Jeszcze się spotkamy - ebook
Jeszcze się spotkamy - ebook
Mase zawsze wolał swoje skromne życie teksańskiego ranczera od wszelkich luksusów, które zapewnił mu ojciec - legendarny rockman. Rzadko odwiedza więc jego elitarny świat w Rosemary Beach. Pewnego dnia poznaje tam młodą i piękną dziewczynę pracującą dla jego przyrodniej siostry Nan. Wtedy zmienia się wszystko.
Reese wreszcie jest wolna. Uciekła od życia pełnego przemocy, molestowania i upokorzeń ze strony rodziców oraz szkolnych kolegów i koleżanek. Jej życie zaczyna się na nowo, gdy w domu, który sprząta, poznaje seksownego kowboja. Jest nim zauroczona, choć pojawia się również strach... Reese jeszcze nigdy nie spotkała mężczyzny godnego zaufania. Czy Mase okaże się inny? Czy jego uczucie pokona mroczną przeszłość Reese?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7642-865-9 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Reese
– Chodź tutaj, dziewczyno! – wrzask mojego ojczyma rozległ się w całym domu.
Od razu ścisnął mi się żołądek. Ten mdlący ucisk w brzuchu, związany z osobą ojczyma i świadomością tego, co mógł mi zrobić, towarzyszył mi zresztą stale. Powoli wstałam z łóżka i ostrożnie odłożyłam książkę, którą czytałam, a w każdym razie usiłowałam czytać. Matka nie wróciła jeszcze z pracy. Powinna już być w domu. Źle się stało, że tak wcześnie wróciłam z biblioteki. Kiedy przeglądałam książki dla dzieci, podszedł do mnie jakiś mężczyzna z małą córeczką. Zapytał, czy szukam książki dla młodszej siostry. Zawstydziłam się i, jak zawsze, uświadomiłam sobie własną głupotę.
– DZIEWCZYNO! – ryknął ojczym.
Był wściekły. Poczułam, że pieką mnie oczy. Gdyby mnie tylko bił, tak jak kiedyś, kiedy byłam młodsza i przynosiłam ze szkoły słabe oceny. Gdyby wyzywał mnie jedynie i narzekał, jaka to jestem nic niewarta… ale nie. Kiedyś o niczym tak nie marzyłam, jak o tym, by przestał mnie bić. Nienawidziłam tego pasa i pręg, jakie zostawiał na moich nogach i pupie – tak, że z trudem siadałam. Aż pewnego dnia przestał. A ja natychmiast tego pożałowałam. Ślady po pasie były o niebo lepsze niż to. Wszystko byłoby od tego lepsze. Nawet śmierć.
Otworzyłam drzwi mojego pokoju i wzięłam głęboki oddech, przypominając sobie, że zdołam wytrzymać, cokolwiek mi zrobi. Odkładałam pieniądze ze sprzątania i już niedługo stąd wyjadę. Matka na pewno się ucieszy. Nienawidziła mnie. Nienawidziła mnie od lat. Byłam dla niej ciężarem. Obciągnęłam koszulkę i włożyłam ją do szortów, które miałam na sobie. Następnie obciągnęłam także szorty, żeby bardziej zasłaniały mi nogi. Chociaż to i tak było bezcelowe. Miałam długie nogi, które trudno było zasłonić. W sklepach z tanią odzieżą nigdy nie było dość długich szortów.
Matka wróci do domu w ciągu godziny. Ojczym nie zrobi nic, na czym mogłaby go przyłapać. Chociaż nawet gdyby tak się stało, pewnie uznałaby, że to moja wina. Już cztery lata temu zaczęła mnie oskarżać o to, jak zmieniło się moje ciało. Piersi urosły mi zbyt duże i matka twierdziła, że muszę przestać jeść, bo mam za gruby tyłek. Starałam się nie jeść, ale to nic nie pomagało. Mój brzuch stał się bardziej płaski, przez co piersi wydawały się jeszcze większe. To też ją wkurzało. Więc znów zaczęłam jeść, ale dziecięcy tłuszczyk na brzuchu nie wrócił. Kiedy pewnego wieczoru weszłam do salonu w obciętych spodniach od dresu i T-shircie, żeby napić się mleka przed spaniem, uderzyła mnie w twarz i powiedziała, że wyglądam jak dziwka. Wiele razy mówiła mi też, że jestem głupią dziwką, która nie ma niczego poza swoim wyglądem.
Weszłam do salonu i zobaczyłam, że Marco, mój ojczym, siedzi w rozkładanym fotelu wpatrzony w telewizor i trzyma w dłoni piwo. Wrócił wcześniej z pracy. Przeniósł spojrzenie na mnie i powoli omiótł mnie wzrokiem od stóp do głowy, aż wzdrygnęłam się z obrzydzenia. Co ja bym dała za to, żeby być bystra i płaska jak deska. Gdybym miała krótkie i grube nogi, moje życie byłoby idealne. To nie moja twarz przyciągała Marca. Była raczej przeciętna. Nienawidziłam natomiast mojego ciała. Tak bardzo go nienawidziłam. Poczułam mdłości, serce mi waliło i z trudem powstrzymywałam łzy. On uwielbiał, kiedy płakałam. Stawał się wtedy jeszcze gorszy. Nie będę płakać. Nie przy nim.
– Usiądź mi na kolanach – rozkazał.
Nie mogłam tego zrobić. Od tygodni udawało mi się go unikać, bo trzymałam się z dala od domu, kiedy tylko mogłam. Ta koszmarna myśl, że znowu miałby mi włożyć ręce pod koszulkę i w majtki, była nie do zniesienia. Wolałabym się zabić. Wszystko, tylko nie to.
Kiedy się nie poruszyłam, wykrzywił twarz w szyderczym grymasie.
– W tej chwili posadź ten twój głupi, tłusty tyłek na moich kolanach!
Zacisnęłam powieki, bo poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Musiałam je powstrzymać. Gdyby tylko znowu mnie uderzył. Wytrzymałabym to. Ale nie mogłam znieść dotyku tych jego łapsk. Nienawidziłam dźwięków, jakie wydawał, i słów, które wypowiadał. To był niekończący się koszmar.
Każda sekunda oporu z mojej strony przybliżała mnie do powrotu matki. Kiedy była w domu, wyzywał mnie, ale nigdy nie dotykał. Może ona wolałaby, żebym nie istniała, ale była moim jedynym ratunkiem przed nim.
– Śmiało, płacz, lubię to – szydził.
Jego fotel zaskrzypiał i usłyszałam trzask podnóżka. Gwałtownie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wstaje. Niedobrze. Gdybym nawet rzuciła się do ucieczki, nie zdołałabym go wyminąć. Jedynym wyjściem wydawało się podwórko za domem, ale tam był jego pitbul. Trzy lata temu mnie ugryzł, rana wymagała szycia, ale ojczym nie pozwolił mi pójść do lekarza. Kazał mi zawinąć ranę; nie zamierzał usypiać psa z mojego powodu. Miałam na kości biodrowej brzydką bliznę po psich zębach. Nigdy więcej nie wyszłam na podwórko za domem. Ale patrząc teraz, jak idzie w moją stronę, zastanawiałam się, czy pogryzienie przez jego psa nie jest jednak lepsze. Oto sposób na zakończenie mojej męki: śmierć. To nie wydawało się takie straszne.
Tuż zanim mnie dosięgnął, uznałam, że cokolwiek jego pies miałby mi zrobić, i tak okaże się lepsze niż to, więc rzuciłam się do ucieczki. Usłyszałam za plecami jego rechot, ale nie zwolniłam. Myślał, że nie wyjdę tylnymi drzwiami. Ale się mylił. Byłam gotowa skoczyć w ogień piekielny, byle tylko przed nim uciec, jednak drzwi były zaryglowane. Potrzebowałam klucza, żeby je otworzyć. Nie. Nie. Chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie tak, żebym poczuła jego twardy członek. Wymioty podeszły mi do gardła, gdy usiłowałam się mu wyrwać.
– NIE! – krzyknęłam.
Tym razem złapał mnie za piersi i ścisnął boleśnie.
– Ty głupia dziwko. Tylko do tego się nadajesz. Nie udało ci się skończyć szkoły, bo byłaś za tępa. Ale to ciało jest stworzone do tego, żeby uszczęśliwiać mężczyzn. Pogódź się z tym, suko!
Łzy ciekły mi po twarzy. Nie byłam w stanie ich powstrzymać. Zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby mnie zranić.
– NIE! – krzyknęłam jeszcze raz, ale tym razem nie zdołałam ukryć bólu. Głos mi się załamał.
– Walcz ze mną, Reese. Lubię, jak się ze mną szarpiesz – syknął mi do ucha.
Jak moja matka mogła być żoną tego człowieka? Czy mój ojciec był od niego gorszy? Nigdy za niego nie wyszła. Nic mi o nim nie mówiła. Nie wiedziałam nawet, jak się nazywa. Ale nikt nie mógł być gorszy niż ten potwór. Nie przeżyję tego kolejny raz. Miałam już dość strachu. Albo zatłucze mnie na śmierć, albo wyrzuci mnie z domu. Tak długo bałam się jednego i drugiego.
Matka powiedziała mi kiedyś, że wszyscy faceci na świecie, patrząc na mnie, będą myśleć wyłącznie o seksie. Będą mnie wykorzystywać przez całe moje życie. Bez przerwy kazała mi się wynosić. Dziś byłam gotowa. Udało mi się zaoszczędzić tylko osiemset pięćdziesiąt pięć dolarów, ale mogłam za to kupić bilet na autobus, który mnie zawiezie na drugi koniec kraju, gdzie znajdę jakąś pracę. Jeśli tylko zdołam żywa wyjść z tego domu, tak właśnie zrobię.
Poczułam, że dłoń Marca wpycha się z przodu w moje szorty i szarpnęłam się z krzykiem. Nie pozwolę, żeby mnie tam dotykał.
– Puszczaj! – wrzasnęłam tak głośno, że sąsiedzi mogli mnie usłyszeć.
Wyciągnął dłoń i gwałtownie odwrócił mnie do siebie, z całej siły wykręcając mi rękę, aż coś w niej chrupnęło. Następnie popchnął mnie na drzwi. Walnął mnie pięścią w twarz z głośnym łupnięciem. Wzrok mi się zmącił i poczułam, że kolana uginają się pode mną.
– Zamknij się, dziwko, i rób, co każę!
Podciągnął mi koszulkę i zsunął stanik. Zaczęłam szlochać, bo nie mogłam powstrzymać tego koszmaru. Już nadchodził, a ja nie mogłam go powstrzymać.
– Trzymaj się z daleka od mojego męża, ty dziwko, i wynoś się z mojego domu! Nie chcę cię tu więcej widzieć! – głos mojej matki powstrzymał Marca, który zdjął ręce z moich piersi. Szybko obciągnęłam koszulkę. Twarz mnie paliła od ciosu jego pięści i poczułam smak krwi na wardze, w miarę jak piekąca rana pod językiem zaczęła puchnąć.
– WYNOCHA, TY GŁUPIA, TĘPA DZIWKO! – wrzasnęła moja matka.
Ta chwila zmieniła wszystko.Mase
Dwa lata później…
Jasna cholera. Co to za hałas? Z trudem podniosłem powieki, mój umysł powoli wybudzał się ze snu, a ja usiłowałem stwierdzić, co mnie obudziło. Odkurzacz? I… śpiewanie? Co jest, kurwa? Przetarłem oczy i jęknąłem sfrustrowany, gdy hałas stał się jeszcze głośniejszy. Teraz byłem już pewien, że to odkurzacz. I coś, co brzmiało jak naprawdę kiepska wersja Gunpowder & Lead Mirandy Lambert.
Na moim telefonie była dopiero ósma. Spałem dwie godziny. Po trzydziestu godzinach bez snu zostałem obudzony przez kiepski śpiew i pieprzony odkurzacz? Wzdrygnąłem się. Kobiecy głos śpiewał pierwsze dwie linijki refrenu. I to coraz głośniej. Do tego fałszował niemiłosiernie. Żeby tak spartaczyć dobrą piosenkę! Czy ta kobieta nie wiedziała, że o ósmej rano nie wchodzi się, kurde, do cudzych domów i nie wyje na całe gardło? Teraz już nie zasnę w tym harmidrze. Nannette najwyraźniej zatrudniła jakąś idiotkę do sprzątania swojego pieprzonego domu. Ale też, znając Nannette, była wkurzona, że tu jestem, a w dodatku nic nie mogła na to poradzić. Pewnie zapłaciła tej kobiecie, żeby wydzierała się akurat pod drzwiami mojej sypialni. Ten dom nie należał jednak do Nannette, tylko do Kira, naszego ojca. Powiedział nam, że kiedy ona jest w Paryżu, mogę się tu zatrzymywać i spędzać trochę czasu z naszą drugą siostrą, Harlow. Pewnie ta suka postanowiła w ten sposób zemścić się na mnie za to, że się tu zatrzymałem. Tamta teraz w kółko wyśpiewywała refren, wrzeszcząc na całe gardło. Boże, to jakiś koszmar. Niech ta baba się zamknie. Musiałem trochę się przespać, zanim pojadę spotkać się z Harlow i jej rodziną. Wiedziała, że tu jestem, i bardzo się cieszyła na nasze spotkanie. Ale ta idiotka bardzo skutecznie zakłócała mi sen.
Odrzuciłem koc, wstałem i ruszyłem do drzwi, dopiero w ostatniej chwili łapiąc się na tym, że jestem goły. W głowie mi huczało z niewyspania, co jeszcze wzmagało moją złość, kiedy szukałem dżinsów, które gdzieś tu cisnąłem. Ledwie widziałem na oczy, w dodatku ciemne zasłony były zaciągnięte. Kurwa mać. Chwyciłem koc, owinąłem się nim w pasie i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je z rozmachem, akurat w chwili, kiedy tamta zaczęła śpiewać kolejną piosenkę. Cholera. Tym razem katowała Cruise Florida Georgia Line.
Zamrugałem i przetarłem oczy, teraz raziło mnie światło i nadal ledwo co widziałem. Cholera, czy ta kobieta też mnie nie widzi? Po paru sekundach udało mi się wreszcie odemknąć powieki na tyle, by przez zmrużone oczy dostrzec mały krągły tyłeczek wypięty w moją stronę i kołyszący się rytmicznie.
Powoli całkiem otworzyłem oczy i zobaczyłem najdłuższe nogi, jakie widziałem w życiu. I, jasna cholera, ten jej tyłek. Czy to był pieprzyk, czy znamię pod jej lewym pośladkiem? Wyprostowała się, a smukła talia sprawiła, że jej tyłek prezentował się jeszcze lepiej. W dalszym ciągu kręciła biodrami i śpiewała, okropnie fałszując. Skrzywiłem się, kiedy zapiszczała fałszywie bardzo wysoki dźwięk. Cholera, ta dziewczyna nie potrafiła śpiewać. I nagle odwróciła się, a ja nie zdążyłem nasycić się jej widokiem od przodu, bo zaraz krzyknęła, upuściła rurę od odkurzacza i wyjęła słuchawki z uszu. Wielkie, okrągłe, jasnoniebieskie oczy wpatrywały się we mnie z przerażeniem, a ona otwierała i zamykała usta, jakby próbowała coś powiedzieć.
Skorzystałem z tej chwili milczenia, żeby przyjrzeć się jej pełnym różowym wargom i idealnemu kształtowi twarzy. Włosy miała upięte w koczek, ale i tak było widać, że mają kolor nocnego nieba. Zastanawiałem się, czy są długie.
– Przepraszam – zdołała pisnąć, a ja przeniosłem wzrok na jej oczy.
Była naprawdę niesamowita. Miała w sobie coś egzotycznego. Zupełnie jakby Bóg wybrał same najlepsze elementy i poskładał je razem, żeby ją stworzyć.
– Nie ma za co – odparłem. Nie miałem jej już za złe, że mnie obudziła. Komu potrzebny sen? No tak. Mnie.
– Nie wiedziałam, mhm… myślałam, że dom nadal jest pusty. To znaczy, nie wiedziałam, że ktoś tu jest. Na zewnątrz nie było samochodu, zadzwoniłam dzwonkiem, ale nikt nie otwierał, więc wstukałam kod i weszłam.
Nie pochodziła z południa. Może ze środkowego zachodu. Wiedziałem w każdym razie, że nie jest stąd. Nie miała nosowego tonu charakterystycznego dla większości tutejszych. W jej głosie była pewna miękkość.
– Przyleciałem samolotem. Ktoś mnie tu przywiózł – odparłem.
Kiwnęła głową i wbiła wzrok w czubki swoich butów.
– Będę cicho. Na górze mogę posprzątać później. Zejdę teraz na dół i dzisiaj zacznę odkurzanie tam.
Skinąłem głową.
– Dzięki.
Unikała mojego spojrzenia, a jej policzki oblał rumieniec, kiedy opuściła wzrok na moją nagą pierś. Następnie odwróciła się i odeszła pośpiesznie, z wrażenia zapominając o odkurzaczu. Kiedy odchodziła, z przyjemnością patrzyłem, jak kołysze biodrami. Cholera, miałem nadzieję, że sprząta tu kilka razy w tygodniu. Następnym razem nie będę taki wykończony i zapytam, jak ma na imię.
Kiedy zniknęła mi z oczu, wycofałem się do pokoju i zamknąłem drzwi. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, kiedy przypomniałem sobie jej twarz i minę, jaką zrobiła na widok mojej nagiej piersi. Skąd Nan wytrzasnęła taką sprzątaczkę? Ta dziewczyna była boska.
Położyłem się z powrotem i zamknąłem oczy. Przed oczami stanął mi ten pieprzyk tuż pod jędrną krągłością. Dosłownie miałem ochotę go polizać. To był najsłodszy pieprzyk, jaki widziałem w życiu.Reese
– O Boże, o Boże, o Boże – zawodziłam, po czym padłam na najbliższą kanapę i zakryłam twarz dłońmi. Nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś jest w domu. Obudziłam go. Wyglądał na zirytowanego. W każdym razie tak mi się wydawało. Boże, sama już nie wiedziałam. Tak bardzo się bałam, że mnie zwolni. To była moja najlepiej płatna praca, ale nigdy dotąd nie poznałam właściciela domu. Zatrudniłam się w firmie sprzątającej, która dawała mi zlecenia. To był mój największy dom, a jego cotygodniowe sprzątanie wystarczało na kupienie jedzenia, opłacenie wszystkich rachunków oraz miesięcznego czynszu za mieszkanie. Pozostałe domy, które sprzątałam były mniejsze, więc gdybym straciła to zlecenie, ledwie by mi starczało na życie. Nie mogłabym nic zaoszczędzić, nie miałabym jakiegokolwiek zabezpieczenia.
Wciąż miałam przed oczami widok jego nagiej piersi, więc z całej siły zacisnęłam powieki, chcąc się go pozbyć z mojej głowy. Nie ufałam mężczyznom. No, może poza moim sąsiadem Jimmym. To dzięki niemu dostałam tę pracę w firmie sprzątającej. Lubił mężczyzn, nie kobiety, więc przy nim czułam się bezpiecznie. Normalnie widok męskiej piersi wcale mnie nie kręcił. Ale ta pierś… no, była naprawdę pociągająca. Poza tym ten facet miał takie mocne, umięśnione ramiona. Co ja sobie wyobrażałam? Owszem, miał piękne ciało, ale faceci tacy jak on, mieszkający w takich domach, traktowali dziewczyny najwyżej jako jednorazową przygodę. Ten facet był bogaty, niesamowicie przystojny i najpewniej miał w łóżku kobietę, równie bogatą i szałową jak on. Właściwie byłam pewna, że tak jest. W największej sypialni na górze była garderoba wypełniona najpiękniejszymi ciuchami, jakie widziałam w życiu. Uznałam więc, że mieszka tu kobieta, a ten facet mógł być jej chłopakiem. Nie byłam tylko pewna, dlaczego nocował w innym pokoju. Ale to nie moja sprawa. Więc bez względu na to, jak pociągające wydawały mi się jego ramiona i pierś, a także jak pięknie rzeźbioną miał twarz, co widać było nawet mimo kilkudniowego zarostu, nie powinnam zaprzątać nim sobie głowy. Musiałam zadbać o to, by nie stracić tego zlecenia. Dom był na ogół dość czysty, bo nikt w nim nie mieszkał w ciągu tych miesięcy, kiedy tu pracowałam, ale co tydzień pucowałam wszystko tak, jakby aż lepiło się od brudu. Nigdzie nie było choćby pyłku kurzu, posunęłam się nawet do tego, że posprzątałam w spiżarni oraz w schowku na szczotki i środki czyszczące, wyszorowałam wszystkie szafki i wyrzuciłam przeterminowaną żywność.
Wstałam, ostrząsając się z upokorzenia, że obudziłam klienta, śpiewając Bóg wie jak głośno i odkurzając tuż pod jego drzwiami. Może przymknie oko na moją wpadkę, kiedy zobaczy, jak wszystko lśni czystością.
***
Trzy godziny później parter był nieskazitelny. Po raz kolejny umyłam nawet w środku lodówkę i zamrażarkę, dając klientowi mnóstwo czasu na sen. Poszłam na pierwsze piętro i starannie posprzątałam wszystkie pokoje, a kiedy nie zostało mi tam już nic do pucowania i porządkowania, stanęłam wreszcie u podnóża schodów prowadzących na drugie piętro. Była już pierwsza po południu, a on jeszcze nie wstał. Miałam posprzątać trzy sypialnie i trzy łazienki, a także salę kinową i bawialnię z dużym barkiem. Bawialnia była na tyle oddalona od jego sypialni, że gdybym zachowywała się cicho, mogłabym chyba w niej posprzątać, nie budząc go. Na palcach weszłam po schodach i cichutko przemknęłam pod jego drzwiami. Kiedy już dotarłam bezpiecznie do bawialni, odetchnęłem z ulgą. Zamknęłam za sobą drzwi i popatrzyłam na wielki nietknięty pokój. Barek był zaopatrzony we wszelkie możliwe alkohole i tyle przeróżnych kieliszków, że wolałam nawet nie zastanawiać się, który jest do czego. Przeszłam przez pokój i postawiłam koszyk ze środkami czyszczącymi na podłodze. Postanowiłam, że dzisiaj poświęcę trochę więcej czasu na umycie okien. Wzięłam krzesło, nakryłam je czystą ściereczką i stanęłam na nim. Pokój miał przynajmniej trzy i pół metra wysokości, przez co trudno było dosięgnąć okien. Czasami przynosiłam tu drabinę, ale dzisiaj bałam się, że narobię przy tym za dużo hałasu.
Wyciągnęłam rękę ze ściereczką, żeby zacząć szorowanie okien z góry na dół, i akurat wtedy zadzwoniła moja komórka. Cholera! W pracy zawsze ustawiałam dzwonek jak najgłośniej, żeby go usłyszeć w każdym miejscu domu. Zaczęłam schodzić z krzesła, ale noga mi się obsunęła. Skrzywiłam się z bólu i w tym momencie krzesło się przewróciło, a ja wyciągnęłam ręce, żeby się czegoś przytrzymać. Najbliżej mnie znajdowało się ogromne zdobione lustro.
Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a zaraz potem klapnęłam tyłkiem na podłogę z ogłuszającym łomotem.
A moja głupia komórka cały czas ryczała na cały regulator. Odwróciłam się, rozpaczliwie usiłując jej dosięgnąć, ale nie zdołałam. Głośne dzwonienie trwało nadal, a ja czołgałam się po podłodze, kompletnie powykręcana.
Drzwi się otworzyły, a ja zamarłam w bezruchu. Siedziałam teraz wśród potłuczonego szkła i obok przewróconego krzesła. Dobrze chociaż, że mój telefon wreszcie przestał dzwonić.
– Co tu się, u diabła, stało? Nic ci nie jest? – spytał, podchodząc do mnie w białych bokserkach. Przynajmniej nie był kompletnie goły. Oderwałam wzrok od niego i jego niemal nagiego ciała i wzięłam gwałtowny oddech. Stłukłam lustro i znów go obudziłam.
– Bardzo przepraszam. Zapłacę za to lustro. Wiem, że pewnie było bardzo drogie, ale będę pracować za darmo, dopóki nie pokryję tej straty. Mogę nawet przychodzić częściej niż raz w tygodniu.
Zmarszczył czoło, a ja poczułam ucisk w żołądku. Nie był zadowolony.
– Leci ci krew? Cholera, pokaż to.
Przyklęknął i ujął w dłoń moją lewą rękę. No tak, tkwił w niej kawałek szkła, a spod niego wolno sączyła się krew.
– Ta rana wymaga szycia. Zaraz się ubiorę i zawiozę cię do szpitala – powiedział, wstając i kierując się w stronę drzwi.
Popatrzyłam na szkło, a potem znów na drzwi. Zamierzał zawieźć mnie do szpitala. Z takiego powodu? Gdyby w firmie sprzątającej dowiedzieli się o tym, sami by mnie zwolnili. Nie mogłam pozwolić, żeby zrobił z tego wielką sprawę. Potrzebowałam tylko wody utlenionej i czegoś do zawinięcia rany. A potem sprzątnę bałagan, który narobiłam. Wstałam i skrzywiłam się z powodu bólu tyłka. Będę miała niezłego siniaka. Strzepnęłam drobinki szkła, które osiadły mi na ubraniu, ale przez to zrobiłam sobie małe ranki na palcach. Krew, którą rozsmarowałam sobie na nogach, tylko pogorszyła sytuację.
Wstałam ostrożnie z pobojowiska, które spowodowałam. Kiedy byłam już pewna, że nie roznoszę kawałków szkła, znalazłam w moim koszyku czystą szmatkę i poszłam do najbliższej łazienki, na prawo od bawialni, zmoczyłam ściereczkę i obmyłam sobie nogi.
– Co ty robisz? – usłyszałam za sobą gniewny głos. Podniosłam głowę i cofnęłam się, widząc go w drzwiach łazienki. Postawiłam stopę na klapie sedesu, teraz natychmiast opuściłam ją na podłogę.
– Przepraszam, że jestem boso. Zamierzałam umyć potem tę klapę.
Zmarszczka na jego czole jeszcze się pogłębiła. Cholera. Ale wdepnęłam.
– Gówno mnie obchodzi kibel. Dlaczego nie zaczekałaś, aż pomogę ci wstać? Mogłaś nastąpić na kolejne kawałki szkła.
Co? Teraz ja zmarszczyłam czoło. Zupełnie go nie rozumiałam.
– Byłam ostrożna – odparłam, nadal niepewna, co go tak rozzłościło.
– Chodź. Wyjmę ci to szkło, oczyszczę ranę i zawinę ją, zanim pojedziemy. Ten odłamek nie powinien tam tkwić. Mogłabyś dostać zakażenia.
– Dobrze – odparłam, bojąc się mu odmówić. Najwyraźniej bardzo chciał mi pomóc.
Odwrócił się do wyjścia, więc ruszyłam za nim. Tylko raz zerknęłam na jego tyłek, bo byłam ciekawa, jak wygląda w dżinsach, które miał na sobie. Z tyłu prezentował się równie imponująco jak z przodu. Te spodnie świetnie na nim leżały. Przeniosłam wzrok wyżej i dopiero teraz zauważyłam, że ma kitkę. Nie była zbyt długa, ale rozpuszczone włosy musiały sięgać chyba co najmniej do ramion. Przedtem nie pozwalałam sobie przyglądać mu się na tyle uważnie, żeby to dostrzec. Wcześniej całą moją uwagę przykuwały jego oczy i silnie zarysowana szczęka.
Dotarliśmy do drzwi jego sypialni, gdzie się zatrzymał i gestem zaprosił mnie do środka.
– Nie mam pojęcia, gdzie Nan trzyma środki pierwszej pomocy, ale przywiozłem ze sobą apteczkę. Leczę się po upadku z konia, którego ujeżdżam, więc mam w torbie to i owo.
Nan? Jaka Nan?
– Nie mieszkasz tutaj? – zapytałam.
Z marynarskiego worka z nadrukiem moro wyjął małą niebieską torebkę i odwrócił się w moją stronę. Kąciki ust rozciągnęły mu się w uśmiechu, w oczach tańczyły rozbawione ogniki.
– Cholera, nie. – Zachichotał. – Poznałaś Nannette? Nikt nie chciałby z nią mieszkać. Ale ponieważ ten dom należy do naszego ojca, mogę się tu zatrzymywać, kiedy tylko mam ochotę. A mam na to ochotę tylko pod nieobecność Nan.
– Och. Nigdy przedtem nikogo tu nie zastałam – oznajmiłam.
– To wiele wyjaśnia – mruknął, po czym zachichotał, jakby to był jakiś niezrozumiały dla mnie żart. Wyciągnął do mnie rękę. – Daj mi tu tę dłoń. Zrobię to najdelikatniej, jak się da, ale i tak będzie piekło.
Nie pozwalałam mężczyznom, żeby mnie dotykali, ale w zatroskanym spojrzeniu, jakie kierował na moją dłoń, było coś takiego, że mu zaufałam. Był miłym facetem, w każdym razie takie sprawiał wrażenie. Nie patrzył na mnie w sposób, który wprawiałby mnie w zakłopotanie.
Położyłam dłoń na jego dłoni, a on rzucił mi przepraszające spojrzenie, jakby to wszystko była jego wina. Patrzyłam, jak ostrożnie wyjmuje odłamek szkła z rany, po czym przykłada do niej wacik nasączony wodą utlenioną. Owszem, piekło, ale zaznałam w życiu znacznie gorszych rzeczy.
Pochylił głowę i zaczął delikatnie dmuchać na oczyszczaną ranę. Jego chłodny oddech łagodził pieczenie, a ja patrzyłam zafascynowana na jego wydęte wargi. Czy on był prawdziwy? A może, spadając z krzesła, uderzyłam się w głowę? Czy to był jakiś dziwny sen?
Kciukiem mocno przyciskał wacik do rany, sięgając jednocześnie po nowy wacik i bandaż.
– Szkoda, że nie mam maści z antybiotykiem, ale rzadko jej używam, więc jej nie wziąłem. Mam natomiast tylenol, który możesz wziąć, żeby uśmierzyć ból, zanim dojedziemy do szpitala.
Kiwnęłam tylko głową. Nie wiedziałam, jak się zachować. Nikt nigdy nie troszczył się tak o mnie, kiedy się zraniłam. A zdarzało mi się to wielokrotnie.
– Mam na imię Mase, tak w ogóle – powiedział, zerkając na mnie przy bandażowaniu mojej dłoni.
– Podoba mi się to imię. Nie znałam takiego.
Zachichotał.
– Dzięki. A ty masz jakieś imię?
Och. Pytał, jak mam na imię. Nikt z osób, u których pracowałam, nie pytał mnie o to, poza jedną klientką. Ale ona była inna od pozostałych.
– Tak, mam. Jestem Reese.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej