Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Legendy historyczne - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Legendy historyczne - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 304 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

HI­STO­RYCZ­NE

przez

Bro­ni­sła­wę Ka­miń­ską.

Po­znań

Wy­da­nie Dru­gie Przej­rza­ne.

Na­kład I Wła­sność J. K. Żu­pań­skie­go.

1852

Wol­no dru­ko­wać z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry po wy­dru­ko­wa­niu pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by eg­zem­pla­rzy.

W War­sza­wie, dnia 1830. Kwiet­nia 1851. r.

Cen­zor

P. Du­brow­ski.

Po­znań, czcion­ka­mi W. Dec­ke­ra i Spół­ki

Dec­ke­ra i Spół­ki.

D o mło­dych dziew­cząt!

To co w my­śli i uczu­ciu mia­łam naj­lep­sze­go, to com z na­uki dzie­jów i ser­ca wy­nio­sła, tom dla was dzi­siaj w le­gen­dy uplo­tła. Chcia­łam, aby te po­wie­ści były zwier­cia­dłem, w któ­rem­by się wa­sze du­sze od­bić mo­gły; chcia­łam, aby były pod­po­rą przy wa­szej pierw­szej nad sobą roz­wa­dze, chcia­łam, aby wam były do­brym przy­ja­cie­lem, od któ­re­go po­czci­wej rady ma­cie pra­wo żą­dać. Po­mnij­cie, pro­szę, że cel mój od was za­le­ży.

Spis rze­czy.

I. Zo­sia………….. 1.

II. Piast…………..29.

III. Ś. Krzysz­tof………..37.

IV. Pię­ciu Mę­czen­ni­ków.….49.

V. Piotr Du­nin………..59.

VI. Zło­ty Ki­lof…………73.

VII. Łzy skrzyw­dzo­ne­go………95.

VIII. Ś. Ja­dwi­ga i klasz­tor Trzeb­nic­ki…. 103.

IX. Sro­gi Pan…………115.

X. Oj­ciec Lu­bo­ni………..131.

XI. Do­ju­trek………….143.

XII. Pier­ścień Ku­ne­gun­dy……..157.

XIII. Na­pa­dy Ta­ta­rów.…..165.

XIV. Chleb ob­ró­co­ny w ka­mień 187.

XV. Świa­dec­two nie­bosz­czy­ka…….195.

XVI. Ja­ski­nia zbój­cy………. 207.

XVII. Jan z Kent………… 233.

XVIII. Kniaź Ostrog­ski………. 245.

XIX. Mat­ka Bo­ska Czę­sto­chow­ska…..261.

XX. Pa­tron kmiot­ków.…. 273.

XXI. Kru­cy­fix w try­bu­na­le Lu­bel­skim.. 293.

XXII. Kara nie­bios.……301.

XXIII. Pra­ca i mo­dli­twa………313.

ZO­SIA.

Nie jest złem drze­wo, któ­re ro­dzi do­bre owo­ce, ani do­brem drze­wo, któ­re ro­dzi złe owo­ce, więc też ro­dzi­ce o tyle mają za­słu­gi przed Bo­giem i ludź­mi,

O ile mają, do­bre dzie­ci. Bo cóż­kol­wiek­byś mógł zro­bić na świe­cie, nic więk­sze­go nie uczy­nisz, jak kie­dy wy­cho­wasz syna lub cór­kę, któ­re­by żyły w praw­dzie i ko­cha­ły praw­dę i za­wsze do niej dą­ży­ły.

A nie ma praw­dy gdzie­in­dziej tyl­ko w Bogu

I ni­czem in­nem Bogu nie słu­żysz tyl­ko praw­dą. Choć­byś więc był mą­dry i bo­ga­ty i pięk­ny, a obok tego był kłam­cą; mą­drość, bo­gac­two i pięk­ność two­ja bę­dzie po­zło­tą i pój­dzie to­bie i bliź­nim na szko­dę. Praw­da w my­śli i ser­cu czło­wie­czem to są na­wie­dzi­ny Boga w je­ste­stwie ludz­kiem, a tyl­ko

4

LE­GEN­DY

wte­dy je­steś mą­drym, pięk­nym, moc­nym i bo­ga­tym, kie­dy Bóg jest av to­bie.

Jest zaś tyl­ko jed­na zbrod­nia na świe­cie, to jest, kłam­stwo, bo jest mat­ką wszyst­kich zbrod­ni. A kła­mać moż­na uczyn­kiem i my­ślą, kła­mać moż­na mó­wiąc nie­praw­dę i nie mó­wiąc praw­dy, to jest mil­cząc tam, gdzie mó­wić wy­pa­da; kła­mie­my za­wsze, ile­kroć my­śli i uczu­cia na­sze nie idą pro­sto z du­szy, ale na wy­chod­nem za­trzy­mu­ją się i roz­wa­ża­ją, w ja­kiej­by su­kien­ce naj­le­piej im wyjść przy­sta­ło na świat. Kła­mie­my, kie­dy się na­zy­wa­my Chrze­ścia­na­mi, a nie peł­ni­my uczyn­ków Chrze­ściań­skich, kie­dy po­wta­rza­my sło­wa Chry­stu­sa Pana: ko­chaj bliź­nie­go swe­go, jak sie­bie sa­me­go, a ko­cha­my tyl­ko sie­bie sa­me­go, kie­dy się uda­je­my za lep­szych, mę­dr­szych, lub pięk­niej­szych niż je­ste­śmy; kie­dy idzie­my do ko­ścio­ła, a nie mo­dli­my się; kie­dy idzie­my do szko­ły, a nie uczy­my się; kie­dy dru­gie­go ści­ska­my, a w ser­cu na­szem nie ma dla nie­go uści­sku: zgo­ła nie­zli­czo­ny jest po­czet kłam­stwa. Kła­mie­my co dzień, co go­dzi­na, kła­mie­my na każ­dem miej­scu, przed dru­gi­mi i przed sobą.

Od ni­cze­go bar­dziej, ro­dzi­ce strzedz nie po­win­ni swych dzie­ci, jako od kłam­stwa. Le­piej żeby dziec­ko nie żyło, ni­że­li żeby mia­ło dru­gich okła­my­wać, tak ma­wiał za­wsze pan Szy­mon Mo­ścic­ki, wła­ści­ciel ma­łej wio­secz­ki Ko­ma­ro­wa. Za mło­du usłu­gi­wał on dwor­sko u kil­ku pa­nów, co na dwo­rze kró­la Zyg­mun­ta by­wa­li, póź­niej prze­niósł się do służ­by het­ma­na Tar­now­skie­go, ale wszę­dzie so­bie wy­ma­wiał, że jak tyl­ko woj­na się zda­rzy, on po­rzu­ci dwór, a pój­dzie na służ­bę, któ­rej się pod­jął przy­cho­dząc na ten świat, to jest: na służ­bę kró­lo­wi i kra­jo­wi. Ce­nił go za to p. Tar­now­ski i w każ­dej po­trze­bie po­le­gał na jego har­cie du­szy, na jego cno­cie nie­ska­la­nej, wy­pró­bo­wa­nym ser­cu, do­świad­czo­nej gło­wie i ręce. Me omi­nął żad­nej wy­pra­wy p. Szy­mon, aby na niej nie od­dać co na­le­ża­ło kra­jo­wi; nie opu­ścił żad­nej spo­sob­no­ści, aby panu swe­mu nie wy­świad­czyć przy­słu­gi. Tak spę­dził lat czter­dzie­ści, kie­dy mu je­den z do­brych zna­jo­mych przed­sta­wił swo­je cór­kę pan­nę Mał­go­rza­tę, w któ­rej się on po­ko­chał i z wolą ro­dzi­ca pan­ny i p… het­ma­na, do­zgon­ne­mi złą­czył ślu­by. Przed ślu­bem rzekł do nie­go p… het­man:

– To Wa­sze na praw­dę roz­mi­ło­wał się w pan­nie Wojsz­czan­ce (był bo­wiem Woj­skim San­do­mir­skim oj­ciec na­rze­czo­nej).

LE­GEN­DY.

– Tata znać wola Boża, od­po­wie­dział pan Szy­mon.

– Nie mam nic prze­ciw temu, mó­wił p… het­man, jeno pa­trząc na Wa­ści, któ­ry nie je­steś mło­ko­sem, co mu do­pie­ro mech na war­gach po­ra­sta, aleś we wszel­kiej pró­bie do­wiódł, że z Wa­ści czło­wiek sta­tecz­ny, to po­wiem, że mi dziw­no, iż Waść pta­ka wa­bisz, a klat­ki pono nie ma.

– My­śla­łem ja o tem, ale gdy­bym chciał cze­kać na przy­stoj­ną klat­kę, toby mnie włos do resz­ty po­si­wiał, a Mał­go­sia zo­sta­ła­by sta­rą pan­ną. Więc nie wie­le my­śląc, w Bogu na­dzie­ja; sko­ro nas stwo­rzył, toć nas nie umo­rzy. Przed Woj­skim nie kła­ma­łem, on mi też po­wie­dział, że pan­na nic w dom oprócz po­czci­wej sła­wy i bło­go­sła­wień­stwa Bo­że­go nie przy­nie­sie. Więc nie­chaj Bóg ra­dzi o swo­jej cze­la­dzi.

– Do­brze to jest mój Mo­ścic­ki, ale jak przyj­dzie bło­go­sła­wień­stwo Boże, a tu spo­koj­ne­go kąta nie­ma.

– Roz­mó­wi­li­śmy się już z Woj­skim, zło­ży­li­śmy co któ­ry z nas miał tyn­fów, i po­ka­za­ło się, że za te pie­nią­dze moż­na wziąść jaki fol­war­czek w dzier­ża­wę. Tam więc osią­dzie­my wszyst­ko tro­je.

ZO­SIA.

– Ej ja wam le­piej po­mo­gę, do­dał p… het­man i za­wo­ław­szy se­kre­ta­rza, ka­zał so­bie po­dać spis dóbr i wło­ści, któ­re do nie­go na­le­ża­ły, a roz­pa­trzyw­szy się w nim, za­py­tał p. Szy­mo­na.

– Zna­łeś Waść p. Cze­śni­ka Opa­tow­skie­go?

– Jak­żeż­by nie – Pa­nie świeć nad jego du­szą. – Ła­skaw był na mnie i swo­ją przy­jaź­nią mnie za­szczy­cał.

– To do­brze, rzekł het­man. Wiesz Waść, żem mu dał w do­ży­wo­cie Ko­ma­ro­wo, a praw­dę po­wie­dziaw­szy, tom nic wiel­kie­go nie zro­bił, bo mi ta wiosz­czy­na pono nic wca­le nie przy­no­si­ła, a dała spo­kój na sta­re lata po­czci­we­mu czło­wie­ko­wi. Więc jeź­li Waść chcesz, to obej­mij w dzie­dzic­two tę wio­sczy­nę.

Onie­miał z po­dzi­wu pan Mo­ścic­ki, na­resz­cie padł do nóg het­ma­no­wi, aż go pan het­man za­la­ne­go łza­mi pod­niósł i rzekł:

– Cóż Waść ro­bisz – wię­cej ja Wa­ści wi­nie­nem, niż­bym się tą li­cho­tą mógł wy­pła­cić. – Pa­mię­tasz pod Obe­r­ty­nem…..

– Ja tam zro­bi­łem, coby każ­dy zro­bił na mo­jem miej­scu z resz­tą nie uczy­ni­łem tego dla pana het­ma­na, ale iż mi tak ser­ce ka­za­ło.

Trze­ba zaś wie­dzieć, że p. Mo­ścic­ki bę­dąc rot­mi­strzem w cho­rą­gwi p… het­ma­na pod Obe­r­ty­nem cu­dów wa­lecz­no­ści do­ka­zy­wał, dwa razy tam i na­zad prze­rżnął się z swo­ją rota przez nie­przy­ja­ciół, a kie­dy prze­szedł raz trze­ci, już go oto­czy­li i był­by zgi­nął nie­chyb­nie, gdy­by od fron­tu woj­sko moc­niej nie na­tar­ło. Sko­ro je zo­czył p. Mo­ścic­ki, nuż pra­żyć we dwa ognie i tak dziel­nie się po­pi­sał, że p. Tar­now­ski zwykł był ma­wiać, że to jemu na­le­ży się chwa­ła zwy­cięz­two Ale pan Mo­ścic­ki po bi­twie zdał rotę komu in­ne­mu i nie chcąc je­chać do Kra­ko­wa, wró­cił na służ­bę do dwo­ru. Pan Tar­now­ski szu­kał daw­no oka­zyi, iżby do­wieść mu wdzięcz­no­ści i re­spekt swój ja­kie ma dla nie­go.

– Więc zgo­da, rzekł p… het­man, przy­sta­jesz Waść?

– Kie­dy taka ła­ska na mnie mi­ło­ści­we­go pana.

– Ale pod jed­ną kon­dy­cyą – do­dał het­man.

– A jaką? za­py­tał Mo­ścic­ki.

– Abyś mi był za­wsze – do­brym przy­ja­cie­lem, rzekł po­da­jąc mu rękę.

– Wier­nym słu­gą do śmier­ci, za­wo­łał Mo­ścic­ki pa­da­jąc do nóg i ści­ska­jąc ko­la­na swe­go do­bro­czyń­cy.

Wio­ska była co się zo­wie po­rząd­na. Pan Cze­śnik go­spo­darz za­wo­ła­ny, wszyst­ko zo­sta­wił jak na­le­ża­ło: pola za­sia­ne, las w po­rząd­ku, in­wen­tarz do­stat­ni, spi­żar­nią za­pa­śną i cze­ladź wier­ną. Pta­sie­go mle­ka nie do­sta­wa­ło jeno mło­dej pa­rze, a pan Mo­ścic­ki ob­jąw­szy go­spo­dar­stwo, za­cho­wał wszyst­ko jak było i każ­de­go słu­gę na swem miej­scu po­zo­sta­wił. Ła­ska Bo­ska wi­docz­nie nad nimi czu­wa­ła, bo też żona był­to praw­dzi­wy anioł do­bro­ci – po­boż­na, skrom­na a pra­co­wi­ta i roz­gar­nio­na, a choć żyli za­wsze w pra­cy i zbyt­ków so­bie nie po­zwa­la­li, to gdzie cho­dzi­ło przy­nieść dru­gie­mu po­moc, nie ża­ło­wa­li obo­je. By­wa­ło są­sia­do­wi spa­li­ły się sto­do­ły, zbił grad psze­ni­cę: p. Mo­ścic­ki za­jeż­dżał z peł­ne­mi fu­ra­mi i wiódł z sobą swych lu­dzi do po­mo­cy, a pani Mo­ścic­ka na­ła­do­wa­ła dru­gą fur­kę spi­żar­nia­ne­mi za­pa­sy. Więc też lu­dzie bło­go­sła­wi­li ich i przy­ja­ciół nie mało miał pan Mo­ścic­ki, cho­ciaż on ser­ce swo­je nie każ­de­mu otwie­rał, ma­wia­jąc: zło­te drzwi, któ­re lada klucz od­my­ka.

Upły­wał rok po roku, a pani Mo­ścic­ka da­rzy­ła męża po­tom­stwem, któ­re obo­je wy­cho­wy­wa­li w po­boż­no­ści i skar­bi­li im ła­skę Bożą i lu­dzi. Chłop­ców, któ­rych miał czte­rech, sko­ro jeno pod­ro­śli, za­wcza­su wpra­wiał pan Szy­mon do pra­cy, tru­dów i nie­wy­go­dy; cór­ka­mi, któ­rych było dwie, wy­łącz­nie zaj­mo­wa­ła się mat­ka. Sły­nę­ło z da­le­ka to po­czci­we sta­dło, ale Bóg chciał na nich dać przy­kład oso­bliw­szej swo­jej ła­ski.

Uro­dzi­ło się siód­me dziec­ko: dziew­czyn­ka. Był­to cud pięk­no­ści – oczę­ta mia­ła ja­sne, któ­re­mi wpa­try­wa­ła się w czło­wie­ka z taką do­bro­cią i mi­ło­ścią, żeby nie­mi prze­bi­ła naj­tward­sze pier­si. Twa­rzycz­ka okrą­gła z lek­kim ru­mień­cem zda­wa­ła się zdra­dzać ja­kiś wy­raz rzew­ne­go smut­ku, tę­sk­no­ty za nie­bem, za anioł­ka­mi, od któ­rych ode­szła. Bo kie­dy usnę­ła, snać po gło­wie cho­dzi­ły ma­rze­nia z tam­te­go świa­ta; na ustach prze­la­ty­wał uśmiech jak­by po­zdro­wie­nie tego, co się ko­cha; i rą­czę­ta drob­niuch­ne wy­cią­ga­ła w górę, jak­by się chcia­ła wi­tać, po­łą­czyć i ule­cieć z tym ro­jem nie­bie­skich miesz­kań­ców, któ­ry do niej we śnie po zło­tych pro­mycz­kach słoń­ca się spusz­czał. I jesz­cze w ko­leb­ce mó­wić za­czę­ła, a gło­sik jej był taki słod­ki i taki dźwięcz­ny, jak­by w du­szy mia­ła har­fę, na któ­rej ser­dusz­ko jej gra­ło.

By­ło­to ko­cha­nie ca­łe­go domu, ro­sła pręd­ko i cho­dzi­ła. A w oko­ło niej sze­rzy­ła się jak­by won­na at­mos­fe­ra spo­ko­ju i mi­ło­ści, bo gdzie­kol­wiek we szła, wszy­scy pa­trze­li na tę głów­kę, któ­rą pło­we wło­ski wień­czy­ły zło­tą ko­ro­ną, na tę isto­tę wiot­ką, prze­zro­czy­stą, że lu­dzie mó­wi­li, że kie­dy łzy spa­da­ją z oczu Mat­ki Bo­skiej, to ta­kie dzie­ci się ro­dzą. A w spoj­rze­niu jej była ja­kaś nie­wy­sło­wio­na moc do­bro­dzi, że sko­ro ją uj­rzał czło­wiek w naj­więk­szym gnie­wie, uspa­ka­jał się, a jeź­li oj­ciec usiadł kie­dy za­fra­so­wa­ny, to ona przy­szła do nie­go, uklę­kła i pa­trza­ła w oczy, aż ojcu pu­ści­ły się po twa­rzy łzy i brał ją na ko­la­na i no­sił na rę­kach, ale ca­ło­wać nie śmiał, bo wi­dział w niej coś wyż­sze­go i świę­te­go. A lu­bi­ła naj­wię­cej cho­dzić do po­ko­ju mat­ki, bo tam wi­siał duży ob­raz Naj­święt­szej Pan­ny z dzie­ciąt­kiem Je­zus, a za­nim jesz­cze jej po­wie­dzia­no, ja­kie ten ob­raz ma zna­cze­nie, już ona na klęcz­kach wpa­try­wa­ła się w nie­go i znać du­chem mo­dli­ła się, póki jej mat­ka nie na­uczy­ła słów mo­dli­twy pań­skiej.

Nie mo­gła znieść pła­czu czy­je­go­kol­wiek. Sko­ro uj­rza­ła lub po­sły­sza­ła pła­czą­cą, wnet ją bo­leść za ser­ce chwy­ta­ła i bie­gła tam, zkąd ją do­cho­dził głos. Zda­rza­ło się, przy­szła ko­bie­ta ze wsi, w któ­rej domu sta­ło się nie­szczę­ście i opo­wia­da­jąc szlo­cha­ła gło­śno. Wnet Zo­sin­ka (ta­kie było imie tej dzie­ci­ny) przy­bie­gła do niej i wy­cią­ga­jąc ręce, ze łza­mi w oczkach i gło­sem płacz­li­wym wo­ła­ła: Nie płacz­cie ma­tu­siu, po­wiedz­cie co wam jest? A gdy ko­bie­ta opo­wie­dzia­ła, Zo­sia bie­gła do ojca i mat­ki i po­wta­rza­ła, co jej opo­wie­dzia­no i wsta­wia­ła się za bied­ną. Oj­ciec i mat­ka nie śmie­li jej nic od­mó­wić. A Zo­sia nig­dy dla sie­bie o nic nie pro­si­ła, chy­ba tyl­ko o ro­bo­tę, bo choć była ma­leń­ka, ale dziw­nie roz­waż­na, słu­cha­ła wszyst­kie­go z pil­no­ścią i znać było, jak na­uka wcho­dzi­ła do tej głów­ki i czo­łu nada­wa­ła ja­kiś wy­raz my­ślą­cy. A za­wsze chcia­ła uczyć się ro­bót naj­cięż­szych i naj­zmud­niej­szych, któ­rym przy­pa­try­wa­ła się ze smut­kiem mię­dzy słu­ga­mi, my­śląc so­bie: one bied­ne na mnie tak cięż­ko pra­co­wać mu­szą; i jak się prze­ko­na­ła, że w czem może im być po­moc­ną, spie­szy­ła, ofia­ro­wa­ła swo­je do­brą wolą i drob­niuch­ne siły.

Ko­cha­ła bra­ci i sio­strzycz­ki, a lubo wszyst­kich ko­cha­ła, naj­bli­żej wszak­że jej ser­ca byli ci, któ­rych wi­dzia­ła nie­szczę­śli­we­mi. Lu­dzie ją zwa­li anio­łem stró­żem i zna­li ją wszy­scy ze wsi i ona każ­de­go zna­ła; cho­ciaż mat­ka i oj­ciec byli do­bry­mi chrze­ścia­na­mi, czu­ły­mi na nie­szczę­ście bliź­nie­go, to prze­cież, jeź­li któ­ry z chłop­ków żą­dał wspar­cia, za­wsze się zgło­sił na­przód do Zosi. A Zo­sia cie­sząc się, bie­gła do ojca lub mat­ki i opo­wia­da­ła i py­ta­ła, czy nie mogą co dla tego bie­da­ka zro­bić: on taki bied­ny, mamo, wczo­raj cały dzień był na; go­rą­cu, w polu, on dla nas, mamo, pra­cu­je, a jego żona cho­ra; wi­dzi mama, on ani żo­nie do­po­módz, ani ona mu za­nieść je­dze­nia nie może.

Ja pój­dę do niej, mamo. – Ty nic nie po­ra­dzisz Zo­siecz­ko, od­po­wia­da­ła mat­ka, pój­dę ja sama, a o Ma­cie­ju każę pa­mię­tać, by mu za­nie­śli je­dze­nie i do cha­łu­py po­ślę kogo, by po­rzą­dek zro­bił. Wte­dy Zo­sia uszczę­śli­wio­na, ca­ło­wa­ła ręce i nogi mat­ki, i klasz­cząc w dło­nie i ska­cząc, bie­gła do sto­ją­ce­go w sie­ni chłop­ka i wo­ła­ła: wszyst­ko bę­dzie do­brze, Ma­cie­ju, i żona wy­zdro­wie­je i o was nie za­po­mną. Moja mama wszyst­ko to zro­bi, ona was wszyst­kich bar­dzo ko­cha. – I od­pra­wi­ła po­cie­szo­ne­go wie­śnia­ka, ale cho­dzi­ła za mat­ką z da­le­ka, bo wie­dzia­ła, że ona ma­jąc tyle spraw na gło­wie, nic dziw­ne­go, że za­po­mnia­ła cza­sem; kie­dy spoj­rza­ła na nie­śmia­ło sto­ją­cą Zo­się, przy­po­mi­na­ła so­bie wnet i wy­da­wa­ła po­trzeb­ne roz­ka­zy. A z resz­tą Zo­sia mia­ła też i swój in­te­res, bo chcia­ła iść ko­niecz­nie do cho­rej Ma­de­jo­wej, a nie wie­dzia­ła, czy ją mat­ka weź­mie. Wiec z zió­łek, któ­re zwy­czaj­nie mat­ka wy­da­wa­ła, bra­ła po tro­chu, za­wi­ja­ła osob­no i na­peł­nia­ła tem kie­sze­nie, aby kie­dy zaj­dą do cho­rej, ni­cze­go nie bra­kło.

Pew­ne­go razu po­sły­sza­ła na po­dwó­rzu płacz. W skok już tam była i wi­dzi taką jak sama dziew­czyn­kę rzew­nie pła­czą­cą, bo ją sza­far­ka moc­no k'. Moja Anno, za co wy ją tak ła­je­cie? Daj pan­na po­kój, to nic do­bre­go dziew­czy­na, cho­dzi oto na pole, niby paść gęsi, a lata nie wie­dzieć za­czem i zgu­bi­ła ich tro­je. Za­smu­ci­ła się Zo­sia, ale po chwi­li głasz­cząc po rę­kach sza­far­kę, mó­wi­ła: to się znaj­dą, moja Anno, ja sama je znaj­dę. – Pa­nien­ka tyl­ko wszyst­kich psu­je, na ni­ko­go pal­ca skrzy­wić nie moż­na przy pan­nie. No, ob­ra­ca­jąc się do pa­ster­ki: idź już, idź, rze­kła, a na dru­gi raz pil­nuj, bo że te­raz uszło ci na su­cho, to pan­nie po­dzię­kuj.

Za­bie­ra­ła się ku odej­ściu dziew­czy­na, ale Zo­sia ku niej po­bie­gła. Jak ci na imię? za­py­ta­ła.

– Ma­ryn­ka, od­rze­kła dziew­czy­na jesz­cze łka­jąc.

– Gdzież te­raz chcesz iść?

– Do domu na obiad.

– Czy ci się jeść chce?

– Nie, ale za­wsze o tej go­dzi­nie je­dzą.

– A jak­że gęsi? za­py­ta­ła Zo­sia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: