Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lęgowisko zła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Lęgowisko zła - ebook

Edward Pukin - autor powieści „Kanalie”, zrażony indolencją i wszechwładnym nepotyzmem istniejącym w organach państwa, realnie kontynuuje swoją walkę z patologiami władzy, której orężem staje się twórczość literacka, a jej efektem kolejna książka. Tym razem jest to powieść sensacyjna - „Lęgowisko zła”.

Edi, otoczony pajęczyną zależności i interesów, łączącą skorumpowanych urzędników, jest bez szans w walce z jego ciemiężycielami. I chociaż ratuje dom rodzinny, to jednak ostatecznie przegrywa z mocą układu. W poczuciu bezsilności odstępuje od bezpośrednich starć ze swoimi ciemiężcami na sali sądowej i stosuje inny sposób walki. Decyduje się na opisanie zdarzeń w formie powieści, którą zamierza opublikować. W ten sposób stara się ujawnić to, co dzieje się w Polsce na styku władzy z biznesem oraz mechanizmy zachodzące w tworzących się mafijnych układach.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7722-959-0
Rozmiar pliku: 793 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Dochodziła już godzina siedemnasta, gdy z budynku Komendy Miejskiej Policji wyszło naraz kilku mężczyzn. Jeszcze przez chwilę, zanim się rozeszli, wymieniali między sobą jakieś konstatacje. Jeden z nich, ubrany po cywilnemu, wyróżniał się od pozostałych także sportową sylwetką. Mężczyzna wsiadł do samochodu zaparkowanego przed budynkiem. Uruchomił silnik i bez zbędnego pośpiechu ruszył szeroką arterią, wiodącą przez miasto w kierunku Warszawy. Pół godziny później, kilkanaście kilometrów za miastem, skręcił z głównej trasy w boczną drogę. Przejechał przez wieś i wjechał w leśny kompleks. Jadąc dalej w głąb lasu, manewrował kierownicą adekwatnie do oznakowań kierujących na leśne kąpielisko. Po paru minutach dotarł do niewielkiej polany, na której stały już inne pojazdy. Zatrzymał się i wysiadł z samochodu. Podszedł do prowizorycznego płotu, usytuowanego na granicy parkingu ze stromizną, i spojrzał w dół skarpy. Jego twarz nie kryła zaskoczenia, gdy między drzewami dostrzegł niebieską taflę wody. Zafascynowany widokiem, o którym opowiadali również jego znajomi, przyglądał się urokliwemu jeziorku, naturalnie wkomponowanemu w leśne otoczenie.

Pojawiający się od czasu do czasu delikatny zefirek na gładkiej tafli jeziorka powodował, że pierwsza myśl o leżącym wśród drzew lustrze – w którym odbijają się korony wysokich świerków i błękit nieba – jest tylko złudzeniem. Prawie idealny okrąg leśnego oczka – nieco zarośniętego jasnozielonymi szuwarami, wśród których widoczne były również strefy żółtego piasku, uzupełniał gamę kolorów tego wyjątkowego miejsca. Bezpieczny dostęp do wody dla kąpiących się dzieciaków, a przede wszystkim możliwość obserwacji całego jeziora i wędkowania potwierdzały walory wypoczynkowe tego wyjątkowego akwenu. Mężczyzna rozejrzał się wkoło. Pagórkowaty teren wokół jeziora, porośnięty leśnym runem, zachęcał do zbierania jagód i do spacerów, a panująca wokół cisza, przerywana czasem okrzykami dzieci chlapiących się w wodzie, przywodziła na myśl chęć relaksu.

Niewielka odległość jeziorka od wsi i bliskość miasta budziły na tyle zainteresowanie okolicznych mieszkańców, że codziennie przebywało nad nim sporo ludzi egzystujących w tym unikatowym środowisku. „Mają rację, że to urokliwe miejsce zapewnia spokój i odcina od miejskiego hałasu i codziennej nerwówki” – przeszło mu przez myśl, kiedy skojarzył to, co widzi, z argumentami kolegów zachwalających tę okolicę jako miejsce aktywnego wypoczynku.

Po kilkunastu minutach mężczyzna wsiadł do samochodu i ruszył wolno leśną drogą w kierunku wsi. Dojeżdżał już leśnym traktem do skrzyżowania dróg, kiedy dostrzegł w głębi lasu samochód dziwnie zaparkowany między drzewami. Zawodowa dociekliwość spowodowała, że zatrzymał się. Wyjął ze schowka lornetkę i przez moment zlustrował podejrzane auto. Jego uwagę zwróciła obca rejestracja auta. Rozejrzał się, wyszukując kogokolwiek w pobliżu. Kilkadziesiąt metrów w lewo od samochodu, tuż za pagórkiem, dostrzegł ledwie widoczną szarą dachówkę budynku. „To pewnie ta opuszczona leśniczówka” – przypomniał sobie informację znajomych opisujących również okolice jeziora. Sięgnął po telefon. Przez chwilę z kimś rozmawiał, a następnie wysiadł z samochodu i skierował się w stronę zabudowania.

Niedługo później huk wystrzałów, dochodzący od strony leśniczówki, przerwał leśną ciszę i zaniepokoił ludzi wypoczywających nad jeziorem.Rozdział II

Okoliczny ruch w rejonie dworca, wynikający z codziennego rytmu życia miasta, nie był tego dnia ani większy, ani mniejszy niż w innych dniach tygodnia. W odstępie kilku minut na wydzielone miejsca dla taksówek podjeżdżało i odjeżdżało auto, które dowoziło na dworzec lub odbierało oczekujących pasażerów. Od stoisk usytuowanych wokół dworcowego placu dochodził różnojęzyczny gwar. Słychać było głośne rozmowy w narzeczu języka rosyjskiego, ale także w języku polskim. To przyjezdni, wśród których przeważali obywatele z Polski, czuli się w Grodnie jak u siebie. Odległość kilkunastu kilometrów od granicy nie stanowiła dla Polaków większej przeszkody w dotarciu do Grodna i uczestnictwa w wymianie handlowej. Stąd prawie na każdym kroku słychać było polską mowę, między innymi dlatego, że czwartą część mieszkańców tego ponadtrzystutysięcznego miasta stanowią Polacy. Od zakończenia II wojny światowej w tym wielonarodowościowym mieście główną nację – którą jeszcze nie tak dawno tworzyli Polacy, a której proporcje zmieniały się z upływem lat – stanowili teraz Białorusini oraz Rosjanie uzupełniani Ukraińcami, Żydami i Litwinami, a także Tatarami. I pomimo tego, że na mocy postanowień konferencji jałtańskiej miasto Grodno i powiat zostały wyłączone z granic II Rzeczpospolitej, to jednak nie zerwano – decyzjami politycznymi – więzi łączących Polaków mieszkających po obu stronach granicy. Stałe połączenia kolejowe i drogowe umożliwiają sztucznie podzielonemu społeczeństwu i zamieszkałym rodzinom Polaków i Białorusinów z rejonu Grodna i Białegostoku na ciągły i bezpośredni kontakt, także na możliwość wzajemnego wspierania się oraz prowadzenia interesów. Różnice w poziomie życia po obu stronach granicy spowodowały, że wymiana handlowa stała się jednym z podstawowych źródeł utrzymania, stąd na przygranicznych trasach komunikacyjnych utworzyły się również swoiste działalności gospodarcze, także handlowo-przemytnicze.

Blisko południa kolejna wołga w żółtym kolorze z oznakowanym numerem TAXI zatrzymała się kilka metrów od wejścia do budynku dworca kolejowego. Niepozorny mężczyzna w marynarce i rozpiętej koszuli, z teczką w ręku, wysiadł z taksówki. Chwilę rozglądał się wkoło, zanim ruszył w kierunku podwójnych drzwi wahadłowych dworca. Stanął przed wejściem i jeszcze raz obejrzał się za siebie. Wyciągnął z kieszeni paczkę westów i zapalił papierosa.

– Wszystko w porządku, Chudy? Wyspałeś się? – usłyszał skierowane do niego pytania, zanim jeszcze dostrzegł wychodzącego zza rogu budynku mężczyznę.

Charakterystyczna jasnowłosa czupryna wskazywała na jego słowiańskie korzenie.

– O, jesteś! Witaj, Kostek. Wszystko OK. Już myślałem, że się spóźnisz – odpowiedział mężczyzna, trochę zaskoczony nagłym pojawieniem się tamtego.

– Jestem tu od dłuższego czasu. Widziałem, jak podjechałeś. Przez chwilę obserwowałem, czy nie ciągnie się za tobą jakiś ogon.

– A kto by się mną interesował? – odpowiedział beztrosko Chudy.

– Nie bądź taki pewny. Ostrożności nigdy za wiele. Mam dla ciebie bilet do Białegostoku. Tam kupisz sobie kolejny do Elbląga, bo bezpośredniego połączenia z Grodna nie ma – powiedział Kostek, wręczając jednocześnie bilet koledze.

– No to mamy jeszcze trochę czasu i możemy pogadać – zaproponował tamten.

– Nie. Nie bardzo. I nie, dlatego, że nie mam dla ciebie czasu – wyjaśniał Kostek. – Po prostu nie chciałbym, aby ktoś nas przypadkowo zobaczył – przerwał i jeszcze raz obejrzał się za siebie, a za moment tłumaczył dalej: – Dlatego też kupiłem ci już bilet, abyś od razu poszedł przez bramkę na bezcłowy hall, a nie sterczał w kolejce przy kasach. Będę spokojny, gdy zobaczę, że wsiadłeś do wagonu i nikt cię nie zatrzymał. Mamy wszystko domówione. Uważnie obserwuj, co się dzieje w pociągu. Szkoda, że nie możesz zostać jeszcze jeden dzień, ale co ma wisieć, nie utonie. Następnym razem zabalujemy! Idź już! Będę obserwował z daleka bramkę, a potem pociąg. O nic się nie martw. Pozdrów Jana i odezwij się po powrocie. Trzymaj się. Aha – jeszcze jedno. Masz tu gotową deklarację celną. Podpisz ją i trzymaj przy sobie. Paka.

– No to na razie, Kostek. Paka – odpowiedział Chudy, niezbyt zadowolony.

Dogasił niedopałek papierosa i na teczce podpisał dokument. Obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Jeden z nich skierował się do wejścia na dworzec, a drugi jeszcze chwilę odczekał i dopiero wtedy wszedł za nim, ale zaraz za drzwiami skręcił w kierunku kas, skąd mógł obserwować bramkę, do której zmierzał już Chudy.

***

Wewnątrz dworca, od strony peronów, stała metalowa zabudowa, prowadząca do oddzielnego pomieszczenia, w którym przebywało już sporo pasażerów. W końcu przejścia był kołowrotek – przechodził przez niego każdy pasażer; za nim bramka – podobna do kontrolnej, antyterrorystycznej. Obok stali kontrolujący. Najpierw pogranicznicy sprawdzali paszporty, a następnie celnicy interesowali się bagażem wchodzących w bramkę.

– Poljak? – zapytał Chudego z lekką ironią w głosie białoruski mundurowy.

– Tak. Polak.

– W jakim celu i skąd pan przybył na Białoruś? – pogranicznik zadał pytanie czystą polszczyzną.

– Przyjechałem do Grodna wczoraj wieczorem pociągiem z Moskwy. Dzisiaj mam pilne sprawy w Białymstoku i będę szybciej, niż gdybym wracał bezpośrednio z Moskwy do Warszawy i później czekał na pociąg do Białegostoku – wyjaśnił spokojnie Chudy.

– Posiada pan przy sobie narkotyki lub broń – nóż, pistolet?

Polak zaprzeczył. Mundurowy, przeglądając paszport, spojrzał jeszcze raz badawczo na kontrolowanego i po chwili zastanowienia przystawił okrągłą pieczęć w dokumencie tożsamości Chudego.

– Proszę, oto paszport – powiedział pogranicznik. – Proszę przejść dalej do kontroli celnej.

– Posiada pan jakieś inne bagaże? – zapytał celnik, widząc tylko mały neseser w ręku Polaka.

– Nie. Mam tylko tę jedną małą walizeczkę.

– Czy posiada pan coś do oclenia lub zadeklarowane środki pieniężne?

– Nie mam nic do oclenia. Posiadam tylko trochę polskich złotówek i kilka dolarów, które są zgłoszone w deklaracji. Proszę, tu jest deklaracja – wyjaśnił Chudy.

– Proszę otworzyć walizkę – zakomenderował celnik.

Mężczyzna otworzył neseser. Dwie koszule, teczka z dokumentami, książka oraz szczoteczka, pasta do mycia zębów, a także golarka i perfumy Adidas nieznacznie wypełniały i tak nikłą pojemność prostokątnej teczki. Celnik pomacał dno walizki i podobnie jak poprzednik, przyjrzał się badawczo Chudemu. Potem spojrzał na pogranicznika, który przyglądał się kontroli celnej. Pewnie obaj uznali, że wszystko jest w porządku. Celnik – chociaż nazbyt opieszale, wskazał Chudemu palcem kierunek przejścia do bezcłowego hallu.

Polak wmieszał się w tłum ludzi, którzy tłoczyli się przy drzwiach wyjściowych na perony, i dopiero wtedy zrozumiał, przeciskając się między podróżnymi, dlaczego był tak podejrzliwie obserwowany przez pogranicznika i celnika. W odróżnieniu od pozostałych pasażerów, obłożonych wypchanymi tobołkami i walizami, on jeden, poza małą urzędniczą teczką-neseserem, nie posiadał żadnego innego bagażu. Właściciele ogromnych toreb, podobnie jak celnik i pogranicznik, z dużą dozą nieufności obserwowali mężczyznę kluczącego między nimi i ustępowali mu z drogi, gdy skierował się ku wyjściu na perony. Chudy przecisnął się przez tłum, zaciekawiony tym, że nikt nie wychodzi z poczekalni. Dopiero kiedy zobaczył na drzwiach łańcuch i kłódkę, dotarło do niego, dlaczego w tym hallu tłoczyło się tyle osób. Zaciekawiło go, dlaczego wszyscy są zamknięci w hallu w sytuacji, gdy na torze stał już gotowy do odjazdu pociąg do Białegostoku.

– Dlaczego nie wpuszczają ludzi do środka? – zapytał starszego mężczyznę stojącego przy drzwiach.

– Drzwi zostaną otwarte na dziesięć minut przed odjazdem pociągu. Takie tu są przepisy i nie ma na to rady. To jeszcze dwie, trzy minuty – wyjaśnił mężczyzna.

– Ale przecież maszyna już stoi na peronie i podróżni mogliby spokojnie zająć miejsca. O co tu chodzi? – dopytywał dalej Chudy.

– Zaraz pan wszystko zobaczy i pewnie zrozumie, dlaczego tak jest. Tutejsze władze w ten sposób uniemożliwiają kontakty z przemytnikami. Dostęp do wagonów mają tylko osoby, które przeszły przez bramkę na dworcu. A gdyby ci ludzie po kontroli mogli wejść na peron, to przy płocie stacji byłaby już kontrabanda. Nie widzi pan, że tu jest sklep wolnocłowy i każdy kupuje wódkę oraz papierosy... Marlboro, najlepiej w twardych opakowaniach – wyjaśniał cicho, mężczyzna nachylając się do ucha Chudego. – O! Zaczyna się! Zaraz otworzą wrota – dodał szybko i chwycił swoje bagaże.

Najpierw szum podnoszonych tobołków i waliz, przeradzający się w hałas, dobitnie potwierdzał, że za moment oczekujący ruszą na peron. Nagle tłum zafalował i Chudy nie wiedział nawet, kiedy został zepchnięty do tyłu i na bok od drzwi. Podszedł do okna i rozejrzał się po pustym peronie. Usłyszał metaliczny dźwięk łańcucha wyciąganego z klamry na drzwiach. Przez moment mechanizm drzwi nie mógł zostać uruchomiony, ponieważ zostały one zablokowane przez napierający tłum. Dopiero głośna reprymenda kolejarza pozwoliła dokończyć dzieła wyciągania łańcucha na zewnątrz. Drzwi otworzyły się na oścież. W jednej chwili peron zapełnił się podróżnymi, a to, co się działo na peronie, wywołało u Chudego śmiech i niedowierzanie. Ci spokojni pasażerowie z hallu dworca, którzy do tej pory tylko przyglądali się sobie, pewnie oceniając wzajemne szanse, nagle wystartowali do wyścigu, jakby od zajętego w nim miejsca zależały ich życie i byt. Niektórzy upodobnili się do załadowanych bombowców, które muszą dotrzeć do celu i w określonym miejscu zrzucić ładunek. Pędzili w kierunku pociągu z tobołkami na plecach i z rozpostartymi rękoma, w których dzierżyli walizki, popychając się wzajemnie i walcząc zaciekle o najlepsze miejsce, najpierw u wejścia do wagonu, a następnie o przedział i na koniec o dwa miejsca siedzące przy oknie. Ten etapowy wyścig do wagonu, do przedziału i najważniejsze – do okna, miał ważne uzasadnienie. Ci, którzy jako pierwsi opanowali przedziały, mogli odbierać pozostałe bagaże przez okno od tych, którzy zostali na peronie z największymi tobołami. Strategiczne były także dwa miejsca usytuowane bezpośrednio przy drzwiach wejściowych do przedziału, ponieważ z nich było najbliżej do okien od strony korytarza wagonu.

Ostatnią osobą, która w odróżnieniu od wszystkich podróżnych bez pośpiechu przeszła przez peron, obserwując jednocześnie końcowe fazy „załadunku”, był mężczyzna z neseserem w ręku.

Chudy wsiadł do wagonu i przepychając się w korytarzu, zaglądał do kolejnych przedziałów w poszukiwaniu wolnego fotela. Wszystkie miejsca były już zajęte. Przeszedł do następnego wagonu.

– Czy to miejsce jest wolne? – zapytał, wskazując na środkowy fotel w jednym z przedziałów. Tracił już powoli nadzieję, że znajdzie miejsce siedzące.

Sześciu mężczyzn i młoda kobieta siedząca przy oknie spojrzeli po sobie. Nikt z obecnych nie zaprzeczył, więc Chudy wszedł do przedziału i usiadł na wolnym miejscu. Przez dłuższą chwilę wszyscy pasażerowie przedziału spoglądali na siebie ukradkiem. Siedząca przy oknie niewiasta nachyliła się do mężczyzny obok i coś szepnęła, wskazując głową na Chudego. Za moment nastąpiła cisza, w której słychać było tylko wciągane przez nos powietrze przez lekko zakatarzonego mężczyznę usytuowanego naprzeciw młodej kobiety, oraz dochodzące głosy rozmowy kierownika pociągu z dyżurnym ruchu. Wynikało z niej, że za jakieś dwie minuty pociąg odjedzie w kierunku polskiej granicy. Chudy zdjął marynarkę i powiesił ją za sobą na haczyku. Pomimo otwartych okien w przedziale było duszno i tylko ruch powietrza schładzał na chwilę zroszone potem czoła pasażerów, wbrew logice ubranych w luźne swetry i marynarki. Obserwowany przez pozostałych otworzył leżący na jego kolanach neseser, dla którego nie było już miejsca na zapchanych półkach, i wyjął książkę. Gdy przerzucił kilka kartek, poszukując strony, na jakiej przerwał czytanie, po tym jak wieczorem wrócił do hotelu ze spotkania z Kostkiem, podświadomie wyczuł, że patrzy na niego siedząca przy oknie młoda niewiasta. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Uznała to za gest zapraszający do rozmowy.

– Pan jest z Polski? – zapytała w tym samym momencie, gdy drgnęły wagony ruszającego pociągu.

Wszyscy obecni skierowali na niego wzrok w oczekiwaniu na odpowiedź.

„Dziwne pytanie. Czyżbym wyglądał na obcokrajowca?”- przeszło przez myśl Chudemu.

– Tak. Mieszkam niedaleko Gdańska – odpowiedział.

– No to ma pan jeszcze kawał drogi, bo my z mężem to tu blisko granicy. Tak myślałam, że musi być pan gdzieś z głębi kraju. Tym pociągiem nikt nie jeździ z jedną walizką, a już na pewno nie z takim małym neseserkiem – wyjaśniła swoje zainteresowanie, pokazując równocześnie na jego teczkę.

Chudy zamierzał kontynuować rozmowę. Już chciał coś powiedzieć, ale w tym samym momencie w drzwiach przedziału pojawił się mały, pucułowaty człowieczek, trzymający w ręku podłużne opakowanie, który szybko zapytał:

– Czy ktoś może mi przechować jeden wagonik Marlboro?

Nikt z siedzących w przedziale nie zareagował i mężczyzna zamierzał się wycofać, gdy nagle Chudy powiedział:

– Mogę ten pański wagonik ukryć w moim neseserku.

Grubasek spojrzał na niego przenikliwie, tak jakby chciał zapamiętać jego twarz, i podał mu opakowanie.

– Bardzo panu dziękuję, a za przysługę ma pan u mnie paczkę papierosów. Zaraz tu wrócę – powiedział zadowolony i w pośpiechu opuścił przedział.

Zanim Chudy otworzył neseser i ułożył w nim wagonik – opakowanie z dziesięcioma paczkami Marlboro – ten sam mężczyzna pojawił się ponownie. Tym razem w ręku trzymał kolejne dwa wagoniki papierosów i dwie plastikowe butelki. Klęknął przed Chudym na kolanach. Zaskoczony zachowaniem grubasa, nawet nie zareagował, gdy ten bezceremonialnie wsunął pod jego siedzenie towar i znowu wyszedł z przedziału. „To przemytnik” – błysnęła w jego głowie myśl i skierował wzrok na pozostałych pasażerów w przedziale. Sytuacja sprzed kilku sekund nie zrobiła na nikim żadnego wrażenia – tak jakby w ogóle się nie zdarzyła.

Pociąg nabierał już sporej prędkości. Za oknem widać było Niemen. Chudy miał zamiar wstać i podejść do okna, aby popatrzeć na panoramę miasta od strony rzeki, ale został uprzedzony nagłym ruchem pasażerów, którzy, widząc oddalającą się rzekę, sięgnęli do swoich bagaży.

Siedząca przy oknie niewiasta bez żadnego skrępowania rozpięła na sobie dość obszerną bluzkę. Mąż zaczął okładać jej talię i brzuch pojedynczymi paczkami papierosów wyciąganymi z torby. Kobieta nie mniej sprawnie owinęła się taśmą i zapięła bluzkę, która zakryła całkowicie jej ciało i przytwierdzone do niego paczki Marlboro. Tymczasem pozostali mężczyźni ściągnęli marynarki i swetry, porozpinali koszule i podobnie jak młoda kobieta, okładali się paczkami papierosów, po czym zawijali je wokół ciała. Mąż siedzącej przy oknie i dwaj inni wyjęli z torby oryginalnie zakręcone butelki ze spirytusem i przelali zawartość do plastikowych butelek po napojach. Każda z butelek po lekkim spłaszczeniu została przytwierdzona do brzucha i owinięta taśmą. Po zakończeniu czynności „przeładunkowych” wszyscy ponownie się ubrali i wzajemnie poprawili. Chudy z zaciekawieniem, ale i z uznaniem dla sprawności przemytników – nie miał już żadnych wątpliwości, że przypadkowo trafił do przedziału z kontrabandą – przyglądał się sprytnym ruchom i dopracowanym szczegółom przepakowywania i ukrywania towaru, tym bardziej że wszystko odbywało się błyskawicznie i bez jednego zbędnego słowa. Po niecałych dziesięciu minutach w przedziale zapanowała cisza, którą przerywał tylko stukot kół wagonu na łączach kolejowych szyn.

Chudy wstał i wyszedł na korytarz. Przespacerował się tam i z powrotem wzdłuż wagonu. Podobnie jak w jego przedziale, w pozostałych kończyły się czynności przepakowywania. Po zakończeniu całej operacji wagon jakby... zasnął. Nie było słychać tego swoistego szumu: rozwijanych taśm, gniecionych butelek z plastiku czy przelewanego płynu. „Czyżby w tym wagonie jechali sami przemytnicy?” – pomyślał zaskoczony tym, co zauważył i czego był świadkiem. Gdy dostrzegł wchodzących do wagonu polskich żołnierzy WOP-u, wrócił do swojego przedziału.

– Niepotrzebnie wychodzi pan teraz na korytarz – powiedział mężczyzna siedzący vis-à-vis Chudego. – Nie ma potrzeby zwracać na siebie uwagi „wopików”, a szczególnie celników – dodał wyjaśniająco spod przymrużonych oczu.

Chudy, lekko skarcony, usiadł bez słowa riposty. Obserwując wszystko, co się działo w wagonie, nawet nie zwrócił uwagi, kiedy przekroczyli granicę białorusko-polską. Kontrola dokumentów przebiegła równie sprawnie jak czynności przemytników. Napięcie i niepokój w przedziale wzrosły, gdy w wagonie pojawili się celnicy, którzy z narzędziami w dłoniach – widocznie znali przebiegłość handlarzy i skrytki przemytników – rozkręcali część wewnętrznej zabudowy w korytarzu i wyciągali z ukrycia papierosy oraz butelki z alkoholem. Oczywistością było, że nikt z podróżnych, zapytany przez mundurowego, nie przyznawał się do trefnego towaru, który tym samym był rekwirowany do przygotowanych pojemników.

Gdy jeden z celników dotarł do przedziału Chudego i stanął w wejściu, bacznie obserwując znudzonych lub udających drzemkę pasażerów, ten czytał leżącą na neseserku książkę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że może podpaść w czasie drobiazgowej kontroli celnej. Miał obawy, czy aby wolno mu było mieć przy sobie cały wagonik papierosów, więc wolał na podobieństwo handlarzy i przemytników udawać domniemaną niewinność poprzez fakt zaczytania się w książce. Widocznie celnik dostrzegł jednak coś dziwnego w jego zachowaniu, bo wskazując na niego palcem, niby twierdząco, niby pytająco skierował do niego dwa odrębne zdania:

– Pan posiada towar do oclenia? Papierosy, alkohol lub inne artykuły...

– Nie. Nie mam nic do oclenia – odpowiedział Chudy.

– Na pewno nie chce pan zgłosić żadnego towaru? – dopytywał dalej celnik.

– Jeżeli pan sobie życzy, mogę otworzyć swój bagaż – odpowiedział tym razem zdecydowanie.

– Czy ktoś z państwa ma jakiś towar do oclenia? – dociekał mundurowy, zwracając się tym razem do pozostałych osób w przedziale. Przemytnicy także zaprzeczyli.

Celnik stał jeszcze chwilę, przyglądając się ponownie Chudemu, ale widząc, że ten wrócił do czytania, zrezygnował i przeszedł do następnego przedziału.

Odgłos tłumionej ulgi przeszedł po całym przedziale. Jeszcze jakiś czas do momentu, gdy celnicy opuścili wagon, panowała cisza, po czym nastąpiło coś, co Chudego wprawiło w zupełne zaskoczenie. Cała operacja rozbierania się i przytwierdzania towaru pod ubraniem, przelewania alkoholu z butelek do butelek przebiegała tym razem w odwrotnym kierunku, przywracając stan wyjściowy do momentu odjazdu pociągu z Grodna. Różnica polegała tylko na tym, że teraz pociąg zbliżał się do stacji Kuźnica Białostocka, przygranicznej miejscowości po stronie polskiej, i było po odprawie celnej. Chudy przyglądał się powrotnemu przeładunkowi, zdziwiony przede wszystkim tym, że część towaru nie wracała na poprzednie miejsce w walizkach. Zapakowany do mniejszych plastikowych toreb i dokładnie zabezpieczony taśmami, tak aby z nich nic nie wypadło... był wyrzucany przez okno na zewnątrz pociągu. Moment oraz siłę wyrzucania paczek skonfigurowano z prędkością maszyny i z obserwacją znanych tylko przemytnikom punktów w terenie, które oznaczały, że właśnie w tym miejscu towar zostanie odnaleziony przez wspólnika.

– Dlaczego wyrzucacie towar, przecież już wszyscy są po kontroli celnej? – zapytał Chudy cicho grubasa, gdy ten wpadł do przedziału z paczką Marlboro dla niego i odebrał swój wagonik oraz wyciągnął spod siedziska zgniecione pojemniki.

– Na stacji mogą ponownie sprawdzać. Szkoda byłoby stracić towar i jeszcze zapłacić karę. My tu wszyscy tylko z tego żyjemy – odpowiedział przemytnik i wyszedł.

Pociąg dojeżdżał już do stacji i pasażerowie z przedziału Chudego wyszli na korytarz, zabierając swoje bagaże. Chudy został sam i dopiero teraz mógł swobodnie wyjrzeć przez okno wagonu. Handlarze i przemytnicy wysiadali pospiesznie z wagonów i natychmiast ścigali się – na podobieństwo wyścigu w Grodnie – na stacji w Kuźnicy, ale tym razem do budynku kolejowego. Pociąg opustoszał i gdyby nie kilka osób stojących na peronie w oczekiwaniu, aż podróżni wysiądą, można by mieć złudzenie, iż zakończył on już swój bieg. Obserwując przez okno zachowanie podróżnych, Chudy zastanawiał się nad wyjaśnieniem tej kolejnej gonitwy. Wobec tego, że sam nie mógł znaleźć odpowiedzi, zapytał wprost przechodzącego obok wagonu tego przemytnika, który siedział w przedziale przy oknie:

– Gdzie tak wszyscy pędzą i dlaczego? O co tu chodzi?

– Za pięć minut przyjeżdża pociąg relacji Białystok – Grodno i część ludzi wraca nim do Grodna – odpowiedział tamten, a idąca za nim młoda kobieta na chwilę się zatrzymała i dodała:

– Niech pan się nie dziwi temu, co zobaczył. Mamy na utrzymaniu rodziny i często tak jest, że w ciągu dnia jeździmy tam i z powrotem kilka razy. My z mężem już dziś nie wracamy, dlatego idziemy spokojnie, ale innym razem też pędzimy na stację, bo tam jest przechowalnia bagaży, które gdzieś trzeba zostawić – do Grodna jedzie się z torbą pustą, a wraca z pełną po zakupach na bezcłowym. To jest nasza praca, z tego żyjemy – mówiła ze smutkiem.

– Życzę powodzenia – odpowiedział Chudy.

– Dziękuję i do widzenia. Nie wiedzieliśmy, kim pan jest, ale okazał się pan normalnym Polakiem. Może jeszcze kiedyś spotkamy się na tej trasie – powiedziała na zakończenie z nadzieją w głosie.

Wieczorem Chudy zadzwonił do Kostka i zdał mu relację z podróży. Jego przyjaciela interesował szczególnie przebieg kontroli i przejazd pociągiem przez granicę. Gdy skończył, Kostek zapytał:

– Co o tym sądzisz w kontekście naszych spraw?

– Poza tym, że „zarobiłem” paczkę Marlboro i litr spirytusu, niewiele widzę plusów w tym wariancie.

– Hola, hola! Zabroniłem ci cokolwiek przemycać, a ty mi mówisz o butelce spirytusu! Miałeś tylko dokładnie sprawdzić ten szlak. Działasz na własną rękę, czy co!? Nie zauważyłem, żebyś coś kupił w bezcłowym! Chyba że handlowałeś z przemytnikami! – wrzasnął Kostek.

– Nie krzycz na mnie, jak nie wiesz, skąd się wziął ten spirytus – odparł Chudy.

– To jakim cudem zarobiłeś?!

– Paczkę papierosów sprezentował mi jeden z przemytników, bo widział, że skończyły mi się moje westy, jeszcze te z Polski. Był zadowolony, że uniknął kontroli.

Chudy skłamał, aby nie opowiadać o szczegółach przechowywania „wagonika”.

– A spirytus? – Kostek nie dowierzał swojemu rozmówcy.

– To czysty przypadek. Gdy pociąg wyjechał już z Kuźnicy i mogłem sprawdzić, gdzie ci przemytnicy chowają towar pod siedziskami, zajrzałem pod ławę w przedziale. Tam są grzejniki; między nimi znalazłem wciśniętą, ale przygniecioną na płasko plastikową butelkę ze spirytusem, a że byłem sam w przedziale, to ją zabrałem i... teraz sobie popijam przy kolacji. Ha, ha! Twoje zdrowie, Kostek. Ha, ha! – wyjaśnił Chudy, kończąc głośnym i wesołym śmiechem.

– Ale mnie nastraszyłeś! Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Wiesz przecież, jak bardzo musimy się pilnować. I chyba masz rację: trzeba będzie poszukać innego rozwiązania. Dzięki za moje zdrowie! Mam pomysł, ale potrzebuję na jego sprawdzenie kilku dni. Trzymaj się i na razie nie dzwoń do mnie! Gdy wrócę, sam zadzwonię. Nie upij się!

– Paka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: