Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Koncert w Paryżu - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Luty 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Koncert w Paryżu - ebook

Angielski architekt James Challender zastaje w domu rodzinnym Aieshę Adams, dziewczynę, którą kiedyś jego matka przygarnęła z ulicy. James nie znosi jej, bo skandale, które wywoływała, zniszczyły jego rodzinę. Teraz Aiesha, która jest znaną wokalistką jazzową, chce zrobić Jamesowi na złość i publikuje w internecie nieprawdziwą informację o ich związku. Żeby nie wywoływać kolejnej afery, James zabiera ją ze sobą do Paryża i udają narzeczonych…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-1823-8
Rozmiar pliku: 712 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Aiesha spędziła w Lochbannon już tydzień i gazety jeszcze nie wpadły na jej trop. Ale komu mogłoby przyjść do głowy, żeby jej szukać w szkockich górach, w domu kobiety, której małżeństwo zniszczyła przed dziesięciu laty? To była doskonała kryjówka. Louise Challender wyjechała za granicę, do przyjaciółki, której przydarzył się wypadek, i Aiesha miała cały dom tylko dla siebie. Był środek zimy, więc spokoju nie zakłócał jej żaden ogrodnik ani gospodyni. Po prostu sielanka.

Przymknęła oczy, odchyliła głowę do tyłu i wciągnęła w płuca mroźne powietrze. Na ziemię opadały pierwsze płatki śniegu. Po zgiełku i spalinach Las Vegas zimne, świeże, spokojne powietrze Szkocji ożywiało przytępione zmysły jak cudowny eliksir. Tutaj Aiesha nie musiała niczego udawać ani grać. Czuła się tak, jakby wreszcie zeszła ze sceny i zrzuciła ciężki kostium, który nosiła w Las Vegas – kostium wampa, maskę barowej piosenkarki, zadowolonej z tego, że dostaje wysokie napiwki i przez całe dnie może chodzić po sklepach, siedzieć na basenie i smarować się samoopalaczem. Tutaj mogła się rozluźnić, zebrać myśli, nawiązać kontakt z naturą i przypomnieć sobie o własnych marzeniach.

Jedyną przeszkodą był pies. Łatwiej byłoby opiekować się kotami. Wystarczyłoby nasypać karmy do miseczki i zmienić żwirek w kuwecie. Kotów nie trzeba było głaskać ani przez cały czas dotrzymywać im towarzystwa. Koty chodziły własnymi drogami i Aieshy bardzo to odpowiadało. Ale pies to zupełnie inna sprawa. Pies chciał być blisko człowieka, zaprzyjaźnić się z nim, pokochać go. Pies ufał, że zapewni mu się bezpieczeństwo.

Aiesha popatrzyła w wilgotne brązowe oczy golden retrievera, który z niewolniczym oddaniem siedział u jej stóp, zamiatając ogonem warstwę świeżego śniegu. To spojrzenie przywiodło jej na myśl spojrzenie innej pary ufnych brązowych oczu. Choć minęło już wiele lat, to wspomnienie wciąż do niej wracało i za każdym razem czuła się tak, jakby ktoś wbijał jej nóż w serce. Podciągnęła rękaw i spojrzała na wewnętrzną stronę przegubu. Wyraźny czerwono-niebieski tatuaż już do końca życia miał jej przypominać, że nie potrafiła zapewnić bezpieczeństwa swojemu jedynemu przyjacielowi.

Przełknęła z trudem i spojrzała na psa, marszcząc brwi.

– Może sama wyjdziesz na spacer? Przecież znasz drogę lepiej ode mnie. Tu nie ma żadnych płotów. – Machnęła ręką. – Idź, pobiegaj sobie. Poganiaj królika czy coś.

Pies nie ruszył się z miejsca, tylko pisnął cicho, jakby chciał powiedzieć: „pobaw się ze mną”. Aiesha westchnęła z rezygnacją i powlokła się w stronę lasu.

– W takim razie chodź, głupi kundlu. Ale tylko do rzeki, nie dalej. Ten śnieg chyba będzie padał przez całą noc.

James Challender przejechał przez przysypaną śniegiem bramę z kutego żelaza, która prowadziła do Lochbannon. Zapadał już zmierzch. Posiadłość była zachwycająca o każdej porze roku, ale zimą zmieniała się w zaczarowaną krainę. Neogotycki budynek z wieżyczkami i mansardkami wyglądał jak żywcem wyjęty z bajki dla dzieci. Zamarznięta fontanna przed domem upodobniła się do renesansowej rzeźby z lodu, sople przypominały stalaktyty. Las i wzgórza za domem pokrywał biały, nieskalany śnieg. Powietrze było tak rześkie, czyste i zimne, że przy oddechu zamarzały mu dziurki w nosie.

W domu paliły się światła. A zatem gospodyni, pani McBain, przełożyła urlop, żeby zaopiekować się Bonnie podczas nieobecności matki, która musiała wyjechać do Australii, do przyjaciółki. James proponował, że zajmie się psem, ale matka przed wylotem z kraju powiadomiła go esemesem, że wszystko jest załatwione i ma się o nic nie martwić. Nie rozumiał, dlaczego po prostu nie odstawiła Bonnie do psiego hotelu. Przecież było ją na to stać. Po rozwodzie rodziców James zadbał, żeby niczego jej nie brakowało.

Lochbannon było trochę za duże dla samotnej starszej kobiety, której towarzystwa dotrzymywał tylko pies i kilkoro służących, ale James chciał zapewnić matce bezpieczną przystań w miejscu, które w żaden sposób nie byłoby związane z jej poprzednim życiem jako żony Clifforda Challendera. On również od czasu do czasu spędzał tu kilka dni, gdy chciał się oderwać od londyńskiego tempa życia, i właśnie dlatego przyjechał teraz, choć matka zapewniała, że Bonnie ma dobrą opiekę. Lubił samotność i spokój, a tutaj nic go nie rozpraszało. Przez tydzień potrafił tu zrobić więcej niż przez miesiąc w londyńskim biurze. Nikt nie zawracał mu głowy i niczego od niego nie chciał. Tu mógł spokojnie pomyśleć i oderwać się od stresów zarządzania firmą, która po wyczynach jego ojca wciąż musiała walczyć o odzyskanie dawnej pozycji. Było to też jedno z nielicznych miejsc, gdzie nie docierali wszędobylscy dziennikarze z kolorowej prasy. Konsekwencje hulaszczego życia ojca wciąż kładły się cieniem na życiu Jamesa. Brukowce wciąż wypatrywały skandali potwierdzających teorię, że jaki ojciec, taki syn.

Jeszcze zanim wyłączył silnik, usłyszał szczekanie Bonnie. Uśmiechnął się, idąc do drzwi. Może matka miała rację i ten pies naprawdę był zbyt wrażliwy, żeby zostawiać go z obcymi? Zresztą to entuzjastyczne powitanie w domowych progach było bardzo przyjemne. Ale zanim zdążył wsunąć klucz do zamka, drzwi otworzyły się i zobaczył przed sobą zdumione szare oczy.

– Co ty tu, do diabła, robisz?

Ręka Jamesa, sięgająca do klamki, opadła, a całe ciało zesztywniało. Aiesha Adams. Słynna, seksowna i nieposkromiona Aiesha Adams.

– Chyba to ja powinienem cię o to zapytać? – wykrztusił w końcu.

Na pierwszy rzut oka nie było w niej nic nadzwyczajnego. Bez makijażu, w dresowych spodniach i za dużym swetrze wyglądała jak przeciętna dziewczyna. Kasztanowe włosy sięgające ramion nie były ani proste, ani kręcone. Cerę miała gładką, oprócz paru malutkich blizn, które mogły być śladami po ospie albo po źle wyciśniętym trądziku. Była średniego wzrostu i szczupłej budowy. Przypuszczał, że zawdzięczała to raczej dobrym genom niż własnym wysiłkom.

Przez chwilę znów mu się wydawało, że ma przed sobą piętnastolatkę, ale zaraz jego uwagę przykuł niespotykany kolor jej oczu. Ich szarość kojarzyła się z burzą, dymem i cieniem. Również usta miała niezwykłe, pełne i kuszące do grzechu. Co ona tu robiła? Czyżby się włamała do domu jego matki? Serce zabiło mu szybciej. Co będzie, jeśli ktoś się dowie, że ona jest tutaj razem z nim? Na przykład prasa? Albo Phoebe?

Aiesha dumnie podniosła głowę i w mgnieniu oka ze skromnej uczennicy zmieniła się w wyrafinowaną, zmysłową uwodzicielkę.

– Przyjechałam na zaproszenie twojej matki.

Zmarszczył brwi ze zdumieniem. O co tu chodziło? Jego matka nie wspomniała o tym ani słowem. Dlaczego zaprosiła dziewczynę, która kiedyś wniosła w jej życie tak wiele zamętu i cierpienia? To nie miało sensu.

– Nie sądzisz, że to bardzo wielkodusznie z jej strony? Mam nadzieję, że pozamykała biżuterię i srebra.

Oczy Aieshy błysnęły złowrogo.

– Czy ktoś z tobą jest?

– Nie lubię się powtarzać, ale znowu mam wrażenie, że to ja powinienem ciebie o to zapytać. – James zamknął drzwi i zapadło milczenie, które naraz wydało mu się zanadto intymne. Jakakolwiek intymność z Aieshą Adams była niebezpieczna. Nie powinni się znaleźć w tym samym kraju, a cóż dopiero w tym samym domu. To była śmierć dla jego reputacji. Aiesha emanowała seksem, spowijała się atmosferą zmysłowości jak płaszczem, który narzucała na siebie, kiedy tylko przyszła jej na to ochota. Każdy jej ruch był ruchem wyrafinowanej uwodzicielki. Ilu już mężczyzn padło ofiarą tego smukłego ciała i ust jak u Lolity? Przypominała rozzłoszczonego kociaka.

James poczuł dudnienie krwi w uszach. Pochylił się i poskrobał Bonnie za uchem. Pies zapiszczał i z entuzjazmem polizał jego dłoń. Przynajmniej on cieszył się z jego przyjazdu.

– Czy ktoś tu za tobą przyjechał? – powtórzyła Aiesha. – Prasa? Dziennikarze? Ktokolwiek?

Wyprostował się i popatrzył na nią drwiąco.

– Uciekłaś przed kolejnym skandalem?

Zacisnęła usta i w jej oczach błysnęła niechęć.

– Nie udawaj, że nie wiesz. Wszystkie gazety o tym pisały.

Czy ktokolwiek mógłby o tym nie wiedzieć? Plotki o jej romansie z żonatym amerykańskim politykiem szerzyły się jak wirus. James starał się je ignorować, ale potem jakiś dziennikarz bez skrupułów przypomniał o roli Aieshy w rozwodzie jego rodziców. To było tylko jedno czy dwa zdania i nie wszystkie gazety to przedrukowały, ale wstyd i zażenowanie, które od dziesięciu lat starał się zostawić za sobą, znowu wróciły.

Z drugiej strony, czego innego mógł się spodziewać? Od chwili, gdy matka znalazła na ulicach Londynu nastoletnią uciekinierkę i przywiozła ją do domu, Aiesha przyciągała do siebie skandale jak magnes. Była wyszczekana i wciąż stwarzała jakieś problemy sobie, a także ludziom, którzy próbowali jej pomóc. Louise była wtedy bardzo rozczarowana jej zachowaniem i James nie mógł zrozumieć, dlaczego znów pozwoliła jej przyjechać. Po co zapraszała do siebie dziewczynę, która ukradła jej rodzinną biżuterię i próbowała ukraść również męża?

Zrzucił płaszcz i powiesił go w szafie.

– Zdaje się, że masz obsesję na punkcie żonatych mężczyzn?

Poczuł na plecach spojrzenie szarych, przenikliwych oczu i puls znowu mu przyspieszył. Ucieszyło go, że cios był celny. Tylko on jeden w całej rodzinie potrafił przejrzeć Aieshę na wylot. Była jak kameleon, zawsze robiła to, co przynosiło jej korzyść, i gdy jej to odpowiadało, nakładała swój urok jak sukienkę, by przyciągnąć do siebie następną ofiarę, złamać kolejne serce i zdobyć kolejny portfel. Ale on był na nią odporny. Poznał się na niej od samego początku. Aiesha pozbyła się plebejskiego akcentu z East Endu i nie nosiła już ubrań z sieciówek, ale w głębi duszy wciąż pozostała złodziejką, której celem w życiu było dojść jak najwyżej przez szereg kolejnych łóżek. Jej ostatnią ofiarą był amerykański senator, który już zapłacił za to ruiną swojej kariery i małżeństwa. Prasa opublikowała zdjęcie Aieshy, gdy wychodziła z jego apartamentu hotelu w Las Vegas.

– Nikt nie może się dowiedzieć, że tu jestem – powiedziała. – Rozumiesz? Nikt.

James popatrzył na nią. W jej oczach wciąż błyszczała nienawiść, ale zauważył coś jeszcze – błysk niepewności, a może lęku, który jednak zaraz zniknął. Podniosła wyżej głowę i zacisnęła usta. Nie było w niej nic niewinnego. Była chodzącym zagrożeniem dla każdego mężczyzny, gotowa zdusić go swymi krągłościami, aż uschnie z pragnienia, i dobrze o tym wiedziała.

Minął ją i wszedł do ciepłej bawialni.

– Nikt się nie dowie, że tu jesteś, bo zaraz stąd wyjedziesz.

Poszła za nim. Kroki jej bosych stóp na perskim dywanie były ciche jak kroki drapieżnika.

– Nie możesz mnie wyrzucić. To dom twojej matki, nie twój. – Skrzyżowała ramiona na piersiach. Wyglądała w tej chwili jak nadąsana nastolatka, choć miała już dwadzieścia pięć lat.

James leniwie przesunął po niej wzrokiem, jakby patrzył na tandetny przedmiot na wystawie sklepu.

– Spakuj się i wynoś się stąd.

Przymrużyła oczy.

– Nigdzie się nie wybieram.

Krew zadudniła mu w żyłach, znów rozniecając żar, który nigdy do końca nie wygasł. Poczuł do siebie niechęć za tę słabość. Ta dziewczyna sprowadzała go do poziomu zwierzęcia kierującego się najbardziej prymitywnymi instynktami. Ale James nie był ulepiony z tej samej gliny co jego ojciec. Potrafił się kontrolować. Aiesha próbowała go uwodzić już dziesięć lat temu, ale wtedy nie dał się złapać na haczyk i nie zamierzał tego zrobić teraz.

– Oczekuję gościa.

– Kogo?

– Kobiety, z którą zamierzam się ożenić. Ma tu przyjechać na weekend.

Roześmiała się głośno i ujęła się pod boki, jakby opowiedział jej doskonały dowcip.

– Chcesz powiedzieć, że naprawdę oświadczyłeś się tej sztywnej arystokratce z twarzą jak kamienna maska, która nie robi nic innego, tylko wydaje pieniądze tatusia na High Street?

James zazgrzytał zębami.

– Phoebe patronuje kilku znanym towarzystwom dobroczynnym.

Aiesha wciąż się śmiała jak niegrzeczna uczennica. To było bardzo w jej stylu. Kpiła z najważniejszej decyzji, jaką podjął w życiu. James wybrał narzeczoną po długich deliberacjach. Phoebe Trentonfield miała własne pieniądze i z pewnością nie była łowczynią fortun. James przez większość dorosłego życia próbował znaleźć partnerkę, która pragnęłaby jego, a nie jego pieniędzy. To był najważniejszy warunek. Miał trzydzieści trzy lata i chciał się już ustatkować, założyć stabilny dom, taki, jakim był dom jego rodziców, dopóki nie wyszły na jaw romanse ojca. Chciał dać matce wnuki. Szukał kobiety, która zadowoli się tradycyjną rolą żony, żeby on sam mógł się zająć odbudowaniem imperium Challenderów, które ojciec tak lekkomyślnie przehulał. Nie pragnął skandalu i chaosu, lecz stabilności i przewidywalności. Nie był impulsywny jak ojciec, wiedział, czego pragnie i miał wystarczająco wiele determinacji i dyscypliny, by to zdobyć i utrzymać.

Aiesha popatrzyła na niego prowokująco.

– Ciekawe, co ona powie, kiedy znajdzie cię tu ze mną?

– Nie znajdzie mnie tu z tobą, bo wyjedziesz jutro z samego rana.

Uniosła jedno biodro wyżej, stając w pozycji modelki. W kącikach jej ust wciąż czaił się prowokujący uśmiech.

– A więc jednak nie jesteś na tyle podły, żeby wyrzucić mnie stąd dzisiaj prosto na śnieg?

Najchętniej zagrzebałby ją w zaspie, żeby wreszcie pozbyć się pokusy, ale nie mógł jej wyrzucić o tej porze. Drogi były śliskie i zdradzieckie. Sam dobrnął tutaj z trudem. Pub w pobliskiej wiosce wynajmował pokoje tylko w lecie, a najbliższy hotel był oddalony o pół godziny jazdy. W tych warunkach o godzinę.

– Czy masz łańcuchy do opon?

– Nie mam samochodu. Twoja matka przywiozła mnie tu z lotniska w Edynburgu.

Co sobie właściwie myślała jego matka? Sytuacja z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej niedorzeczna. Przez te wszystkie lata James nie miał pojęcia, że matka utrzymuje kontakt z Aieshą. Po co znów wprowadziła tę dziewczynę do swojego życia? Czy to miała być jakaś pułapka? Głupi żart? Chyba nie. Matka napisała mu, żeby się nie martwił o psa. Z pewnością zdawała sobie sprawę, że James i Aiesha nie powinni się znaleźć pod jednym dachem. Ta dziewczyna próbowała zwrócić na siebie uwagę każdego, kto nosił spodnie. Była bezlitosna i bezwstydna jak dziewczyny z rozkładówek „Playboya”. Przypominała bombę zegarową.

– W takim razie zawiozę cię na lotnisko jutro z samego rana. Nie musisz się już opiekować ani psem, ani domem.

Podeszła do niego i palcem dotknęła jego zaciśniętej dłoni.

– Rozluźnij się, James. Jesteś napięty jak sprężyna. Gdybyś chciał rozładować tę energię… – zatrzepotała długimi rzęsami – wystarczy, że dasz mi znać.

Jej dotyk był jak uderzenie prądu elektrycznego. James zmusił się, by zachować obojętność, ale wszystkie komórki jego ciała drżały z pragnienia i ona doskonale o tym wiedziała.

– Zejdź mi z oczu.

W jej oczach znów pojawił się prowokujący błysk.

– Bardzo lubię, kiedy mężczyźni tak mnie traktują. – Ostentacyjnie zadrżała. – To mnie niesłychanie podnieca.

Zacisnął pięści tak mocno, że zabolały go stawy.

– Bądź gotowa o siódmej. Rozumiesz?

Odpowiedziała mu kolejnym uśmieszkiem.

– Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Nie słyszałeś prognozy pogody?

Poczuł przypływ paniki. Owszem, słyszał prognozę pogody w samochodzie, gdy tu jechał, ale wtedy cieszyła go perspektywa zamieci. Nie miał nic przeciwko temu, żeby śnieg zasypał go w Lochbannon na kilka dni. Mógłby spokojnie dokończyć projekt dla Sherwooda, zanim Phoebe dołączy do niego na weekend.

Popatrzył na Aieshę z nienawiścią.

– Zaplanowałaś to?

Przerzuciła lśniące kasztanowe włosy przez ramię i wybuchnęła głośnym śmiechem.

– Sądzisz, że potrafię manipulować pogodą? Pochlebiasz mi, James.

Wstrzymał oddech, gdy weszła na schody, kołysząc biodrami. Nie mógł pozwolić, żeby zwyciężyła. Zamierzał się jej oprzeć, nawet gdyby śnieg zasypał ich tu na miesiąc.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: