Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Gratis i Apoftegmata - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gratis i Apoftegmata - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 249 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

GRA­TIS ABO DI­SKURS I ZIE­MIA­NI­NA Z PLE­BA­NEM

Zie­mia­nin, Ple­ban

Z. Po­ma­ga Bóg, ks. ple­ba­nie.

P. Dzię­ku­ję wam, mój ła­ska­wy pa­nie.

Z. Cóż tu u was no­we­go sły­chać?

P. Nic do­bre­go, woj­na w Kra­ko­wie, ja ża­łu­ję, żem swe­go Al­ber­tu­sa na Po­do­le wy­słał, wię­cej by tu był mógł wy­słu­żyć, bo sły­szę pła­cą do­brze.

Z. Ja­koż to woj­na ma być w mie­ście sto­łecz­nym?

P. Już­ci nie wiem, skąd ją za­cząć. Po­sła­łem tam był do Kra­ko­wa Ma­ty­asza na na­ukę, aby się w Kol­le­gium Wiel­kim uczył. Te­raz, gdy mię na­wie­dził, po­wia­da mi dziw­ne hi­sto­rye, jako je­zu­ici swo­je szko­ły po­czę­li za­czy­nać; aka­de­mi­cy po­czu­wa­jąc się w tym, że swo­jej do­syć czy­nią po­win­no­ści, co się ty­cze nauk wsze­la­kich, bro­nią tego je­zu­itom.

Z. A dla­cze­go mają rze­czy do­brej do­brym lu­dziom za­bra­niać?

P. Nie każ­dą rzecz do­brą do­brzy lu­dzie czy­nić po­win­ni, zwłasz­cza je­śli pra­wa i przy­wi­le­je kogo w czym ob­wa­ro­wa­ły. Do­bra to rzecz jest sza­fo­wać sa­kra­men­ta­mi świę­te­mi ko­ściel­ne­mi, jed­nak nie każ­de­mu to chrze­ści­ja­ni­no­wi wol­no, tyl­ko temu, któ­re­go na to Pan Bóg przez swo­je na­miest­ni­ki po­wo­ła.

Z. Nie od rze­czy to WM. po­wia­dasz. Ale dla Boga, czy to nie le­piej, gdy dar­mo uczą, jako je­zu­ici czy­nią?

P. Dar­mo? Obacz jeno WM., jako to dar­mo. Pa­mię­tam ja, gdy na­przód je­zu­ici do Pol­ski przy­szli, by­łem na ten czas w Po­zna­niu na tu­mie. Po­ko­ra w nich wiel­ka była, układ­ność, na­bo­żeń­stwo, w sza­rych re­we­ren­dach cho­dzi­li i tym lu­dzi za sobą wie­le po­cią­gnę­li; szko­ły na­przód po­czę­li otwie­rać: co żywo do nich, tym na­wię­cej pre­tek­stem, że dar­mo uczy­li, i zda się to każ­de­mu, nie głę­bo­ko w rze­czy za­glą­da­ją­ce­mu, że dar­mo, bo sze­ści gro­szy od chłop­ca na kwar­tał nie we­zmą, nie wy­bie­ra­ją cre­ta­les, ja­jec dla re­kre­acy­ej zno­sić nie każą, jako na ma­łych mia­stecz­kach za mnie by­wa­ło; ale wej­źrzaw­szy w ich po­stęp­ki, któ­re mają przy fun­do­wa­niu swo­ich szkoł, i po­tym, co z tej na­uki mają za po­żyt­ki, każ­dy mą­dry musi przy­znać, że nie dar­mo, ale ba­rzo dro­go uczą.

Z. Ja­kim to spo­so­bem, dla Boga, nie mogę zro­zu­mieć.

P. Uczy­nię tak, abyś WM. zro­zu­miał. Na­przód, gdy swe szko­ły fun­du­ją, wa­ru­ją to so­bie, aby ich nie fun­do­wa­li, aż pier­wej mają tak wie­le do­cho­dów, coby się wszy­scy, ile ich tam ma miesz­kać, do­brze wy­cho­wa­li, za­my­ka­jąc w tym wy­cho­wa­niu sza­ty, żyw­ność i wsze­la­kie do­stat­ki, do do­bre­go mie­nia na­le­żą­ce. To już ma­jąc, do­pie­ro swe szko­ły za­czy­na­ją. Wiem o tym pew­nie z ust jed­ne­go za­cne­go i wiel­kie­go bi­sku­pa, że gdy ich py­tał, cze­mu by w Łuc­ku teo­lo­giej nie uczy­li, od­po­wie­dzie­li mu, że „jesz­cze nie mamy tak wie­le na to fun­da­cy­ej, aby się teo­lo­gia czy­ta­ła”. A je­śli dar­mo uczą, cóż im po fun­da­cy­ej?

Z. Nie wie­dzia­łem ja o tym, aby tak opatrz­ni byli.

P. I owszem ich re­gu­ły in­a­czej im nie każą czy­nić. Na­wet, żeby im ni na czym nie scho­dzi­ło, ob­li­gu­ją ich, aby gdzie­kol­wiek są, ogród swój mie­li, a to dla re­kre­acy­ej, bo też i to na­le­ży do bytu do­bre­go: wi­dzieć pięk­nie. Przy­patrz że się WM., co jesz­cze z tego za po­żyt­ki mają, abyś WM. osą­dził, je­śli dar­mo uczą, abo nie. Czy się to mała rzecz WM. zda przez ucze­nie ma­łych dzia­tek do zna­jo­mo­ści ludz­kiej dro­gę so­bie otwo­rzyć, a przy zna­jo­mo­ści i do po­żyt­ku?

Z. Nie­ma­ła. Ale jako to?

P. Tak. Gdy kto do sta­rych szkół dał dzie­cię, zmó­wił z ba­ka­ła­rzem na kwar­tał dać zło­ty, ta­ler, czer­wo­ny zło­ty i nic wię­cej mu nie dał, bo nie po­wi­nien. Je­zu­ici zaś nie tar­gu­ją się o pła­cą: uczą po­spo­łu bo­ga­te­go z ubo­gim, na dys­kre­cyą słu­żą i dla tego więt­szą na­gro­dę bio­rą. A co ubo­gie­go dar­mo uczą, to mu pan in qu­adru­plo przy swym syn­ku na­gro­dzi. A to się dzie­je w ten spo­sób. Po­bę­dzie sy­na­czek w in­fi­mie, po­cznie już re­pe­to­wać: Quae ma­ri­bus tri­bu­un­tur; po­mknie się po­tym z szko­ły do szko­ły, otrzy­ma za pra­emium ob­ra­zek je­den i dru­gi, zo­sta­nie im­pe­ra­to­rem Ro­ma­no­rum abo Gra­eco­rum: da znać panu ojcu, pa­niej mat­ce, panu wu­jasz­ko­wi, cio­tuch­nie, po­śle nad­to ob­ra­zik cum in­dul­gen­tiis z ra­do­ści. Przy­je­dzie ociec do syna, gdzie się uczy, abo stryj, po­win­ny, wuj, cio­tuch­na: alić ich dzie­ciąt­ko z ora­cyj­ką pięk­ną przy­wi­ta; alić ono pięk­nie od­pra­wu­je ko­me­dyą; alić ono na­dob­nie w ko­mesz­ce, w wia­necz­ku koło oł­ta­rza się uwi­ja, świecz­ki dłu­gim drzew­cem gasi, dzwo­ni we dzwo­ne­czek, pięk­nie się kła­nia, spo­wia­da się co ty­dzień: Jego M. ks. rek­tor też z dru­gą a dłuż­szą ora­cyą przyj­dzie: „Mi­ło­ści­wy Pa­nie, do­bro­dzie­ju nasz, Mi­ło­ści­wa do­bro­dziej­ko, ma­cie WM. za co Panu Je­zu­so­wi dzię­ko­wać, że Pan Bóg WM. dał tę roz­trop­ność, iż to dzie­ciąt­ko od­da­li­ście tu do na­szych Oj­ców, bo za mały czas wzię­ło znacz­ne po­stęp­ki, na­przód w bo­jaź­ni bo­żej, w na­bo­żeń­stwie, w cno­tach, w na­uce i przy­kła­dem wiel­kim jest dru­gim dziat­kom. On wstyd, ona skrom­ność jego, ona pil­ność, ona chęć do nauk, że wszyst­kich in­szych ce­lu­je. Nie włó­czy się po Kle­pa­rzu, po Gra­ma­ty­kach, po prze­chadz­kach, w każ­dą go­dzi­nę wie o nim r-dus ma­gi­ster i znacz­nej WM. po­cie­chy z za­cnym do­mem swo­im do­cze­ka­cie”.

Z. Mój dro­gi ks. ple­ba­nie, da­li­bóg, sły­cha­łem wła­śnie taką ora­cyą, gdy ją w Lu­bli­nie do jed­ne­go są­sia­da mó­wi­li, a miło jej było są­sia­do­wi memu słu­chać.

P. Dla Boga, jako się ociec i mat­ka, tak­że i po­win­ni cie­szyć nie mają, gdy ich wy­płó­ka­nie, ich krew, tak usil­nie za­le­ca­ją, choć w rze­czy sa­mej nie masz co. Sam WM. zro­zu­miej po so­bie, któ­re­mu Pan Bóg po­tom­stwo dał. Więc ro­dzi­cy, sły­sząc taką no­wi­nę a po­ciesz­ną, nie on ta­ler abo czer­wo­ny zło­ty kwar­ta­łu umow­ne­go, coby go był dał pro­ste­mu ba­ka­ła­rzo­wi, ale wnet z wor­kiem co znacz­ne­go, wnet kie­lich, wnet na su­tan­nę, na an­te­pen­dium, na dzwon, więc wo­łów kil­ka abo ryb be­czek, je­śli z Po­do­la, więc mio­du prza­sne­go, więc zbo­ża łasz­tem ja­kim.

Z. Praw­da, bo i stam­tąd siła na­bra­li.

P. A zaś w mie­ście ku­piec­ki czło­wiek to lagę oli­wy, to ka­mie­niem ko­rze­nia, roz­yn­ków, cu­krów, bi­skok­tów, ko­ców bia­łych, ma­te­ry­ej, pół­cien dla oj­ców, suk­na i o co się jed­no przy­mó­wi, ro­dzi­cy żad­ną mia­rą się nie wy­mó­wią. Uczę­stu­ją Jego Mci ks. rek­to­ra, uda­ru­ją pri­va­tim, a on od­cho­dząc, za­le­ca za­kon swój (cu­dze­go za­ko­nu i świec­kich księ­żej pew­nie nie za­le­ci), swo­ich też na in­szym miej­scu bli­sko one­go do­bro­dzie­ja miesz­ka­ją­cych kom­men­du­je, w ła­skę szro­bu­je, ochę­do­stwo na­bo­żeń­stwa ich wy­chwa­la, r-dum ma­gi­strum one­go dzie­ciąt­ka spe­cia­li­ter za­le­ca; po­tym, aby się te rze­czy nie ła­twie roz­ry­wa­ły, sam od­szed­szy, po­śle pręd­ko ma­gi­strum r-dum; ma­gi­ster zaś r-dus w ro­ga­tej cza­pecz­ce, w sto­ją­cym koł­nie­rzu, jak w pasz­te­cie, z pa­cio­recz­ka­mi przyj­dzie, uśmie­cha­jąc się, przy­wi­ta pięk­nie, Ich Mci dzie­ciąt­ko za­le­ca i wię­cej, niź­li Jego M. ks. rek­tor. Alić ma­gi­strum r-dum usza­nu­ją, ucze­stu­ją, uda­ru­ją pri­va­tim i dla pa­tre­sów też ad com­mu­nem usum hoj­nie. Tu już WM. pa­trz­że: in cen­tu­plo na­gra­dza się im od jed­ne­go moż­niej­sze­go, któ­re­go ex di­scre­tio­ne rzko­mo dar­mo uczą, że i za sto rów­nych uboż­szych za­pła­ci się im le­piej, aniż­li­by się był zmó­wił na kwar­tał, I tak WM. ba­czysz, że o daw­nych szko­łach i tych no­wych je­zu­it­skich może się mó­wić on daw­ny wiersz:

Mer­cu­rius, pu­eri, mi­ni­mo pla­ca­bi­lis. Ille

Lac­te vel agre­sti mel­le li­ta­tus erit.

Non sic Al­ci­des. Aries aut agnus opi­mus

Po­sci­tur, aut ali­quo de gre­ge lec­ta pe­cus.

Di­cis: at ille lu­pos ar­cet; qu­asi re­fe­rat, utrum

Cu­stos anne ra­pax per­dat ovi­le lu­pus.

Nie wiem ci, je­śli tam nie masz cze­go con­tra qu­an­ti­ta­tem. Sta­ry ja żak, mo­gło­by się o tym sze­ro­ko mó­wić; wszak też oni, o czym do­brze wie­my, con­tra qu­an­ti­ta­tem bio­rą.

Z. Otwo­rzy­łeś mi WM., ks. ple­ba­nie, oczy; już te­raz ich po­stęp­ki le­piej ba­czę.

P. Do­pie­roć to po­czą­tek; słu­chaj jeno WM. da­lej, do cze­go to przy­wio­dę, a przy­znasz mi WM., że tak, a nie in­a­czej.

Z. Aboś WM. u nich kie­dy w za­ko­nie miesz­kał, żeś WM. tych rze­czy je­zu­it­skich świa­dom?

P. Nie miesz­ka­łem, ale jako mię WM. wi­dzisz, mam lat sie­dem­dzie­siąt i pięć, jako jeno ich pa­mię­tać mogę, upa­tro­wa­łem ich oby­cza­je i tu w Pol­sz­cze i w Wiel­kim Księ­stwie Li­tew­skim; więc gdy kto ma eks­pe­ry­en­cyą przez lat czter­dzie­ści abo pięć­dzie­siąt, gdy eks­pe­ry­en­cyą pierw­sze­go, wtó­re­go roku etc… po­rów­na eks­pe­ry­en­cyą dzie­sią­te­go, je­de­na­ste­go i tak per con­se­qu­ens, siła rze­czy może zro­zu­mieć i dru­gich na­uczyć, cze­go nie mogą przez sła­bość roz­sąd­ku oba­czyć.

Z. Pro­szę, po­wia­daj WM. da­lej.

P. Po­ka­za­łem WM. je­den a wiel­ki po­ży­tek, któ­ry je­zu­ici mają z ucze­nia dzia­tek. Dru­gi zaś ten jest, że nie dla nas świec­kich (po­li­czę się też w ten po­czet), ale dla sa­mych sie­bie dzie­ci tak wie­le uczą. WM. się go­spo­dar­stwem ba­wisz, dla te­goż stąd ja za­cznę. Mą­dry go­spo­darz, gdy ma sta­do, zna każ­de źrze­bię i roz­są­dek czy­niąc, z roz­ma­itych zna­ków zwykł je bra­ko­wać: to bę­dzie do­bre, to leda co; owo zo­sta­wi i za­ży­wa na swą po­trze­bę, tego zaś po­pchnie mię­dzy lu­dzi, na­piąt­no­waw­szy jed­nak, aby po­tym, gdy się u kogo tra­fi wzmian­ka do­bre­go ko­nia, on po­znał i dał o nim iu­di­cium: „Przy­ja­cie­lu, taki to koń, do­stań go, abo nie­chaj”. Tak­że oni wszyst­kie dzie­ci, co ich jest w pro­win­cy­ej, ra­dzi­by uczy­li; je­śli ja­kie jest do­bre in­ge­nium, pil­ne, so­li­dum, bo­nae exspec­ta­tio­nis, suc­ces­sio­nis, spei, ra­tun­ku od po­win­nych, za­cnych, aby je do sie­bie za­cią­gnę­li na roz­krze­wie­nie i po­ży­tek za­ko­nu swe­go. A mają na to dziw­ne swo­je na­mo­wy, któ­re­mi mię­kuch­ne ser­ca mło­dzi tak uwo­dzą gład­ko, sku­tecz­nie, że trud­no się lada komu oba­czyć; wiel­kiej na to w rze­czach i po­stęp­kach ludz­kich po­trze­ba eks­pe­ry­en­cy­ej, aby oba­czyć, na co owe czę­sto­wa­nia cu­kra­mi, do­zwa­la­nie re­kre­acyj po me­dy­ta­cy­ach nie gwał­tow­nych, więc owe na­dy­ma­nie serc dzie­ciń­skich przy­szłą sła­wą: „Bę­dziesz po­tym apo­sto­łem do No­we­go Świa­tu, bę­dziesz świę­tym, będą cię ma­lo­wać z pro­mie­nia­mi od gło­wy po­cho­dzą­ce­mi”. Któ­re­mi na­mo­wa­mi mło­dy czło­wiek, wspo­mi­na­jąc so­bie na ob­raz­ki, któ­re mu w gra­ma­ty­ce za pra­emia da­wa­li, do­brze przed­tym do tego rzecz swo­ję pro­wa­dząc, jako się nie ma zmięk­czyć i na­ma­wia­niu ich po­dać? Więc in­szych tak wie­lu spo­so­bów róż­nych we­dle róż­no­ści osób, lat, kon­dy­cy­ej, uro­dze­nia, któ­rych te­raz nie będę wy­li­czał; oni to pier­wej do­brze wy­ba­czą z mło­dziej róż­ne­mi spo­so­ba­mi a nie­znacz­nie. Je­śli zaś któ­re­go za­cią­gnąć nie mogą, abo że go ro­dzi­cy gwał­tem we­zmą, abo że sam u nich nie chce być, to już mia­sto na­piąt­no­wa­nia, że ta­kie­go sło­wa za­ży­ję, kon­ju­ru­ją go, ut be­ne­fi­cii ac­cep­ti sit me­mor, po­mniąc na to, że Deo, pa­ren­ti­bus et pra­ecep­to­ri­bus non po­test red­di aequ­iva­lens, aby ich jako swo­ich do­bro­dzie­jów i na­uczy­cie­lów nie za­po­mi­nał, aby za wsze­la­ką oka­zyą pro­mo­wo­wał, aby na­wie­dzał, aby się czę­sto spo­wia­dał, aby in sa­ecu­lo ży­jąc (ja­ko­by oni extra sa­ecu­lum za­szli da­le­ko), ich za­ko­no­wi świę­te­mu życz­li­wym był, aby do kon­gre­ga­cy­ej sam i z swo­je­mi cho­dził, i in­szych tak wie­le kon­dy­cyj, któ­re­mi umysł mło­de­go czło­wie­ka uwi­chlą, upę­ta­ją, że trud­no do wol­no­ści roz­sąd­ku przyść.

Z. Cóż ja to od WM. sły­szę.

P. Tak­ci jest, a nie in­a­czej; wiem, co mó­wię. Dał­bym WM. wie­le przy­kła­dów. A to jesz­cze WM. uważ, że gdy swój za­kon za­le­ca­ją, ja­koż i sam przy­znać mu­szę, że jest za­le­ce­nia go­dzien, tedy tak in­szych lek­ce po­wa­ża­ją, tak ich uda­ją, aby ich po­ka­za­li jako na­podlej­sze­mi, nie tyl­ko pri­va­tim, ale i pu­bli­ce ka­za­nia o nich czy­niąc, ko­me­dye stro­jąc, aby tak ad odium do lu­dzi księ­żą świec­ką, bądź pro­fe­so­rów, bądź stu­den­tów przy­wie­dli. Po­mnię na zam­ku kra­kow­skim w ko­ście­le jed­ne­go je­zu­itę ka­żąc o świę­tej spo­wie­dzi, o któ­rej gdy już wie­le po­wie­dział, na­osta­tek to przy­dał: „A gdzieś się spo­wia­dał? – U księ­dza świet­skie­go? – O, wiesz to Bóg, jaka to tam spo­wiedź”. – Sły­sza­ło to siła pra­ła­tów za­cnych. Więc in­szy za­kon­ni­cy nie przyj­mą do za­ko­nu, aż się na­pro­si, nul­lo alio re­spec­tu, tyl­ko de­vo­tio­nis, a oni pro­szą, na­ma­wia­ją, per­swa­du­ją i tyl­ko z tego za­ko­nu zba­wie­nie uka­zu­ją.

Z. I na­ukęć swo­ję­tak uda­ją, że lep­sza być na świe­cie nie może.

P. Jam się u nich nie uczył, tyl­ko explo­ran­di gra­tia przy­pa­tro­wa­łem się jesz­cze w Po­zna­niu, gdy mie­li dość god­nych lu­dzi, któ­rzy byli z Aka­de­miej Kra­kow­skiej do ich ze­bra­nia wstą­pi­li. Ale pro­szę, uważ to WM., com ja zro­zu­miał, rów­na­jąc nową in­sty­tu­cyą do daw­nej, w któ­rej mia­łem za­cnych na­uczy­cie­lów z Aka­de­miej. Przed­tym, gdy się dziat­ki uczy­ły w szko­łach daw­nych, li­czy­li na­uki, to na­przód gram­ma­ti­ca, po­tym rhe­to­ri­ca, po­tym dia­lec­ti­ca i da­lej, jako dow­cip i przy­ro­dzo­na in­kli­na­cya kogo pro­wa­dzi­ła, bo ni­hil in­vi­ta Mi­ne­rva. Te­raz zaś w tych no­wych szko­łach jed­nę samę gra­ma – tykę roz­pła­ta­li na wie­le czę­ści: tu in­fi­ma, tu gram­ma­ti­ca mniej­sza, tu gram­ma­ti­ca więt­sza, tu syn­ta­xis, tu hu­ma­ni­tas etc. Więc to u pro­stych i nie­uważ­nych ro­dzi­ców jest plau­si­bi­le, gdy usły­szą, że ich syn w pierw­szej, w dru­giej, w trze­ciej, w czwar­tej, w pią­tej szko­le, a jesz­cze owe cre­pun­dia dzie­ciń­skie w każ­dej szko­le, że zo­stał im­pe­ra­to­rem Gra­eco­rum abo Ro­ma­no­rum abo pra­etor, abo otrzy­mał pra­emium, wziął ob­ra­zek abo co in­ne­go – aza tam tego jest mało? Z cze­go wszyst­kie­go cie­szy się ociec, mat­ka, po­win­ni,. że tak wie­le ław, tak wie­le pro­gów ich sy­na­czek li­czy w ta­kich dy­gni­tar­stwach, a nie wi­dzą tego, że to jed­na tyl­ko na­uka, że to prze­cię gram­ma­ti­ca.

Z. Dla Boga, tak jest wła­śnie; bacz­nie WM. o tym są­dzisz.

P. Mój dro­gi pa­nie, po­radź się WM. w tym i na­mę­dr­sze­go, co się zna na na­ukach i może do­brze osą­dzić, qu­ibus ter­mi­nis fi­nes ar­tium di­stin­gu­un­tur; nie in­a­czej WM. po­wie. Bo jako WM. grunt z są­siedz­kim grun­tem ma pew­ne gra­ni­ce, o któ­rych są­dzi urząd na to po­sta­no­wio­ny, tak i o na­ukach WM. ro­zu­miej, któ­rych w szko­łach daw­no uczo­no. Mnie WM. wi­dzisz sta­re­go, si­we­go, a tego wszyst­kie­go, co się oni uczą w tak wie­lu szko­łach, pro­gi róż­ne prze­cho­dząc, ja za mo­ich daw­nych cza­sów na­uczy­łem się na jed­nej ła­wie, w jed­nej izbie, cza­sem na ostat­ku sie­dząc; czy­ta­no tam pierw­szym coś trud­niej­sze­go, a prze­cię słu­cha­jąc przy­cho­dzi­ło do tego, żem to po­ro­zu­mie­wał. Pa­trz­że WM., jako siła cza­su przyj­dzie tra­wić w tak wie­lu szko­łach na re­gu­łach róż­nych, trud­nych, nie­uważ­nie pi­sa­nych. Co się chło­piec przed­tym jed­nej re­gu­ły uczył, no­mi­na vi­ro­rum, te­raz już dwo­ja pra­ca. Na­przód się uczyć: Quae ma­ri­bus so­lum tri­bu­un­tur, ma­scu­la sun­to; aby to zro­zu­miał po­trze­ba dru­giej eks­pli­ka­cy­ej, to jest, no­mi­na vi­ro­rum etc… sunt ge­ne­ris ma­scu­li­ni, a po­tym do­pie­ro exem­pla. Przed­tym no­mi­na mu­lie­rum sunt fe­mi­ni­ni ge­ne­ris, ut Bar­ba­ra; te­raz fe­mi­neum di­ces, quod fe­mi­na sola re­po­scit, i na to zno­wu wy­kład i przy­kład. Cóż to było po tych wie­lu re­gu­łach? Zaś tak wie­le cza­su stra­wiw­szy na gra­ma­ty­ce, przez re­to­ry­kę pro­wa­dzą di­sci­pu­ła do fi­lo­zo­fiej. Tu już za­ba­wić się było po­trze­ba, a oni to na­zwa­li cur­sum phi­lo­so­phiae zna­cząc, że fi­lo­zo­fią prze­bie­żeć tyl­ko po­trze­ba, nie za­sta­no­wić się na niej. Po­mnię o tym zda­nie czło­wie­ka wiel­kie­go dow­ci­pu i roz­sąd­ku, ks. Sta­ni­sła­wa So­ko­łow­skie­go, o któ­rym WM. sły­chał.

Z. Ten to, któ­ry był w po­sza­no­wa­niu wiel­kim u kró­la Ste­fa­na?

P. Ten jest Pi­szą hi­sto­ry­cy o Ate­nach, że gdy się jaki do­bry czło­wiek z Aten po­ka­że, bywa na­der do­bry, a gdy zaś jaki zły, bywa na­der zły, wła­śnie jako i zie­mia koło Aten i miód przed­nie do­bry i tru­ci­znę pręd­ko za­bi­ja­ją­cą, ci­cu­tam zo­wią (nie wiem­ci, jako po pol­sku na­zwać), z sie­bie wy­da­je. Toż się może po­wie­dzieć o tym za­ko­nie świę­tym, że po­da­wa z sie­bie lu­dzi wie­le uczo­nych, świą­to­bli­wych; ale gdy się zaś jaki łotr stam­tąd wy­wa­li, przed­ni łotr abo he­re­tyk z nie­go bywa, jako to był Franc­ken, tak­że Mar­cus An­to­nius de Do­mi­nis. Bog­daj o ta­kich ka­cer­zach nie sły­chać wię­cej. Ale przy tych kur­sach do­syć krót­ce o tym na­mie­nić, wszak sze­rzej WM. po­tym mogę o tych rze­czach po­wie­dzieć uważ­ne nie­któ­re kon­sy­de­ra­cye. Do tego to wio­dę, że na tak wie­le szkół, a mało nauk po­trze­ba cza­su nie mało; a nade wszyst­ko uważ to WM., że naj­więt­szy czas na gra­ma­ty­ce tra­wią, któ­rej mógł­by się każ­dy za krót­szy czas i do­brze na­uczyć. Ale oni gram­ma­ti­cam Alva­ri, któ­ra ba­rzo trud­na jest do zro­zu­mie­nia i na­ucze­nia, ucząc dzie­ci, przy niej czas wiel­ki tra­wią z wie­lu przy­czyn. Pierw­sza; aby dłu­go ba­wiąc w szko­lę, ów kwest, wyż­szej wspo­mnio­ny, co nad­łu­żej bra­li. Dru­ga, aby hu­mo­ry dzia­tek zro­zu­mie­wa­li dłu­gim się ba­wie­niem w szko­le. Trze­cia, aby mło­de­go wil­czasz­ka na swe ko­py­to wy­ćwi­czy­li i mło­do­ścią jego kie­ro­wa­li. Czwar­ta, gdy­by dzie­cię od nich wziąć chcia­no, aby wy­mów­ki mie­li: niech wżdy przy­najm­niej gra­ma­ty­ki, któ­ra jest fun­da­men­tem, na­uczy się, a po­tym wol­no go bę­dzie wziąć. Pią­ta, aby mło­dość jego ad aeta­tem vi­ri­lem za­ba­wi­li w szko­łach, a za­ba­wiw­szy go i w lata wpro­wa­dziw­szy, je­śli ja­kie in­ge­nium do­bre, je­śli sta­tecz­ny, je­śli exspec­tans suc­ces­sio­nem, je­śli au­xi­lium od po­win­nych, je­śli na­dzie­ja bene au­gen­di res suas pa­tri­bus, aby go u sie­bie za­trzy­ma­li i nie wy­pusz­cza­li. A je­śli też la­da­ja­kie in­ge­nium, abo ro­dzi­cy chcą go wziąć, abo sam się nie chce uczyć, abo u nich nie chce zo­stać, to wol­no pusz­cza­ją. Coż ono ża­czy­sko już z wą­sem bę­dzie czy­nić? Za pa­cho­lę słu­żyć? – pro­sty byk z wą­sem za słu­gę? – Diak głu­pi; uczyć by się, je­śli nauk już czas mi­nął? Je­śli w rze­mio­sło, wsty­da się. Cóż tu uczy­nić? Musi ich pro­sić, aby mu con­di­tio­nem ob­my­śli­li. Alić oni abo­go in­spek­to­rem abo pi­sar­kiem do swe­go do­bro­dzie­ja po­da­dzą, abo ka­pe­la­nem abo ple­ba­ni­kiem, abo go po­tym jako in­stru­men­tu ja­kie­go do swo­ich rze­czy i po­żyt­ków za­ży­wa­li.

Z. Miły ks. ple­ba­nie, już­ci na wyż­sze be­ne­fi­cia przez nie wszy­scy idą.

P. Do tego wio­dę; tyl­ko to po­ka­zu­ję te­raz, że te in­ge­nia, któ­re pod­lej­sze są i nie zej­dą się do nich, tak je na małe rze­czy uda­ją, in­sze zaś do dwo­ru, do ka­pi­tuł, na bi­skup­stwa, o czym ni­żej. I tak już WM. ba­czysz, że lada co się to zda uczyć dzie­ci, pra­ca sor­di­da; jed­nak to u nich na­więt­szy fun­da­ment, aby w pro­win­cy­ej tej, gdzie są, nie uczył nikt, jeno oni, i to mają za fun­da­ment do zna­jo­mo­ści ludz­kiej, do mi­ło­ści, do spo­spo­li­to­wa­nia się z ludź­mi ad acqu­iren­das fa­cul­ta­tes. Gdy­by nie była, tyl­ko il­lo­rum in­sti­tu­tio, toby już ża­den ksiądz i ka­no­nik, i bi­skup, i ple­ban, i pro­boszcz, i wi­ka­ryj ża­den nie był, jeno ten, kogo by oni chcie­li. W świec­kich zaś ża­den pan, ża­den se­na­tor, ża­den po­seł, ża­den wójt, bur­mistrz, star­szy przy­sięż­nik, jeno il­lo­rum pro­mo­tio­nis. A kie­dy by star­szy byli il­lo­rum in­sti­tu­tio­nis, to wszyst­kie ich in­stru­men­ta et to­tam ca­pe­rent pro­vin­ciam. Imci to słu­ży: Do­ce­te, do­ce­te pu­eros; sic re­gna po­ssi­de­bi­tis.

Z. A owi zaś, co ich do za­ko­nu przyj­mu­ją tak wie­le, na co ich ob­ra­ca­ją?

P. Siła by o tym mó­wić. WM. po­dob­no ro­zu­miesz, aby już je­zu­ita­mi byli.

Z. Nie in­a­czej pew­nie.

P. My­lisz się WM. na tym. A ja zaś tak mó­wię, że w kil­ku­dzie­siąt col­le­gia je­zu­it­skich mało jest praw­dzi­wych je­zu­itów, to jest, któ­rzy już for­mam es­sen­tia­lem mają, przez któ­rą są je­zu­ita­mi i od in­szych za­kon­ni­ków są róż­ni.

Z. Tego nie mogę po­jąć.

P. Praw­da, że czło­wiek for­ma es­sen­tia­li róż­ny jest od in­szych zwie­rząt na świe­cie?

Z. A co WM. zo­wiesz for­mam es­sen­tia­lem? Jam już daw­no słu­chał o tych rze­czach.

P. For­ma es­sen­tia­lis czło­wie­ka jest to, co czło­wie­ka czy­ni być czło­wie­kiem, jako jest ro­zum i dla­te­go fi­lo­zo­fo­wie mó­wią, że czło­wiek jest ani­mal ra­tio­na­le; kie­dy tego nie ma, choć ma fi­gu­rę, po­stać czło­wie­czą, tedy nie jest czło­wie­kiem .

Z. Już te­raz ro­zu­miem.

P. Tym­że WM. spo­so­bem o je­zu­itach ro­zu­miej, że choć oni w tym ha­bi­cie cho­dzą, nie za­raz są je­zu­ita­mi.

Z. Dla Boga, po­jąć tej sub­tel­no­ści nie mogę.

P. Do­brześ ją WM. na­zwał sub­tel­no­ścią i praw­dzi­wie wiel­ka jest sub­tel­ność. Wiedz WM. o tym, że oni wstą­piw­szy do za­ko­nu, dłu­go pró­bu­ją, nie rok, jako w in­szych za­ko­nach, ale kil­ka­na­ście, cza­sem kil­ka­dzie­siąt; siła cza­su wy­ni­dzie, nim któ­re­go ad qu­in­tam es­sen­tiam przy­wio­dą; już bę­dzie uczył, już bę­dzie ka­pła­nem, prze­cię jesz­cze nie jest je­zu­itą praw­dzi­wym.

Z. Cóż czy­ni je­zu­itę praw­dzi­we­go? Nie prze­ciw się WM., że tak czę­sto prze­ry­wam; gdy cze­go nie ro­zu­miem, mu­szę się py­tać.

P. Do­brze WM. czy­nisz. Mają oni w swo­im za­ko­nie czte­ry vota: pierw­sze pau­per­ta­tis, wtó­re ca­sti­ta­tis, trze­cie obo­edien­tiae, ale to są spól­ne z in­sze­mi za­ko­na­mi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: