Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Grisza. Prawdziwe świadectwo wiary - ebook

Data wydania:
2 września 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,90

Grisza. Prawdziwe świadectwo wiary - ebook

Ze wstępu autorki:

Grzegorz (tak brzmi jego imię w języku polskim) w wieku 20 lat zmarł na jedną z najbardziej bolesnych chorób – raka kości. Był zwykłym, prostym chłopcem z Kazachstanu; wśród cierpień i wielu pokus, ściśle współpracując z łaską Bożą, pod kierownictwem i szczególną opieką przełożonych z seminarium, zrozumiał i przyjął swój krzyż jako szczególny dar od Boga, jako rodzaj misji, którą ma do spełnienia wobec ludzi, wobec całego Kościoła.
Opowiedział o tym podczas rozmowy, którą krótko przed jego śmiercią nagrałam na magnetofon. Przed nagraniem Grigorij pytał, w jakim celu będę to robiła. Kiedy odpowiedziałam, że chcę napisać o nim wspomnienie, aby doświadczenie jego życia i choroby mogło posłużyć innym ludziom, zgodził się chętnie na nagranie.
Próbuję więc pisać o Grigoriju – właśnie ze względu na tamtą rozmowę, której zapis dołączyłam do moich wspomnień. Wierząc, że misja, którą Bóg mu powierzył, nie skończyła się z chwilą śmierci, przekazuję jego doświadczenie w ręce Czytelnika, aby za łaską Bożą tą drogą spełniało swoje misyjne zadanie.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63086-09-1
Rozmiar pliku: 428 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

13 lip­ca 2009 roku mi­nę­ła szó­sta rocz­ni­ca śmier­ci Gri­go­ri­ja Ro­go­zhi­na – se­mi­na­rzy­sty war­szaw­skie­go mi­syj­ne­go se­mi­na­rium Re­demp­to­ris Ma­ter.

Grze­gorz (tak brzmi jego imię w ję­zy­ku pol­skim) w wie­ku 20 lat zmarł na jed­ną z naj­bar­dziej bo­le­snych cho­rób – raka ko­ści. Był zwy­kłym, pro­stym chłop­cem z Ka­zach­sta­nu; wśród cier­pień i wie­lu po­kus, ści­śle współ­pra­cu­jąc z ła­ską Bożą, pod kie­row­nic­twem i szcze­gól­ną opie­ką prze­ło­żo­nych z se­mi­na­rium, zro­zu­miał i przy­jął swój krzyż jako szcze­gól­ny dar od Boga, jako ro­dzaj mi­sji, któ­rą ma do speł­nie­nia wo­bec lu­dzi, wo­bec ca­łe­go Ko­ścio­ła.

Opo­wie­dział o tym pod­czas roz­mo­wy, któ­rą krót­ko przed jego śmier­cią na­gra­łam na ma­gne­to­fon. Przed na­gra­niem Gri­go­rij py­tał, w ja­kim celu będę to ro­bi­ła. Kie­dy od­po­wie­dzia­łam, że chcę na­pi­sać o nim wspo­mnie­nie, aby do­świad­cze­nie jego ży­cia i cho­ro­by mo­gło po­słu­żyć in­nym lu­dziom, zgo­dził się chęt­nie na na­gra­nie.

Pró­bu­ję więc pi­sać o Gri­go­ri­ju – wła­śnie ze wzglę­du na tam­tą roz­mo­wę, któ­rej za­pis do­łą­czy­łam do mo­ich wspo­mnień. Wie­rząc, że mi­sja, któ­rą Bóg mu po­wie­rzył, nie skoń­czy­ła się z chwi­lą śmier­ci, prze­ka­zu­ję jego do­świad­cze­nie w ręce Czy­tel­ni­ka, aby za ła­ską Bożą tą dro­gą speł­nia­ło swo­je mi­syj­ne za­da­nie.Gri­go­rij zmarł w nie­dzie­lę…

Gri­go­rij zmarł w nie­dzie­lę 13 lip­ca 2003 roku, o go­dzi­nie 2¹⁵.

Ro­dzi­ce na­tych­miast za­wia­do­mi­li prze­ło­żo­nych se­mi­na­rium, ro­dzi­nę oraz wspól­no­ty w Pol­sce i w Ka­ra­gan­dzie, pro­sząc, aby mo­dli­li się za du­szę Gri­go­ri­ja. Wszy­scy łą­czy­li­śmy się w mo­dli­twie, ocze­ku­jąc dnia, kie­dy bę­dzie­my mo­gli wziąć udział w jego po­grze­bie.

Wspie­ra­li­śmy też mo­dli­twą bra­ci z Ka­ra­gan­dy, któ­rzy bar­dzo pra­gnę­li przy­je­chać na po­grzeb Gri­szy, jed­nak po ludz­ku było to nie­moż­li­we; nie było na to pie­nię­dzy. Ale wspól­no­ty spo­ty­ka­ły się ra­zem i bra­cia mo­dli­li się, pro­sząc Boga o wy­słu­cha­nie ich próśb. (...)

Treść dostępna w wersji pełnej.Homilia ojca duchownego seminarium Redemptoris Mater

„Niech pod­su­mo­wu­ją­cym świa­dec­twem o ży­ciu du­cho­wym Gri­go­ri­ja będą pew­ne czę­ści ho­mi­lii ojca du­chow­ne­go se­mi­na­rium Re­demp­to­ris Ma­ter, pro­bosz­cza pa­ra­fii, pre­zbi­te­ra Wa­len­te­go Kró­la­ka, wy­gło­szo­nej przez nie­go pod­czas Mszy św. po­grze­bo­wej”.

(ze wspo­mnień o. An­drze­ja Szczę­sne­go)

„Kto pra­gnie mi słu­żyć, niech idzie za Mną” – tymi sło­wa­mi zwra­ca się do nas dzi­siaj Je­zus Chry­stus i za­pra­sza nas, aby­śmy wszy­scy szli za Nim.

Co to zna­czy iść za Je­zu­sem? Zna­czy pra­gnąć tyl­ko jed­ne­go – wy­peł­niać wolę Bożą w swo­im ży­ciu tak, jak On wy­peł­nił: po­słusz­ny aż do śmier­ci na krzy­żu. Wy­zby­wa­jąc się sa­me­go sie­bie, od­dał sie­bie za na­sze grze­chy. Po­słusz­ny Ojcu do koń­ca we wszyst­kim i nam po­ka­zu­je tę samą dro­gę ży­cia: chcesz Mi słu­żyć, to idź jak Ja, peł­niąc wolę Bożą w swo­im ży­ciu do koń­ca.

(...)

Treść dostępna w wersji pełnej.Mamy już 15 sierpnia 2003 roku…

Po­przez list, któ­ry otrzy­ma­łam od mamy Gri­szy, pra­gnę przy­bli­żyć chwi­le od­cho­dze­nia Gri­go­ri­ja do Pana wszyst­kim, któ­rzy z od­da­le­nia, lecz z głę­bo­ką tro­ską i nie­po­ko­jem, to­wa­rzy­szy­li mu w ostat­nich dniach ży­cia.

„Mamy już 15 sierp­nia 2003 roku. Od śmier­ci Gri­szy mi­nął już mie­siąc i dwa dni. Cho­ciaż trud­no jest mi jesz­cze o tym pi­sać, jed­nak z uwa­gi na tych bra­ci, któ­rym może po­móc do­świad­cze­nie Gri­szy, po­sta­no­wi­łam to uczy­nić.

Za­cznę od Wiel­kie­go Czwart­ku tego roku, kie­dy to w pew­nym mo­men­cie Gri­sza po­wie­dział, że czu­je się bar­dzo sła­bo. Prze­stra­szy­li­śmy się z Pie­tią; kie­dy do­ty­ka­li­śmy go, był bar­dzo chłod­ny. Na­cie­ra­li­śmy go po ca­łym cie­le, ma­so­wa­li­śmy też, aby cho­ciaż tro­chę na­brał cie­pła. Pro­si­li­śmy: Gri­sza, trzy­maj się! Nie od­chodź! Ale on słabł co­raz bar­dziej. Zda­wa­li­śmy so­bie spra­wę, że „to” może stać się już te­raz. Mie­li­śmy jed­nak ogrom­ną na­dzie­ję, że Bóg da­ru­je mu jesz­cze tro­chę ży­cia…

Po­tem była Pas­cha. Wszy­scy se­mi­na­rzy­ści byli na czu­wa­niu w swo­ich wspól­no­tach, a my, tzn. Pie­tia, Gri­sza i ja (Ma­ri­na po­je­cha­ła do swo­jej wspól­no­ty), świę­to­wa­li­śmy Pas­chę w domu. Wszyst­ko było zwy­czaj­nie, ale pięk­nie. Przy­go­to­wa­li­śmy całą Li­tur­gię Sło­wa (wszyst­kie dzie­więć czy­tań), pod­czas któ­rej Gri­sza grał na gi­ta­rze i wspól­nie śpie­wa­li­śmy psal­my i pie­śni.

W pierw­szy dzień świąt przy­szli do nas pre­zbi­te­rzy i bra­cia ze wspól­no­ty z ży­cze­nia­mi. Była też Eu­cha­ry­stia – bar­dzo uro­czy­sta, pod­czas któ­rej Gri­sza rów­nież grał na gi­ta­rze. Po­tem po obie­dzie wsa­dzi­li­śmy Gri­szę na wó­zek in­wa­lidz­ki i po­szli­śmy z nim na spa­cer. Wieź­li­śmy go na tym wóz­ku, a Ma­ri­na je­cha­ła obok na ro­we­rze. W pew­nym mo­men­cie Gri­sza, pa­trząc na sio­strę, po­wie­dział z ża­lem: «Jak­bym i ja chciał choć tro­chę po­jeź­dzić na ro­we­rze…». Ja jemu mó­wię: «Gri­sza, jak ty so­bie to wy­obra­żasz? Niech ktoś nas zo­ba­czy i co po­my­śli? Na pew­no to, że ja­cyś cho­rzy, nie­nor­mal­ni ro­dzi­ce, wsa­dzi­li na ro­wer tak cho­re­go i sła­be­go syna». Ale Gri­sza upie­rał się: «A ja was o to tak bar­dzo pro­szę! Po­sadź­cie mnie na ten ro­wer!». I my z Pie­tią po­sa­dzi­li­śmy go i wo­zi­li­śmy po oko­li­cy. A on był taki szczę­śli­wy… A po­tem mó­wił: «Och, jak mi jest do­brze, tyl­ko te­raz wszyst­ko mnie boli. Ale to nic – dzię­ku­ję wam».

Wkrót­ce jego współ­bra­cia se­mi­na­rzy­ści po­je­cha­li do Włoch na piel­grzym­kę. Po po­wro­cie było pięk­ne spo­tka­nie z nimi wszyst­ki­mi. Był rów­nież i Gri­sza. Bar­dzo prze­ży­wał, kie­dy oni zda­wa­li re­la­cję z tej piel­grzym­ki. Po­tem, nie­za­leż­nie od ogól­ne­go spo­tka­nia, każ­dy z se­mi­na­rzy­stów przy­cho­dził do nie­go i opo­wia­dał swo­je do­świad­cze­nia z tej piel­grzym­ki. Wi­dać było, że Gri­sza był bar­dzo szczę­śli­wy.

Pew­ne­go razu Gri­sza do­stał bar­dzo wy­so­ką tem­pe­ra­tu­rę; noga spu­chła mu już bar­dzo. Kie­dy jed­nak za­czę­ła wy­cho­dzić z niej ropa, tem­pe­ra­tu­ra cia­ła opa­dła. Z po­cząt­ku ta wy­cie­ka­ją­ca ropa na­wet nie śmier­dzia­ła, taka była ni­ja­ka. Po­tem, pod ko­niec maja, tro­chę było już ją czuć, a opu­chli­zna roz­ra­sta­ła się w bar­dzo szyb­kim tem­pie. Nie­kie­dy by­wa­ło, że wy­cho­dzi­ła też i krew z ropą, ale nie­du­żo. Wte­dy to ob­my­wa­jąc mu ranę i wi­dząc jak cier­pi, po­cie­sza­łam go mó­wiąc, że tak jest do­brze, że jego ży­cie i cier­pie­nie na­praw­dę ma ogrom­ny sens, że wła­śnie w tym cier­pie­niu Bóg bar­dzo go ko­cha. Wte­dy Gri­sza, pa­trząc na znie­kształ­co­ną ra­kiem nogę, mó­wił: «Ko­cham cię, raku. Ko­cham cię».

W po­ło­wie maja 2003 roku Gri­sza czuł się już bar­dzo źle, wszy­scy my­śle­li­śmy, że to już bę­dzie ko­niec. Miał bar­dzo sil­ne bóle i, pa­mię­tam, pre­fekt se­mi­na­rium za­dzwo­nił do ho­spi­cjum po po­moc. Kie­dy przy­je­cha­li, w pierw­szym mo­men­cie nie zro­zu­mia­łam co będą ro­bić? Ale kie­dy oka­za­ło się, że chcą dać mu mor­fi­nę, nie zgo­dzi­łam się na to. Po­wie­dzia­łam, że nie chcę, by on był pod jej wpły­wem, po­nie­waż czy­ta­łam, że po wstrzyk­nię­ciu jej Gri­sza był­by sła­by, nie­ustan­nie by spał i nie by­ło­by z nim żad­ne­go kon­tak­tu.

Gri­sza też się na to nie zgo­dził. Kie­dy po­tem umie­rał, dzię­ko­wał nam, że nie zgo­dzi­li­śmy się na te za­strzy­ki. Dzię­ki temu – mó­wił – z peł­ną świa­do­mo­ścią mógł żyć ra­zem z nami, prze­ży­wać i do­świad­czać na nowo bó­lów swo­jej cho­ro­by, któ­re były bar­dzo sil­ne.

Przy­szedł dzień 3 czerw­ca 2003 roku. Za­ban­da­żo­wa­li­śmy mu nogę i po­je­cha­li­śmy z nim na wóz­ku do se­mi­na­rium. Był to dzień jego uro­dzin i jed­no­cze­śnie pry­mi­cyj­na Eu­cha­ry­stia jego współ­bra­ci. Z po­cząt­ku, za­raz po Eu­cha­ry­stii, Gri­sza wa­hał się, czy ma zo­stać na aga­pie. Na­wet pro­sił mnie, abym za­wio­zła go do domu. Ale w tym mo­men­cie po­de­szło do nie­go paru bra­ci i spy­ta­li, gdzie mają go za­nieść, jak mu po­móc. Wte­dy Gri­sza zde­cy­do­wał się zo­stać i po­pro­sił, aby za­nie­śli go do ja­dal­ni, gdyż chce wspól­nie z nimi świę­to­wać. Aga­pa była bar­dzo pięk­na, wszy­scy byli bar­dzo ra­do­śni. A Gri­sza był bar­dzo szczę­śli­wy, że zo­stał z nimi i to pod­trzy­my­wa­ło go na du­chu.

Był to jed­no­cze­śnie czas eg­za­mi­nów. Pa­trzy­łam, jak każ­dy z se­mi­na­rzy­stów przy­cho­dził do Gri­szy przed eg­za­mi­nem, pro­sząc o mo­dli­twę. A on mo­dlił się za nich wszyst­kich – na­wet no­ca­mi.

Pa­mię­tam, jak na zmia­nę z Pie­tią peł­ni­li­śmy przy Gri­szy noc­ne dy­żu­ry. W po­ko­ju, w któ­rym prze­by­wał Gri­sza, były dwa łóż­ka. Gri­sza po­pro­sił, aby­śmy zsu­nę­li je ra­zem. On le­żał na jed­nym łóż­ku, na dru­gim jed­no z nas, któ­re da­nej nocy peł­ni­ło przy nim dy­żur.

I by­wa­ło tak – opo­wiem do­świad­cze­nie z mo­je­go dy­żu­ru, kie­dy to w pew­nym mo­men­cie w nocy Gri­sza spy­tał: «Mamo, śpisz?». Ja mó­wię, że nie. Gri­sza na to: «No to bę­dzie­my się mo­dlić za se­mi­na­rzy­stów, Edu­ar­da z Fi­li­pin i Ab­de­la z Hon­du­ra­su». I wy­mie­nił jesz­cze in­nych se­mi­na­rzy­stów. Ja mó­wię mu, że do­brze. I roz­po­czy­na­my w ich in­ten­cji ró­ża­niec. Po­tem znów pyta: «Masz jesz­cze tro­chę siły? Chcę, aby­śmy da­lej mo­dli­li się za tych, któ­rzy będą zda­wać eg­za­mi­ny». I tak było za każ­dym ra­zem. Nie tyl­ko za se­mi­na­rzy­stów się mo­dlił, ale za wszyst­kich, któ­rych znał i któ­rzy pro­si­li go o mo­dli­twę.

Pa­mię­tam też, jak za­dzwo­nił do nas zna­jo­my z Ka­ra­gan­dy, Ana­to­lij Ni­ko­ła­je­wicz, mó­wiąc o swo­ich pro­ble­mach. I po­tem, pod­czas noc­ne­go dy­żu­ru, Gri­sza mówi: «Słu­chaj, po­mo­dli­my się ra­zem za sy­tu­ację Ni­ko­ła­je­wi­cza».

Za­czę­li­śmy się mo­dlić, ale nie skoń­czy­li­śmy, po­nie­waż obo­je przy­snę­li­śmy. On po­tem bu­dzi mnie i zde­ner­wo­wa­ny mówi: «Prze­cież mie­li­śmy się mo­dlić. Gdzie mój ró­ża­niec? Gdzieś mi upadł». Za­czę­li­śmy go szu­kać i zna­leź­li­śmy na jego łóż­ku. W koń­cu skoń­czy­li­śmy tę mo­dli­twę. Nad ra­nem otrzy­ma­li­śmy wia­do­mość od Ni­ko­ła­je­wi­cza, że wszyst­ko uło­ży­ło się u nie­go do­brze.

Wi­dzia­łam, że mo­dli­twa Gri­go­ri­ja była na­praw­dę sil­na. Wie­rzę, że ona po­ma­ga­ła wszyst­kim, za któ­rych się mo­dlił. To wi­dzie­li rów­nież i inni.

Po skoń­czo­nych eg­za­mi­nach se­mi­na­rzy­ści wy­jeż­dża­li na wa­ka­cje. Kie­dy że­gna­li się z nim, Gri­sza pła­kał. Tłu­ma­czy­łam mu, że jak bę­dzie pła­kał, ni­ko­go już do nie­go nie wpusz­czę. On mówi: «Mamo, tak nie mo­żesz mó­wić. Prze­cież wi­dzisz, że wie­lu z nich wy­jeż­dża już na wa­ka­cje, inni na prak­ty­kę i ja nie wiem, czy ich jesz­cze zo­ba­czę, czy będę jesz­cze żył jak oni wró­cą do se­mi­na­rium. Ja też bym tak chciał, mamo. Wiesz, jak mi trud­no na to pa­trzeć?». Ja mó­wię mu: «Słu­chaj, każ­dy z nich wy­jeż­dża, to praw­da. Ale wi­dzisz – oni jadą tam siać ziar­no, prze­ka­zy­wać lu­dziom swo­ją wia­rę. I oni mu­szą wie­dzieć, że zo­sta­je tu ktoś, kto za nich bę­dzie mo­dlił się w tym cza­sie, tzn. że ty bę­dziesz mo­dlił się za nich, aby do­brze speł­ni­li za­da­nie, ja­kie Bóg im po­wie­rzył». Gri­sza wte­dy uspo­ko­ił się i po­wie­dział: «Do­brze, już wię­cej nie będę».

Sta­ło się też, że Gri­sza nie mógł wy­da­lać mo­czu, w związ­ku z czym miał sil­ne bóle. Po­ma­ga­li­śmy mu jak mo­gli­śmy, da­jąc wodę do pi­cia, pie­trusz­kę itp. Po­tem jed­nak prze­wieź­li­śmy go do szpi­ta­la (nie do Cen­trum On­ko­lo­gii, ale do zwy­kłe­go). Tam dali mu cew­nik i oczy­wi­ście to mu po­mo­gło. Wi­dać było, że z mo­czem wy­cho­dził rów­nież i pia­sek. Zro­bio­no mu też ana­li­zę krwi. Oka­za­ło się, że ma bar­dzo ni­ską he­mo­glo­bi­nę i po­trzeb­na jest mu trans­fu­zja krwi. Po­wie­dzie­li nam w szpi­ta­lu, że je­śli znaj­dzie­my daw­ców, krew prze­to­czą mu od razu. Z po­mo­cą dla Gri­szy zgło­si­ło się dużo lu­dzi, szcze­gól­nie bra­cia se­mi­na­rzy­ści. Dzię­ki nim Gri­sza tę krew mógł za­raz otrzy­mać i stan jego tro­chę się po­pra­wił (…)

Na dzie­więć dni przed śmier­cią, kie­dy trud­no było mu już prze­by­wać w po­zy­cji sie­dzą­cej, pre­zbi­ter Eryk za­ła­twił mu spe­cjal­ne łóż­ko, po­dob­ne, ja­kie mają w szpi­ta­lach. Moż­na było na nim po­dźwi­gnąć nogi cho­re­go, czy tak unieść pod ple­ca­mi, aby mógł zo­stać w po­zy­cji pół­sie­dzą­cej itp…

Po­tem, było to w pią­tek, przy­szedł pre­zbi­ter An­drzej; Gri­sza z nim roz­ma­wiał i po­pro­sił nas, aby­śmy wy­szli z po­ko­ju, gdyż chce się wy­spo­wia­dać. Póź­niej ten pre­zbi­ter mó­wił nam, że Gri­sza po­wie­dział, że nie pa­trząc na to, że jest spa­ra­li­żo­wa­ny, jest szczę­śli­wy z tego po­wo­du, że jest w se­mi­na­rium. Mó­wił też, że pra­gnie być po­cho­wa­ny bli­sko se­mi­na­rium, że to jest jego wiel­kie pra­gnie­nie.

Przy­szedł też od­wie­dzić Gri­szę kon­sul Ka­zach­sta­nu, któ­ry wie­dział o jego cho­ro­bie. Przy­niósł mu dużo owo­ców i dłu­go roz­ma­wia­li ze sobą. Po­dzi­wiał Gri­szę w tej cięż­kiej sy­tu­acji. Mó­wił, że dużo lu­dzi cier­pi na po­dob­nie cięż­kie cho­ro­by, ale prze­kli­na­ją je, nie ro­zu­mie­jąc ich sen­su. A on zu­peł­nie od­wrot­nie. I mó­wił do Gri­szy: «Gri­sza, żyj Bo­giem. Żyj z Bo­giem, nie wy­pusz­czaj Go z ręki». I Gri­sza jemu po­wie­dział: «Do­brze, ja żyję Nim. Przyj­mu­ję moją cho­ro­bę».

Po­tem kon­sul po­wie­dział: «Jadę wkrót­ce do Ka­zach­sta­nu i przy­wio­zę ci stam­tąd pęk tra­wy ze ste­pu, że­byś przy­po­mniał so­bie, jak pach­nie step w Azji. Przy­wio­zę ci też mle­ko wiel­błą­dzie, abyś po­czuł, że je­steś jak­by u sie­bie w domu, w Ka­zach­sta­nie».

Gri­sza po­dzię­ko­wał za wszyst­ko. Kon­sul spy­tał, co jesz­cze po­trze­bu­je. Gri­sza od­po­wie­dział, że ma tu­taj wszyst­ko, co jemu po­trzeb­ne. Jed­ne­go by tyl­ko pra­gnął – wi­dzieć ko­goś z ro­dzi­ny z Ka­zach­sta­nu. Może by ktoś przy­je­chał, a może ku­zyn Sier­giej, któ­ry skła­da pie­nią­dze na przy­jazd, ale bi­le­ty są dla nie­go za dro­gie.

Kie­dy kon­sul spy­tał w czym pro­blem? Gri­sza od­po­wie­dział, że w pie­nią­dzu. Wte­dy on po­wie­dział, że za­dzwo­ni tam i zo­ba­czy, co da się zro­bić.

I tak Gri­sza z dnia na dzień czuł się co­raz sła­biej. Nogę miał taką twar­dą, spuch­nię­tą do ko­la­na, a da­lej była bar­dzo chu­da. Pra­wa noga też była cho­ra.

Po­tem czuł, że lewa ręka mu słab­nie, więc pra­wą ręką pod­no­sił so­bie lewą do góry i tak było co­raz sła­biej z jego sa­mo­po­czu­ciem. W pew­nym mo­men­cie stwier­dził, że nie czu­je czę­ści ust, że trud­no jest mu roz­ma­wiać. Po paru dniach pra­wa ręka rów­nież zro­bi­ła się bez­wład­na, a na ko­niec po­ka­za­ły się na jego gło­wie dwa guzy; je­den z le­wej stro­ny, dru­gi z tyłu gło­wy.

W so­bo­tę, przy­szedł do nie­go pro­boszcz Jan z Do­ma­niew­skiej z se­mi­na­rzy­stą. Po wspól­nej mo­dli­twie ksiądz pro­boszcz po­wie­dział, że jesz­cze przyj­dzie do nie­go. A Gri­sza na to: «A może ja do cie­bie przyj­dę…». I ten pre­zbi­ter po­tem mó­wił, że tej nocy, kie­dy umie­rał Gri­sza, o tej trze­ciej go­dzi­nie, on spał. W pew­nym mo­men­cie obu­dził się i wy­raź­nie po­czuł obec­ność Gri­szy. Wte­dy zro­zu­miał, że Gri­sza jest już w nie­bie i za­czął mo­dlić się w jego in­ten­cji.

Pod­czas jed­ne­go z sil­nych ata­ków bólu przy­szedł do nie­go se­mi­na­rzy­sta Że­nia. Po­tem po­wie­dział mi, że gdy­by nie wi­dział na wła­sne oczy tego mo­men­tu, nie przy­pusz­czał­by, że Gri­sza aż tak bar­dzo cier­pi. Kie­dy przy­cho­dził tu, za­wsze wi­dział na jego twa­rzy uśmiech, chęć do roz­mo­wy i moż­na było my­śleć, że nie cho­ru­je aż tak po­waż­nie. Ale dzi­siej­sze do­świad­cze­nie po­ka­za­ło mu, jak z Gri­szą na­praw­dę jest bar­dzo źle.

In­nym ra­zem je­den z se­mi­na­rzy­stów po­wie­dział mi: «Prze­bacz mi, że tak rzad­ko przy­cho­dzę od­wie­dzać two­je­go syna, ale nie po­tra­fię zno­sić jego cier­pie­nia. Wi­dzia­łem, jak na raka umie­rał mój oj­ciec, i pa­mięć o tym wzma­ga mój ból. Wiem, jak strasz­ną jest ta cho­ro­ba i że ta­kie cier­pie­nie trud­no jest znieść do­ro­słe­mu czło­wie­ko­wi, a on taki mło­dy leży, śmie­je się i opo­wia­da róż­ne aneg­do­ty, roz­śmie­sza, żar­tu­je ze mną. I cho­ciaż nie przy­cho­dzę czę­sto, jed­nak taka po­sta­wa Gri­szy bar­dzo mi po­ma­ga».

W dniu 12 lip­ca 2003 roku (na sześć go­dzin przed śmier­cią) zmie­nia­li­śmy z Pie­tią ban­da­że, ro­bi­li­śmy kom­pres na cho­rą nogę Gri­szy. Jego noga była już bar­dzo brzyd­ka, jak­by ob­umar­ła, na­wet cięż­ko było ob­my­wać na niej ranę. Po­tem prze­my­wa­li­śmy jego cia­ło wodą. Gło­wę po­sta­no­wi­li­śmy umyć mu w na­stęp­nym dniu, po­nie­waż po­pro­sił nas, aby­śmy za­bra­li go do se­mi­na­rium i po­ka­za­li, jak da­le­ko już po­su­nię­ta jest bu­do­wa. Py­tam go, dla­cze­go tak mu za­le­ży na tym. Po­wie­dział, że trze­ba bę­dzie coś zro­bić. Py­tam go: «Co ty mo­żesz? Co po­mo­żesz?». On na to: «Ja? Ja mogę mo­dlić się». Mó­wię mu: «Do­brze synu, bę­dzie­my mo­dlić się».

I te­raz my­ślę, że Gri­sza pa­trzy z nie­ba na tę bu­do­wę i wy­pra­sza u Boga, aby wszyst­ko szło do­brze.

W tym cza­sie, kie­dy ob­my­wa­li­śmy go, była go­dzi­na oko­ło dwudziestej. Gri­sza słu­chał trans­mi­sji z Ra­dia Ma­ry­ja; włą­czył się do wspól­ne­go ró­żań­ca. My rów­nież wspól­nie z nim mo­dli­li­śmy się. W pew­nym mo­men­cie zro­bił się sztyw­ny i otwo­rzył sze­ro­ko oczy. Pie­tia wy­stra­szył się, za­czął wo­łać: «Gri­sza! Gri­sza, nie strasz mnie, Gri­sza!»… A Gri­sza tyl­ko ru­szał usta­mi, coś mó­wił do nas, ale gło­su w ogó­le nie wy­da­wał. Nie wie­dzie­li­śmy, co on chce. Strasz­ny był ten mo­ment dla mnie… Po­tem, po chwi­li, wy­dał z sie­bie głę­bo­ki wy­dech i jak­by za­czął wra­cać do świa­do­mo­ści. Za chwi­lę po­wie­dział: «Wi­dzia­łem bia­łe świa­tło, a mnie było tak do­brze, że nie chcia­łem stam­tąd wra­cać. Ale wró­ci­łem do was»… Zro­zu­mie­li­śmy, że być może wła­śnie prze­szedł śmierć kli­nicz­ną.

Cią­gle wy­stra­sze­ni za­czę­li­śmy za­da­wać mu py­ta­nia typu: czy roz­po­zna­je swo­ją ro­dzi­nę, jak mają na imię, jak on ma na imię itp… Na wszyst­ko od­po­wia­dał pra­wi­dło­wo, cho­ciaż miał trud­no­ści z wy­mo­wą. Część jego twa­rzy była prze­cież spa­ra­li­żo­wa­na.

Bar­dzo wy­mow­ne było to, że oko­ło go­dzi­ny 20⁰⁰, kie­dy Gri­sza za­słabł, jego oj­ciec du­chow­ny prze­by­wał za gra­ni­cą Pol­ski. Po­tem mó­wił, że wła­śnie w tym mo­men­cie po­czuł, jak­by Gri­sza już nie żył.

Po­tem, kie­dy Gri­sza do­cho­dził do sie­bie po za­słab­nię­ciu, w ra­diu da­lej szła mo­dli­twa na ró­żań­cu, a po­tem ko­ron­ka do Bo­że­go Mi­ło­sier­dzia. On mo­dlił się, a my z Pie­tią roz­ma­wia­li­śmy. Wte­dy Gri­sza po­pro­sił nas, aby­śmy roz­ma­wia­li ci­szej. Nie prze­szka­dzaj­cie mi, pro­szę – po­wie­dział – ja się mo­dlę. Od­po­wie­dzia­łam mu, że w po­rząd­ku, nie bę­dzie­my prze­szka­dzać.

Po skoń­czo­nej mo­dli­twie po­wie­dział: «Mamo, pro­szę, aby­ście dzi­siej­szej nocy obo­je z tatą po­zo­sta­li ze mną w jed­nym po­ko­ju». Po­wie­dzie­li­śmy mu, że oczy­wi­ście bę­dzie­my dzi­siaj wszy­scy ra­zem. On się uspo­ko­ił.

I tak ze­szło do go­dzi­ny dru­giej w nocy. W pew­nym mo­men­cie Gri­sza po­wie­dział: «Tato, ko­cham cie­bie». Pie­tia od­po­wie­dział, że go rów­nież ko­cha. Po­tem zwró­cił się do mnie: «Mamo, ja ko­cham cie­bie». Też od­po­wie­dzia­łam, że go ko­cham. Uśmie­chał się przy tym do nas, ale wi­dzia­łam, że cięż­ko mu było. Po­tem py­tał o Ma­ri­nę.

Przez ostat­ni czas, tj. od mo­men­tu, kie­dy ob­my­wa­li­śmy go wodą, do sa­me­go koń­ca Gri­sza mó­wił z nami już tyl­ko po pol­sku.

Pod­czas przy­go­to­wy­wa­nia go do spa­nia po­pro­sił, aby­śmy go w nic nie ubie­ra­li. Po­wie­dział, że wszyst­ko ma tak obo­la­łe, że każ­dy do­dat­ko­wy ruch spra­wia mu ogrom­ne cier­pie­nie. I po­pro­sił, aby­śmy na­kry­li go do po­ło­wy prze­ście­ra­dłem.

Po­tem ka­zał nam po­dejść do sie­bie i mówi nam: «Chcę po­dzię­ko­wać wam za to, że tacy je­ste­ście, że przy­je­cha­li­ście do mnie i je­ste­ście ze mną. Dzię­ku­ję, że nie zgo­dzi­li­ście się, abym za­ży­wał mor­fi­nę i że nie da­li­ście am­pu­to­wać mo­jej nogi. Dzię­ku­je wam za to, że po­zwo­li­li­ście mi pójść do se­mi­na­rium. Dzię­ku­ję wam za wszyst­ko». Po­tem po­pro­sił nas o prze­ba­cze­nie. My rów­nież po­pro­si­li­śmy go o prze­ba­cze­nie.

W chwi­lę po­tem po­pro­sił ojca, aby dał mu tro­chę wody do po­pi­cia. Wy­pił, Pie­tia jesz­cze chwi­lę po­był z nim i po­szedł do ła­zien­ki. W tym mo­men­cie za­uwa­ży­łam, że z Gri­szą jest coś nie tak. Na­tych­miast pod­bie­głam do nie­go, a on le­żał z otwar­ty­mi ocza­mi i pa­trzył nie­ru­cho­mo w su­fit. Za­wo­ła­łam na Pie­tię: «Słu­chaj, on się nie ru­sza! On nie od­dy­cha!». Pie­tia przy­biegł i za­czął ro­bić mu sztucz­ne od­dy­cha­nie. Ale to nic nie po­ma­ga­ło… W tym cza­sie wy­bie­głam na ko­ry­tarz, za­dzwo­ni­łam do se­mi­na­rium po księ­dza i krzy­czę do słu­chaw­ki: «Zu­ri­ko, za­dzwoń szyb­ko po po­go­to­wie, bo ja ze zde­ner­wo­wa­nia ni­cze­go nie mogę zna­leźć!».

Kie­dy wró­ci­łam do po­ko­ju, zro­bi­li­śmy mu jesz­cze raz sztucz­ne od­dy­cha­nie, ale to już nic nie po­mo­gło. Gri­sza za­snął w Panu… (13 lip­ca 2003 roku o go­dzi­nie 2¹⁵).

I rze­czy­wi­ście wy­glą­dał jak­by za­snął. Nie wy­dał z sie­bie ani jęku, ani krzy­ku.

Za­raz też za­uwa­ży­li­śmy, że pra­wa noga, któ­ra po­dob­nie jak lewa, za­czy­na­ła się już kur­czyć, te­raz wy­pro­sto­wa­ła się. Ręce, w ostat­nich dniach zgię­te i spa­ra­li­żo­wa­ne, opu­ści­ły się wzdłuż tu­ło­wia. Znik­nę­ły z gło­wy guzy, o któ­rych wcze­śniej wspo­mnia­łam, na pier­si też jak­by wszyst­ko się unor­mo­wa­ło. To wszyst­ko, co było spuch­nię­te, wró­ci­ło do po­przed­nie­go sta­nu, tak jak­by to było zdro­we, krzep­kie cia­ło oprócz tej le­wej nogi, w któ­rej było źró­dło cho­ro­by.

Wkrót­ce przy­je­cha­ło po­go­to­wie, po­pa­trzy­li i stwier­dzi­li zgon. Po­pro­si­li­śmy jesz­cze ich, aby nie pro­sto­wa­li na siłę jego le­wej nogi, któ­ra, spa­ra­li­żo­wa­na, była lek­ko przy­kur­czo­na i wy­krzy­wio­na. Gdy­by mu ją ła­ma­li, nie wy­trzy­ma­ła­bym już tego.

Za­raz też za­dzwo­ni­li­śmy po Ma­ri­nę, któ­ra wła­śnie była na przy­go­to­wa­niu do Li­tur­gii, ze swo­ją gru­pą. Kie­dy przy­je­cha­ła, za­czę­ła pła­kać. At­mos­fe­ra więc była cięż­ka. Po­tem uklęk­nę­li­śmy przy cie­le Gri­szy i mo­dli­li­śmy się. Przy­szli księ­ża, za­pro­po­no­wa­li, aby za­raz za­dzwo­nić po od­po­wie­dzial­nych jego wspól­no­ty. Kie­dy przy­je­cha­li, mo­dli­li­śmy się wspól­nie z nimi.

Nie­dłu­go po nich przy­je­cha­li przed­sta­wi­cie­le fir­my po­grze­bo­wej. Po­że­gna­li­śmy więc Gri­szę, ca­łu­jąc go wszy­scy po ko­lei, po czym wy­wieź­li jego cia­ło.

I dzi­siaj, cho­ciaż Gri­sza jest już w nie­bie, cią­gle żyje dla nas wszyst­kich. A tu­taj, wie­rzy­my, po­cho­wa­ne zo­sta­ło tyl­ko jego cia­ło.

Pro­si­my o mo­dli­twę za du­szę ś.p. Gri­szy i za całą na­szą ro­dzi­nę. Z Bo­giem.”

Luba

War­sza­wa, dnia 15 sierp­nia, 2003 rok
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: