Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 października 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza. Tom 1 - ebook

Pierwsza na polskim rynku wydawniczym kompletna, analityczna, a przy tym błyskotliwie napisana biografia Jarosława Iwaszkiewicza, pisarza, który przez wiele lat wpływał na kształt polskiej kultury, tworzył literackie kanony estetyczne, budził zainteresowanie swoim życiem i aktywnością artystyczną.
Pierwszy z dwóch tomów obejmuje lata 1894–1939.

Tytuł nie zawiera zdjęć obecnych w wydaniu drukowanym.

 

O książce:

„Potrafię być surowa, ale umiem docenić wnikliwe spojrzenie na biografię mego Ojca. Uważam za wielką zasługę autora, że zbadał ją tak dobrze, łącząc życie i twórczość, wykorzystując nieznane dokumenty. Wiele fragmentów tej książki, zwłaszcza dotyczących okresu ukraińskiego, to były rzeczy, których nie wiedziałam. I nawet było mi trochę wstyd z tego powodu”.

Maria Iwaszkiewicz


„Wiele rzeczy w tym żywocie zadziwia. Zadziwia na przykład programowy i konsekwentnie realizowany estetyzm w czasie pierwszej wojny światowej i rewolucji październikowej. Wśród gorących wydarzeń – Iwaszkiewicz z Kozłowskim cały czas tłumaczą Rimbauda. W nowym świetle jawią się  doświadczenia wojskowe autora Sławy i chwały w czasie walk na Podolu, gdy jednostka artylerii, w której służył, została użyta do pacyfikacji wsi ukraińskich. Wnikliwie, z uwzględnieniem wielu odcieni psychologicznych pokazana została sytuacja społeczna bohatera biografii, żyjącego i działającego w różnych równoległych hierarchiach społecznych, towarzyskich, zawodowych. Jego ambicja, aby w żadnej z nich nie być ubogim krewnym”.

Jacek Łukasiewicz

 

„Znakomita książka! Piszę z rozmysłem „książka”, ponieważ – nie tracąc nic z walorów naukowych – jest to dzieło „do czytania”, przykuwające uwagę czytelnika, pasjonujące w lekturze. Daje się ono czytać na kilka sposobów: jako życiorys artysty, jako prolegomena do dziejów polskiej inteligencji i jako zarys historii polskiej literatury i kultury w okresie dwudziestolecia międzywojennego. (...) Poszczególne tematy i motywy tej opowieści kreśli autor z niesłychaną dbałością o szczegóły, które czerpie z rozmaitych i wielorakich źródeł, nieraz z nieznanych lub trudno dostępnych tekstów archiwalnych. Jego erudycja jest imponująca! Umie przy tym zachować delikatną równowagę pomiędzy wiernością faktom, a ich interpretacją, wielorakością danych, a przejrzystym tokiem narracji”.

Aleksander Fiut

 

Spis treści

Na przełomie epok
Domy i ludzie
Warszawa
Wyspa Tymoszówka
Stracone pokolenie
Strona Byszew
Evviva l’arte
Podróż po ukrainie
Wiosna oktostychów
Lotne piski
Pod Pikadorem
Między „zdrojem” a „Skamandrem”
Skandalista
Hania
Szczęście rodzinne
„Szary obywatel stolicy świata”
Matnia
Niemiecka przygoda
Powrót do Polski
Drogi do Europy
Szczyty
Dom w Kopenhadze
Katastrofa
Pożegnania
Przypisy
Spis ilustracji
Indeks osób

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0238-0
Rozmiar pliku: 7,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Na przełomie epok

Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz uro­dził się jako ostat­nie dziec­ko Ma­rii Fran­cisz­ki z Piąt­kow­skich i Bo­le­sła­wa An­to­nie­go Iwasz­kie­wi­cza 20 lu­te­go 1894 roku, wi­kła­jąc się w dwie pod­sta­wo­we dla bio­gra­fów kon­tro­wer­sje: do­ty­czą­ce daty uro­dze­nia oraz imie­nia. W dniu jego przyj­ścia na świat data 20 lu­te­go wid­nia­ła w ka­len­da­rzu ju­liań­skim (tzw. sta­re­go sty­lu), któ­ry obo­wią­zy­wał wów­czas w Im­pe­rium Ro­syj­skim. Od eu­ro­pej­skie­go ka­len­da­rza gre­go­riań­skie­go róż­nił się w XIX wie­ku o 12 dni – tak więc np. w Ga­li­cji lub Pa­ry­żu był to dzień 4 mar­ca. W nie­pod­le­głej Pol­sce jako ofi­cjal­ny zo­stał przy­ję­ty ka­len­darz gre­go­riań­ski, w XX i XXI wie­ku róż­ni­ca mię­dzy nim a ka­len­da­rzem ju­liań­skim zwięk­szy­ła się o jesz­cze je­den dzień. Gdy­by Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz oka­zy­wał pe­dan­tycz­ne przy­wią­za­nie do dnia uro­dzin, mu­siał­by w cią­gu swe­go ży­cia dwu­krot­nie ko­ry­go­wać jego datę. Po­zo­sta­ło więc 20 lu­te­go – ta data fi­gu­ru­je we wszyst­kich słow­ni­kach en­cy­klo­pe­dycz­nych, tego dnia rów­nież nasz bo­ha­ter sym­bo­licz­nie świę­to­wał dzień uro­dzin. Jed­nak nie tyl­ko kre­so­we po­cho­dze­nie i wschod­nia tra­dy­cja skła­nia­ły go do uczcze­nia tego dnia z uszczerb­kiem wo­bec imie­nin.

„Ja nie je­stem ani stycz­nio­wy, ani kwiet­nio­wy Ja­ro­sław” – tłu­ma­czył w roku 1968 w jed­nym z li­stów. „Kie­dy mnie chrzczo­no, nie było jesz­cze w pol­skich ka­len­da­rzach Ja­ro­sła­wa”!… We­dług od­pi­su świa­dec­twa chrztu, któ­ry za­cho­wał się w ar­chi­wum Uni­wer­sy­te­tu Ki­jow­skie­go, sa­kra­men­tu udzie­lo­no 27 kwiet­nia 1894 roku w fi­lial­nej ka­pli­cy ili­niec­kie­go ko­ścio­ła znaj­du­ją­cej się w Da­szo­wie². Spra­wu­ją­cy go du­chow­ny (dzię­ki od­pi­so­wi wie­my, że na­zy­wał się Cze­sław Gor­kie­wicz) miał od­mó­wić nada­nia chłop­cu „pra­wo­sław­ne­go” imie­nia, ko­ja­rzą­ce­go się na ki­jowsz­czyź­nie ze spo­czy­wa­ją­cym w So­bo­rze So­fij­skim ru­skim księ­ciem Ja­ro­sła­wem Mą­drym, i ochrzcił go jako Le­ona – imie­niem ka­to­lic­kie­go pa­tro­na dnia 20 lu­te­go oraz urzę­du­ją­ce­go pa­pie­ża Le­ona XIII. Ro­dzi­ce chrzest­ni, ro­dzeń­stwo ojca: An­to­ni Iwasz­kie­wicz i Ma­ria z Iwasz­kie­wi­czów Bie­sia­do wska, upro­si­li księ­dza, aby był to Leon Ja­ro­sław – i tak po­zo­sta­ło. W ro­dzi­nie na­zy­wa­no chłop­ca Ja­ro­sła­wem, imie­niem tym bę­dzie sy­gno­wał wszyst­kie swo­je pu­bli­ka­cje, ale w ofi­cjal­nych do­ku­men­tach wy­stę­pu­je jako Leon bądź Leon Ja­ro­sław. „Do­pie­ro po woj­nie zmie­nił wszyst­ko na Ja­ro­sła­wa – wy­ja­śnia Ma­ria Iwasz­kie­wicz – ale w do­wo­dzie oso­bi­stym do śmier­ci było Ja­ro­sław Leon. My po śmier­ci ojca są­dow­nie prze­pro­wa­dzi­ły­śmy do­wód, iż je­ste­śmy cór­ka­mi Ja­ro­sła­wa, bo w me­try­kach mia­ły­śmy ojca Le­ona”³.

„Uro­dzi­łem się w ma­łej cu­krow­ni, po­ło­żo­nej po­środ­ku ży­znej rów­ni­ny”⁴ – na­pi­sał Iwasz­kie­wicz w Książ­ce mo­ich wspo­mnień, do­da­jąc rze­czy­wi­sto­ści ukra­iń­skie­go Kal­ni­ka prze­ło­mu wie­ków nie­co dzie­więt­na­sto­wiecz­ne­go uro­ku. Cu­krow­nia, naj­star­sza na Po­do­lu, zbu­do­wa­na w 1858 roku przez księż­ną Te­klę Po­toc­ką i ba­ro­na Gu­sta­wa Edwar­da Tau­be­go, była wzor­co­wym przy­czół­kiem kwit­ną­ce­go ka­pi­ta­li­zmu. Pra­co­wa­ła okrą­gły rok, za­trud­nia­jąc więk­szość miesz­kań­ców Kal­ni­ka i kształ­cąc przy­szłych pra­cow­ni­ków w szko­le lu­do­wej. Cu­krow­nic­two było tam wów­czas naj­bar­dziej do­cho­do­wą ga­łę­zią prze­my­słu – dwie trze­cie pro­duk­cji cu­kru w ca­łym Ce­sar­stwie Ro­syj­skim po­cho­dzi­ło z ki­jowsz­czy­zny. Po­la­cy z in­nych re­gio­nów z za­zdro­ścią bli­ską po­gar­dzie na­zy­wa­li swych ukra­iń­skich ro­da­ków „cu­kro­ro­ba­mi”.

Cu­krow­nią za­rzą­dza­ło To­wa­rzy­stwo Ak­cyj­ne „Kal­nik” z sie­dzi­bą w Gnie­wa­niu. Wśród sied­miu jego człon­ków ukra­iń­ski hi­sto­ryk-kra­jo­znaw­ca Iwan Ba­ben­ko wy­mie­nia „bu­chal­te­ra B A Iwasz­kie­wi­cza – ojca zna­ne­go pol­skie­go pi­sa­rza i dzia­ła­cza po­li­tycz­ne­go Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza”⁵. O naj­bliż­szej ro­dzi­nie Bo­le­sła­wa An­to­nie­go Iwasz­kie­wi­cza wia­do­mo sto­sun­ko­wo nie­wie­le. Miał czwo­ro ro­dzeń­stwa: bra­ci Zyg­mun­ta, An­to­nie­go i Cze­sła­wa oraz sio­strę Ma­rię, po za­mąż­pój­ściu Bie­sia­dow­ską. Jego ro­dzi­ce po­bra­li się w Wil­nie, w ko­ście­le na An­to­ko­lu, miesz­ka­li w tym mie­ście. Oj­ciec Bo­le­sła­wa, An­to­ni Iwasz­kie­wicz, syn Waw­rzyń­ca Iwasz­kie­wi­cza, uro­dził się w 1818 roku i wy­wo­dził się z li­nii pie­czę­tu­ją­cej się her­bem Trą­by. Pi­sarz bę­dzie okre­ślał swe­go dzia­da mia­nem „Li­twi­na”. Mat­ka Bo­le­sła­wa An­to­nie­go była stry­jecz­ną sio­strą Te­kli z Wa­len­ty­no­wi­czów Zu­bo­wej, żony księ­cia Pła­to­na Zu­bo­wa, pro­te­go­wa­ne­go ca­ry­cy Ka­ta­rzy­ny II. Księż­na Te­kla Zu­bo­wa zna­na była w Wil­nie naj­pierw z uro­dy i nie­fra­so­bli­we­go sty­lu ży­cia, póź­niej z go­rą­ce­go pa­trio­ty­zmu. Po­słu­ży­ła po­dob­no za pro­to­typ La Prin­ces­se z III czę­ści Mic­kie­wi­czow­skich Dzia­dów, któ­rej Se­na­tor od­ma­wiał tak­tu i za­let to­wa­rzy­skich, gdyż w trak­cie pro­szo­nych obia­dów mia­ła zwy­czaj in­ter­we­nio­wać w spra­wie więź­niów po­li­tycz­nych. Przez ową „stry­jecz­ną bab­kę”, jak ją pi­sarz na­zy­wał, ko­li­ga­cje ro­dzin­ne Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza wkra­cza­ły na stro­ny „Al­ma­na­chu Go­taj­skie­go”⁶.

Cu­krow­nia w Kal­ni­ku (1898)

W ro­dzin­nej le­gen­dzie za­cho­wa­ły się wia­do­mo­ści o star­szym bra­cie An­to­nie­go Iwasz­kie­wi­cza, stry­ju Bo­le­sła­wa An­to­nie­go, któ­ry emi­gro­wał po po­wsta­niu li­sto­pa­do­wym. Zo­stał jed­nym z ów­cze­snych „le­gio­ni­stów cu­dzo­ziem­skich” i za­gi­nął bez wie­ści w Al­gie­rze, w 1833 roku, w cza­sie fran­cu­skie­go pod­bo­ju kra­ju.

Ojcu Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza, uro­dzo­ne­mu w 1842 (20 stycz­nia⁷), rów­nież są­dzo­ne było zmie­rzyć się z naj­więk­szym w jego epo­ce wy­zwa­niem pa­trio­tycz­nym. Po­wsta­nie stycz­nio­we, bo o nim mowa, sta­ło się dzię­ki nie­mu ro­dzin­ną ta­jem­ni­cą i le­gen­dą Iwasz­kie­wi­czów, wzor­cem in­dy­wi­du­al­ne­go po­świę­ce­nia i roz­cza­ro­wa­nia, jed­ną z pierw­szych zna­nych przy­szłe­mu pi­sa­rzo­wi fa­buł, w któ­rych hi­sto­ria od­ci­ska fa­tal­ne pięt­no na ludz­kim lo­sie. Gdy wy­bu­chło, Bo­le­sław An­to­ni Iwasz­kie­wicz był stu­den­tem Ce­sar­skie­go Uni­wer­sy­te­tu Św. Wło­dzi­mie­rza w Ki­jo­wie. Na ki­jowsz­czyź­nie wal­ki roz­po­czę­ły się kil­ka mie­się­cy póź­niej – na prze­ło­mie kwiet­nia i maja. Bo­le­sław An­to­ni wziął w nich udział. „ Wraz ze swo­im bra­tem Zyg­mun­tem przy­stą­pił do ja­kiejś gru­py par­ty­zan­tów, zda­je się ży­to­mier­skiej” – wspo­mi­nał Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz. „Do­pie­ro w 1939 roku spa­li­ła się fo­to­gra­fia, któ­rą po­sia­da­łem – rzad­kość praw­dzi­wa – przed­sta­wia­ją­ca ową gru­pę po­wstań­ców z moim oj­cem i stry­jem. Wy­glą­da­li na niej tra­gicz­nie i bar­ba­rzyń­sko. Stryj mój umarł z tru­dów po­wsta­nio­wych, prze­do­staw­szy się za gra­ni­cę, oj­ciec zaś wy­krę­cił się kil­ku­na­stu mie­sią­ca­mi wię­zie­nia w Ki­jo­wie”⁸. W domu nie­wie­le opo­wia­da­no o he­ro­icz­nym epi­zo­dzie, oku­pio­nym prze­ży­cia­mi, któ­re nad­szarp­nę­ły zdro­wie Bo­le­sła­wa i prze­kre­śli­ły dro­gę urzęd­ni­czej ka­rie­ry, do któ­rej przy­go­to­wy­wa­ła swych stu­den­tów ki­jow­ska Alma Ma­ter.

Gdy w 1969 roku do rąk Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza tra­fi­ła książ­ka szki­ców o ki­jowsz­czyź­nie tam­te­go okre­su, w stu­dium Ot­to­na Be­iers­dor­fa na te­mat po­wsta­nia stycz­nio­we­go w Ki­jo­wie od­na­lazł po­twier­dzo­ne hi­sto­rycz­nie i za­opa­trzo­ne w na­zwi­ska i daty epi­zo­dy ro­dzin­nej le­gen­dy. „Dla mnie był re­we­la­cją, do­sta­tecz­nie usta­la­jąc for­my udzia­łu mo­ich naj­bliż­szych w po­wsta­niu i przy­po­mi­na­jąc rze­czy, któ­re sły­sza­łem w dzie­ciń­stwie od mat­ki i od ciot­ki Bie­sia­dow­skiej . Od ojca nie mo­głem nic sły­szeć, gdyż zmarł, gdy mia­łem osiem lat. Do­pie­ro od Be­iers­dor­fa do­wie­dzia­łem się, na czym po­le­ga­ło owo słyn­ne «wyj­ście» po­wstań­ców z Ki­jo­wa, ma­ły­mi gru­pa­mi: w jed­nej z nich byli mój oj­ciec i stryj”⁹.

Plan był na­stę­pu­ją­cy: po­wstań­ców, re­kru­tu­ją­cych się przede wszyst­kim spo­śród stu­den­tów, po­dzie­lo­no na trzy gru­py – dwa od­dzia­ły ka­dro­we i gru­pę agi­ta­cyj­ną. Od­dzia­ły mia­ły opu­ścić Ki­jów pod osło­ną nocy. Na­stęp­nie pro­jek­to­wa­no po­łą­cze­nie sił z ochot­ni­ka­mi z gu­ber­ni ki­jow­skiej i marsz w kie­run­ku Wo­ły­nia i Po­le­sia. Tam za­mie­rza­no skon­cen­tro­wać głów­ne siły, po­łą­czyć je z pod­ko­mend­ny­mi Jó­ze­fa Wy­soc­kie­go z Ga­li­cji i wów­czas udać się w dro­gę po­wrot­ną. Za­kła­da­no, że od­dzia­ły ma­sze­ru­ją­ce na Ki­jów wspo­mo­że zre­wol­to­wa­ny lud Ukra­iny i po­wstań­cy prze­pro­wa­dzą uda­ny szturm mia­sta.

Wy­ru­szo­no wie­czo­rem 8 maja 1863 roku. W pierw­szej gru­pie, do­wo­dzo­nej przez Wła­dy­sła­wa Rud­nic­kie­go, szło oko­ło trzy­stu pie­szych. Gru­pa dru­ga li­czy­ła stu kon­nych, trze­cia gru­pa to stu pięć­dzie­się­ciu ochot­ni­ków, zwer­bo­wa­nych naj­póź­niej i prze­waż­nie po­zba­wio­nych uzbro­je­nia. W jed­nym z od­dzia­łów znaj­do­wał się praw­do­po­dob­nie Bo­le­sław Iwasz­kie­wicz.

Naj­wcze­śniej roz­for­mo­wał się od­dział trze­ci. Po ca­ło­noc­nym błą­dze­niu, po tym, jak znik­nął jego do­wód­ca, a na po­wrót do do­mów nie po­zwa­la­ła świa­do­mość, że ochot­ni­cy zro­bi­li już pierw­szy krok na dro­dze czy­nu, po­wstań­cy zna­leź­li się świ­tem 9 maja o kil­ka ki­lo­me­trów od Ki­jo­wa. Ci, któ­rzy nie zde­cy­do­wa­li się na po­wrót do ży­cia sprzed po­wsta­nia, któ­rym nie uda­ło się uciec, wpa­dli w ręce ko­za­ków i żoł­nie­rzy. Wię­cej szczę­ścia mia­ły od­dzia­ły pierw­szy i dru­gi. Kil­ka ki­lo­me­trów za mia­stem gru­py po­łą­czy­ły się, ma­sze­ru­jąc na Ro­ma­nów­kę i Bo­ro­dzian­kę. Zwy­cię­ska po­tycz­ka pod Ro­ma­nów­ką pod­bu­do­wa­ła mo­ra­le po­wstań­ców. Zde­cy­do­wa­no się jed­nak roz­pro­szyć siły od­dzia­łu, zbyt trud­ne­go do ukry­cia i do­wo­dze­nia. W ma­łych gru­pach ma­sze­ro­wa­no w kie­run­ku Bo­ro­dzian­ki i da­lej, przez Mi­chal­ską Rud­nię (dziś Mi­chał­ki), Mir­czę, Blid­czę, Roz­wa­żów­kę (dziś Roz­wa­żiw)¹⁰. Prze­kra­cza­no rze­ki Ir­pień, Zdwyżch, Te­te­rew. Pod­czas po­sto­ju w Bo­ro­dzian­ce od­by­ła się bi­twa z gru­pą po­ści­go­wą ba­ro­na Ty­zen­hau­za. Po­wstań­cy zo­sta­li oto­cze­ni przez od­dzia­ły ko­za­ków i kon­ni­cy, wieś sztur­mo­wa­ła pie­cho­ta. Nie­wie­lu Po­la­kom uda­ło się wyjść z okrą­że­nia. Ty­zen­hauz wziął 70 jeń­ców. De­cy­du­ją­ca bi­twa od­by­ła się po pię­ciu dniach mar­szu, 13 maja 1863 roku, pod Wier­cho­lew­skiem (dziś Wierz­cho­le­sie), gdzie roz­bi­to po­zo­sta­łą część ki­jow­skie­go od­dzia­łu. Oca­le­li po­wstań­cy, w tym do­wód­cy, do­sta­li się do nie­wo­li.

Od pierw­szej gru­py po­wstań­ców od­dzie­lił się jesz­cze je­den nie­wiel­ki, li­czą­cy 21 osób od­dział. Do­wo­dził nim krew­ny Iwasz­kie­wi­czów, An­to­ni Ju­rie­wicz, po­dob­nie jak oj­ciec pi­sa­rza stu­dent Uni­wer­sy­te­tu Ki­jow­skie­go. Gru­pa od he­ro­icz­nej mi­sji, jaką pod­ję­ła, zo­sta­ła na­zwa­na „utra­pień­ca­mi”. Prze­cho­dzi­li oni przez wsie, od­czy­tu­jąc miesz­kań­com Zło­tą Hra­mo­tę, w któ­rej ogła­sza­no wło­ścia­nom uwol­nie­nie od pańsz­czy­zny i wzy­wa­no do wal­ki ze wspól­nym wro­giem. W mi­sji swej mie­li sto­sun­ko­wo dużo szczę­ścia. Re­ali­zo­wa­li ją nie­nie­po­ko­je­ni przez woj­sko­we gar­ni­zo­ny i trak­to­wa­ni po­błaż­li­wie przez au­to­chto­nów. (Za­kła­da­li, że w ra­zie ata­ku z ich stro­ny, na do­wód szla­chet­nych in­ten­cji, nie będą sta­wiać opo­ru i zgi­ną ra­czej, niż prze­le­ją krew „zbłą­ka­nych bra­ci”). W koń­cu zo­sta­li za­ata­ko­wa­ni przez tłum w So­ło­wi­jów­ce. Tych, któ­rzy prze­ży­li, prze­ka­za­no wła­dzom.

Roz­po­czął się dru­gi, znacz­nie dłuż­szy akt stycz­nio­we­go, a ści­ślej mó­wiąc ma­jo­we­go, po­wsta­nia. Jeń­ców osa­dzo­no w ki­jow­skiej cy­ta­de­li, zaj­mu­jąc się nie­licz­ny­mi gru­pa­mi roz­pro­szo­ny­mi na wol­no­ści i za­kła­da­jąc, że same wa­run­ki pa­nu­ją­ce w wię­zie­niu sta­no­wią dla „bun­tow­ni­ków” wy­star­cza­ją­cą karę. Wśród po­wstań­ców, któ­rzy unik­nę­li nie­wo­li, zna­lazł się Zyg­munt Iwasz­kie­wicz, któ­re­mu uda­ło się prze­drzeć do Ga­li­cji.

„ Trans­por­ty jeń­ców od­by­wa­ły się z pew­ne­go ro­dza­ju osten­ta­cją, wy­sta­wą, pro­wa­dzo­no ich głów­ny­mi uli­ca­mi mia­sta wśród bru­tal­nych wy­krzy­ków mo­tło­chu, po­ka­zy­wa­no zwy­cię­żo­nych i upo­ko­rzo­nych, jak­by umyśl­nie chcia­no na­ocz­nie po­ka­zać swo­ją po­tę­gę i na­stęp­stwa za «bun­ty»” – wspo­mi­nał Fran­ci­szek Ra­wi­ta-Gaw­roń­ski¹¹. Od razu ukon­sty­tu­ował się Ko­mi­tet Po­mo­cy dla Więź­niów, któ­ry sta­rał się uczy­nić zno­śniej­szym los osa­dzo­nych w ki­jow­skiej cy­ta­de­li, w mia­rę moż­li­wo­ści wpły­wał na zmniej­sza­nie kar, dys­kret­nie wspo­ma­gał też pró­by uciecz­ki. Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz za­pa­mię­tał opo­wie­ści o „czę­ścio­wo uda­nej” pró­bie uciecz­ki pod­ko­pem drą­żo­nym dwa mie­sią­ce, od stycz­nia 1864 roku – no­ca­mi, w zmar­z­nię­tej zie­mi, któ­rą więź­nio­wie wy­no­si­li w kie­sze­niach. Nocą z 3 na 4 mar­ca tu­nel udroż­nio­no. Nie­ste­ty, uciecz­ka dwóch pierw­szych więź­niów za­alar­mo­wa­ła psy, otwór za­ma­sko­wa­no w ocze­ki­wa­niu do­god­niej­sze­go mo­men­tu. Wśród ucie­ki­nie­rów był wspo­mnia­ny An­to­ni Ju­rie­wicz – dzię­ki swej od­wa­dze zy­skał mia­no „dyk­ta­to­ra Rusi”, a szlak uciecz­ki do­pro­wa­dził go na Père-La­cha­ise – zmarł w sto­li­cy Fran­cji sześć lat póź­niej. Za dnia do za­ma­sko­wa­ne­go wyj­ścia pod­ko­pu wpa­dła ko­bie­ta; jej alarm po­sta­wił na nogi kor­pus cy­ta­de­li. „ Więź­niów, któ­rym nie uda­ło się opu­ścić wię­zie­nia – pi­sze Be­iers­dorf – spo­tka­ły szcze­gól­nie do­tkli­we re­pre­sje: wsa­dzo­no ich do tzw. wor­ko­wych wię­zień, gdzie tyl­ko stać lub le­żeć moż­na, na chleb i wodę, i trzy­ma­no tak na in­da­ga­cjach aż do maja 1864 r. Wkrót­ce po­tem wy­sła­no ich na Sy­bir”¹².

Tyle hi­sto­ria, od­daj­my te­raz głos ro­dzin­nej le­gen­dzie. W 1911 roku sie­dem­na­sto­let­ni Ja­ro­sław za­no­to­wał opo­wia­da­nie mat­ki o tym, że oj­ciec: „ Był ska­za­ny na roz­strze­la­nie i wy­kra­dli jego z wię­zie­nia, tyl­ko tat­ko nie mó­wił, broń Boże, kto”¹³. Obie in­for­ma­cje na pierw­szy rzut oka wy­da­ją się mało praw­do­po­dob­ne. Pierw­szą wy­pa­da za­kwe­stio­no­wać dla­te­go, że Bo­le­sław Iwasz­kie­wicz nie spę­dził w ki­jow­skiej twier­dzy okre­su nie­zbęd­ne­go do prze­pro­wa­dze­nia śledz­twa i wy­ro­ku śmier­ci, je­śli­by na ten wy­rok w oczach władz za­słu­żył. W wię­zie­niu, przez któ­re prze­wi­nę­ło się w la­tach 1863-1865 pół­to­ra ty­sią­ca osób, wy­ko­na­no sie­dem wy­ro­ków śmier­ci i do­ty­czy­ły ska­za­nych za­li­czo­nych do tzw. pierw­szej ka­te­go­rii: dzia­ła­czy ad­mi­ni­stra­cji po­wstań­czej oraz żoł­nie­rzy ar­mii ro­syj­skiej, któ­rzy prze­szli na stro­nę „bun­tow­ni­ków”. Nie ma go na li­stach więź­niów ki­jow­skiej twier­dzy, pu­bli­ko­wa­nych w 1863 roku na ła­mach „Ki­jew­skich Gu­bern­skich Wie­do­mo­sti”¹⁴, moż­na więc przy­pusz­czać, iż albo do wię­zie­nia nie tra­fił, albo nie prze­by­wał w nim dłu­go.

Za­cho­wa­ły się na­to­miast dwa do­ku­men­ty, któ­re mogą być śla­da­mi „dzia­łal­no­ści po­wstań­czej” Bo­le­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza. Pierw­szym jest ra­port po­li­cyj­ny z 13 lu­te­go 1863 roku, mó­wią­cy, że 8 i 9 lu­te­go na po­dwó­rzu do­mów Uła­szy­na i Dyn­ni­ko­wej przy uli­cy Ku­zniecz­nej i Wło­dzi­mier­skiej w Ki­jo­wie zna­le­zio­no broń, proch, for­my do wy­ta­pia­nia kul, ma­try­cę, czcion­ki i wy­dru­ko­wa­ne nimi „in­struk­cje re­wo­lu­cyj­ne­go ko­mi­te­tu”. Ra­port za­my­ka kon­klu­zja: „W mo­men­cie prze­pro­wa­dza­nia re­wi­zji kwa­te­ru­ją­cy w do­mach stu­den­ci tu­tej­sze­go uni­wer­sy­te­tu: Wik­tor Wy­szyń­ski, Fe­liks Klucz­kow­ski, Jan Ba­ra­now­ski, Bo­le­sław Po­wia­tow­ski, Bo­le­sław i Zyg­munt Iwasz­kie­wi­czo­wie] ukry­li się w nie­zna­nym miej­scu, co skła­nia do po­dej­rzeń, że wszyst­kie zna­le­zio­ne rze­czy są ich wła­sno­ścią”¹⁵.

Re­wi­zję prze­pro­wa­dzo­no dwa mie­sią­ce przed wy­da­rze­nia­mi ki­jow­skie­go po­wsta­nia. Bra­cia Iwasz­kie­wi­czo­wie nie zo­sta­li wów­czas aresz­to­wa­ni i mie­li szan­sę wziąć udział w wy­mar­szu z mia­sta. Mo­gli rów­nież ukryć się – po­szu­ki­wa­ni, bez per­spek­tyw po­wro­tu na Uni­wer­sy­tet. Uczy­ni­ło tak trzech ko­le­gów z po­li­cyj­nej li­sty. Fe­liks Klucz­kow­ski wy­je­chał do No­wo­gród­ka, Wik­tor Wy­szyń­ski ukrył się w Bo­bruj­sku. Dla Jana Ba­ra­now­skie­go ki­jow­ska re­wi­zja sta­ła się im­pul­sem do emi­gra­cji, strach przed car­ską po­li­cją za­pro­wa­dził go do Kon­stan­ty­no­po­la¹⁶. O dro­gach Bo­le­sła­wa i Zyg­mun­ta ni­cze­go nie wie­my, prócz tego, że w sierp­niu 1863 roku, gdy po­wsta­nie na ki­jowsz­czyź­nie zo­sta­ło zdła­wio­ne, znaj­do­wa­li się praw­do­po­dob­nie nadal na wol­no­ści.

Wska­zu­je na to do­ku­ment dru­gi. W Roz­po­rzą­dze­niu Wy­dzia­łu Po­li­cji przy po­wstań­czym Rzą­dzie Na­ro­do­wym, wy­da­nym 31 sierp­nia 1863 roku (a więc sześć mie­się­cy po od­na­le­zie­niu ar­se­na­łu w domu ki­jow­skich stu­den­tów i po­nad trzy mie­sią­ce po wy­da­rze­niach po­wsta­nia ki­jow­skie­go), znaj­du­je­my ostrze­że­nie dla osób „po­szu­ki­wa­nych przez po­li­cję mo­skiew­ską”. Wśród dwu­na­stu po­szu­ki­wa­nych wy­mie­nie­ni są stu­den­ci z Ki­jo­wa „Bo­le­sław i Zyg­munt Iwasz­kie­wi­cze” oraz czte­ry inne oso­by zwią­za­ne ze spra­wą zna­le­zio­nej w lu­tym 1863 roku bro­ni¹⁷. Dane o po­szu­ki­wa­nych mu­sia­ły być ak­tu­ali­zo­wa­ne. Wy­dział Po­li­cji miał siat­kę in­for­ma­to­rów w urzę­dach ro­syj­skich, na­czel­nik Wy­dzia­łu otrzy­my­wał te same ra­por­ty taj­nej po­li­cji, co ksią­żę Kon­stan­ty. Je­śli więc i w tym wy­pad­ku do­ku­men­ty po­li­cyj­ne, któ­re tra­fi­ły do rąk po­wstań­ców, były ak­tu­al­ne, wy­ni­ka­ło­by z tego, że w sierp­niu 1863 roku Bo­le­sław i Zyg­munt prze­by­wa­li na wol­no­ści.

Ze­sta­wie­nie przy­wo­ły­wa­nych do­ku­men­tów i ro­dzin­nej le­gen­dy (nie po­zo­sta­je nam nic in­ne­go, jak przy­jąć, że wszyst­kie są praw­dzi­we) pod­po­wia­da na­stę­pu­ją­cą wer­sję wy­pad­ków. Od chwi­li wy­bu­chu po­wsta­nia w Kró­le­stwie „bra­cia Iwasz­kie­wi­cze” przy­go­to­wy­wa­li się do ak­cji zbroj­nej. W lu­tym 1863 roku, w ob­li­czu za­gro­że­nia re­wi­zją, ukry­li zgro­ma­dzo­ną broń na po­dwó­rzu wy­naj­mo­wa­ne­go domu. Ar­se­nał od­na­le­zio­no, oni sami nie wpa­dli jed­nak w ręce po­li­cji. Na uczel­nię nie moż­na było wra­cać, Bo­le­sław i Zyg­munt ukry­wa­li się do cza­su wy­mar­szu od­dzia­łów po­wstań­czych w nocy z 8 na 9 maja – przy­pad­kiem do­kład­nie trzy mie­sią­ce po re­wi­zji w do­mach na Ku­zniecz­nej i Wło­dzi­mier­skiej. Fakt, że nie byli za­pew­ne nie­uzbro­jo­ny­mi ochot­ni­ka­mi z po­spo­li­te­go ru­sze­nia ani też naj­praw­do­po­dob­niej człon­ka­mi po­wstań­czej kon­ni­cy, każe przy­pusz­czać, że wy­szli z pierw­szą trzy­stu­oso­bo­wą gru­pą. Na szla­ku prze­mar­szu gru­py po­wsta­ła fo­to­gra­fia, o któ­rej wspo­mi­na Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz – ma­te­rial­ny do­wód udzia­łu ojca pi­sa­rza w „zbroj­nym czy­nie”. Naj­póź­niej 13 maja 1863 roku ich od­dział zo­stał roz­bi­ty. Zyg­mun­to­wi uda­ło się umknąć, Bo­le­sław tra­fił do nie­wo­li. To, że nie ma go wśród ki­jow­skich więź­niów, a tak­że le­gen­da o uciecz­ce z wię­zie­nia, każe przy­pusz­czać, że fak­tycz­nie uda­ło mu się zbiec – w dro­dze do ki­jow­skiej twier­dzy lub z sa­me­go wię­zie­nia. Wspo­mi­na­ny „utra­pie­niec” i or­ga­ni­za­tor bra­wu­ro­wej uciecz­ki, An­to­ni Ju­rie­wicz, rów­nież nie fi­gu­ru­je w spi­sie ki­jow­skich więź­niów. W twier­dzy Bo­le­sław nie spę­dził kil­ku­na­stu mie­się­cy, jak przy­pusz­czał Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz, je­śli brak go w wy­ka­zach uwię­zio­nych, a w sierp­niu 1863 roku po­szu­ki­wa­ła go „mo­skiew­ska po­li­cja”. To je­dy­na istot­na ko­rek­ta ro­dzin­nej le­gen­dy, ma­ją­cej w tym mo­men­cie dwie wer­sje: uciecz­ki i wie­lo­mie­sięcz­ne­go wię­zie­nia.

Bo­le­sław Iwasz­kie­wicz – oj­ciec pi­sa­rza (ok. 1874)

Uciecz­ka mło­de­go Bo­le­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza z rąk Ro­sjan tłu­ma­czyć też może fakt, dla­cze­go w jego domu po­wsta­nie stycz­nio­we było te­ma­tem, do któ­re­go nie wra­ca­no. Do Zyg­mun­ta Iwasz­kie­wi­cza pi­sa­ło się li­sty jako do „pan­ny Zosi”, nie­wy­klu­czo­ne, że i Bo­le­sław część okre­su póź­niej­szej pra­cy jako na­uczy­ciel do­mo­wy spę­dził, po­słu­gu­jąc się fał­szy­wy­mi per­so­na­lia­mi. Bez­po­śred­nie za­gro­że­nie ze stro­ny władz zli­kwi­do­wał czas, psy­chicz­ny uraz po­zo­stał i gdy w 1911 roku mat­ka opo­wia­da­ła Ja­ro­sła­wo­wi Iwasz­kie­wi­czo­wi o po­wstań­czej prze­szło­ści ojca, za­zna­czy­ła, że on sam nie mó­wił o tym „broń Boże” wszyst­kie­go. W ro­dzi­nie epi­zod ten owia­ny był ta­jem­ni­cą, zaś naj­bar­dziej he­ro­icz­ne jego mo­men­ty do­ty­czy­ły ewen­tu­al­nej kary, jaka mia­ła spo­tkać Bo­le­sła­wa. Do „pan­ny Zosi” pi­sa­no za gra­ni­cę nie­dłu­go, bo Zyg­munt Iwasz­kie­wicz zmarł na su­cho­ty, któ­rych na­ba­wił się w fa­tal­nym maju. Naj­młod­szy brat Bo­le­sła­wa, Cze­sław Iwasz­kie­wicz, zna­lazł się w na­stęp­stwie po­wsta­nia w Asz­cha­ba­dzie, gdzie pra­co­wał jako le­karz. Pa­trio­tycz­ny obo­wią­zek oka­zał się gorz­ki i co gor­sza nie­co gro­te­sko­wy. Przy­niósł kon­se­kwen­cje po­waż­ne i na całe ży­cie.

Na­le­ży wspo­mnieć tak­że o dwóch li­te­rac­kich wer­sjach po­wstań­czej bio­gra­fii Bo­le­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza. Stwo­rzył je Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz – pierw­szą w for­mie nie­do­koń­czo­nej po­wie­ści bez ty­tu­łu, pi­sa­nej praw­do­po­dob­nie w 1920 roku, dru­gą w 1939 roku, w in­nej nie­do­koń­czo­nej książ­ce opa­trzo­nej ro­bo­czy­mi ty­tu­ła­mi: Szki­ce ukra­iń­skie lub Po­dróż po Ukra­inie.

Po­wieść to­czy się w 1863 roku na Ukra­inie i jej bo­ha­te­rem jest ka­pi­tan Ry­tard, któ­ry swe na­zwi­sko, a pew­nie i rysy po­sta­ci, za­po­ży­czył od ów­cze­sne­go przy­ja­cie­la au­to­ra Mie­czy­sła­wa Ko­złow­skie­go, pu­bli­ku­ją­ce­go jako Je­rzy Mie­czy­sław Ry­tard. Ów ka­pi­tan Ry­tard był to­wa­rzy­szem po­wstań­czej wy­pra­wy bra­ci Iwasz­kie­wi­czów i opo­wia­da o niej nar­ra­to­ro­wi. Opi­su­je noc­ny kon­spi­ra­cyj­ny wy­jazd z Ki­jo­wa w kie­run­ku Ży­to­mie­rza. Bo­le­sław po­wo­zi jako fur­man.

Zyg­munt ukry­wa się w po­wo­zie prze­bra­ny za ko­bie­tę (w jego ży­ciu za­czy­na się prze­bie­ran­ka). W przy­droż­nej karcz­mie ma miej­sce po­tycz­ka z od­dzia­łem żan­dar­mów. Zyg­mun­to­wi uda­je się uciec, Bo­le­sław zo­sta­je aresz­to­wa­ny i osa­dzo­ny w Pro­zo­row­skiej Basz­cie w Ki­jo­wie. Ro­sja­nie mają jed­nak waż­niej­szych więź­niów, bo nie­do­szłe­go po­wstań­ca wy­pusz­cza­ją bez pra­wa koń­cze­nia uni­wer­sy­te­tu, przyj­mu­jąc jego wy­ja­śnie­nie, że w mo­men­cie aresz­to­wa­nia po­dró­żo­wał do ma­jąt­ku ku­zyn­ki jed­ne­go ze swych to­wa­rzy­szy pod Ży­to­mierz. Dla­cze­go jego pa­sa­żer­ka zbie­gła przed żan­dar­ma­mi – tę kwe­stię uda­je się ja­koś omi­nąć. Zyg­munt przedarł się do Kon­gre­sów­ki, gdzie na­le­żał przez pe­wien czas do od­dzia­łu po­wstań­cze­go Bo­sa­ka. W 1865 roku zna­lazł się w Ga­li­cji. Tyle po­wie­ścio­wa wer­sja wy­pad­ków¹⁸.

Po­dróż po Ukra­inie otwie­ra ima­gi­na­cyj­na wy­pra­wa ze star­szą cór­ką Ma­rią do Da­szo­wa, na grób ojca i dziad­ka. Po­wsta­nie stycz­nio­we w Ki­jo­wie nie za­czy­na się w tej opo­wie­ści w maju, jak to mia­ło miej­sce, lecz po­dob­nie jak w Kró­le­stwie zimą, w kar­na­wa­le. Pi­sze Iwasz­kie­wicz: „Było to daw­no. Zima była wszę­dzie, na Ukra­inie śnieg le­żał głę­bo­ki. Po mie­ście krą­ży­ły dziw­ne po­gło­ski. Mia­sto Ki­jów jed­nak ba­wi­ło się we­so­ło. Kar­na­wał był jak naj­przy­jem­niej­szy i two­je słyn­ne z we­so­ło­ści pra­bab­ki Try­pol­skie zjeż­dża­ły na sa­necz­kach z bar­dzo stro­mej Lu­te­rań­skiej uli­cy aż na sam Kresz­cza­tik to­wa­rzy­szy­ło im mnó­stwo bar­dzo ele­ganc­kich ka­wa­le­rów, a zwłasz­cza błysz­czą­cych ofi­ce­rów. I tym, i owym na­wet pa­niom wy­pły­wa­ły na czo­ło nie­chęt­ne zmarszcz­ki, kie­dy pa­da­ło sło­wo: War­sza­wa. Ach, ci tam w War­sza­wie! Sza­leń­stwo! Co za heca! Co im do gło­wy przy­szło?”¹⁹. Co im do gło­wy przy­szło: Bo­le­sław i Zyg­munt Iwasz­kie­wi­czo­wie, jak przy­sta­ło na kar­na­wał, wkła­da­ją prze­bra­nia. Star­szy uda­je stan­gre­ta i sia­da na koź­le. Młod­szy za­kła­da suk­nię i wsia­da do po­wo­zu jako Zo­fia Wa­len­ty­no­wi­czów­na. Na ro­gat­kach mia­sta stra­że kon­tro­lu­ją wy­jeż­dża­ją­cych. Ich prze­pusz­cza­ją. „Ko­niom wy­ra­sta­ją skrzy­dła, lu­dziom, jak­by na­praw­dę na bal je­cha­li, hu­mo­ry się po­pra­wia­ją. Gwiż­dże Bo­le­sław na koź­le nie­udol­ną pio­sen­kę, przy­po­mi­na za­po­mnia­ne me­lo­die, nie­do­kład­nie do­da­je nuty, któ­re póź­niej jego syn w 1920 roku bę­dzie śpie­wał peł­ną pier­sią: «Jak to na wo­jen­ce ład­nie…». Ale o parę mil, gdy sie­dzie­li w karcz­mie, wszedł pa­trol, karcz­mę oto­czo­no. Za­aresz­to­wa­no. Tyl­ko stryj Zyg­munt, któ­re­mu, jako ko­bie­cie, ofia­ro­wa­no po­kój w głę­bi, zdo­łał uciec. U Lan­gie­wi­cza wal­czył, po­tem prze­kra­da­jąc się przez gra­ni­cę, za­zię­bił się, we Lwo­wie czy Sta­ni­sła­wo­wie na su­cho­ty zmarł. Dziad­ka aresz­to­wa­no, trzy lata prze­sie­dział w wię­zie­niu. Po­tem nie wol­no mu już było wstą­pić na uni­wer­sy­tet ani miesz­kać w żad­nym więk­szym mie­ście. To wszyst­ko”²⁰. Tyle jesz­cze jed­na wer­sja ro­dzin­nej le­gen­dy z wzię­ty­mi z ży­cia po­sta­cia­mi i szcze­gó­ła­mi („pan­na Zo­sia” do­sta­je tu za­pew­ne „au­ten­tycz­ne” na­zwi­sko po mat­ce: Wa­len­ty­no­wi­czów­na) oraz z fak­ta­mi, któ­rym prze­czą inne au­ten­tycz­ne szcze­gó­ły: data wy­bu­chu po­wsta­nia na Ukra­inie, zdję­cie Bo­le­sła­wa i Zyg­mun­ta w po­wstań­czym od­dzia­le, do­ku­ment z sierp­nia 1863, któ­ry miał ostrzec po­szu­ki­wa­nych. Może rze­czy­wi­ście taką po­dróż od­by­li, sko­ro szcze­gół ten po­wta­rza się w obu li­te­rac­kich wi­zjach. Nie skoń­czy­ła się ona jed­nak wie­lo­let­nim wię­zie­niem, mało też praw­do­po­dob­ne, aby wte­dy – jak chciał syn – Bo­le­sław w chwi­li po­czu­cia wol­no­ści śpie­wał pio­sen­kę, któ­ra bę­dzie prze­śla­do­wa­ła Iwasz­kie­wi­czow­skich nie­szczę­śli­wych bo­jow­ni­ków o po­wszech­ne szczę­ście.

Mit udzia­łu w zbroj­nym czy­nie, wy­ol­brzy­mia­ny w kwe­stii kar, któ­re Bo­le­sła­wa za jego dzia­łal­ność spo­tka­ły lub cze­ka­ły, nie zaś sa­mych bo­jo­wych do­ko­nań, mu­siał być zbu­do­wa­ny na prze­słan­kach, choć­by naj­bar­dziej nie­win­nych, lecz jed­nak ist­nie­ją­cych. W set­ną rocz­ni­cę po­wsta­nia stycz­nio­we­go Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz, mimo iż nie ukry­wał swej nie­wie­dzy co do szcze­gó­łów, bez wąt­pie­nia wska­zy­wał na obec­ność swe­go ojca wśród ochot­ni­ków wy­ru­sza­ją­cych z Ki­jo­wa. Sam chęt­nie wpi­sy­wał się w le­gen­dę dzie­więt­na­sto­wiecz­ne­go zry­wu jako „syn po­wstań­ca”, któ­ry „zwąt­pie­nie w tego ro­dza­ju za­ba­wy” wy­niósł z la­sów mię­dzy Ki­jo­wem a Ży­to­mie­rzem²¹. Opar­te na fak­tach opo­wia­da­nie po­wstań­cze Hey­den­re­ich za­de­dy­ko­wał w rę­ko­pi­sie: „Pa­mię­ci mo­je­go ojca i stry­ja Bo­le­sła­wa i Zyg­mun­ta Iwasz­kie­wi­czów, po­wstań­ców 1863 roku”²². W koń­cu do­wo­dem na udział w re­la­cjo­no­wa­nych wy­da­rze­niach jest „zła­ma­ne ży­cie” Bo­le­sła­wa An­to­nie­go Iwasz­kie­wi­cza.

Po­wsta­nie stycz­nio­we mia­ło więc w oczach pi­sa­rza wy­mia­ry oso­bi­sty i hi­sto­rycz­ny. W wy­mia­rze hi­sto­rycz­nym było wzo­rem przy­szłych pol­skich pa­trio­tycz­nych za­cho­wań, naj­do­kład­niej zre­ali­zo­wa­nym osiem­dzie­siąt lat póź­niej w War­sza­wie. „Nie­wąt­pli­wie 63 rok jest za­sad­ni­czym za­gad­nie­niem na­szej hi­sto­rii ubie­głe­go stu­le­cia i bez grun­tow­ne­go po­zna­nia tej epo­ki nie poj­mie­my wszyst­kie­go, co za­cho­dzi­ło po­tem” – stwier­dzał Iwasz­kie­wicz w 1969 roku²³. Dzię­ki nim – pi­sał o po­wstań­cach 1863 roku, „na­szych oj­cach i dzia­dach” – „je­ste­śmy tym, kim je­ste­śmy”²⁴. „Po­wsta­nie było pierw­szym hi­sto­rycz­nym fak­tem, któ­ry za­świad­czył ist­nie­niu Pol­ski współ­cze­snej, któ­ry od­ro­dze­nie Pol­ski współ­cze­snej wa­run­ko­wał”²⁵. Na­zy­wał po­wsta­nie „po­kar­mem mi­to­lo­gicz­nym na­szej pu­bli­cy­sty­ki i li­te­ra­tu­ry”²⁶ i jego li­te­ra­tu­ra mia­ła się też tym po­kar­mem ży­wić.

Choć w domu Iwasz­kie­wi­czów nie dys­ku­to­wa­no fak­to­gra­ficz­nych szcze­gó­łów na­ro­do­we­go zry­wu, w wy­mia­rze oso­bi­stym po­wsta­nie stycz­nio­we sta­ło się – jak rzecz okre­ślił Ma­rek Ra­dzi­won – „za­ło­ży­ciel­skim mi­tem ro­dzin­nych nie­po­wo­dzeń”. „Te ro­dzin­ne po­da­nia – pi­sał – mia­ły istot­ną, być może nie­za­mie­rzo­ną, ale oczy­wi­stą na­ukę – w ich fi­na­le nie­odmien­nie cza­iła się klę­ska: uciecz­ki, wie­lo­let­nie zsył­ki na Sy­bir, przy­mu­so­we emi­gra­cje i, jak w wy­pad­ku stry­ja Zyg­mun­ta, młod­sze­go bra­ta ojca, bie­da i gruź­li­cza śmierć”²⁷. Do­świad­cze­nie ojca ufor­mo­wa­ło sto­su­nek Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza do przy­szłych szans zbroj­ne­go czy­nu: po­gląd, w któ­rym jed­no­st­ce od­mó­wio­ne bę­dzie pra­wo wpły­wa­nia na bieg hi­sto­rycz­nych wy­da­rzeń, dzie­jom przy­da­na siła kru­sze­nia ży­cia jed­no­stek, zaś hi­sto­rii fa­tal­ny urok ofe­ru­ją­cy per­spek­ty­wę „chwa­ły” i wy­tłu­ma­cze­nie in­dy­wi­du­al­nej klę­ski. An­ty­le­gen­da po­wsta­nia stycz­nio­we­go, wi­dzia­ne­go w tym wy­mia­rze, sta­ła się lek­cją bio­gra­ficz­ną i li­te­rac­ką. „Stąd być może wy­wo­dzi się ten dys­kret­ny wą­tek ma­so­chi­stycz­nej iro­nii, wy­czu­wal­ny w Nocy czerw­co­wej czy w Za­ru­dziu, stąd tra­gizm scen po­wsta­nia war­szaw­skie­go w trze­cim to­mie Sła­wy i chwa­ły, stąd za­pi­sa­ne jesz­cze w Séréni­té sło­wa da­rem­ne­go bun­tu wo­bec okru­cień­stwa hi­sto­rii” – wy­li­cza mo­no­gra­fi­sta pi­sa­rza, An­drzej Za­wa­da²⁸. Ale dzię­ki temu, że Iwasz­kie­wicz wi­dział dzie­więt­na­sto­wiecz­ny zryw na­ro­do­wy w dwóch wy­mia­rach, po­wsta­nie stycz­nio­we mia­ło rów­nież swą „po­zy­tyw­ną” le­gen­dę. Łą­czy­ło he­ro­izm współ­cze­snych z bo­ha­ter­stwem po­ko­leń, któ­re prze­le­wa­ły krew w wal­ce za oj­czy­znę. Iwasz­kie­wicz z dumą okre­śli więc kie­dyś ojca mia­nem ostat­nie­go, któ­ry „miał jesz­cze szla­chec­ką broń w ręku przed daw­ny­mi laty”²⁹. Przy­po­mi­na­ło, że pod sko­ru­pą mapy z za­bor­czy­mi gra­ni­ca­mi wrza­ły praw­dzi­we uczu­cia. „ Nie tyl­ko ra­to­wa­ło wia­rę w Pol­skę, ale nie­jed­no­krot­nie samą wia­rę w czło­wie­ka”³⁰. Ofe­ro­wa­ło chwi­lę nie­ra­cjo­nal­ne­go po­czu­cia wol­no­ści, dla któ­rej ki­jow­scy stu­den­ci prze­bie­ra­ją się w dzi­wacz­ne stro­je i upo­je­ni mo­men­tem wol­no­ści śpie­wa­ją, ja­dąc ku klę­sce i wię­zie­niu.

„Ży­cie mo­je­go ojca było zła­ma­ne przez po­wsta­nie 1863 roku” – stwier­dzi Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz w Książ­ce mo­ich wspo­mnień. „ Nie wol­no mu już było po­tem koń­czyć uni­wer­sy­te­tu, po­mię­dzy ro­kiem 65 a 75 prze­bi­jał się po­sa­da­mi na­uczy­cie­la do­mo­we­go, a po­tem za pro­tek­cją wy­cho­waw­cy i opie­ku­na mo­jej mat­ki, ba­ro­na Ka­ro­la Tau­be­go, otrzy­mał li­chą po­sad­kę naj­pierw w cu­krow­ni Sit­ków­ce, a po­tem w cu­krow­ni Kal­nik, gdzie już po­zo­stał do śmier­ci”³¹.

Trzy­dzie­sto­dwu­let­ni do­mo­wy na­uczy­ciel i dwu­dzie­sto­let­nia wy­cho­wan­ka ba­ro­no­stwa, Ma­ria Fran­cisz­ka Piąt­kow­ska, po­zna­li się w ma­jąt­ku Tau­bów w Sit­kow­cach koło Haj­sy­na. Hi­sto­ria pan­ny była nie mniej dra­ma­tycz­na niż na­rze­czo­ne­go. Jej tak­że ze­wnętrz­ne oko­licz­no­ści „zła­ma­ły ży­cie”. Uro­dzi­ła się 2 kwiet­nia 1854 roku we wsi So­ro­ko­tia­cha w gu­ber­ni ki­jow­skiej, po­mię­dzy Bia­łą Cer­kwią a Hu­ma­niem, w ser­cu Ukra­iny. Piąt­kow­scy z So­ro­ko­tia­chy byli jed­ną z za­moż­nych ro­dzin ukra­iń­skich, lecz ro­dzi­ce Ma­rii stra­ci­li po­kaź­ny ma­ją­tek na sku­tek nie­roz­waż­nych de­cy­zji fi­nan­so­wych, o któ­rych in­for­ma­cje nie za­cho­wa­ły się. We wspo­mnie­niach ro­dzin­nych mó­wi­ło się o upad­ku for­tu­ny ojca dziew­czy­ny, Le­opol­da Piąt­kow­skie­go, jak o jed­nym z naj­więk­szych kra­chów fi­nan­so­wych na Ukra­inie. Je­śli nie wiel­kość tego upad­ku może ro­bić wra­że­nie, to z pew­no­ścią jego głę­bia: inna ro­dzin­na le­gen­da mówi, że je­dy­nym ma­jąt­kiem Le­opol­da Piąt­kow­skie­go sta­ły się brycz­ka, fur­man i para koni. Dzia­dek pi­sa­rza pro­wa­dził więc ży­wot wę­drow­ny, po­dró­żu­jąc mię­dzy roz­sia­ny­mi po Ukra­inie i sze­ro­ko sko­li­ga­co­ny­mi pol­ski­mi dwo­ra­mi. „Wszy­scy go bar­dzo lu­bi­li, był bar­dzo miły, ser­decz­ny i dow­cip­ny. Gry­wał ze sta­rusz­ka­mi w kar­ty, jeź­dził z mło­dzie­żą na ma­jów­ki, i fru­wał od domu do domu jak bez­tro­ski pta­szek. Wszę­dzie prze­cież kar­mio­no bez ce­re­gie­li jego, jego ko­nie i jego fur­ma­na”³². Los ten dzie­li­ła jego żona, Fau­sty­na z New­liń­skich Piąt­kow­ska, cór­ka An­to­ni­ny Krzecz­kow­skiej. Jej dwie sio­stry we­szły przez mał­żeń­stwo do za­moż­nych zie­miań­skich ro­dzin Tau­bów oraz Iwań­skich, a dzia­dek Fau­sty­ny – Ja­kub Krzecz­kow­ski – był owym pół­le­gen­dar­nym „wspól­nym pra­pra­dziad­kiem” Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza i Ka­ro­la Szy­ma­now­skie­go.

Ma­ria Piąt­kow­ska – mat­ka pi­sa­rza (ok. 1874)

Na li­stach Fau­sty­ny Piąt­kow­skiej do cór­ki wid­nie­ją roz­ma­ite miej­sca nada­nia, choć głów­ną sie­dzi­bą mał­żon­ków była So­ro­ko­tia­cha i cał­kiem moż­li­we, że ich sy­tu­acja nie była tak tra­gicz­na, jak gło­si ro­dzin­na le­gen­da, uspra­wie­dli­wia­ją­ca od­da­nie cór­ki na wy­cho­wa­nie ro­dzi­nie ciot­ki. W taki bo­wiem spo­sób Ma­ria tra­fi­ła do domu ciot­ki ze stro­ny mat­ki, Mi­cha­li­ny Tau­bo­wej. Pani Mi­cha­li­na, oże­nio­na z ba­ro­nem Ka­ro­lem Eu­ge­niu­szem Tau­be, mia­ła sied­mio­ro dzie­ci. Czwo­ro z nich oraz za­ło­żo­ne przez nich póź­niej ro­dzi­ny za­pi­szą się w ży­ciu Iwasz­kie­wi­czów – byli to: Anna Tau­be (ur. 1853), póź­niej­sza Sta­ni­sła­wo­wa Szy­ma­now­ska (dla Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza „cio­cia Nuń­cia”), Jó­ze­fa Tau­be (ur. 1856), póź­niej­sza Mar­ci­no­wa Szy­ma­now­ska („cio­cia Jó­ze­fa”), He­le­na Tau­be (ur. 1863), póź­niej­sza Ka­zi­mie­rzo­wa Kru­szyń­ska („cio­cia Hela”) oraz Ka­rol Hi­po­lit Tau­be (ur. 1864), oże­nio­ny z Anną Zby­szew­ską. Żyła wte­dy jesz­cze naj­star­sza cór­ka Mi­cha­li­ny Tau­bo­wej, Ma­ria Mi­cha­li­na, zmar­ła w 1916 roku. W sit­ko­wiec­kim dwo­rze trak­to­wa­no sio­strze­ni­cę pra­wie jak cór­kę. Obo­wią­zek jej wy­cho­wa­nia mu­siał jed­nak wy­da­wać się pani Tau­bo­wej trud­ny lub nie dość przez sio­strę umo­ty­wo­wa­ny. Co ja­kiś czas wy­po­mi­na­ła jej pi­sem­nie „nie­czu­łość dla dziec­ka i za­po­mnie­nie”³³, praw­do­po­dob­nie wy­ol­brzy­mia­jąc jed­no­cze­śnie wy­cho­waw­cze kło­po­ty, ja­kie dziew­czyn­ka spra­wia­ła. Zna­my list wy­sto­so­wa­ny przez Fau­sty­nę Piąt­kow­ską do cór­ki po ode­bra­niu jed­ne­go z ta­kich pism, po­ucze­nie, któ­re niech bę­dzie tu ele­men­tem cha­rak­te­ry­sty­ki oby­cza­jo­wo­ści i pe­da­go­gi­ki, ja­kie wpo­jo­no Ma­rii Piąt­kow­skiej. „Ma­rio. Bar­dzo mnie smut­ny list do­szedł, zmar­twi­łam się okrop­nie, a ty je­steś tego wszyst­kie­go po­wo­dem, do­no­si mi Cio­cia, że je­steś tak zła, upar­ta i nic się uczyć nie chcesz, że to wy­obra­że­nie prze­cho­dzi. Ty się ma­leń­ka za­sta­nów się nad sobą , jaka bę­dzie przy­szłość two­ja, jak się z tych wad nie po­pra­wisz, każ­dy bę­dzie tobą po­gar­dzać, nikt cię nie ze­chce wi­dzieć u sie­bie, każ­dy bę­dzie się lę­kał cie­bie jak za­po­wie­trzo­nej, a co naj­waż­niej­sza, że okrop­nie tym grze­szysz, bo je­steś po­wo­dem okrop­nych umar­twień dla ko­cha­nych two­ich opie­ku­nów i nam sta­rym po­cie­chy z cie­bie nie ma, wy­bie­ram się do was cią­gle, ale z wiel­ką bo­le­ścią, bo do tego mnie do­pro­wa­dzasz swo­im po­stę­po­wa­niem . Po­praw się, we­zwij Boga na po­moc, módl się do Prze­mie­nie­nia Pań­skie­go, mów Ko­ron­kę, aby Bóg się zli­to­wał nad tobą i nad nami, i zmie­nił twój zły taki cha­rak­ter. Ca­łu­ję cię i bło­go­sła­wię z wiel­kim wes­tchnie­niem do Boga o two­ją po­pra­wę, two­ja Mat­ka Fau­sty­na Piąt”³⁴.

Po­ucze­nie i mo­dli­twy od­nio­sły po­żą­da­ny sku­tek. Tak się na­wet zło­ży­ło, że su­ro­wy cha­rak­ter Mi­cha­li­ny Tau­bo­wej, jej spo­sób by­cia i spoj­rze­nie na świat w ma­łym stop­niu od­bi­ły się na cha­rak­te­rach jej có­rek, zo­sta­ły na­to­miast prze­ka­za­ne wy­cho­wa­ni­cy. „Głę­bo­ka i su­ro­wa re­li­gij­ność, pu­ry­tań­ska nie­chęć do ra­do­ści ży­cia, wier­ność prak­ty­kom i ob­rząd­kom Ko­ścio­ła, na poły re­li­gij­ne prze­cho­wy­wa­nie tra­dy­cji ro­dzin­nych” – te ce­chy wy­mie­nia pi­sarz jako wia­no odzie­dzi­czo­ne przez mat­kę po Mi­cha­li­nie Tau­bo­wej³⁵. „Naj­uko­chań­sza Cio­cia”, przez mło­de po­ko­le­nie zwa­na „ba­bu­nią Mi­siu­nią”, któ­rą z cza­sem wła­sne dzie­ci i wnu­ki trak­to­wa­ły z po­łą­cze­niem re­we­ren­cji i po­bła­ża­nia, po­zo­sta­ła dla wy­cho­wa­ni­cy ide­ałem ko­bie­ty.

Nie­wie­le wia­do­mo o in­nych niż ro­dzi­na Tau­bów krew­nych Ma­rii, po­nad to, iż brat Le­opol­da Piąt­kow­skie­go, Le­onard Piąt­kow­ski, mar­sza­łek po­wia­tu hu­mań­skie­go i wła­ści­ciel ma­jąt­ku w Ochma­to­wie, opi­sy­wa­ny przez Au­gu­sta Iwań­skie­go se­nio­ra jako czło­wiek eks­cen­trycz­ny i bo­ga­ty, był za­ło­ży­cie­lem „ar­ty­stycz­nej li­nii” Piąt­kow­skich. Jego sy­nem był Hen­ryk Piąt­kow­ski (ur. 1853), ma­larz i au­tor szki­ców po­świę­co­nych li­te­ra­tu­rze i hi­sto­rii sztu­ki, zaś wnucz­ką pi­sar­ka i ma­lar­ka Na­ta­lia Dzierż­ków­na (ur. 1861), cór­ka Mi­ro­sła­wy („Ma­rii”) z Piąt­kow­skich Dzierż­ko­wej (ur. 1837) (dla Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza „cio­ci Mi­lu­ni”) i Ot­to­na Hen­ry­ka Dzierż­ka (zm. 1877).

Ma­ria do­ra­sta­ła w to­wa­rzy­stwie dzie­ci Tau­bów. Je­dy­ną róż­ni­cą w trak­to­wa­niu jej w tej ro­dzi­nie był fakt, że na­uczy­ciel­ka for­te­pia­nu dziew­czy­nek za­da­wa­ła jej do gry nud­ne utwo­ry sa­lo­no­we, pod­czas gdy jej star­sza o rok „sio­stra” Anna gra­ła so­na­ty Beetho­ve­na oraz wal­ce i ma­zur­ki Cho­pi­na. Ma­rię przy­go­to­wy­wa­no do obo­wiąz­ków żony i pani domu. Obie pan­ny wy­szły za mąż w tym sa­mym 1874 roku za spo­ro star­szych od sie­bie ka­wa­le­rów: Ma­ria za na­uczy­cie­la do­mo­we­go Bo­le­sła­wa An­to­nie­go Iwasz­kie­wi­cza, Anna za Sta­ni­sła­wa Kor­win Szy­ma­now­skie­go, ró­wie­śni­ka Bo­le­sła­wa, po­tom­ka za­moż­nej ro­dzi­ny, któ­rej ge­ne­alo­gia od XVIII wie­ku roz­dzie­la­ła się na li­nię ma­zo­wiec­ką i ukra­iń­ską, wła­ści­cie­la ma­jąt­ku w Or­łów­ce (dziś Or­ło­wa Bał­ka), przy­szłe­go dzie­dzi­ca Ty­mo­szów­ki.

„Oczy­wi­ście mał­żeń­stwo mo­ich dziad­ków było «uło­żo­ne»” – wspo­mi­na cór­ka pi­sa­rza, Ma­ria Iwasz­kie­wicz. „Bab­ka była bied­na, była w domu Tau­bów tzw. bied­ną ku­zyn­ką, któ­rej «na­wi­nął się» na­uczy­ciel do­mo­wy. Wy­da­li ją za mąż. Oj­ciec we wspo­mnie­niach na­wet su­ge­ru­je, że ro­dzi­ce chy­ba nie bar­dzo się ro­zu­mie­li. Chy­ba rze­czy­wi­ście nie, bo z tego, co oj­ciec pi­sze, bab­ka była bar­dzo ła­god­ne­go uspo­so­bie­nia. Ale też na przy­kład mó­wi­ła pa­ro­ma ję­zy­ka­mi. Dzia­dek Bo­le­sław nie mó­wił żad­nym ję­zy­kiem, więc na­wet wy­kształ­ce­nie było inne. Bab­ka była bar­dzo mu­zy­kal­na i wraż­li­wa na mu­zy­kę – on był nie­mu­zy­kal­ny zu­peł­nie. Oczy­wi­ście są to drob­ne prze­słan­ki, ale wska­zu­ją na ja­kiś roz­ziew w tym mał­żeń­stwie”³⁶.

Kil­ka mie­się­cy po ślu­bie, któ­ry od­był się 15 kwiet­nia 1874 roku w ko­ście­le ka­to­lic­kim w Sit­kow­cach, pań­stwo mło­dzi wy­je­cha­li do Rygi. 1 sierp­nia 1874 roku Bo­le­sław Iwasz­kie­wicz pod­pi­sał z Ka­ro­lem Eu­ge­niu­szem Tau­be umo­wę, na mocy któ­rej Iwasz­kie­wi­czo­wie zo­bo­wią­za­li się na okres pię­ciu lat przy­jąć na wy­cho­wa­nie trzech chłop­ców w wie­ku gim­na­zjal­nym: pięt­na­sto­let­nie­go Ada­ma (syna Ka­ro­la Eu­ge­niu­sza), sie­dem­na­sto­let­nie­go Alek­san­dra i szes­na­sto­let­nie­go Ro­ma­na Tau­bów (sy­nów Gu­sta­wa Edwar­da). Mło­da żona, w cią­ży z pierw­szym dziec­kiem, mia­ła wdra­żać się w obo­wiąz­ki przy­szłej mat­ki. Bo­le­sław zo­bo­wią­zał się uczyć chłop­ców ję­zy­ków ro­syj­skie­go i pol­skie­go oraz pol­skiej li­te­ra­tu­ry.

Ostat­nie­go dnia 1874 roku, „z bra­ku to­wa­rzy­stwa i roz­ry­wek”, Ma­ria roz­po­czę­ła pi­sa­nie dzien­ni­ka, któ­ry na­zy­wa­no wów­czas „pa­mięt­ni­kiem”, de­kla­ru­jąc „moc­ne prze­ko­na­nie pi­sać go przez całe ży­cie, a przy­najm­niej przez cały mój po­byt w Ry­dze”³⁷. W pa­mięt­ni­ku wspo­mi­na o tra­pią­cej mał­żon­ków tę­sk­no­cie i nu­dzie, któ­rą prze­ry­wa­ło na­dej­ście pol­skich ga­zet i ksią­żek. Bo­le­sław czy­tał na głos naj­now­szą po­wieść Vic­to­ra Hugo Rok 93 oraz „po­waż­ne ar­ty­ku­ły z dzien­ni­ków”. Ma­ria za­pi­sy­wa­ła au­to­dy­dak­tycz­ne roz­my­śla­nia. „Te­raz je­stem bar­dzo szczę­śli­wa w po­ży­ciu z moim dro­gim Bo­le­sła­wem, Boże mój, daj ten spo­kój i szczę­ście za­trzy­mać jak naj­dłu­żej. Ja czu­ję i wiem, że do­mo­we szczę­ście naj­wię­cej od ko­bie­ty za­le­ży, jej to obo­wią­zek męża i wszyst­kich co ją ota­cza­ją uszczę­śli­wić – ale mnie to bar­dzo trud­no przy­cho­dzi, ja mam tak przy­kry i fan­ta­stycz­ny cha­rak­ter, tak umiem wszyst­kim do­ku­czyć. Boże, do­daj mi siły do po­ko­na­nia mo­ich złych skłon­no­ści i wad, i tego przy­kre­go i nie­cier­pli­we­go cha­rak­te­ru”³⁸.

Ka­rol Eu­ge­niusz Tau­be, jak pa­mię­ta­my, w for­mie pre­zen­tu ślub­ne­go dla mło­dej pary za­pro­te­go­wał Bo­le­sła­wa na sta­no­wi­sko ofi­cja­li­sty w cu­krow­ni w Sit­kow­cach, a póź­niej w Kal­ni­ku. Ro­dzi­na miesz­ka­ła ko­lej­no w tych miej­sco­wo­ściach. Pa­mięt­nik Ma­rii zo­stał prze­rwa­ny jesz­cze przed wy­jaz­dem z Rygi i już do koń­ca ży­cia nie mia­ła cza­su, by do nie­go po­wró­cić. Bo­le­sław zna­lazł się w gru­pie spo­łecz­nej „in­te­li­gen­cji tech­nicz­nej”, wy­wo­dzą­cej się ze zu­bo­ża­łej drob­nej szlach­ty, zie­miań­stwa i ele­men­tu na­pły­wo­we­go, pra­wie bez wy­jąt­ku re­pre­zen­to­wa­nej na Ukra­inie przez Po­la­ków.

Iwasz­kie­wi­czo­wie stwo­rzy­li dom re­ali­zu­ją­cy za­sa­dę umia­ru, „po­prze­sta­wa­nia na swo­im”. Do­cho­dy z pra­cy Bo­le­sła­wa oraz z pro­wa­dzo­ne­go przez Ma­rię nie­wiel­kie­go wiej­skie­go go­spo­dar­stwa po­zwa­la­ły utrzy­mać ro­dzi­nę. Na świat przy­cho­dzi­ły ko­lej­no dzie­ci: Bo­le­sław ju­nior (ur. 1875), Sta­ni­sław (1876-1877), He­le­na (ur. 1879), Anna (ur. 1882), Ja­dwi­ga (ur. 1886) i Ja­ro­sław (ur. 1894).Strona Byszew

La­tem 1911 roku mia­ła miej­sce jesz­cze jed­na zmia­na bo­ha­te­rów na sce­nie ży­cia Ja­ro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza. Wy­da­rze­niem, któ­re tę zmia­nę spo­wo­do­wa­ło, było za­pro­sze­nie ze stro­ny mat­ki gim­na­zjal­ne­go ko­le­gi, Jó­ze­fa Świer­czyń­skie­go, do domu jego wuja Jó­ze­fa Plich­ty w By­sze­wach pod Ło­dzią. Co roku spę­dza­ło tam wa­ka­cje sze­ściu bra­ci Świer­czyń­skich. Ja­ro­sław miał przy­go­to­wać do po­praw­ko­wych eg­za­mi­nów z ma­te­ma­ty­ki i ła­ci­ny młod­sze­go bra­ta Jó­ze­fa, Win­cen­te­go, a z sa­mym Jó­ze­fem ćwi­czyć ję­zyk ro­syj­ski. Ofe­ro­wa­ne przez He­le­nę Świer­czyń­ską wy­na­gro­dze­nie było ni­skie: dwa­dzie­ścia ru­bli za całe lato i dzie­sięć ru­bli pre­mii za po­myśl­nie zda­ne eg­za­mi­ny. Wła­ści­wym ho­no­ra­rium oka­zy­wa­ło się samo za­pro­sze­nie: po­kry­cie kosz­tów po­dró­ży, utrzy­ma­nie i po­byt w zie­miań­skim ma­jąt­ku, od­mien­nym od po­dob­nych na Ukra­inie, za­nu­rzo­nym w kul­tu­rze, któ­rej mło­dy Ja­ro­sław nie znał. Iwasz­kie­wicz, uty­sku­jąc na wa­run­ki fi­nan­so­we, ofer­tę przy­jął i choć pra­ca w By­sze­wach nie przy­nio­sła mu na­wet obie­cy­wa­ne­go ho­no­ra­rium (Wi­cek ob­lał ma­te­ma­ty­kę i ko­re­pe­ty­tor nie otrzy­mał po­ło­wy pre­mii, za całe prze­pra­co­wa­ne lato za­in­ka­so­wał trzy­dzie­ści ru­bli), nig­dy tej de­cy­zji nie ża­ło­wał.

Dro­ga do By­szew, pod­ję­ta w to­wa­rzy­stwie Jó­ze­fa Świer­czyń­skie­go, pro­wa­dzi­ła przez nie­wi­dzia­ną od sied­miu lat War­sza­wę. Ja­ro­sław zo­ba­czył nowy most Mi­ko­ła­jew­ski, elek­trycz­ne tram­wa­je. W pod­miej­skim po­cią­gu, któ­rym chłop­cy je­cha­li do Ro­go­wa, za­sko­czy­ło go, że wszy­scy pa­sa­że­ro­wie mó­wią po pol­sku. Poza tym ob­ser­wo­wa­ne na każ­dym kro­ku róż­ni­ce „ko­ro­niar­skich” oby­cza­jów wy­da­ły mu się „zdrob­nie­niem” ukra­iń­skie­go sty­lu ży­cia, za­sto­so­wa­niem go do szczu­płych roz­mia­rów tu­tej­szych pól, ma­jąt­ków i do­mów.

„By­sze­wy – pi­sał – leżą w ob­szer­nej do­li­nie po­ło­żo­nej w trój­ką­cie dróg po­mię­dzy Brze­zi­na­mi, Ło­dzią a Stry­ko­wem. Cała ta oko­li­ca jest lek­ko fa­li­sta, pola prze­gra­dza­ją rowy i ka­mien­ne pło­ty, a peł­ne wdzię­ku wzgó­rza uroz­ma­ica­ją licz­ne roz­sia­ne zbio­ro­wi­ska ka­mie­ni, peł­ne je­żyn i in­nych ja­gód. Od cza­su do cza­su na ta­kim polu, okry­tym ży­tem lub żół­tą płach­tą łu­bi­nu, sto­ją sa­mot­ne kształt­ne drze­wa po­lnych grusz. Na wzgó­rzach wid­nie­ją lasy lub ga­iki w dole bły­ska­ją lu­stra sta­wów ze sta­ry­mi mły­na­mi, sta­wów, gdzie wśród wy­kro­tów drze­mią wiel­kie raki”¹. Dwór „przy­siadł” po­środ­ku do­li­ny, oto­czo­ny przez łąki z sze­re­giem oczek wod­nych. Pro­wa­dzi­ła doń roz­le­gła kasz­ta­no­wa ale­ja, zaś z trzech stron ota­cza­ły go pięk­ne drze­wa orze­cho­we, spod któ­rych wcho­dzi­ło się w so­sno­we za­gaj­ni­ki i ciem­ne kępy ol­szy­ny ob­ra­sta­ją­ce oczka wod­ne. Gdzie­nieg­dzie spo­ty­ka­ło się wy­nio­słe sta­re dęby.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: