Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Historia kalifa Hakema - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historia kalifa Hakema - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 205 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

HA­SZYSZ

Na pra­wym brze­gu Nilu, w pew­nej od­le­gło­ści od por­tu Fo­stat, gdzie znaj­du­ją się ru­iny sta­re­go Ka­iru, nie opo­dal góry Mu­kat­fan pa­nu­ją­cej nad no­wym mia­stem, ist­nia­ła, po roku 1000 ery chrze­ści­jań­skiej, co od­po­wia­da czwar­te­mu wie­ko­wi ery mu­zuł­mań­skiej, mała wio­ska, za­miesz­ka­ła prze­waż­nie przez wy­znaw­ców Sa­be­izmu.

Z ostat­nich do­mów wzdłuż rze­ki ra­du­je oko uro­czy wi­dok; fale Nilu tulą piesz­czo­tli­wie wy­spę Rod­da, zda­ją się dźwi­gać ją ni­czym nie­wol­nik nio­są­cy cięż­ki kosz kwia­tów. Na prze­ciw­le­głym brze­gu wi­dać Gi­zeh, a wie­czo­rem, za­le­d­wie słoń­ce znik­nie, ol­brzy­mie trój­ką­ty pi­ra­mid roz­dzie­ra­ją pa­smo fio­le­to­wych mgieł na za­cho­dzie. Ko­ro­ny palm, pla­ta­nów i drzew fi­go­wych ry­su­ją swe czar­ne kon­tu­ry na tym ja­snym tle. Sta­da ba­wo­łów, któ­rych zda­je się strzec z da­le­ka Sfinks, wy­cią­gnię­ty na płasz­czyź­nie niby pies wy­sta­wia­ją­cy zwie­rzy­nę, cią­gną dłu­gim sze­re­giem do wo­do­po­ju, zaś świa­tła, za­pa­la­ne przez ry­ba­ków, zna­czą zło­ty­mi jak gwiaz­dy ćwie­ka­mi gę­sty mrok rzecz­nych brze­gów.

We wsi sa­bej­skiej naj­le­piej moż­na było po­dzi­wiać ową per­spek­ty­wę z oke­lu o bia­łych mu­rach, do­ko­ła któ­rych ro­sły drze­wa chle­bo­we, z ta­ra­sem o pod­nó­żu za­nu­rzo­nym w wo­dzie, prze­woź­ni­cy zaś pły­ną­cy wzdłuż lub w górę Nilu, wi­dzie­li co noc, jak drga­ją knot­ki pły­wa­ją­ce w ka­łu­żach oli­wy.

Po­przez otwo­ry ar­ka­dy ktoś cie­ka­wy, z ło­dzi sto­ją­cej po­środ­ku rze­ki, do­strzegł­by bez tru­du we­wnątrz oke­lu po­dróż­nych i sta­łych by­wal­ców, sie­dzą­cych przed ma­ły­mi sto­licz­ka­mi na skrzy­necz­kach z pal­mo­we­go drze­wa, albo oto­ma­nach przy­kry­tych ma­ta­mi, i ła­two mógł­by się za­dzi­wić ich oso­bli­wym wy­glą­dem. Prze­sad­na ge­sty­ku­la­cja, po któ­rej na­stę­po­wał otę­pia­ły bez­ruch, nie­do­rzecz­ne śmie­chy, ury­wa­ne okrzy­ki wy­dzie­ra­ją­ce się chwi­la­mi z ich pier­si, zdra­dzi­ły­by mu, że jest to je­den z do­mów, gdzie wbrew za­ka­zom nie­wier­ni oszo­ła­mia­ją się wi­nem, buzą albo ha­szy­szem.

Pew­ne­go wie­czo­ru łódź, kie­ro­wa­na tak pew­ną ręką, jaką daje je­dy­nie nie­omyl­na zna­jo­mość oko­li­cy, przy­bi­ła do brze­gu w cie­niu ta­ra­su u pod­nó­ża scho­dów, któ­rych dol­ne stop­nie li­za­ła woda; wy­sko­czył z niej mło­dzian o sym­pa­tycz­nym wy­glą­dzie, o ile są­dzić moż­na, ry­bak, wbiegł po scho­dach kro­kiem śmia­łym i szyb­kim i za­siadł w ką­cie sali, na miej­scu, któ­re za­pew­ne zwy­kle zaj­mo­wał. Nikt nie zwró­cił uwa­gi na jego przy­by­cie, był to wi­docz­nie sta­ły by­wa­lec.

W tej sa­mej chwi­li, drzwia­mi po prze­ciw­le­głej stro­nie, to zna­czy od stro­ny lądu, wszedł męż­czy­zna odzia­ny w czar­ną weł­nia­ną sza­tę; wbrew pa­nu­ją­cym oby­cza­jom miał dłu­gie wło­sy, wy­my­ka­ją­ce się spod ta­ky­ja (bia­łej cza­py).

Jego na­głe uka­za­nie się było pew­ną nie­spo­dzian­ką. Za­siadł w za­cie­nio­nym ką­cie, a że wśród obec­nych wzię­ło górę ogól­ne pod­chmie­le­nie, wkrót­ce więc nikt już na nie­go nie zwa­żał. Choć odzia­ny w nędz­ne sza­ty, na twa­rzy nowo przy­by­łe­go nie znać było lę­kli­wej po­ko­ry, ce­chu­ją­cej za­zwy­czaj nę­dza­rzy. Jego śmia­ło na­kre­ślo­ne rysy przy­po­mi­na­ły su­ro­we li­nie ma­ski lwa. Jego oczy, ciem­no­błę­kit­ne jak sza­fir, były ob­da­rzo­ne nie­wy­po­wie­dzia­ną mocą; prze­ra­ża­ły i cza­ro­wa­ły rów­no­cze­śnie.

Ju­suf, ta­kie imię no­sił mło­dzian, któ­re­go przy­wio­zła tu kan­ża, po­czuł w ser­cu uta­jo­ną sym­pa­tię do nie­zna­jo­me­go, któ­re­go nie­co­dzien­ną obec­ność za­uwa­żył od razu. A że jak do­tąd nie wziął jesz­cze udzia­łu w po­wszech­nej or­gii, zbli­żył się do oto­ma­ny, na któ­rej za­siadł cu­dzo­zie­miec.

– Bra­cie – rzekł Ju­suf – wy­da­jesz się zmę­czo­ny, za­pew­ne przy­by­wasz z da­le­ka? Czy chciał­byś się cze­goś na­pić dla ochło­dy?

– Istot­nie, dro­ga za mną da­le­ka – od­rzekł cu­dzo­zie­miec – Wstą­pi­łem do tego oke­lu, aby od­po­cząć, ale cze­go mógł­bym się na­pić tu, gdzie po­da­ją same za­bro­nio­ne na­po­je?

– Wy, mu­zuł­ma­nie, nie śmie­cie na­wet zwil­żyć warg czym in­nym poza czy­stą wodą, ale my, wy­znaw­cy sa­be­izmu, bez ła­ma­nia na­sze­go za­ko­nu mo­że­my ga­sić pra­gnie­nie szczo­drą krwią wi­no­ro­śli lub pło­wym wy­wa­rem z jęcz­mie­nia.

– Nie wi­dzę jed­nak przed tobą żad­ne­go na­po­ju wy­sko­ko­we­go.

– Ach, od daw­na już mam w po­gar­dzie ich pro­stac­kie pi­jań­stwo – po­wie­dział Ju­suf da­jąc znak Mu­rzy­no­wi, któ­ry po­sta­wił na sto­le dwie szkla­ne fi­li­ża­necz­ki oto­czo­ne srebr­nym fi­li­gra­nem oraz pu­deł­ko na­peł­nio­ne zie­lon­ka­wą masą, w któ­rej tkwi­ła ko­pyst­ka z ko­ści sło­nio­wej. – To pu­deł­ko za­wie­ra w so­bie raj, któ­ry twój pro­rok obie­cał swo­im wy­znaw­com, i gdy­byś był czło­wie­kiem mniej su­ro­wych za­sad, od­dał­bym cię za go­dzi­nę w ob­ję­cia hu­rys nie ka­żąc ci prze­cho­dzić przez most w as-Si­rat – cią­gnął da­lej Ju­suf z uśmie­chem.

– Ale ta masa to ha­szysz, je­śli się nie mylę – od­parł cu­dzo­zie­miec od­su­wa­jąc fi­li­żan­kę, do któ­rej Ju­suf na­ło­żył por­cję prze­dziw­nej mik­stu­ry – a ha­szysz jest za­ka­za­ny.

– Wszyst­ko, co przy­jem­ne, jest za­ka­za­ne – po­wie­dział Ju­suf ob­li­zu­jąc pierw­szą ły­żecz­kę.

Cu­dzo­zie­miec utkwił w nie­go ciem­no­la­zu­ro­we źre­ni­ce, skó­ra na czo­le po­bruź­dzi­ła się w tak głę­bo­kie fał­dy, że wraz z nią za­fa­lo­wa­ła mu czu­pry­na; zda­wa­ło się przez chwi­lę, że go­tów rzu­cić się na lek­ko­myśl­ne­go mło­dzień­ca i roz­szar­pać go na ka­wał­ki; opa­no­wał się jed­nak, rysy jego się wy­gła­dzi­ły i, zmie­nia­jąc rap­tem zda­nie, wy­cią­gnął rękę, się­gnął po fi­li­żan­kę i po­czął po­wo­li de­lek­to­wać się zie­lo­ną masą.

Po paru mi­nu­tach za­rów­no Ju­suf, jak cu­dzo­zie­miec po­czę­li od­czu­wać dzia­ła­nie ha­szy­szu; słod­ka omdla­łość ogar­nia­ła całe ich cia­ło, pół­u­śmiech drżał na ich war­gach. Cho­ciaż spę­dzi­li z sobą za­le­d­wie pół go­dzi­ny, mo­gli­by przy­siąc, że się zna­ją od ty­sią­ca lat. Że zaś nar­ko­tyk dzia­łał na nich z co­raz więk­szą siłą, za­czę­li się śmiać, mó­wić z nie­zwy­kłą swa­dą, zwłasz­cza cu­dzo­zie­miec, któ­ry, prze­strze­ga­jąc ści­śle wszel­kich za­ka­zów, nig­dy jesz­cze nie skosz­to­wał ha­szy­szu i sil­nie od­czu­wał jego skut­ki. Zda­wa­ło się go tra­wić nie­zwy­kłe pod­nie­ce­nie; rój my­śli no­wych, nie­sły­cha­nych, nie­po­ję­tych prze­szy­wał jego du­szę ogni­sty­mi wiry; oczy jego błysz­cza­ły, jak gdy­by roz­ja­śniał je od we­wnątrz od­blask nie zna­ne­go świa­ta; nad­ludz­ka god­ność ce­cho­wa­ła jego po – sta­wę i za­cho­wa­nie; po czym wi­zja ga­sła, opa­dał bez­wład­nie na po­sadz­kę od­da­jąc się bło­go­ści snu.

– A więc, to­wa­rzy­szu – za­py­tał Ju­suf ko­rzy­sta­jąc z chwi­lo­wej prze­rwy w otu­ma­nie­niu nie­zna­jo­me­go – co my­ślisz o tej wy­śmie­ni­tej kon­fi­tu­rze z pi­sta­cji? Czy w dal­szym cią­gu bę­dziesz rzu­cał ana­te­mę na za­cnych lu­dzi, któ­rzy zbie­ra­ją się spo­koj­nie w sali o ni­skim pu­ła­pie, by zna­leźć tam szczę­ście na swój spo­sób?

– Ha­szysz spra­wia, że czło­wiek po­dob­ny jest Bogu – od­rzekł cu­dzo­zie­miec po­wo­li, głę­bo­kim gło­sem.

– Tak – od­rzekł Ju­suf z unie­sie­niem – ci, co piją wodę, zna­ją tyl­ko pro­stac­kie i przy­ziem­ne po­zo­ry każ­dej rze­czy. Upo­je­nie, mą­cąc wzrok cie­le­sny, roz­ja­śnia wzrok du­szy; umysł wy­zwo­lo­ny z cia­ła, któ­re go krę­pu­je, wy­my­ka się ni­czym wię­zień, gdy jego do­zor­ca za­śnie, zo­sta­wia­jąc klucz przy drzwiach ciem­ni­cy. Błą­dzi ra­do­sny i wol­ny w świe­tle i prze­strze­ni, roz­ma­wia­jąc po­ufa­le z du­cha­mi, któ­re spo­ty­ka, a któ­re olśnie­wa­ją go na­gły­mi i uro­czy­mi ob­ja­wie­nia­mi. Roz­ma­chem skrzy­dła prze­mie­rza z ła­two­ścią sfe­ry nie­opi­sa­ne­go szczę­ścia, a wszyst­ko to w prze­cią­gu mi­nu­ty, któ­ra wy­da­je mu się wiecz­no­ścią, tak szyb­ko na­stę­pu­ją po so­bie owe wra­że­nia. Ja mie­wam sen, któ­ry po­ja­wia się nie­ustan­nie, za­wsze jed­na­ki, a za­wsze od­mien­ny; gdy po­wra­cam na swo­ją kan­żę, sła­nia­jąc się, przy­tło­czo­ny wspa­nia­ło­ścią mo­ich wi­zji, przy­my­ka­jąc po­wie­ki przed tym pły­ną­cym bez prze­rwy stru­mie­niem hia­cyn­tów, dro­gich ka­mie­ni, szma­rag­dów, ru­bi­nów, two­rzą­cym tło, na któ­rym ha­szysz kre­śli swe cza­row­ne ara­be­ski, jak gdy­by w ło­nie nie­skoń­czo­no­ści – do­strze­gam na­gle nie­biań­ską po­stać, pięk­niej­szą niż wszyst­kie wi­zje stwo­rzo­ne przez po­etów, któ­ra się do mnie uśmie­cha ze znie­wa­la­ją­cym uro­kiem, a po­stać ta zstę­pu­je z nie­ba, by zbli­żyć się do mnie. Czy to anioł, czy peri? Nie wiem tego. Sia­da przy mnie w ło­dzi, któ­rej su­ro­we drze­wo prze­mie­nia się od razu w per­ło­wą ma­ci­cę, i pły­nie rze­ką roz­to­pio­ne­go sre­bra, po­py­cha­na lek­kim po­wie­wem wia­tru, prze­sy­co­ne­go cud­ną wo­nią.

– Bło­ga i prze­dziw­na wi­zja! – szep­nął cu­dzo­zie­miec ko­ły­sząc gło­wą.

– To jesz­cze nie wszyst­ko – cią­gnął da­lej Ju­suf. – Pew­nej nocy, kie­dy za­ży­łem mniej sil­ną dozę, obu­dzi­łem się z upo­je­nia w chwi­li, gdy moja kan­za opły­wa­ła cy­pel wy­spy Rod­da. Ko­bie­ta, po­dob­na tej, któ­rą wi­dy­wa­łem we śnie, pa­trzy­ła na mnie przez na pół przy­mknię­te po­wie­ki, oczy­ma, któ­re, acz ludz­kie, ja­śnia­ły nie­mniej prze­to nie­ziem­skim bla­skiem; zza uchy­lo­ne­go kwe­fu pło­nął w świe­tle księ­ży­ca ist­ny pan­cerz dro­gich ka­mie­ni. Ręka moja do­tknę­ła jej dło­ni; skó­ra mięk­ka, gład­ka jak ak­sa­mit, świe­ża jak pła­tek kwia­tu, pier­ścion­ki, któ­rych cy­ze­lo­wa­nia mu­snę­ły moje pal­ce i prze­ko­na­ły mnie, że to rze­czy­wi­stość.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: