Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Królowa Tearlingu - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
4 lutego 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Królowa Tearlingu - ebook

Młoda księżniczka musi upomnieć się o tron i stoczyć bój z potężną czarownicą w decydującej rozgrywce między światłością a mrokiem

Kelsea dorastała w ukryciu, z dala od królewskiej twierdzy, i niewiele wie o straszliwej przeszłości Tearlingu. Jej przodkowie odpłynęli z chylącego się ku upadkowi świata, by stworzyć nowy, wolny od technologii. Jednak społeczeństwo podzieliło się na trzy zastraszone narody oddające hołd czwartemu: potężnemu Mortmesne pod rządami okrutnej Szkarłatnej Królowej.

W dniu dziewiętnastych urodzin Kelsea wyrusza w niebezpieczną podróż do stolicy, gdzie ma zająć należne jej miejsce na tronie Tearlingu. Jednak zło, jakie odkrywa w sercu królestwa, popycha ją ku śmiałemu czynowi, który otwiera Szkarłatnej Królowej drogę do zemsty. Śmiertelnie niebezpieczni przeciwnicy – od skrytobójców po ludzi posługujących się najmroczniejszą magią krwi – snują plany zamordowania dziewczyny.

Kelsea dopiero rozpoczyna walkę o ocalenie królestwa. Pełna zagadek, zdrad i niebezpieczeństw droga do jej przeznaczenia jest próbą ognia, z której wyłoni się legenda... lub która doprowadzi do jej upadku.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64297-40-3
Rozmiar pliku: 926 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 2 Pościg

Tearling nie jest dużym królestwem, obejmuje jednak tereny zróżnicowane pod względem geograficznym i klimatycznym. Środkową część kraju stanowią obszary równinne o umiarkowanym klimacie, w dużym stopniu pokryte polami uprawnymi. Na zachodzie kraju leży Zatoka Tearlińska wychodząca na Ocean Boga, którego nie przebył nikt do czasu królowej Glynn. Na południu, w okolicach granicy z Cadare, kraj staje się piaszczysty i suchy. Na krańcach północnych, za lasem Reddick, piętrzą się coraz to wyższe wzgórza przechodzące w Fairwitch, nieprzebyty łańcuch górski. A na wschodzie oczywiście znajduje się postrzępiona granica z Mortmesne. Z biegiem lat szkarłatnych rządów w Mortmesne monarchowie Tearlingu obserwowali tę wschodnią granicę z rosnącym niepokojem… i mieli ku temu powody.

Tearlińczycy jako naród militarny, CALLOW MĘCZENNIK

Wczesnym rankiem, nim słońce zdążyło pomyśleć o wychyleniu się zza horyzontu, królowa Mortmesne zbudziła się z koszmarnego snu.

Przez chwilę leżała w bezruchu, oddychając szybko, dopóki nie rozpoznała znajomego szkarłatu swoich komnat. Ściany pokryte były panelami z tearlińskiego dębu ozdobionymi płaskorzeźbami przedstawiającymi pomalowane na czerwono smoki. Łoże królowej było ogromne, wyściełane gładkimi i wygodnymi szkarłatnymi jedwabiami. Teraz jednak poduszka pod jej głową była mokra od potu. To z powodu snu, przez który budziła się co noc od dwóch tygodni: dziewczyna, ogień, mężczyzna w bladoszarym ubraniu, którego twarzy nigdy nie mogła dostrzec, a wreszcie ostatnia ucieczka ku granicom swojego kraju.

Królowa wstała i podeszła do rzędu okien wychodzących na miasto. Brzegi szyb były matowe od szronu, lecz w jej komnatach było całkiem ciepło. Szklarze z Cadare tak świetnie znali się na izolacji, że wielu ludzi posądzało ich o używanie magii, królowa wiedziała jednak, że to nieprawda. W ościennych królestwach nie posługiwano się magią, chyba że na to zezwoliła, a mieszkańcom Cadare nie wolno było stosować czarów do ulepszania swojego szkła ani czegokolwiek innego. Izolacja była jednak imponującym osiągnięciem. Każdego roku Mortmesne pobierało od Cadare znaczną część daniny w postaci szkła.

Królowa spoglądała z góry na stolicę Mort, Demesne, milczącą i raczej ponurą. Spojrzała w niebo i stwierdziła, że jest jeszcze przed czwartą – o tej porze nie śpią tylko piekarze. W zamku było cicho jak makiem zasiał, wszyscy wiedzieli bowiem, że królowa nigdy nie wstaje przed wschodem słońca.

Aż do teraz.

Dziewczyna, dziewczyna. Musiała być tym ukrytym dzieckiem, córką Elyssy, nie mógł to być nikt inny. W snach królowej była krzepka i ciemnowłosa, a na jej twarzy malowały się siła i stanowczość; miała zielone oczy Raleighów, takie same jak matka. Lecz w przeciwieństwie do Elyssy wyglądała zwyczajnie i nie wiedzieć czemu właśnie to wydawało się najgorsze, jakby niosło ze sobą najwięcej realności. Pozostała część snu to zamglony pościg i myśl wyłącznie o ucieczce. Królowa usiłowała prześcignąć człowieka w szarym stroju i pożogę, którą za sobą zostawiał. Kiedy jednak się obudziła, przed oczami została jej jedynie twarz dziewczyny: okrągła i pospolita jak kiedyś jej własna twarz.

Królowa rozkazałaby któremuś ze swoich jasnowidzów zinterpretować ten sen, wszyscy byli jednak zwykłymi oszustami, którzy lubili stwarzać pozory. Tylko Liriane miała prawdziwy dar, ale Liriane już nie żyła. Jasnowidzenie i tak nie było potrzebne. Ogólne, a w zasadzie nawet dokładne znaczenie snu było oczywiste: katastrofa.

Zza pleców królowej dobiegł niski, gardłowy odgłos, więc obróciła się. Ale to tylko niewolnik w jej łożu. Zapomniała o nim. Dobrze się spisał, dlatego zatrzymała go na noc – dobre rżnięcie od razu przepędzało sny. Ale nienawidziła chrapania. Przez moment obserwowała go spod przymkniętych powiek i czekała, czy zrobi to znowu. Odchrząknął jednak łagodnie i przewrócił się na drugi bok, a królowa ponownie spojrzała w okno, odpływając myślami w dal.

Dziewczyna. Jeśli jeszcze nie jest martwa, to wkrótce będzie. Królową dręczyło jednak, że przez te wszystkie lata nie zdołała odnaleźć klejnotów. Nawet Liriane nie wiedziała nic o miejscu pobytu dziewczyny, a przecież dobrze znała Elyssę. Lepiej niż samą królową. Doprowadzało ją to do szału… Dziewczyna, której wiek nie był tajemnicą i z charakterystycznym znamieniem na ręce? Nawet jeśli to dziecko trzymało klejnoty w ukryciu, odszukanie go nie powinno być trudne. Tearling nie był dużym królestwem.

Gdzie ją ukryłaś, suko?

Może poza Tearlingiem, to jednak świadczyłoby o niemałej wyobraźni Elyssy. Poza tym każda kryjówka poza Tearlingiem znajdowałaby się na terenach będących pod większymi wpływami Mortmesne. Elyssa do samego końca zakładała, że największe zagrożenie dla jej dziecka będzie pochodzić spoza granic, a to był kolejny błąd w jej rozumowaniu. O nie, dziewczyna musiała wciąż być gdzieś na terenie królestwa.

Od strony łóżka dobiegło kolejne dudniące chrapanie.

Królowa zamknęła oczy i potarła skronie. Nienawidziła chrapania. Tęsknie spojrzała na kominek, zastanawiając się, czy go nie rozpalić. Mroczna istota mogłaby udzielić jej odpowiedzi, gdyby tylko królowa miała odwagę zadać pytania. Istota nie lubiła jednak, gdy ją wzywano, chyba że w razie palącej potrzeby, była jednak bezużyteczna w obliczu słabości. Prośba o pomoc byłaby równoznaczna z przyznaniem się do wątpliwości we własne możliwości odnalezienia dziecka.

Już nie dziecka. Muszę przestać myśleć o niej w ten sposób. Dziewczyna ma już dziewiętnaście lat, a Elyssa nie była przecież głupia. Gdziekolwiek podziała się dziewczyna, ktoś musiał nauczyć ją, jak przetrwać. I jak rządzić.

A ja nie widzę klejnotów.

Kolejna niepokojąca myśl. W snach królowej dziewczyna nigdy nie nosiła naszyjnika. Nie było w nich śladu po żadnym z szafirów. Co to znaczy? Czyżby Elyssa ukryła kamienie gdzieś indziej?

Niewolnik teraz już chrapał jednostajnie. Z początku odgłosy przypominały nieszkodliwe fale, przybierały jednak na intensywności, aż w końcu stały się tak donośne, że można je było usłyszeć chyba nawet w piekarniach dwadzieścia pięter niżej. Królowa osobiście wybrała niewolnika ze względu na jego ciemną skórę i orli nos, cechy typowe dla mieszkańca Mort. Był jednym z Wygnanych, potomkiem zdrajców Mort zesłanych do zachodniego protektoratu Callae. Choć królowa sama wysłała ich do Callae, myśl o Wygnanych wciąż ekscytowała ją w jakiś osobliwy sposób. Ale chrapiący niewolnik nikomu nie mógł się przydać.

Na ścianie przy oknie były dwa przyciski: czarny i czerwony. Królowa zadumała się na chwilę i wcisnęła czarny.

Do środka niemal bezszelestnie weszło czterech mężczyzn odzianych w czerń pałacowej straży. Wszyscy mieli w dłoniach miecze. Nie było wśród nich Ghislaine’a, kapitana straży, ale to było oczywiste. Był zbyt wiekowy, by wciąż pracować nocami.

Królowa wskazała na łóżko. Strażnicy rzucili się na chrapiącego człowieka, a każdy z nich chwycił go za jedną z kończyn. Niewolnik obudził się, łapiąc oddech, i zaczął walczyć. Kopnął strażnika lewą nogą i przewrócił się na bok, usiłując dosięgnąć krawędzi łóżka.

– Wasza Wysokość? – zapytał najwyższy rangą strażnik przez zaciśnięte zęby, unieruchamiając młócącą rękę.

– Zabrać go do laboratorium. Niech usuną mu język i języczek podniebienny. I na wszelki wypadek przetną struny głosowe.

Niewolnik krzyknął i zaczął walczyć jeszcze zacieklej, strażnicy zaś starali się przygwoździć go do łóżka. Jego siła była godna podziwu – wyswobodził prawą rękę i lewą nogę, nim jeden ze strażników wbił mu łokieć w krzyż. Niewolnik krzyknął z bólu i przestał walczyć.

– A po operacji, Wasza Wysokość?

– Kiedy dojdzie do siebie, przekaż go lady Dumont z pozdrowieniami. A jeśli go nie zechce, zajmie się nim Lafitte.

Odwróciła się z powrotem do okna, a strażnicy wywlekli krzyczącego mężczyznę na zewnątrz. Mógłby spodobać się Helene Dumont. Była za głupia, żeby podtrzymać rozmowę, dlatego lubiła cichych mężczyzn. Gdy strażnicy zamknęli drzwi, wrzaski nagle przycichły, a wkrótce w ogóle przestały być słyszalne.

Królowa w zamyśleniu postukała palcami o parapet. Kominek wzywał ją, niemal błagając, by go rozpaliła, była jednak przekonana, że to niewłaściwe wyjście. Sytuacja nie była przecież krytyczna. Regent wynajął Caden i choć królowa gardziła wszystkim, co pochodziło z Tearlingu, nawet ona nie lekceważyła gildii. Poza tym jeżeli dziewczyna jakimś cudem dotrze do Nowego Londynu żywa, zajmą się nią ludzie Thorne’a. Tak czy inaczej do marca królowa będzie miała głowę dziewczyny na ścianie i oba jej naszyjniki w rękach, a potem będzie mogła wreszcie spać spokojnie i bez koszmarów. Rozciągnęła oba ramiona dłońmi do góry, aż strzeliły palce. Na zachodnim krańcu horyzontu, w pobliżu granicy z Tearlingiem, zamigotała błyskawica.

Królowa odwróciła się i wróciła do łóżka.

Trzeci dzień podróży zaczął się sporo przed wschodem słońca. Kelsea wstała, gdy usłyszała szczęk broni w ciemności obozowiska, i zaczęła się ubierać z mocnym postanowieniem, że sama złoży namiot, zanim któryś ze strażników spróbuje zrobić to za nią. Miała właśnie zapalić lampę, gdy zdała sobie sprawę, że wszystko widzi. Wnętrze oświetlał wątły, słaby blask, a Kelsea z łatwością dostrzegła swoją koszulę leżącą w rogu namiotu. Ale koszula wyglądała, jakby była niebieska.

Dziewczyna ostrożnie rozejrzała się w poszukiwaniu źródła światła. Dwukrotnie obróciła się wokoło, nim zdała sobie sprawę, że nie rzuca cienia na ściany namiotu i że to światło pochodzi od niej samej. Szafir, który miała na szyi, jarzył się własnym światłem. Tym razem nie połyskiwał kobaltowo, jak zawsze gdy odbijał blask ognia, lecz emanował głęboką akwamaryną pochodzącą z niego samego. Zacisnęła wisiorek w dłoni i odkryła coś jeszcze – wydzielał ciepło. Był co najmniej o dwadzieścia stopni cieplejszy od jej ciała.

Odsłoniła kamień i obserwowała, jak niebieskie światło tańczy po płóciennych ścianach. Szafir przez całe życie wisiał na jej szyi i nigdy nie zauważyła w nim niczego szczególnego, poza tym że ciągle wyskakiwał spod koszuli. Teraz jednak rozświetlał ciemności.

Magia, pomyślała Kelsea, wpatrując się w błękitne światło. Jak w książkach Carlin.

Chwyciła płaszcz i sięgnęła do kieszeni po drugi naszyjnik. Wyjęła go energicznie, lecz zawiodła się. Bliźniaczy klejnot wyglądał jak zwykle – duży, niebieski szafir leżący na jej dłoni. Nie emanował światłem.

– Galenie! Pomóż mi siodłać!

Dochodzący z zewnątrz ochrypły i szorstki głos, który Kelsea rozpoznała jako głos Buławy, sprowadził ją na ziemię. Nie było czasu na zachwycanie się światłem – musiała je ukryć. Przekopała torby w poszukiwaniu najgrubszej i najciemniejszej wełnianej koszuli w bordowym kolorze, założyła ją i ukryła pod nią naszyjnik, po czym spięła włosy w ciasny kok i schowała pod grubym dzianym kapeluszem. Miała wrażenie, że w miejscu klejnotu między piersiami ma rozgrzany węgielek, wydzielający przyjemne ciepło, przełamujące przenikliwy chłód wczesnego poranka. Mimo wszystko nie zapewniłby jej ciepła na cały dzień, założyła więc przed wyjściem dodatkową warstwę ubrań i rękawice.

Na wschodzie niebo rysowało się tylko jako wąskie chabrowe pasmo ponad cienistymi górami. Gdy Kelsea podeszła do strażników, od grupy zajmującej się pakowaniem bagaży na konie odłączył Galen i przyniósł jej kilka kawałków niedopieczonego bekonu, który chciwie pochłonęła. Sama poskładała namiot, zadowolona, że nikt nie przyszedł jej pomóc. Carroll kiwnął jej głową na powitanie w drodze do niewielkiego zagajnika, w którym stały konie, lecz na jego twarzy malował się cień, a w dodatku sprawiał wrażenie, jakby całą noc nie spał.

Kelsea zapakowała namiot na konia Pena i wróciła do swoich sakw przy siodłach. Nawet Maj była wobec niej jakby łagodniejsza po tej nocy. Kelsea wzięła marchewkę z kupki przygotowanej przez Buławę, a Maj z zadowoleniem zjadła przysmak z jej ręki.

– Jastrząb, kapitanie! Dwa jastrzębie na wschodzie!

Kelsea przyjrzała się jaśniejącemu niebu, ale niczego nie zauważyła. Ten spokój wzbudzał złe przeczucia. Wychowała się w lesie, w którym mieszkały jastrzębie, a ich wysokie, dzikie okrzyki zawsze mroziły jej krew w żyłach. Ale cisza była gorsza.

Carroll przywiązywał sakwy do swojego siodła. Przerwał pracę i wpatrywał się w niebo, intensywnie nad czymś myśląc. Po chwili zawołał:

– Wszyscy do mnie! Pen, dogaś wreszcie to ognisko!

Mężczyźni zebrali się wokoło, większość z nich miała w rękach jakieś zapasy. Pen, z twarzą umazaną popiołem, przyszedł ostatni. Zaczęli wkładać rzeczy do kolejnych toreb, lecz Carroll warknął:

– Zostawcie to! – Przetarł zaczerwienione oczy. – Ktoś nas ściga, chłopaki. A intuicja podpowiada mi, że pościg jest coraz bliżej. – Kilku strażników pokiwało głowami. – Pen, jesteś najniższy. Daj królowej swój płaszcz i zbroję.

Na twarzy Pena pojawiło się napięcie, ale skinął głową, rozpiął płaszcz i zaczął zdejmować zbroję. Kelsea sięgnęła do kieszeni, wyjęła drugi naszyjnik i schowała go w zaciśniętej dłoni, po czym ściągnęła płaszcz. Mężczyźni zaczęli zapinać na niej po kolei fragmenty zbroi Pena. Żelazo było niesamowicie ciężkie i kilka razy Kelsea musiała zdusić jęk, gdy na jej ciele mocowano kolejne elementy.

– Rozdzielimy się – oznajmił Carroll. – Nie będzie ich wielu, musimy liczyć na to, że nie wytropią nas wszystkich. Rozejdźcie się w dowolne strony, byle osobno. Przegrupujemy się na błoniach twierdzy. – Zwrócił się do Pena. – Pen, zamieńcie się z królową również końmi. Jeśli nam się poszczęści, skupią się na ściganiu klaczy.

Kelsea zachwiała się nieco, gdy Mhurn zapinał jej na ramionach napierśnik. Zbroja była płaska, jak dla mężczyzny, i dziewczyna poczuła w piersiach pulsujący ból, gdy strażnik zaczął mocować paski na plecach.

– Kto jedzie z królową? – spytał Dyer, który wyglądał, jakby modlił się, żeby nie padło na niego.

– Lazarus.

Kelsea spojrzała na Buławę stojącego za Carrollem, za plecami zebranych. Jego mina jak zwykle wyrażała brak zainteresowania – może Carroll rozkazał mu pilnować jakiegoś niezwykle ważnego drzewa. Na twarzy Kelsea musiał pojawić się wyraz zwątpienia, Buława uniósł bowiem brwi, jakby chciał sprowokować ją, żeby spróbowała się sprzeciwić.

Nie zrobiła tego.

Carroll uśmiechnął się walecznie do pozostałych, wyglądał jednak na wystraszonego. Kelsea wyczuwała śmierć, niemal widziała ją niczym czarny cień czekający przy jego ramieniu.

– To nasza ostatnia wspólna wyprawa, ale najważniejsza. Królowa musi dotrzeć do twierdzy, nawet jeśli mielibyśmy zginąć, by do tego doprowadzić.

Dał znak dłonią i wszyscy rozeszli się. Kelsea z całych sił zebrała się w sobie.

– Stać!

– Tak, pani? – Carroll odwrócił się, a pozostali, którzy zmierzali do swoich koni, także przystanęli. Kelsea popatrzyła wokoło na twarze mężczyzn, zawzięte i śmiałe w bladym świetle poranka. Wiedziała, że niektórzy jej nienawidzą, choć ukrywają to głęboko, bo honor nie pozwala im się do tego przyznać.

– Wiem, że żaden z was nie wybrał dobrowolnie tego zadania, ale dziękuję wam. Z chęcią widziałabym każdego w swojej straży, ale bez względu na to, czy się w niej znajdziecie, zadbam o wasze rodziny. Przysięgam… o ile taka przysięga ma jakąś wartość.

Odwróciła się do Carrolla, który przyglądał się jej z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

– Możemy jechać, kapitanie.

– Tak, pani. – Kiwnął głową i mężczyźni zaczęli wsiadać na konie. – Lazarusie, chodź na słówko!

Buława podszedł do nich dwojga.

– Mojego konia nie weźmiesz, kapitanie.

– Nawet bym nie śmiał. – Przez twarz Carrolla przebiegł lekki uśmiech. – Zostań z królową, Lazarusie, ale trzymaj się na tyle daleko, żeby nie śledzono was jadących razem. Ja skierowałbym się ku rzece Caddell, a potem z jej biegiem do miasta. Prąd zatrze wasze ślady.

Buława skinął głową, lecz Kelsea wyczuła jego myśli – w mgnieniu oka ocenił i odrzucił radę Carrolla, i postanowił iść własną drogą.

– Nie ma czasu na opowieści, pani, ale nasz Lazarus słynie ze sztuki ucieczki. Jeśli nam się poszczęści, może uda mu się wykonać jego najlepszą sztuczkę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: