Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Lechici w świetle historycznej krytyki - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lechici w świetle historycznej krytyki - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 412 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

LE­CHI­CI W ŚWIE­TLE HI­STO­RYCZ­NEJ KRY­TY­KI

We Lwo­wie

Na­kła­dem Za­kła­du N. im. Osso­liń­skich

1897

W li­te­ra­tu­rze na­szej z dwóch ostat­nich stu­le­ci – od roku 1730 aż do cza­sów nie zbyt od­le­głych od chwi­li w któ­rej to pi­szę – na­li­czyć moż­na nie­ma­ły po­czet dzieł, po­świę­co­nych kwe­styi le­chic­kiej. Moż­na­by z nich utwo­rzyć pra­wie małą bi­blio­te­kę. Skła­da­ją się na ten Odział pi­śmien­nic­twa przedew­szyst­kiem wszel­kie w tym prze­cią­gu cza­su po­wsta­łe opra­co­wa­nia cał­ko­wi­tej hi­sto­ryi pol­skiej, o ile w pierw­szych roz­dzia­łach za­pusz­cza­ją się w sam za­wią­zek spo­łe­czeń­stwa i pań­stwa; da­lej licz­ne pra­ce osob­ne, wy­łącz­nie i mo­no­gra­ficz­nie roz­trzą­sa­ją­ce ten przed­miot; na­ko­niec bez­lik roz­praw do­ryw­czych, już to z hi­sto­rycz­ne­go, już z lin­gwi­stycz­ne­go sta­no­wi­ska po­dej­mu­ją­cych te do­cie­ka­nia w po­sta­ci ulot­nych bro­szur lub ar­ty­ku­łów, roz­pró­szo­nych po zbio­ro­wych, pe­ry­odycz­nych, a na­wet dzien­ni­kar­skich wy­daw­nic­twach tego okre­su cza­su. Zgod­no­ści mię­dzy temi ro­bo­ta­mi nie­wie­le. Jak­kol­wiek pra­wie nig­dy pier­ni­ki one z sobą nie pro­wa­dzi­ły, to jed­nak każ­da wy­si­la­ła się na po­my­sły nowe i wła­sne, na przy­pusz­cze­nia, o któ­re po­przed­nie pu­bli­ka­cye nie po­trą­ca­ły. W taki spo­sób, na­wet nie ma­jąc wy­raź­ne­go za­mia­ru uprząt­nie­nia z pola tego, co na niem po­przed­nio inne na­gro­ma­dzi­ły ręce, jed­no dru­gie za­chwie­wa­ło, sa­mem sta­wia­niem wła­snej swo­jej kon­struk­cyi kwe­sty­ono­wa­ło traf­ność i na­wet ra­cyę bytu daw­niej­szych.

Po­mi­mo tego za­mę­tu two­rzą wsze­la­ko te wszyst­kie pi­sma jed­nę ro­dzi­nę. Wy­cho­dzą z tego sa­me­go za­ło­że­nia, zmie­rza­ją ku jed­ne­mu ce­lo­wi, ope­ru­ją pra­wie cią­gle tym­sa­mym ma­te­ry­ałem do­wo­do­wym. Owie­wa je wszyst­kie je­den duch. Dok­try­na, któ­rej hoł­du­ją i któ­ra je w jed­nę gru­pę łą­czy, na­tem po­le­ga, że w to wie­rzą i tego do­wo­dzą, iż na­ród pol­ski był zle­wem, a może ra­czej po­wie­dzieć­by na­le­ża­ło sprzę­giem, dwóch pier­wiast­ków, któ­re czy to z po­wo­du kul­tu­ral­nej, czy szcze­po­wej, czy może wresz­cie aż ra­so­wej mię­dzy sobą róż­no­ści, mia­ły zmie­rzać, za­nim się z sobą spo­tka­ły, w kie­run­ki prze­ciw­ne, i przez pe­wien prze­ciąg cza­su, już po ze­tknię­ciu się z sobą, wy­zna­wa­ły je­den obok dru­gie­go i prak­ty­ko­wa­ły w ca­łem swem po­ży­ciu do­mo­wem i pu­blicz­nem za­sa­dy do po­go­dze­nia trud­ne – aż wresz­cie je­den ży­wioł dru­gim za­wład­nął i skład ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa na wszyst­kie dal­sze wie­ki po swo­je­mu urzą­dził. Jed­nym z tych skład­ni­ków na­ro­du był tu­byl­czy, od wie­ków tu ist­nie­ją­cy ży­wioł pol­ski, dru­gim – le­chic­ki na­pływ. Od nie­pa­mięt­nych cza­sów no­si­my na­zwę dwo­ja­ką: pol­skie­go i "lac­kie­go" czy­li le­chic­kie­go na­ro­du. Otóż to świad­czy o przy­pusz­czo­nym tu zle­wie. Z cza­sem wpraw­dzie i jed­no mia­no i dru­gie sta­ło się ogól­ną ca­łe­go na­ro­du na­zwą i prze­szły do cza­sów na­szych sło­wa te jako sy­no­ni­my; pier­wot­nie jed­nak mia­ły się mieć rze­czy prze­ciw­nie. Pol­skiem było tyl­ko po­spól­stwo – le­chic­kim tyl­ko ów na­pływ. I ta od­ręb­ność le­chi­zmu jako eg­zo­tycz­ne­go pier­wiast­ku ma wid­nieć do­tąd w sta­nie na­zy­wa­nym szlach­ta. Szlach­ta pol­ska, i wy­ra­zo­wo (co do swej na­zwy) i rze­czo­wo (co do po­cho­dze­nia) ma być do dziś dnia po­zo­sta­ło­ścią Le­chi­tów, jak zno­wu wło­ściań­ska kla­sa jest osa­dem tu­byl­cze­go, ści­śle "pol­skie­go" ży­wio­łu.

Cała ta dok­try­na by­ła­by prze­dziw­nie pro­sta i ja­sna. Nie by­ło­by też po­wo­du przez ja­kie pół­to­ra wie­ku, jak się to u nas dzia­ło, tak bar­dzo ła­mać so­bie głów nad nią – gdy­by nie jed­na na­der nie­mi­ła tu oko­licz­ność: za­gad­ko­wość po­cho­dze­nia Le­chi­tów. Skąd oni się wzię­li na zie­mi na­szej? Gdzie ich oj­czy­zna pier­wot­na? Kie­dy, naco i w ja­kich oko­licz­no­ściach w na­sze stro­ny przy­szli? Dla­cze­go ani po­da­nia kra­ju, a ra­czej kra­jów, z któ­rych przy­być tu mie­li, ni­cze­go zgo­ła nie wie­dzą o ta­kiej stam­tąd se­ce­syi, ani też po­da­nia na­sze nic nie wie­dzą o ta­kiem naj­ściu?

Te py­ta­nia i prze­róż­ne jesz­cze inne, któ­re się z nie­mi naj­ści­ślej łą­czą, za­przą­ta­ły umy­sły i pió­ra na­szych jak ich tu już zwać będę, le­chi­stów i one sta­no­wią ka­le­ido­sko­po­wą osno­wę pism, o któ­rych mó­wi­my. Wy­czerp­nię­to na ten te­mat hi­po­te­zy, ja­kie tyl­ko były moż­li­we. Nie utrzy­ma­ła się żad­na. Każ­dy au­tor, kie­dy sta­wiał swo­ją kon­struk­cyę, wie­rzył i sam w traf­ność jej i znaj­do­wał pew­ną licz­bę zwo­len­ni­ków swe­go za­pa­try­wa­nia. Trwa­ło to jed­nak tyl­ko tak dłu­go, aż się po­ja­wi­ła nowa kon­struk­cya. Wte­dy wy­znaw­cy po­jęć daw­niej­szych prze­no­si­li się mniej wię­cej z ca­łym ta­bo­rem do nowo stwo­rzo­ne­go obo­zu, a ci któ­rym on nie szedł w smak, wy­cze­ki­wa­li cze­goś jesz­cze lep­sze­go w przy­szło­ści, w głę­bo­kiej wie­rze że się ko­niecz­nie zna­leść musi. Sło­wa jed­ne­go z zna­ko­mit­szych pi­sa­rzy tej frak­cyi, że "komu się po­wie­dzie wy­ja­śnić zna­cze­nie La­chów, ten wy­ja­śni pier­wot­ną hi­sto­ryę pol­ską", były wy­ra­zem prze­ko­na­nia wszyst­kich. Cze­ka­no na tego Me­sy­asza, nie do­cze­ka­no go się. Pa­smo po­my­słów le­chi­stycz­nych wy­przę­dło się aż do ostat­niej nit­ki. Wte­dy w bra­ku ma­te­ry­ału rzecz sama przez się uci­chła. Ochot­ni­ków do dal­szej pra­cy na­tem polu za­bra­kło, i na­resz­cie hi­sto­ry­ogra­fia na­sza naj – śwież­szej doby, o ile to do­ty­czy przed­hi­sto­rycz­nej epo­ki, prze­szła w nowe swo­je sta­dy­um. Po­rzu­ci­ła te nie­płod­ne za­cie­ki, bądź to mil­cze­niem je omi­ja­jąc, bądź też cza­sem i wręcz wy­po­wia­da­jąc, że były to uro­je­nia.

Otóż ten le­chi­stycz­ny dział na­sze­go dzie­jo­pi­sar­stwa ma być przed­mio­tem ni­niej­szej mej pu­bli­ka­cyj. Nie po­dej­mu­ję jej w tym za­mia­rze, bym z le­chi­sta­mi wsz­czy­nał po­le­mi­kę, bym do­wo­dził, że byli na myl­nej dro­dze. By­ło­by nie­wła­ści­wo­ścią i na śmiesz­no­ść­by za­kra­wa­ło, gdy­by się mia­ło dziś jesz­cze brać pod roz­biór jaką z po­szcze­gól­nych kon­struk­cyi tej dok­try­ny i wy­ka­zy­wa­ło jej błęd­ność. Wpraw­dzie w dru­giej po­ło­wie tej mej pra­cy przy­wio­dę w chro­no­lo­gicz­nym po­rząd­ku, choć nie wszyst­kie, to naj­waż­niej­sze z nich w jak naj­krót­szem stresz­cze­niu; ale to tyl­ko na to, aże­by się oka­za­ło przez samo ich ze­sta­wie­nie, bez wszel­kich ko­men­ta­rzy, do ja­kich zbo­czeń, a cza­sem i ab­sur­dów dojść może w hi­sto­ry­ogra­fii teo­rya opar­ta na pod­sta­wie omyl­nej – po­mi­mo że jej twór­ca­mi, a na­stęp­nie wy­znaw­ca­mi były pierw­szo­rzęd­ne w li­te­ra­tu­rze zdol­no­ści. Na­to­miast głów­na waga ni­niej­sze­go mego roz­pa­try­wa­nia za­wie­ra się w czę­ści pierw­szej, któ­rej za­da­niem roz­pra­wić się z tą całą dok­try­ną w ogól­no­ści, z jej za­sad­ni­czą ideą – a i to nie w spo­sób po­le­micz­ny, lecz po pro­stu i je­dy­nie do­cie­ka­jąc naj­spo­koj­niej, co też mo­gło dać do niej po­wód.

Mam prze­ko­na­nie, że taki te­mat jest i dziś jesz­cze na cza­sie. Dzie­jo­pi­sar­stwo na­sze od lat kil­ku­na­stu wpraw­dzie nie wzna­wia już mrzo­nek le­chic­kich. Ja­kem wy­żej nad­mie­nił, ob­cho­dzi je z dala, zby­wa mil­cze­niem. Nie­raz na­wet i z nie­ta­jo­nem lek­ce­wa­że­niem wy­ra­ża się su­ma­rycz­nie wręcz o nich, jak na to za­słu­gu­ją. Nie wąt­pię, że pierw­szo­rzęd­ni ba­da­cze nasi od­no­śni, w swym umy­śle, po swych stu­dy­ach przy­go­to­waw­czych, sami dla sie­bie, są naj­zu­peł­niej tego świa­do­mi, dla­cze­go tak o tej daw­niej­szej szko­le są­dzą. Dla nich więc ni­cze­go no­we­go nie po­tra­fię po­wie­dzieć. Ale jak­że ma się rzecz wzglę­dem resz­ty na­sze­go bier­ny a na­wet cza­sem i czyn­ny udział w li­te­ra­tu­rze bio­rą­ce­go ogó­łu? Po­nie­waż za­sad­ni­czej od­pra­wy le­chi­stycz­nych wy­obra­żeń do­tąd nie było; po­nie­waż za­szła tyl­ko przy­pad­ko­wa może prze­rwa, a nie ja­sny­mi po­wo­da­mi usku­tecz­nio­ny ko­niec w owych me­dy­ta­cy­ach i kon­struk­cy­ach du­ali­stycz­ne­go wy­kła­du na­szej prze­szło­ści: więc spra­wa zo­sta­je do dziś dnia w za­wie­sze­niu. Wia­ra też w ten du­alizm żyje so­bie po daw­ne­mu w prze­cięt­nych umy­słach do­tąd. Coś było jed­nak i być mu­sia­ło, sko­ro tacy mę­żo­wie, jak Le­le­wel i dal­sza po nim ple­ja­da, tak nam o tem roz­po­wia­da­ła – tyl­ko że jesz­cze nie­ma pew­no­ści, jak było. Znaj­dzie się prze­cież kie­dyś taki, co roz­wią­że za­gad­kę! I na przy­kła­dach też by­najm­niej nie brak­nie, że od cza­su do cza­su, na­wet i po prze­ło­mie w stu­dy­ach na­szych, jaki za­szedł ja­kie pięt­na­ście lat temu – ni stąd ni zo­wąd od­ży­wa daw­na dok­try­na. Nie­kie­dy wsta­je ona z mar­twych w cał­kiem daw­ny spo­sób (n… p. Bo­gu­sław­ski po daw­no mi­nio­nym Bar­to­sze­wi­czu). Nie­kie­dy przy­wo­łu­ją ją do ży­cia w naj­zu­peł­niej zmie­nio­nej for­mie, z po­zo­ra­mi no­wych, świe­żo po­wzię­tych po­my­słów, na pod­sta­wie niby świet­nej, nie­zna­nej do­tąd ar­gu­men­ta­cyi. Ale duch i cały fi­nis car­mi­nis i tu jesz­cze daw­ne­go try­bu.

Po­wie­dzia­łem, że przedew­szyst­kiem mi tu za­le­ży na uka­za­niu i zgru­po­wa­niu zda­rzeń, dla któ­rych przy­szło w li­te­ra­tu­rze do tej ca­łej aber­ra­cyi. War­tość po­wo­dów sta­no­wi i o war­to­ści na­stępstw z nich wy­ni­kłych. Gdzie przy­czy­na po­waż­na i wa­row­na, tam i wy­ni­ki ko­niecz­ne. W bra­ku ta­kiej, iści się daw­ne przy­sło­wie na­sze o owej ja­kiejś ko­ro­na­cyi, na któ­rą ktoś po­je­chał z ima­gi­na­cyi. Nie za­rzu­cam ja wpraw­dzie owym na­szym uczo­nym, któ­rzy oko­ło r. 1730 pierw­si za­po­cząt­ko­wa­li w pi­śmien­nic­twie le­chi­stycz­ne do­cie­ka­nia, żeby ich do tego pchnę­ła ich wła­sna ima­gi­na­cya. Ci przy­szli do już go­to­we­go i zna­leź­li się w oko­licz­no­ściach, któ­re tłó­ma­czą do­sta­tecz­nie, dla­cze­go się na tę dro­gę pu­ści­li. Każ­dy inny, w sto­sun­kach tam­to­cze­snych, to­sa­mo był­by uczy­nił. To jed­nak­że nie prze­szka­dza po­wie­dzieć, że oko­licz­no­ści i po­wo­dy, dla któ­rych zwrot ten na­stał w na­szem dzie­jo­pi­sar­stwie, nie były czem in­nem, jak ima­gi­na­cyą i uro­je­niem. Zło­ży­ły się zaś na nie nie­po­ro­zu­mie­nia już daw­nych ge­ne­ra­cyi, opacz­ny wy­kład au­ten­tycz­nych tek­stów źró­dło­wych już od Ka­dłub­ka po­cząw­szy; am­pli­fi­ka­cye na ten te­mat, co­raz wię­cej roz­bu­ja­łe, wy­lę­głe w gło­wach na­stęp­nych kro­ni­ka­rzy; nie­udol­ność ko­pi­stów prze­pi­su­ją­cych co­raz myl­niej te dzie­ła, a po­tem sa­mo­wol­ne z wła­snej gło­wy dru­gich po­praw­ki tego co tam­ci ze­psu­li; wścip­ski ro­zum a ra­czej nie­ro­zum in­ter­po­la­to­rów, tych brzu­cho­mow­ców w dzie­jo­pi­sar­stwie, któ­rych nie­mą­dre do­pi­ski i awan­tur­ni­cze ety­mo­lo­gie rzad­ko kie­dy dają się od pier­wot­ne­go i au­ten­tycz­ne­go tek­stu od­róż­nić. A na do­bi­tek po­tem wszyst­kiem na­resz­cie… wie­rut­ne już fał­szer­stwo, dwa razy po­wtó­rzo­ne – do­wie­dzio­na mi­sty­fi­ka­cya, któ­ra cały ten kłąb tak róż­no­rod­nych po­my­łek spro­wa­dzi­ła w je­den mia­now­nik i pod­nieść go po­tra­fi­ła do zna­cze­nia hi­sto­rycz­ne­go fak­tu, z naj­dal­szych da­tu­ją­ce­go cza­sów. Jak­że było mu nie uwie­rzyć, nim od­kry­to, że to tyl­ko nie­po­czci­wy fa­bry­kat?

Nie­mniej waż­ną ode­gra­ła w tem rolę i owa na­sza ubocz­na na­zwa "Le­chy, Le­chi­ci", któ­rej u nas nig­dy nie ro­zu­mia­no, w toku cza­sów co­raz in­a­czej ją tłó­ma­czo­no, a za­wsze w naj­do­wol­niej­szy spo­sób. Nie wiem, czy się znaj­dzie ja­kie dru­gie sło­wo, któ­re tyle wy­rzą­dzi­ło w na­uce szko­dy, ile ten wy­raz tak nie­for­tun­ny już przez to, że się do fa­mi­lij­ne­go z nim związ­ku ci­śnie tyle na­tręt­nych niby-krew­nia­ków, z któ­rych każ­dy po­swo­je­mu, każ­dy in­a­czej, a za­wsze prze­wrot­nie wy­kła­da za­gad­ko­we jego zna­cze­nie (le­cha, zlech­cic, szlach­ta; lech jako no­men ap­pel­la­ti­vum, i Lech jako imię wła­sne ojca na­ro­du, a Lest­ko i Lesz­ko jako jego pro­ge­ni­tu­ra – za­odrzań­scy las­si, laz­zi i lali – Le­zgo­wie na Kau­ka­zie, Ly­gio­wie u Ta­cy­ta, Li­ci­ka­vi­ci u Wi­du­kin­da i t… d.). Sama tedy ta eg­zo­tycz­na na­zwa Po­la­ków zro­dzi­ła jaki tu­zin co­raz in­nych ety­mo­lo­gicz­nych, a nie­raz i hi­sto­rycz­nych wy­kła­dów. A koło tych się gru­pu­ją co­raz inne o po­cząt­ku na­ro­du kon­cep­ta, któ­re się le­gi­ty­mu­ją to od­wo­ły­wa­niem do tra­dy­cyi przed­dzie­jo­wej, to do wy­ni­ków rze­ko­mo po­cho­dzą­cych ze zgłę­bie­nia ar­chi­wal­nych za­byt­ków i z ana­li­zy praw­nych, spo­łecz­nych w pia­stow­skiej Pol­sce sto­sun­ków. –

Te­raz sło­wo o po­rząd­ku, w ja­kim to pi­smo jest uło­żo­ne. Mógł­bym je na­zwać pa­to­lo­gicz­nem stu­dy­um od­no­śne­go dzia­łu na­szej hi­sto­ry­ogra­fii. Sko­ro się za­tem z pa­to­lo­gią ma do czy­nie­nia, na­le­ży naj­pierw za­jąć po­wo­da­mi, a po­tem symp­to­ma­ta­mi cier­pie­nia. W czę­ści pierw­szej uka­żę owe an­te­ry­ora w świa­do­mo­ści na­szej dzie­jo­wej, dla któ­rych moż­na było po­paść na ba­ła­muc­twa le­chic­kie i pra­wie nie­po­dob­no było nie po­paść na nie. Bę­dzie­my tu mie­li wi­dok, rzad­ki w swo­im ro­dza­ju, jak kil­ka od­osob­nio­nych od sie­bie uro­jeń, róż­nych wie­kiem, róż­no­rod­nych i z rze­czy, przy­pad­ko­wo się spo­ty­ka z sobą w pew­nym punk­cie prze­cięt­nym i spra­wia kom­pli­ka­cyę, któ­ra po­tem jak cho­ro­ba za­kaź­na naj­by­strzej­sze po­chwy­tu­je umy­sły – na dzie­łach ich, na ich wie­dzy mo­zol­nie na­by­tej, na in­ten­cy­ach naj­zac­niej­szych wy­ci­ska pięt­no obłę­du, i przez pół­to­ra stu­le­cia wo­dzi ich po co­raz gor­szych ma­now­cach. – W czę­ści dru­giej uprzy­tom­ni­my so­bie ko­lej­ne eta­py na tej dro­dze zbo­czeń i roz­wi­nie­my ob­raz tych co­raz ba­ła­mut­niej­szych mrzo­nek od pierw­sze­go ich za­ro­du aż do cza­su nie­da­le­kie­go od dni dzi­siej­szych.

Część pierw­sza, po­świę­co­na sta­ro­daw­nym an­te­ce­den­cy­om hi­po­te­zy le­chie­kiej, wy­ma­ga tak­że po­dzia­łu. Ode­gra­ły tu bo­wiem rolę dwa na ra­zie mało związ­ku ma­ją­ce ze sobą mo­men­ta. Zbłą­ka­nia wy­ni­kłe z na­zwy na­ro­du ( Le­chy, Le­chi­ci) – i nie­po­ro­zu­mie­nia do­ty­czą­ce tra­dy­cyi przed­dzie­jo­wej, opacz­nie przed­sta­wia­nej już od Ka­dłub­ka po­cząw­szy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: