Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Komnaty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 czerwca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Komnaty - ebook

Za sprawą tajemniczego artefaktu bliźnięta przenoszą się do XV-wiecznych Chin, by ocalić życie drugiego cesarza z dynastii Ming, czternastoletniego Jianwena.

Bliźnięta Fleener – obdarzona doskonałą pamięcią Mia i biegły we wschodnich sztukach walki Cage – wiodą beztroski żywot zwyczajnych amerykańskich nastolatków. Do dnia, w którym ich ojciec wulkanolog zostaje porwany. W porzuconym przez niego plecaku Cage i Mia znajdują tajemniczą ażurową kulę, która przenosi ich w czasie i przestrzeni. Dlaczego znaleźli się właśnie w Chinach? Czy ich los rzeczywiście został zapisany na klingach starożytnych mieczy?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-2241-6
Rozmiar pliku: 725 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Cage, tutaj! – zawołała Mia.

Czego znów chciała? Już i tak nie dało się jej ignorować. Kopnęła kamień, który odbił się rykoszetem od drzewa, w locie skaleczył mnie w policzek i trafił w metalową krawędź bariery obok mojego ramienia.

– Następnym razem celuj lepiej, dobra?

Roześmiała się. Jej chichot był zaraźliwy – wznosił się falami z piersi, pokazując światu, że Mia naprawdę się cieszy.

Wkurzała mnie. Miałem ochotę choć raz dać upust gniewowi, który przesączał mi się w głąb duszy, wyrzucić go z siebie, żeby mógł eksplodować pióropuszem wulkanicznej lawy.

– Ojciec niedługo wróci. – Melodyjny, czysty głos Mii umykał w powietrze, odbijając się echem od ściany tunelu.

– Mało prawdopodobne – wymamrotałem i gardłowy dźwięk tych słów spłynął w głąb szybu w ciemność.

Ojca nie było ponad godzinę, trzy razy dłużej, niż zapowiadał. W tym czasie zdążyłem wrócić do domu, złapać doręczyciela, który przywiózł mi nunczaku, wrócić i znów zacząć czekać. Teraz sięgnąłem po nowy nabytek – profesjonalną parę drewnianych pałek obleczonych pianką, idealną do ćwiczeń na każdym obiekcie. I osobie. Wyciągnąłem je z tylnej kieszeni i spojrzałem w dół. Ojciec miał obsesję na punkcie tuneli, takich jak ten, który otwierał się przede mną w ziemi. Twierdził, że to wejście do innego świata, jego świata, na który składały się mroczne jaskinie i nietoperze, sople i zamarznięte jeziora, kręte katakumby ciągnące się milami pod ziemią niczym macki ośmiornicy.

– Czytałeś jego ostatni artykuł? – spytała Mia.

Nie zniżyłem się do odpowiedzi. Jedną z zalet bycia bliźniakiem jest to, że bardzo dokładnie znamy cudze myśli.

Westchnąłem, gdy znów doszedł mnie jej śmiech. Nim zdążyła się odezwać, uniosłem rękę. Nie musiała mi przypominać o tym, jak wybitnym wulkanologiem jest nasz ojciec, jak jego rewolucyjne idee zmieniały świat geologii i że artykuły, które pisze, są bardzo cenione. Nic z tych rzeczy nie zmieniało bowiem faktu, że wywiózł nas do tej dziury, małego miasteczka w stanie Waszyngton, noszącego niemożliwą do wymówienia nazwę: Enumclaw. Ani tego, że przeprowadzka przypadła na najgorszy możliwy moment mojego życia – ostatni rok liceum.

– Niech zgadnę, zdążyłeś już w myślach dojść do szkoły, co? – Znów się zaśmiała.

Gdyby nie była moją siostrą, uderzyłbym ją.

Tym razem kamyk trafił mnie w czubek ramienia. Zapiekło.

– To za to, że chciałeś mnie walnąć.

Niech ją szlag. Naprawdę będę musiał popracować nad trzymaniem się prosto. Kiedy przybieram postawę obronną, odruchowo garbię ramiona, szykując się do przykucnięcia i ataku.

Mia nie ustępowała.

– Jeszcze raz to zrobisz… – zagroziłem.

Znów się roześmiała i wiedziałem już, co mnie czeka.

W chwili, gdy usłyszałem, że jej stopa uderza o kamień, wyrwałem z kieszeni nunczaku. Szybkim ruchem chwyciłem metalowy łańcuch, uniosłem wysoko jeden koniec, zakręciłem pałkami i odbiłem kamyk, który miał trafić mnie w pierś, a zamiast tego uderzył w drzewo obok Mii, wprawiając w drżenie liście. Jeden z nich spadł jej na głowę, a ona zaczęła klaskać i wiwatować. Przewróciłem oczami.

– Mam tego dosyć, Mio – rzekłem w końcu, chowając broń i odwracając się twarzą w stronę gór. – Czekamy, aż ojciec w końcu raczy wystawić głowę z nory, choć on sam nie przejmuje się ustaleniami i zobowiązaniami. A kiedy w końcu się pojawi, będzie się spodziewał, że nadal będziemy szczęśliwą rodziną. To bzdury.

Mia kopnęła kolejny kamień – brzęk, trzask. Sądząc po odgłosie, tym razem wybrała cięższy, słyszałem, jak leci w stronę mojej głowy. Nigdy by tego nie zrobiła, gdyby nie miała pewności, że go odbiję. Machnąłem dłonią płasko wzdłuż ucha, odtrącając pocisk.

Mia zachichotała.

– Wiedziałam, że zdążysz – oznajmiła z zadowoleniem.

Puściłem te słowa mimo uszu i obróciłem się ku niej. Mia próbowała mnie zabić.

– Nie rozumiesz? – spytałem, mierząc wzrokiem tymczasowy obiekt mojego gniewu. – My go nie obchodzimy. A to, że go bronisz niezależnie od wszystkiego, tylko mnie wkurza.

Mia siedziała ze skrzyżowanymi nogami, wyciągając stopy i rozciągając uda. Sam jej widok mnie drażnił. Wysoka i szczupła, obdarzona sylwetką skoczka wzwyż i doskonale skalibrowanym metabolizmem, który pozwalał jej jeść tyle co zapaśnik sumo i nie przybrać na wadze ani grama, ukrywała swoje ciało pod obwisłymi spodniami od dresu z napisami na tyłku i długimi bluzami z kapturem ozdobionymi logo firm, których ubrań ja sam w życiu bym nie założył. Gęste, jasne włosy związane w koński ogon podskakiwały i kołysały się. Jedyną skazę na jej urodzie stanowiła chmurka piegów na nosie i policzkach. Skrzywiłem się. Zazwyczaj piegi przypominają drobinki brudu, których nie da się zmyć, u Mii jednak wyglądały uroczo.

Posłała mi spojrzenie mówiące „Cóż ja poradzę, że jestem taka piękna?”, więc odwróciłem się do niej plecami.

Nagle zjeżyły mi się włoski na karku i poczułem muśnięcie w okolicy czubka głowy. Opadłem na prawe kolano i odwracając się, zobaczyłem, jak Mia przelatuje nade mną. Próbując mnie powalić, potknęła się o moje kolano i teraz wisiała bezradnie, przytrzymując się krawędzi tunelu.

Wsunąłem lewą dłoń pod jej brzuch, a prawą chwyciłem ją z tyłu za spodnie.

Z rozpędu mogła wpaść do czarnej dziury.

– Zaprzyj się rękami – wyszeptałem, przytrzymując ją, żeby powstrzymać ewentualny upadek.

Rozkołysane ciało znieruchomiało, gdy długie ręce Mii zaczęły naciskać na krawędź.

– Już – rzuciła. Chwytając mocniej jej tułów, poleciłem, żeby odepchnęła się ramionami. Gdy tak zrobiła, szarpnąłem ją za nogi i odciągnąłem od wylotu tunelu.

– Zaczekaj – wyszeptała, wstając. – Chyba coś usłyszałam.

– Daj spokój, Mia.

Nie miałem zamiaru przejmować się jej fantazjami. W końcu uratowałem jej życie, powinna okazać mi więcej szacunku.

Kazała mi się zamknąć. Mówiła poważnie – nigdy wcześniej mnie nie uciszała. Oboje w milczeniu pochyliliśmy się nad tunelem.

– Pójdziesz ze mną albo cię zabiję. – Rozpoznałem głos mężczyzny, ale nie potrafiłem zidentyfikować, do kogo należał.

– W takim razie będziesz musiał mnie zabić – odpowiedział spokojnie mój ojciec.

Usłyszeliśmy odgłosy szamotaniny, a potem strzał i krzyk. Bez namysłu wypuściłem Mię, która pierwsza dopadła metalowej drabinki przymocowanej przez ojca do ściany tunelu.

– Idź! – szepnąłem, choć wiedziałem, że siostra nie potrzebuje zachęty.

Zjechała po drabinie z wprawą godną strażaka. Usłyszałem łoskot jej stóp uderzających o podłoże i ruszyłem za nią. Chwyciła mnie mocno za rękę i wskazała przeciwległą ścianę. Pośrodku niej zamykał się otwór, jego obwód zmniejszał się z każdą chwilą, odcinając dopływ światła z drugiej strony. I tam właśnie – za malejącym wejściem – znajdował się nasz ojciec.

– Wracajcie! – polecił, nim czyjaś ręka zasłoniła mu usta.

Rzuciłem się ku niemu, wyciągając dłoń.

Nie! – krzyknęła Mia, która wyszarpnęła moją rękę z dziury.

W sekundę później otwór zamienił się w ścianę nieprzeniknionej wulkanicznej skały, oddzielającej nas od jedynego członka rodziny, jaki nam pozostał.Rozdział 2

Wewnątrz tunelu powierzchnia skały była gładka i chłodna, miejscami wyczuwałem wypukłości, przypominające niewielkie kulki, na zawsze zatrzymane w biegu. Wiedziałem, że to bąble powietrza, które zostały uwięzione w stopionej, płynącej pod ziemią lawie. Same katakumby były pozostałością wielkich powietrznych tuneli powstałych wewnątrz rzeki magmy. Moją uwagę przyciągnął rozbłysk światła. Promienie zachodzącego słońca trafiły w lusterko zwisające z plecaka. Dziwne – ojciec nigdy nie rozstawał się ze swym bagażem. Twierdził, że to najcenniejsza rzecz, jaka do niego należy. Nie rozumiałem tego, bo ani razu nie pokazał nam, co się kryje w środku. Nigdy jednak nie widywałem ojca bez plecaka i fakt, że leżał on tu, w ciemnym kącie, musiał coś znaczyć.

Wepchnąłem rękę do środka i pomacałem. Wyczułem dużą latarkę, długopis i piłkę, a obok notes. Chwyciłem latarkę, wyszarpnąłem ją i bezceremonialnie rzuciłem plecak na ziemię.

– Znalazłeś cokolwiek? – spytała Mia, stając obok mnie.

Pstryknąłem włącznikiem latarki raz, drugi, ale nic się nie stało. Coś zagrzechotało wewnątrz, niezbyt dobry znak.

– Nie działa – oznajmiłem, starając się przegnać ze swego głosu niesmak. – Mógł przynajmniej wymienić baterię.

Mia zasugerowała, że może ojciec próbował uderzyć napastnika latarką w głowę i wtedy urządzenie się zepsuło. Prychnąłem na tę myśl. Tata nigdy w życiu z nikim się nie bił. Brakowało mu nawet odwagi, żeby poprosić szefa o podwyżkę po tym, jak jego ostatnia praca zdobyła jakąś nagrodę.

Wstałem, podszedłem do ściany i położyłem dłonie na jej chłodnej powierzchni. Faktura skały zmieniła się z gładkiej na pofalowaną, jakby lawa ściekała z góry, tworząc poziome warstwy.

Usiadłem na ziemi, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą widzieliśmy. Czy była to jakaś sztuczka, złudzenie optyczne? Jakim cudem skalna ściana mogła się zamknąć?

Zerknąłem na zegarek – minął zaledwie kwadrans, dopiero dochodziła szósta. Przypomniałem sobie o randce z Alexandrią Smith – najładniejszą, choć i najniższą cheerleaderką w drużynie – która zaprosiła mnie do kina i meksykańskiej knajpy. W sumie przeprowadzka okazała się nie takim złym pomysłem – dzięki niej byłem nowym chłopakiem w małym liceum, w którym wszystkie dzieciaki znały się od podstawówki. Tata pozwolił mi nawet pożyczyć swój samochód – sfatygowaną toyotę 4runner.

– Nie czas teraz na rozmyślania o randce – rzuciła złośliwie Mia. – Poza tym to tylko głupia laleczka i w dodatku za niska.

– Niewiele Mii można znaleźć na tym świecie – odparowałem.

Niemal słyszałem, jak puszy się w ciemnościach. Lecz to nie było pochlebstwo, tylko stwierdzenie faktu – moja siostra była najładniejszą dziewczyną w szkole. Jednak wielu chłopaków miało ją za zbyt agresywną, bo nie dawała sobie wchodzić na głowę. Jako jej brat cieszyłem się, że uważa większość z nich za kretynów i ich olewa. Ale nawet ja wiedziałem, że pewnego dnia, kiedy najmniej będzie się tego spodziewała, zjawi się jakiś facet i zawróci jej w głowie.

– Nie powinniśmy wezwać policji? – spytała.

– A co im powiemy? „Hej, panowie, ktoś porwał naszego ojca i zniknął razem z nim za skalnym blokiem! A ostatnio widzieliśmy tatę tuż przed tym, nim ściana, za którą stał, zamknęła się na naszych oczach. A wcześniej – cóż, wczoraj, bo spędza więcej czasu w pracy niż w domu. Mama? Przykro nam, nie żyje, ale dzięki, że spytaliście”.

Mia złapała mnie za przedramię.

– Ale co, jeśli nie wróci?

To by oznaczało, że umarł. Ta myśl wzbudziła we mnie poczucie winy. Od śmierci mamy moje pretensje do ojca urosły do wielkości Everestu. Nieważne, co mówił i jak wiele razy przepraszał. Niech ojciec cierpi pod ciężarem mojej wrogości. Zasłużył sobie. Teraz, gdy pojawiło się prawdopodobieństwo, że zostaniemy z Mią sami, ogarnął mnie jeszcze większy gniew.

– Wiesz, że mama nie była aż takim ideałem – mruknęła ochryple moja siostra, a jej głos zabarwiła nutka smutku.

Przeszyła mnie błyskawica wściekłości, ale ugryzłem się w język. „To nie wina dziewczyny” – rzekłem w duchu.

– Dla mnie owszem.

– To co, chciałbyś, żeby nas rozdzielili i posłali do rodzin zastępczych?

Punkt dla niej – nie skończyliśmy jeszcze osiemnastu lat. W chwili, gdy władze uznają ojca za zaginionego, będą mogły skonfiskować nasz dom z całą zawartością. Nie mieliśmy żadnych ciotek ani wujów. Dziadkowie nie żyli. Rozdzielono by nas i umieszczono w rodzinach zastępczych pod opieką państwa.

– Musi tu być coś jeszcze – powiedziałem i wysypałem zawartość plecaka na ziemię, w plamę gasnącego światła padającego z góry. Wkrótce zrobi się ciemno.

Mia opadła na kolana obok mnie, razem rozgarnęliśmy rzeczy dokoła.

Notatnik był dosyć nietypowy: dwie metalowe płyty połączone trzema – na oko bardzo starymi – pierścieniami i spięte skórzanym paskiem okręconym ciasno wokół metalowej gałki. Metalowe pióro ze srebrną gwiazdką na jednym końcu i ułamanym czubkiem stalówki. Oprócz tego małe, pęknięte lusterko zwisające z plecaka – zwierciadełko w różowej oprawce pasujące do starej kolekcji lalek Barbie należącej do Mii – i zepsuty kompas. Nie było tam natomiast GPS, działającej latarki ani nawet topograficznej mapy terenu.

– Nie ma jedzenia, latarki, zupełnie nic – oznajmiłem, chowając wszystko z powrotem. – Jeśli ojciec zawsze tak pracował, to był albo prawdziwym geniuszem, albo ogromnym szczęściarzem.

Mia wywróciła plecak na drugą stronę oraz do góry dnem i potrząsnęła kilka razy. Wyraz zdumienia i zawodu na jej twarzy znów wzburzył mi krew. Ojciec mógł mnie zawieść, ja dałbym sobie z tym radę. Ale nie Mia. Ona bardziej mu ufała. Bardziej go kochała.

Rozczarowanie odebrało jej mowę. Po co ojciec miałby nosić przy sobie tak bezwartościową kolekcję drobiazgów, i to całymi latami?

– Może dowiemy się czegoś z notesu? – rzuciłem ostro.

Odwinąłem rzemień z metalowego haczyka i otworzyłem bloczek. Pierwsza stronica przypominała bardziej staroświecki czerpany papier niż ten używany obecnie. Wydawała się gruba i szorstka pod moimi palcami. Zakląłem pod nosem. Nawet notatnik na nic się nie przyda – nie dostrzegłem żadnego słowa ani rysunku. Co ojciec tu robił? I dlaczego ktoś go zaatakował? Z niesmakiem odrzuciłem notes, który brzęknął, uderzając o coś w ciemności. Mia odeszła na bok.

– Cage! – zawołała, podnosząc jakąś rzecz. – Zobacz to.

Uniosła swoje znalezisko i w gasnącym świetle pokazała mi okrągły, metalowy przedmiot wielkości grejpfruta.

Podała mi ten dziwny obiekt. Pośrodku dostrzegłem szczelinę. Kula z łatwością dała się rozkręcić i rozdzieliła się na dwie części. Wewnątrz ujrzałem pięć pustych miejsc przypominających wytłaczankę. Mia znów się schyliła i bez słowa komentarza schowała notes do plecaka. Przyjrzałem się pustemu pojemnikowi. Ani śladu miętówek czy jakichś egzotycznych przedmiotów. Znów nie znaleźliśmy niczego.

W roztargnieniu zacząłem zakręcać i odkręcać kulę. Z góry opadała ku nam ciemność. Za chwilę przestaniemy cokolwiek widzieć. Drabinka była niedaleko, Mia trzymała rękę na szczeblu. „Co ty sobie myślałeś? – wyrzucałem ojcu, jakby stał obok nas. – Jak mogłeś dać się porwać i zostawić nam tylko swój plecak rzucony gdzieś w mroku? Jak mogłeś nie wspomnieć ani słowem, że coś może ci grozić?”.

Przez tunel powiał wietrzyk. Omiótł mnie, a potem uderzył Mię w twarz. Jej włosy zatańczyły. Wciągnęła powietrze w płuca.

– Skąd wziął się ten wiatr? – spytała, szeroko otwierając błękitne oczy.

Wzruszyłem ramionami. Gdyby tylko ściany mogły przemówić i wyjaśnić mi, co widziały i co mam zrobić, żeby odtworzyć chwilę zniknięcia ojca! Przeturlałem kulę w dłoniach tam i z powrotem, marząc o niemożliwym.

Zaczekaj – szepnął w mojej głowie głos.

Dźwięk kompletnie mnie zaskoczył. Nie byłem pewien, czy to się dzieje naprawdę, czy tylko sobie wyobrażam. Rozejrzałem się, starając się zachować spokój. Mia patrzyła w górę na ostatnie gasnące promienie światła. Niczego nie usłyszała. A wiedziałem, że rozpoznałaby ów miękki, kobiecy głos.

Jestem tu, z wami.

Słowom towarzyszył kolejny łagodny powiew. Tym razem nie obejrzałem się przez ramię. Spojrzałem na przedmiot, który trzymałem w dłoniach: zaczął jarzyć się słabym blaskiem.

Nie wierzyłem w życie po śmierci ani w spełnienie marzeń. Nigdy nie byłem w kościele. Coś takiego jak niebo, piekło czy kraina między nimi nie istniało. Śmierć to koniec. A jednak teraz, w ciemności, kula jaśniała coraz bardziej, a w głowie przemawiał do mnie głos, który znałem, kochałem i za którym tęskniłem. Kazał mi czekać. Powoli wciągnąłem powietrze w płuca, serce boleśnie biło mi w piersi. Minęły lata, odkąd po raz ostatni słyszałem ów głos, i chciałem nasycić się tą chwilą. Zatem czekałem.

Za sobą usłyszałem cichy szmer kamyków sypiących się na ziemię. Jakaś część mnie pragnęła się odwrócić, ale wolałem nie ryzykować.

Idź – zachęcił głos.

Przez sekundę moje nogi nie ruszyły się z miejsca. Nasze liceum – czy jeszcze je kiedyś zobaczę? Nagrody z zawodów w sztukach walki postawione na półce nad łóżkiem. Alexsandrię i jej zgrabne, opalone nogi…

Zerknąłem na Mię. Wstałem i wyciągnąłem do niej rękę. Zacisnęła wargi i skinęła głową, podając mi dłoń. Zarzuciłem na ramię plecak, kulę nadal trzymałem przed sobą.

Razem się odwróciliśmy i odkryliśmy, że odgłos sypiących się kamyków dochodzi z dziury rosnącej pośrodku ściany, coraz szerszej i wyższej. Zaczekałem, aż otwór stał się wystarczająco duży, żebyśmy mogli przejść, i poprowadziłem do niego siostrę.

Idę po niego, mamo – pomyślałem, przekraczając próg i wchodząc w ciemność.Rozdział 3

Wędrówka przez ścianę trwała bardzo krótko. Niemal się spodziewałem, że po drugiej stronie zastanę mamę, która mnie powita – oczekiwałem doświadczenia podobnego do tych, jakie ponoć spotykają nas po śmierci.

Kula w mojej dłoni promieniowała ciepłem i oświetlała nam drogę w ciemności. Teraz, gdy zrobiła już swoje, zaczęła gasnąć.

W górze płonęło słońce, przeświecało przez niewielką, trójkątną dziurę.

– Studzienka? – spytała Mia.

Wypuściłem jej dłoń. Moja siostra była taka niezależna – nie bałaby się podskoczyć, unieść pokrywę i zaatakować mężczyznę, który napadł na ojca.

– Zaczekaj – ostrzegłem.

Przeszliśmy przez skałę, ale gdzie teraz byliśmy? Uniosłem wyżej kulę i światło padło na jej matową powierzchnię. Zsunąłem rękaw na dłoń i przetarłem metal. Pokrywająca go powłoczka odpadła z łatwością. Ukazał się lśniący, złocisty przedmiot.

– To złoto? – wyszeptała Mia.

– Jeśli tak, to nie lite – odparłem.

Czyste złoto ważyłoby znacznie więcej. Może wewnątrz wydrążono kilka mniejszych otworów. Na pewno jednak kula mogła być złocona. Nagle przypomniałem sobie głos, który przemawiał do taty i żądał „Daj mi to, czego chcę”.

– To o to musiało mu chodzić! – powiedziała Mia, a jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

Oboje doszliśmy do tego samego wniosku. Przytaknąłem.

Nad głowami usłyszeliśmy tupot wielu – setek – stóp, a także oddechy i tętent końskich kopyt. Cała jaskinia wibrowała w rytm niskiego łoskotu.

– To brzmi jak procesja albo jakaś defilada – wyszeptała Mia.

Pokręciłem głową.

– Nie sądzę, żeby coś takiego miało się odbyć w Enumclaw.

W świetle gasnącego blasku kuli zacząłem szukać czegoś, co pozwoliłoby nam wspiąć się na górę. W ścianie jaskini wyżłobiono prymitywną drabinę, wiodącą do metalowej płyty. Mia spojrzała na mnie wyczekująco.

Co teraz? – spytałem w myślach, licząc na to, że matka odpowie. Usłyszałem jednak tylko ciszę.

Mamo, jesteś tutaj?

Obróciłem się, oczekując powiewu wiatru niosącego ze sobą cichy, beznamiętny głos. Nic z tego.

Wibracje wstrząsające sklepieniem ustały. Odczekałem kilka minut, czując na sobie wzrok Mii. Potem zdjąłem plecak, schowałem do środka kulę i znowu zarzuciłem na ramiona skórzane paski. Plecak był cienki i płaski – niemal niewidoczny pod kapturem mojej grubej bluzy, którą naciągnąłem też na kieszenie spodni, żeby ukryć nunczaku. Wspiąłem się po drabinie i pchnąłem metalową płytę. Okazała się znacznie lżejsza, niż sądziłem, więc z łatwością ją przesunąłem. Mia szybko podskoczyła i wydostała się na zewnątrz. Dźwignąłem się za nią i wstałem.

– Padnij – wyszeptała nagląco, dotykając mojego ramienia, zanim zdążyłem się rozejrzeć. – Na kolana, z głową nisko.

– Co? – spytałem, ale ona była już na ziemi.

Lekceważąc polecenie siostry, rozejrzałem się szybko.

Horyzont zaginał się łukiem niczym spód łodzi, zastygły uśmiech z czerwonomiedzianych płytek. Wokół znajdowali się żołnierze, widziałem setkę ciemnych oczu błyszczących gniewnie. Od stóp do głów odziani w czerń, dzierżyli w dłoniach dwumetrowe drzewce zakończone ostrymi jak brzytwa nożami, tnącymi powietrze. Widywałem podobną broń na ścianach galerii i w podręcznikach sztuk walki i wiedziałem, że z równą łatwością przecina na pół kartkę papieru rzuconą z wysokości metra, jak i odrąbuje człowiekowi głowę. Te, z którymi ćwiczyliśmy, były krótsze i o grubszych ostrzach, lecz równie śmiercionośne.

Nie zamierzałem czekać, aż się zbliżą, żeby sprawdzić poziom umiejętności żołnierzy. Padłem na kolana, pochylając głowę tak nisko, że nosem dotknąłem bruku.

– Gdzie jesteśmy? – wyszeptałem, słysząc zbliżający się tupot miękkich stóp.

Nie śmiałem zerknąć w stronę siostry. Ja specjalizowałem się w matematyce i naukach ścisłych, historia to jej działka.

– To muszą być Chiny – odparła tak cicho, że ledwie usłyszałem. – Bardzo dawno temu.

Serce zatrzepotało mi w piersi. Inny kontynent. Inny kraj. Inne czasy.

– Jak myślisz, który to rok?

– Piętnasty wiek – odparła.

– Wiemy gdzie?

– Okolica przypomina nieco Zakazane Miasto w Pekinie, ale wygląda inaczej – wyjaśniła szeptem. – Bardziej kojarzy mi się z ruinami, które oglądałam w książkach, z miastem, na wzór którego zaprojektowano Pekin. To oznacza, że jesteśmy w Nankinie. – Moja siostra była chodzącą encyklopedią.

Nagle poczułem falę podniecenia. Oto powód, dla którego ten facet był gotów zabić tatę. Podróże w czasie.

Przynajmniej znaliśmy język. Nauka mandaryńskiego i sztuk walki to jedyne pozytywne strony mojego kilkuletniego pobytu w Pekinie podczas ostatniego kontraktu ojca. Obie umiejętności opanowałem bardzo szybko. Jak się okazało, każda z nich doskonale pasowała do etykietki egzotycznego obcego, jaką przyklejono mi w nowej szkole jako cudzoziemcowi.

Mężczyźni stanęli wokół nas z włóczniami wycelowanymi w nasze głowy. Zerkając kątem oka, oceniłem, że są ich dziesiątki – spora przesada, jak na dwójkę nastolatków. Nie odrywając nosa od zimnego bruku, spojrzałem w górę i zobaczyłem kilku gości dźwigających ozdobną skrzynię. Za nią niesiono kilka następnych. Czyjś krzyk zatrzymał tę procesję, a gdy padł kolejny rozkaz, mężczyźni przesunęli skrzynie dwadzieścia kroków dalej.

Teraz widziałem jedynie złotą platformę, która opadła ze skrzyni; potem wyłoniła się z niej para haftowanych pantofli. Przed moją twarzą zatańczył jesienny liść, który częściowo przesłonił mi stopy zmierzające w naszą stronę. Ktokolwiek to był, umiał stąpać bezszelestnie. Po chwili buty znalazły się kilka centymetrów od mojej głowy.

– Wtargnęliście na zakazane ziemie. Jesteście szpiegami i traficie do więzienia.

– Nie! – usłyszałem krzyk mojego ojca.

Gdy wyszliśmy na powierzchnię ziemi, nie zauważyłem taty, więc teraz, kiedy się okazało, że dotarł tu żywy, od razu poczułem się lepiej.

– Zamknij się, Fleener.

To był ten sam szorstki głos z tunelu. Miałem dość rozumu, żeby nie odpowiadać ani nie unosić głowy.

Skąpe informacje na temat chińskiej etykiety wystarczyły, żebym wiedział, że większość dorosłych nie przyjmowała zbyt dobrze podważania ich autorytetu. Odnosiło się to zarówno do naszych czasów, jak i do przeszłości. Gardłowy świst świadczył o tym, że ojciec zarobił cios w brzuch. Pewnie w tej chwili rzygał krwią. Jego kaszel i plucie potwierdziły moje domysły.

Zerknąłem z ukosa na Mię, żeby sprawdzić, jak się trzyma. Skinęła głową tak lekko, że o mało tego nie przeoczyłem. Nic jej nie było i dawała znak, żebym zachował spokój. Po kilku sekundach przekonałem się, czego od nas chcą.

– Jeśli zostaniecie uznani za winnych, zginiecie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: