oddzielonych od pozostałych, które wykorzystywane były wtedy, kiedy jakieś zwierzę potrzebowało kwarantanny. Za kilka dni miały trafić do boksów z wybiegami – dziewięć zbudowano wokół świeżo wyłożonego kostką placyku.

Razem z nami poszła mama, Lajos, dziadkowie i Christian, a potem wszyscy staliśmy i patrzyliśmy, jak nasze konie zapoznają się z nowym domem. Obwąchiwały i grzebały w sianie. W końcu Hilda zaczęła się w nim tarzać, Gray Jac i Smiley zrobiły ogromne siusiu, a Shiner rzucił się w stronę wiadra z wodą.

– Dobrze się tu czują. – Gloria uśmiechała się zadowolona, a w jej oczach widać było ulgę, że cała czwórka bez problemów i w dobrych humorach dotarła do celu swojej podróży.

– Ależ one są malutkie – zdziwił się Christian, który oczywiście całkiem przypadkowo stanął obok Glorii. – Niewiele większe niż kucyki.

– Zgadza się. Shiner ma dokładnie sto czterdzieści sześć centymetrów w kłębie – potwierdziła dziewczyna. – Ale za to konie rasy quarter horse są bardzo silne. Popatrz na ich zady, jakie są umięśnione.

– Muszą konkretnie skakać, co? – Jens podszedł i stanął po drugiej stronie Glorii, lecz nie patrzył na konie, tylko zafascynowany przyglądał się właśnie jej. Nasza koleżanka ze Stanów zdawała się tego nie zauważać.

– W gospodzie czeka na was porządny obiad – oznajmiła babcia. – Nadziewana pieczeń z rożna z ziemniakami.

Wiecznie głodny Pryszczol natychmiast stracił zainteresowanie nowymi końmi i Glorią.

– A co na deser? – zapytał przytomnie.

– Niespodzianka – odparła babcia.

– Oby nie żadna sałatka owocowa ani nic równie nudnego – mruknął Pryszczol, za co dostał kuksańca pod żebra.

Babcia naprawdę nie lubiła, kiedy ktoś podawał w wątpliwość jej kunszt kulinarny.

Po chwili wszyscy ruszyli do wyjścia i w stajni została tylko Melike i ja.

– Chodź, idziemy coś zjeść – zaproponowałam.

– Nie jestem głodna. – Moja przyjaciółka potrząsnęła głową.

Stała przed boksem Smileya oparta o krawędź dolnej połówki drzwi i patrzyła na niego smutnym wzrokiem. Nie pozostał w niej nawet ślad radości i entuzjazmu, ba, miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze! Wcześniej tylko raz widziałam swoją przyjaciółkę w takim stanie – kiedy dowiedziała się, że dla Fridaya nie ma już ratunku.

– Hej, powiesz mi, o co chodzi? – zapytałam przestraszona.

– Zachowałam się jak skończona idiotka! – powiedziała, nie patrząc w moją stronę. – Smiley mógł sobie coś zrobić i tylko ja byłabym temu winna. Gdyby nie błyskawiczna akcja Jensa, mogło się stać coś naprawdę złego. A twój tata jest na mnie wściekły i w dodatku ma rację!

– Oj, daj spokój, mogę się założyć, że już o niczym nie pamięta – zapewniłam ją. – Poza tym chyba wiesz, jak potrafi pojechać po mnie albo po Christianie, kiedy walniemy jakąś głupotę. Ale równie szybko mu przechodzi i już do tego nie wraca.

– Mhm – westchnęła Melike. – Ostatnio w ogóle zrobiłam z siebie wariatkę. I dlaczego? Bo nie mogłam się doczekać konia, który omal mnie nie stratował zaraz po przyjeździe! – Przerwała, ale po chwili mówiła dalej, unikając patrzenia w moją stronę. – Smiley jest… sama nie wiem… zupełnie inny, niż sobie wyobrażałam – wyrzuciła z siebie. – Wcześniej cieszyłam się na niego jak niespełna rozumu, a teraz się go boję. W ogóle się zastanawiam, czy powinnam go zatrzymać, skoro się w ten sposób zachował.

– Daj mu szansę, co? Potrzebuje trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do nowego miejsca – poradziłam przyjaciółce. – Na początku Gloria może na nim jeździć. Jeśli będziesz chciała, na pewno da ci kilka lekcji.

– A potem co? No wiesz, jak Gloria wyjedzie? – Melike wszystko widziała w czarnych barwach. – Przecież nigdy w życiu nie poradzę sobie ze zdziczałym koniem!

– Moim zdaniem on wcale nie jest zdziczały – zaprotestowałam.

– No pewnie, dla ciebie to wygląda zupełnie inaczej – odparła Melike. W jej głosie słyszałam frustrację i pretensje. – Tobie nie robi różnicy, czy koniom odbija czy nie, wsiadasz i od razu skaczesz jakieś chore przeszkody! A ja… ja się wszystkiego boję. Dlatego tak się cieszyłam, że konie westernowe są spokojniejsze i posłuszniejsze niż nasze. Tylko że po tym wszystkim… znów się boję i strasznie mnie to wkurza!

W końcu zrozumiałam, co się działo z moją przyjaciółką. Melike nigdy wcześniej nie miała własnego konia i dlatego tak szalała z radości, że dostała Smileya, a czekając na jego przyjazd, coraz bardziej się ekscytowała. Nie myślała o tym, że to mimo wszystko zupełnie obcy koń. Zresztą nawet na farmie Oaktree nigdy go nie dosiadała. Podejrzewałam, że Richard Baxter wybrał tego konia dlatego, że był tej samej maści co Friday, którego Melike pokochała. Poza kolorem sierści Smiley w niczym nie przypominał Fridaya, nie był tak spokojny i opanowany. Zachowywał się po prostu jak bardzo młode i pełne temperamentu zwierzę po długim locie samolotem, które znalazło się nagle w całkowicie obcym miejscu.

Ja od dzieciństwa przebywałam wśród koni i dobrze już wiedziałam, że każde nowe zwierzę ma swoje przyzwyczajenia i charakter, który trzeba poznać, natomiast Melike bez zastanowienia potraktowała go jak starego znajomego. W jej wyobraźni Smiley stał się sobowtórem Fridaya, więc jego dzikie zachowanie było dla niej szokiem i zniszczyło jej marzenia. Stąd teraz ten smutek.

W końcu uniosła wzrok i spojrzała na mnie. W jej wielkich ciemnych oczach pojawiły się łzy.

– Myślałam, że w końcu będę mogła dotrzymywać wam kroku – powiedziała drżącym głosem. – No wiesz, tobie, Timowi i Niklasowi. Nawet Ariane i Christianowi. Wy wszyscy jeździcie po prostu bosko i nie boicie się żadnego konia, nawet jak ponosi albo staje dęba. Że nie wspomnę o przeszkodach, które skaczecie bez problemu, podczas gdy ja dostaję zawrotów głowy na myśl, że w ogóle miałabym na nie najechać! – Zaśmiała się krótko, lecz nie radośnie, ale ze smutkiem. – Przy was zawsze czuję się taka… do niczego… gorsza. Miałam nadzieję, że ze Smileyem to się zmieni! Ale najwyraźniej się pomyliłam. Powinnam chyba pożegnać się z jazdą, zanim znów dam plamę, tym razem z koniem westernowym, i wszyscy będą się ze mnie śmiali.

A potem oparła głowę na ramionach i zaczęła płakać.

Bezradnie spoglądałam na jej wstrząsane spazmami plecy i zastanawiałam się, co odpowiedzieć i jak ją pocieszyć. Jej wyznanie bardzo mnie poruszyło, bo nigdy bym nie pomyślała, że akurat ona – pewna siebie i bystra Melike, moja najlepsza przyjaciółka, która zawsze chwytała byka za rogi i znajdowała rozwiązania – cierpiała w duchu, że nie potrafi jeździć tak, jak ja czy chłopacy. Przez wszystkie lata naszej przyjaźni nigdy nie poruszyła tego tematu, a ja uważałam, że jazda konna to jedyna rzecz, w której jestem od niej lepsza, bo w każdej innej dziedzinie biła mnie na głowę, lecz nigdy nie miałam jej tego za złe.

– Ale Melike… – zaczęłam ostrożnie. – Przecież w Ameryce świetnie dawałaś sobie radę! A kiedy Smiley przyzwyczai się do tego miejsca i…

– Na farmie Oaktree dostawałam pod siodło tylko do bólu grzeczne i spokojne staruszki! – przerwała mi Melike ostro. – A na pokazie nie odważyłam się naprawdę szybko galopować, bo się bałam, że koń może się pośliznąć i przewrócić! Ty o takich rzeczach w ogóle nie myślisz i na tym polega różnica! Ja po prostu za dużo myślę.

Zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, rozdzwonił się mój telefon. Mama chciała wiedzieć, co robimy.

– Już idziemy – zapewniłam ją i schowałam komórkę.

Moja przyjaciółka patrzyła przed siebie.

– Idziesz? – zapytałam ostrożnie.

– Pewnie. – Melike wyprostowała się, rzuciła ostatnie ponure spojrzenie na Smileya, który radośnie skubał siano, i energicznym ruchem otarła łzy z policzków. – Umieram z głodu.Rozdział 3

LEDWIE WESZŁYŚMY DO GOSPODY, mój czarno-biały terier jack russel wystrzelił z koszyka ustawionego w korytarzu prowadzącym do mieszkania babci i dziadka, w którym zazwyczaj spędzał dzień, i rzucił się na powitanie. Po moim pobycie w Stanach Zjednoczonych i trwającej sześć tygodni rozłące bał się bezustannie, że znów go zostawię, i gdyby tylko mógł, chodziłby ze mną nawet do toalety.

Wszyscy obecni w gospodzie zasiedli wokół największego stołu: dziadek, moi rodzice, Christian, Jens, nasi stajenni z Polski, Stani i Heinrich, oraz Srdjan z Chorwacji, który dołączył do nas ledwie kilka tygodni temu.

Gloria siedziała uśmiechnięta między moim bratem a Jensem, którzy bez przerwy ją zagadywali.

– O, Melike przyszła. No i jak tam, w końcu zostawiłaś swojego skarbeńka samego? – zapytał Pryszczol z kpiącym uśmiechem.

– Z trudem, ale dałam radę – odparła i uśmiechnęła się szeroko. – Ale najwyżej na pół godziny.

W czasie posiłku rozmawiała i śmiała się radośnie, jakby nic złego się nie stało. A przecież wiedziałam, co przeżywa, i podziwiałam jej talent aktorski. Przeprosiła mojego tatę za nieprzemyślane zachowanie, lecz zgodnie z tym, co jej powiedziałam, on już dawno przestał o tym myśleć.

– Wiesz, że jeszcze nigdy nie siedziałem na koniu westernowym? – Christian zwrócił się do Glorii. – Ale bardzo bym chciał spróbować.

– Ja też – wtrąciła się mama. – Od Eleny i Melike tyle się nasłuchałam, że naprawdę miałabym ochotę sprawdzić, jak to jest. Może to coś dla mnie?

– O rany, mamo, byłoby ekstra! – zawołałam podekscytowana. – Zobaczysz, jakie to super!

Wcześniej mama jeździła konno i odnosiła spore sukcesy w amatorskich zawodach skoków przez przeszkody, lecz skończyła z tym sportem, kiedy na świecie pojawił się najpierw Christian, a potem ja. Wielokrotnie próbowaliśmy ją namówić, żeby znów dosiadła konia, lecz zawsze spotykaliśmy się z odmową. Pewnego dnia powiedziała, że kiedy urodziła dzieci, straciła swobodę w siodle, a dziś, trochę po czterdziestce, boi się po prostu kontuzji, gdyby spadła z konia.

– Tak przy okazji, słyszeliście już, że ostatni najemcy stadniny „Słonecznej” złożyli wypowiedzenia? – zapytał Christian. – Tim powiedział mi o tym dzisiaj w szkole.

– Wiem, wiem – odparłam z pełnymi ustami. – Mnie powiedział o tym już wczoraj wieczorem, przez telefon.

– Ale pewnie nie wiesz jeszcze, że pan Teichert postanowił wypowiedzieć umowę najmu. – Mój brat uśmiechnął się triumfalnie. – I że Tim z matką i siostrą jesienią przeprowadzają się do Steinau.

Rzeczywiście, o tym nie miałam pojęcia. I bardzo mnie zabolało, że taką wiadomość Tim przekazał mojemu bratu, a mnie nie pisnął ani słowa.

– Pan Teichert zdążył już zapytać, czy mielibyśmy dwa wolne boksy dla koni Ariane – dodała mama.

– Mam nadzieję, że odmówiłaś po tym wszystkim, co tu nawyprawiała, co? – Skrzywiłam się. – Mamo? Powiedz, że im odmówiłaś…

Przed wieloma laty, jeszcze w podstawówce, Ariane i ja byłyśmy dobrymi koleżankami, lecz potem jej rodzina przeprowadziła się do Steinau i zostałam sama, a ona naszą znajomość potraktowała jako coś wstydliwego. Nagle się okazało, że nie jestem dla niej dość dobra. Strasznie mnie to zabolało. Mimo ochłodzenia stosunków między nami Ariane dalej jeździła konno w naszej stadninie, przynajmniej do momentu, kiedy jej tata zdecydował się przenieść konie gdzie indziej i celowo wybrał stadninę „Słoneczną” ojca Tima. Richard Jungblut był najbardziej zapiekłym wrogiem taty i naprawdę niewiele brakowało, a doprowadziłby stadninę moich rodziców do bankructwa, bo razem z ojcem Ariane przekonał wielu klientów moich rodziców, żeby zabrali od nas konie i przenieśli się tam, gdzie on. I jakby tego było mało, pan Teichert usiłował oszukać mamę i tatę, nie płacąc im za kilka miesięcy wynajmu boksów i treningu koni. Jednak ja zebrałam się na odwagę i poszłam do jego biura odzyskać pieniądze – niemałe, bo prawie siedem tysięcy euro! Skończyło się tym, że Ariane, z którą chodziłam do klasy, postanowiła zmienić moje życie w koszmar – dręczyła mnie i wyśmiewała. Jednak przez bardzo nieprzyjemne i niebezpieczne wydarzenia w czasie zawodów konnych w Alsfeld znów się zmieniła i stała się dla mnie niezwykle miła, a przed wakacjami dawała mi nawet korepetycje z matematyki. Mimo wszystko nie potrafiłam tak po prostu zapomnieć, co wyprawiała wcześniej.

– Ja tam nie mam nic przeciwko. – Mój brat wzruszył ramionami.

– Bo tobie nie zmieniła życia w piekło! – podniosłam głos.

Potem spojrzałam na rodziców i po chwili zrozumiałam, że ta sprawa jest już postanowiona – Ariane wraca ze swoimi końmi do „Kosów”.

Momentalnie straciłam apetyt. Podziękowałam za deser i wyszłam zatelefonować do Tima. Nie odpowiedział mi jeszcze na żadną z wiadomości, które wysłałam mu rano przez WhatsApp, a wiedziałam, że je odczytał, bo przy każdej pojawiły się dwa niebieskie haczyki.

– Cześć. – Tim zgłosił się po drugim sygnale. – Jestem już w stajni. Sorry, muszę kończyć, bo mam drugi telefon.

I zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przerwał połączenie.

– Okej, dzięki – mruknęłam niezadowolona i ruszyłam między stanowiskami do czyszczenia koni w kierunku stajni Lajosa. Nienawidziłam, kiedy ktoś zbywał mnie przez telefon, a poza tym wciąż czułam się zraniona, że Tim o tak ważnych sprawach rozmawia z innymi, a nie ze mną.

Tim nie przerwał rozmowy, kiedy mnie zobaczył, tylko uniósł dłoń i potrząsnął głową, broniąc się przed powitalnym pocałunkiem, a na koniec położył palec na ustach.

– Dobrze już, dobrze – burknęłam, uniosłam zrezygnowana ręce i minęłam go, wchodząc do stajni Lajosa.

Nie przysłuchiwałam się uważnie, o czym rozmawia, lecz zwróciłam uwagę, że chyba nie jest w zbyt dobrym humorze – nieszczególnie mnie to zdziwiło, bo chyba nigdy nie był przesadnie szczęśliwy. W końcu schował telefon i dołączył do mnie.

– Nie odpowiedziałeś mi na wiadomości – powiedziałam i zaraz poczułam złość na siebie za urażony ton.

– A co miałem ci odpowiedzieć? – Tim wzruszył ramionami. – Byłem w szkole, a ty mnie zasypałaś zdjęciami koni, które właśnie oglądam na żywo. – Zajrzał do boksów. – Dobrze, że w końcu przyleciały. Może Melike trochę znormalnieje. Przecież nie dało się już wytrzymać jej szopek.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Co się z nim ostatnio działo? Bardzo się zmienił, od kiedy wrócił z Ameryki; szybko tracił cierpliwość i wpadał w gniew.

– Z kim przed chwilą rozmawiałeś? – zapytałam, bo nic lepszego nie przyszło mi do głowy.

– I tak nie znasz – mruknął jedynie wymijająco. – Chodziło o „Słoneczną”.

– No właśnie, skoro już mowa o stadninie. Christian twierdzi, że Teichert wypowiedział umowę najmu – zaczęłam. – Ariane chce przenieść tutaj swoje konie, a moi rodzice jej nie odmówili!

– A co w tym złego? – Tim znowu wzruszył ramionami.

– Halo? Co w tym złego?! Nie rozumiem, dlaczego nie chcą pamiętać, jak Teichert zachował się wobec nich i że chciał ich oszukać. Już nie wspomnę o Ariane, jej kampanii zohydzania „Kosów” i podebrania nam połowy klientów.

Telefon Tima piknął, a on spojrzał na ekran i odczytał wiadomość.

– Ale macie ich wszystkich z powrotem, prawda? A „Słoneczna” stoi pusta – odparł Tim tonem, w którym słyszałam gorzką nutę.

Uświadomiłam sobie wtedy, że zbliżamy się do bardzo delikatnego tematu.

Gdybyśmy przed dwoma laty się w sobie nie zakochali, Jungblutowie i Weilandowie najpewniej wciąż byliby wrogo do siebie nastawieni, a my byśmy się nie dowiedzieli, jak doszło do tego, że dawniejsi dobrzy przyjaciele dziś byli największymi wrogami i toczyli ze sobą wojnę. Okazało się, że przed wieloma laty moich rodziców i Lajosa Kertéczy’ego łączyła z rodzicami Tima bardzo bliska zażyłość, ba, stanowili paczkę, tak jak dziś Niklas, Tim, Christian, Melike i ja. Później jednak zdarzył się wypadek, w którym życie straciła siostra mojej mamy, a Richard Jungblut, ojciec Tima, który wtedy prowadził po wypiciu alkoholu, zrzucił winę na Lajosa. Przyjaciel moich rodziców stracił w czasie wypadku przytomność i nie potrafił udowodnić, że to nie on siedział za kierownicą. Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i jazdę pod wypływem alkoholu dostał wyrok i trafił do więzienia, choć nie popełnił żadnego z zarzucanych mu czynów. A podczas gdy on siedział za kratkami, jego dziewczyna Linda Gottschalk, najbliższa przyjaciółka mamy, wyszła za mąż akurat za Richarda Jungbluta.

Hilda wystawiła głowę nad drzwiami boksu i zaczęła obwąchiwać moje ramię. Podrapałam ją pod brodą – co jej się bardzo spodobało – a Tim w tym czasie pisał coś na telefonie.

– Teichertowie to naprawdę skończeni dranie – burknął. – Z dnia na dzień zerwał umowę najmu i już go nie ma. Ciekawe, jak teraz damy sobie radę.

– Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że przeprowadzacie się do Steinau? – zapytałam poirytowana.

Tim uniósł brwi i schował telefon.

– Mama dopiero wczoraj wieczorem wtajemniczyła mnie w swoje plany. Kiedy niby miałem ci o tym powiedzieć?

– Mogłeś mi napisać coś przez WhatsApp – odparłam z wyrzutem. Niech wie, że mnie zranił.

– Nie miałem ochoty pisać o takich rzeczach przez WhatsApp!

– Ale Christianowi w szkole mogłeś powiedzieć…

– Rany, Elena, wyluzuj i mnie nie denerwuj, co? – Tim ze złością potrząsnął głową. – Chciałem ci o tym powiedzieć, kiedy będziemy mieli chwilę spokoju. Mama szuka kogoś, kto by chciał wynająć stadninę, ale agent, który to prowadzi, wymyślił, że łatwiej będzie znaleźć klienta, jeśli dom zostanie opróżniony. Dlatego przeprowadzamy się do babci i dziadka.

– A co na to twój tata?

– Nie mam pojęcia. – Tim spojrzał na telefon. – Zresztą, co mnie to… Niech mama z nim wszystko wyjaśnia.

Tim nienawidził ojca, bo on zawsze nim pomiatał. Richard Jungblut bił go regularnie. Niewiele było trzeba, żeby sięgnął po pas, a co gorsza, chciał zmusić syna, by po podstawówce rzucił naukę i od rana do wieczora harował w stajni. Jako tania siła robocza miał się zajmować końmi, które jego ojciec przygotowywał do sprzedaży. W zeszłym roku Richard Jungblut we współpracy z Andym, który zatrudnił się u nas pod fałszywym nazwiskiem jako Liam O’Brien, ukradł mojego ogiera Fritziego. Dosłownie w ostatniej chwili udało nam się pokrzyżować plany złodziejskiej szajce i zapobiec wywiezieniu Fritziego oraz innych ukradzionych koni za granicę. Jeden ze wspólników Richarda Jungbluta próbował mnie zastrzelić, lecz chybił i kula trafiła Tima. Od tego czasu Tim gardził swoim ojcem.

– Dostanę samodzielne mieszkanie z małą łazienką i własną kuchnią, a jeśli mnie przyjmą na weterynarię w Giessen, nie będę musiał się nigdzie przeprowadzać i dalej będę trenował w „Kosach”.

Daleko wybiegał myślami!

– Super – mruknęłam, nie patrząc w jego stronę. Zranił mnie, twierdząc, że go denerwuję.

Hildę przestało interesować drapanie, więc oparłam się o drzwi boksu.

– Mama chce wystąpić o rozwód – ciągnął Tim. – Sama oczywiście nie zrobi pierwszego kroku, bo brakuje jej odwagi. Jak zawsze.

– Myślisz, że potrzebuje pomocy twojego dziadka, żeby się do tego zabrać?

Rozmowy dotyczące rodziny Tima zawsze wprawiały mnie w zakłopotanie. Jungblutowie – z wyjątkiem Tima – byli bardzo specyficzni, a ja nie potrafiłam nawet ocenić, czy on w ogóle kocha matkę i siostrę, czy raczej nie mówi o nich źle, bo stara się być lojalny. Do tej pory nie zamieniłam z jego mamą nawet dziesięciu zdań, tym bardziej że nigdy nie wzbudzała mojej sympatii. Do dziś nie mogłam na przykład zrozumieć, dlaczego nigdy nie próbowała bronić Tima przed bestialstwem swojego męża. Linda Jungblut pozwalała na to, żeby Tim codziennie po szkole harował w stajni, i nigdy nie zauważała, że jej syn znów ma podbite oko albo rozciętą wargę, co często się zdarzało.

– Nie tylko dziadka. – Tim prychnął pogardliwie. – Wydaje mi się, że matka znalazła sobie kogoś i ma nadzieję, że ten facet rozwiąże za nią wszystkie problemy. Codziennie rozmawia z kimś godzinami przez telefon, a ostatnio nawet położyła Ginę do łóżeczka i dokądś wyjechała. Zapytałem ją rano, gdzie była, a ona…

Rozległy się czyjeś kroki.

Tim natychmiast zamilkł. Zza narożnika wyłonili się Melike z Niklasem.

– Gdzie jest ta dzika bestia, która czyha na życie mojej pani? – zapytał głośno Niklas. To znaczyło, że moja przyjaciółka podzieliła się z nim swoimi obawami.

– Hej, przestań się ze mnie nabijać, co? – Melike spojrzała na niego z wyrzutem.

– W życiu bym się na coś takiego nie odważył! – zapewnił ją chłopak i uśmiechnął się szeroko. Potem otworzył drzwi do boksu i razem weszli do środka.

Śliczny złoty wałach drzemał sobie smacznie. Z pyska zwisało mu długie źdźbło słomy, a brązowe oczy błyszczały delikatnie.

– Wygląda całkiem spokojnie – stwierdził Niklas. – Pewnie był podekscytowany podróżą.

– Elena też tak myśli. – Melike nie była przekonana. – Zobaczymy.

– Jaki znowu ma problem? – zapytał mnie Tim, nie odrywając wzroku od głupiego telefonu.

Nagle poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

– Sam ją zapytaj! – warknęłam.

– Jaka zadziorna, proszę, proszę. – Uniósł kpiąco brew.

Tego było dla mnie za wiele.

– Chodź, Melike – powiedziałam do przyjaciółki. – Musimy pomóc Glorii wyczyścić transporter, przenieść ogłowia i siodła.

I nie patrząc na Tima, wyszłam ze stajni.

Kiedy sprzątanie dobiegło końca, włożyłam strój do jazdy konnej, bo Lenzi i Skyfall czekały już na codzienną porcję ruchu. Poza nimi dwa lub trzy razy w tygodniu dosiadałam też pięcioletniej klaczy Bittersweet, która pochodziła z hodowli rodziców. Ponieważ co roku przychodziły na świat źrebaki, część z nich trzeba było sprzedawać. Bittersweet późno zaczęła dorastać, dlatego treningi pod siodłem rozpoczęliśmy dopiero, kiedy skończyła cztery lata. Wiosną skakała pod Pryszczolem swoje pierwsze zawody, lecz okazało się, że bardzo delikatna klacz potrzebuje również delikatniejszego jeźdźca. Kilka razy wzięłam ją na trening i całkiem dobrze się z nią dogadywałam, więc tata poprosił, żebym wystartowała na niej kilka razy w tym sezonie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: