Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Faceci z sieci - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 września 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Faceci z sieci - ebook

Dowcipna opowieść, a zarazem dokładny przepis na to, jak znaleźć ukochanego.

Trzydziestoletnia Karolina postanawia rzucić wyzwanie losowi i… zakochać się w odpowiednim mężczyźnie przez Internet. Nie w pijaku, łajdaku, brzydalu czy fajtłapie. W kimś nieidealnym, ale odpowiednim. Do zadania podchodzi metodycznie, jak do najprawdziwszego biznes planu – w końcu chodzi o jej przyszłość!

W sposób zabawny i ze zmysłem praktycznym opisuje swoje zaskakujące przygody z kolejnymi facetami poznanymi w sieci. Jak nie spaprać sobie życia z napotkanym facetem i nie związać się z życiowym nieudacznikiem? To dopiero wyzwanie!

Czy mężczyzna prawie idealny istnieje? Czy Szarlotka go odnajdzie? Czy można szukać miłości za pomocą rozumu i jasno sprecyzowanych kryteriów? Przeczytajcie, a dowiecie się sami! Książka w swym założeniu ma być nie tylko lekturą łatwą i przyjemną. Ma także pełnić rolę przewodnika dla osób, które szukają miłości i chcą ją znaleźć. To podręcznik po świecie Internetu i wirtualnych portali randkowych

Katarzyna Gubała - dziennikarz, reporter, fotograf, redaktor naczelna miesięcznika „Przepis na Ogród”. Jako autorka opowiadań specjalizuje się w tematyce miłosnej, erotycznej i historycznej.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7554-746-7
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Książ­ka, któ­rą na­by­łeś, jest dzie­łem twór­cy i wy­daw­cy. Pro­si­my, abyś prze­strze­gał praw, ja­kie im przy­słu­gu­ją. Jej za­war­tość mo­żesz udo­stęp­nić nie­od­płat­nie oso­bom bli­skim lub oso­bi­ście zna­nym. Ale nie pu­bli­kuj jej w in­ter­ne­cie. Je­śli cy­tu­jesz jej frag­men­ty, nie zmie­niaj ich tre­ści i ko­niecz­nie za­znacz, czy­je to dzie­ło. A ko­piu­jąc jej część, rób to je­dy­nie na uży­tek oso­bi­sty.

Sza­nuj­my cu­dzą wła­sność i pra­wo.

Wię­cej na www.le­gal­na­kul­tu­ra.pl

Pol­ska Izba Książ­kiProlog

Pan Prąd: Wi­taj :)

Szar­lot­ka: Hej, Mać­ku! Po­ga­da­my ju­tro, bo pi­szę na zle­ce­nie opo­wia­da­nie i nie chcę się od­ry­wać od pra­cy...

Pan Prąd: Ro­zu­miem, nie chce ci się dla mnie prze­rwać pi­sa­nia o... Jak to mó­wi­łaś: „Ko­bie­cym ró­żo­wym kwie­cie po­kry­tym rosą”?

Szar­lot­ka: Tym ra­zem nie pi­szę tek­stu po­rad­ni­cze­go o ko­bie­cych łech­tacz­kach i or­ga­zmach. Mam aku­rat za­mó­wie­nie na opo­wia­da­nie w sty­lu oral ero­tic dla ko­biet… więc się wczu­wam...

Pan Prąd: Pi­szesz pió­rem?

Szar­lot­ka: Żar­tu­jesz so­bie? Pi­szę na kom­pu­te­rze, no ale żeby za­spo­ko­ić two­ją cie­ka­wość, to… uży­wam rów­nież mysz­ki…

Pan Prąd: Mhhmm… Ja się tyl­ko za­sta­na­wia­łem, w jaki spo­sób się wczu­wasz... :)

Szar­lot­ka: Uży­wa­jąc wy­obraź­ni oczy­wi­ście, ma­toł­ku… Moje za­da­nie po­le­ga wła­ści­wie tyl­ko na opi­sa­niu tego, co czu­je ko­bie­ta, kie­dy prze­ży­wa naj­lep­szy seks oral­ny w ży­ciu... Poza tym to oral, ale ze stro­ny pana w sto­sun­ku do pani, więc jak­by nic trud­ne­go do wczu­cia się dla mnie.

Pan Prąd: Tzn., że niby jak?

Szar­lot­ka: No jak to jak?! To pro­ste. Wy­obraź so­bie, że chcesz spra­wić, by two­jej uko­cha­nej ko­bie­cie było naj­le­piej na świe­cie... I po­tra­fisz to zro­bić… ję­zy­kiem!

Pan Prąd: Ję­zy­kiem opu­ścić kla­pę od se­de­su??? Bez sen­su... O ile pa­mię­tam z wła­sne­go do­świad­cze­nia, to każ­da ko­bie­ta wła­śnie tego pra­gnie…

Szar­lot­ka: Uwiel­biam two­je po­czu­cie hu­mo­ru!

Pan Prąd: Tyl­ko to we mnie uwiel­biasz?

Szar­lot­ka: Masz wie­le za­let, ale wy­bacz, ko­cha­ny, chy­ba seks oral­ny w two­im wy­ko­na­niu, na­wet żar­to­bli­wym, nie bar­dzo by mi się spodo­bał... A przy­najm­niej był­by kiep­ską in­spi­ra­cją do opo­wia­da­nia... No chy­ba że to ja­kaś wiel­ka poza, a tak na­praw­dę wła­śnie roz­ma­wiam przez in­ter­net z naj­lep­szym ko­chan­kiem świa­ta, któ­ry zna po­trze­by wszyst­kich ko­biet...

Pan Prąd: Uff! Wresz­cie to zro­zu­mia­łaś! Te­raz już nie mam nic do ukry­cia! Za to może znaj­dzie się coś do po­kry­cia…?

Dia­log po­wy­żej to tyl­ko prób­ka tego, jak spę­dza­łam czas przez ostat­nie mie­sią­ce. Więk­szość mo­je­go nie­zwy­kle cen­ne­go cza­su po­chła­nia­ła ko­re­spon­den­cja z nie­zna­jo­my­mi męż­czy­zna­mi. Na dru­gim miej­scu pod wzglę­dem za­jęć była jaz­da na ro­we­rze. A gdzieś na koń­cu cza­iła się moja pra­ca – re­dak­tor­ki i au­tor­ki opo­wia­dań w re­dak­cji mie­sięcz­ni­ka z hi­sto­ria­mi o mi­ło­ści „Po­ry­wy Ser­ca” w ogól­no­pol­skim wy­daw­nic­twie. Owszem, zle­ce­nia mia­łam róż­ne, ale głów­nie spe­cja­li­zu­ję się w opo­wia­da­niach ero­tycz­nych i mi­ło­snych. Pro­wa­dzę też stro­nę in­ter­ne­to­wą www.po­ry­wy­ser­ca.pl. Je­stem tak zwa­nym gho­stw­ri­te­rem¹ od opo­wia­dań. Pod­szy­wam się pod róż­ne Ka­zie, Ma­rie czy He­len­ki lat ileś tam, zwy­kle pie­lę­gniar­ki, na­uczy­ciel­ki lub po pro­stu mat­ki, żony i ko­chan­ki z War­sza­wy, Ko­sza­li­na czy Szcze­ci­na. Pi­szę opo­wia­da­nia na kształt li­stu ze zwie­rze­nia­mi, jaki taka czy­tel­nicz­ka mo­gła­by przy­słać do „Po­ry­wów Ser­ca”, a cze­go nie robi, bo się wsty­dzi, bo ma inne cele, nie umie pięk­nie pi­sać, ma to gdzieś... I po­tem te wy­nu­rze­nia moja re­dak­cja pu­bli­ku­je, pod­pi­su­jąc fik­cyj­nym imie­niem, wie­kiem, za­wo­dem, miej­scem po­cho­dze­nia. Jed­nak moim nad­rzęd­nym ce­lem w ży­ciu jest zna­le­zie­nie męż­czy­zny w sie­ci. I o tym bę­dzie ta hi­sto­ria. Jak nie­ła­two zna­leźć ide­ał w sie­ci. A że go zna­leźć moż­na – do­wo­dem jest wła­śnie ta książ­ka.

Spo­ra część mo­je­go do­ro­słe­go ży­cia „we dwo­je” po­le­ga­ła na tym, jak:

- Prze­trwać z nie­udacz­ni­kiem.

- Na­pra­wić go tak, aby stał się kimś lep­szym, kimś, kogo w nim na po­cząt­ku wi­dzia­łam (a co oczy­wi­ście było wy­two­rem mo­jej nie­zdro­wej wy­obraź­ni).

- Jak rzu­cić go w taki spo­sób, żeby na­ro­bić jak naj­mniej ba­ła­ga­nu.

- Jak po­sprzą­tać cały ten ba­ła­gan, gdy ży­cio­we­go nie­udacz­ni­ka rzu­ci­łam już na­praw­dę i (tym ra­zem) kon­se­kwent­nie.

Osta­tecz­nie za­wsze prze­gry­wa­łam, ale co cie­ka­we – nie po­tra­fi­łam z tych po­ra­żek wy­cią­gnąć mą­drych wnio­sków. Kie­dy wresz­cie de­fi­ni­tyw­nie wy­pro­wa­dzi­łam się od mo­je­go ostat­nie­go fa­ce­ta, na­zwij­my go umow­nie Pan-po­raż­ka-ży­cio­wa-nu­mer-dwa­na­ście, i otrzą­snę­łam się ze świa­do­mo­ści, że prze­ży­łam trzy lata pod jed­nym da­chem z „za­baw­nym i uwiel­bia­nym przez wszyst­kich nie­po­rad­nym ży­cio­wo al­ko­ho­li­kiem”, zde­cy­do­wa­łam się wziąć spra­wy w swo­je ręce.

Mia­łam dwa­dzie­ścia osiem lat i po­sta­no­wi­łam zna­leźć przez in­ter­net „męża ide­al­ne­go na resz­tę ży­cia”.

Byli ży­cio­wi part­ne­rzy

Czy ist­nie­ją mą­drzy, oczy­ta­ni, mili, na­wet nie­prze­sad­nie przy­stoj­ni, acz z po­czu­ciem hu­mo­ru fa­ce­ci?

To py­ta­nie za­da­wa­łam so­bie od kil­ku mie­się­cy. Wie­rzy­łam, że na­dej­dzie taki dzień, w któ­rym spo­tkam ko­goś na swo­ją mia­rę. Po­przed­ni moi „ży­cio­wi part­ne­rzy” w ogrom­nej więk­szo­ści nie za­słu­gi­wa­li na mia­no „ży­cio­wi” (bo byli kom­plet­nie nie­sa­mo­dziel­ni, zdzie­cin­nia­li, zbyt stuk­nię­ci lub nad­mier­nie nie­do­ro­zwi­nię­ci uczu­cio­wo). Do okre­śle­nia ich „part­ne­ra­mi” też bym się nie przy­chy­la­ła, po tym, jak za nich pra­łam, go­to­wa­łam, sprzą­ta­łam, pła­ci­łam ra­chun­ki, spła­ca­łam fi­nan­so­we zo­bo­wią­za­nia czy na­pra­wia­łam ciek­ną­ce kra­ny! Raz na­wet z bra­ku wy­eg­ze­kwo­wa­ne­go z mo­jej stro­ny part­ner­stwa wy­mie­ni­łam w jed­nym z po­koi drzwi wraz z oścież­ni­ca­mi!

Za­tem ci do­mnie­ma­ni „part­ne­rzy” oka­zy­wa­li się zwy­kle wiel­ką po­raż­ką. „Je­den gor­szy od dru­gie­go”, pod­su­mo­wa­ła któ­re­goś dnia moja mama (a ja, zbyt­nio uno­sząc się ho­no­rem, tyl­ko przez se­kun­dę po­chy­li­łam się nad tą my­ślą). Po la­tach nie mogę jed­nak za­prze­czyć – coś w tym stwier­dze­niu było!

Je­den był spo­koj­ny, ale spo­ro pił. Dru­gi wca­le nie pił, ale wciąż miał pre­ten­sje. Trze­cie­mu bie­li­znę pra­ła mat­ka, a czwar­ty chciał tyl­ko jeź­dzić ze mną na ro­we­rze. „Na seks przyj­dzie jesz­cze czas”, ma­wiał do mo­men­tu, aż go po­rzu­ci­łam dla pią­te­go, któ­ry za to za sek­sem prze­pa­dał, ale nie­ko­niecz­nie w ukła­dach mo­no­ga­micz­no-du­ali­stycz­nych… Szó­sty chęt­nie mnie po­cie­szał, a gdy już do­szłam do sie­bie, to oka­za­ło się, że wła­ści­wie nie miał­by nic prze­ciw­ko wspól­ne­mu za­ku­po­wi miesz­ka­nia (nie­ste­ty wy­łącz­nie z mo­jej wy­pła­ty i przy jego wspa­nia­ło­myśl­nej go­to­wo­ści do mel­dun­ku w no­wym lo­kum).Kim jestem?

I tak to po dwóch la­tach sa­mot­no­ści – oto je­stem. Ja – Ka­ro­li­na. Szar­lot­ka. Ko­bie­ta sama i trosz­kę sa­mot­na. Niby szum­nie na­zy­wa­ją­ca się sin­giel­ką, ale w głę­bi du­szy szu­ka­ją­ca tej dru­giej po­łów­ki… cze­go­kol­wiek (jabł­ka, po­ma­rań­czy, łóż­ka). Od wie­lu lat pra­cu­ję jako dzien­ni­karz, re­dak­tor, re­dak­tor na­czel­ny, gho­stw­ri­ter i au­tor tek­stów po­rad­ni­czych ma­ści wsze­la­kiej. Głów­nie pi­szę w wer­sji wy­da­wa­nej na pa­pie­rze, ale pro­wa­dzę też stro­nę www.po­ry­wy­ser­ca.pl. I mam ta­kie bar­dzo, ale to bar­dzo ma­lut­kie ma­rze­nie – chcia­ła­bym mieć męża. Do­bre­go. Mą­dre­go. Ko­cha­ne­go. Mo­je­go.

Już daw­no uzna­łam, że w moim wie­ku, przy moim wy­glą­dzie i szczę­ściu zna­le­zie­nie po­rząd­ne­go męż­czy­zny w re­al­nym świe­cie gra­ni­czy z cu­dem. Jak się ma wię­cej niż dwa­dzie­ścia kil­ka lat lub na­wet trzy­dzie­ści albo czter­dzie­ści, to po­ten­cjal­ni po­rząd­ni part­ne­rzy ist­nie­ją tyl­ko w le­gen­dach prze­ka­zy­wa­nych so­bie z ust do ust na sa­ba­tach cza­row­nic.

Jak szu­kać męża

Pa­mię­tam, jak kie­dyś z Kró­lo­wą, czy­li ów­cze­sną re­dak­tor na­czel­ną „Po­ry­wów Ser­ca”, śmia­ły­śmy się z na­pi­sa­ne­go przez ko­le­żan­kę opo­wia­da­nia o sa­mot­nej ko­bie­cie. Było ono tak nie­re­al­ne, że nig­dy nie zo­sta­ło wy­dru­ko­wa­ne! Hi­sto­ria mó­wi­ła o zde­spe­ro­wa­nej dziew­czy­nie, któ­ra upar­ła się zna­leźć mi­łość swo­je­go ży­cia. A w jaki spo­sób? To było naj­za­baw­niej­sze. Otóż kie­dy tyl­ko wi­dzia­ła w tram­wa­ju lub au­to­bu­sie przy­stoj­ne­go fa­ce­ta, upusz­cza­ła pod jego nogi bi­let. Mia­ła taką fik­sa­cję, że ten, któ­ry go pod­nie­sie, bę­dzie mi­ło­ścią jej ży­cia. Pa­mię­tam, że z Kró­lo­wą za­śmie­wa­ły­śmy się do łez z na­iw­no­ści tej hi­sto­ryj­ki.

Ile trze­ba mieć wy­obraź­ni i jaki umysł, żeby wie­rzyć w ta­kie spo­tka­nie w tram­wa­ju? Wnio­sek nu­mer je­den na­su­wa się sam – chło­pak jest bied­ny, bo ko­rzy­sta z ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej. Ergo – nie ma auta! Nie ma auta, za­tem (wnio­sek nu­mer dwa) – za­ra­bia nie­wie­le. A w wie­ku „trzy­dzie­ści plus” do­brze by­ło­by mieć coś swo­je­go, choć­by auto. A jak nie ma auta, to i miesz­ka­nia wła­sne­go mu brak (wnio­sek nu­mer trzy). Wy­nik – dziew­czy­na, na­wet je­śli po­zna mi­łość ży­cia w tram­wa­ju, to i tak bę­dzie kle­pać bie­dę przez lata. Za­kła­da­my bo­wiem, że u niej też z kasą kru­cho (jeź­dzi tram­wa­jem, za­tem nie ma auta, pew­nie nie ma też miesz­ka­nia itd.).

Wie­dzia­łam, że w moim przy­pad­ku zna­le­zie­nie fa­ce­ta na nu­mer z upusz­cza­nym bi­le­tem nie przej­dzie. Po pierw­sze, ja zwy­kle w tram­wa­ju czy­tam książ­ki. Je­śli­bym się sku­pia­ła na cią­głym rzu­ca­niu bi­le­tu, to moja wie­dza o świe­cie dia­me­tral­nie by się skur­czy­ła. Po dru­gie i naj­waż­niej­sze, me­to­da z bi­le­tem jest szcze­gól­ną po­raż­ką w okre­sie je­sien­no-zi­mo­wo-wio­sen­nym (czy­li przez trzy czwar­te roku w Pol­sce), kie­dy na dwo­rze leje deszcz lub pada śnieg. Wte­dy upusz­czasz bi­let na za­bło­co­ną pod­ło­gę. I po bi­le­cie (chy­ba że ci się przy­stoj­ny kon­tro­ler tra­fi, ale to już hi­sto­ria na inne opo­wia­da­nie). A może rzu­cać fa­ce­to­wi pod nogi bi­let za­la­mi­no­wa­ny! Ge­nial­ne! Masz zwy­kły bi­let w kie­sze­ni (praw­dzi­wy i ska­so­wa­ny) a w port­fe­lu za­wsze je­den eg­zem­plarz za­la­mi­no­wa­ny. Taka przy­nę­ta. I tę przy­nę­tę rzu­casz w tram­wa­jo­we błoc­ko. I tak do skut­ku… Tyl­ko z za­la­mi­no­wa­nym bi­le­tem już nie jest tak ro­man­tycz­nie, przy­zna­cie.

Gdzie szu­kać

Nig­dy nie pod­ję­łam na­wet pró­by po­szu­ka­nia mi­ło­ści przez upusz­cza­ny w bło­to bi­let. Za­miast tego po­sta­wi­łam na mo­je­go czar­ne­go ko­nia – in­ter­net. Mia­łam nie­ja­sne prze­czu­cie, że to w nim ukry­wa­ją się te wszyst­kie typy, któ­rych nie znaj­dziesz w knajp­ce, ka­wiar­ni, na kon­cer­cie, w bi­blio­te­ce czy… tram­wa­ju!

Po­trze­ba cza­su

Nie­ja­sno wie­rzy­łam (a te­raz już wie­rzę świę­cie) w to, że zna­le­zie­nie w sie­ci dru­giej po­łów­ki jest moż­li­we. Nie­ste­ty wy­ma­ga to od po­szu­ki­wacz­ki dużo cza­su, nie tyl­ko w dzień, ale tak­że w nocy, w week­en­dy i wa­ka­cje. Szu­ka­nie męż­czy­zny w sie­ci to nie pra­ca na etat. To pra­ca na trzy eta­ty, dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny na dobę, sie­dem dni w ty­go­dniu! Oto fakt naj­waż­niej­szy. Bez tej świa­do­mo­ści dal­sze po­szu­ki­wa­nie nie ma sen­su. Je­śli je­steś pra­co­ho­licz­ką, masz ści­słe gro­no przy­ja­ciół, z któ­ry­mi cią­gle spę­dzasz czas, lub bar­dzo ab­sor­bu­ją­cą ro­dzi­nę, to in­ter­net nie jest dla cie­bie. Tu­taj trze­ba cza­su i cier­pli­wo­ści. Cią­gła ko­re­spon­den­cja z męż­czy­zna­mi to nie frasz­ka. Spo­ro wol­nych chwil wy­ma­ga za­po­zna­nie się oraz cho­dze­nie na rand­ki. Zda­rza­ją się week­en­do­we wy­jaz­dy lub dal­sze, na­wet wa­ka­cyj­ne wy­ciecz­ki. Czy je­steś na to go­to­wa?

Klu­czo­we py­ta­nia, czy­li efekt szkla­nej kul­ki

Czy masz sa­mo­za­par­cie? Czy je­steś kon­se­kwent­na? Czy umiesz pi­sać? Czy umiesz czy­tać? (chy­ba ra­czej tak, bo prze­cież czy­tasz ten tekst!). Czy je­steś na tyle zde­ter­mi­no­wa­na, a nie zde­spe­ro­wa­na, żeby po­świę­cić swój cen­ny czas dla gru­py męż­czyzn, któ­rzy w więk­szo­ści przy­pad­ków nie są tego war­ci? Je­śli po­dob­nie jak ja je­steś sa­mot­ną ko­bie­tą w kwie­cie ja­kie­kol­wiek wie­ku, to… co masz do stra­ce­nia? Ile spraw masz do za­ła­twie­nia w ży­ciu, żeby od­pu­ścić świa­do­me po­szu­ki­wa­nie tego je­dy­ne­go? Ile prań mu­sisz zro­bić? Ile razy od­ku­rzyć miesz­ka­nie? Ile se­zo­nów Go­to­wych na wszyst­ko czy Dok­to­ra Ho­use’a obej­rzeć w sa­mot­no­ści? Ile jesz­cze razy chcesz się upić na ulu­bio­nym bab­skim fil­mie i wy­pła­kać na ra­mie­niu naj­lep­szej przy­ja­ciół­ki?

Je­śli na któ­re­kol­wiek z py­tań od­po­wie­dzia­łaś twier­dzą­co, to wi­taj na po­kła­dzie! Ja, roz­pa­tru­jąc swo­je bez­na­dziej­ne po­ło­że­nie, upi­łam się co naj­mniej kil­ka razy na Kie­dy Har­ry po­znał Sal­ly, nim zro­zu­mia­łam, że czas wziąć spra­wy w swo­je ręce. Nikt za mnie tego nie zro­bi, a mój świat wła­śnie skur­czył się do roz­mia­ru de­ko­ra­cyj­nej szkla­nej kul­ki ze sztucz­nym śnie­giem. Ile razy nią po­trzą­snę, tyle razy pla­sti­ko­we po­sta­cie za­mknię­te w środ­ku zo­sta­ją na swo­im miej­scu. Z każ­dym ro­kiem woda w szkla­nej kuli wy­sy­cha, śnieg co­raz mniej się błysz­czy, a lu­dzi­kom pło­wie­ją ubran­ka. Kie­dy to zro­zu­mia­łam, po­sta­no­wi­łam za­cząć znów żyć we dwo­je. Po­sta­no­wi­łam zna­leźć męża.

Pierw­szy krok – zro­zu­mie­nie pro­ble­mu, czy­li efekt wan­ny

Pew­ne­go piąt­ku było mi bar­dzo smut­no. Wró­ci­łam do domu. Cze­kał na mnie kot. Kie­dy jed­nak do­stał je­dze­nie do mi­ski, stra­cił za­in­te­re­so­wa­nie mną. Te­le­fon mil­czał jak za­klę­ty. Ża­den zna­jo­my nie za­dzwo­nił, nikt z przy­ja­ciół nie uwzględ­nił mnie w swo­ich week­en­do­wych wy­pra­wach. Ile to już razy pla­no­wa­łam ta­kie piąt­ki we wła­snym to­wa­rzy­stwie? Go­rą­ca ką­piel po pra­cy z olej­kiem ce­dro­wym lub la­wen­do­wym. A wan­nę mia­łam im­po­nu­ją­cą… Bez pro­ble­mu mie­ści­ły się w niej dwie oso­by! Zresz­tą ogrom­na wan­na była naj­więk­szą za­le­tą mo­je­go mi­kro­sko­pij­ne­go miesz­kan­ka. Tego piąt­ku na­la­łam so­bie lamp­kę wę­gier­skie­go pi­not noir z piw­nic Te­le­ki². Po­tem na­pu­ści­łam wody do wan­ny. Kil­ka kro­pli la­wen­do­we­go olej­ku, parę świe­czek. Ko­lej­ny kie­li­szek pi­not noir. Pa­trzy­łam na za­pa­lo­ne świecz­ki, wdy­cha­łam za­pach la­wen­dy (po­dob­no dzia­ła an­ty­de­pre­syj­nie!) i sma­ko­wa­łam wino. I wte­dy się roz­pła­ka­łam. Le­ża­łam w wiel­kiej dwu­oso­bo­wej wan­nie kom­plet­nie sama (nie li­cząc lamp­ki wina). Choć do­tąd mi to nie prze­szka­dza­ło, tego wie­czo­ru było to uczu­cie prze­ra­ża­ją­ce. Na­gle zro­zu­mia­łam, że je­stem sa­miu­teń­ka.

A gdy­bym w tym mo­men­cie umar­ła na za­wał, wy­lew czy inny udar? – po­my­śla­łam. Po­li­cjan­ci, któ­rzy zna­leź­li­by moje na­pęcz­nia­łe od wody cia­ło, za­śmie­wa­li­by się pew­nie do łez. Że taka sa­mot­na baba w wan­nie! Nikt jej nie chciał, to z tego ro­man­ty­zmu po pro­stu umar­ła. A nos z nu­dów (lub gło­du) pew­nie od­gryzł jej kot, gdy tak le­ża­ła parę dni! Po­mi­ja­jąc fakt, że wy­glą­da­ła­bym nie­zmier­nie nie­ko­rzyst­nie (na­puch­nię­ty trup z tymi wszyst­ki­mi do­dat­ko­wy­mi fał­da­mi, nie li­cząc cel­lu­li­tu), i tak wsty­dzi­ła­bym się tej sce­ne­rii. Baba sama w wan­nie. Świecz­ki i wino. Na­miast­ka ro­man­tycz­no­ści w sa­mot­no­ści. Roz­pła­ka­łam się. Łka­łam nad sobą i swo­ją pro­jek­cją nie­este­tycz­ne­go tru­pa. Nad bra­kiem part­ne­ra i sa­mot­no­ścią w zim­nym łóż­ku. Nad ego­izmem mo­je­go wła­sne­go kota. Co ze mną jest nie tak? Gdzie tkwi błąd? Dla­cze­go wszyst­kie moje ko­le­żan­ki ko­goś mają, a ja wciąż sama? – za­sta­na­wia­łam się, kom­plet­nie po­mi­ja­jąc fakt, że spo­ra część (je­śli nie więk­szość) mo­ich za­ję­tych ko­le­ża­nek jest cho­ler­nie nie­szczę­śli­wa w ży­ciu ze swo­imi fa­ce­ta­mi i nie­jed­no­krot­nie za­zdro­ści­ły mi wol­no­ści sin­gla. A jed­nak gdy le­ża­łam sa­mot­nie, nago w dwu­oso­bo­wej wan­nie, ja­koś nie do­cie­ra­ło do mnie, jak ogrom­ne mam szczę­ście… Pła­ka­łam szcze­rze nad samą sobą. Było mi sie­bie żal. Sama, pi­ja­na i smut­na baba. Wstyd i żal. Żal i wstyd. Pła­ka­łam tak dłu­go, aż za­czę­ły mi się trząść z zim­na dło­nie. I wte­dy przy­szła myśl: Co ja tu­taj jesz­cze ro­bię? Dla­cze­go NIC nie ro­bię? Prze­cież je­śli będę le­żeć w wan­nie i ry­czeć, to nic w moim ży­ciu się nie zmie­ni (no, poza tym, że mogę do­stać za­wa­łu i umrzeć). Ale w ten spo­sób nie znaj­dę fa­ce­ta. A ja go prze­cież tak bar­dzo pra­gnę.

Po­szu­ki­wa­nie typu, czy­li kim ma być mąż

Wy­szłam z wan­ny. Zim­na woda, w któ­rej spę­dzi­łam tak dużo cza­su, nie tyl­ko wy­żło­bi­ła zmarszcz­ki na mo­ich pal­cach, ale też mnie otrzeź­wi­ła. Wy­tar­łam cia­ło ręcz­ni­kiem, usia­dłam na łóż­ku i wy­ję­łam no­tes. Mu­sia­łam za­sta­no­wić się, ja­kie­go typu męż­czy­zny pra­gnę i ja­kie­go męża chcę mieć. Z kim chcę być? Wie­dzia­łam, że z ni­kim w ty­pie po­przed­nich „part­ne­rów”. No więc z kim? Sie­dzia­łam i roz­ma­wia­łam ze sobą na głos. Tyl­ko w ten spo­sób mo­głam zro­zu­mieć wszyst­kie swo­je my­śli. To, co nie­wy­po­wie­dzia­ne, nie ist­nie­je. Kot pa­trzył na mnie z lek­kim prze­ra­że­niem.

Oto, co po­wie­dzia­łam wte­dy o wy­obra­że­niu wła­sne­go męża:

@ Nie wie­rzę w lu­dzi ide­al­nych. Nie wie­rzę w męż­czyzn, któ­rzy są wszyst­kim. Je­śli fa­cet był­by ide­al­ny, od razu wy­szły­by przy nim wszyst­kie moje wady! Za­tem sta­wiam na nie­ide­al­ne­go, ale… No wła­śnie.

@ Mam wła­sne miesz­ka­nie. Chcia­ła­bym, żeby i on miał swo­je. Chy­ba nie sza­no­wa­ła­bym męż­czy­zny, któ­ry w po­dob­nym do mnie wie­ku do­ro­bił się mniej niż ja. A ja prze­cież nie mam ani bo­ga­tych ro­dzi­ców, ani bar­dzo do­brze płat­nej pra­cy. Ot, prze­cięt­niacz­ka. Ale z wła­snym da­chem nad gło­wą. I by­ło­by faj­nie, gdy­by ten dach miał tak­że mój wy­bra­ny.

@ Wiek zbli­żo­ny do mo­je­go (trzy­dzie­ści lat). Za sta­ry od­pa­da. Je­śli męż­czy­zna oko­ło czter­dziest­ki nie ma za sobą sta­łe­go związ­ku, to coś z nim jest nie tak. A je­śli ma, to ra­czej jest roz­wod­ni­kiem ze zo­bo­wią­za­nia­mi (patrz: dzie­ci, była żona, byli te­ścio­wie, były pies itd.).

@ Ślub. Za­kła­dam, że zna­jo­mość z męż­czy­zną z sie­ci za­koń­czy się ślu­bem (a przy­najm­niej po­win­na).

A żeby był ślub, to nie może być roz­wo­du, za­uwa­ży­łam bły­sko­tli­wie, spo­glą­da­jąc na znu­dzo­ne­go kota.

@ Kan­dy­dat po­wi­nien być bez­dziet­ny. Nie znio­sła­bym psy­chicz­nie dzie­ci z po­przed­nie­go związ­ku. Je­stem zbyt mało doj­rza­ła emo­cjo­nal­nie, by za­ak­cep­to­wać fakt, że uko­cha­ny już z kimś prze­dłu­żył ga­tu­nek! To mój wa­ru­nek. Je­stem za dużą ego­ist­ką, by nie być za­zdro­sna o mi­łość, któ­rej owo­ce spę­dza­ły­by z nami co dru­gi week­end w mie­sią­cu, na­prze­mien­nie świę­ta i mie­siąc wa­ka­cji.

Nie mam nic prze­ciw­ko dzie­ciom, ale sko­ro nie by­ły­by na­sze wspól­ne, to ozna­cza­ło­by, że mu­sia­ła­bym się na­uczyć je ko­chać, wy­cho­wy­wać i dzie­lić się z nimi ich oj­cem i być może oj­cem ko­lej­nych dzie­ci (tym ra­zem wspól­nych).

@ Dzie­ci. Chcę mieć (choć ich wi­zja jest dla mnie w tej chwi­li mgli­sta, jak wie­czór na ba­gnach w oko­li­cach Au­gu­sto­wa). Uwa­żam, że na ty­ka­ją­cy bio­lo­gicz­ny ze­gar przyj­dzie czas. Na ra­zie de­kla­ru­ję chęć po­sia­da­nia.

@ Wy­gląd? Do­wol­ny, by­le­by męż­czy­zna nie był wy­jąt­ko­wo szpet­ny.

@ Mózg. Naj­waż­niej­sze, żeby był in­te­li­gent­ny. Od­kąd pa­mię­tam, za­ko­chi­wa­łam się w mę­skich mó­zgach. Nie ma nic pięk­niej­sze­go na świe­cie niż mą­dry męż­czy­zna. Je­śli po­sia­da tę wy­jąt­ko­wą ce­chę, resz­ta ma już mniej­sze zna­cze­nie. Prze­cież za parę lat obo­je się ze­sta­rze­je­my. Je­śli dane mi bę­dzie zna­leźć męż­czy­znę mą­dre­go, jego mózg się nie ze­sta­rze­je. I to bę­dzie naj­pięk­niej­sze.

Tego wła­śnie pra­gnę, po­wie­dzia­łam do kota. Zda­wa­łam so­bie jed­no­cze­śnie spra­wę, że o tę ce­chę cha­rak­te­ru bę­dzie naj­trud­niej. War­to jed­nak szu­kać…

@ Po­czu­cie hu­mo­ru. Nie­zbęd­ne wy­po­sa­że­nie każ­de­go aman­ta.

@ Pa­pie­ro­sy. Po­ten­cjal­ny kan­dy­dat nie po­wi­nien pa­lić. Sama je­stem w tej ma­te­rii neo­fit­ką i nie zdzier­żę za­pa­chu pa­pie­ro­sów w domu.

@ Al­ko­hol. Tyl­ko w ma­łych ilo­ściach (zda­ję so­bie spra­wę, jak to brzmi w ustach ko­bie­ty, któ­ra jesz­cze go­dzi­nę temu pi­ja­na wyła w wan­nie za sam­cem!). Wiem tyl­ko, że je­śli znaj­dę mi­łe­go, szcze­re­go i god­ne­go za­ufa­nia męż­czy­znę, to z nim wła­śnie będę w tej wan­nie, a nie z wę­gier­skim pi­not noir (to chy­ba oczy­wi­ste). Poza tym dość już w swo­im ży­ciu na­wra­ca­łam pi­ja­ków jako Mat­ka Te­re­sa. Czas na stro­nią­cych od al­ko­ho­lu.

Do dzi­siaj wku­rzam się, gdy ktoś na miej­sce spo­tka­nia „męż­czy­zny ży­cia” po­le­ca mi knaj­pę, bar lub dys­ko­te­kę. Je­śli fa­cet prze­sia­du­je w ta­kim lo­ka­lu, to na pew­no pije i pali, czy­li nie jest w moim ty­pie, a już na pew­no nie w ty­pie męż­czy­zny, któ­re­go po­sta­no­wi­łam po­znać i zo­stać z nim do koń­ca ży­cia.

@ Roz­ryw­ki? Umiar­ko­wa­nie. Za­miast by­wal­ca dys­ko­tek wo­la­ła­bym mola książ­ko­we­go. Za­miast otłusz­czo­ne­go fana gier kom­pu­te­ro­wych wy­bie­ram ak­tyw­ne­go ama­to­ra spor­tu. Nie musi być wy­spor­to­wa­ny, ale po­wi­nien re­gu­lar­nie się ru­szać. Nie je­stem zwo­len­nicz­ką noc­ne­go ży­cia w mie­ście, więc na­zbyt roz­ryw­ko­wy typ mnie nie uszczę­śli­wi. Co in­ne­go męż­czy­zna z in­te­li­gent­nym bły­skiem w oku. Z ta­kim spę­dzi­ła­bym noc z ra­do­ścią… Nie­ko­niecz­nie w mie­ście.

Czy o czymś za­po­mnia­łam?

@ Ko­lor oczu, wło­sów, kształt uszu, krój spodni – nie­istot­ny.

@ Po­dob­nie zna­ki zo­dia­ku są dla mnie wtór­ną spra­wą. Szcze­gól­nie po tym, jak przez dwa lata pi­sa­łam na za­mó­wie­nie ho­ro­sko­py dla pew­nej fir­my, któ­ra roz­sy­ła­ła te moje „gwiezd­ne wy­po­ci­ny” SMS-ami do lu­dzi. Zna­jo­mi wciąż się ze mnie śmia­li, bo za­wsze ich py­ta­łam: „Czy w tym ty­go­dniu chcesz pie­nię­dzy, czy sek­su? Obu rze­czy nie moż­na mieć na­raz, bo SMS ma tyl­ko 160 zna­ków i zwy­kle kil­ka wróżb na­raz się nie mie­ści”. I cho­ciaż so­bie wciąż ży­czy­łam mi­ło­ści, to ja­koś nic z tego… Pew­nie do dzi­siaj nie­któ­re ko­bie­ty spod zna­ku Byka dzi­wią się, że ty­dzień po ty­go­dniu do­sta­wa­ły SMS-y z prze­po­wied­nią mi­ło­sną, a nie było w nich ani sło­wa o sek­sie, pie­nią­dzach czy przy­ja­cio­łach. Taki los – au­tor­ka SMS-owych wróżb po­trze­bo­wa­ła mi­ło­ści!

Po­wyż­szą li­stę każ­dy może stwo­rzyć na swój spo­sób. Ko­niecz­ne jest usta­le­nie prio­ry­te­tów w po­szu­ki­wa­niu part­ne­ra i cech nad­rzęd­nych cha­rak­te­ru. Tyl­ko spre­cy­zo­wa­ny pro­fil jest w sta­nie za­spo­ko­ić na­sze po­trze­by w póź­niej­szych po­szu­ki­wa­niach.

Bez­pie­czeń­stwo

@ Na po­czą­tek na­wet praw­dzi­we imię nie jest wska­za­ne. Z do­świad­cze­nia wiem, że kom­plet­nie bez sen­su jest też do­łą­cza­nie swo­je­go zdję­cia. Je­śli dla cie­bie wy­gląd ma mniej­sze zna­cze­nie niż mózg, to pre­zen­ta­cja foto nie­wie­le w tej ma­te­rii zmie­ni.

@ Je­stem za ochro­ną pry­wat­no­ści, tak­że tej in­ter­ne­to­wej (w do­bie Fa­ce­bo­oka brzmi to jak he­re­zja!). Nie­mniej ta­kie mam zda­nie i w tej kwe­stii go nie zmie­nię. Naj­le­piej nie spo­wia­dać się w in­ter­ne­cie z tego, czy ma się sa­mo­dziel­ne miesz­ka­nie, sa­mo­chód, gdzie się pra­cu­je.

@ Nie zgo­dzę się na wy­sy­ła­nie zdjęć ja­kie­mu­kol­wiek męż­czyź­nie w sie­ci. Co to zmie­ni? Nie chcę póź­niej oglą­dać swo­ich fo­tek z do­ro­bio­nym w Pho­to­sho­pie no­sem czy usza­mi (w naj­lep­szym ra­zie). Zresz­tą jaką mam gwa­ran­cję, że były uko­cha­ny nie uży­je mo­je­go zdję­cia w bli­żej mi nie­zna­nych ce­lach?

Na por­ta­lach rand­ko­wych czy spo­łecz­no­ścio­wych wszy­scy i tak za­miesz­cza­ją swo­je naj­lep­sze zdję­cia typu „ja na wy­pa­sio­nych wa­ka­cjach”, „prę­żę tors przed moją ma­szy­ną”, „ca­łu­ję Sfink­sa”, „wi­dzia­łam Wiel­ki Ka­nion”, „ten mo­tor to je­den z wie­lu w mo­jej ko­lek­cji” czy „mam naj­mod­niej­sze ubran­ko tego se­zo­nu”. Naj­gor­sze są zdję­cia typu „znam świet­nie tri­ki w Pho­to­sho­pie i nie za­wa­ham się go użyć”. Od razu moż­na wy­snuć wnio­sek, że taki fa­cet jest gra­fi­kiem bądź in­for­ma­ty­kiem, ge­nial­nie po­słu­gu­ją­cym się elek­tro­nicz­ny­mi na­rzę­dzia­mi. Zwy­kle jed­nak oka­zu­je się, że rze­czy­wi­stość jest okrut­na i na­wet sta­ran­nie usu­nię­te prysz­cze lub do­ry­so­wa­na grzyw­ka na za­ko­lach szyb­ko wy­cho­dzi na jaw pod­czas re­al­ne­go spo­tka­nia. A wte­dy ob­ciach gra­fi­ka mu­ro­wa­ny! Dla­te­go nie po­le­cam umiesz­cza­nia zdjęć na wła­snym pro­fi­lu rand­ko­wym, a już na pew­no nie ta­kich z naj­lep­szych wa­ka­cji sprzed pię­ciu lat.

@ Jesz­cze kil­ka słów o foto. Na por­ta­lach rand­ko­wych jest spo­ra pre­sja umiesz­cza­nia swo­je­go zdję­cia. Na­wet sor­to­wa­nie kan­dy­da­tów moż­na usta­wić we­dług za­łą­czo­nych fo­to­gra­fii. Czy opła­ca się mieć pro­fil z foto? Moż­na do­stać ciut wię­cej ofert. Tyl­ko czy twój wi­ze­ru­nek jest tego wart?

@ Te­le­fon ko­mór­ko­wy na kar­tę to pod­sta­wa. War­to go mieć szcze­gól­nie w mo­men­tach, gdy po­ten­cjal­ny ko­cha­nek oka­że się świ­rem i je­dy­ne, cze­go za­pra­gniesz, to by wię­cej do cie­bie nie dzwo­nił. Wte­dy wy­star­czy wy­jąć kar­tę i ku­pić ko­lej­ną z no­wym nu­me­rem. Pro­ste i sku­tecz­ne.

@ Osob­ny ad­res e-ma­ilo­wy. Za­łóż nowe kon­to, któ­re­go bę­dziesz uży­wać tyl­ko i wy­łącz­nie do ko­re­spon­den­cji z aman­ta­mi. Dzię­ki temu nie zo­sta­niesz na­mie­rzo­na po ad­re­sie e-ma­ilo­wym, na przy­kład w pra­cy, przez nad­gor­li­we­go wiel­bi­cie­la.

@ Sta­raj się jak naj­dłu­żej ukry­wać szcze­gó­ły, po któ­rych moż­na by cię ła­two roz­po­znać i od­na­leźć: miej­sce pra­cy, miej­sce za­miesz­ka­nia, mar­ka sa­mo­cho­du, imio­na ro­dzi­ny czy zna­jo­mych, ro­dzaj ukoń­czo­nych stu­diów czy na­zwa szko­ły. Po­ten­cjal­ni sza­leń­cy w sie­ci rze­czy­wi­ście ist­nie­ją i na­praw­dę nie trze­ba bar­dzo się wy­si­lać, by ich spo­tkać!

@ Choć to oczy­wi­ste, chcę to ko­niecz­nie na­pi­sać – uma­wiaj się tyl­ko i wy­łącz­nie w miej­scach pu­blicz­nych. Żad­ne miej­skie par­ki, za­po­mnia­ne przez lu­dzi skwe­ry, ro­man­tycz­ne pla­że czy po­mo­sty nad je­zio­rem nie wcho­dzą w grę. Wy­star­czy chwi­la nie­uwa­gi i mi­lut­ki przy­stoj­niak może za­mie­nić two­ją rand­kę ży­cia w tra­gicz­ne w skut­kach prze­ży­cie.

@ Je­śli spo­tka­łaś się w miej­scu pu­blicz­nym (bra­wa za roz­są­dek), to i tak nie trać czuj­no­ści. Nie daj się (pod po­zo­rem ro­man­tycz­ne­go spa­ce­ru przy za­cho­dzie słoń­ca) za­cią­gnąć w przy­sło­wio­we krza­ki, ciem­ne ulicz­ki, cia­sne za­uł­ki czy inne miej­sca, w któ­rych mo­żesz stać się ofia­rą prze­mo­cy. Je­śli męż­czy­zna oka­że się god­ny za­ufa­nia, to ro­man­tycz­ne chwi­le bę­dziesz mo­gła z nim prze­ży­wać jesz­cze nie raz.

@ Nie ufaj ni­ko­mu, kogo nie znasz. Co naj­mniej przez kil­ka ran­dek.

@ Nie idź po rand­ce do nie­go do domu. Ani po pierw­szej, ani po dru­giej. I na­wet jak bar­dzo chcesz, nie idź też po trze­ciej…

@ Słu­chaj swo­ich zmy­słów i swo­je­go in­stynk­tu. Je­śli czu­jesz, że coś jest nie tak, to od razu wiej. Do­brze by­ło­by, że­byś na pierw­szą rand­kę wło­ży­ła wy­god­ne buty. Przy­da­dzą się pod­czas uciecz­ki…

@ Po rand­ce ra­czej nie po­zwól, aby od­wiózł cię au­tem. Na­wet w sa­mo­cho­dzie mo­żesz stać się po­ten­cjal­ną ofia­rą. Jaki masz wpływ na to, czy „wy­ma­rzo­ny męż­czy­zna” nie wy­wie­zie cię hen za góry i lasy i nie zro­bi tego, cze­go byś nie chcia­ła?

@ Przez pierw­sze kil­ka ran­dek nie po­zwa­laj się od­pro­wa­dzać do domu, a tym bar­dziej pod drzwi wła­sne­go miesz­ka­nia. Szcze­gól­nie je­śli je­dy­nym two­im obroń­cą w przy­pad­ku ata­ku był­by twój wła­sny tłu­sty i ospa­ły ko­te­czek, któ­re­go in­te­re­su­jesz tyl­ko wte­dy, gdy po­trzeb­na mu jest do szczę­ścia peł­na mi­cha kar­my.

Two­rze­nie pro­fi­lu

Nie­ste­ty świat bywa okrut­ny i żeby ko­goś po­znać, naj­pierw trze­ba się przed­sta­wić. Opi­sy­wa­nie sie­bie chy­ba za­wsze spra­wia lu­dziom wie­le trud­no­ści. Bo jak to na­pi­sać? Obiek­tyw­nie? Nie da się. W su­per­la­ty­wach? Szyb­ko wyj­dzie szy­dło z wor­ka. Skrom­nie? Nikt w nasz pro­fil nie klik­nie mysz­ką.

Ja po­sta­wi­łam na po­czu­cie hu­mo­ru i dy­stans.

Szcze­rość i praw­da jest naj­waż­niej­sza (to, czy chce­my mieć dzie­ci z po­ten­cjal­nym de­li­kwen­tem, może się oka­zać fun­da­men­tal­ną spra­wą). Ta­kich in­for­ma­cji, opi­su­jąc sie­bie, nie na­le­ży za­ta­jać. Za­uwa­ży­łam, że ni­scy męż­czyź­ni za­wy­ża­ją swój wzrost. Co jest ka­ry­god­ne! Ko­bie­ty zaś zwy­kle za­ni­ża­ją wagę… Co jest w pew­nym sen­sie wy­tłu­ma­czal­ne… (poza tym ni­ko­go nie po­win­no in­te­re­so­wać, ile ważę i czy mam za­miar schud­nąć, czy też nie!).

War­to tak­że po­ten­cjal­ne­go aman­ta za­in­try­go­wać. Na pew­nym roz­wi­ja­ją­cym kur­sie do­sko­na­le­nia per­so­nal­ne­go ra­dzi­li mi, aby pi­sać o kon­kre­tach. Mało za­chę­ca­ją­co brzmi: „in­te­re­su­ję się książ­ka­mi”, ale już dużo le­piej: „uwiel­biam Tol­kie­now­ską fan­ta­sty­kę i za­czy­tu­ję się nią go­dzi­na­mi”. Po­dob­nie war­to opi­sać swo­je za­mi­ło­wa­nia mu­zycz­ne czy ce­chy cha­rak­te­ru.

Bez sen­su jest wy­ra­że­nie: „szu­kam mi­łe­go fa­ce­ta”. Bo kto to niby jest? Gdy­by zro­bić son­dę ulicz­ną, to każ­dy za­py­ta­ny w an­kie­cie męż­czy­zna uzna się za mi­łe­go (na­wet je­śli jest wred­nym skur­czy­by­kiem!). By­cie mi­łym to żad­na ce­cha cha­rak­te­ru. Po­dob­nie jest z po­czu­ciem hu­mo­ru – nie wie­dzieć cze­mu wszy­scy twier­dzą, że je mają. Tyl­ko dla­cze­go po uli­cach cho­dzi tylu smut­nych lu­dzi? Ale już zmy­sło­wość, od­wa­ga, pew­ność sie­bie, aser­tyw­ność czy szczę­ście są uni­ka­to­we.

I tak, krok po kro­ku, po­wstał mój rand­ko­wy pro­fil w in­ter­ne­cie. Je­śli szu­ka­cie mi­ło­ści ży­cia, to po lek­tu­rze za­chę­cam tak­że do stwo­rze­nia wła­sne­go!Typ: konsekwentna poszukiwaczka męża

Pseu­do: Szar­lot­ka

Kil­ka słów o mnie: Je­stem słod­ka, gdy ze­chcę, gorz­ka, gdy mnie ktoś zmu­sza. Po­roz­ma­wiasz ze mną o pra­wie każ­dym fil­mie, od­kry­ję przed tobą ta­jem­ni­czy świat Wę­gier. Je­śli masz po­czu­cie hu­mo­ru i szu­kasz ko­goś nie­prze­cięt­ne­go – to do­brze tra­fi­łeś.

Ak­tu­al­ny stan: wol­ny

Miej­sce za­miesz­ka­nia: Wro­cław

Wiek: 29 lat

Płeć: ko­bie­ta

Orien­ta­cja sek­su­al­na: he­te­ro­sek­su­al­na

Dzie­ci: nie mam i chcę mieć

Wzrost: 169 cm

Ko­lor wło­sów: rude

Ko­lor oczu: nie­bie­skie

Znak zo­dia­ku: Byk

Na­uka: ukoń­czy­łam stu­dia (wy­kształ­ce­nie wyż­sze)

Al­ko­hol: piję w nor­mal­nych gra­ni­cach

Pa­pie­ro­sy: nie palę

Za­in­te­re­so­wa­nia: jaz­da na ro­we­rze to dla mnie spo­sób na od­prę­że­nie. Po­dob­nie książ­ki, fil­my, po­dró­że, sze­ro­ko po­ję­ta te­ma­ty­ka scien­ce fic­tion i fan­ta­sy. Przy­najm­niej raz w roku od­wie­dzam Wę­gry, bo ko­cham ten kraj. Do­brze się czu­ję w te­ma­tach hi­sto­rii II woj­ny świa­to­wej i śre­dnio­wiecz­nych wa­row­ni.

Wi­zja part­ne­ra: Szu­kam męż­czy­zny z po­czu­ciem wła­snej war­to­ści. Ko­goś, kto chce po­zo­stać na dłu­żej i two­rzyć ze mną nowy świat. Waż­ne, byś miał ro­zum w gło­wie i pło­mień w ser­cu.

No i tak „wy­pro­fi­lo­wa­na” za­czę­łam szu­kać męża.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: