Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Książka o tęsknocie - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2004
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Książka o tęsknocie - ebook

Tęsknota jest początkiem wszystkiego. To ona chroni przed cynizmem rezygnacji i jest źródłem wielkiej siły duchowej. W naszej tęsknocie oddycha dusza. I tylko ten, kto ma szerokie serce, żyje w pełni. Anselm Grün inspiruje do tego, by odnaleźć własną tęsknotę. Przesłanie jego najnowszej książki brzmi: słuchaj głosu swego serca. Pozostań na tropie swych marzeń. Uwolnij się od zależności – idź za swą własną gwiazdą, gdyż wskazuje drogę do prawdziwego szczęścia.

Anselm Grün ur. w 1945 r., doktor teologii, benedyktyn, zarządza opactwem w Münsterschwarzach. Jako znany doradca duchowy prowadzi kursy medytacji uwzględniające psychoterapie, kontemplacje i post. Autor licznych publikacji.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7660-537-1
Rozmiar pliku: 616 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed­mo­wa

An­ton Lich­te­nau­er

█ █ █

Tę­sk­no­ta nig­dy nie jest bar­dziej nie­ujarz­mio­na niż w okre­sie mło­do­ści. Pierw­sza mi­łość, wiel­kie przy­jaź­nie – i już nie­bo stoi przed nami otwo­rem. Wszyst­ko wy­da­je się moż­li­we – nie w przy­szło­ści, lecz w tym mo­men­cie. Ży­cie jest fan­ta­stycz­ne i za­czy­na się za­raz za ho­ry­zon­tem. Nig­dzie in­dziej tyl­ko tam.

A co po­tem? Ten­nes­see Wi­liams uczy­nił z tra­sy tram­wa­ju, jeż­dżą­ce­go cią­gle na tym sa­mym od­cin­ku, swo­isty sym­bol ży­cia: „A Stre­et­car Na­med De­si­re” („Tram­waj zwa­ny po­żą­da­niem”). „Sta­cja koń­co­wa – tę­sk­no­ta” – to nie­miec­ki ty­tuł tego utwo­ru opo­wia­da­ją­ce­go o ży­ciu, któ­re utknę­ło w szy­nach nie­po­wo­dzeń. Tra­sa prze­siad­ki nosi na­zwę „Ce­men­te­ry” i pro­wa­dzi na cmen­tarz. Sztu­ka opo­wia­da o lu­dziach, któ­rzy w wi­rze pra­gnień, po­żą­dań, tę­sk­not i po­pę­dów nisz­czą wresz­cie sa­mych sie­bie. Głów­ne prze­sła­nie utwo­ru to „Śmierć, któ­rej prze­ci­wień­stwem jest tę­sk­no­ta”.

Ba­nal­no­ści sprze­ci­wia­ją się za­rów­no mło­dzień­cza tę­sk­no­ta, jak i zwąt­pie­nie do­ro­słych. „Bo­ską na­tu­rę ma ko­cha­ją­cy i szy­der­ca, wszel­ka roz­pacz i tę­sk­no­ta oraz ci, co żyją na­dzie­ją”. Got­fryd Benns Satz wy­ra­ża tę samą myśl, któ­rą Ten­nes­see Wi­liams za­warł
w swo­jej sztu­ce. Roz­pacz i na­dzie­ja, cy­nizm i tę­sk­no­ta są so­bie bli­skie, chcą bo­wiem wy­kro­czyć da­le­ko poza ramy tego, co jest nam dane. Prze­kra­cza­ją gra­ni­ce tę­sk­no­ty w spo­sób, któ­ry in­te­re­su­je An­zel­ma Grüna.

Tę­sk­no­ta po­ja­wia się wszę­dzie. Słu­py okle­jo­ne pla­ka­ta­mi
w na­szych mia­stach bądź ośle­pia­ją­ce re­kla­my w ty­go­dni­kach lu­stro­wa­nych obie­cu­ją: kup szczę­ście za pie­nią­dze! Tu­taj i te­raz, nie cze­ka­jąc – za go­tów­kę. Nie ku­pu­je­my przy tym sa­mo­cho­du, lecz wi­tal­ność i prze­wa­gę. Kar­ta kre­dy­to­wa rzą­dzi na­szy­mi ma­rze­nia­mi, umo­wa
z ban­kiem jest sa­mo­re­ali­za­cją, po­li­sa ubez­pie­cze­nio­wa – bez­pie­czeń­stwem. Pa­pie­ro­sy są sym­bo­lem nie­skrę­po­wa­nej wol­no­ści lub kul­ty­wo­wa­ne­go sty­lu, w za­leż­no­ści od mar­ki, zaś da­ro­wa­ne w pre­zen­cie dia­men­ty sta­no­wią obiet­ni­cę nie­prze­mi­ja­ją­cej mi­ło­ści.

Tę­sk­no­ta wzma­ga chęć kup­na oraz oszu­ku­je roz­są­dek i ser­ce. Je­dy­nym pew­ni­kiem jest to, że moż­na mieć wszyst­ko oraz że to, co moż­na mieć, jest wszyst­kim. Na tym po­le­ga zwy­kłe oszu­stwo ubez­pie­cze­nio­we. Wir po­żą­da­nia nie daje nam spo­ko­ju, krą­ży co­raz szyb­ciej, po­pę­dza­ny pra­gnie­niem co­raz więk­sze­go po­sia­da­nia.

Tę­sk­no­ta ma dwa ob­li­cza: speł­nia się lub gnę­bi i wy­nisz­cza. Może ogrze­wać du­szę albo ją wy­pa­lać. W prze­szło­ści ma­rze­nie
o urze­czy­wist­nie­niu raju na zie­mi sta­le wy­zwa­la­ło nisz­czą­cą siłę, któ­ra wszyst­ko de­mo­lo­wa­ła.

Za­rów­no lu­dzie od­czu­wa­ją­cy nie­do­syt, jak i ci, któ­rzy do­świad­czy­li kie­dyś upa­ja­ją­ce­go szczę­ścia, zna­ją smak tę­sk­no­ty. Al­pi­ni­ści, któ­rzy po wspi­nacz­ce na szczyt scho­dzą do do­li­ny, ma­rzą o zdo­by­ciu ko­lej­ne­go szczy­tu i mó­wią: „Tak na­pra­wę nig­dy nie jest się na gó­rze”. Tę­sk­no­ta po­ja­wia się tam, gdzie za­czy­na się pust­ka. Tę­sk­no­ta jest rów­nież obiet­ni­cą bez po­kry­cia bądź atrak­cyj­nym ma­rze­niem. Tę­sk­no­ta dąży do speł­nie­nia i na­da­je ży­ciu sens, cel, zna­cze­nie, blask. Tak samo jak mi­łość.

Mi­łość i tę­sk­no­ta są z sobą ze­spo­lo­ne. Rów­nież mi­łość wy­kra­cza poza gra­ni­ce, na­ło­żo­ne na na­sze ego. We­dług mi­to­lo­gii grec­kiej Eros był de­mo­nem, isto­tą po­śred­nią mię­dzy bo­ga­mi a ludź­mi. Jego mat­ką była Pe­nia, czy­li bie­da, zaś jego oj­cem bóg Po­ros. Eros na­le­żał do dwu świa­tów i po­śred­ni­czył mię­dzy bo­ga­mi a ludź­mi. Zda­wał so­bie spra­wę, że lu­dzie mają po­trze­by, że są ubo­dzy i pra­gną mi­ło­ści. Eros pod­trzy­my­wał ich tę­sk­no­tę za mi­ło­ścią. Tę­sk­no­ta jest snem o tym, aby znieść wszyst­ko, co nas ogra­ni­cza. Dzię­ki Ero­so­wi żywe jest pra­gnie­nie szczę­ścia, któ­re nig­dy nie usta­je: „Każ­de pra­gnie­nie chce żyć wiecz­nie”. Tę­sk­no­ta żyje na­dzie­ją, że w nie­ujarz­mio­nym zgieł­ku ży­cia usły­szy­my w koń­cu de­cy­du­ją­ce sło­wa, któ­re dają po­cie­chę i po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. Żyje ona na­dzie­ją prze­ży­cia speł­nie­nia w cią­głym co­dzien­nym po­śpie­chu; do­świad­cze­nia chwi­li, w któ­rej prze­sta­je ist­nieć czas. Chce ona we wszyst­kich pra­gnie­niach zna­leźć mi­łość, któ­ra do­ty­czy mnie. Grün uwa­ża, że je­śli za­ufa­my tej tę­sk­no­cie, wów­czas wpro­wa­dzi nas ona na wła­ści­we tory ży­cia.

An­zelm Grün zda­je so­bie oczy­wi­ście spra­wę z po­dwój­ne­go ob­li­cza tę­sk­no­ty, lecz mimo to twier­dzi, że jest ona na­szą naj­waż­niej­szą siłą du­cho­wą. Po­ka­zu­je nam bo­wiem dro­gę pro­wa­dzą­cą do praw­dzi­we­go szczę­ścia.

Świat po­zba­wio­ny tę­sk­no­ty był­by czymś w ro­dza­ju kosz­ma­ru – gdy­by ży­cie było tyl­ko „ostat­nią oka­zją” do tego, aby na­pchać kie­sze­nie lub prze­cho­wać wszyst­ko w za­mra­żar­ce wła­sne­go ego. An­zelm Grün in­a­czej wy­obra­ża so­bie szczę­ście: jest to ogień du­szy, któ­re­go nie wol­no nam uga­sić, lecz któ­ry trze­ba wznie­cać, aby świat się nie ozię­bił lub nie skost­niał. Na­le­ży sta­wiać so­bie da­le­ko­sięż­ne cele
i w ten spo­sób po­zo­sta­wiać miej­sce na na­dzie­ję i ma­rze­nia. Na­le­ży otwie­rać na oścież ser­ca, gdyż we wła­snej tę­sk­no­cie znaj­du­je­my praw­dzi­wą oj­czy­znę, trze­ba szu­kać przy­sta­ni, lecz nie za­do­wa­lać się tym, co już uda­ło się osią­gnąć. An­zelm Grün ra­dzi: Nie po­zwól znisz­czyć swo­ich ma­rzeń, szu­kaj miejsc, w któ­rych bę­dziesz mógł ist­nieć i sta­wać się tym, kim je­steś. Żyj w od­po­wied­nich wa­run­kach. Zejdź z to­rów przy­zwy­cza­jeń i wejdź na wła­ści­wą ścież­kę. Zba­daj do­brze swo­ją tę­sk­no­tę i utrzy­muj ją przy ży­ciu.

Nic in­ne­go nie na­zy­wa­my du­cho­wo­ścią. An­tho­ny de Mel­lo, do któ­re­go An­zelm Grün chęt­nie się od­wo­łu­je, po­wie­dział kie­dyś: „Aby od­nieść suk­ces w przy­go­dzie, zwa­nej du­cho­wo­ścią, na­le­ży czer­pać
z ży­cia tak dużo, jak to tyl­ko moż­li­we. Wie­lu lu­dzi za­do­wa­la się ta­ki­mi bła­host­ka­mi jak bo­gac­two, sła­wa, wy­go­da i pre­stiż spo­łecz­ny”. Są to cele o wie­le za małe w po­rów­na­niu z tym, co na­praw­dę leży
w na­szych moż­li­wo­ściach.

Tak więc, czy tę­sk­no­ta jest sta­cją koń­co­wą? Nie – tę­sk­no­ta jest po­cząt­kiem wszel­kiej sztu­ki ży­cia. Co wię­cej: tę­sk­no­ta jest po­cząt­kiem wszyst­kie­go.Emo­cja peł­na siły

█ █ █

Nie­miec­kie­go sło­wa „tę­sk­no­ta” (Se­hen­sucht) nie da się prze­tłu­ma­czyć na inne ję­zy­ki. Rów­nież sło­wo grec­kie, z któ­re­go wy­wo­dzi się ter­min nie­miec­ki, nie po­sia­da tej peł­ni zna­cze­nio­wej, któ­ra ist­nie­je w ję­zy­ku nie­miec­kim. Grec­kie sło­wo epi­thy­mía ozna­cza wła­ści­wie pra­gnie­nie. Wy­wo­dzi się ono od sło­wa thy­mós, od­no­szą­ce­go się do zja­wisk ze sfe­ry emo­cjo­nal­nej. Thy­mós ozna­cza­ło pier­wot­nie po­wie­trze, bu­rzę, to, co po­ru­sza­ne i po­ru­sza­ją­ce, siły ży­cio­we. Pier­wot­nie więc grec­kie sło­wo od­no­si­ło się do pod­nie­ce­nia, gwał­tow­ne­go pra­gnie­nia wy­ni­ka­ją­ce­go z ludz­kiej wi­tal­no­ści. Uży­wa go na­wet św. Łu­kasz, kie­dy mówi o Je­zu­sie: „Epi­thy­mia epe­thýme­sa – go­rą­co pra­gną­łem spo­żyć tę Pas­chę z wami” (Łk 22,15). Je­zus ma na my­śli nie tyl­ko tę­sk­no­tę du­cha, lecz ca­łej oso­by; tę­sk­no­tę peł­ną mocy i po­ru­szeń ser­ca. Fi­lo­zo­fia grec­ka czę­sto nada­wa­ła temu sło­wu od­cień ne­ga­tyw­ny, od­no­sząc je do po­żą­da­nia cie­le­sne­go, bę­dą­ce­go w sprzecz­no­ści z du­chem. Rów­nież w Bi­blii sło­wo to jest naj­czę­ściej uży­wa­ne w ne­ga­tyw­nym kon­tek­ście jako coś grzesz­ne­go, prze­ciw­ne­go Bogu.

Ła­ciń­skie sło­wo de­si­de­rium ozna­cza­ło pier­wot­nie „pra­gnie­nie, po­żą­da­nie” i mia­ło z pew­no­ścią wie­le wspól­ne­go ze sło­wem si­dus – „gwiaz­da”. Pi­sa­rze ła­ciń­scy mó­wią o ogniu tę­sk­no­ty lub o pa­lą­cej tę­sk­no­cie za czymś, cze­go nie po­sia­da­my. Gwiaz­dy mo­że­my tyl­ko oglą­dać, lecz nie je­ste­śmy w sta­nie ich do­się­gnąć.

Fi­lo­zo­fia sto­ic­ka czę­sto utoż­sa­mia­ła po­żą­da­nie z de­si­de­rium car­nis, czy­li po­żą­da­niem cie­le­snym. Jed­nak u św. Au­gu­sty­na sło­wo to od­zy­sku­je zno­wu swo­je pier­wot­ne zna­cze­nie od­no­szą­ce się do tę­sk­no­ty w szer­szym aspek­cie. Św. Au­gu­styn mówi, że każ­de ludz­kie pra­gnie­nie i po­żą­da­nie wy­kra­cza osta­tecz­nie poza gra­ni­ce tego świa­ta. Św. To­masz z Akwi­nu uchwy­cił to wy­obra­że­nie św. Au­gu­sty­na
i stwo­rzył dok­try­nę o de­si­de­rium na­tu­ra­le. Czło­wiek po­sia­da wro­dzo­ną tę­sk­no­tę za oglą­da­niem Boga, za zjed­no­cze­niem się z Nim i może
zre­ali­zo­wać swo­je czło­wie­czeń­stwo tyl­ko wów­czas, kie­dy po­łą­czy się z Bo­giem.

Nie­miec­kie sło­wo „tę­sk­no­ta” pod­po­wia­da nam jesz­cze coś in­ne­go. Skła­da się ono z dwóch wy­ra­zów: „ścię­gno” i „na­łóg”. Przy­po­mi­na to ścię­gno czło­wie­ka go­tu­ją­ce­go się do sko­ku lub na­pię­tą cię­ci­wę łuku, za­nim zo­sta­nie wy­pusz­czo­na strza­ła. Tę­sk­no­ta wią­że się więc z we­wnętrz­nym sta­nem na­pię­cia. Czło­wiek cze­ka z całą ener­gią na skok, aby do­się­gnąć tego, do cze­go zmie­rza jego tę­sk­no­ta lub na strzał, któ­ry tra­fia do celu.

We­dług Du­de­na (re­dak­to­ra słow­ni­ka ję­zy­ka nie­miec­kie­go) sło­wo „tę­sk­nić” jest uży­wa­ne tyl­ko na ob­sza­rach nie­miec­ko­ję­zycz­nych. Du­den nie łą­czy tego sło­wa z „cię­ci­wą”, lecz ze sło­wem „se­nen – mar­twić się, pra­gnąć mi­ło­ści”. Brzmi w nim bo­le­sna nuta, przy­po­mi­na­ją­ca nie­speł­nio­ną mi­łość. Za­ko­cha­ny tę­sk­ni za uko­cha­ną, aby się upew­nić co do jej mi­ło­ści. Tę­sk­no­ta może spra­wiać też ból. Za­ko­cha­ny kie­ru­je całą swo­ją uwa­gę na ko­cha­ne­go czło­wie­ka i cze­ka, aby ten od­wza­jem­nił jego mi­łość. Ma wra­że­nie, że umarł­by, gdy­by jego mi­łość była da­rem­na.

Sło­wo „na­łóg” nie wy­wo­dzi się od „szu­kać”, lecz od „być scho­ro­wa­nym, cho­rym”. Na­łóg ozna­cza więc cho­ro­bli­we pra­gnie­nie bądź uza­leż­nie­nie. Tę­sk­no­ta zaś nie jest uza­leż­nie­niem od ta­kie­go pro­duk­tu jak al­ko­hol bądź nar­ko­ty­ki, czy też od pre­sti­żu bądź sła­wy. Tę­sk­no­ta jest skie­ro­wa­na na coś zu­peł­nie in­ne­go: na oj­czy­znę, po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa, szczę­ście, mi­łość, pięk­no, speł­nie­nie. Zmie­rza ona do do­sko­na­ło­ści. Ale po­dob­nie jak czło­wiek czu­je się cza­sa­mi cho­ry z mi­ło­ści, tak samo jego tę­sk­no­ta za wiecz­no­ścią sta­je się tak sil­na, że nie znaj­du­je on już upodo­ba­nia w co­dzien­no­ści i wów­czas czu­je się cho­ry z tę­sk­no­ty.

Po­łą­cze­nie tych dwóch czło­nów spo­wo­do­wa­ło, że w ostat­nim stu­le­ciu sło­wo „tę­sk­no­ta” było wy­kpi­wa­ne. Ko­ja­rzo­no z nim bo­wiem coś cho­ro­bli­we­go. Lu­dzie od­da­ją się tę­sk­no­cie za tym, co nie może się speł­nić, za­miast sta­wiać czo­ła kon­kret­nym wy­zwa­niom ży­cio­wym.

Okres ro­man­ty­zmu ce­cho­wa­ła peł­nia tę­sk­no­ty. Eichen­dorff
i No­va­lis są gło­si­cie­la­mi ro­man­tycz­nej tę­sk­no­ty. Dla nich i dla epo­ki, w któ­rej żyli, tę­sk­no­ta była uczu­ciem cał­ko­wi­cie po­zy­tyw­nym, war­to­ścio­wym i au­ten­tycz­nym. Jed­nak po tym, jak sfał­szo­wa­no jej ob­raz, przed­sta­wia­jąc ją jako uciecz­kę od rze­czy­wi­sto­ści, przez dłu­gi czas uni­ka­no uży­wa­nia tego sło­wa. Zni­kło ono ze słow­ni­ka po­zy­tyw­nych emo­cji. Do­pie­ro w na­szej epo­ce od­zy­ska­ło swe pier­wot­ne zna­cze­nie.

Czło­wiek czu­je, że jego ży­cie bez tę­sk­no­ty by­ło­by nud­ne i stra­ci­ło­by na­pię­cie, otwar­tość na ta­jem­ni­cę, głę­bię i ży­wot­ność. Ży­je­my bo­wiem w cią­głym na­pię­ciu po­mię­dzy si­ła­mi, któ­re tkwią w „cię­ci­wie” i cho­ro­bli­wej ocię­ża­ło­ści na­ło­gu. Czło­wiek sta­je się cho­ry, je­śli oży­wio­ny jest tyl­ko je­den bie­gun – spo­kój lub na­pię­cie. Czło­wiek, któ­ry szu­ka je­dy­nie spo­ko­ju, ła­two za­ta­pia się w wy­god­nic­twie. Ten zaś, kto kon­cen­tru­je się tyl­ko na swo­jej cię­ci­wie, na swo­ich wła­snych si­łach, po­dej­mu­je nad­mier­ny wy­si­łek i wów­czas cię­ci­wa pęka. Ten, kto się uza­leż­nia, tra­ci wol­ność.

Wy­si­łek na­pię­cia musi skoń­czyć się na­pię­tą, a jed­no­cze­śnie peł­ną spo­ko­ju po­sta­wą tę­sk­no­ty. Na­łóg zaś musi się prze­kształ­cić
w dy­na­mi­kę i siłę tę­sk­no­ty. Tyl­ko wów­czas moż­na go wy­le­czyć.

Praw­do­po­dob­nie wie­le da­ją­cych się dziś za­ob­ser­wo­wać na­ło­gów jest wy­ra­zem wy­par­tych tę­sk­not. Dla­te­go naj­wyż­szy czas sta­wić czo­ła wła­snej tę­sk­no­cie, co jest ozna­ką po­czu­cia rze­czy­wi­sto­ści. Tyl­ko wów­czas, kie­dy sta­nie­my z nią twa­rzą w twarz, uzna­my ją
i po­zwo­li­my, aby sta­ła się czę­ścią na­sze­go ży­cia, wy­zwo­li­my się od na­ło­gów, któ­re nas opa­no­wa­ły.

Tę­sk­no­ta nie trzy­ma nas na uwię­zi, lecz otwie­ra na­sze ser­ca
i po­zwa­la swo­bod­nie od­dy­chać. Na­da­je na­sze­mu ży­ciu jego ludz­ką god­ność.Cy­gan w fo­te­lu

█ █ █

Antho­ny de Mel­lo chęt­nie przy­ta­cza hi­sto­rie, wy­ja­śnia­ją­ce ta­jem­ni­ce na­szej rze­czy­wi­sto­ści. Je­ste­śmy za­mknię­ci w klat­ce wła­snych przy­zwy­cza­jeń, ni­czym niedź­wiedź krą­żą­cy w jed­ną i w dru­gą stro­nę po sze­ścio­me­tro­wym wy­bie­gu. Gdy po kil­ku la­tach usu­nie­my prę­ty, niedź­wiedź nadal bę­dzie się po­ru­szał w ob­rę­bie owych sze­ściu me­trów, tak jak­by wciąż po­zo­sta­wał w klat­ce. Dla nie­go klat­ka nadal tam jest. Jego tę­sk­no­ta ob­umar­ła wsku­tek dłu­gich lat
nie­wo­li.

W in­nych krót­kich opo­wia­da­niach de Mel­lo po­dej­mu­je rów­nież te­mat tę­sk­no­ty. Uka­zu­je, jak mała może się ona cza­sa­mi stać po nie­koń­czą­cym się ocze­ki­wa­niu:

„Po trzy­dzie­stu la­tach wspól­ne­go oglą­da­nia te­le­wi­zji mąż zwra­ca się do swo­jej żony:

‘Zrób­my dziś wie­czo­rem coś na­praw­dę eks­cy­tu­ją­ce­go!’

Przed jej oczy­ma na­tych­miast po­ja­wia­ją się wi­zje nocy spę­dzo­nej w mie­ście.

‘Fan­ta­stycz­nie!’, mówi ona. ‘Co bę­dzie­my ro­bić?’

‘Mo­gli­by­śmy się za­mie­nić fo­te­la­mi’”.

Dla męż­czy­zny cała tę­sk­no­ta za czymś eks­cy­tu­ją­cym wy­ra­ża­ła się w za­mia­nie fo­te­li. Rzecz ja­sna nie znał on więk­szych tę­sk­not, żad­nych da­le­ko­sięż­nych pra­gnień. Trzy­dzie­ści lat oglą­da­nia te­le­wi­zji spra­wi­ło, że jego tę­sk­no­ty sta­ły się tak nie­wy­ma­ga­ją­ce, iż mi­mo­wol­nie bu­dzi to w nas śmiech.

Lecz czy tak nie jest? Do jak ma­łej mia­ry wie­lu lu­dzi zre­du­ko­wa­ło dziś swo­je tę­sk­no­ty!

Śmiesz­ność wy­ni­ka z na­pię­cia po­mię­dzy ide­ała­mi a rze­czy­wi­sto­ścią. Jej iskry sy­pią się gę­sto, kie­dy świat – taki, jaki mógł­by być, zde­rza się z rze­czy­wi­sto­ścią – taką, jaka ona jest.

Ko­lej­ną hi­sto­rię – rów­nież z ży­cia wzię­tą – de Mel­lo za­ty­tu­ło­wał „Cy­gan”:

„W ma­łym po­gra­nicz­nym mia­stecz­ku już od 50 lat w tym sa­mym domu żyje pe­wien sta­ry czło­wiek. Pew­ne­go dnia, ku zdu­mie­niu osób ze swe­go oto­cze­nia, prze­pro­wa­dza się do są­sied­nie­go bu­dyn­ku. Re­por­te­rzy lo­kal­nej ga­ze­ty po­ja­wia­ją się u nie­go, aby za­py­tać o po­wód prze­pro­wadz­ki. Ten, za­do­wo­lo­ny, od­po­wia­da im z uśmie­chem: ‘Wi­docz­nie mam w so­bie coś z cy­ga­na’”.

Ko­men­ta­rze wy­da­ją się zby­tecz­ne. To po pro­stu „sie­dzi” w czło wie­ku. W ten spo­sób de Mel­lo cel­nie opi­su­je na­sze tę­sk­no­ty, małe
i skur­czo­ne wsku­tek na­sze­go sa­mo­za­do­wo­le­nia.

Czy­ni­my sie­bie mniej­szy­mi niż je­ste­śmy.

O wie­le mniej­szy­mi.Utra­co­na gwiaz­da

█ █ █

„Utra­co­na gwiaz­da” au­tor­stwa Ern­sta Wie­cher­ta była po woj­nie bar­dzo po­pu­lar­ną hi­sto­rią. Książ­ka opo­wia­da o mło­dym nie­miec­kim żoł­nie­rzu, po­wra­ca­ją­cym do domu z nie­wo­li ro­syj­skiej, szczę­śli­wym, że w koń­cu zna­lazł się u sie­bie. Jed­nak po kil­ku ty­go­dniach męż­czy­zna stwier­dza, że tak na­praw­dę nie czu­je się tu jak we wła­snym domu. Roz­ma­wia o tym ze swo­ją bab­cią i wspól­nie uzna­ją, że w ich miesz­ka­niu zga­sła gwiaz­da. Pod ich da­chem nie miesz­ka już żad­na ta­jem­ni­ca. Żyje się bar­dzo po­wierz­chow­nie. Żoł­nierz snu­je pla­ny, bu­du­je, po­pra­wia, trosz­czy się o to, aby wszyst­ko ja­koś funk­cjo­no­wa­ło, po­dej­mu­je róż­ne za­da­nia, a tym sa­mym ogra­ni­cza swo­je ży­cie. Tym­cza­sem to, co wła­ści­we, prze­pa­dło. Ży­cie nie po­sia­da już żad­ne­go kie­run­ku ani głę­bi. Zga­sła bo­wiem gwiaz­da tę­sk­no­ty.

Tam, gdzie z na­szych serc spad­nie gwiaz­da tę­sk­no­ty, nie po­czu­je­my się jak u sie­bie w domu. Moż­na być u sie­bie tyl­ko tam, gdzie miesz­ka ta­jem­ni­ca. I nie cho­dzi tu­taj o ja­kiś od­le­gły cel, o skon­cen­tro­wa­nie się na czymś ob­cym bądź na osią­gnię­ciu, do któ­re­go dą­ży­my i któ­re spra­wi, że zdo­bę­dzie­my zna­cze­nie w oczach in­nych lu­dzi. W nas sa­mych jest ta­kie miej­sce, w któ­rym miesz­ka ta­jem­ni­ca. Jest to ci­sza, miej­sce wol­ne od gło­śnych my­śli, de­ter­mi­nu­ją­cych na­szą oso­bę, wol­ne od ocze­ki­wań i pra­gnień lu­dzi z na­sze­go oto­cze­nia. Jest ono wol­ne od drę­czą­cych wy­rzu­tów, ja­kie so­bie czy­ni­my, od de­pre­cjo­no­wa­nia bądź ob­wi­nia­nia sie­bie. W tym miej­scu, w któ­rym miesz­ka sam Bóg, je­ste­śmy wol­ni od wła­dzy czło­wie­ka. Tu nikt nie może nas zra­nić, tu je­ste­śmy cali i zdro­wi, tu je­ste­śmy sobą. Tam, gdzie miesz­ka ta­jem­ni­ca, mo­że­my czuć się jak u sie­bie w domu.

Czło­wiek, po­zo­sta­ją­cy w zgo­dzie z sobą, wszę­dzie do­świad­cza oj­czy­zny. Wo­kół jego oso­by oj­czy­zna two­rzy się sama. Kie­dy w ci­szy spo­ty­ka­my sie­bie, wła­sne pro­ble­my, bra­ki, nie­zre­ali­zo­wa­ne ocze­ki­wa­nia czy kom­plek­sy, mu­si­my się ja­koś od nich uwol­nić. Nikt nie jest w sta­nie znieść kon­fron­ta­cji je­dy­nie z sa­mym sobą. Dla­te­go jest zro­zu­mia­łe, że nie­któ­rzy ucie­ka­ją przed praw­dą o so­bie. Jed­nak je­śli wiem, że po­śród tych wy­par­tych tre­ści i zra­nień miesz­ka we mnie sam Bóg, wów­czas mogę wszyst­ko znieść i od­kry­wam w so­bie ta­kie miej­sce, w któ­rym po­czu­ję się jak u sie­bie, po­nie­waż żyje we mnie ta­jem­ni­ca.

Wte­dy też mogę brać mia­rę z nie­ba.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: