Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kamerdyner - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kamerdyner - ebook

Prawdziwa historia czarnego kamerdynera Białego Domu, która stała się kanwą oscarowego filmu. Przez ponad trzy dekady służył on ośmiu prezydentom – od czasów dyskryminacji rasowej do zaprzysiężenia czarnoskórego na Prezydenta USA.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63656-46-1
Rozmiar pliku: 4,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWO WSTĘPNE

Tło filmu Kamerdyner stanowią wydarzenia historyczne, ale bohater tytułowy i jego rodzina są kreacją. Odkąd przeczytałem w „Washington Post” artykuł Wila Haygooda o Eugenie Allenie, jestem niezwykle poruszony historią jego prawdziwego życia. Pamiętam, jak Wil Haygood powiedział mi, co zainspirowało go do napisania tego artykułu. W szczytowym momencie kampanii Obamy chciał znaleźć kamerdynera Afroamerykanina, który ruch praw obywatelskich obserwował na własne oczy zarówno z wnętrza, jak i na zewnątrz Białego Domu. Wil zapukał do drzwi pana Allena i został powitany przez skromnego i eleganckiego mężczyznę oraz jego uroczą małżonkę, którzy poświęcili mu popołudnie, snując wspomnienia i pokazując cenne pamiątkowe trofea umieszczone dyskretnie na ścianach piwnicy.

Kiedy tylko przeczytałem napisany przez Danny’ego Stronga scenariusz Kamerdynera, wiedziałem, że muszę ten film wyreżyserować. Natchniony filmami typu Przeminęło z wiatrem, myślałem, że jeśli uda mi się uchwycić choćby połowę tego, co tamten film, dotknę czegoś magicznego. Ale – co najważniejsze – dostrzegłem sposób podania tej opowieści: skontrastuję oto historię tamtych czasów, szczególnie walkę o równe prawa obywatelskie, z czymś, co stanowić będzie osnowę filmu, z ewolucją stosunku ojciec–syn. Podczas gdy ojciec bezpośrednio obserwował rolę, jaką kolejni prezydenci odgrywali w wytyczaniu kształtu praw obywatelskich, syn buntował się przeciwko temu, co uważał za służalczość ojca. Pełen agresji, przeniósł swoją walkę o równość na ulicę, gotów, jeśli trzeba, poświęcić dla niej własne życie. I wreszcie jest to historia pojednania – naszego narodu, a przede wszystkim ojca i syna, kiedy to każdy z nich nauczył się szanować doniosłą i istotną rolę, jaką drugi odegrał w procesie zmieniania historii. To jest emocjonalna i uniwersalna kotwica tego filmu i temat, który z całych sił pragnąłem zgłębić.

I chociaż ojciec i syn oraz reszta rodziny to postacie fikcyjne, wykorzystaliśmy pewne niezwykłe chwile z prawdziwego życia Eugene’a i przenieśliśmy je do naszego filmu – jak na przykład tę, kiedy zbolała Jacqueline Kennedy ofiarowuje kamerdynerowi jeden z krawatów zamordowanego prezydenta, czy tę, gdy Nancy Reagan zaprasza kamerdynera z żoną na oficjalny obiad. Eugene Allen był człowiekiem niezwykłym i jestem szczęśliwy i wdzięczny Wilowi Haygoodowi, że starczyło mu pasji i uporu, by go odnaleźć i tchnąć życie w jego historię tym artykułem, a także niniejszą książką, która przekazuje tę historię obszerniej.

Lee Daniels

DROGA KAMERDYNERA

Gdzieś tam był. Teraz musiał już być człowiekiem starym. Przepracował dziesiątki lat w Białym Domu. Może zszedł z tego świata w zupełnej samotności, co zostało odnotowane jedynie drobną wzmianką. Jeśli jednak tak się stało, nikt nie potrafił tego potwierdzić. Może szukałem ducha. W istocie szukałem kamerdynera. Nie byłem w stanie zaprzestać tych poszukiwań.

Tak jest, kamerdynera.

To taka staroświecka, anachroniczna nazwa – „kamerdyner”. Ktoś, kto ludziom służy, kto widzi, ale nie widzi; ktoś, kto umie odczytywać nastroje tych, którym służy. Postać w cieniu. Kinomani zakochali się w kamerdynerze jako postaci z filmu My Man Godfrey z 1936 roku , w którym William Powell grał rolę kamerdynera w zwariowanym domu. A niedawno kamerdyner oraz inni aktorzy grający służących zyskali popularność w bardzo lubianym serialu telewizyjnym Downton Abbey. Mój kamerdyner był dżentelmenem. Nazywał się Eugene Allen. Przepracował trzydzieści cztery lata w rezydencji przy Pennsylvania Avenue 1600 w Waszyngtonie, którą świat zna jako Biały Dom.

Wreszcie po rozmowach z dziesiątkami osób na obydwu wybrzeżach naszego kraju, po dziesiątkach telefonów odnalazłem go. Był jak najbardziej żywy. Mieszkał wraz z żoną Helene na cichej ulicy w północnym Waszyngtonie. Eugene Allen pracował jako kamerdyner za administracji ośmiu prezydentów, od Harry’ego Trumana do Ronalda Reagana. Był świadkiem historii nierozpoznanym przez nią.

– Proszę wejść – powiedział, otwierając drzwi swego domu w ów zimny listopadowy dzień 2008 roku.

Zdążył już zażyć swoje poranne leki. Zdążył podać śniadanie żonie. Liczył osiemdziesiąt dziewięć lat i miał właśnie otworzyć przede mną nowe drzwi do historii.

Oto jak wyglądała opowieść kamerdynera z Białego Domu, który zaistniał w gazetach na całym świecie, gdy moja relacja ukazała się na pierwszej stronie „Washington Post” trzy dni po historycznym wyborze 4 listopada 2008 roku Baracka Obamy na prezydenta.

------------------------------------------------------------------------

Wszystko zaczęło się w nocnych ciemnościach latem 2008 roku w Chapel Hill, w Karolinie Północnej. Północ nadeszła i minęła, przemówienie było podsumowywane, analizowane i opisywane. Kolejny rokujący nadzieję demokratyczny kandydat na prezydenta żarliwie przekonywał tłum studentów i wyborców, dlaczego powinni na niego głosować. Na kampusie Uniwersytetu Karoliny Północnej ludzie obsiedli krokwie areny znanej jako Kopuła Dziekańska. Emanujący spokojem i pewnością siebie kandydat szedł po zwycięstwo. Publiczność była wielokulturowa, młoda i stara. Z głośników płynął natychmiast rozpoznawalny chrapliwy głos Stevie’ego Wondera. Wśród starszej publiczności byli weterani ruchu praw obywatelskich: lata sześćdziesiąte, segregacja rasowa, ci dzielni biedacy zastrzeleni i grzebani na całym Południu. I oto przed zgromadzonymi stał kandydat w koszuli z podwiniętymi rękawami, trzymający mikrofon.

– Kandyduję z powodu, który doktor King nazwał gwałtowną potrzebą chwili bieżącej, bo wierzę w coś takiego, jak możliwość przegapienia szansy, a ta godzina, Karolino Północna, właśnie wybija.

Te słowa miały wydźwięk kaznodziejski, rewolucyjny i ówczesny senator Barack Obama bez wysiłku poderwał tłum na nogi. Okrzyki i oklaski wskazywały na jego zwolenników. Jednakże to było Południe, on był czarny, Biały Dom wydawał się fantastycznym marzeniem. Historia i demony czaiły się wszędzie, chociaż kandydat wydawał się na to nieczuły.

Byłem jednym z dziennikarzy relacjonujących tej nocy kampanię Obamy dla „Washington Post” i przez siedem dni latałem w tę i we w tę z jednego stanu do drugiego. Po wiecu w Chapel Hill i przemówieniu – oraz przeprowadzeniu w środku wywiadów z kilkoma osobami – miałem wyjść i udać się do autobusu, który zabierał dziennikarzy z powrotem do hotelu. Nocne powietrze było słodkie i upajające. Nagle usłyszałem coś przedziwnego: płacz, i to dochodzący gdzieś z bliska. Odwróciłem głowę i usiłowałem przeniknąć wzrokiem ciemność. Tuż obok siedziały na ławce trzy panienki, studentki. Podszedłem do nich i zapytałem, czy coś się stało.

– Nasi ojcowie nie rozmawiają z nami – wykrztusiła jedna z nich wśród łkań – bo popieramy tego człowieka.

Wszystkie były na wiecu w Kopule. Koleżanki mojej rozmówczyni przytaknęły, spoglądając zaczerwienionymi oczami. Ta kontynuowała:

– Nasi ojcowie nie życzą sobie, żebyśmy popierały czarnego, ale nie zdołają nas powstrzymać.

To mną wstrząsnęło. Usiadłem, by porozmawiać z nimi przez chwilę. Szlochy ucichły i na twarzach dziewcząt pojawił się wyraz otwartego buntu. Ignorowały swoich tatusiów, zamierzały brać udział w ruchu, który miał wprowadzić tego czarnego do Białego Domu. Może to było wyczerpanie, może roiłem jakieś mrzonki, może ich łzy poruszyły mnie bardziej, niż zdawałem sobie sprawę. Ale tam i wtedy, w tych ciemnościach Południa – jakbym został kopnięty przez muła – powiedziałem sobie, że Barack Obama naprawdę wprowadzi się na Pennsylvania Avenue, do Białego Domu.

Po kilkunastu dniach od tej nocy w Chapel Hill oświadczyłem Steve’owi Reissowi, mojemu redaktorowi, że Barack Obama wygra prezydenturę, a ponieważ ją wygra, ja muszę znaleźć kogoś z epoki segregacji rasowej, znaleźć go natychmiast, żeby opisać, co ten nadchodzący doniosły moment w historii Ameryki znaczy dla niego. Powiedziałem, że chodzi mi o osobę, która pracowała w Białym Domu. Mój redaktor uniósł brwi. Nie wierzył, że Obama wygra, ale zawierzył mojej intuicji. Chciał, żebym uporał się z paroma zaległymi zobowiązaniami, a następnie udał się na poszukiwania owej widmowej osoby. Zastanawiał się, jak głęboko w przeszłość zamierzam sięgać.

– Mówisz o latach sześćdziesiątych?

– Jeszcze dawniej – odpowiedziałem.

Chciałem znaleźć kogoś czarnoskórego – mężczyznę lub kobietę – kto pracował i sprzątał w Białym Domu, kto zmywał tam naczynia, kto pił wodę z tych fontann TYLKO DLA KOLOROWYCH w Ameryce czasów Jima Crowa. Nie obchodziło mnie, że wszyscy wokół nieustannie powtarzali: Ameryka nie wybierze czarnego prezydenta.

Czarny zatrudniony w Białym Domu w latach pięćdziesiątych? Pracownica w tamtejszej centrali telefonicznej oświadczyła, że mają zasadę niepodawania nazwisk byłych pracowników i że nie zna żadnego biura w Białym Domu, które dopomogłoby mi w poszukiwaniach. Reporter w swojej pracy zawsze natyka się na ściany, blokady dróg, powiedziałem więc sobie, że nie ma się czym przejmować. Poza tym miałem swojego informatora na Kapitolu, kogoś w biurze pewnego kongresmena, kto był skłonny mi pomóc. Niestety mimo wielu zabiegów tu i tam mój znajomy też nie mógł pozyskać dla mnie żadnej informacji. Inni wkrótce mieli mi do zaoferowania tylko puste spojrzenia albo długie pauzy w rozmowie telefonicznej. Żadnych nazwisk ani nawet tropów. I gdy zacząłem się już zastanawiać, czy taka osoba jest w ogóle do znalezienia, ktoś wspomniał o pewnej kobiecie z Florydy, która kiedyś pracowała w Białym Domu i może coś o kimś takim wiedzieć.

Pani z Florydy, dawna pracownica Białego Domu, podała mi nazwisko.

– Gdyby umarł, słyszałabym o tym – powiedziała. – Ostatni raz widziałam Eugene’a Allena na Pennsylvania Avenue 1600, gdy wsiadał do taksówki. Był na spotkaniu w Białym Domu. Pracował tam wiele lat jako kamerdyner. – Nie wiedziała dokładnie ile.

Jeśli Eugene Allen jeszcze żył, trzeba było go odnaleźć. Skoro wsiadał do taksówki, kiedy moja rozmówczyni z Florydy widziała go po raz ostatni, to prawdopodobnie mieszkał w Waszyngtonie, Dystrykt Kolumbii, Maryland, Wirginia. Książki telefoniczne pełne były Eugene’ów Allenów. Po wykonaniu czterdziestu telefonów, nie natrafiwszy na poszukiwanego Eugene’a Allena, zacząłem wątpić, czy on rzeczywiście mieszka nadal w tej okolicy. Ludzie na starość zachowują się jak ptaki odlatujące na zimę do ciepłych krajów. Przeprowadzają się do Kalifornii, Arizony czy na Florydę. Ale też, oczywiście, umierają. Bezskutecznych telefonów przybywało.

– Halo, poszukuję pana Eugene’a Allena, który pracował kiedyś jako kamerdyner w Białym Domu. – Była to mniej więcej pięćdziesiąta szósta próba.

– Przy telefonie.

Treść oraz zdjęcia dostępne w pełnej wersji eBooka.PODZIĘKOWANIA

Dawn Davis, redaktor tej książki, skontaktowała się ze mną, gdy tylko zakończono kręcenie Kamerdynera. Chciała wiedzieć, czy miałbym ochotę napisać książkę o Eugenie Allenie. Był to telefon, na który czekałem. Jestem jej wdzięczny za to, jak bardzo była zdeterminowana, by książka się zmaterializowała. Chciałbym także podziękować Isolde Sauer, Kyoko Watanabe, Stevenowi Mearsowi, Yonie Deshommes, Kimberley Goldstein, Danie Sloan, Jimowi Thielowi, Michaelowi Kwanowi i wszystkim innym osobom z wydawnictwa Simon & Schuster, które tak pilnie pracowały nad tą książką.

Moja agentka Esther Newberg – to nasza piąta książka razem – stanęła na wysokości zadania, czego zresztą byłem pewien.

Reżyser, producenci, aktorzy i aktorki znosili moją obecność na planie Kamerdynera w Nowym Orleanie, za co zawsze będę im wdzięczny. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od telefonu Laury Ziskin, legendarnej producentki, której ta książka została zadedykowana. Ziskin dążyła z zaciekłą determinacją do adaptacji, a następnie sfilmowania mojej opowieści. Nie dożyła rozpoczęcia zdjęć, ale jej duch prowadził wszystkich. Pam Williams, wspólniczka Laury Ziskin i producentka Kamerdynera – której nieskończonej życzliwości nigdy nie zapomnę – dowiodła mi, że istnieją święci w Hollywood. Lee Daniels, reżyser Kamerdynera, zyskał moją nieprzemijającą wdzięczność za to, że pozwolił mi obserwować geniusza przy pracy. Za poświęcenie mi czasu na rozmowę o tym filmie dziękuję też Sheili Johnson, Julii Barry, Davidowi Oyelowo, Forestowi Whitakerowi, Evanowi Arnoldowi, Oprah Winfrey, Scottowi Varnado, Ruth Carter, Andrew Dunnowi, Cubie Goodingowi jr., Terrence’owi Howardowi, Wellingtonowi Love, Adamowi Merimsowi, Davidowi Jacobsonowi, Anne Marie Fox, Jayowi Meagherowi, Timowi Galvinowi i Kevinowi Ladsonowi. Buddy Patrick, Michael Finley, Bobby Patrick, Earl Stafford, Harry Martin, Charles Bonan, Film Partners, Magnolia-IMC oraz Icon Entertainment International na pewno zasługują na długotrwałe oklaski.

Charles Allen, jedyne dziecko Eugene’a i Helen Allenów, służył mi pomocą hojnie i na niezliczone sposoby. Lynn Peterson, Marty Anderson, Steve Reiss, Warren Tyler, Lisa Frazier Page, Mary Jo Green, Michael Coleman, Larry James, Greg Moore, Nina Henderson Moore, Katharine Weymouth, Kevin Merida, Eric Lieberman, Shirley Carswell, Harvey Weinstein i Weinstein Company oraz Tony Stigger też zasługują na moją wdzięczność.O AUTORACH

Wil Haygood jest nagradzanym publicystą „Washington Post”. Członek Fundacji Guggenheima i National Endowment for the Humanities, napisał pięć książek niebeletrystycznych, między innymi cieszące się uznaniem biografie Adama Claytona Powella jr., Sammy’ego Davisa jr. i Sugara Raya Robinsona. W 2013 roku otrzymał Nagrodę im. Elli Baker przyznaną przez Literacką Fundację Zory Neale Hurston i Richarda Wrighta oraz otrzymał honorowy doktorat w dziedzinie literatury na Uniwersytecie Miami w Oxford, w stanie Ohio. Urodzony w Columbus, w Ohio, Haygood mieszka w Waszyngtonie, gdzie w 2008 roku poznał kamerdynera z Białego Domu Eugene’a Allena. Haygood jest współproducentem filmu Kamerdyner.

Lee Daniels jest prawdopodobnie najlepiej znany ze swojego filmu Hej, skarbie, który otrzymał sześć nominacji do Oscara, w tym za najlepszy film i najlepszą reżyserię, oraz nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej i za adaptowany scenariusz. Daniels wyprodukował też oscarowy obraz Czekając na wyrok oraz wyreżyserował filmy Zawód zabójca i Pokusa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: