Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak nie umrzeć przedwcześnie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jak nie umrzeć przedwcześnie - ebook

Przystępna i aktualna książka napisana przez lekarza, który przekonuje, że możemy ustrzec się wielu poważnych chorób dzięki odpowiedniemu odżywianiu. Każdy z piętnastu rozdziałów poświęcony jest innej chorobie oraz zaskakująco prostym sposobom pozwalającym jej uniknąć. Autor omawia również dwanaście grup pokarmów, które powinniśmy wprowadzić do swojej codziennej diety, żeby czuć się lepiej i żyć dłużej. Wszystkie zalecenia doktora Gregera są poparte wieloletnimi badaniami.

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-027-0
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Przedmowa

Wszystko zaczęło się od mojej babki.

Byłem jeszcze dzieckiem, kiedy lekarze odesłali ją w wózku inwalidzkim do domu, by tu umarła. Z diagnozą choroby wieńcowej w końcowym stadium miała już za sobą tak wiele by-passów, że chirurdzy zrezygnowali z dalszych prób – uszkodzenia powodowane przez każdą operację na otwartym sercu wymagały następnej operacji, jeszcze trudniejszej, aż w końcu zostaliśmy bez wyjścia. Była przykuta do wózka inwalidzkiego i dręczona przez nieznośne bóle w piersi. Lekarze powiedzieli, że nie mogą jej już w niczym pomóc. Jej życie dobiegało końca w wieku sześćdziesięciu pięciu lat.

Myślę, że tym, co skłania wielu młodych ludzi do wyboru zawodu lekarza, jest obserwowanie w dzieciństwie ciężkiej choroby lub nawet śmierci kogoś bliskiego. W moim przypadku była to możliwość przyglądania się, jak zdrowie babki ulega poprawie.

Wkrótce po tym, jak została wypisana ze szpitala, by spędzić swoje ostatnie dni w domu, w programie 60 Minutes przedstawiono postać Nathana Pritikina, pioniera medycyny profilaktycznej, który zdobył sobie reputację lekarza potrafiącego zwalczyć chorobę serca nawet w stanie terminalnym. Właśnie otworzył nowy ośrodek w Kalifornii i moja babka w desperacji zdobyła się na podróż przez cały kraj, by zostać jedną z pierwszych jego pacjentek. W ośrodku chorzy byli przestawiani na dietę roślinną, a następnie brali udział w stopniowo rozszerzanym programie ćwiczeń. Moją babkę zawieziono tam na wózku, a wyszła stamtąd o własnych siłach.

Nigdy tego nie zapomnę.

Znalazło się nawet dla niej miejsce w biografii Pritikina zatytułowanej Pritikin: The Man Who Healed America’s Hearth (Pritikin. Człowiek, który uleczył serce Ameryki). Babkę opisano w niej jako jedną z osób „stojących u wrót śmierci”:

Frances Greger z North Miami na Florydzie przyjechała do Santa Barbara na jedną z pierwszych sesji Pritikina, siedząc w wózku inwalidzkim. Miała rozwiniętą chorobę serca, dusznicę bolesną i chromanie przestankowe. Jej stan był tak zły, że nie mogła chodzić, gdyż doznawała przy tym silnych bólów w piersi i nogach. Jednakże w ciągu trzech tygodni nie tylko wstała ze swojego wózka, ale nawet zaczęła odbywać dziesięciomilowe spacery1.

Dla mnie, dziecka, liczyło się tylko jedno: mogłem znowu bawić się z babcią. Z upływem lat dorosłem do zrozumienia, jak ważna rzecz się zdarzyła. W tamtych czasach lekarze nie wyobrażali sobie nawet, by było możliwe wyleczenie choroby wieńcowej. Aby opóźnić jej postępy, podawano chorym leki, a interwencje chirurgiczne sprowadzały się do omijania zablokowanych odcinków tętnic, co łagodziło symptomy choroby. Zakładano, że stan chorego będzie się nieuchronnie pogarszał aż do jego śmierci. Dziś wiemy, że po odstawieniu zapychającej tętnice żywności rozpoczyna się proces samoistnego powrotu do zdrowia i w wielu przypadkach naczynia krwionośne udrażniają się bez udziału leków czy interwencji chirurgicznej.

Moja babka usłyszała od lekarzy wyrok śmierci w wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Dzięki zdrowej diecie i stylowi życia przez kolejne trzydzieści jeden lat cieszyła się obecnością na tym świecie i towarzystwem swoich sześciorga wnucząt. Kobieta, której w pewnym momencie lekarze dawali tylko kilka tygodni życia, zmarła dopiero w wieku dziewięćdziesięciu sześciu lat. Jej niemal cudowne wyzdrowienie nie tylko zainspirowało jednego z owych wnuków do robienia kariery w medycynie, ale nawet pozwoliło jej dotrwać w zdrowiu do chwili, gdy otrzymał dyplom lekarza.

W czasie gdy stałem się lekarzem, wielcy pionierzy w rodzaju Deana Ornisha, założyciela i prezesa niekomercyjnego Instytutu Badań Medycyny Profilaktycznej, zdążyli już udowodnić bez cienia wątpliwości, że odkrycia Pritikina były prawdziwe. Wykorzystując najnowsze osiągnięcia techniczne – tomografię pozytonową (PET)2, arteriografię naczyń wieńcowych3 i wentrykulografię4 – dr Ornish i jego współpracownicy wykazali, że podejście zupełnie nietechniczne – odpowiednia dieta i zmiana stylu życia – jest w stanie odwrócić postępy choroby wieńcowej, naszego czołowego zabójcy.

Prace zespołu dr. Ornisha publikowano w najbardziej prestiżowych pismach medycznych świata. A jednak praktyka lekarska zmieniła się w znikomym stopniu. Dlaczego? Dlaczego lekarze wciąż zapisują pacjentom leki i odwołują się do chirurgii, dlaczego próbują jedynie tłumić objawy choroby serca, by odwlec to, co przywykli uważać za nieuchronne – przedwczesną śmierć?

Pobudziło mnie to do działania. Otworzyły mi się oczy i dostrzegłem, że na kształt medycyny obok nauki wywierają wpływ także inne siły. Amerykański system ochrony zdrowia opiera się na modelu płatnej usługi, w którym lekarze czerpią zyski z zapisywanych pacjentom leków i procedur. System ten nagradza ilość, a nie jakość. Nic nie zarabiamy, poświęcając czas na przekonywanie pacjentów o korzyściach ze zdrowego sposobu odżywiania się. Gdyby lekarzom płacono za skuteczność, mieliby finansową motywację do zajmowania się źródłami chorób związanymi ze stylem życia. Dopóki system wynagradzania lekarzy nie zostanie zmodyfikowany, nie spodziewałbym się dużych zmian na lepsze w opiece zdrowotnej i edukacji medycznej5.

Tylko co czwarta uczelnia medyczna oferuje osobny kurs zasad zdrowego odżywiania6. Gdy po raz pierwszy starałem się o przyjęcie na uczelnię, Uniwersytet Cornella, facet przeprowadzający ze mną rozmowę wstępną stwierdził z emfazą: „Sposób odżywiania się nie ma większego wpływu na ludzkie zdrowie”. A był to pediatra! Wiedziałem, że mam przed sobą długą drogę. Kiedy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że jedynym medykiem, jaki kiedykolwiek zadał mi pytanie, co jada któryś z członków naszej rodziny, był nasz weterynarz.

Dziewiętnaście uczelni było gotowych mnie przyjąć. Zdecydowałem się na Uniwersytet Tuftsa, ponieważ oferował najobszerniejszy kurs dietetyki – dwadzieścia jeden godzin zajęć, co i tak stanowiło mniej niż jeden procent całego programu.

W toku mojej edukacji medycznej przedstawiciele firm farmaceutycznych fundowali mi niezliczone obiady ze stekiem i wręczali fikuśne gadżety, lecz ani razu nie odezwał się do mnie ktoś od producentów brokułów. Wielkie korporacje mają potężne budżety na promocję – dlatego słyszycie o najnowszych lekach w telewizji. Z tego samego powodu zapewne nigdy nie widzieliście reklamy słodkich ziemniaków i dlatego też wiedza o tym, jak wielki wpływ ma sposób odżywiania się na zdrowie i długość życia, nie może się przebić do szerokiej publiczności: niewiele na tym można zarobić.

Podczas studiów, chociaż miałem te dwadzieścia jeden godzin dietetyki, nie usłyszałem żadnej wzmianki o znaczeniu diety w przypadku chorób przewlekłych. Interesowałem się tym zagadnieniem wyłącznie ze względu na własną historię rodzinną.

Pochłonął mnie w tym czasie problem: skoro skuteczny sposób leczenia choroby zabijającej najwięcej Amerykanów zaginął gdzieś w czeluściach literatury medycznej, to co jeszcze się w niej kryje? Dojście do tego wszystkiego stało się moją życiową misją.

Lata spędzone w Bostonie zeszły mi w większości na błądzeniu pomiędzy zakurzonymi półkami w podziemiu Harwardzkiej Biblioteki Medycznej Countwaya. Rozpocząłem praktykę lekarską, ale niezależnie od tego, iloma pacjentami zajmowałem się codziennie w klinice, tylko sporadycznie miałem okazję wpłynąć na styl życia całych rodzin. Czułem, że jest to kropla w morzu potrzeb. Wybrałem inną drogę.

Przy wsparciu Amerykańskiego Stowarzyszenia Studentów Medycyny postawiłem sobie za cel wygłaszanie co dwa lata wykładu w każdej uczelni medycznej kraju, aby w ten sposób wywrzeć wpływ na całe nowe pokolenie lekarzy. Pragnąłem, żeby żaden świeżo upieczony lekarz nie opuszczał szkoły bez tego narzędzia – wiedzy o potędze właściwego żywienia – w swojej lekarskiej torbie. Skoro moja babka nie umarła w wyniku choroby wieńcowej, to nie powinno się to zdarzać żadnemu starcowi.

Bywały okresy, kiedy wygłaszałem po czterdzieści prelekcji miesięcznie. Przyjeżdżałem do jakiegoś miasta, z samego rana miałem wystąpienie w Rotary Club, po lunchu przedstawiałem prezentację na uczelni medycznej, a wieczorem przemawiałem na zebraniu lokalnej społeczności. Niemal mieszkałem w samochodzie. W sumie odbyłem ponad tysiąc wystąpień na całym świecie.

Oczywiście nie dało się tak żyć na dłuższą metę. Z tego powodu rozpadło się moje małżeństwo. Ponieważ miałem więcej zaproszeń, niż byłem w stanie przyjąć, zacząłem wyniki moich prac badawczych nagrywać na płyty DVD, tworząc serię pod tytułem Latest in Clinical Nutrition (Dietetyka kliniczna). Aż trudno uwierzyć, że zbliżam się już do trzydziestego odcinka. Zysk ze sprzedaży tych płyt przeznaczam bezpośrednio na cele charytatywne, podobnie jak honoraria za wykłady i dochody z książek, także z tej, którą właśnie czytacie.

Korupcyjny wpływ kapitału na medycynę wydaje mi się jeszcze poważniejszy w dziedzinie odżywiania. Każdy ma tu jakiś ulubiony cudotwórczy produkt. Wiele jest głęboko zakorzenionych dogmatów, a informacje zbyt często dobierane tendencyjnie dla poparcia przyjętych z góry tez.

To prawda, ja też mam swoje przegięcia. Chociaż moją pierwotną motywacją była troska o zdrowie ludzkie, z czasem stałem się wręcz miłośnikiem zwierząt. Naszym domem rządzą trzy koty i pies, a ja sam poświęciłem dużą część życia zawodowego na pracę dla Human Society of the United States¹ w roli dyrektora do spraw zdrowia publicznego. Tak więc – podobnie jak wielu innych ludzi – troszczę się o los zwierząt, które zjadamy, ale przede wszystkim jestem lekarzem. Moim podstawowym obowiązkiem zawsze była troska o pacjentów i zawsze dbałem o możliwie dobre wyważenie argumentów.

W klinice docierałem do setek osób, podczas prelekcji objazdowych do tysięcy. Lecz ta życiowo ważna informacja powinna docierać do milionów. Zapukałem do Jesse’a Rascha, kanadyjskiego filantropa, który zgodził się z moim poglądem, że oparta na naukowych dowodach wiedza o prawidłowym odżywianiu powinna być łatwo dostępna dla wszystkich. Fundacja założona przez niego i jego żonę Julie zamieściła wszystkie moje prace w sieci – tak narodził się portal NutritionFacts.org. Siedząc w piżamie przed komputerem, mogę teraz przemawiać do większej liczby ludzi niż wtedy, gdy osobiście przemierzałem świat.

Samowystarczalna organizacja non profit NutritionFacts.org dysponuje obecnie ponad tysiącem prezentacji wideo na niemal każdy istotny temat z dziedziny odżywiania, a ja codziennie dodaję nowe filmy i artykuły. Wszystko to jest dostępne za darmo i bez ograniczeń. Nie ma tam reklam, nie sponsorują nas żadne korporacje. To po prostu dzieło miłości.

Kiedy przed ponad dziesięciu laty rozpoczynałem tę pracę, sądziłem, że właściwym rozwiązaniem jest szkolenie medyków, edukacja zawodowa. Lecz wobec demokratyzacji dostępu do informacji lekarze nie mogą dłużej strzec swojego monopolu na wiedzę o ludzkim zdrowiu. Sądzę, że w przypadku prostych i bezpiecznych zaleceń dotyczących stylu życia o wiele skuteczniejsze jest docieranie bezpośrednio do pacjentów. W niedawnym ogólnokrajowym badaniu nad poradami lekarskimi wyszło na jaw, że tylko jeden na pięciu palaczy był przez swego lekarza pouczany, że powinien rzucić papierosy7. Nie musisz czekać, aż lekarz powie ci, że palenie jest szkodliwe, i podobnie nie musisz na niego czekać, żeby zacząć zdrowiej się odżywiać. Razem możemy zademonstrować moim kolegom medykom prawdziwą potęgę zdrowego stylu życia.

Mieszkam dziś na przedmieściu Waszyngtonu w odległości przejażdżki na rowerze od Narodowej Biblioteki Medycznej, największej tego typu placówki na świecie. Tylko w ostatnim roku wpłynęło do niej ponad dwadzieścia cztery tysiące prac z dziedziny odżywiania. Mam teraz do dyspozycji znakomity zespół zawodowych researcherów oraz całą armię wolontariuszy, którzy pomagają mi w przekopywaniu tej góry nowych informacji. Niniejsza książka to nie tylko jeszcze jedno medium, za pomocą którego mogę się dzielić moimi odkryciami, lecz także długo oczekiwana okazja do przekazania przydatnych rad, jak tę życiodajną wiedzę wykorzystać w praktyce dnia codziennego.

Myślę, że moja babka byłaby ze mnie dumna.

1. Human Society of the United States – największa amerykańska organizacja społeczna działająca na rzecz ochrony zwierząt (wszystkie przypisy dolne pochodzą od tłumacza).Rozdział 1

Jak nie umrzeć na serce

Wyobraźmy sobie, że terroryści rozsiewają zarazek choroby, która szerzy się bezlitośnie, pochłaniając życie blisko czterystu tysięcy Amerykanów rocznie. Oznacza to, że rok po roku, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, co osiemdziesiąt trzy sekundy umiera jedna osoba. Taka pandemia byłaby codziennie obecna na czołówkach gazet i wiadomości telewizyjnych. Zmobilizowalibyśmy armię, rzucilibyśmy nasze najlepsze umysły medyczne do poszukiwań lekarstwa na tę plagę. Krótko mówiąc, nie spoczęlibyśmy, dopóki terroryści nie zostaliby powstrzymani.

Szczęśliwie nie tracimy co roku setek tysięcy istnień ludzkich z powodu choroby, której można zapobiec… Czyżby?

Niestety, tracimy. Broń biologiczna, o której mowa, nie jest bakterią rozpowszechnianą przez terrorystów, lecz co roku zabija więcej mieszkańców Ameryki, niż zginęło ich łącznie we wszystkich naszych minionych wojnach. A przeciwstawić się jej można nie w laboratoriach, lecz w sklepach spożywczych, kuchniach i jadalniach. Nie musimy się zbroić w szczepionki ani antybiotyki. Wystarczy zwykły widelec.

Co się więc dzieje? Jeśli epidemia szerzy się na tak masową skalę, dlaczego nie działamy bardziej energicznie?

Zabójca, o którym mówię, to choroba niedokrwienna serca. Dotyka ona prawie każdego, kto wychował się na standardowej amerykańskiej diecie.

Nasz największy zabójca

Amerykański zabójca numer jeden to szczególnego rodzaju terrorysta: są to złogi tłuszczu na wewnętrznych ściankach naszych tętnic. U większości Amerykanów odżywiających się w typowy sposób tłuszcz gromadzi się wewnątrz naczyń wieńcowych – tętnic okalających serce (stąd nazwa) i zasilających je krwią bogatą w tlen. Zjawisko to, znane jako miażdżyca albo arterioskleroza, od greckich słów athere (kasza) i sklerosis (sztywność), polega na utwardzeniu tętnic na skutek osadzania się na ich wewnętrznej wyściółce bogatych w cholesterol płytek miażdżycowych. Proces ten trwa dziesięcioleciami, stopniowo ograniczając przestrzeń wewnątrz tętnic, zwężając drogę, którą płynie krew. Zmniejszenie dopływu krwi do mięśnia sercowego może podczas większego wysiłku powodować ból i uczucie ucisku w piersi, co jest określane potocznie jako dusznica bolesna. Jeśli płytka miażdżycowa oderwie się, wewnątrz tętnicy może powstać zator. Takie nagłe zablokowanie dopływu krwi powoduje zawał, w wyniku którego część serca ulega uszkodzeniu lub nawet całkowitemu zniszczeniu.

Kiedy myślicie o chorobie serca, zapewne przychodzą wam do głowy znajomi lub bliscy, którzy całymi latami skarżyli się na bóle w piersi i krótki oddech, zanim doszło do najgorszego. Jednakże u większości Amerykanów umierających na zawał serca pierwszy jego objaw bywa ostatnim1. Mówi się wtedy o „nagłej śmierci sercowej” – zgon następuje w ciągu godziny od pierwszych objawów. Inaczej mówiąc, możecie nawet nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia, a potem jest już za późno. Możecie czuć się świetnie, a w godzinę później nie ma was na świecie. Dlatego ważne jest przede wszystkim zapobieganie chorobie wieńcowej, nawet jeśli nie macie pewności, czy na nią cierpicie.

Pacjenci często pytają mnie: „Czy ta choroba nie jest po prostu skutkiem starości?”. Domyślam się, skąd się bierze to powszechne nieporozumienie. Przecież nasze serce w ciągu przeciętnego ludzkiego życia uderza dosłownie miliardy razy. Co w tym dziwnego, że w końcu kiedyś się psuje? Nic podobnego.

Dysponujemy silnymi dowodami na to, że w przeszłości istniały na świecie ogromne obszary, na których epidemia choroby wieńcowej po prostu nie występowała. Na przykład w znanych badaniach pod nazwą China-Cornell-Oxford Project uczeni analizowali nawyki żywieniowe i występowanie przewlekłych schorzeń u ludności wiejskich terenów Chin. W prowincji Guizhou, liczącej pół miliona mieszkańców, wśród mężczyzn poniżej sześćdziesiątego piątego roku życia nie odnotowano w ciągu trzech lat ani jednego przypadku śmierci, który można by przypisać chorobie wieńcowej2.

W latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku wykształceni na Zachodzie lekarze pracujący w rozbudowanej sieci szpitali misyjnych na terenie Afryki Subsaharyjskiej zauważyli, że liczne przewlekłe choroby nękające populację tak zwanego wysoko rozwiniętego świata są w praktyce nieobecne w większej części tego kontynentu. W Ugandzie, wielomilionowym kraju wschodniej Afryki, chorobę wieńcową określono jako „prawie niewystępującą”3.

Ale może Afrykanie po prostu umierają wcześniej z powodu innych chorób i nie żyją dostatecznie długo, by doczekać śmiertelnego zawału? Nie. Lekarze porównywali wyniki sekcji zwłok mieszkańców Ugandy i Amerykanów zmarłych w takim samym wieku. Stwierdzili, że spośród 632 osób objętych badaniami w Saint Louis w stanie Missouri ofiarą zawału padło 136. A jak z 632 Ugandyjczykami? Jeden zawał. Obywatele Ugandy umierają na serce ponad sto razy rzadziej niż Amerykanie. Badacze byli równie poruszeni, kiedy przeanalizowali 800 dalszych przypadków śmierci w Ugandzie. Wśród ponad 1400 zmarłych poddanych autopsji znaleźli tylko jeden przypadek niewielkiego, zaleczonego uszkodzenia serca, co znaczy, że zawał nie był śmiertelny. W uprzemysłowionym świecie choroba wieńcowa jest czołowym zabójcą. W centralnej Afryce jest taką rzadkością, że zabija tylko jednego na tysiąc ludzi4.

Badania nad imigracją pokazują, że ta odporność na choroby serca nie ma źródła w afrykańskich genach. Kiedy ludzie przenoszą się z obszarów małego ryzyka do bardziej zagrożonych, przejmując styl życia i nawyki żywieniowe swojej nowej ojczyzny, odsetek chorych rośnie gwałtownie5. Wyjątkowo niskie wskaźniki schorzeń serca na prowincji Chin i w Afryce przypisuje się wyjątkowo niskiemu poziomowi cholesterolu u przedstawicieli tych populacji. Chociaż diety Chińczyków i Afrykanów są bardzo odmienne, mają coś wspólnego: w obu przypadkach podstawą jest żywność pochodzenia roślinnego, zboża i warzywa. Dzięki spożywaniu dużej ilości substancji włóknistych, a znikomej tłuszczów zwierzęcych średni poziom cholesterolu pozostaje poniżej 150 mg/dl6, 7, podobnie jak u osób przestrzegających nowoczesnej diety roślinnej8.

Jaki z tego wszystkiego wypływa wniosek? Że pojawienie się choroby wieńcowej zależy od naszego własnego wyboru.

Jeśli przyjrzymy się uzębieniu ludzi, którzy żyli ponad dziesięć tysięcy lat przed wynalezieniem szczoteczki do zębów, zauważymy, że nie ma w nim prawie wcale ubytków9. Przez całe życie nigdy nie czyścili zębów, a mimo to nie mieli dziur. To dlatego, że nie wynaleziono wtedy jeszcze słodkich batonów. Jeśli dziś psują nam się zęby, to dlatego, że przyjemność jedzenia słodyczy przedkładamy nad koszty leczenia i nieprzyjemne chwile w fotelu dentystycznym. Oczywiście sam też czasem ulegam pokusie – mam dobrego stomatologa! Ale co powiedzieć, jeśli chodzi o osad nie na zębach, ale w naszych tętnicach? To już nie jest kwestia usuwania kamienia nazębnego. To kwestia życia i śmierci.

Choroba niedokrwienna serca to najbardziej prawdopodobna przyczyna śmierci naszej i naszych bliskich. Oczywiście każdy ma prawo decydować o tym, co je i jaki tryb życia prowadzi, ale czy nie powinniśmy podejmować tych decyzji bardziej świadomie, po zapoznaniu się z możliwymi do przewidzenia konsekwencjami naszych zachowań? Tak jak możemy stronić od słodyczy, które niszczą uzębienie, możemy również unikać żywności obfitującej w tłuszcze trans, tłuszcze nasycone i cholesterol, która zatyka tętnice.

Przyjrzyjmy się, jak w ciągu naszego życia rozwija się choroba wieńcowa. Jakie proste wybory w kwestii diety dokonywane na dowolnym etapie mogą jej zapobiec, wstrzymać jej postępy, a nawet je odwrócić, zanim będzie za późno?

Czy oleje rybne to humbug?

Amerykańskie Stowarzyszenie na rzecz Serca (American Heart Association) zaleca osobom narażonym na chorobę wieńcową, by skonsultowały się ze swoimi lekarzami w kwestii suplementów zawierających oleje rybie omega-310. Po części za sprawą takich zaleceń kapsułki z tymi olejami stały się wielomiliardowym biznesem. Spożywamy obecnie ponad sto tysięcy ton olejów rybnych rocznie11.

Ale co mówi o tym nauka? Czy powszechne przekonanie o zbawiennym działaniu tych olejów, mających zapobiegać chorobom serca i je leczyć, nie jest mitem? Systematyczny przegląd badań opublikowany w „Journal of the American Medical Association” obejmuje wszystkie najbardziej rzetelne kliniczne próby oceny wpływu tłuszczów omega-3 na długość życia, prawdopodobieństwo zawału serca i nagłej śmierci. Uwzględniono prace odnoszące się nie tylko do olejów rybich, lecz także do zaleceń, by spożywać jak najwięcej tłustych ryb. Co się okazało? Badacze nie stwierdzili żadnego działania zapobiegającego chorobom serca ani zmniejszającego śmiertelność na skutek zawału czy z innych powodów12.

A w przypadku osoby, która przeżyła już zawał i chce zapobiec kolejnemu? Również tu oleje rybie nie przynoszą żadnej korzyści13.

Skąd się więc właściwie wziął pomysł, że tłuszcze omega-3 zawarte w rybach i oparte na olejach rybnych suplementy są dla nas korzystne? Sądzono w swoim czasie, że Eskimosi nie cierpią na choroby serca, lecz okazało się to mitem14. Natomiast wyniki pewnych wcześniejszych prac wyglądały obiecująco. Na przykład w głośnych badaniach DART z lat osiemdziesiątych, obejmujących dwa tysiące osób, wśród tych, którym zalecano spożywanie tłustych ryb, śmiertelność była mniejsza o 29 procent15. To robi wrażenie, nic więc dziwnego, że wyniki tych badań cieszyły się dużym zainteresowaniem. Entuzjaści zdają się jednak nie pamiętać o drugim cyklu prac, DART-2, który przyniósł dokładnie odwrotne dane. Badania przeprowadzone przez ten sam zespół naukowców objęły jeszcze większą grupę – trzy tysiące osób – lecz tym razem uczestnicy, którym zalecano jedzenie tłustych ryb, a w szczególności ci, którzy zażywali olej rybny w kapsułkach, okazali się bardziej narażeni na śmierć w wyniku zawału16, 17.

Po zestawieniu wszystkich badań uczeni doszli do wniosku, że stosowanie tłuszczów omega-3 w codziennej praktyce klinicznej nie znajduje uzasadnienia18. Co powinni czynić lekarze, kiedy ich pacjenci, kierując się zaleceniem Amerykańskiego Stowarzyszenia na rzecz Serca, dopytują o suplementy z olejem rybnym? Dyrektor wydziału lipidów i metabolizmu z Instytutu Chorób Krążenia Szkoły Medycznej Mount Sinai ujął to następująco: „Wobec negatywnego wyniku tej metaanalizy i innych podobnych naszym zadaniem powinno być powstrzymanie pacjentów przed korzystaniem z tych silnie skomercjalizowanych suplementów”19.

Choroby serca zaczynają się w dzieciństwie

Praca opublikowana w 1953 roku w „Journal of the American Medical Association” radykalnie zmieniła nasze poglądy na przebieg chorób serca. Badacze przeprowadzili serię trzystu sekcji zwłok Amerykanów w wieku około dwudziestu dwóch lat, poległych w wojnie koreańskiej. Co szokujące, u 77 procent tych żołnierzy stwierdzono wyraźne objawy miażdżycy naczyń wieńcowych. U niektórych tętnice były zablokowane nawet w 90 procentach lub więcej20. Badanie to wykazało dobitnie, że „sklerotyczne zmiany w naczyniach wieńcowych pojawiają się na całe lata i dekady przedtem, zanim choroba niedokrwienna serca stanie się klinicznie rozpoznawalna”21.

Późniejsze badania nad ofiarami nieszczęśliwych wypadków w wieku od trzech do dwudziestu sześciu lat ujawniły, że złogi tłuszczu – pierwszy etap arteriosklerozy – występują u niemal wszystkich amerykańskich dzieci około dziesiątego roku życia22. Gdy dochodzimy do dwudziestki i trzydziestki, złogi mogą mieć już postać pełnowymiarowych płytek miażdżycowych, takich, jakie stwierdzono u młodych amerykańskich żołnierzy poległych w Korei. A kiedy mamy czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, zaczynają nas one zabijać.

Jeśli czytelnik tych słów ma więcej niż dziesięć lat, pytanie nie brzmi, czy chciałby przez zdrowszy sposób odżywiania zapobiec chorobie wieńcowej, tylko czy chce w ten sposób odwrócić zmiany chorobowe, które najprawdopodobniej już u niego występują.

Ale jak wcześnie te złogi tłuszczowe zaczynają się pojawiać? Arterioskleroza może zacząć się jeszcze przed urodzeniem. Włoscy naukowcy badali stan tętnic u poronionych płodów i wcześniaków, które zmarły krótko po porodzie. Okazało się, że u tych, których matki miały wysoki poziom cholesterolu, częściej występowały uszkodzenia naczyń23. Odkrycie to sugeruje, że początki arteriosklerozy mogą się wiązać z nieprawidłowym odżywianiem nie tylko w dzieciństwie, ale nawet podczas ciąży.

Powszechnie wiadomo, że kobiety ciężarne powinny wystrzegać się palenia i alkoholu. W interesie następnego pokolenia leży, by również odpowiednio wcześnie zaczęły się zdrowiej odżywiać.

Według Williama C. Robertsa, redaktora naczelnego „American Journal of Cardiology”, jedynym czynnikiem ryzyka sprzyjającym tworzeniu się płytek miażdżycowych jest cholesterol, zwłaszcza podwyższony poziom cholesterolu LDL we krwi24. Istotnie, LDL jest określany jako „zły cholesterol”, ponieważ jest nośnikiem, za pomocą którego cholesterol osadza się w naszych tętnicach. Sekcje tysięcy młodych ofiar wypadków wykazały, że poziom cholesterolu we krwi ściśle koreluje z rozmiarami zmian miażdżycowych w tętnicach25. Aby znacząco obniżyć u siebie poziom cholesterolu LDL, musicie radykalnie ograniczyć spożycie trzech rodzajów substancji: po pierwsze tłuszczów trans, które są obecne w produktach wysoko przetworzonych, a w naturze – w mięsie oraz nabiale; po drugie tłuszczów nasyconych, występujących głównie w żywności pochodzenia zwierzęcego i tak zwanym śmieciowym jedzeniu; po trzecie – w mniejszym stopniu – naturalnego cholesterolu, który jest obecny wyłącznie w produktach zwierzęcych, zwłaszcza w jajach26.

Czy zauważyliście prawidłowość? Wszystkie trzy źródła złego cholesterolu – który jest najważniejszym czynnikiem ryzyka naszego zabójcy numer jeden – wiążą się z produktami zwierzęcymi i żywnością wysoko przetworzoną. Prawdopodobnie tłumaczy to, dlaczego w populacjach trzymających się tradycyjnej diety opartej na pokarmach roślinnych w zasadzie nie występuje epidemia chorób serca.

Cholesterol, głupcze!

Dr Roberts był nie tylko przez ponad trzydzieści lat redaktorem naczelnym „American Journal of Cardiology”, lecz także dyrektorem Baylor Heart and Vascular Institute. Ma na swoim koncie ponad tysiąc publikacji naukowych i jest autorem kilkunastu książek z dziedziny kardiologii. Zna się więc na tych sprawach.

W artykule wstępnym zatytułowanym It’s the Cholesterol, Stupid! (To cholesterol, głupcze!) wskazuje on, jak już było powiedziane, że w przypadku choroby wieńcowej istnieje tylko jeden istotny czynnik ryzyka: cholesterol27. Możesz być otyły, cierpieć na cukrzycę, dużo palić i unikać wysiłku fizycznego – twierdzi Roberts – a mimo to nie wystąpią u ciebie zmiany miażdżycowe, dopóki cholesterol w twojej krwi utrzymuje się na dostatecznie niskim poziomie.

Optymalny poziom cholesterolu LDL wynosi prawdopodobnie 50 do 70 mg/dl i najwyraźniej im go mniej, tym lepiej. To poziom, z którego startujesz w chwili narodzin, poziom obserwowany w populacjach, w których w zasadzie nie spotyka się chorób serca, a także poziom, przy którym postępy miażdżycy ulegają zahamowaniu28. LDL na poziomie około 70 mg/dl odpowiada całkowitej zawartości cholesterolu rzędu 150 mg/dl. W słynnym badaniu znanym jako Framingham Heart Study, długofalowym projekcie mającym na celu zidentyfikowanie czynników ryzyka choroby wieńcowej, poniżej tej wartości nie stwierdzono żadnych przypadków śmierci z powodu zawału serca29. Naszym celem powinno być więc sprowadzenie poziomu cholesterolu poniżej 150 mg/dl w całej populacji. „Jeśli to osiągniemy – pisze dr Roberts – wielka plaga zachodniej cywilizacji zostanie w praktyce wyeliminowana”30.

Średni poziom cholesterolu u mieszkańców Stanów Zjednoczonych jest o wiele wyższy niż 150 mg/dl, oscyluje wokół 200 mg/dl. Jeśli analiza krwi wykaże, że masz 200 mg/dl cholesterolu, twój lekarz powie ci, że utrzymujesz się w normie. Lecz w społeczeństwie, dla którego śmierć w wyniku zawału serca jest czymś powszednim, „normalny” poziom cholesterolu nie jest chyba powodem do radości.

Aby uchronić się przed niebezpieczeństwem zawału, powinieneś utrzymywać poziom cholesterolu LDL poniżej 70 mg/dl. Według dr. Robertsa są tylko dwa sposoby, by osiągnąć to w skali całej populacji: trzymać sto milionów Amerykanów przez całe życie na lekach albo przekonać ich, by zasadniczą część ich diety stanowiły nisko przetworzone pokarmy roślinne31.

A więc leki lub dieta. Farmaceutyki obniżające poziom cholesterolu są czymś powszechnie dostępnym, więc po co zmieniać nawyki żywieniowe, skoro można po prostu do końca życia łykać codziennie pigułkę? Niestety, jak zobaczymy w rozdziale 15, leki te, nawet łagodnie rzecz biorąc, nie są tak skuteczne, jak się potocznie sądzi, a ponadto mogą wywoływać niepożądane efekty uboczne.

Życzy pan sobie frytki z lipitorem?

Obniżający poziom cholesterolu lek o nazwie Lipitor jest najlepiej sprzedającym się medykamentem w historii, wartość jego sprzedaży na całym świecie przekroczyła 140 miliardów dolarów32. Leki z tej kategorii spotykają się w amerykańskim środowisku medycznym z takim entuzjazmem, że niektórzy przedstawiciele administracji ochrony zdrowia proponują podobno, by dodawać je do wody w kranie, jak to się czyni z fluorem33. Jedno z czasopism kardiologicznych sugerowało nawet półżartem, że restauracje typu fast food powinny oferować je obok keczupu dla zneutralizowania szkodliwego działania niezdrowych potraw34.

W przypadku osób poważnie zagrożonych chorobami serca, które nie chcą lub nie mogą obniżyć swojego poziomu cholesterolu w sposób naturalny za pomocą odpowiedniej diety, korzyści z zażywania tych leków są większe niż ryzyko. Powodują one jednak różne działania niepożądane, na przykład mogą szkodzić wątrobie lub mięśniom. Od pacjentów przyjmujących leki obniżające cholesterol niektórzy lekarze wymagają regularnego badania krwi, właśnie dlatego, by kontrolować stan wątroby. Szuka się także we krwi produktów rozpadu tkanki mięśniowej. Biopsje dowodzą, że leki te powodują uszkodzenia mięśni, nawet jeśli badania krwi tego nie potwierdzają, a pacjent nie odczuwa żadnego bólu ani osłabienia35. Związane z tym obniżenie siły mięśni i sprawności fizycznej może nie być wielkim problemem dla osób młodych, ale u seniorów podwyższa ryzyko upadków i urazów36.

Niedawno podniesiono także inne zagadnienia. W 2012 roku amerykańska Agencja Żywności i Leków nałożyła na producentów obowiązek umieszczania na opakowaniu leków przeciwcholesterolowych ostrzeżenia, że mogą one mieć niepożądany wpływ na pracę mózgu, na przykład powodować zaniki pamięci lub dezorientację. Wydaje się również, że zwiększają one niebezpieczeństwo cukrzycy37. Badania przeprowadzone w 2013 roku na kilku tysiącach pacjentek z rakiem piersi wskazują, że długotrwałe stosowanie tych leków może u kobiet nawet dwukrotnie zwiększać ryzyko tego nowotworu38. Największym zabójcą kobiet jest wciąż choroba wieńcowa, a nie rak piersi, więc korzyści być może są większe niż zagrożenie, ale po co narażać się na jakiekolwiek ryzyko, skoro można obniżyć sobie cholesterol w naturalny sposób?

Dieta oparta na pokarmach roślinnych obniża poziom cholesterolu równie skutecznie jak najdoskonalsze leki, przy tym bez niebezpiecznych efektów ubocznych39. W istocie „efekty uboczne” zdrowego sposobu odżywiania są raczej korzystne – zmniejsza się ryzyko nowotworów, nie ma zagrożenia dla wątroby i mózgu. Zajmiemy się tym w dalszej części książki.

Choroba wieńcowa jest uleczalna

Nigdy nie jest za wcześnie, by zacząć się zdrowo odżywiać, ale czy może być za późno? Tacy pionierzy zdrowego stylu życia jak Nathan Pritikin, Dean Ornish i Caldwell Esselstyn jr przestawiali pacjentów z zaawansowaną chorobą wieńcową na dietę roślinną zbliżoną do praktykowanej przez ludy azjatyckie i afrykańskie, które nie cierpią na schorzenia serca. Mieli nadzieję, że zdrowa dieta powstrzyma procesy chorobowe i nie pozwoli im się pogłębiać.

Zdarzyło się jednak coś niezwykłego.

Schorzenia pacjentów zaczęły się cofać. Ich stan zdrowia się poprawiał. Gdy tylko porzucili dietę zapychającą im tętnice, ich organizmy były zdolne do likwidacji złogów, które sobie wcześniej wytworzyły. Tętnice przeczyściły się bez udziału leków czy interwencji chirurgicznej, nawet w przypadku niektórych pacjentów z rozległą chorobą wieńcową obejmującą trzy główne tętnice. Najwidoczniej ciała tych ludzi cały czas były gotowe do wyzdrowienia, tylko wcześniej nie dano im na to szansy40.

Pozwólcie, że podzielę się z wami tym, co nazwano „najlepiej skrywanym sekretem medycyny”41: ludzkie ciało uzdrawia się samo, jeśli stworzy mu się odpowiednie warunki. Kiedy mocno walniesz się golenią o stolik do kawy, pojawi się na niej zaczerwienienie i bolesna opuchlizna. Jeśli pozwolisz organizmowi użyć jego własnej magii, noga sama wróci do normy. Ale jeśli będziesz uderzał się w to miejsce po trzy razy dziennie, przy śniadaniu, lunchu i obiedzie? Oczywiście nie wyzdrowiejesz nigdy.

Mógłbyś pójść do lekarza i poskarżyć się na ból nogi. „Żaden problem” – powie i sięgnie po druk, by wypisać ci receptę na środki przeciwbólowe. Wrócisz do domu, w dalszym ciągu będziesz obijał nogę o meble, ale dzięki pigułkom poczujesz się o wiele lepiej. Dzięki wam, niebiosa, za nowoczesną medycynę! To właśnie dzieje się, kiedy ludzie zażywają nitroglicerynę, by pozbyć się bólu w piersiach. Lekarstwo może przynieść wielką ulgę, lecz w żaden sposób nie wpływa na ukrytą przyczynę dolegliwości.

Twoje ciało dąży do odzyskania zdrowia, musisz mu tylko na to pozwolić. Jeśli jednak odnawiasz uraz trzy razy dziennie, to przerywasz proces ozdrowieńczy. Spójrzmy na związek palenia tytoniu z rakiem płuc. Jedną z najbardziej zdumiewających rzeczy, jakich się dowiedziałem podczas studiów medycznych, był fakt, że po piętnastu latach od rzucenia nałogu prawdopodobieństwo wystąpienia u ciebie nowotworu zrównuje się z tym samym wskaźnikiem dla osoby, która nie paliła nigdy42. Twoje płuca potrafią oczyścić się z całej tej nagromadzonej smoły i w końcu są w takim stanie, jakbyś nigdy nie miał w ustach papierosa.

Ciało chce być zdrowe. Każdej nocy w twoim życiu palacza, kiedy zapadasz w sen, rusza od nowa proces leczenia, który trwa aż do chwili, gdy… bum!… zapalasz nazajutrz rano pierwszego papierosa. Każdy wdech na nowo rani twoje płuca i podobnie każdy kęs niezdrowej żywności rani twoje tętnice. Możesz zachować umiar i tłuc się mniejszym młotkiem, ale po co w ogóle się bić? Lepiej świadomie wybrać inną drogę, zaniechać niszczenia własnego organizmu i dopuścić do głosu naturalny proces powrotu do zdrowia.

Endotoksyny kaleczą twoje tętnice

Niezdrowa dieta nie tylko zmienia budowę twoich tętnic, może również wpływać na ich funkcjonowanie. Tętnice to nie są zwykłe rurki, którymi płynie krew. To żywe i ruchliwe organy. Od prawie dwóch dziesięcioleci wiemy, że jedno danie typu fast food – w badaniu użyto McMuffina z kotletem wieprzowym i jajkiem – potrafi usztywnić tętnice na całe godziny, o połowę zmniejszając ich normalną zdolność do rozluźnienia się43. A kiedy pięć czy sześć godzin później ten stan zapalny zaczyna się cofać, przychodzi pora na lunch! I tętnice zapycha kolejna porcja niezdrowej żywności. W ten sposób naczynia krwionośne wielu mieszkańców Ameryki znajdują się w przewlekłym stanie zapalnym, o niewielkim natężeniu, lecz na dłuższą metę niebezpiecznym. Niezdrowe jedzenie wyrządza organizmowi szkody nie tylko na przestrzeni całych lat, lecz również tu i teraz, gdy tylko przejdzie przez twoje usta.

Pierwotnie badacze przypisywali całą winę tłuszczom zwierzęcym lub proteinom tego samego pochodzenia, lecz ostatnio skupiają uwagę na produkowanych przez bakterie substancjach określanych jako endotoksyny. Niektóre produkty żywnościowe, takie jak mięso, są środowiskiem bakterii, które mogą wywoływać stany zapalne, nawet jeśli posiłek jest gotowany. Endotoksyny nie rozkładają się w temperaturze gotowania, nie niszczą ich też kwasy żołądkowe ani enzymy trawienne, więc po spożyciu produktów pochodzenia zwierzęcego pozostają w naszych jelitach. Przypuszcza się, że następnie wraz z tłuszczami nasyconymi jako nośnikiem przenikają do krwiobiegu, wywołując w tętnicach reakcje zapalne44.

Być może wyjaśnia to, dlaczego pacjenci ze schorzeniami serca odczuwają ulgę po przejściu na dietę złożoną głównie z produktów roślinnych – owoców, warzyw, zbóż i roślin strączkowych. Dr Ornish podaje, że u pacjentów przestawionych na dietę roślinną liczba ataków duszności w ciągu zaledwie kilku tygodni spada o 91 procent, niezależnie od tego, czy wykonują zalecane ćwiczenia fizyczne45, czy nie46. Błyskawiczne ustąpienie dolegliwości, do którego dochodzi na długo przed tym, zanim organizm ma szansę uwolnić się od płytek miażdżycowych, sugeruje, że dieta roślinna nie tylko wspomaga oczyszczanie tętnic, lecz także poprawia ich bieżące funkcjonowanie. Dla kontrastu: w grupie kontrolnej pacjentów, którym zalecono, by kierowali się radami swoich lekarzy, liczba ataków dusznicy bolesnej wzrosła o 186 procent47. Nic dziwnego, że ich stan się pogorszył, skoro nadal spożywali te same pokarmy, które niszczyły ich tętnice.

O sile sprawczej zmian w diecie wiemy od dziesięcioleci. Dla przykładu: w 1977 roku „American Heart Journal” opublikował artykuł zatytułowany Dusznica bolesna a dieta wegańska. Na dietę wegańską składają się wyłącznie pokarmy roślinne, nie ma mowy o mięsie, nabiale czy jajach. Lekarze opisali w tym artykule przypadki w rodzaju pana F. W. (aby chronić prywatność pacjentów, używa się często samych inicjałów), sześćdziesięciopięcioletniego mężczyzny cierpiącego na tak silne bóle w piersi, że musiał zatrzymywać się co dziewięć lub dziesięć kroków. Nie był w stanie nawet pójść do skrzynki na listy. Przeszedł na dietę wegańską i w ciągu kilku dni bóle się uspokoiły, a po paru miesiącach podobno chodził po górach, nie doznając przy tym żadnych dolegliwości48.

Może nie dojrzałeś jeszcze do tego, by zacząć zdrowiej się odżywiać? Cóż, mamy już nową klasę leków na chorobę wieńcową, takich jak na przykład ranolazyna (nazwa handlowa Ranexa). Przedstawiciel koncernu farmaceutycznego sugeruje, że produkt ten jest przeznaczony dla osób „niezdolnych do przestrzegania zasad obowiązujących przy diecie wegańskiej”49. Koszty kuracji przekraczają dwa tysiące dolarów rocznie, za to efekty uboczne są znikome. To działa… mówiąc językiem technicznym. Przy stosowaniu maksymalnej dawki Ranexa pozwala na przedłużenie ćwiczeń fizycznych o 33,5 sekundy50. Więcej niż pół minuty! Nie wygląda na to, żeby pacjenci, którzy wybiorą to wyjście, wspinali się w niedługim czasie na góry.

Czy orzechy brazylijskie regulują poziom cholesterolu?

Czy to prawda, że jednorazowo spożyta porcja orzechów brazylijskich obniży twój poziom cholesterolu skuteczniej niż leki i utrzyma go w ryzach nawet przez miesiąc?

To było jedno z najbardziej zwariowanych odkryć, o jakich słyszałem. Brazylijscy badacze (jakżeby inaczej!) przeprowadzili eksperyment polegający na jednorazowym podaniu dziesięciu osobom obu płci od jednego do ośmiu orzechów brazylijskich. O dziwo, w przeciwieństwie do grupy kontrolnej, która nie otrzymywała orzechów w ogóle, już spożycie czterech sztuk niemal natychmiast poprawiało poziom cholesterolu. „Zły” cholesterol LDL opadał o zdumiewające 20 procent dziewięć godzin po zjedzeniu orzechów51. Żadne leki nie działają nawet w przybliżeniu tak szybko52.

A teraz naprawdę niewiarygodna wiadomość: badacze zmierzyli ponownie poziom cholesterolu u uczestników badań po upływie trzydziestu dni. Nawet w miesiąc po jednorazowym spożyciu orzechów poziom ten był nadal niski.

Zazwyczaj kiedy w literaturze medycznej pojawiają się wyniki tego rodzaju, „zbyt piękne, żeby były prawdziwe”, lekarze czekają na powtórzenie badań, zanim wprowadzą zmiany w swojej praktyce klinicznej i zaczną zalecać nowość pacjentom, zwłaszcza że w tym wypadku eksperyment przeprowadzono na grupie zaledwie dziesięcioosobowej, a efekty wydają się nieprawdopodobne. Skoro jednak kuracja jest tania, łatwa i nieszkodliwa – mowa o zaledwie czterech orzechach brazylijskich na miesiąc – to moim zdaniem ciężar dowodu powinien spocząć na drugiej stronie. Myślę, że rozsądnie będzie stosować tę metodę, dopóki nie zostanie udowodniona jej bezużyteczność.

Ale więcej nie oznacza lepiej. Orzechy brazylijskie zawierają tak dużo selenu, że zjadanie codziennie czterech sztuk oznaczałoby przekroczenie dopuszczalnej normy tej substancji. Spożywając tylko cztery orzechy miesięcznie, nie musicie się o nic martwić.

Pieniądze rządzą

Wyniki badań świadczące, że chorobę wieńcową można wyleczyć, przestrzegając diety roślinnej – nawet bez wprowadzania innych zmian w stylu życia – były od dziesięcioleci publikowane w najbardziej prestiżowych pismach medycznych na całym świecie. Dlaczego nie wykorzystano dotąd tej wiedzy w publicznej polityce zdrowotnej?

W 1977 roku senacki Komitet Żywności i Potrzeb Ludzkich, zwany potocznie Komitetem McGoverna, próbował właśnie to uczynić. Przygotowano raport Dietary Goals for the United States (Cele dla Stanów Zjednoczonych w dziedzinie diety), zalecający ograniczenie spożycia produktów pochodzenia zwierzęcego i zwiększenie udziału żywności roślinnej. Jak wspomina jeden z założycieli wydziału odżywiania na Uniwersytecie Harvarda: „producenci mięsa, mleka i jaj byli bardzo niezadowoleni”53. To łagodnie powiedziane. Pod presją kół gospodarczych nie tylko usunięto z raportu „ograniczenie konsumpcji mięsa”, ale nawet rozwiązano sam komitet, a kilku znanych senatorów, którzy poparli raport, utraciło podobno szansę na ponowny wybór54.

W nieco późniejszych czasach wyszło na jaw, że wielu członków Komitetu Doradczego do spraw Żywności miało finansowe powiązania z producentami słodyczy albo instytucjami w rodzaju Rady Zdrowego Stylu Życia McDonald’s czy Instytutu Napojów Coca-Coli na rzecz Zdrowia i Dobrobytu. Jedna z członkiń komitetu, która brała udział w opracowaniu oficjalnego poradnika żywieniowego dla Amerykanów, była nawet wcześniej twarzą reklamy producenta ciastek Duncana Hinesa, a następnie firmy Crisco55.

Jak zauważył pewien komentator w piśmie „Food and Drug Law Journal”, w raportach Komitetu Doradczego do spraw Żywności:

Nie ma żadnego omówienia naukowych badań nad skutkami spożycia mięsa. Gdyby Komitet naprawdę się nimi zajął, nie mógłby w żaden sposób uzasadnić swoich rekomendacji zalecających jedzenie mięsa, ponieważ badania dowodzą, że zwiększa to ryzyko chronicznych chorób, co jest sprzeczne z celami poradnika. Tak więc, ignorując po prostu te wyniki, Komitet mógł sformułować wnioski, które inaczej byłyby niedorzeczne56.

A co na to profesjonaliści, medycy? Dlaczego moi koledzy nie posłużyli się tymi wynikami, by zademonstrować znaczenie zdrowego odżywiania? To smutne, lecz historia medycyny zna wiele sytuacji, w których lekarski establishment odrzucał wyroki nauki, ponieważ zaprzeczały one dominującym poglądom. Zjawisko to ma nawet swoją nazwę: „efekt pomidora”. Określenie to ukuł „Journal of the American Medical Association”, nawiązując do faktu, że pomidory uważano początkowo za trujące i przez całe wieki były w Ameryce wyklęte pomimo niepodważalnych dowodów ich nieszkodliwości57.

To źle, że większość szkół medycznych nie wymaga od swoich absolwentów odbycia kursu prawidłowego żywienia58, ale jeszcze smutniejsze, że wiodące organizacje zawodowe medyków występują aktywnie przeciwko poprawie edukacji lekarzy w tej dziedzinie59. Kiedy Amerykańska Akademia Lekarzy Rodzinnych (AAFP) została wywołana do tablicy z powodu swoich związków z Coca-Colą wspierającą program edukacji pacjentów w dziedzinie zdrowego odżywiania, jej wiceprezes próbował odpierać zarzuty, tłumacząc, że nie jest to sytuacja bez precedensu. Przecież Akademia współpracowała już w przeszłości z PepsiCo i McDonald’s60. A jeszcze wcześniej więzi finansowe łączyły ją z Philipem Morrisem, producentem papierosów61.

Ta argumentacja raczej nie ułagodziła krytyków, więc dygnitarz AAFP odesłał ich do deklaracji Amerykańskiego Stowarzyszenia Dietetyków, głoszącej, że „nie ma dobrej i złej żywności, istnieje jedynie dobra lub zła dieta”. Nie ma złej żywności? Naprawdę? Przemysł tytoniowy posługiwał się podobnym hasłem: „palenie samo w sobie nie jest szkodliwe, szkodzi tylko nadmierne palenie”62. Skąd my to znamy? Wszystko dobre, byle w miarę.

Amerykańskie Stowarzyszenie Dietetyków (ADA), które rozpowszechnia serię poradników z zaleceniami dotyczącymi zdrowej diety, również ma swoje biznesowe powiązania. Kto pisze te poradniki? Organizacje związane z przemysłem spożywczym płacą stowarzyszeniu 20 tysięcy dolarów za każdy poradnik, otrzymując w zamian prawo do udziału w jego opracowaniu. Uczymy się więc o jajach od Amerykańskiej Izby Producentów Jaj, a o dobrodziejstwach gumy do żucia od Naukowego Instytutu Wrigleya63.

W 2012 roku ADA zmieniło nazwę na Akademię Żywności i Dietetyki, ale nie wydaje się, by zmieniło swoją politykę. Nadal przyjmuje co roku miliony dolarów od producentów śmieciowej żywności, mięsa, nabiału, napojów gazowanych i słodkich batonów. W zamian pozwala im organizować pod swoim szyldem seminaria szkoleniowe, na których dietetycy dowiadują się, co powinni zalecać swoim klientom64. Kiedy słyszycie tytuł „dyplomowany dietetyk”, macie do czynienia właśnie z absolwentem tych kursów. Dzięki Bogu trend ten zaczyna być przełamywany za sprawą wewnętrznych ruchów w społeczności dietetyków, czego przykładem jest powstanie organizacji Dietetycy na rzecz Rzetelności Zawodowej.

A gdzie są lekarze? Dlaczego moi koledzy nie mówią pacjentom, że powinni trzymać się z dala od Chick-fil-A¹? Zbyt krótki czas wizyty to powszechne usprawiedliwienie, ale najsilniejszy argument, który wysuwają lekarze zapytani, dlaczego nie zalecają osobom z wysokim poziomem cholesterolu przejścia na zdrowszą dietę, brzmi, że pacjenci mogą „bać się wyrzeczeń związanych z takimi radami”65. Inaczej mówiąc, pan doktor uważa, że pacjent będzie nieszczęśliwy, kiedy pozbawi się go dotychczasowego śmieciowego jedzenia. Czy potraficie sobie wyobrazić lekarza, który mówi: „Tak, wiem, że powinienem odstręczać moich pacjentów od palenia, ale oni tak bardzo to lubią”?

Dr Neal Barnard, prezes Lekarskiego Komitetu na rzecz Odpowiedzialnej Medycyny, opublikował niedawno w piśmie Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego poświęconym etyce zawodowej poruszający artykuł wstępny, w którym opisał, jak lekarze przeszli od obojętności lub nawet akceptacji palenia tytoniu do aktywnej walki z tym nałogiem. Uświadomili sobie przy tym, że ich zalecenia, by rzucić palenie, staną się bardziej przekonujące, jeśli sami nie będą mieli śladów tytoniu na palcach.

Dzisiaj, powiada dr Barnard, „propagowanie diety roślinnej jest w dziedzinie odżywiania odpowiednikiem walki z paleniem”66.

1. Chick-fil-A – jedna z amerykańskich sieci restauracji typu fast food.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: