Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Go-Go Club - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Go-Go Club - ebook

Ile kosztuje taniec prywatny?
Jak wygląda życie striptizerki?
Kim jest „Klient Specjalny”?
Czego tak naprawdę potrzebują mężczyźni?

Alkohol, pieniądze, seks i narkotyki.
Świat klubu go-go w którego arkana wprowadza nas Autorka - była striptizerka i nie tylko…

Szczerze, brutalnie, śmiesznie i refleksyjnie…
„Goł-goł klub” to rzeczywistość, która nas otacza bez względu na płeć i wiek…

Tytułowy klub – nocny lokal dla panów, to swoisty mikrokosmos. Bohaterka, która oprowadza nas po nim, wnikliwie analizuje i bezkompromisowo obnaża mechanizmy sprawiające, że tego rodzaju „instytucje” stanowią tak intratny biznes. Z dystansem i humorem kreśli sylwetki tancerek go-go: każda z nich to jedyna i niepowtarzalna osobowość – ze swoją historią, tajemnicą, marzeniami. Przez pryzmat ich spojrzenia przyglądamy się gościom klubu, oczyma tańczących dziewcząt obserwujemy ich i klasyfikujemy – cały przekrój społeczny... od białych kołnierzyków zaczynając, poprzez wesołych staruszków, na świeżo upieczonych pełnoletnich chłopcach kończąc.

Chromowana rura, centrum tego mikrokosmosu, staje się z jednej strony przyczynkiem do rozważań o egzystencji, z drugiej – punktem wyjścia, odskocznią, początkiem czegoś nowego i zupełnie innego. Oczywiście tylko dla niektórych dziewczyn, choć skrycie wszystkie marzą o innym życiu i pracy, w której ciało nie jest towarem samym w sobie...
Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-487-0
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dziękuję Rodzicom za stworzenie, wyrozumiałość i wsparcie…

Całej reszcie – za inspirację, naukę i pomoc. Przepraszam za wszystko, jeśli nie miałam okazji tego powiedzieć wcześniej, ale tak miało być…

Książka zawiera lokowanie produktu. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń proszę odczytać jako niezamierzone i przypadkowe…

Jestem pierwszą i ostatnią,

Czczoną i nienawidzoną,

Jestem świętą i ladacznicą.

Małżonką i dziewicą.

Jestem matką i córką.

Ramieniem mojej matki jestem,

Bezpłodną, lecz moje potomstwo jest niepoliczone.

Zamężną i panną jestem,

Jestem tą, która daje dzień i która

Nigdy nie wydała potomstwa.

Pocieszeniem w bólach porodowych jestem.

Jestem mężem i żoną.

Mąż mój do życia mnie powołał.

Matką swego ojca jestem,

Męża swego siostrą, on zaś synem moim odrzuconym.

Cześć mi oddawajcie,

Gdyż ja jestem gorszącą i wspaniałą!

------------------------------------------------------------------------

Hymn na cześć Izydy, III lub IV wiek n.e., odnaleziony w Nag Hamadi, tłum. E. Janczur, cyt. za: P. Coelho, Jedenaście minut, tłum. B. Stępień, M. Janczur, Warszawa 2004.KRÓTKI ZARYS HISTORII TAŃCA NA RURZE

Współczesny taniec na rurze (tzw. pole dance) to połączenie tańca z akrobatyką, przedstawieniem teatralnym i pokazem cyrkowym. Źródeł jego można doszukiwać się w dalekiej przeszłości: w plemiennych rytuałach, gdzie kobiety z afrykańskiego plemienia tańczyły prowokująco wokół drewnianych pali. Taniec ten był sposobem, by przykuć uwagę ich przyszłych mężów i pokazać mężczyznom, w jaki sposób chciałyby być traktowane przez nich w sytuacjach intymnych, sam na sam. Jako kolejny przykład wczesnego tańca na rurze, choć w owych czasach w formie tańca raczej przy rurze, o charakterze rytualnym, można wymienić sięgający aż czasów starożytnych taniec Majów. Był on swego rodzaju pogańską celebracją płodności, w której pal stanowił wyraźny symbol falliczny. Również podczas festynów na cześć wiosny zgromadzony lud tańczył wokół udekorowanego wstążkami drążka o nazwie maypole. Niemały wpływ na obecną formę pole dance, a zwłaszcza na jej akrobatyczny aspekt, mieli, proszę Państwa, mężczyźni. Niewielu tak naprawdę zdaje sobie z tego sprawę, ale indyjscy gimnastycy, którzy parają się sportem Mallakhamb, za pomocą drewnianych pali wywoływali podziw wśród widzów już w XII wieku. Nazwa Mallakhamb składa się z dwóch słów, z których Malla oznacza gimnastykę i „mężczyznę siły”, natomiast khamb – pal. Mallakhamb słynął z tego, że rozwijał u zawodników prędkość, refleks, koncentrację i koordynację. Treningi skupione były przede wszystkim na elementach siłowych. Wierzono, że sport ten bardzo korzystnie wpływa na całe ciało i znacznie pomaga w uprawianiu innych sportów. Mallakhamb skupia się również na stretchingu, gracji ruchów, płynności i rytmie – przez co przypomina gimnastykę. W 14 stanach Indii wciąż istnieją narodowe zawody Mallakhamb. Jest to zamknięte środowisko, do którego kobiety nie mają wstępu. Drogie panie nie muszą się tym jednak zanadto przejmować, gdyż mają tam swoją własną odmianę – akrobatykę na linach, która jest żeńskim odpowiednikiem Mallakhamb. W Chinach również istniał podobny sport – Chinese pole – gdzie tylko mężczyźni pokazywali swoje umiejętności. Do akrobacji używano dwóch pali o wysokości około 3 – 9 m, owiniętych specjalnym materiałem, który niwelował tarcie mimo pełnego ubioru. Sporo trików różniło się od tych, z którymi zazwyczaj spotykamy się obecnie, jednak wiele z nich, jak np. Human Flag (wiszenie na rurze pod kątem 90 stopni przy użyciu wyłącznie siły mięśni rąk), pokazuje się po dziś dzień. W chińskiej akrobatyce prezentowano wspinanie, ześlizgiwanie, rozciąganie, spadanie i utrzymywanie w danej pozycji z użyciem niesamowitej siły i umiejętności. Zawodnicy ciągle mieli poparzone ramiona (od występów i trenowania), co stało się ich znakiem rozpoznawczym i zapewniało poszanowanie w gronie rywali. Wpływ tańca na palach oraz tańca na sznurach na inne kultury można było zauważyć już w pokazach organizowanych przez obwoźne cyrki i kluby dla panów (tzw. Gentlemen’s Clubs). W tańcach tych nie chodziło jednak o podniecenie. Pole dance w wydaniu erotycznym narodził się dopiero w latach dwudziestych ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych, kiedy to publikę małych miejscowości zabawiały jeżdżące od miasta do miasta „jarmarki”. Równocześnie podróżujący statkami oraz promami rozbijali namiotowiska, pośród których podczas Wielkiego Kryzysu w Stanach Zjednoczonych, w latach dwudziestych ubiegłego wieku, niemalże zawsze jeden z namiotów miał pośrodku scenę i był przenaczony do celów rozrywkowych. W takim przybytku, który miał zapewnić miłe spędzenie czasu członkom społeczności podróżującej statkami oraz przyciągnąć ludzi z pobliskich wiosek i mniejszych miast, główną atrakcją na scenie były tańczące dziewczyny. Dużą popularnością wśród mężczyzn cieszyły się pokazy zmysłowych kobiecych tańców, które odbywały się w małych namiotach (tzw. Hoochie Coochie). Tancerki zamiast rurki używały wertykalnego drążka podpierającego środek namiotu (tent pole). Wkrótce nazwano go rurką do tańca (dance pole). Dance pole ewoluował, stopniowo przenosił się z namiotów do barów, gdzie występowały gwiazdy burleski (tzw. burlesque shows, w latach pięćdziesiątych), a następnie do klubów łączących striptiz z tańcem przy rurce (stały się popularne w latach osiemdziesiątych w Kanadzie, później w USA, skąd rozprzestrzeniły się niemal na cały świat). Najambitniejsze tancerki nocnych klubów zaczęły wprowadzać do programu figury akrobatyczne. W latach dziewięćdziesiątych powstały pierwsza szkoła pole dance i pierwsze filmy instruktażowe. Między innymi za sprawą Kanadyjki Fawni Mondey taniec na rurze ujrzał światło dzienne – jako nowoczesna forma fitness (pole fitness) oraz dyscyplina sportowa pretendująca do miana sztuki (pole sport). Jego uprawianiem – oprócz znanych gwiazd (takich jak m.in. Kate Hudson, Madonna, Paris Hilton, Jessica Alba) – chwali się coraz więcej kobiet. Taniec na rurze coraz bardziej zyskuje na popularności i nim się obejrzymy, zdobędzie powszechne uznanie, podobnie jak tango (wywodzące się z argentyńskich domów publicznych) czy walc (kojarzony w XII wieku z brudem moralnym). Od lat organizowane są Międzynarodowe Mistrzostwa Pole Dance, mistrzostwa w poszczególnych krajach oraz bardzo wiele innych różnego rodzaju zawodów i pokazów tańca na rurce (również w Polsce). Od jakiegoś czasu trwają też intensywne działania mające na celu włączenie pole dance do dyscyplin olimpijskich, co przyczyniłoby się do jeszcze szerszego rozpowszechnienia tej nowoczesnej odmiany fitness oraz widowiska sportowego…

Źródło Wiedzy – Ojciec Internet.

------------------------------------------------------------------------

Źródło: http://narurze.pl/o-tancu/historia-tanca-na-rurze/, dostęp: 12.09.2014 r.BLONnDiii

Wielkie, błękitne oczęta wbite w punkt obok sceny. Wielkie, błękitne, puste oczęta. Raz po raz Diana puszcza ze swych usteczek potok nikomu nic niemówiących słów. Laseczka-Dupeczka musi się uzewnętrznić. Żal jej dwóch centymetrów włosów ściętych u fryzjerki. Na przedłużenie i tlenienie wydała około dwóch tysiów. Teraz to nieistotne. To zwykła Lachonkowa tragedia osobista. Rura tak cudnie połyskuje. Ostatnimi czasy klub też świeci – niestety pustkami. Gdyby ta głupia sucz ścięła tylko 0,5 cm, jej sytuacja finansowa na pewno wyglądałaby inaczej. Byłaby prawdziwą Barbie. Nie taką plastikową, tylko żywą Barbie z długimi włosami. Puder, róż, tips, stringi i sexy Dupeczka-Laseczka już jest gotowa.

Co fryzjerka może wiedzieć na temat uwodzenia. Polska fryzjerka ścina, farbuje i ma gdzieś reakcję mężczyzn. Co druga ze sraczką na głowie, po wieloletnich wariacjach na temat włosia, co trzecia niedożywiona, bo nie ma na nic czasu albo pieniędzy.

Ja, Diana M., nigdy nie chciałam być fryzjerką. Chciałam być fotomodelką. Nawet miałam kilka poważnych sesji zdjęciowych w Warszawie, a z jednym fotografem – aż tygodniowy romans. Wystąpiłam w reklamie oleju do smażenia. Wiadomo, trochę grosza wpadło, widziała mnie cała Polska, a mama z babcią były taakie dumne ze mnie, że szok. Fajnie być ładną. Ładni mają lepiej.

Diana M. oblizuje wargi, puszcza oczko do czytelnika i kontynuuje.

Z chłopakami też miałam łatwo. Każdemu podobały się moje ładne zdjęcia i to, jak ładnie pozuję. Pozowanie to sztuka. Żeby być moim chłopakiem, trzeba najpierw docenić tę sztukę, później się otwieram i powiedzmy, że „zakochuję”. Pierwszą osobą, jaką kocham, jestem ja sama, później mama, tata, piesek i ten chłopak. Rodzice nie wiedzą, że tańczę. Myślą, że jestem hostessą na bankietach bogatych korporacji i uśmiecham się do gości. Szeroko. ;)

Wygląd profilu sexy Laseczki-Dupeczki to „szklanki”, czyli buty z silikonowym paskiem i plastikową platformą, charakterystyczne dla większości tancerek klubów go-go. Sukienka, czyli fikuśny, niewiele zasłaniający kawałek materiału niewart połowy stówy, sprzedawany za ponad (wszyscy żerują na striptizerkach – wielce zamożnych szmatach pozbawionych skrupułów i sumienia). Do tego połyskujące świecidełka, pseudobiżuteria à la Swarovski i voilà! Do wzięcia. Jak to w każdym zakładzie pracy, gdzie ścierają się różne nacje, burżuazja, proletariat, chamki ze wsi i szlachcianki, wśród sexy Laseczek także rozpoznaje się kilka charakterystycznych typów osobowościowych. Diana to reprezentantka najszerszego grona, mogąca pochwalić się największym powodzeniem u płci przeciwnej. Ciepły, słodki głos, powłoka zakrywająca narządy wewnętrzne krzyczy: – „My! Dzieci z Solaris!” (nie obrażając naszego geniusza gatunku science fiction), cielęcy uśmiech, kwocze, powolne ruchy i nieodzowna chęć podzielenia się z panem, panem i jeszcze panem, swą niesamowitą wiedzą o świecie, o życiu – czytaj: Solaris, Shopping i Hello Kitty.

– Haj!

– Hi! Hello! How are you?

– Haj! Gud!

– Wonderful. :)

– Łer ju kom from?

– I’m from New York.

– Rili???

– Yeah, really. And you?

– Ajm Poland.

– That’s beautiful country.

– Rili? Hmmm… Łel, ju lajk it?

– I love it! So what are you doing, are you student?

– Łudź ju lajk tu goł for prajwet dens?

– Yyyyy. Well… Maybe not now.

– OoH Łaaj? Ic for ju, for rilax, for fan, for ju pej, for łi goł!

– Yes, yes I know, that’s great.

– SOOOŁ?! Łaj noł? JU Ar IN STRIPKLAB!

– No, no. I’m fine at the moment. I’ll just have a drink and maybe later…

– Koooomon! If ju tejk half ałer ic not onli dens.

– Yeah…?

– Jeee…

– Can I touch?

– Jeeeee.

– Everywhere?

– Łi ŁiLL Sii…

– Can you give me some handjob…?

– Yhyyymm.

Boska Diana kiwa przytakująco swym pustym tlenionym łebkiem, mężczyzna dopija gin z tonikiem, siląc się na uprzejmy uśmiech, i raczy uszęta Laseczki-Dupeczki jej ulubionym hymnem międzynarodowym – „OK, OK, OK”. Takie to krótkie, a jakże wymowne…SPACER 3D

Drodzy Czytelnicy, jeśli jeszcze nigdy nie byliście w klubie go-go, w tym fragmencie książki pragnę, abyście pobudzili troszkę swoją wyobraźnię i odważnie puścili wodze fantazji, albowiem teraz udamy się na wirtualne zwiedzanie. Najpierw doczytajcie to do końca i zamknijcie oczy lub zamknijcie je i poproście kogoś obok o czytanie na głos… Zaczynamy:

Właśnie siedzicie przed monitorami swoich komputerów, laptopów, notebooków, netbooków, ultrabooków, ipadów, kindlów, tabletów itp., ogólnie rzecz biorąc – wszystkich „okien” na ten piękny cyfrowy świat. W wyszukiwarkę Wszystko Wiedzącą Matkę/Ojca Google wpisujecie hasło: „go-go club”. Najeżdżacie myszką czy też palcem (co kto ma lub woli) na pierwszą lepszą stronę, która pojawiła się właśnie w waszej wyobraźni. Jej tło dla większości z Was będzie czarne, z różowymi lub czerwonymi elementami (czyli kolorami zazwyczaj kojarzącymi się z erotyką), ale nie chcę niczego narzucać. To jest Wasza wirtualna wyobraźnia… Skoncentrujcie się i znajdźcie na stronie tzw. Spacer 3D. Już? Brrrawo! Zapraszam…

Wchodzicie do długiego holu przypominającego Erotyczne Muzeum z wiszącymi obrazami olejnymi i fotografiami kobiecych aktów. Zbliżacie się do dwóch dość groźnie wyglądających mięśniaków. Jeden z nich może was sprawdzić wykrywaczem metali, ale to już zależy od woli Waszej wyobraźni. Płacicie za wstęp, zostawiacie kurtki w szatni i wybieracie lożę. Jeśli chcecie, możecie poczekać na kelnerkę, która wskaże Wam odpowiednie miejsce. Powtarzam: to Wasza wyobraźnia, to Wasz wirtualny spacer, ja jedynie udzielam Wam wskazówek. W prawym rogu sali dostrzegacie śliczną blondynkę o anielskiej twarzy i błękitnych oczach. Pomimo głośnej muzyki słyszycie wyraźnie, o czym niewiasta dziewicza rozmawia ze swym klientem. Powiedzmy, że o ochronie środowiska i wciąż powszechnej „ignorancji ludzi na jakże ważną czynność, jaką jest segregacja śmieci”. Oboje wyglądają na bardzo przejętych poruszonym tematem… W następnej loży, tuż obok, siedzi cycata bruneta, która ze szczegółami opisuje ledwo poruszającemu się osiemdziesięcioletniemu dziadziusiowi swoje łóżkowe podboje i ulubione pozycje (trzymajcie kciuki, żeby tylko starszy pan nie dostał palpitacji serca…). Kolejna loża należy do uśmiechniętej rudowłosej tancerki dyskutującej z dwoma młodzikami o najnowszej „strzelance” na Xboxa. Lewy róg okupuje krótkowłosa szatynka, wątłej budowy, wymieniająca nadąsanemu „łosiowi” wszystkie korzyści płynące z pójścia na taniec prywatny właśnie z nią – z żadną inną, tylko z nią. Tuż obok, na wyciągnięcie Waszej ręki, siedzi blondyna o nienaturalnym, wręcz białym kolorze włosów, zabawnie świecących się w ultrafiolecie. Ta pani opowiada o tym, jak spaliła sobie dzisiaj skórę w solarium. Jej klient również wygląda na takiego, co lubi solarium i kiedyś się tam „spalił”, więc ochoczo udziela Lachonkowi kilku porad typu gdzie, jaki krem, jak często i czego nie robić – urrrocze… Z tyłu siedzi drobna, długowłosa szatynka dyskutująca ze swoim klientem o braku odpowiedniego wsparcia finansowego ze strony państwa na rzecz bezdomnych zwierząt zamieszkujących obskurne, często już za małe schroniska. Jak widać, poruszane są tutaj zarówno błahe, jak i poważne sprawy – wagi państwowej… Wasz wzrok przenika ścianę, za którą dostrzegacie trzy pokoje prywatne. W każdym z nich „gimnastykuje się” jakaś tancerka. Jeśli zwolnicie całą akcję, jakbyście chcieli ponownie zobaczyć wbicie gola na meczu piłki nożnej, zauważycie trzy różne odmiany mimiki twarzy trzech różnych panów. Pierwszy jest zahipnotyzowany i nie może oderwać od tańczącego Lachonka wzroku, drugi rozsiadł się wygodnie jak na kanapie przed telewizorem w salonie swego domu i dopinguje Laseczkę-Dupeczkę, ile się da: „No, dajesz, dajesz, mała, uuuu… Noo, noo…”, trzeci pan siedzi sztywno i nie odrywa wzroku od podłogi – prostackie komentarze dobiegające z pokoju obok wprawiają go w jeszcze większe zakłopotanie… Ten pan ma na imię Michał. Po 10 sekundach tancerka rezygnuje z „gimnastyki” i do końca piosenki jedyne, co robi, to z panem Michałem spokojnie rozmawia… Wracacie do sali głównej, powietrze wibruje, wszędzie widzicie zaangażowanie, emocje, radość, trwogę, słyszycie śmiech i jęki przekształcające się w jedną potężną falę dźwiękową. Wszystkie otaczające Was komórki, cząsteczki, atomy, kwanty i fotony to jedna Wielka Energia pulsująca w rytmie „umpa, umpa” – to będzie dłuuga noc… Życzę miłej zabawy. ;)SZATNIA I

Tancerka No 1, No 2, No 3, No 4, No 5, No 6, No 7 i wiele, wiele innych…

No 1 – Jaa pie…ę, znowu majtki mi się rozwaliły.

No 2 – Noo, mi też. Te z tymi cienkimi paseczkami, czarne.

No 1 – Noo, te same. Mi też.

No 3 – Która chce coś z Maka?

No 1 – Ja!

No 2 – Ja!

No 4 – Ja!

No 3 – Dobra, napiszcie, co kto chce, na kartce, bo nie zapamiętam.

No 5 – Masz piwo?

No 6 – No. Sonia ma jeszcze 0,7, możemy się jej dołożyć i dokupić colę.

No 7 – Kto się już przebrał i pomalował, niech wyjdzie z szatni, bo się ku…a zmieścić nie da!

No 2 – Ejj, ja jeszcze chciałam zmienić tampona szybko. Ma któraś mokre chusteczki?

No 1 – Masz.

No 2 – Dzięki. Jeezu, jak mnie brzuch boli, pie…y okres. Ktoś ma jeszcze przeciwbólowy?

No 6 – A jazzy? Ma któraś?

No 5 – Może być No-Spa?

No 2 – No, może.

No 7 – Mam, ale oddaj mi jutro, bo też zapomnę wziąć. Wiesz, zastanawiam się nad tą wkładką domaciczną. Raz na pięć lat i masz święty spokój. Mój ginekolog mówi, że to taki mercedes wśród antykoncepcji i w ogóle…

No 6 – No a powikłania???

No 7 – Ponoć to samo masz przy tabletkach. Wiadomo, że każdy organizm inaczej reaguje.

No 6 – No, nie wiem, ja bym sobie nie wsadziła tego.

No 7 – Zobaczę. Idziesz na fajkę?

No 6 – Moja zapalniczka! Wczoraj ją zgubiłam!

No 7 – Twoja? Ahaa, no, leżała na stoliku, więc se wzięłam.

No 6 – I to ta z rysunkiem Mleczki! Oddawaj!

No 7 – Oj tam, maaasz już… Phhh.

No 2 – Co czytasz?

No 1 – Taka tam książka. Babka najpierw była striptizerką, a później została Gwiazdą Porno.

No 2 – Ooo.

No 1 – I napisała biografię.

No 2 – Oooo! Fajna?

No 1 – No. Niezła.

No 3 – Też to czytałam… Napisała książkę po to, by na końcu się pochwalić, że nadal kręci pornosy i dalej nic innego robić nie umie…

No 2 – To pożyczę później. Kto wie… Może też kiedyś coś napiszę… ;DTak – studiuje. Tak – wie, co jest stolicą Islandii. Odróżnia Irak od Iranu. Zna angielski, ba! Zna nawet kilka języków obcych, i to na całkiem dobrym poziomie. Porozmawia o książkach, podróżach, twojej firmie, kuchni włoskiej, jedna o ekonomii, druga o sztuce, trzecia o medycynie lub prawie. Myślisz sobie – co ona tu robi? No właśnie. Trafiając do rozrywkowo-odmóżdżających włości rurkowych, Intelektualistka początkowo czuje się nieco wyalienowana…

– Majaaa.

– No?

– Co oznacza słowo „melancholia”?

– ??? Nie wiesz?????

– No, nie jestem pewna.

– Taki smutek.

– Tak właśnie mi się wydawało. Pytam ciebie, bo ty jesteś taaaka mądra…

– Aha, noo dzięki… Heh.~~ Z ELEMENTARZA PIERWSZOKLASISTY ~~

ALA MA KOTA.

ALA MA KOTA, BO NIE MOŻE MIEĆ PSA.

ALA NIE MOŻE MIEĆ PSA, BO MIESZKA SAMA.

ALA MIESZKA SAMA, BO JEST STRIPTIZERKĄ.

ALA JEST STRIPTIZERKĄ, BO MUSI ZARABIAĆ PIENIĄDZE.

ALA MUSI ZARABIAĆ PIENIĄDZE, BY NAKARMIĆ KOTA.

ALA KARMI KOTA, ŻEBY NIE ZDECHŁ.

KOT NIE ZDYCHA, BO ALA MUSI KOGOŚ MIEĆ.

ALA MA KOTA I JUŻ NIE JEST SAMOTNA.

Dziewczyny czekają. Czekanie to jedna z najbardziej nieodłącznych czynności towarzyszących profesji tancerki erotycznej. Czekają tancerki, czekają ochroniarze, barmani, kelnerki, taksówkarze dowożący na „bajzel”, prostytutki na „bajzlu”, naganiacze, szef i wszyscy inni drodzy Bracia i Siostry w jakikolwiek sposób, pośredni czy bezpośredni, związani z branżą erotyczną…SZATNIA II

Tancerka No 2, No 3, No 5, No 7, No 9, No 10, No 12

No 10 – Mam dylemat. Mój chłopak powiedział, że jak nie rzucę tej pracy, to on mnie rzuci.

No 7 – Przecież nie brał kota w worku i wiedział, gdzie pracujesz…

No 3 – Ooo właśnie!

No 2 – Noo!

No 9 – Dokładnie!

No 10 – Tak, ale ostatnio poszedł do takiego klubu z kumplami, bo jeden z nich miał urodziny, i jedna sucz złapała go za krocze i zapytała, czy ma ochotę…

No 2 – A to szmata jedna!

No 7, No 3, No 9 – Hahahahaaaha.

No 10 – Ej, no! Nie śmiejcie się! Kur…y jedne spieprzyły mi związek.

No 7 – Widziałaś już tę białą suknię, trzech bachorów i codzienne obiadki, nie???

No 3 – To mógł być ten jedyny…

No 9 – Na pewno był! Hahaha.

No 7 – Patrz, ile zdziałać może jedna ręka…

No 5 – A później to już reakcja łańcuchowa…

No 2 – Jaka?

No 5 – Łańcuchowa.

No 2 – Czyli że jaka?

No 5 – Aaa tam, nieważne.

No 7 – Ty, Mądra, jak koleżanka pyta, to odpowiedz, korona ci z głowy nie spadnie.

No 5 – OK. OK. No więc. Pewnie nieraz widziałyście na filmach lub na wsiach taką studnię z wiaderkiem na łańcuchu.

No 2 – Noo, u nas w Trzebiatkowie taka jest.

No 3 – Ja na cmentarzu widziałam.

No 5 – Jak wrzucasz takie wiaderko do studni i ciągniesz, to łańcuch się dźwiga i wiaderko się dźwiga, tak?

No 2 – No i?

No 5 – Ty ciągniesz łańcuch, a wiaderko się zbliża.

No 2 – No, ale jaki to ma związek z ręką na kroczu?

No 7 – Ale wy jesteście głupie, no nie, Mądra? Tyle im już tłumaczysz, a te ciotki nadal niedomyślne.

No 2, No 3 – Tylko nie głupie!!!

No 7 – Przecież to jest logiczne. Ciągniesz „łańcuch”, a „wiaderko” się podnosi. Jak w studni, tak, Mądra…?

No 5 – Ooo tak, dokładnie tak, o to mi chodziło. ;D

No 3 – I od razu to reakcją nazywać?

No 7 – No, a nie reaguje wiaderko?

No 2 – No, reaguje…

No 7 – Jeszcze nie widziałam takiego, co by nie zareagowało… ;P

No 3 – Heh, ty to też masz łeb!

No 5 – Jak będziesz już tak chwilę ciągnąć, to później z tego wiaderka wyleje się woda…

No 7 – Dlatego trzeba je tak przytrzymać, żeby się nie polać… ;D Zgadza się, Mała Mi – głuptasie jeden? Siedzi taka cicho i się durnie gapi.

No 12 – Przecież to rozpad atomów uranu, to z fizyki jest!

No 5 – Ciiii! Przestań! W zaistniałej sytuacji wersja ze studnią najlepiej obrazuje działanie obcej suczy.

No 7 – Wiesz w ogóle, która to była?

No 10 – Nie. Nie chciał mi powiedzieć ani imienia, ani jak wyglądała…

No 7 – Eee tam. Olej to. Ja dzisiaj po pracy mam do wyboru trzech i nie mogę się zdecydować.

No 3 – A możesz się podzielić?

No 7 – Taa, na pewno.„PODCHODZI KELNERKA”

Czarny Lachon na różowym tle. Nazwa klubu jarzy się na zmianę wszystkimi kolorami tęczy. Patrzysz i myślisz sobie: iść, nie iść, iść, nie iść. Nie iść. Robisz 10 kroków. Zatrzymujesz się i udajesz zainteresowanie lekami na nadciśnienie tętnicze w witrynie apteki. Nikczemnie knujesz:

Wejdę na chwilę, wypiję piwo, popatrzę. Gośka nic nie zauważy, nikt jej nie powie. Przecież to nie jest nic złego. Pewnie, że nie jest. Przecież jej nie zdradzę, tylko posiedzę i popatrzę. Na co innego mam patrzeć? „Fakty” już się skończyły, Ania pewnie śpi, rano do przedszkola. Piersi Małgorzaty straciły swą jędrność na dobre, a po dziesięciu latach małżeństwa, patrząc na jej odrost na głowie, stwierdzam również przybliżoną datę ostatniej depilacji okolic intymnych. Dzisiaj rano miała 3-centymetrowy odrost… Od tygodnia wybiera się do fryzjera. Gośka ma taką zasadę – jak już tracić na coś czas, to lepiej zrobić pięć rzeczy naraz. Byle jak, ale pięć. Kobieta nie pojmuje tego, że mężczyzna to urodzony esteta, koneser sztuki, wzrokowiec. Ja jej tego nie powiem. Po raz n-ty nie powtórzę, że lubię wygolone. Niech żyje w swej pstrej, naiwnej – kobiecej czasoprzestrzeni. Taka dobra i taka nieświadoma. Dama w naszym salonie, kucharka w kuchni (do Makłowicza jej daleko) i kurwa – tak, ale w wyobraźni… Dzięki Ci, Panie, za możliwości, jakie nam dajesz. Wejdę, wypiję piwo, posiedzę, popatrzę. Wejdę, wypiję piwo, posiedzę, popatrzę…

– Czeeeść.

– Cześć.

– Jak masz na imię?

– Wojtek.

– Fajnie.

– A ty?

– Dżesika.

– Ooo, ładnie, to twoje prawdziwe imię?

– Tak.

– Naprawdę?

– Nie.

– To jak masz na imię?

– Powiem ci, jak kupisz mi drinka.

– Drinka?

Podchodzi kelnerka.

– Dobry wieczór panu.

– Dobry wieczór.

– Czy chciałby się pan czegoś napić?

– Tak, poproszę piwo.

– A coś dla Dżesiki? Mamy w karcie menu listę specjalnych drinków, jakie dziewczyny mogą tutaj pić.

– Można zobaczyć?

– Proszę.

– Ile???!

– To są te droższe, ale może pan kupić inny. Najtańszy kosztuje 100 złotych.

– 100 złotych???!

– Tak.

– Co to za drink??? Orange juice, blue curacao, lime. Tam nawet nie ma alkoholu…?

– Płaci pan nie za drinka, tylko za towarzystwo dziewczyny.

– Aaa, towarzystwo…

– Tak że jeżeli pan chce, żeby dziewczyna z panem została, musi pan kupić jej drinka.

Lachon robi wielkie, maślane oczy, błagalnie, niczym kotek ze Shreka, wyczekuje Twej odpowiedzi.

Myśli: „No co, Polaczku, nie stać cię, nie? Przyszedłeś wypić se piwko i na cycki popatrzeć, frajerze jeden…”.

Myślisz: „Cholera! Ja pierniczę, ale drogo w tym lokalu!”.

– A piwo ile kosztuje?

– 20 złotych.

– 20 złotych??? Dżesiko, to może napijesz się piwa?

– Nie lubię!

Kłamie Lachon przebiegły, wszystkie kłamią.

– Niestety dziewczyny mogą pić tylko te drinki, które są na liście.

Gęba Lachona zmienia swój wyraz w przeciągu ułamka sekundy. To już nie jest kotek ze Shreka ani słodka Barbie. Lachon to okrutna i bezlitosna laleczka Chucky. Widzi twoją słabość i przewierca twój mózg na wylot diabelskim, złowieszczym wzrokiem. Wymiękasz i mówisz: „No dobrze”. Byleby uspokoić Lachona i pozbyć się tej atmosfery grozy, którą pani X – Kelnerka, i pani Y – Laseczka-Dupeczka wytworzyły. Zmutowane, materialistyczne chromosomy go-go. Jest ci przykro, bo to jednak stówa. Z drugiej strony, jak przystało na fajnego kolesia, którym przecież jesteś, pożałowanie jednego drinka dziewczynie byłoby czymś podłym. Byłoby, no nie? Panowie, przecież to tylko jeden drink, nic więcej. Po pięciu minutach kelnerka przynosi twoje piwo i małego drineczka dla Lachonka. Płacisz, wzdychasz ciężko i kierujesz swój niepewny wzrok na NIĄ. Laseczka-Dupeczka cieszy się jak małe dziecko… Nie minęły trzy minuty, jak jej soczek się skończył. Podchodzi KELNERKA – terminator z motorkiem w tyłku. Według mnie odrzutowym. Podziwiam refleks i sokole oczko. Oczywiście pyta:

– Może następny drink dla dziewczyny?

– Nie, dziękuję.

– A może jednak?

Lachon nadyma buzię. Jeeezu, jaka ona słodka! Cukiereczek mój!

– Nie teraz, za chwilkę…

UFFF! Kelnerka nie protestuje, robi w tył zwrot i odchodzi. Laseczka-Dupeczka zbliża się do mego ramienia i szepcze mi do ucha, ledwo tłumiąc łzy:

– Wojtek, wiesz, muszę ci coś powiedzieć…

– No, słucham, mów. Przepraszam za tego drinka, ale…

– Bo wiesz, chodzi o to, że ja nienawidzę tego, ja wiem, że to, co robię, nie jest dobre, ale to jest jedyny sposób, w jaki mogę pomóc chorej mamie…

– Chorej mamie?

– Tak. Mama ma nowotwór, tata zginął w wypadku parę lat temu. Nie mam żadnego rodzeństwa i jestem jej jedyną ostoją, wiesz? – Lachon wybucha płaczem.

– NIE! NIE!!! NIE!!!! Tylko nie płacz! K…a, musiała się poryczeć. Cholera jasna. Biedna Dżesika. Shit!

– Jak ja piję te drinki, to ja tak zarabiam. Łeee, łeee, łeee, chlip, chlip.

Obejmuję ramieniem Dżesikę. Jest mi przykro z powodu jej mamy, taty i całej tej pracy. Wraca kelnerka, patrzy na biedną Dżesikę i nie wygląda na specjalne przejętą. Nie zaniepokoiło mnie to w żaden sposób, w końcu to terminator, a nie kobieta.

NARRATOR:

Każda kelnerka i każdy barman zastanawiają się, jak zrobić tak, żeby polać wódkę, polać piwo, zagadać i dostać tipa lub z pozostałej reszty co najmniej 10 złotych klientowi nie wydać. Co zuchwalsi sprzedają shota, niewartego nawet dyszki, za kilkadziesiąt złotych, a twój okrzyk zdziwienia komentują:

– Bo to jest wódka Belvedere, proszę pana…

Gówno prawda, ale nabiera się Polak, więc i obcokrajowiec innego wyboru nie ma. Nawet jeśli wątpią, to płacą. Proste i jasne – jak słoneczko… ;D Wróćmy jednak do akcji z typowym Lachonkiem w roli głównej…

– Dobrze. Niech będzie.

Dżesika nagle uspokaja się, przeciera oczka i szczebiocze przeciągle – „Dziękuuuję”.

Phhhh. Szybko wypijam połowę piwa. Drineczek nadchodzi. Tym razem Dżesika pełna wdzięczności pije wolniej. Gośka mnie zabije, żałowałem jej dwóch stów na sukienkę dla Ani, a tu patrzcie… NIEEWAŻNE. Tutaj przynajmniej pomogłem dziewczynie w potrzebie. Nie jestem złym człowiekiem. Jestem dobrym, szczodrym mężczyzną, a nasza Ania takich sukienek ma trzydzieści.

– Teraz jest moja kolej. Idę zatańczyć.

– Tak? OK…

Dżesika wyskakuje na scenę iiiii skok na rurę! Obrót! Zwis! Krok, krok, przysiad, krok, obrót. ŁAAAŁ. Znowu dotyka rury, łapie ją oburącz i wypina w moją stronę swe jędrne pośladki. Po chwili widzę ją hen, hen, na górze. Przyznać muszę, że silne z niej dziewuszysko. Nagle zjeżdża w dół i kończy porządnym szpagatem. A jakie piersi… Wyborna sztuka. Oczarowała mnie. To koniec. Te cycuszki, ta pupa. Już po mnie. Gdyby moja Gośka w sypialni na takiej rurze dla mnie tańczyła…

Gośka…? Yyy…? Nieee. Może lepiej nie…

Dżesika, Dżesikusia, Dżesikienka moja, wraca do stolika.

– Podobało się?

– Podobało.

– To dasz mi tipa?

– Tipa?

– No za to jak tańczyłam. Podobało ci się, tak czy nie???

– No tak…

Nie mam wyboru, sięgam do portfela.

Jeśli zawartości portfela potencjalnego samca nie opróżni podstępna kelnerka, zrobi to tancerka. Mało która wstydzi się zapytać o napiwek, mało która w ogóle czegoś się wstydzi…

Wyciągam dychę. Dżesika się krzywi, dokładam jeszcze jedną, robi smutną minkę i prosi:

– Wojteek, a mógłbyś troszkę więcej, bo obiecałam mamie kupić parę lekarstw, a szef nie chce mi dać zaliczki…

– Jak to nie chce?

– Mam czekać do wypłaty, a ja nie mogę, bo to jest bardzo pilna sprawa. Oni się nami nie przejmują. Nikt się nami nie przejmuje, bo jesteśmy striptizerkami…

No i wymiękam, a Dżesi nie przerywa…

– A striptizerka to przecież też człowiek. To nie moja wina, że… itp., itd.

Daję jeszcze 5 dyszek. Dżesika dziękuje i obejmuje mnie mocno. Jezu! Gdyby teraz moja Gośka, gdyby moja Gośka to widziała… Już po mnie, po mnie by już było, byłoby po mnie, ot tak! O! W jednej nanosekundzie.

– Nie musisz przecież tak pracować, Dżesiko. Jest tyle zawodów na świecie, miejsc. Widzisz, to jest duże miasto, mogę ci pomóc. Jakoś to będzie, dasz radę…

– Nie!

– Dlaczego nie?

– Bo to mi wychodzi najlepiej. Tancerka to też zawód!

Zapadła Wielka Cisza. Cisza przedłuża się o kolejne 10 sekund. Dżesika robi to, co pewnie też bym na jej miejscu robił. Uśmiecha się. Szeroko się uśmiecha. Nagle obniża ton głosu i mówi:

– Myślę, że też mogłabym dla ciebie coś zrobić… Coś więcej… Jesteś taki dobry, Wojtek, wiesz? Rzadko poznaje się tutaj takich fajnych facetów jak ty…

Oho! Posiedzieć, wypić piwo, popatrzeć, posiedzieć, wypić piwo, popatrzeć. Czerwone światło. Stop, chłopie! To już ten moment, dopijaj, co masz dopić, i uciekaj!

– Dżesika, wiesz, jestem pierwszy raz w takim miejscu i przyznam szczerze, że nie bardzo orientuję się w tym, jak to wszystko działa tutaj…

– No więc. Zapraszam cię do takiego specjalnego pokoiku…

– Yhyyy…?

– I tam tańczę dla ciebie.

– Yhyyyy.

– Nago.

– Nago?!

– Tak, w końcu to go-go…

– No tak, racja…

– To jak? Idziemy? – Kotka mruczy, to już nie jest normalny dziewczęcy głos.

– A ile to kosztuje?

– 120 złotych.

– Yhymm… Niewiele więcej od drinka.

– Taak.

– Ale ty tak chcesz teraz? To znaczy nie krępujesz się?

– Hahaha. Nie! Oczywiście, że nie, głuptasie… To jak? Idziemy?

– OK.

– Tędy.

Pokoik, jak sama nazwa wskazuje, jest małym pomieszczeniem z rozwaloną sofą i brudnym lustrem nad nią. Światło zielone, ogólnie ciemno. W zamierzeniu pewnie chodziło o intymność. Na pewno. Mam mieszane uczucia. Ostrożnie siadam na sofie. Cukiereczek każe mi usiąść idealnie na środku i przechodzi do akcji. Jak jej to wychodzi najlepiej, to niech to robi. Nie mam zamiaru jej oceniać… No, ale ciało to ma booskie. Bogini ma, rusałka, aniołek niegrzeczny, grrr…

Tutaj pojawia się motyw wiaderka. Jak się okazuje, Dżesi nie ciągnęła za żaden łańcuch, a i tak efekt „reakcji”, dość oględnie opisywanej wcześniej, jest widoczny.

KONIEC PIOSENKI.

– Możemy pójść na więcej piosenek, będzie fajnie, zobaczysz…

– Hmmm.

– I będziesz mógł mnie dotknąć…

Dotknąć? No w sumie, Gośka się nie dowie, tylko podotykam, przecież, paaanowie, nic złego nie robię, do zdrady mi daleeeko.

– Ale rozbierzesz się szybciej, tak?

– Tak.

– I tak bliżej, tak?

– Tak, Wojtku, nie ma nad czym się zastanawiać… Niczego nie pożałujesz… Hihihihi.

Dżesika zakrywa usteczka i łapie mnie za rękę.

30 SEKUND PÓŹNIEJ

Dokładnie to samo, Laseczka-Dupeczka zmysłowo gimnastykuje się przede mną, siada na mych kolanach i w ogóle jakoś tak odważniej jej idzie. Nieeegrzeczna dziewczynka… GRRR…

KONIEC PIOSENKI

– Ach, ach, ach, już??? Tak krótko?

– Więcej, więcej… Przyjemnie, prawda?

– Ooo tak, przyjemnie… I TO JAK…

Zaglądam do portfela. 20? 30? Kurde. Ostatnie pięć dyszek.

– Wybacz, Dżesiko. Bardzo chętnie, ale niestety nie mam już wystarczająco gotówki.

– To nic. Tutaj możesz płacić kartą albo euro, albo funtami.

Jeszcze o bitcoinsach w go-go nie słyszeli, ale spokojnie – kwestia czasu…

– Mogę?

– Tak.

Gośka sprawdzi konto. Ona wszystko sprawdza. Gdyby nie była moją żoną, posądzałbym ją o żydowskie korzenie i współpracę z Mosadem. Co jej powiem? Co powiedzieć Dżesice?

– Niestety nie wziąłem karty.

– Wydaje mi się, że masz jedną Mastercard, Wojtek… Bo widziałam. – Lachon uśmiecha się słodko.

– Taak? Być może masz rację… No, faktycznie, mam…

DAAAMN!

W tle umpa umpa, czyli gatunek muzyki elektronicznej powstały w Detroit w latach 80. XX wieku. Techno to muzyka elektroniczna o jednostajnym, regularnym rytmie w metrum cztery czwarte.

CHÓR:

Biedny chłop, biedny chłop

Do stripklabu przyszedł łoś

Pół wypłaty wnet przeputa

Nie popije, nie postuka

Będzie miał Armagedon!

(Wszyscy) Będzie miał Armagedon!

Biedny chłop, biedny chłop

Nie zadzwoni, nie pokocha

Dziecko płacze, baba czeka

Będzie miał Armagedon!

(Wszyscy) Oj, będzie miał Armagedon!

Biedny chłop, biedny chłop…

– Może pójdę do bankomatu, będzie lepiej, jak zapłacę gotówką.

– Niee, nie idź. Nie wrócisz już do mnie. Ja nie chcę, żebyś sobie poszedł…

– Wrócę, Dżesiko, obiecuję.

– Naprawdę?

– Tak.

– Bo ja będę na ciebie czekać, wiesz?

– Tak?

NARRATOR:

Tak. Wszystkie czekają. Na księcia z bajki, następnego klienta, na kochanka, „kwiatka”, samochód, mieszkanie, czułe słówka i przytulanie. Potrzebują wolności, opieki i pieniędzy. Jeśli Wojtek nie wróci, prędzej czy później zastąpi go:

James, Kuba, Xing, Peter,

Paweł, Sam, Robert, Max,

Krzysiek, Arek, Mateusz, Irek,

Marek, Patryk, Lucas, Javier,

Brian, Ben, Filip, Krystian,

Homar, Roman, Artur, Norbert,

Giovanni, Hubert, Tiziano, Mietek,

Nick, Gerardo, Jarek, Kamil,

Grzesiek, Staszek, Konrad, Marcin,

Sławek, Andrzej, Oskar, Rafał,

Janek, Sebastian, Witek, Charles,

Bartosz, Daniel, Adam, Harry,

Simon, Chris, Łukasz, Joe,

David, Paul, William, Alex,

Bartek, Roger, Bruno, Steve,

Mike, Francisco, Paco, Miguel.

Sęp Dżesika nalega. Wojciech miota się w swych przeczuciach, przekonaniach. Traci kręgosłup moralny – albo raczej go łamie. Czuje, że chciałby więcej, myśli, że może…

Nigdy nie brakowało do pierwszego, jak Gośka miziała go uporczywie po biodrze, to nie udawał, że śpi, dłużej niż 3 minuty (po trzech minutach mogła zacząć go szczypać)… Porządny facet. Oczywiście żona nie wie, że efekt jest odwrotny, ale jak nie zrobisz jej dobrze, ona tobie zrobi źle. Zawsze. Uważam, że wszystkie kobiety chociaż raz w życiu powinny mieć siusiaka. Na wychowaniu seksualnym w szkołach powinni uczyć jego fachowej obsługi, a póki co mówią o tym, że siusiak po prostu jest i służy do siusiania. Chciaż tyle – w naszym kraju to i tak dużo…

– Woojtek, to co robimy?

Nie wiem skąd, nie wiem kiedy ani jak, ale jest tutaj ten terminator z terminalem w ręku jęczący coś o karcie.

– To co? To co? To co? Może piwo? Może drink? Może taniec?

Przegrałem batalię. Poddaję się i mówię:

– Niech bierze, co chce…

NARRATOR:

BŁĄD, BŁĄD, BŁĄD!!! Nigdy, ale to przenigdy nie pozwól jej wziąć czego chce, bo weźmie to, co najdroższe, chłopie. Później dwóch dmuchanych mięśniaków będzie ci suszyć głowę, dopóki nie zapłacisz, dopóki nie wyczyścisz konta do ostatniej złotówki i nie będziesz miał nawet za co rano zatankować autka. Środowisko erotyczne jest brutalne i bezlitosne. PAMIĘTAJ!

Płaczę, ale to nic nie pomaga. Straszą laniem i policją. Błagam na kolanach:

– Panowie, bądźcie ludźmi!

– Powiedział pan, że może wybrać, co chce?

– Noo… yyy… Łeeeeee, chlip, chlip.

– Powiedział pan czy nie powiedział?

– Nnnie wieeem…

– Dziewczyna zamówiła, pan płaci i koniec, ku…a, wyciągaj kartę, dłużej grzecznie prosić nie będziemy.

Sięgam do portfela i drżącą ręką podaję kelnerce kartę. Nie wierzę, ja pie…ę, nie wierzę, że mnie to spotyka. Dżesikunia zamówiła to, co chciała. Super Laseczka-Dupeczka sobie zamówiła. Oczywiście co? To, co cukiereczki uwielbiają najbardziej. I nieważne, czy to Sylwester czy jej urodziny albo stypa po pogrzebie kanarka. Dostała butelkę szampana za 2000 złotych.

– Ile?

– Dokładnie 2000 złotych, proszę pana.

– Hę???

Dwa tysie! Dokładnie, ku…a, dwa całe, okrągłe tysie. Ot tak!

– Proszę podać pin.

Dzyyyn, zapala się jaśniutko żarząca lampka w mojej głowie i stwierdzam, zresztą dość pewnie:

– N-n-nie pamiętam.

– Nie pamięta pan?

– Nie. Rzadko używam tej karty, drugą ma żona.

– Mówiłeś, że nie masz żony!

– A czy to istotne??? Mam.

Mięśniaki Security:

– Może jednak pan spróbuje sobie przypomnieć ten kod, tak jak żonkę. Służymy pomocą…

Niebezpiecznie skracają dotychczasowo dzielący nas dystans.

– Heniuś, weź pana na zaplecze, tam sobie z nim porozmawiamy.

Łapią mnie za kurtkę.

– Nie! Nigdzie nie idę!

– Płaci pan albo idziemy.

Heniuś – niczego sobie chłop. Widać, że Bozia rozumu mu pożałowała, ale dała co innego gdzie indziej. Wielka łapa, dmuchany biceps, szyja szersza od głowy. Nie. Moment, Heniuś nie ma szyi, jest tułów z wbitą do środka pustą łepetynką. Ot, co! Bohatera teraz stroi, bo nie przypominam Pudziana.

NIEE! WOLNOŚĆ! GREENPEACE! POLSKA KRAJ DEMOKRATYCZNY! NIE MACIE PRAWA! Chcę rozmawiać z menadżerem tego klubu! Ale ale prr-prro-proszę mnie nie dotykać. PUSZCZAJ, CHAMIE! ZADZWONIĘ NA POLICJĘ! Znam prawo konsumenta i w ogóle swe prawa!

Ostatnie pięć dych ląduje w łapkach osiłków. Jestem cały i żywy, ani siniaczka, zero krwi. UFFFF.

Godz. 2.35

Od godziny siedzę na przystanku tramwajowym i myślę…

Godz. 3.40

Wyobraź sobie, Gośka, idę, a tu jakiś gówniarz mnie zaczepia, od tyłu dochodzi trzech. Jeden ma nóż i ten z nożem mówi: – KASA! No to ja na to, że robią duży błąd. STARY, JAJA SOBIE ROBISZ??? MOŻE PO PAŁY CHCESZ DZWONIĆ, CO? KASĘ WYCIĄGAJ, ŚCIERWO! Gosiu, co ja mogłem zrobić? Całą gotówkę, jaką miałem. Dobrze, że telefonu mi nie wzięli. Tak, tak, wiem. Miałem w końcu dzwonić na policję, ale padł mi właśnie ten telefon, dlatego też nie mogłem oddzwonić do ciebie i stwierdziłem, że sam dotrę na komisariat policji. Gośka, trzy godziny stałem tam, aż ktoś się mną zainteresował i przyjął moje zgłoszenie. Wyobraź sobie. Pieszo tutaj do domu, Gosiu, po tym wszystkim. Przepraszam cię bardzo. Ależ tak, moja wina, powinienem zrobić te zakupy wczoraj, wybacz mi. Nie chciałem. Wiem, że się martwiłaś. Tak. Dziękuję… (tutaj przytulam mocno, aby poczuła, jak bardzo tęskniłem i ją kocham – baaardzo). Nic mi się nie stało, nie, nic, trochę pokrzyczeli i zwiali. Taaaaki nóż, o taaaki miał, sku…l jeden. Ania śpi?

Małgorzata cieszy się, że przeżyłem, ja cieszę się, że dwa tysie uratowane. Żona wczuła się w rolę Matki Polki, mocno przejęta niebezpieczną napaścią na mężczyznę jej życia. Szykuje kąpiel i odgrzewa obiad. Jezu, jaka ulga. Może jędrnych piersi to ona nie ma, za to w 100% lojalne.

Godz. 4.15

Jem obiad, wspominam Dżesikę. Rzygam, sikam i oddaję kupę na te klimaty. Nigdy więcej nie pozwolę nikomu wkręcić mnie w taki wałek. Smarkula cholerna. Tatuś truposz po wypadku, mamusia z nowotworem. Taaa, a świstak siedzi i…SZATNIA III

Tancerka No 1, No 3, No 5, No 6, No 14

No 6 – Ej, tak się zastanawiałam ostatnio nad gwałtem, jakie to musi być straszne…

No 5 – No, wyobraź sobie takiego oblecha śmierdzącego, 2 miesiące niemyty…

No 3 – Bleee.

No 1 – Ohyda.

No 6 – A myślałyście kiedykolwiek, co takiego można mu powiedzieć, żeby facet np. się spłoszył?

No 3 – Że ma małego?

No 1 – A jak się wkurzy?

No 3 – Że mam okres.

No 6 – Gwałciciel to raczej psychol, więc okresem się nie przejmie.

No 5 – Ej, albo – co gorsza – stwierdzi, że lepiej w kakao.

No 6 – I bezpieczniej.

No 3 – Bleee.

No 1 – Powiedziałabym, że mam AIDS, i po sprawie.

No 5 – Heh, a on na to: „Witam w klubie” i przynajmniej nie miałby wyrzutów sumienia…

No 3 – Jesteście okropne!

No 6 – Więc w brzoskwinkę czy w kakao?

No 1 – No, proste, że w kakao – ciąża z głowy, weneryki…

No 6 – Ale wiesz, jak to musi boleć? Tak nagle i gwałtownie…

No 3 – Racja. Dlatego ja wolałabym w brzoskwinkę, jeżeli nie stosujesz antykoncepcji hormonalnej, to zawsze pozostaje pigułka 72 h „po”, a ból mniejszy. W pupę to byłoby straszne, dla mnie trauma do końca życia…

No 1 – OK. Niech wam będzie, ja tam uważam, że niemyty, śmierdzący korzeń prędzej odnajdzie się i nie naruszy środowiska kakaowego niż delikatną, czystą brzoskwinkę.

No 14 – Ale macie temat, wariatki…

No 3 – Mój rów jest o niebo delikatniejszy.

No 1 – Eeee tam.

No 6 – Mój też.

No 14 – A ja lubię.

No 5 – W kakao?

No 14 – Noo.

No 5 – Feee, feee, feee.

No 14 – Tylko wiadomo, że po jakimś czasie, powoli, np. z lubrykantem…

No 6 – OK, ale to już coś innego. My mówimy o prawdziwym gwałcie. SZYBKIM!

No 14 – To nie. Ble!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: