Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gen - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gen - ebook

"Gen” Juliusza Adel to powieść z gatunku thriller ekologiczny.

Opowieść zaczyna się w momencie śmierci dziecka znanego dziennikarza. Próba rozwikłania tej zagadki powoduje lawinę niespodziewanych wydarzeń, której nie da się zatrzymać. Zatrudniony w szpitalu patomorfolog próbuje poznać przyczynę zgonu i po długiej serii badań zaczyna dostrzegać możliwość rozwiązania zagadki śmierci dziecka. Dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na internetowym forum dla lekarzy sprowadza na siebie kłopoty: jego profil na forum zostaje zlikwidowany, a dyski w jego komputerze wyczyszczone.

Żadna postać „Genu” nie jest jednoznacznie opisana. Trudno tu znaleźć wyłącznie pozytywnych bohaterów, bowiem każdy z nich „ma coś za uszami” i w trakcie czytania poznajemy ich małe i większe grzeszki. Ci negatywni przedstawieni się w sposób niejednoznaczny, więc i do nich można chwilami poczuć odrobinę sympatii, czy też współczucia.

Całość misternie poskładana w wielowątkową, pełną tajemnic i nagłych zwrotów akcji powieść. Bardzo szybko zrozumiemy, że jeżeli cokolwiek zostanie w książce wyjaśnione, to na następnej stronie pojawi się nowa tajemnica, a akcja książki dokona dużego zwrotu. Napisana przystępnym językiem, gwarantuje wiele wrażeń i sprawia, że trudno od niej się oderwać.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-540-6
Rozmiar pliku: 993 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Zmęczony siedział i obserwował jej każdy wymuszony oddech. Drobna, wymęczona chorobą trzynastolatka z trudem nabierała w płuca powietrze na siłę wtłaczane przez respirator, a następnie z mozołem je wypuszczała. Obserwował jej bladą, zmęczoną twarz, jej lekko unoszącą się z każdym wymuszonym oddechem klatkę piersiową. Ten stan trwał już od kilku dni. Nikt nie umiał jej pomóc, nikt nie znał przyczyny choroby, nikt nie potrafił powiedzieć jak długo to jeszcze będzie trwało i jak się to zakończy. Kilku lekarzy od kilku dni próbowało znaleźć przyczynę choroby, ale żadne próby nie przynosiły spodziewanego efektu. Wielokrotnie pobierano jej krew i mocz do różnych badań, robiono wymazy, prześwietlano promieniami Roentgena, atakowano jej wątłe ciało ultrasonografem, miała robioną tomografię, rezonans magnetyczny i nieskończenie wiele innych badań, które miały podać przyczynę i nazwać chorobę, miały ustalić dalszy proces leczenia. Nic. Żadnej odpowiedzi na dręczące ich pytanie. Nastąpił nawet moment, kiedy próbowano zarzucić jemu i Małgorzacie podawanie córce antybiotyków i leków nieznanego pochodzenia. Nikt nie był w stanie leczyć choroby, której nie ma w żadnym podręczniku, której nie sposób zdiagnozować. Większość lekarzy upierała się przy twierdzeniu, że mała Paulina ma alergię. Wskazywał na to skurcz oskrzeli. Ale pomimo wielokrotnych testów nikt nie był w stanie wskazać alergenu, który ów skurcz wywołał. Pomimo wielu prób, wielu sprawdzonych metod nie udało się przywrócić pierwotnej pojemności płuc. Stosowane w takich sytuacjach leki nie pomagały, a niektóre wręcz powodowały pogorszenie się stanu pacjentki.

Izydor siedział na najniewygodniejszym z możliwych taboretów – tylko takie były tu dostępne – przy łóżku córki, całą noc wpatrzony w jej połączoną z respiratorem twarz, skupiony na każdym mięśniu w oczekiwaniu drobnego choćby ruchu. Od dwudziestej, gdy usiadł obok łóżka Paulina nie dała żadnego znaku życia, żadnego ruchu. Słyszalna była tylko monotonna praca urządzeń medycznych. Tu świst podawanego powietrza mieszał się z regularnym popiskiwaniem urządzeń pilnujących prawidłowej pracy serca. A z drugiej strony patrząc, siedzenie na twardym, chybotliwym taborecie nie pozwoliło mu zmrużyć oka i pominąć jakąkolwiek chwilę życia najbliższej, pogrążonej we własnym bólu osoby. Siedząc nie zauważył, że za oknem zaczęło świtać. Budził się nowy dzień. Światło słońca oświetlające miasto przebiło się między wysokimi blokami, drzewami i oświetliło sufit i ścianę naprzeciw okna. Światło odbijało się od wymalowanych na biało powierzchni i oświetlało bladą, wyczerpaną chorobą twarz Pauli. Izydor spojrzał w okno, sprawdził godzinę na zegarku. Było kilka minut po szóstej.

Nagle ciało małej Pauli jakby skurczyło się na moment, potem równie raptownie zesztywniało. Dziewczynka naprężała wszystkie swoje mięśnie, chwilę sztywna, prosta leżała płasko na łóżku, a potem zaczęła podnosić tułów do góry tak, jakby chciała zrobić „mostek” tylko na piętach i głowie. Jej ciało zapewne przeszedł przeszywający ból, co było widać w jej szeroko otwartych, przerażonych oczach. Ojciec dostrzegł na jej twarzy niewyobrażalne cierpienie. Było to tak wyraźne, że aż nim wstrząsnął dreszcz. Otworzyła szeroko usta, jakby chciała wykrzyczeć swój ból, lecz nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Paula najpierw mocno zacisnęła powieki, po chwili ponownie otwarła swe duże, czarne oczy, w których można już było dostrzec przerażenie i nieme wołanie o pomoc. Widział to wpatrując się w jej twarz i ciało, czuł przez moment jej cierpienie. Tak samo nagle jak się podniosła opadła bezwładnie na łóżko. Aparatura monitorująca pracę jej serca zaczęła piszczeć, a respirator dalej tłoczył powietrze do jej płuc, tyle tylko, że one już go nie przyjmowały.

Chwilę potem do sali wbiegła lekarka z pielęgniarkami. Zaczęli reanimację. Izydora jednak przy tym nie było gdyż został wyprowadzony z sali. Stał na korytarzu otumaniony, wpatrzony z zamknięte przed nim drzwi, za którymi toczyła się walka o życie jego jedynej córki. Zobojętniały na wszystko, co dzieje się obok niego, na przechodzących ludzi, na słyszalne zewsząd dźwięki. Do sali, w której znajdowała się Paula wbiegło jeszcze dwóch lekarzy, A on tylko stał, patrzył i czekał jakby nieobecny myślami…

Stojącego na korytarzu Izydora z daleka zobaczyła zmierzająca do córki Małgorzata. Patrzyła jak stał bezradny ze wzrokiem wbitym w klamkę od sali, na której leżała ich córka. Matka Pauli najpierw zajechała na parking przed szpitalem i prowadzona optymizmem jak na skrzydłach przemierzała długie korytarze, piętra, byle szybciej znaleźć się przy łóżku dziecka. Może dzisiaj nastąpi przełom w chorobie, może dzisiaj dziewczynka odzyska przytomność i zacznie sama oddychać... Teraz zwolniła kroku jakby nie chciała dojść do drzwi sali.

Długo czekali zanim drzwi otwarły się i z sali wyszła cała ekipa, która jeszcze przed chwilą walczyła o życie ich córki. Wzrok lekarza wystarczył Izydorowi za odpowiedź na niezadane jeszcze przez niego pytanie. Miał jednak nadzieję, ze jego odczucia są tylko wynikiem zmęczenia.

– Panie doktorze...? – Izydor z trudem wydobył z siebie słowa.

– Niestety, robiliśmy co w naszej mocy, ale nie byliśmy w stanie w żaden sposób pomóc.

– O, Jezu – Małgorzata zbladła, przylgnęła do ramion Izydora i bezwładnie osunęła się na ziemię.

Wieczór poprzedzający i dzień pierwszy

Jacek starannie dobierał proporcje odczynników, na elektronicznej wadze odważał każdy składnik reakcji. Bacznie obserwował jej przebieg, tworzące się gazy, lekkie płyny lub gęste zawiesiny o różnorodnych barwach i zapachach. Skrupulatnie notował wszelkie wyniki na porozkładanych w różnych miejscach laboratorium kartkach, następnie zebrał je i zasiadł do stojącego na biurku w rogu pomieszczenia laptopa. Tutaj do opracowanej tabeli ponownie nanosił dane, tutaj opracowywał wersję tekstową wyników badań i wnioski.

Przeczytał dokładnie wszystkie zebranie i zapisane wyniki. Z niedowierzaniem i odrobiną zaskoczenia pokręcił głową. „To się kupy nie trzyma” pomyślał, wstał od biurka i wyszedł z laboratorium. Przeszedł przez sterylny, krótki korytarz i wszedł do pomieszczenia prosektorium. Tam podszedł do metalowych drzwiczek z wielkim numerem i umieszczoną w specjalnej ramce kartką z napisem „Paulina Melnik, Lat 13, zm. 17.05…” Otworzył drzwi i wysunął nosze ze spoczywającym na nich ciałem dziewczynki. Z pomocą pracownika prosektorium przełożył zwłoki na wielki metalowy stół. Wyciągnął ze sterylizatora pudełko z zestawem narzędzi, otworzył je, wyjął zawinięte w białe płótno narzędzia.

Przez całe niemal życie marzył o możliwości pracy błyszczącymi wysterylizowanymi narzędziami chirurgicznymi. Zaraził swoimi marzeniami rodziców, którzy przez całe liceum wspomagali go przy przygotowaniach do egzaminów wstępnych na medycynę. Kupowali mu specjalistyczne książki w kilku językach, wysyłali go na zajęcia fakultatywne, które mogły pomóc mu w dostaniu się, a następnie w swobodnym kontynuowaniu studiów. Już w trakcie studiów wiedział, że będzie specjalizował się w patomorfologii. Studia ukończył, marzenia realizował. Rodzice, a zwłaszcza matka, w pewnym sensie czuli się zawiedzeni jego wyborem. Mieli nadzieję, że ich syn zostanie lekarzem niosącym pomoc ludziom, a został chirurgiem umarłych. W żartach zawsze tłumaczył matce, że wybrał specjalizację, przy której żaden jego pacjent nie poskarży się na złe leczenie.

Teraz położył ciało drobnej dziewczynki na brzuchu i wykonał małe nacięcie w miejscu, gdzie znajduje się prawa nerka. Dużą strzykawką ściągnął mocz z moczowodów i cewki, wyciął nerkę. Delikatnie pobrał kilka wycinków, włożył nerkę do przygotowanego pojemnika, który postawił obok ciała dziewczynki i z pomocą sanitariusza położył je ponownie na nosze, które przenieśli do lodówki. Z pobranymi próbkami przeszedł z powrotem do laboratorium.

Kolejne mierzenie kropla po kropli, ważenie mikrogram do mikrograma, mieszanie próbek. Kolejne zawiesiny, Kolejne notatki. Potem wycinki pobrane z nerek przygotował i położył pod okularem mikroskopu. Obserwował komórki, ołówkiem kreślił ich wygląd szczególną uwagę zwracając na występujące w nich anomalie. Sporządzał kolejne notatki.

Zebrał wyniki i przeszedł do laptopa. Wszystko ponownie naniósł na przygotowany arkusz, przeanalizował jeszcze raz i spisał wnioski. Więcej pytań niż możliwych odpowiedzi. Z marsową miną siedział wpatrzony w ekran. „A może?” – pomyślał chwilę. Przeczytał całość ponownie, skopiował kawałek tekstu, wkleił w edytorze tekstu, wybrał drugi fragment i ponownie wstawił tworząc skrót zebranych danych, pytań i nieuzyskanych odpowiedzi. Zalogował się na forum lekarskim, wpisał temat i wstawił dopiero, co przygotowany tekst.

Pracował w ten sposób już od prawie roku, odkąd otworzył swój przewód doktorski. W prosektorium spędzał obecnie większość swojego życia. Najbardziej cierpiała na tym rodzina, dla której miał tak mało czasu.

Od pracy oderwał go dźwięk telefonu. Spojrzał na zegarek, było po dwudziestej drugiej.

– Ty wrócisz dzisiaj do domu?

– Jasne, zaraz się zbieram.

Wyłączył komputer, poskładał papiery i wyszedł z laboratorium.

* * *

Bardzo źle spał tej nocy. Czuł się jak na pierwszym roku studiów, kiedy zdobywał pierwsze wiadomości z anatomii i nie potrafił zinterpretować wszystkich szczegółowo zebranych danych. Dopiero lata nauki, semestry ćwiczeń, laboratoriów doprowadziły go do zakończenia studiów, ale nie nauki. Potem był staż; obracanie zdobytych ciężką pracą wiadomości w praktykę lekarską.

Czekając na ciąg dalszy:

Zapoznaj się

Z etykietami zamieszczonymi na produktach, które kupujesz w sklepie. Szczególnie tymi zawierającymi soję, kukurydzę i rzepak. Kontroluj też produkty mleczne.

Przeczytaj

⇒ Jeffrey M. Smith „Nasiona kłamstwa”.

Obejrzyj filmy

⇒ „Życie wymyka się spod kontroli”

⇒ „Świat według Monsato”

Zajrzyj na strony internetowe

⇒ www.gmo.icppc.pl

⇒ www.halat.pl

⇒ http://www.ppr.pl/artykul-genetyczna-hipokryzja-156665.php

⇒ http://polityka.onet.pl/162.1222741.1.0.2498-2005-14.artykul.html

⇒ www.greenpeace.pl

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: