Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Październik 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kocham Capri - ebook

On – słynny restaurator z tajemniczą przeszłością.
Ona – młoda blogerka, której pasją jest kuchnia.

Na Capri są trzy rzeczy, których nie wolno przegapić: migdałowe ciasteczka z cytryną, limonkowe perfumy i kolacja u Fabrizia Greco…
Mel Ricci, młoda blogerka kulinarna, ma zostać ghostwriterką autobiografii  legendarnego restauratora. Fabrizio Greco, mistrz wyrafinowanych zmysłowych dań, prowadzi najmodniejszą restaurację na Capri.
Już po pierwszym spotkaniu Mel zaczyna podejrzewać, że współpraca nie będzie łatwa. Fabrizio nie bez powodu cieszy się opinią skandalisty, a jego przeszłość skrywa niejeden sekret...

 

Na końcu książki: 22 zmysłowe przepisy Farbrizia.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5290-2
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Krasnoludki Królewny Śnieżki nabierały kształtów w umazanych masą cukrową rączkach dzieci. Kolorowe, fantazyjne. Spojrzenia maluchów były uważne, skupione. Panowała absolutna cisza. Od czasu do czasu tylko, ukradkiem, żeby nikt nie zauważył, któreś oblizywało sobie palce…

Ciepłe światło popołudnia wpadało przez wielkie okna kuchni. Tutaj, w starym siedlisku, zielonej oazie położonej niezbyt daleko od centrum Rzymu, znajdował się rodzinny dom dziecka. Herb dawnych właścicieli wciąż zdobił ogromny, poczerniały kominek, zajmujący niemal całą ścianę wielkiego pomieszczenia.

Mel, kiedy tylko się zjawiła i obowiązkowo przywitała ze wszystkimi, zgromadziła dzieciaki wokół potężnego stołu z kasztanowego drewna.

– Opowiadałam wam już o mojej babci Adelinie?

– Nieeee! – rozległ się chór głosów.

– Była świetną kucharką i specjalizowała się, wyobraźcie sobie, w słodyczach! – mówiła dalej Mel. – Jej najsłynniejszym dziełem – ciągnęła, śmiejąc się do zasłuchanych maluchów – był tort z masy cukrowej. Kto lubi słodycze?

Kolejny chóralny okrzyk:

– Ja! Ja! Ja!

– No dobrze. Macie ochotę zrobić tort razem ze mną?

– Taaaak!

– W takim razie stańcie wszyscy wokół stołu i słuchajcie instrukcji. Co jest potrzebne, żeby upiec tort?

– Składniki! – krzyknął podskakując pulchny, piegowaty chłopczyk.

– Składniki, świetnie, Fabio. A ja mam oryginalny przepis babci Adeliny. Zaczynamy od biszkopta… Potrzebne są jajka… a co to są jajka?

– Mel, jajka to dzieci kurek! – odparła gorliwie dziewczynka z krótkimi włosami i zadartym nosem.

– A mąka… kto mi powie, z czego się ją robi?

Federica, uśmiechnięta blondyneczka, podniosła rękę najszybciej.

– Z ziarna, Mel!

I tak dalej, po kolei, aż wszyscy zostali wciągnięci do zabawy i zaczęli robić ciasto.

Mel przymknęła oczy, smakując tę radosną chwilę: dzieci zajęte swoimi dziełami wokół wielkiego, drewnianego stołu, ciepło słońca, przyjemność, jaką sprawiało im modelowanie masy cukrowej i radość z tortu powstającego pod ich dłońmi. To była idealna chwila.

– Meeeel!

Koniec idealnej chwili, pomyślała Mel.

Otworzyła oczy i uśmiechnęła się.

Drobniutka dziewczynka z warkoczykami, niebieskimi oczami i szczerbatym uśmiechem wyciągała w jej stronę dość nieforemną gulę masy cukrowej.

– Pietro mówi, że to nie jest jabłko Królewny Śnieżki! – Wyzywająco zadarła podbródek.

– To tylko jakaś klucha! – odparł jasnowłosy chłopiec, chudy jak szczapa okularnik, patrząc na dziewczynkę z wyższością.

Dziewczynka znów zwróciła się do Mel.

– A właśnie że jabłko, prawda?

Mel kiwnęła głową.

– Liczy się to, co ty widzisz, Anno. Jeśli dla ciebie to jabłko Królewny Śnieżki, to jest jabłko Królewny Śnieżki.

Chłopiec chciał zaprotestować, ale Mel przyciągnęła uwagę wszystkich z powrotem na to, co robiła. Gestem magika pokazała im laleczkę o okrągłej buzi i kruczoczarnych włosach.

– Uwaga, dzieci, to bardzo ważna chwila, bo teraz musimy ubrać Śnieżkę w suknię. – Wetknęła laleczkę aż do pasa w środek tortu, uformowanego z kręgów biszkopta umieszczonych jeden na drugim i przełożonych kremem i czekoladą. Unieruchomiła ją wykałaczkami i zaczęła przy pomocy noża nadawać kształt warstwom biszkopta. – Teraz nałożymy żelatynę z moreli, żeby sukienka przykleiła się do biszkopta. Kto mi pomoże?

Natychmiast rozległo się chóralne „ja!”.

Śledzona przez siedem par zafascynowanych oczu Mel dumała, że te chwile spędzone z dziećmi napełniały ją chęcią życia i wyzwalały emocje, których nie był w stanie dać jej blog, a nawet jej ukochane słodycze. Decyzja, by pomagać w rodzinnym domu dziecka prowadzonym przez jej przyjaciółkę Violę i jej męża, pozwoliła jej odkryć, że w niektórych przypadkach dostaje się o wiele więcej, niż się daje. W jej głowie pojawiło się wspomnienie babci Adeliny, uroczej kobiety, która odcisnęła w jej sercu swoją pieczęć: miłość do dzieci. Była tak różna od matki Mel, zasklepionej w nieprzenikalnym lodzie goryczy i rozczarowania. Spróbowała przywołać obraz babci, jej uśmiech, ciepło, czułość.

Ale znów krzyk oderwał ją od rozmyślań.

– Meeel! Telefoooon!

Jedno z dzieci podawało jej komórkę.

– Dzięki, Fabio.

Mel wzięła telefon, udając, że nie widzi, jak bardzo jest uciapany lepkimi palcami.

– Dzień dobry, tu Vincenzo Palmieri, czy rozmawiam z Mel Ricci?

Natychmiast rozpoznała głos jednego z redaktorów, którym przedstawiła swój projekt książki o szklanych ogrodach, weneckich ozdobach stołu ze szkła Murano, zamawianych przez dożów w okresie największego rozkwitu Republiki Weneckiej. Jej pomysł polegał na zaprojektowaniu ich na nowo i odtworzeniu w „słodkiej” wersji. Pracowała nad tym od jakiegoś czasu i poświęciła temu obszerną sekcję na swoim blogu.

Może tym razem się udało.

Może to nie była prawda, że bez znajomości niczego się nie wskóra.

Może dobry pomysł potrafił jeszcze przyciągnąć kogoś, kto zdecyduje się zaryzykować i zrealizować go.

Spojrzała na dzieci, kładąc znacząco palec na ustach, zrobiła głęboki wdech, wydech, i odpowiedziała:

– Tak, to ja.1

15 dni później

– Here it is, Capri!

– Look, it’s gorgeous!

– Absolutely fantastic!

– Incredible!^()

Uzbrojona w komórki, aparaty i kamery cyfrowe żywiołowa i hałaśliwa grupa turystów wyległa na pokład promu i kłusem popędziła w stronę relingu, pstrykając bez wytchnienia. Jeden z nich, facet potężnej postury, popchnął Mel, bezskutecznie usiłującej umknąć z drogi temu rozpędzonemu tabunowi, i wytrącił jej z dłoni tablet. Zdjęcie na ekranie natychmiast przyciągnęło uwagę mężczyzny, który na chwilę zapomniał o błękitnej wyspie rozpościerającej przed nimi swoją wyrazistą i dumną sylwetkę. Wspaniałe ciało kobiety, nagie, udekorowane ostrygami, homarami i owocami morza, wypełniało całą stronicę. Spojrzenie mężczyzny przemknęło z tabletu na Mel, ogarniając długie, opalone nogi, pełne i różowe usta. Wyraz jego twarzy był jednoznaczny. Mel odpowiedziała mu groźnym spojrzeniem, podniosła tablet, schowała do chlebaka i odwróciwszy się tyłem do faceta, ruszyła marszowym krokiem w stronę przeciwną niż „najeźdźcy”.

Mężczyźni: przewidujący, monotematyczni, banalni.

Ta myśl odruchowo zrodziła się w jej głowie. Jednocześnie, dla równowagi, mechanizm samokontroli kazał jej uczynić dwie uwagi:

1. Mężczyzny, którego miała poznać, z pewnością nie można było nazwać banalnym;

2. Jej brak szacunku dla istot płci przeciwnej (czytaj: mężczyzn) nie wróżył dobrze pracy, na którą się zgodziła.

Kiedy prom zbliżał się do nabrzeża, a turyści wpadali w zachwyt na widok wyłaniających się z morza majestatycznych skał zwanych Faraglioni, Mel po raz enty wróciła myślami do rozmowy z redaktorem sprzed paru dni. Niecierpliwie czekała na tę chwilę: jej blog, Cake Garden^(), stał się atrakcją nie tylko dla miłośników słodkości, ale i dla wszystkich zafascynowanych jej niesamowitymi dziełami. A teraz, nareszcie, zainteresował również poważnego wydawcę. Wyznaczono jej termin spotkania. Okazało się jednak, że chodziło o coś zupełnie innego.

– Pomysł nam się podoba, możemy o nim porozmawiać, ale…

Redaktor naczelny zrobił długą pauzę, która natychmiast zaalarmowała Mel. Jakżeby inaczej, zawsze było jakieś „ale”!

– Ale?… – spytała trochę nerwowo.

– Oczywiście wie pani, kto to jest Fabrizio Greco.

Mel milczała przez moment. To pytanie ją zaskoczyło.

– Jasne, że wiem.

Trudno było nie wiedzieć, nawet jeśli nie było się pasjonatem kulinariów. Król sexy food^() we włoskim wydaniu, wynalazca skandalicznych aranżacji kulinarnych, właściciel restauracji na Capri, w której trzeba było robić rezerwacje z dużym wyprzedzeniem, a jakby tego było mało, przystojny i fascynujący jak hollywoodzki gwiazdor. Ale co on miał wspólnego z nią?

– Widzi pani – podjął na nowo jej rozmówca – od jakiegoś czasu negocjowaliśmy z nim wyłączność na jego autobiografię…

– I?… – Mel nie zdołała się powstrzymać, narażona na którąś z kolei efektowną pauzę.

– Wreszcie się zgodził. Ale chce ghostwritera^(), który spędzi z nim cały czas potrzebny do napisania książki. – Dramatyczna pauza. – Wybrał panią.

Mel wybałuszyła oczy, pełna niedowierzania.

– Chce… mnie? Fabrizio Greco chce mnie?

– Proponowaliśmy mu różnych kandydatów, ale wygląda na to, że wyjątkowo spodobał mu się pani blog. I nie zostawił nam wyboru: albo książkę napisze pani, albo nikt.

Miał taką minę, jakby kompletnie nie był w stanie pojąć decyzji słynnego kucharza, i to ją zirytowało. Choć po części była to jej wina. Ta reakcja pensjonarki nie świadczyła raczej o profesjonalizmie. Mel odzyskała panowanie nad sobą, ale czuła się rozdarta. Z jednej strony rozczarowanie – świadomość, że jej marzenie nie jest wcale tak bliskie realizacji. Z drugiej strony gratyfikacja – nie każdy dostaje propozycję napisania biografii takiego celebryty jak Fabrizio Greco.

Autobiografii, Mel. Autobiografii!

To była spora różnica. Przede wszystkim dlatego, że ona miała być tylko ghostwriterem: duchem, cieniem. Jej miejsce było za kulisami, nie pośrodku sceny. Ta należała wyłącznie do niego.

Mel wyjęła tablet z torebki, upewniła się, czy nikt nie podgląda i wróciła do oglądania zdjęcia na ekranie. Kliknęła na pasek menu, na zakładkę „biografia” i przeczytała: „Fabrizio Greco jest właścicielem ekskluzywnej restauracji Przez Żołądek do Seksu na Capri, gdzie serwuje autorską, europejską wersję amerykańskiego food porn^() z niemałą dozą fantazji i kreatywności… – Spojrzenie Mel padło na zdjęcie w profilu, przedstawiające mężczyznę o pięknej, kanciastej, poważnej twarzy, ciemnych włosach i stalowoszarych oczach, żywych i inteligentnych, o męskim, dumnym nosie i wargach będących esencją zmysłowości. Właśnie tak opisałaby Fabrizia Greco, gdyby miała po prostu napisać jego biografię.

Ale sprawa była odrobinę bardziej skomplikowana i Mel szybko zdała sobie z tego sprawę. Kiedy tylko zaczęła gromadzić wszelkie możliwe materiały na jego temat, zaczęły się problemy. W odróżnieniu od innych kucharzy, którzy uwielbiali się rozwodzić o własnej historii i opowiadać na wszystkie możliwe sposoby, jak narodziła się w nich miłość do kuchni, o nim nie było nic. Żadnego wywiadu, żadnego wideo, zero. W żadnym z artykułów na jego temat informacje nie pochodziły ze źródła. A jego biografia, nie licząc paru mizernych notek, praktycznie nie istniała.

Wiadomo było tylko tyle, że przebywał w Stanach, gdzie otworzył restaurację i z pasją zajął się food porn, potem stał się sławny, a po powrocie do Włoch otworzył lokal na Capri. Kropka.

Powszechnie znana była jego wrodzona alergia na dziennikarzy i tym podobnych, jak również dwa nieszczęsne epizody z fotografami, które z pewnością nie stawiały go w zbyt korzystnym świetle. Ale kobiety i smakosze go uwielbiali, a on gwizdał na zdanie reszty świata. Przynajmniej takie wrażenie odniosła Mel. Dlatego zdecydowała się przyjechać bez zapowiedzi, dzień przed umówioną datą spotkania. Chciała wyrobić sobie zdanie samodzielnie, bez ulegania jego wpływowi, być może porozmawiać z kimś, kto go zna, poobserwować go z daleka… a może i zbliżyć się do niego, nie zdradzając przed nim, kim jest. Chyba nigdy tak jak w tej chwili nie gratulowała samej sobie, że nie uległa namowom i nie umieściła na blogu swojego zdjęcia.

Teraz, kiedy prom przybijał do brzegu, Mel zaczęła odczuwać lekki niepokój. Z początku pomysł napisania tej autobiografii zafascynował ją; podziwiała Fabrizia Greco za kreatywność, pomysłowość, odwagę, fantazję i za to, że inni kucharze wzorowali się na nim. Świadomość, że chciał ją i tylko ją, sprawiała, że to wszystko było tym bardziej ekscytujące. A poza tym nie mogła sobie pozwolić na odmowę. Jej byt zależał wyłącznie od artykułów, które pisała dla kilku czasopism kulinarnych, blog napawał ją dumą, był jej twórczą odskocznią… ale z pewnością nie był dochodowy! A jej nadzieja na publikację książki o nowym spojrzeniu na szklane ogrody coraz bardziej wyglądała na mrzonkę. Rzeczywistość opowiadała zupełnie inną historię niż ta, w której praca i talent w końcu zostają nagrodzone. Im prędzej przestanie się łudzić, tym mniej będzie cierpieć.

W tej chwili prom przybił do nabrzeża.

Mel po raz pierwszy odetchnęła magią Błękitnej Wyspy i szeroko otworzyła oczy na widok tego cudu: urwiste klify schodzące w morze, połać błękitnej wody, mieniącej się wszelkimi odcieniami, od turkusu po kobalt, a wszędzie dookoła wiosna eksplodująca intensywną zielenią roślin i jaskrawymi barwami tysięcy kwiatów.

Z oczami pełnymi tych widoków, wdychając słony zapach morza zmieszany z aromatem sosen, Mel zeszła na ląd w głównym porcie, Marina Grande, kompletnie oszołomiona. Kręciło jej się w głowie, jakby wypiła kieliszek szampana na pusty żołądek. W obliczu tego spektaklu doświadczała pełnego zachwytu osłupienia niczym dziecko w sklepie ze słodyczami. Właśnie taką reakcję wywoływała błękitna wyspa u każdego, kto oglądał ją po raz pierwszy.

Szła wzdłuż nabrzeża pośród wesoło jazgoczących turystów. Czerwcowe słońce było już gorące, ale upał łagodził lekki wietrzyk dmuchający od morza. Mel ruszyła za grupką nieznajomych w stronę wejścia do kolejki. Stanęła w ogonku i niedługo później siedziała już w wagoniku mknącym pomiędzy dwiema ścianami zieleni. Splątany gąszcz śródziemnomorskiej roślinności był usiany kwiatami; z tej perspektywy przypominał dziką, niezbadaną dżunglę. Jazda była krótka, ale działała na wyobraźnię i Mel puściła wodze fantazji. Jej spojrzenie zgubiło się wśród nawisłych gałęzi muskających wagon i przez chwilę, która wydawała się nieskończona, znów była dzieckiem – Salgari^() był jej ulubionym pisarzem, sznury do prania były lianami tajemniczych mokradeł delty Gangesu, strumyk płynący za wiejskim domem babci Adeliny zmieniał się w sam Ganges, pełen nieznanych zagrożeń, a krzaki niewinnych malin i porzeczek stawały się niebezpiecznymi miejscami, gdzie mogły się czaić mordercze zbiry. Obrazy przelatywały jej przez głowę, a tymczasem oczy nie traciły ani skrawka tego krajobrazu z bajki. Ostre hamowanie i ekstatyczne piski turystek obudziły ją z tego snu na jawie.

Byli na miejscu.

Mel wystarczyło kilka kroków, by znaleźć się na sławetnym Ryneczku, uwiecznionym w tylu filmach. Było to miejsce spotkań vipów i cel pielgrzymek turystów z całego świata. Mel ogarnęło wzruszenie. Czuła się jak Mary Poppins prowadząca Jane i Michaela do wnętrza obrazu namalowanego przez Berta. Jakby naprawdę istniała magiczna możliwość wejścia do miejsca, które istnieje tylko w wyobraźni. Oto emocje, jakie ofiarowuje ci Capri, pomyślała Mel. Wyjęła tablet i napisała: „Mój sen na wyspie snów”. To mógł być dobry początek historii, którą miała opowiedzieć.

Zostawiła za plecami Ryneczek, butiki, turystów kłębiących się w kawiarniach i zapuściła się w sieć uliczek. Otoczyły ją małe, białe domki konkurujące ze sobą kwiatami w oknach, murki bez zaprawy i furtki obrzeżone niebieską majoliką. Teraz, z dala od szlaków turystycznych i od męczącego hałasu zorganizowanych wycieczek Mel ogarnęło nieznane dotąd uczucie szczęścia, czuła się ugoszczona, ukołysana przez to słodkie, pachnące powietrze, przez te kolory, które zabawiały jej duszę radością, przez to światło, które zdawało się ukazywać wszystko w nowy, cudowny sposób.

Zatrzymała się. Odetchnęła powoli. Chciała rozkoszować się tą chwilą aż do dna, czuć ciepło słońca na skórze i poddać się temu oszołomieniu, które wprawiało ją w euforię, rzucało na nią czar, kazało myśleć, że w miejscu tak magicznym jak to wszystko jest możliwe. Rozejrzała się dookoła, zatrzymując wzrok na każdym szczególe: na odcieniach zieleni, na intensywnym fiolecie bugenwilli, na głębokim błękicie morza w tle.

Błądziła tak bez celu, aż coś przyciągnęło jej uwagę. Ciemnoniebieski napis odcinający się od tła z białej mozaiki. „Błękit – Nieruchomości”.

Więc teraz, powiedziała sobie Mel, trzeba odłożyć fantazje na bok i rozwiązać praktyczny problem zakwaterowania. Agencja nieruchomości była właśnie tym, czego potrzebowała. Podeszła do niewielkiego, różowego budynku i pchnęła przeszklone drzwi z niebieską stolarką. Jej wejście zaanonsował wesoły dzwoneczek.

Dwaj mężczyźni siedzący za biurkiem jednocześnie odwrócili się w jej stronę. Jeden był w podeszłym wieku, miał rzadkie, siwe włosy i nalaną twarz miłośnika dobrego jedzenia; drugi był wysokim, szczupłym chłopakiem przed trzydziestką, o jasnych włosach i rozbrajającym uśmiechu.

– Mogę w czymś pomóc? – spytał ten starszy, wychodząc jej na spotkanie, a tymczasem drugi przyglądał się Mel z ewidentnym podziwem.

– Tak, dziękuję, szukam mieszkania, małego, do wynajęcia przynajmniej na… miesiąc – uśmiechnęła się. – I oczywiście za niewygórowaną cenę.

– Zobaczymy, co się da zrobić.

Mężczyzna zaczął przerzucać kartki niewielkiego segregatora. Potem sprawdził parę plików w komputerze. W końcu zwrócił się do Mel z niemal przepraszającą miną.

– Przykro mi, ale nie mam nic za mniej niż dwa tysiące euro. Zaczyna się sezon, a Capri, niestety, nie jest tanim kurortem.

Mel westchnęła. W sumie spodziewała się odpowiedzi w tym rodzaju.

– I jeśli mam być szczery – ciągnął mężczyzna – wątpię, by pani zdołała znaleźć coś poniżej tej kwoty.

– Chyba że… – wtrącił się jasnowłosy chłopak, który do tej chwili słuchał w milczeniu, nie odrywając oczu od Mel.

– Chyba że? – powtórzyła, odwracając się do niego z nadzieją.

– Co pani powie na kawalerkę z aneksem kuchennym, niezależnym wejściem i… możliwością korzystania z basenu, za, powiedzmy, pięćset euro?

Twarz Mel pojaśniała. Starszy mężczyzna odwrócił się do młodszego z dobroduszną wymówką.

– Ej, chłopcze, chcesz mnie pozbawić pracy?

Młodszy uśmiechnął się radośnie.

– Oj, przestań, Gaetà, jak moglibyśmy rozczarować tak piękną dziewczynę?

– A gdzie jest ta kawalerka? – spytała zaciekawiona Mel.

– U mnie w domu!

Widząc jej przerażoną minę, chłopak wybuchnął śmiechem.

– Miałem na myśli dom mojej rodziny. Mamy willę w Anacapri, mieszkamy wszyscy razem. – Wyciągając do niej rękę, dodał: – Antonio. Antonio d’Ascenzo.

Mel poczuła się trochę głupio. Uścisnęła jego dłoń.

– Mel Ricci.

– Amerykańska Włoszka?

Mel roześmiała się i pokręciła głową.

– Nie, całkiem włoska Włoszka! Melania Ricci.

Antonio uśmiechnął się.

– Piękne imię.

Bez przekonania skinęła głową. Tak naprawdę nie była fanką swojego imienia, wydawało jej się zbyt staroświeckie.

– Proszę na niego nie zwracać uwagi – wtrącił się właściciel agencji. – Antonio zawsze się tak zachowuje, szczególnie jeśli ma do czynienia z piękną dziewczyną. Ale za rodzinę mogę zaręczyć – dodał ze śmiechem – nawet jeśli to mnie będzie kosztowało potencjalną klientkę.

– Nie potrzebujesz więcej klientów, Gaetà, wiecznie powtarzasz, że jesteś zmęczony pracą.

Mel z rozbawieniem śledziła ten komiczny dialog; miała wrażenie, że stoi pod sceną jako widz ze specjalnymi przywilejami.

– To jak, nie chce pani zobaczyć domu? – Pytanie Antonia sprowadziło ją do realnego świata. A przynajmniej tego miejsca, które wydawało się realnym światem, bo zaczynała myśleć, że wcale nim nie jest.

Chwilę później byli już na dworze, w oślepiającym świetle słońca. Antonio chwycił jej walizkę na kółkach, gasząc w zarodku wszelki sprzeciw.

– Jeszcze czego, przecież nie pozwolę, żebyś sama to ciągnęła… mówimy sobie na ty, prawda?

Jak mogła oprzeć się tej sympatii, tak spontanicznej i szczerej? Mel poddała się i ruszyła za nim przez labirynt uliczek, po którym kluczył z pewnością tubylca. Za kolejnym ciasnym zakrętem Antonio zatrzymał się przed ogniście czerwonym sportowym samochodem, zaparkowanym – a przynajmniej tak się wydawało Mel – w absolutnie nieprawdopodobny sposób. Z galanterią otworzył przed nią drzwiczki, poczekał, aż wsiądzie, zamknął, schował walizkę i ruszył z rykiem godnym Formuły 1. Chwilę później samochód pędził już serpentyną prowadzącą do Anacapri. Przez całą drogę w górską część wyspy Antonio, który wziął sobie do serca rolę przewodnika, co chwilę odwracał się nonszalancko na wszystkie strony, wymachując rękami, a tymczasem Mel nie była w stanie oderwać oczu od jezdni biegnącej nad przepaścią.

W końcu Antonio zatrzymał auto.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił.

Mel odetchnęła z ulgą. Oczywiście nie z powodu zapierającej dech, cudownej panoramy (którą obiecała sobie popodziwiać w jakiejś mniej stresującej chwili), co raczej przez luzacki – by użyć eufemizmu – styl jazdy swojego towarzysza.

Antonio kliknął pilotem i potężna żelazna brama przed nimi zaczęła się otwierać.

Kiedy zaparkował samochód na dróżce, Mel rozejrzała się ze zdumieniem. Niski dom o wielkich oknach stał frontem do wspaniałego, tarasowego ogrodu, w którym, niczym klejnot w oprawie, migotał basen otoczony wysokimi, starymi sosnami; spoza nich prześwitywał nasycony błękit morza.

Mel brakło słów. Antonio obserwował ją z rozbawieniem.

– Wszyscy goście, którzy po raz pierwszy przyjeżdżają do willi, mają taką samą zachwyconą minę jak ty teraz – powiedział z uśmiechem. – My już się przyzwyczailiśmy, ale muszę przyznać, że za pierwszym razem robi wrażenie.

– To fantastyczne miejsce! – wykrzyknęła Mel, rozglądając się dookoła.

– Mój ojciec ma nosa do interesów – podjął Antonio – i kiedy dostał pozwolenie na budowę, wiele lat temu, szybko dostrzegł potencjał tego miejsca i wykorzystał go.

– Czym się zajmuje?

– Jest przedsiębiorcą budowlanym. Zbudował wszystko, co się dało zbudować, a całą resztę przebudował. – Uśmiechnął się do niej. – To człowiek, obok którego trudno przejść obojętnie, jestem pewien, że go polubisz… Wszyscy go lubią.

Mel nie odpowiedziała, oszołomiona urodą tego wszystkiego, co ją otaczało. Nigdzie nie było widać żywej duszy.

– Chodź – powiedział Antonio i poprowadził ją w stronę najbardziej odosobnionego skrzydła willi. Przecięli wielki, cichy ogród, aż w końcu stanęli pod drzwiami na wpół ukrytymi w zielonym gąszczu, który zasłaniał ścianę. – Jesteśmy, to tutaj.

Tuż za progiem Mel poczuła zapach domu. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale było to wrażenie, które nie chciało się od niej odczepić. I bardzo jej się podobało. Mieszkanko składało się z dwóch przestronnych pokojów (jeden wyposażony był w aneks kuchenny) i z dużej łazienki. Światło dodawało ciepła tonom ochry i błękitu, które stanowiły główny motyw wystroju, prostego, ale bardzo przytulnego.

– I co powiesz?

Odwróciła się do Antonia z promiennym uśmiechem.

– Jest prześliczna.

– Więc zostajesz?

Entuzjastycznie kiwnęła głową.

– Nie mogłabym znaleźć nic lepszego! To idealne miejsce do pracy.

Antonio przyjrzał jej się z ciekawością.

– Nie przyjechałaś na wakacje?

Mel zawahała się. Lepiej nie mówić o książce przed spotkaniem z Fabriziem Greco. Lepiej ominąć temat.

– Muszę pisać artykuły na bloga – odparła i postarała się szybko zmienić temat. – To mieszkanie jest cudowne. Zawsze je wynajmujecie w sezonie?

– Nie, tak naprawdę to mieszkanie mojej siostry Giulii, ale ona tu rzadko bywa, wyszła za mąż za gościa z Sorrento i tam mieszka. Ale kiedy najdzie ją tęsknota za domem, wraca i ma tu mieszkanko tylko dla siebie – wyjaśnił Antonio. – Ojciec kazał podzielić willę na pięć mieszkań, dzięki temu każdy ma własną przestrzeń i nie przeszkadzamy sobie nawzajem.

– A ty w której części domu mieszkasz?

Uśmiechnął się dumnie.

– Na drugim piętrze. Przebudowałem swoją część na loft. Lubię duże przestrzenie, gdzie mogę się swobodnie poruszać. – Wziął ją pod rękę. – Chodź, pokażę ci.

Mel spojrzała na niego niepewnie i Antonio wybuchnął śmiechem.

– Spokojnie, przecież nie będę się z tobą bawił w doktora!

Jego zaraźliwy śmiech i zachowanie małego chłopca znów rozwiały nieufność Mel, więc poszła za nim już bez wahania.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: