Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kordian - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Ebook
0,00 zł
Audiobook
10,25 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kordian - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 206 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

PIERW­SZA OSO­BA PRO­LO­GU

Boże! ze­szlij na lud twój wy­nisz­czo­ny bo­jem

Sen ci­chy, sen prze­spa­ny, z po­ciech ja­snym zdro­jern;

Nie­chaj wid­mo roz­pa­czy we śnie go nie drę­czy.

Roz­wieś nad nim ko­ta­rę z rąb­ka nie­bios tę­czy,

Niech się we łzach nie bu­dzi przed dniem zmar­twych-

A mnie daj łzy ogrom­ne i męki nie­spa­nia, [wsta­nia.

Po mę­kach wręcz mi trą­bę sąd­ne­go anio­ła;

A kogo przed tron Boga ta trą­ba za­wo­ła,

Nie­chaj sta­nie przed tobą. Daj mi siłę, Boże,

A komu pa­lec prze­kleństw na czo­ło po­ło­żę,

Niech nosi znak na czo­le… Po­zwól, Pa­nie, tu­szyć,

Że sło­wem zdo­łam ciel­ce zło­te giąć i kru­szyć…

Z brą­zu wznio­sę po­są­gi, gdzie po­kru­szę gip­sy.

A kto ja je­stem? – Je­stem duch Apo­ka­lip­sy-

Ob­róć­cie ku mnie oczu za­mglo­nych i twa­rzy…

Oto sto­ję wśród sied­miu zło­ci­stych lich­ta­rzy

Po­dob­ny do czło­wie­ka… sza­ta w dłu­gość szczo­dra

Spły­wa do stóp; pas zło­ty prze­wią­zał mi bio­dra,

Gło­wa kry­je włos bia­ły jak śnie­gi, jak weł­na;

Z oczu skra leci ogniów dy­ja­men­tu peł­na,

Nogi mam jak miedź świe­żym ogni­skiem czer­wo­na,

Głos hu­czy jako woda wez­bra­niem sza­lo­na,

W ręku sie­dem gwiazd nio­sę, a z ust mi wy­try­ska

Miecz ostry obo­siecz­ny, a twarz moja bły­ska

Jak słoń­ce w ca­łej mocy wy­świe­co­ne ko­łem.

A gdy przede mną na twarz upad­nie­cie czo­łem,

Po­wiem wam: "Je­stem pierw­szy… i ostat­nim będę…"

DRU­GA OSO­BA PRO­LO­GU

Ja wam za­pał po­ety na nici roz­przę­dę,

Wy śmiej­cie się z za­pa­łu mego to­wa­rzy­sza…

Kto on? – Do tu­rec­kie­go po­dob­ny der­wi­sza;

Owe sie­dem lich­ta­rzy jest to sie­dem gra­dów,

Stoi wśród sied­miu zło­tem na­la­nych na­ro­dów,

Wy­gna­niec. – A włos czar­ny w si­wość mu za­mie­nia

Nie wiek, ale zgry­zo­ta… W oczach blask na­tchnie­nia,

W ręku gwiaz­dy… to my­śli, z któ­rych ja­sność dnio­wa

Miecz w ustach obo­siecz­ny, jest to szty­let sło­wa,

Któ­rym za­bi­ja lu­dzi głu­pich… albo wro­gów.

TRZE­CIA OSO­BA PRO­LO­GU

Zwa­śnio­nych obu spę­dzam ze sce­nicz­nych pro­gów.

Daj­cie mi proch za­mknię­ty w na­ro­do­wej urnie,

Z pro­chu lud wskrze­szę, sta­wiam na mo­gił ko­tur­nie

I mam ak­to­rów wyż­szych o całe mo­gi­ły.

Z prze­bu­dzo­nych ry­ce­rzy ze­rwę ca­łun zgni­ły,

Wszyst­kich ob­wie­ję nie­ba pol­skie­go błę­ki­tem,

Wszyst­kich oświe­cę du­szy pro­mie­niem – i świ­tem

Uro­dzo­nych na­dziei – aż przyj­dą przed wami

Po­zdro­wie­ni uśmie­chem, po­że­gna­ni łza­mi.AKT I

SCE­NA I

KOR­DIAN, mło­dy 15-sto­let­ni chło­piec, leży pod wiel­ką lipą na wiej­skim dzie­dziń­cu, GRZE­GORZ, sta­ry słu­ga, nie­co opo­dal czy­ści broń my­śliw­ską. Z jed­nej stro­ny wi­dać dóm wiej­ski, z dru­giej ogród… za ogro­dze­niem dzie­dziń­ca staw, pola – i lasy so­sno­we

KOR­DIAN

za­du­ma­ny

Za­bił się – mło­dy… Zra­zu ja­kaś trwo­ga

Kła­dła mi w usta po­tę­pie­nie czy­nu,

Była to dla mnie po­sęp­na prze­stro­ga,

Abym wnet ga­sił my­śli za­pa­lo­ne;

Dziś gar­dzę głu­pią ostroż­no­ścią gmi­nu,

Gar­dzę prze­stro­gą, za­pa­lam się, pło­nę,

Jak kwiat li­ścia­mi w nie­bo otwar­te­mi

Chwy­tam po­wie­trze, po­że­ram wra­że­nia.

Myśl Boga z two­rów wy­czy­tu­ję zie­mi

I gła­zy py­tam o iskrę pło­mie­nia.

Ten staw od­bi­te nie­bo w so­bie czu­je

I my­śli nie­ba błę­ki­tem.

Ta ci­cha je­sień, co drzew trzę­sie szczy­tem,

Co na drze­wach li­ście tru­je

I ró­żom roz­wie­wa czo­ła

Po­dob­na do śmier­ci anio­ła,

Ci­che wy­rze­kła sło­wa do drzew: "Giń­cie drze­wa!"

Zwię­dły – opa­dły.

Myśl śmier­ci z przy­ro­dze­nia w du­szę się prze­le­wa;

Po­sęp­ny, tę­sk­ny, po­bla­dły

Pa­trzę na kwia­tów sko­na­nie

I zda­je mi się, że mię wiatr roz­wie­wa.

Ci­cho. Sły­szę po łą­kach trzód błęd­nych wo­ła­nie.

Idą trzo­dy po tra­wie chrzęsz­czą­cej od szro­nu

I ob­ra­ca­ją gło­wy na nie­bo po­bla­dłe,

Jak­by py­ta­ły nie­ba: "Gdzie kwia­ty opa­dłe?

Gdzie są kwit­ną­ce maki po wstę­gach za­go­nu?"-

Ci­cho, od­lud­nie, zim­no… Z wiej­skie­go ko­ścio­ła

Dzwon wie­czor­nych pa­cie­rzy dźwię­kiem szklan­nym bije.

Ze skrze­płych traw mo­dli­twy żad­nej nie wy­wo­ła,

Zie­mia się mo­dlić bę­dzie, gdy słoń­cem oży­je…

Otom ja sam, jak drze­wo zwa­rzo­ne od ki­ści,

Sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwię­dłych li­ści;

Ile­kroć wiatr sil­niej­szy wio­nie, zry­wa tłu­my.

Ce­lem uczuć – zwięd­nie­nie; gło­sem uczuć – szu­my

Bez har­mo­nii wy­ra­zów. Niech grom we mnie wali!

Niech w tłu­mie my­śli jaką myśl wiel­ką za­pa­li…

Boże! zdejm z mego ser­ca ja­skół­czy nie­po­kój,

Daj ży­ciu du­szę i cel du­szy wy­pro­ro­kuj…

Jed­ną myśl wiel­ką roz­nieć, nie­chaj pali ża­rem,

A sta­nę się tej my­śli na­rzę­dziem, ze­ga­rem,

Na twa­rzy ją po­ka­żę, po­pchnę ser­ca bi­ciem,

Roz­dzwo­nię wy­ra­za­mi i do­koń­czę ży­ciem.

po chwi­li

Jam się w mi­łość nie­szczę­sną ca­łym ser­cem wsą­czył…

my­śli – po­tem na­gle ob­ra­ca się do Grze­go­rza

Grze­go­rzu, po­rzuć strzel­bę czy­ścić…

GRZE­GORZ

Ju­żem skoń­czył.

Co mi pa­nicz roz­ka­że?

KOR­DIAN

Chodź tu­taj,mój sta­ry…

Nu­dzę się.

GRZE­GORZ

Nie no­wi­na; cóż ja po­cznę na to?

Chcesz pa­nicz, po­wiem baj­kę, szla­chet­nie bo­ga­tą,

Mam ja w szka­tu­le mó­zgu dyk­te­ryj­ki, cza­ry

Po bab­ce mo­jej sta­rej, co w Bogu spo­czy­wa.-

Chcesz pan tej, co się gada? czy tej, co się śpie­wa?…

Kor­dian mil­czy; Grze­gorz mówi na­stę­pu­ją­cą baj­kę:

Było so­bie nie­gdyś w szko­le

Pięk­ne dzie­cię, zwał się Ja­nek.

Czuł za­wcza­su bożą wolę,

Ze sta­ry­mi su­szył dzba­nek.

Do­bry z nie­go był­by wia­rus,

Bo w li­te­rach nie czuł sma­ku

Co dzień sta­ry ba­ka­la­rus

Ła­mał wierz­by na bie­da­ku,

I po set­nej, set­nej pro­bie

Rzekł do mat­ki: "Oj, ko­bie­to!

Twe­go Jan­ka w cie­mię bito,

Nic nie wbi­to – weź go so­bie!…"

Bied­na mat­ka wzię­ła Jana,

Szła po radę do ple­ba­na.

Przed ple­ba­nem w płacz na nowo;

A księ­żu­lo słu­chał skar­gi

I po­waż­nie na­dął war­gi,

Po oj­cow­sku ru­szał gło­wą.

Wy­słu­chaw­szy pa­cierz złe­go:

"Patrz mi w oczy" – rzekł do żaka-

"Nic do­bre­go! nic do­bre­go!"

Po­tem hożą twarz po­gła­dził,

Dał opła­tek i pię­ta­ka

I do szew­ca od­dać ra­dził…

Jak po­ra­dził, tak mat­czy­sko

I zro­bi­ło… Szewc był bli­sko…

Lecz Jan­ko­wi nie do sma­ku

Przy sze­wiec­kiej śli­pać igle.

Dia­beł mię­szał żółć w bie­da­ku,

Śni­ły mu się dzi­wy, fi­gle;

Zwy­cię­ży­ła wil­cza cno­ta,

Rzekł: "W świat pój­dę o pię­ta­ku!"

A więc tak jak był – ho­ło­ta,

Przed ter­mi­nem rzu­cił szew­ca

I na stru­dze do Kró­lew­ca

Po­pły­nął…

Jak do wody wpadł i zgi­nął…

Mat­ka w płacz, ła­ma­ła dło­nie;

A ksiądz ple­ban na od­pu­ście

Prze­ciw dziat­kom i roz­pu­ście

Grzmiał jak pio­run na am­bo­nie.

W koń­cu do­dał: "Bo­go­boj­na

Trzód­ko moja, bądź spo­koj­na,

Co ma wi­sieć, nie uto­nie".

Mały Ja­nek gdzie się cho­wał

Przez rok cały, zgad­nąć trud­no.

Wsiadł na okręt i że­glo­wał,

I na ja­kąś wy­spę lud­ną

Przy­pły­nąw­szy – wy­lą­do­wał…

Owdzie król prze­cho­dził dro­gą.

Jaś po­kło­nił się kró­lo­wi

I dwo­rza­nom, i lu­do­wi;

A kła­nia­jąc sza­stał nogą

Tak układ­nie, że król sta­ry

Wło­żył na nos oku­la­ry.

I wnet tym­że sa­mym to­rem

Dwór za kró­lem, lud za dwo­rem

Po­wkła­da­li szkła na oczy…

Owoż król ten po­siadł sła­wę,

Ja­ko­by miał wzrok pro­ro­czy;

I choć stra­cił oko pra­we,

Tak kunsz­tow­nie le­wym wła­dał,

Że czło­wie­ka za­raz zba­dał,

Na co mie­rzy, na co zdat­ny:

Czy zeń ma być rząd­ca kra­ju,

Czy pod­sto­li, czy też szat­ny…

Lecz tą razą, wbrew zwy­cza­ju,

Król pan oczom nie do­wie­rza:

Czy żak Ja­nek na tan­ce­rza?

Czy na rząd­cę do­bry kra­ju?

Więc za­py­tał: "Mój ko­chan­ku,.

Jak masz imię?"

"Ja­nek".

"Jan­ku,

Coż ty umiesz?"

"Psóm szyć buty"

"A czy do­brze?"

"Oj ta­tu­lu!

Czy­li ra­czej, pa­nie kró­lu!

Jak sza­cu­ję, rę­czyć mogę,

Że but każ­dy ostro kuty

I na jed­ną zro­bię nogę,

Czy­li ra­czej na łap dwo­je…

To na zimę. – Z let­nich cza­sów

But o jed­nym szwie wy­stro­ję

Na opłat­ku bez ob­ca­sów;

A ro­bo­ta ta­kiej wia­ry,

Że psy pusz­czaj na mo­cza­ry,

Su­chą nogą przej­dą sta­wy".

"Masz więc służ­bę, zło­tem pła­cę"-

Rzekł do Jan­ka pan ła­ska­wy

I za sobą wiódł w pa­ła­ce.

A gdy dzień za­świ­tał czwar­ty,

Szły na łowy w bu­tach char­ty;

A szewc char­tów w ak­sa­mi­cie

Przy kró­lew­skiej je­chał świ­cie;

Zło­ty or­der miał na szyi,

W trzy dni zo­stał szam­be­la­nem,

W sześć dni rząd­cą pro­win­cy­ji,

W dni dwa­na­ście zo­stał pa­nem.

Sta­rą mat­kę wziął z cha­łu­py,

Król frej­li­ną ją mia­no­wał.

A ple­ba­na po­ża­ło­wał

W bi­sku­py…

KOR­DIAN

Cha! Cha! cha! przed­nia po­wieść.

GRZE­GORZ

A wi­dzi pan, wi­dzi,

Jak za­ba­wi­łem gad­ką… Niech się pan nie wsty­dzi,

W tej po­wie­ści mo­ral­na kry­je się na­uka.

KOR­DIAN

Jaka? pa­wiedz mi, sta­ry.

GRZE­GORZ

A któż jej wy­szu­ka?

Dość, że jest sens, po­wia­dam.

KOR­DIAN

Wie­rzę.

GRZE­GORZ

Trze­ba wia­ry.

Bo wi­dzi pa­nicz, kie­dy gada słu­ga sta­ry,

To w sło­wach dziec­ku da­wać nie bę­dzie tru­ci­zny.

Błą­ka­łem się ja dłu­go z dala od oj­czy­zny.

I tak mi było cięż­ko od tę­sk­ne­go żalu,

Że żoł­nie­rze cie­sa­li koł­ki na wą­sa­lu;

Od­ci­na­jąc się sza­blą, nie bra­łem po­cie­chy,

Bo żad­nych kło­sów lu­dziom nie wy­sie­ją śmie­chy,

A smu­tek niby mą­dra książ­ka w ser­cu żyje

I mówi wie­le rze­czy, i czło­wiek nie gni­je

Jak mu­cho­mór pod so­sną, lecz zbie­ra po szczyp­cie

Prze­stro­gę do prze­stro­gi… By­łem ja w Egip­cie!

Po­noś no o tej wal­ce nie mó­wi­łem panu?

Czy wol­no?

KOR­DIAN

Mów! mów, sta­ry.

GRZE­GORZ

krę­cąc wąsa

Daj go tam sza­ta­nu

Ka­pra­la… tęgi czło­wiek!… Wy­wiódł woj­sko w pole,

Nie w pole, w pia­ski ra­czej; rów­no jak po sto­le,

Otwar­to na wsze stro­ny, kę­dyś wzrok ob­ró­cił,

Oko bie­gnąc po pia­skach Boga szu­ka w nie­bie.

Wódz szy­ki w pięć kwa­dra­tów spra­wił ku po­trze­bie

I niby pięć gwiazd ja­snych na pu­sty­nie rzu­cił.

Mnie, świe­cą­ce­mu w jed­nej, wi­dać było czte­ry.

Przed wal­ką, przy­po­mi­nam, śmiech nas ru­szył szcze­ry;

Bo trze­ba panu wie­dzieć: na woj­ska ogo­nie

Snu­ły się z ba­ga­ża­mi osły… przy ba­ga­żach

Przy­wle­kli się z Fran­cy­ji w ba­gne­tów za­chro­nie

Mę­dr­ko­wie, co to ba­śnie pi­szą w ka­len­da­rzach.

Gar­dzi­li­śmy jak Niem­cem tą chmu­rą ko­mo­rów,

Tą psiar­nią, co jak tru­flów wie­trzy­ła ka­mie­ni;

Więc gdy do wal­ki wie­le sta­nę­ło po­zo­rów,

Za­wo­ła­li­śmy gło­śno: "Osły i ucze­ni!

Cho­waj­cie się w kwa­dra­ty! da­lej za pas nogi!"

Da­li­bóg, ko­rzy­sta­li z ła­god­nej prze­stro­gi.

Przy­znam się jed­nak panu, że choć żoł­nierz bit­ny,

Przed wal­ką by­łem nie­co nad zwy­czaj pa­nu­ry.-

Jak dziś pa­mię­tam, z dala lał się Nil błę­kit­ny,

Da­lej ja­kie­goś mia­sta wi­dać było mury;

I nad gło­wa­mi nie­bo czy­ste, bez ob­ło­ku,

A po­wie­trze, choć bar­dzo ja­sne, gra­ło w oku,

Nad ka­ta­fal­kiem niby od grom­nic pło­my­ki…

Lecz co naj­bar­dziej ludu za­dzi­wi­ło szy­ki,

To były owe wiel­kie, mu­ro­wa­ne góry;

Stąd by je było wi­dzieć, gdy­by nie Kar­pa­ty

I gdy­by z nie­ba moż­na ze­trzeć wszyst­kie chmu­ry.

Wtem wódz przy­je­chał kon­no… za­grzmia­ły wi­wa­ty,

Acz bez win­nych kie­li­chów. Wódz wska­zał na wie­że

I rzekł: "Sol­dats!", co zna­czy po­wie­dział: "Żoł­nie­rze!"

Sły­sza­łem wszyst­ko; wódz rzekł: "Pa­trz­cie, wo­jow­ni­cy!

Ze szczy­tu pi­ra­mi­dy – co zna­czy: z dzwon­ni­cy-

Ze szczy­tu tych pi­ra­mid sto wie­ków was wi­dzi".

Więc spoj­rza­łem, gdzie wska­zał po nie­ba błę­ki­cie;

Aż tu patrz… niech kto ze mnie jak z pro­sta­ka szy­dzi,

Opo­wiem… Klnę się panu, na pi­ra­mid szczy­cie,

Jak w ko­ścio­łach sław­ne­go ma­lu­ją Mi­cha­ła,

Taki stał ry­cerz, w zbroi, pro­mien­ne­go cia­ła,

I pło­mie­ni­stą dzi­dą prze­bi­jał z wy­so­ka

Wi­ją­ce­go się z dala na pu­sty­ni smo­ka,

Co ku nam le­ciał w chmu­rze ku­rza­wy i pia­sku.

Sto dział za­grzmia­ło, oczy zgu­bi­łem od bla­sku.

A kie­dym wzrok od­py­tał, aż tu ma­me­lu­ki

Krzy­wy­mi nas sza­bla­mi dzio­bią gdy­by kru­ki,

To koń­mi do uciecz­ki ob­ró­ce­ni wko­ło

Sia­da­ją na ba­gne­tach jak mał­py.

KOR­DIAN

Cóż da­lej?…

GRZE­GORZ

A wstydź­że się pan py­tać, każ­de­mu wia­do­mo,

Że­śmy za­wsze ła­ma­ne pa­ro­le wy­gra­li,

I gdy­by nie ta dżu­ma… Ale pan nie słu­cha!….

KOR­DIAN

za­my­ślo­ny, mówi sam do sie­bie

Wstyd mi! Sta­rzec za­pa­la we mnie iskrę du­cha.

Nie­raz z my­ślą zbu­rzo­ną w ciem­ne idę lasy,

Szczęk bro­ni rzu­cam w so­sen roz­chwia­nych ha­ła­sy,

Wi­dzę sie­bie wśród świa­teł cza­ro­dziej­skich sła­wy,

Wśród pro­mie­ni­stych szy­ków; szy­ki wsta­ją z zie­mi,

Zie­mia wsta­je jak mia­sto od­grze­ba­ne z lawy…

Głup­stwo… dzie­ciń­stwo ma­rzeń… Z my­śla­mi ta­kie­mi
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: