Jolka, Jolka, Pamiętasz? - ebook
Jolka, Jolka, Pamiętasz? - ebook
Dlaczego pogoda bywała szklana?
Jak zostaje się DJ-em w Bangkoku?
Czyje dziecko zgubili z Andrzejem Mleczką?
Czemu nie powiódł się wywiad z Czesławem Niemenem?
Na te i inne pytania Marek Dutkiewicz odpowiada zabawnie i dosadnie. Jego książka to imponująca kolekcja anegdot,o kulisach powstania jego największych przebojów, barwach PRL-u, podróżach i ludziach po drodze. “Jolkę…” podczas festiwalu Przystanek Woodstock odśpiewało siedemset tysięcy ludzi i niewykluczone, iż fakt ten zachęcił jej autora do spisania tych mocno niekonwencjonalnych wspomnień.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7945-210-1 |
Rozmiar pliku: | 5,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Beata Pawlikowska * Rok pozytywnego myślenia. Kalendarz 2016
Beata Pawlikowska * Blondynka nad Gangesem
Wojciech Zawioła * Szukaj mnie
Anna Kryszkiewicz * Karin Stanek. Autostopem z malowaną lalą
Krzysztof Gojdź, Magdalena Rigamonti * Zatrzymać czas. Sekrety medycyny estetycznej
Jarosław Kazberuk * MarZYCIEl
Hanna Bakuła * Jak być ogierem do końca życia
Beata Pawlikowska * Szczęśliwe garnki. Kulinarne przepisy na wiosnę
Beata Pawlikowska * Szczęśliwe garnki. Kulinarne przepisy na lato
Beata Pawlikowska * Szczęśliwe garnki. Kulinarne przepisy na jesień
Beata Pawlikowska * Szczęśliwe garnki. Kulinarne przepisy na zimę
Beata Pawlikowska * Szczęśliwe garnki. Kulinarne przepisy na święta
Beata Pawlikowska * Szczęśliwe garnki. Kulinarne przepisy na zdrowe ciastka
Joseph Seeletso * Mali Szefowie Kuchni
Jan Kuroń * Ekonomia w kuchniNiewstęp
Jeśli nie teraz – to kiedy?
Jeśli nie ja – to kto?
Te dwa pytania przyczyniły się do powstania książki.
Nie paliłem się do tej roboty. Zdecydowanie pewniej czuję się wsparty o muzykę. Ale był taki moment, który przyspieszył decyzję. To pożegnalny koncert Budki Suflera podczas festiwalu Przystanek Woodstock, kiedy to pieśń o Jolce odśpiewał 700-tysięczny chór.
Pomyślałem, że choćby z wdzięczności dla tych, których nie było na świecie, gdy powstał ten numer, coś im się ode mnie należy.
Zasługują co najmniej na worek wspomnień z tego egzotycznego kraju, jakim był PRL.
Ładny kawał życia spędziłem w tamtej rzeczywistości i szczerze mówiąc, nie żałuję. Nie każdy dostał szansę aby żyć w dwóch światach. Tamten świat – osobliwy i fascynujący – domaga się, aby go przypomnieć.
Bledną tatuaże pamięci. Odchodzą bliscy przyjaciele. Ze zdumieniem patrzymy na stare zdjęcia.
Ale tak było.
Jolka pamięta.
Skrzypce
Choć we Włochach paliło się nie za często, wszyscy moi koledzy z przedszkola chcieli być strażakami. Nie ja. Ja chciałem zostać harmonistą.
Pierwsze wspomnienia z dzieciństwa to bzy, słońce i harmonia. Rodzice z dziadkami i ze mną mieszkali we Włochach, w domu przy Rejonowej. Mama Zofia, jak wszystkie Zofie, imieniny miała w maju. Zawsze pamiętało tym cieć z sąsiedztwa. Budził nas jego akordeon: po odegraniu wiązanki i złożeniu życzeń inkasował swoje, wypijał dwie lufki, na pierwszą i drugą nogę, po czym wraz z harmonią oddalał się, pozostawiając mnie w niemym zachwycie.
Rodzice, nagabywani przeze mnie w sprawie kariery harmonisty, ulegli i zapisali do szkoły muzycznej. Mogłem mieć sześć lat. Do szkoły szło się może dziesięć minut. Włochy bardziej wieś niż miasto wtedy przypominały. Rodzice zostawili mnie w szkole. Miałem tylko podać, do klasy jakiego instrumentu będę uczęszczał. Potem powrót do domu.
W auli była może setka dzieciaków gapiących się na siebie spode łba. Zaczęli nas wyczytywać. A, B, C. Przyszli wirtuozi meldowali: skrzypce. Fortepian. Fortepian. Skrzypce. Fortepian. Zrobiło się gorąco. Gdy dochodzili do D, byłem pewien, że padłem ofiarą kosmicznej pomyłki. Nie uczą tu grać na harmonii. Tylko fortepian i skrzypce.
Jeśli mnie wyczytają i powiem: akordeon, ta setka wyśmieje mnie okrutnie. Co robić? Coś muszę powiedzieć! Fortepian – zwierzę ogromne, nie brałem go w ogóle pod uwagę. Jeśli muszę coś zeznać...
– Dutkiewicz Marek.
– Skrzypce.
Doszło do F. Wstała ruda dziewczynka z warkoczykami w lakierowanych sandałkach.
– Akordeon – powiedziała.
Nikt się nawet nie uśmiechnął. Klasa była mała, nikt się zbytnio nie garnął do harmonii.
Nie miałem pojęcia, jak wyprostować sytuację. Gdyby rodzice byli pod ręką... Do domu wracałem godzinę ślimaczym tempem. Od drzwi zeznałem:
– Zmieniłem zdanie. Będę się uczył grać na skrzypcach.
Wszyscy, nawet pies, posmutnieli. Dzieciństwo upłynęło mi w zapachu kalafonii i w cieniu znienawidzonych ćwiczeń. Za oknem koledzy szyli z łuków, mordowali żaby, rozbrajali niewypały. Ja katowałem skrzypce. Gdy pod koniec podstawówki postanowiłem się z nimi rozstać, był to najszczęśliwszy dzień w rodzinie Dutkiewiczów.
Co zostało we mnie do dziś, to zapiekła nienawiść do brzmienia skrzypiec. Altówka, bardzo proszę, wiolonczela – najserdeczniej, kontrabas – ależ witamy.
Skrzypce – precz.
Po latach jestem w Nowym Jorku, Michał Urbaniak gra koncert w świetnym jazzowym klubie przy Green Street na Manhattanie. Siedzimy w parę osób tuż przy estradce. Muzycy czarni, mistrz w formie, wycina fenomenalnie na swoich białych skrzypcach, skrzypcach legendzie. Dosiada się do nas na przerwie, ja opowiadam mu historię tragicznego romansu z jego instrumentem. Michał na to:
– Chodź, stary.
Trasa prowadzi do męskiej toalety. Tam za pomocą banknotu dolarowego przyjmujemy trochę bieli do nosa. Serdeczny gest, myślę. Zaczyna się druga połowa i nagle słyszę:
– Let me introduce my friend, the great violinist from Warsaw – Marek Dutkiewicz! Marek, come on and join us.
Sparaliżowało mnie totalnie, a Michał podchodzi, wyciąga mnie na scenę i wręcza swój skarb.Ruszyła sekcja, wydobyłem jakieś dźwięki. Byłem o krok od zawału.
A po latach przyszedł czas rewanżu. W filmie Piotra Trzaskalskiego „Mój rower” Urbaniak zaśpiewał pieśń „Windą do nieba”. Kto nie widział, niech żałuje.
Cukierek.