Gra o jutro 2. Co warto zrobić teraz i z myślą o wnukach - ebook
Gra o jutro 2. Co warto zrobić teraz i z myślą o wnukach - ebook
Oddajemy w ręce Czytelników książkę „wybuchową” i „wyzywającą” . Wybuchową, w tym sensie, że powinna wywołać dyskusje i spory, i wyzywającą, ponieważ wymaga od nas, abyśmy zastanowili się nad jutrem. Nie nad przyszłością za dwadzieścia czy trzydzieści lat, którą z trudem sobie wyobrażamy, ale nad perspektywą tuż za progiem – najbliższych trzech do siedmiu lat. Nad tym, co możemy zrobić w tym czasie – jeśli zechcemy. Jeśli autorzy nas przekonają, że warto i można.
CO WARTO ZROBIĆ?
Równe czterdzieści lat temu udało nam się opublikować książkę, wymierzoną przeciw panującemu wówczas zastojowi. W miesiąc po ukazaniu się książki sekretarz KC, towarzysz Bolesław J., kazał wycofać ją z księgarń – na szczęście, za późno, bo już się rozeszła. Książka nosiła tytuł „Gra o jutro” i stała się sensacją, choć mówiła jedynie o tym, co się dzieje i co się robi w gospodarkach zachodnich, ukazywała ówczesny przewrót w zarządzaniu przemysłem i gospodarką. Ale przekonywała też (argumentacją wówczas wywrotową), że tylko sprzedaż i pieniądz mogą sprawdzać efekty działalności gospodarczej, a nie wskaźniki czy wykonanie planu. Chodziło, innymi słowy, o zainstalowanie rynku… Po dwudziestu latach Leszek Balcerowicz przy poparciu pierwszego demokratycznego rządu Polski zainstalował w Polsce rynek.
Jak wówczas, tak i w tej książce nie zajmiemy się wszystkimi problemami. Skupimy się na tym tylko, na czym się znamy – na czym znają się nasi bliscy przyjaciele, koledzy i znajomi, a my dzięki nim. Przez ponad czterdzieści lat staraliśmy się utrzymywać na różne sposoby kontrakt z fachowcami z wielu dziedzin ważnych dla rozwoju Polski – i z niemałą satysfakcją możemy powiedzieć, że współpracowaliśmy z najciekawszymi ludźmi naszego kraju, kompetentnymi i twórczymi. Im dedykujemy tę książkę – dziś zatytułowaną: „Gra o jutro 2”.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62304-68-4 |
Rozmiar pliku: | 550 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Różne ugrupowania opozycyjne licytują się dziś na hasła, nie składając nawet już żadnych obietnic. Żądzą władzy i demagogią odpowiadają na pytanie, co warto w Polsce zrobić. Swą agitacją pobudzają pretensje i roszczenia, inspirują poczucie krzywdy i frustracji, strojąc się w piórka rzekomo narodowo-katolickie lub też – równie rzekomo – lewicowe. W tej propagandzie chodzi o paraliż i zastój. Wiemy wprawdzie, jak Polska powinna wyglądać w roku 2030, ale nie wiemy, co – poza usunięciem zniszczeń powodziowych – warto zrobić w ciągu najbliższych trzech, siedmiu lat. Dlatego spróbujemy zająć się odpowiedzią na to pytanie: Co warto zrobić, jeśli nie jutro to w najbliższej czy bliskiej przyszłości? Zwłaszcza wobec perspektywy, że być może następna kadencja przypadnie stabilnej większości sejmowej i stabilnemu rządowi, mogącemu pozwolić sobie na sięgające głębiej reformy.
Równe czterdzieści lat temu udało nam się dzięki znakomitemu wydawcy, Andrzejowi Wasilewskiemu, opublikować książkę, wymierzoną przeciw panującemu wówczas zastojowi. W miesiąc po ukazaniu się książki sekretarz KC, towarzysz Bolesław J., kazał wycofać ją z księgarń – na szczęście, za późno, bo już się rozeszła. Książka nosiła tytuł Gra o jutro i stała się sensacją, choć mówiła jedynie o tym, co się dzieje i co się robi w gospodarkach zachodnich, ukazywała ówczesny przewrót w zarządzaniu przemysłem i gospodarką. Ale przekonywała też (argumentacją wówczas wywrotową), że tylko sprzedaż i pieniądz mogą sprawdzać efekty działalności gospodarczej, a nie wskaźniki czy wykonanie planu. Chodziło, innymi słowy, o zainstalowanie rynku… Po dwudziestu latach Leszek Balcerowicz przy poparciu pierwszego demokratycznego rządu Polski zainstalował w Polsce rynek.
Jak wówczas, tak i w tej książce nie zajmiemy się wszystkimi problemami. Skupimy się na tym tylko, na czym się znamy – na czym znają się nasi bliscy przyjaciele, koledzy i znajomi, a my dzięki nim. Przez ponad czterdzieści lat staraliśmy się utrzymywać na różne sposoby kontakt z fachowcami z wielu dziedzin ważnych dla rozwoju Polski – i z niemałą satysfakcją możemy powiedzieć, że współpracowaliśmy z najciekawszymi ludźmi naszego kraju, kompetentnymi i twórczymi. Im dedykujemy tę książkę.
Starszy z nas, prawnik z wykształcenia, po Uniwersytecie Jagiellońskim, był i jest niezależnym publicystą, honorowym prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich; młodszy, z wykształcenia inżynier po Politechnice Krakowskiej, był i jest zawodowym menedżerem, był dwukrotnie ministrem w rządach Polski niepodległej po roku 1989. Nasze kariery życiowe dobiegają końca, żaden z nas nie chce i nie może być kimś więcej i kimś innym, niż był i jest, nie uczestniczymy i nie mamy zamiaru uczestniczyć w życiu politycznym, choć na pewno zrobimy, co potrafimy, by pomóc w realizacji postulatów przedstawionych w tej książce.
Być może w części wydadzą się one, jak w wypadku Gry o jutro, znowuż wywrotowe. Ale kilkanaście lat temu, z końcem XX wieku słyszało się, że jako naród i jako społeczeństwo nie jesteśmy przygotowani do przyszłości, że musimy oswoić się dopiero z „szokiem przyszłości”.
Naszym zdaniem, z całym szacunkiem, koncepcja tego „szoku przyszłości” wynikała z ignorancji. Taki szok powinien przydarzyć się w historii już kilku społeczeństwom, wspomnijmy chociażby pokolenie naszych dziadków, ludzi z końca XIX i początku XX wieku. Cywilizacja zmieniała wówczas Amerykę, a po niej resztę świata, w tempie, jakiego ludzkość nigdy nie zaznała – ani wcześniej, ani później. Najpierw zmniejszyły świat koleje i telegraf. Potem przyszła rewolucja w wytopie stali i pojawiło się nowe paliwo – nafta; jeszcze nafta nie do końca podbiła świat, a już powstał w pełni sprawny silnik elektryczny i pojawiło się nowe źródło energii – elektryczność. Edison rozświetlił epokę żarówkami, zadzwoniły telefony pierwszej sieci telefonicznej, przed końcem stulecia wyjechały na ulice miast pierwsze samochody i nakręcono pierwsze filmy… Niedługo potem człowiek oderwał się od ziemi na wehikule cięższym od powietrza, a przez radio transmitowano występ Caruso w Metropolitan Opera! Wszystko to w ciągu życia jednego pokolenia – pojęcie „niemożliwość” wówczas zanikło. Jeżeli ktoś mógł mówić o „szoku przyszłości”, to ludzie tamtego pokolenia. A jednak nawet przerośli tę „przyszłość” i szybko zamienili ją w przeszłość. Więc proszę nam wierzyć, przyszłość nie jest „czarną dziurą”, trudną do określenia. Spoczywa w naszych rękach, będzie taka, jaką wybierzemy. Wszystko zależy od nas.
Nie ma żadnych podstaw do poczucia nieszczęścia z powodu jednej, prawda, że tragicznej katastrofy. Nasza sytuacja nie jest szczególnie dramatyczna. W roku 1939 Winston Churchill, w obliczu wojny na śmierć i życie z hitlerowskimi Niemcami, z właściwą sobie otwartością powiedział Anglikom: „Mam dla was tylko krew, pot i łzy”. I wszyscy Anglicy go rozumieli. Dochowali dyscypliny w każdym szczególe: w żadnej łazience Londynu nie stał policjant, pilnujący, by nie zużywano wody ponad wyznaczoną normę, a jednak tych norm przestrzegano bez zarzutu. Tak sprawdzała się brytyjska demokracja.
Kiedy w roku 1939 Szwajcarii ze strony państw Osi groziła blokada przywozu żywności, prof. Friedrich Wahlen wyliczył, że dla utrzymania swej niepodległości tłuści i łakomi Szwajcarzy muszą całkowicie zmienić dietę. Nie mógł postawić policjantów przy każdej kuchni. Ale obywatele tego kraju bez policjantów zaczęli jeść inaczej (przy okazji bardzo zyskali na zdrowiu, o czym przekonali się po wojnie). Tak sprawdziła się demokracja szwajcarska.
Prezydent Juho Paasikivi po zakończeniu II wojny światowej wyłożył Finom, że czeka ich siedem lat budowy potencjału gospodarczego, pozwalającego spłacić ZSRR olbrzymią kontrybucję, wysokości porównywalnej (w przeliczeniu) z naszym gierkowskim zadłużeniem. Powiedział, co trzeba będzie robić, jak się zachowywać i czego mogą oczekiwać, przestrzegając wskazanych przezeń reguł gry. Finom nie mógł pomóc nikt poza Szwecją, a ich niepodległość była ograniczona. Demokracja fińska sprawdziła się cierpliwością i pracowitością swoich obywateli. Finlandia, szybciej niż planowano, uregulowała spłaty i zbudowała fantastyczny potencjał gospodarczy, dzięki któremu należy do najbogatszych krajów świata.
Od nas dziś nikt nie wymaga ani krwi, ani łez, ani nawet zmiany kuchni. I przez kilka już lat pomagali nam rozmaici, a bardzo serdeczni, czasem wręcz hojni, przyjaciele – Unia Europejska i jej kraje członkowskie. Wszystko przed nami. Sami wybierzemy przyszłość.
Słyszymy opinie, wypowiadane nie bez melancholii, że tak naprawdę mało kto w Polsce oczekuje zmian. Klasa polityczna jest urządzona i można dedukować, że nie interesuje się niczym poza utrwaleniem swej pozycji. Ogół społeczeństwa raczej nawet obawia się zmian – doświadczyliśmy już zmian niebezpiecznych, operacji tak nieprzemyślanych i nieudanych jak sławetna „reforma administracyjna” roku 1997, która pomnożyła szczeble administracji i rozmnożyła w dwójnasób zatrudnienie w biurokracji.
Nie miejmy jednak kompleksów: choroba mnożenia biurokracji dotyka całą Europę – zafundowała sobie ona VAT, podatek od wartości dodanej, który miał zwiększyć przychody budżetów, a w praktyce zwiększył zatrudnienie w systemach podatkowych, wymaga bowiem dodatkowych tysięcy urzędników, niezbędnych dla kontroli płatników i wykrywania krętactw.
W Polsce nieporządek w prawodawstwie, a w rezultacie biegunka legislacyjna różnych szczebli władzy, zwielokrotnia wszelkiego rodzaju przepisy. Nieporządek ustrojowy w systemie władz najwyższych państwa paraliżował przez ostatnie lata konieczne reformy, które stały się przedmiotem ataków ze strony opozycji z jej mało udanym prezydentem, jakby nieświadomej, że w przypadku zdobycia władzy musiałaby sama je podjąć, by uniknąć bankructwa. To państwo „jakoś idzie” bez żadnych zmian i obywatele być może wolą nawet, żeby zostało tak, jak jest, bez niepokojących niespodzianek. Nie lubią awantur ulicznych i nie popierają destabilizacji państwa. Gdyby nie klęska powodzi, zadowoleni byliby z państwa jakie jest, w którym największą sensacją może być uratowanie psa, płynącego na krze po Zatoce Gdańskiej, największym niebezpieczeństwem chorobliwa żądza władzy ambitnego „duce”, a najbardziej chwilami irytuje zaskakująca niegrzeczność dziennikarzy ulubionej telewizji.
Niemniej spróbujemy przekonać Czytelników, że „Polskie Jutro” może być pasjonującym wyzwaniem, że, innymi słowy, wszystko jest przed Polską, poczynając od rozsądnej dyskusji ustrojowej, poprzez problem, jak uruchomić kilkunastoletnią prosperity, aż po racjonalną organizację ubezpieczeń zdrowotnych i redukcję kosztów biurokracji. Do tego jutra zaś należy zarówno kawał naszej własnej, polskiej przeszłości, jej zagubionego doświadczenia, jak i dzisiejsze doświadczenie innych krajów europejskich. Ponieważ – jakże często! – instytucje i środki rozwoju gospodarczego, które funkcjonowały w Polsce gospodarki rynkowej przed rokiem 1939 i które funkcjonują dzisiaj w gospodarkach zachodnich, uchodzą za nowe, niesprawdzone praktycznie „pomysły”. O tyle ta książka nawiązuje do założeń Gry o jutro sprzed czterdziestu lat. To, co dobrze idzie gdzie indziej, może dobrze iść i u nas.
Jesteśmy zwolennikami rządu premiera Donalda Tuska – nawet, jeśli w paru sprawach nie zgadzamy się z jego polityką. Uważamy budowę elektrowni atomowych w kraju, który kompletnie zaniedbał gospodarkę wodną i energetykę wodną, za nieporozumienie i wynik niedoinformowania. W sytuacji, gdy 90 procent przypadków korupcji wykrywa Policja, uważamy dalsze istnienie CBA za niczym nieusprawiedliwione, a jego włączenie do struktur Policji za jedyne rozsądne rozwiązanie. Jesteśmy też bardzo krytyczni wobec tolerancji dla monopoli… Ale o tym można z rządem premiera Tuska dyskutować. Z poprzednim żadna dyskusja nie była możliwa.
Szwedzki przyjaciel jednego z nas, człowiek czynny z natury, zajęty pomaganiem jednemu z krajów Trzeciego Świata, po przyjrzeniu się naszej sytuacji zareagował z westchnieniem obywatela kraju, gdzie niewiele jest do poprawienia (poza może samymi obywatelami):
– Jacy wy jesteście szczęśliwi, macie wszystko do zrobienia…
Zgadzamy się z nim. Jesteśmy zwolennikami takiego właśnie pojmowania rzeczywistości.
Andrzej i Stefan Bratkowscy